marcogor o gorach

W Górach Bystrzyckich – na Jagodnej i w poszukiwaniu Strażnika Wieczności

Góry Bystrzyckie to rozległy, słabo zróżnicowany masyw górski w Sudetach Środkowych. Graniczy na północy z Górami Stołowymi, a od zachodu z Górami Orlickimi. Większość obszaru pasma leży na terenie Polski, na teren Czech przechodzi jedynie mały skrawek w południowej części. Góry Bystrzyckie wyróżniają się dużą lesistością. Teren jest bardzo słabo zaludniony i ze względu na trudne warunki ciągle wyludniający się w wyniku procesu zanikania wsi. Małe urozmaicenie rzeźby terenu, znaczne zalesienie i słaba baza noclegowa powodują, że Góry Bystrzyckie nie są popularnym regionem turystycznym. Są one atrakcyjne dla wytrwałych piechurów i rowerzystów górskich poszukujących miejsc wolnych od masowej turystyki. Jako, że ja należę do tej grupy wytrwałych piechurów odwiedziłem to pasmo w trakcie zdobywania Korony Gór Polski. Obecnie region ten stawia na turystykę rowerową i narciarstwa biegowego, więc mnóstwo tu nowych ścieżek i dróg leśnych, które może wykorzystać także turysta górski. Istnieje również gęsta sieć śródleśnych dróg asfaltowych.  Przełęcz Spalona Pasmo nie jest zbyt atrakcyjne widokowo, ale rzeczywiście znajdziemy tutaj ciszę i spokój, możemy być sami z dala od zgiełku świata. Najwyższym szczytem według najnowszych pomiarów jest Sasanka (985 m.), choć mędrcy z KGP przyznali ten tytuł pobliskiej Jagodnej ( 977 m.). Głównym punktem wypadowym w te góry jest przełęcz Spalona, gdzie dojedziemy autem, prawie pod same drzwi schroniska. Ja też tak zrobiłem, żeby zaoszczędzić na czasie. Dojechałem na miejsce Drogą Sudecką zwana też Autostradą Sudecką, która została zbudowana w 1938 roku. Posiada ona duże walory widokowe i należy do najwyżej położonych szos asfaltowych w Polsce. Otwierają się z niej widoki Kotliny Kłodzkiej, Masywu Śnieżnika i Doliny Orlicy. Sama Przełęcz Spalona to powszechnie używana nazwa rozległej łąki na wierzchowinie Gór Bystrzyckich, położonej na wysokości 800-815 m n.p.m. Miejsce to nie przypomina ukształtowaniem przełęczy, ale dzieli Góry Bystrzyckie na część południową i północną. Na łące znajduje się węzeł szlaków turystycznych, a także połączenie widokowej Spalonej Drogi z Bystrzycy Kłodzkiej na przełęcz do tzw. Autostrady Sudeckiej.   Schronisko Jagodna Przy drodze koło skrzyżowania dróg, w budynku dawnej karczmy z 1895 roku znajduje się schronisko górskie „Jagodna”, a także stok i wyciąg narciarski oraz dwa przebudowane bunkry. To miejsce tętni życiem. Tutaj turystów nie brakuje, organizowane są różne zloty, sam byłem świadkiem spotkania zdobywców Korony Sudetów. Schronisko posiada 53 miejsca noclegowe w pokojach 2-9 osobowych, możliwe jest również rozbicie namiotu obok schroniska. Budynek posiada kanalizację, centralne ogrzewanie i ciepłą wodę. Do dyspozycji jest świetlica, jadalnia i bufet. Do schroniska niestety już od dawna nie można dotrzeć komunikacją publiczną. Spodobał mi się klimat tego miejsca, trafiają tu raczej prawdziwy miłośnicy wędrówek. Stąd wychodzi szlak w masyw Jagodnej, gdzie znajdują się najwyższe szczyty pasma.  Masyw Jagodnej Bardziej należałoby napisać, że na szczyt Jagodnej prowadzi szeroka, utwardzona droga leśna, którą jeżdżą nawet uprawnione pojazdy!  Wzniesienie wznosi się w środku wysokiego rozciągniętego południkowo masywu w kształcie niewielkiego grzbietu, który tworzy z dwoma sąsiednimi wzniesieniami. Grzbiet z trzema mało widocznymi wzniesieniami, położony jest między Przełęczą Spaloną na północy a Przełęczą nad Porębą na południu. Wyjście na szczyt ze schroniska zajęło mi godzinę czasu, powrót troszkę mniej. Przewyższenie jest bardzo nieznaczne, więc wędrówkę można potraktować bardziej jako spacer. Tak łatwo zdobywa się szczyty Korony Sudetów. Z przełęczy niebieskim szlakiem, przez wierzchołki Sasina i Sasanki na Jagodną i z powrotem. Trwają cały czas przepychanki, które wzniesienie masywu Jagodnej jest najwyższe. Na każdym z tych szczytów stoją ambony myśliwskie, a na Jagodnej wisi tablica z oznakowaniem miejsca. Inaczej trudna byłoby się połapać na tym płaskowyżu, gdzie się jest.  Na początku XX wieku miejscowy oddział Kłodzkiego Towarzystwa Górskiego zbudował na szczycie Jagodnej 17-metrową wieżę widokową. Przed 1939 r. na miejscu widokowej ustawiono wieżę triangulacyjną, której resztki stoją do dnia dzisiejszego. Obecnie w pobliżu znajdziemy niezalesioną polankę stanowiącą punkt widokowy na Kotlinę Kłodzką, Masyw Śnieżnika, Góry Orlickie i Rów Górnej Nysy. Strażnik Wieczności Po zejściu na dół do schroniska postanowiłem zobaczyć jeszcze jedno miejsce. Chyba najbardziej legendarne w całych Górach Bystrzyckich. Jest tutaj mnóstwo leśnych dróg i wiele z nich ma swoje, czasem fantazyjne nazwy. Przy jednej z nich, zwanej Wieczność stoi niezwykły kamienny posąg pana w kapeluszu, nazwany „Strażnikiem Wieczności”. Znajduje się na całkowitym odludziu, przy ścieżce rowerowej, w pobliżu wymarłej wsi Huty, gdzie pozostał chyba tylko jeden zamieszkały dom. Kamienna rzeźba człowieka w kapeluszu z niem. napisem Grauer Mann (Szary człowiek) i datą 1872 mimo wątpliwej wartości artystycznej zyskała sławę i krążą o niej legendy. Muszę przyznać, że spotkanie z tym samotnym panem na takim odludziu, jeszcze jak się samotnie wędruje robi wrażenie! Dojść tam możemy zielonym szlakiem z przełęczy Spalona, a we wsi Huta musimy skręcić na czerwony szlak rowerowy i po około kilometrze wędrówki przywitamy się z panem w kapeluszu.  Droga Wieczność Można też dojechać od strony Bystrzycy Kłodzkiej do końca wsi Wójtowice i tam dojść do zielonego szlaku. Wtedy po drodze obejrzymy ruiny Fortu Wilhelma, kolejną pozostałość starych czasów. Kamienna figura, razem z drogą „Wieczność”  jest symbolem tych gór. Źródła podają, że „Droga Wieczność” jest jedną z najstarszych i niegdyś ważnych dróg leśnych. „Wieczność” straciła na znaczeniu po wybudowaniu poniżej Spalonej Drogi na przełęcz. Dziś intryguje swą nazwą i marką związaną z dawnymi czasami, kiedy to oprócz zwykłego wędrowania po Sudetach liczyła się też aura związana z podaniami i legendami przysługującymi danemu miejscu. Dziś tak jak i kiedyś na początku „Wieczności” stoi wyrzeźbiony w kamieniu Strażnik. Dawniej figura nosiła nazwę Szarego lub Kamiennego Mężczyzny (niem.: Graue Mann lub Steinerte Mann). „Strażnik Wieczności” został postawiony w miejscu, gdzie najprawdopodobniej zginął miejscowy chłop. Stara rzeźba około roku 1975 została zniszczona, a następnie skradziona, na szczęście w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku postawiono nową figurę, wykonaną przez artystów z ASP Wrocław, która tak jak kiedyś tak i dziś służy za punkt odniesienia w tym fragmencie Gór Bystrzyckich. „Wieczność” jest to droga szczególna – można nią iść i iść, długo i długo, i cały czas prosto, a kto podejmie tę samotną wędrówkę, tego wkrótce ogarnie strach. Droga jest bowiem dostojna, a jednocześnie przygnębiająca, tajemnicza, budząca grozę, a zarazem pociągająca. Droga, którą lud nazwał „Wieczność”. Z boku dochodzi tu „Droga Wielkiego Strachu”. Legendy jakie czytałem o tym miejscu naprawdę przyprawiają o dreszcze. Polecam każdemu przeczytanie przedruków starych niemieckich podań o tym miejscu. Nie wyobrażam sobie wizyty tam ciemną nocą. Mi pozostał natomiast tylko powrót do schroniska Jagodna na nocleg, gdzie dają zniżki członkom PTTK i HDK. Jak już pisałem to bardzo klimatyczne miejsce z bogatą biblioteką. Dostaniemy tu również dobre jedzonko. Stąd już miałem blisko do Zieleńca i w Góry Orlickie, które opisałem tutaj. Uważajcie tylko w czasie pobytu tutaj na „Drogę zbłąkanych wędrowców”, bo z niej nigdy możecie nie powrócić! Na koniec zapraszam do obejrzenia fotorelacji z wycieczki. Wkrótce kolejne opisy najszybszych możliwości wejść na szczyty z KGP, ale nie tylko, bo w każdych górach jest wiele fascynujących miejsc, których staram się nie przeoczyć. Wiem, że życia braknie, żeby jednak wszystkie te cuda zobaczyć… Z górskim pozdrowieniem Marcogor        

marcogor o gorach

W Górach Orlickich – na Orlicy

Góry Orlickie to najwyższa część Sudetów Środkowych z kulminacją w Wielkiej Desztnej (1115 m). Większość pasma znajduje się na terenie Czech, do Polski należy jedynie niewielki skrawek głównego grzbietu (tzw. Czeski Grzebień) z najwyższym wzniesieniem w granicznej Orlicy  (czes. Vrchmezí, 1084 m n.p.m.). Pewnie by mnie tu nie było, gdyby nie kolejny urlop w Sudetach i chęć zdobycia Korony Gór Polski. Po polskiej stronie granicy turysta nie ma zbyt wiele ciekawych tras, więc ja swój pobyt ograniczyłem do poznania dzikiej i pięknej Doliny Orlicy oraz wejścia na najwyższy szczyt.  Dolina Orlicy uchodziła dawniej za krajobrazowy odpowiednik dolin alpejskich. Oddziela ona pasma Gór Orlickich i Bystrzyckich. Dzięki wyludnianiu tamtejszych wsi nadal zachowała swój dziki charakter. Przejeżdżałem przez nią przed zachodem słońca i urzekło mnie jej nieskazitelne piękno. Najciekawsze jej fragmenty znajdują się w rejonie Torfowiska pod Zieleńcem, gdzie znajduje się florystyczny rezerwat przyrody. Z Zieleńca prowadzi tam szlak turystyczny i ścieżka edukacyjna, a na środku torfowiska stoi wieża widokowa, skąd można podziwiać rezerwat.  Wieś Zieleniec to znany ośrodek sportów zimowych, obecnie będący częścią Dusznik – Zdroju. Wieś uważana jest za najwyżej położoną w Sudetach. Panuje tu specyficzny mikroklimat (jedyny taki w Polsce) – zbliżony do alpejskiego. Znajdziemy tutaj także jedyne schronisko PTTK „Orlica”, które jest dobrą bazą wypadową w pobliskie góry. Niestety w czasie mojego wrześniowego pobytu w tych stronach było nieczynne, z powodu zakończenia sezonu turystycznego! Turystów szukających noclegów przyjmuje znajdujący się naprzeciwko pensjonat „Szarotka”, po w miarę normalnych cenach. Ja też skorzystałem  z tej opcji. Wyjście na najwyższy szczyt zajmuje z tego miejsca 30 minut, a cała pętla, z powrotnym zejściem do Zieleńca – tym razem Słonecznej Doliny, gdzie przy głównej drodze jest mały parking na kilka aut, to tylko godzinna wycieczka. Nie są to więc góry wymagające, podejścia łatwe i przyjemne. Sam szczyt Orlicy jest zalesiony, ale dawniej było tu inaczej. Przed 1945 na Orlicy znajdował się uczęszczany punkt widokowy z rozległą panoramą na czeską stronę Gór Orlickich, pod szczytem stało całoroczne schronisko Hohe Mense-Baude i wieża widokowa. Schronisko to było zbudowane i prowadzone przez Heinricha Rübartscha (1852–1930), który był pionierem turystyki górskiej i narciarstwa w Sudetach i zostawił pierwsze ślady nart w Górach Orlickich. Po II wojnie światowej schronisko nie podjęło działalności, wkrótce spalone, popadło w ruinę. Pozostały po nim jedynie nikłe ślady podmurowań. Oprócz tego schroniska w okolicy znajdowało się jeszcze kilka innych, ale wszystkie zakończyły swoją działalność po 1945. Obecnie w Zieleńcu znajdziemy pomnik poświęcony temu niemieckiemu pionierowi turystyki, właśnie przy tym małym parkingu, gdzie zielony szlak schodzi z drogi głównej w las. 21 września 2012 na szczycie odsłonięto pomnik upamiętniający pobyt na wierzchołku Johna Quincy Adamsa - późniejszego prezydenta USA (w 1800), cesarza Józefa II (w 1779) oraz Fryderyka Chopina (w 1826).  Orlica należy do Korony Gór Polski i do Korony Sudetów Polskich.  Poniżej szczytu, po czeskiej stronie znajdziemy wiatę turystyczną, gdzie jest nawet księga wejść szczytowych, również z moim wpisem. Stąd już stosunkowo blisko do czeskiego schroniska górskiego Masarykowej Chaty, która jest dobrym punktem wyjściowym na najwyższą górę czeskich Orlickich Hor – Wielką Desztną. Stoi ono na rozległej odsłoniętej polanie, na wysokości 1013 m n.p.m. przy granicy państwowej z Polską. W pobliżu schroniska znajduje się punkt widokowy z panoramą na Góry Bystrzyckie, Masyw Śnieżnika, południowo-wschodnią część Gór Orlickich z Wielką Desztną czes.Velká Deštná. Ale wizyta tam jest jeszcze przede mną. Dobrze, że zostało mi coś na później. Przynajmniej będzie po co wracać!  Krótki pobyt w tych okolicach zaowocował tylko wejściem na Orlicę, ale przy okazji nabyłem dużo wiedzy i wiem, gdzie warto wrócić. Cały projekt KGP najbardziej zaowocował zdobyciem większej wiedzy o wszystkich górach w Polsce, poprzez czytanie mnóstwa przewodników, studiowania map i przeglądania internetu. Dzięki temu dowiedziałem się, gdzie warto się wybrać i co zobaczyć. I mogłem zaplanować optymalne trasy na czas mego dwutygodniowego urlopu w Sudetach. W tym czasie udało mi się odwiedzić wszystkie 16 pasm górskich Sudetów oraz czeskie pasmo Wysokiego Jesenika. Na koniec pierwszej części z cyklu opisu zdobywania mojej własnej Korony Gór Polski zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć. Z górskim pozdrowieniem Marcogor  

marcogor o gorach

Moja Korona Gór Polski

Pomysł, żeby zdobyć Koronę Gór Polski zaświtał w mojej głowie w zeszłym roku, gdy po raz pierwszy zawitałem w Sudety. Wtedy po odwiedzeniu pięciu pasm sudeckich dotarło do mnie, że już tak niewiele pozostało, że warto by pokusić się o zdobycie korony. W tym roku postanowiłem zrealizować ten projekt do końca i ponownie odwiedziłem Sudety zdobywając resztę najwyższych, brakujących szczytów. Ale to było jakby przy okazji. Moim celem od dawna było poznanie wszystkich gór w Polsce. Chce kiedyś móc o sobie powiedzieć, że byłem, chodziłem i zdobywałem szczyty we wszystkich pasmach górskich w Polsce. Do tego jeszcze daleka droga, ale duży krok naprzód już uczyniłem. Udało mi się odwiedzić już wszystkie polskie góry, a reszta wyszła w praniu. O to chodziło też pomysłodawcom projektu KGP. Koncepcja została przedstawiona w 1997 roku przez Marka Więckowskiego i Wojciecha Lewandowskiego w czasopiśmie „Poznaj swój kraj”. Korona Gór Polski zatwierdzona została 13 grudnia 1997 r. na specjalnym spotkaniu zwołanym przez redakcję „Poznaj swój kraj”, inaugurującym jednocześnie powstanie Klubu Zdobywców Korony Gór Polski. Ogłaszając ideę KGP, redakcji „Poznaj swój kraj” chodziło nie tylko o odciążenie najpopularniejszych gór na czele z Tatrami i spopularyzowanie wielu innych, atrakcyjnych, lecz nieznanych pasm, ale także o dogłębne poznanie tych rejonów kraju, z ich historią, przyrodą, geologiczną przeszłością i współczesną kulturą. Zachęcam więc wszystkich do zdobywania KGP – co czynić można w dowolnym czasie i w dowolny sposób (pieszo, na rowerze, czy na nartach). Korona Gór Polski  to 28 szczytów, nieomal odpowiadających spisowi najwyższych szczytów wszystkich pasm górskich Polski. Różnica polega na tym, że za najwyższe uznano te szczyty, na które w chwili ustalania Korony prowadził znakowany szlak turystyczny, w wyniku czego nie uwzględniono najwyższych szczytów Gór Bialskich i Gór Złotych. Istotnym problemem jest też problem granic mezoregionów. Autorzy Korony opierają się w tym względzie na innych ustaleniach niż na regionalizacji Polski według Jerzego Kondrackiego, autora naukowo opracowanej regionalizacji geograficznej Polski. Skutkuje to tym, że np. według autorów Korony najwyższym szczytem Beskidu Makowskiego jest Lubomir, podczas gdy według regionalizacji Kondrackiego szczyt ten należy do Beskidu Wyspowego. Kolejną kontrowersją jest umieszczenie w Koronie Chełmca, którego punkt pomiarowy znajdował się na 18-metrowej wieży widokowej i dzięki temu został uznany za najwyższy w Górach Wałbrzyskich, jednak w rzeczywistości najwyższa jest Borowa. Największe kontrowersje wzbudza umieszczenie w Koronie Gór Bialskich, które są częścią Gór Złotych, więc Góry Bialskie nie powinny w ogóle być umieszczone w Koronie, natomiast najwyższym szczytem całych Gór Złotych po polskiej stronie jest Brusek lub Postawna (różne źródła podają różne wysokości), a nie Kowadło. Koronę zdobyłem dla przyjemności, przy okazji poznawania poszczególnych pasm górskich, dla siebie, nie dla dyplomu, czy oznaki. W związku z różnymi regionalizacjami zrobiłem swoją własną listę szczytów, obejmującą oczywiście te z wykazu KGP. Posłużyłem się też Atlasem Gór Polski wydawnictwa ExpressMap, które dołożyło kolejne 29 pasmo górskie. I tak wyszła lista 33 szczytów zdobytych przez wiele lat, gdyż wcześniej nie miałem takich planów, zdobywania jakichkolwiek narzuconych szczytów. Teraz, gdy już to zrobiłem, uważam, że lepiej chodzić swoimi ścieżkami, ale podzielę się z wami spostrzeżeniami, jak najlepiej to zrobić i najszybciej, przy okazji opisów wycieczek w poszczególne pasma. Dziś tylko lista szczytów według autorów Korony i fotki z najwyższych szczytów jako udokumentowanie moich wejść.   Lp. Szczyt Pasmo górskie Wysokość (m n.p.m.) 1 Rysy (wierzchołek graniczny) Tatry 2499 2 Babia Góra Beskid Żywiecki 1725 3 Śnieżka Karkonosze 1602 4 Śnieżnik Masyw Śnieżnika 1425 5 Tarnica Bieszczady 1346 6 Turbacz Gorce 1310 7 Radziejowa Beskid Sądecki 1262 8 Skrzyczne Beskid Śląski 1257 9 Mogielica Beskid Wyspowy 1171 10 Wysoka Kopa Góry Izerskie 1126 11 Rudawiec Góry Bialskie 1112 12 Orlica Góry Orlickie 1084 13 Wysoka (Wysokie Skałki) Pieniny 1050 14 Wielka Sowa Góry Sowie 1015 15 Lackowa Beskid Niski 997 16 Kowadło Góry Złote 989 17 Jagodna Góry Bystrzyckie 977 18 Skalnik Rudawy Janowickie 945 19 Waligóra Góry Kamienne 936 20 Czupel Beskid Mały 933 21 Szczeliniec Wielki Góry Stołowe 919 22 Lubomir Beskid Makowski (Średni) 904 23 Biskupia Kopa Góry Opawskie 889 24 Chełmiec Góry Wałbrzyskie 851 25 Kłodzka Góra Góry Bardzkie 765 26 Skopiec Góry Kaczawskie 724 27 Ślęża Masyw Ślęży 718 28 Łysica Góry Świętokrzyskie 612 Ja dorzuciłem jeszcze dodatkowo, żeby było więcej: 29. Starorobociański Wierch – Tatry Zachodnie – 2176 m. 30. Jałowiec – Beskid Makowski – 1111 m. 31. Trzy Korony -Pieniny Właściwe – 982 m. 32. Jaworniki – Góry Sanocko – Turczańskie – 909 m. 33. Borowa – Góry Wałbrzyskie – 854 m. ( najwyższa po nowych pomiarach ). Dlaczego 33 szczyty? Bo korona bliskiej mi Słowacji także liczy tyle gór, bo tyle tam pasm górskich. Mam blisko i uwielbiam ten górzysty kraj, więc ona będzie następna i ostatnia zapewne. Zapraszam do obejrzenia jak wyglądają poszczególne wierzchołki, na które się wdrapałem, na niektóre nawet po kilka razy, w galerii zdjęć. Z górskim pozdrowieniem Marcogor   materiały o KGP źródło Wikipedia

Podróże rowerowe

Polecane trasy: szybki wypad rowerem w Bieszczady polskie i słowackie

Bieszczady rowerem. Szybki, 3-dniowy wypad w Bieszczady? Oto propozycja trasy, dzięki której unikniecie turystów zalewających niegdyś niemal bezludne Bieszczady. Bies&Czad&Rock’n’roll, a w tle Bies Czad Blues Bieszczady, niegdyś zamieszkałe tylko przez drwali i hipisów, dziś rozjeżdżane są przez autokary wiozące „niedzielnych” turystów. Dlatego szukałem tras na krótką 3-dniową wyprawę rowerową, które pozwolą mi uniknąć tłoku i mieć choć kawałek Bieszczad dla siebie. Dzień 1 Trasa: Lesko – Wołkowyja Dystans: 30 km Z racji ograniczonego czasu, zdecydowałem się na podróż samochodem i wyruszenie rowerem z Leska. Auto można spokojnie zostawić na wielkim placu przy rondzie na Hoczew i Ustrzyki Dolne. Pierwsza góra na rozgrzewkę zaczęła się już po chwili, w stronę na Ustrzyki i tak było aż do Polańczyka. Przewyższenia nie są bardzo duże, ale już po kilkunastu kilometrach czułem je w mięśniach. Mimo to, pierwszy dzień traktuję jako rozgrzewkę, w sumie wyszło nieco ponad 40 km od późnego popołudnia. Nocleg: darmowe pole namiotowe w Wołkowyi. Jest obrzydliwa toaleta, kąpielisko i przepiękne widoki za namiotem. Zobacz też: „W Bieszczadach bez zmian” >> Dzień 2 Trasa: Wołkowyja – Rajskie – Brzegi Górne – Cisna – Roztoki Górne Dystans: 90 km Z darmowego campingu w Wołkowyi ruszam cały czas pod górę w stronę miejscowości Rajskie. Celem jest stara, zamknięta droga nad Sanem. By do niej dotrzeć należy skręcić przy ośrodku Caritasu. Do samego ośrodka warto zajrzeć na kawę i rozmowę z niezwykłą rowerową siostrą zakonną, która opowie Wam to i owo o jeżdżeniu rowerem po Syberii i wokół Bajkału. Wzdłuż Sanu wiedzie szutrowo-błotnista droga, która zamknięta jest dla samochodów i w zasadzie nieuczęszczana przez turystów. Całe Bieszczady dla mnie! Po kilkunastu kilometrach docieram w okolice Kiczery (649 m n.p.m.), za którą znajduje się krzyżówka prowadząca z jednej strony do Zatwarnicy, z drugiej – resztkami asfaltowej drogi – do Dwernika. Ja polecam opcję trzecią, szlakiem przez górę Magurka (887 m n.p.m.). Ostry podjazd dostarcza satysfakcji, podobnie jak łagodniejszy i szybsze zejście, które wyrzuci nas gdzieś za Dwernikiem na drodze w kierunku Brzegów Górnych. Stamtąd już tylko kilkanaście kilometrów i dwie znane i lubiane bieszczadzkie serpentyny – tuż za Brzegami i na przełęcz Przysłup. Dla mnie to nie był koniec drogi tego dnia. Minąłem turystyczną Cisną, by zanocować tuż przy granicy ze Słowacją w schronisku w Roztokach Górnych. Nocleg: pole namiotowe przy agroturystyce „Cicha Dolina” w Roztokach Górnych. Cicho, czyste toalety i prysznic oraz widok na pasmo Bieszczad odcinające Polskę od Słowacji. Cena: 18 zł. Zobacz też: Rowerowy poradnik – Gruzja >> Dzień 3 Roztoki Górne – Snina – Osadne – Cisna Dystans: ok 60 km Dziś ruszam w nieznane. Niby na mapie jest jakaś droga ku granicy, niby droga powrotna również, ale kto wie? Okazuje się, że do granicy prowadzi elegancka, wąziutka asfaltowa droga, a tuż za słupem granicznym zaczyna się ostry zjazd serpentynami po resztkach asfaltu. Ta część Bieszczad, nieco niższa, to raj dla miłośników bycia w samotności. Pierwsze osoby mijam dopiero nad zalewem Starina. Docieram do Sniny, smutnego, opustoszałego słowackiego miasteczka, które z oddali straszy kominem elektrowni. Uciekam z powrotem w góry, drogą na Hostowice, z której odbijam na wieś Osadne. Warto w niej zatrzymać się na dłużej – to wieś zamieszkała przez mniejszość etniczną – Rusinów. Dalej droga prowadzi mnie, jak wynikałoby z mapy, szlakiem rowerowym. W rzeczywistości do granicy z Polską na szczycie Balnicy, muszę rower z sakwami wtargać na samą górę. Dalej jest już tylko w dół. Przed Maniowem wyjeżdżam na drogę do Cisnej i pęka mi nie tylko dętka, ale i opona. Nocleg: pole namiotowe „Camping Tramp”. Zielona trawa, brudna toaleta i umiarkowanie czysty prysznic z zimną wodą. Cena: 10 zł. Zobacz też: Rowerem przez Maramuresz w Rumunii >> Dzień 4 Cisna-Baligród-Lesko W planie były jeszcze podjazdy z Cisnej na Baligród aż do Leska, ale uniemożliwiła to rozszarpana opona. Route 2,753,331 – powered by www.bikemap.net The post Polecane trasy: szybki wypad rowerem w Bieszczady polskie i słowackie appeared first on PODRÓŻE ROWEROWE .

Tym razem przyjechaliśmy w Pieniny nauczyć się pływać górskim...

coffe in the wood

Tym razem przyjechaliśmy w Pieniny nauczyć się pływać górskim...

Tym razem przyjechaliśmy w Pieniny nauczyć się pływać górskim kajakiem. / We went to Pieniny mountains to grab lessons of mountain kayak.

Z wizytą pod najwyższym szczytem Nowej Zelandii

Złap Trop

Z wizytą pod najwyższym szczytem Nowej Zelandii

Nasza podróż po Nowej Zelandii dobiegła końca. Po prawie dwóch miesiącach czujemy lekki niedosyt, jednak i tak wycisnęliśmy chyba wszystko co dało się zobaczyć zimową porą. Z pewnością nie była to ostatnia nasza wizyta w tym zakątku świata. Pisząc ten artykuł bujamy się na hamaku na tajlandzkiej wyspie Koh Phangan – świeci słońce, pod stopami biały piasek, a w oddali faluje lazurowe morze, niby raj na ziemi, a jednak nie za tym pewnie będziemy tęsknić najbardziej, jak już wrócimy do domu. I chociaż nie raz zimno w Nowej Zelandii dawało nam w kość, to na samą myśl robi nam się strasznie ciepło na serduchach gdy przywołujemy wspomnienia z tych ostatnich dni pobytu w krainie Kiwi. Nasz kamperek :) Relocation deals po raz drugi Ostatnie dni chcieliśmy wykorzystać na maksa, dlatego porzuciliśmy autostop i wypożyczyliśmy kampera z opcją relocations delas (klik). Tym razem trafiała nam się lepsza oferta niż w Australii, bo do przejechana mieliśmy tylko 600 km w czasie trzech dni. Tak więc był i czas na zwiedzanie :). Gdzieś po drodze… Pierwszy przystanek zaplanowaliśmy na Park Narodowy Aoraki/Mount Cook, w którym wybraliśmy się na krótki trekking do podnóża najwyższej góry w Nowej Zelandii – Góry Cooka (3754 m n.p.m.). Szczyt zawdzięcza swoją nazwę kapitanowi o imieniu James Cook, który to dotarł do Nowej Zelandii jako pierwszy biały człowiek w 1770 roku, w całej Nowej Zelandii imieniem kapitana nazwano chyba wszystko – ulice, drogi, statki, wyspy. Droga do parku wiedzie wzdłuż szmaragdowego jeziora Pukaki i oferuje piękne widoki na ośnieżone szczyty górskie. Droga do miasteczka Mt Cook i jezioro Pukaki jezioro Pukaki W drodze pod górę Cooka Z campingu na którym się zatrzymaliśmy swój początek miało kilka tras. My polecamy zwłaszcza szlak  doliną Hooker (Hooker Valley Track), która prowadzi do jeziora z cudownym widokiem na górę Cooka. Trasa powinna zająć około trzech godzin (w obie strony) jednak jak zwykle czas przejścia był zawyżony. Dla osób wysportowanych nie powinno być problemem by przejść cały szlak w dwie godziny. Początek szlaku Doliną Hooker Dolina Hooker 3 mosty prowadzą do celu I w końcu jest i on – Mount Cook! Około dziesięciu kilometrów od campingu White Horse Hill znajduje się kolejny szlak pieszy – o wiele krótszy – do punktu widokowego na lodowiec Tasmana (Tasman Glacier) oraz do błękitnego (w sumie to zielonego) jeziorka (Blue Lakes) – trasa nie powinna Wam zająć więcej niż 1,5 godziny. Lodowiec Tasman – a raczej to co z niego pozostało Niebieskie jeziorko stało się zielonym odkąd zamiast wody z lodowca zasila je po prostu deszczówka! Wszystko nam się podobało, wszystko ładnie i pięknie, ale niestety wróciliśmy z tego miejsca zasmuceni…Stojąc na punkcie widokowym przy lodowcu Tasmana ogarnęła nas bezsilność wobec zmieniającego się klimatu a tym samym i środowiska naturalnego. Piękno tego miejsca przyćmiła tabliczka ze zdjęciem lodowca sprzed 25 lat, na której było widać gdzie sięgał wtedy jęzor lodowca, a gdzie sięga dzisiaj. Lodowiec wciągu tego czasu skurczył się o 2 kilometry i znacznie zmalał, przewiduje się, że do końca 2027 roku ubędzie go kolejne 4 kilometry! Przypomniał nam się dokument jaki oglądaliśmy przed wyjazdem o znikaniu lodowców z powierzchni ziemi (tu odnośnik – klik). Teraz efekty mogliśmy zobaczyć na żywo… Jezioro Tekapo Po drodze do Chritchurch nie można ominąć błękitnego jeziora Tekapo oraz malowniczo położonego kościółka Dobrego Pasterza (Church of the Good Shepherd). Jest to miejsce oblegane przez turystów, ale bez obaw – widoku na błękit oraz zieleń drzew i biel śniegu na szczytach górskich starczy dla każdego. Jezioro Tekapo Kościół Dobrego Pasterza (Church of the Good Shepherd) Pożegnanie Ostatnią noc w Nowej Zelandii spędziliśmy na kanapie u naszego hosta Nathana, który dzieli mieszkanie razem z czterema studentami. Niestety nie mieliśmy już czasu by pozwiedzać Christchurch, ponieważ kolejnego dnia mieliśmy lot do Auckland, a stamtąd do Sydney, skąd to już tylko 9 godzin lotu dzieliło nas od Tajlandii. Nie mogliśmy jednak oprzeć się pokusie by pokazać Wam jak mieszkają tutejsi studenci :). W porównaniu do mieszkań studenckich w jakich nam przyszło kiedyś mieszkać to powiedziałabym, że mieliśmy iście królewskie apartamenty!! Praktycznie O tym, czym jest relocation delas możecie przeczytać tutaj (kilk). O tym jak wyglądało to w Nowej Zelandii dopiszemy wkrótce.  Jeżeli chodzi o noclegi po drodze, to polecamy interaktywną mapkę – klik  Camping w miejscowości Mt Cook jest tylko jeden i nazywa się White Horse Hill. Za osobę trzeba zapłacić $10. Na campingu nie ma pryszniców, tylko woda (także pitna), toalety i miejsce do posiedzenia. Z prysznica można skorzystać w wiosce (Mt Cook Villige), który znajduje się przy Aoraki Visitor Cenre i kosztuje $2 za 5 minut. Za camping płaci się poprzez wrzucenie pieniędzy do pudełka i wypełnianiu odpowiedniego formularza. Polecamy być uczciwym i zapłacić za miejsce campingowe, rano przyjechał strażnik i sprawdzał kto był uczciwy a kto nie! Camping przy White Horse Hill The post Z wizytą pod najwyższym szczytem Nowej Zelandii appeared first on Złap Trop.

Jak dobrze nam zdobywać góry: Lubomir.

PO PROSTU MADUSIA

Jak dobrze nam zdobywać góry: Lubomir.

wszedobylscy

Snøvegen. Tam, gdzie w lipcu leży śnieg

Norwegia – kraj, gdzie latem słońce ledwo zachodzi za horyzont, a w lipcu leży śnieg. Zabieramy Was w niesamowicie widokową podróż Śnieżną Drogą. Snøvegen (nazywana również często Aurlandsvegen) to Śnieżna Droga łącząca Aurland z Lærdal. Trasa ma długość ok. 48 kilometrów i biegnie przez górski grzbiet – w najwyższym punkcie osiąga wysokość 1306 metrów. Swoją Post Snøvegen. Tam, gdzie w lipcu leży śnieg pojawił się poraz pierwszy w Wszędobylscy .

marcogor o gorach

Chodzenie po górach to nie tylko widoki – to przeżywanie magii

Chodzić po górach to zatrudniać nogi Jako tragarzy i głowy i serca, Na taką wspólną przygodę do miejsca, Gdzie może spokój panuje prawdziwy. Chodzić po górach to widzieć widoki I słyszeć dźwięki na co dzień nieznane, Kiedy na wietrze pojękuje sosna, Gdy turnie echem beczeń pobrzmiewają. Pod wodospadem, gdy woda się pieni, Serce tę podróż w sobie zapisuje Jako zdarzenie naprawdę pamiętne. /Robert Graves/   „Wróciłem do Was, znów na Was patrzę, czar piękna Waszego wchłaniam całą treścią swej duszy, z miłością dotykam chropawego granitu Waszych turni krzesanych, powietrzem się Waszym upijam… Skarby Wasze przyjmuję… Za tyle smutku, za tyle udręki… Tatry Wy Boże, niczyje…” Mariusz Zaruski      

Miejsce, gdzie zrobiliśmy tysiąc zdjęć – Wanaka

Złap Trop

Miejsce, gdzie zrobiliśmy tysiąc zdjęć – Wanaka

  No i stało się, wiemy już, kiedy wracamy… Do tej pory, gdy podróżowaliśmy bez wyznaczonej daty powrotu czas leciał nam jakoś wolniej, leniwie wręcz. Nigdzie się nie śpieszyliśmy, przecież jeszcze tyle czasu przed nami! Teraz jak już wiemy ile tego czasu nam pozostało, chyba pięć razy mocniej cieszymy się z tej podróży i chcemy jeszcze jak najwięcej z niej wynieść i zapamiętać. Przeżywamy mocniej i chłoniemy Nową Zelandię wszystkimi zmysłami! A i okazało się, że najlepsze zostawiliśmy sobie na koniec. Droga z wybrzeża do Wanaki Naszą tułaczkę po zachodnim wybrzeżu zakończyliśmy w miejscowości Haast. Pożegnaliśmy się z morzem trochę niechętnie, jednak smutek nie trwał zbyt długo, w końcu jedziemy w góry!! Po przejechaniu już kilku kilometrów w głąb lądu krajobraz całkowicie się zmienił, a widoki po drodze tylko w niewielkim stopniu zapowiadały to, co cieszyło nasze oko przez resztę pobytu w Nowej Zelandii. Z dzikich plaż o czarnym piasku przemieściliśmy się w krainę jezior i gór. I to jest zdecydowanie ta część Nowej Zelandii, która zachwyciła nas najbardziej! Już wcześniej porzuciliśmy przewodnik Lonely Planet i nauczeni doświadczeniem, by jechać tam gdzie doradzą lokalni i tym razem wybraliśmy się do miejsca polecanego przez każdego (bez wyjątku). Poza tym Nowozelandczycy kraj swój zwiedzają, więc wiedzą o czym mówią. Co powiecie na dom z takim widokiem? By móc zobaczyć jak najwięcej w okolicy postanowiliśmy zatrzymać się na kolejny (jedenasty już) wolontariat. Tak nam było na nim dobrze, że zostaliśmy dłużej niż zakładaliśmy a i tak nie zobaczyliśmy wszystkiego. Tym razem nasza praca polegała głównie na myciu okien (a w całym domu trochę ich było). Zresztą praca przy takich widokach to sama przyjemność. A co powiecie na taki widok z okna? W krainie lodowców Na pierwszy ogień obraliśmy lodowiec Rob Roy. Co prawda trasa nie jest długa i wymagająca (około trzech godzin, co nie przeszkadzało nam jej przejść w dwie godziny), a sam lodowiec nie jest najbardziej okazały, warto jednak poświęcić czas by się tam dotrzeć. Już sama jazda doliną, która prowadzi do szlaku jest warta pokonania tych kilometrów. Trasa znajduję się w parku Narodowym Mt Aspiring, który oferuje sporo szlaków pieszych w swoim obrębie. Jednak by się tam dostać trzeba pokonać niezły kawałek (czterdzieści pięć minut jazdy z Wanaki w jedną stronę) i chyba zniechęca to trochę turystów bo przez cały ten czas nie spotkaliśmy nikogo na szlaku! Początek trasy W drodze na lodowiec Lodowiec Rob Roy Prawie jak na dachu świata Naszym „must see” okolicy jest zdecydowanie góra Roy’s (Roy’s peak 1578 m n.p.m). Nie ma chyba bardziej widokowego szlaku pieszego w całej Nowej Zelandii (jak dla nas). Całą drogę można podziwiać widok okolicy (jeziora, ośnieżone szczyty, zielone pastwiska z owcami). Podchodząc pod górkę można się nieźle zmęczyć, ale spotkaliśmy tez takich co wbiegnięcie na wierzchołek traktują jak codzienny trening – niezłe hardcory! Początek trasy zaczyna się około trzech kilometrów od miasta i bez problemu można podjechać tam na stopa (to miejsce jest na trasie na stok narciarski, więc wiele samochodów tam jedzie). Całość trasy przewidziana jest na sześć do siedmiu godzin, jednak jest to miejsce, na które dobrze zarezerwować sobie więcej czasu. Samo robienie zdjęć zajęło nam całkiem sporo. Droga na szczyt A po drodze takie widoki!! Pan biegał bez koszulki!! Już prawie na szczycie :) Na dwóch kółkach Okolice Wanaki to istny raj dla rowerzystów. Liczne ścieżki rowerowe – i to z jakimi widokami – wiaty z mapkami i liczne miejsca gdzie można odpocząć tylko zachęcają do jazdy. Pierwsza trasą, jaką było nam przejechać wiodła z miejscowości Albert Town do jeziora Hawea. Dwudziesto dwu kilometrowy odcinek (pętla) z przystankiem przy jeziorze (stąd można kontynuować trasę brzegiem jeziora) okazał się lekki i przyjemny (mało podjazdów), idealny dla rodzin z dziećmi.   Drugi wypad rowerowy okazał się znacznie ciekawszy. Trasę rozpoczęliśmy także z miasta Albert Town ale tym razem udaliśmy się w stronę Wanaki wzdłuż rzeki Hawea aż do jeziora Wanaka. Szlak przepiękny! Za każdym zakrętem kryły się coraz to lepsze widoki i aż chciało się jechać szybciej by zobaczyć co wyłoni się kolejną górką, następnym zakrętem. AAAA!! Jest SUPER!! Trasa (pętla) to około dwadzieścia pięć kilometrów ścieżką rowerową. Jeżeli nie jesteście fanami rowerów szlak nadaje się także na długi i piękny spacer. Rafał brodacz :) Jezioro Wanaka Wanaka Samo miasto położone jest nad brzegiem jeziora (o tej samej nazwie) jest całkiem klimatyczne i chociaż przebywa tu sporo turystów, a zimą narciarzy, to wszystko ma tu ręce i nogi. Owszem sporo tu knajp, restauracji, barów i sklepów (zwłaszcza ze sprzętem narciarskim) jednak jest tu całkiem przyjemnie i nawet mieszkańcy nie narzekają na tą całą turystyczną otoczkę – w przeciwieństwie do mega turystycznego miasta Queenstwon, stolicy tego regionu. Atrakcji także tu nie brakuje, oprócz rejsów po jeziorze, raftingu czy lotów na paralotni (muszą być piękne!) możecie także połowić ryby czy pożeglować. Widok na Wanake z Roy’s Peak Takie widoki i to w samym centrum Wanaki Praktycznie Na narty – Zimą Wanaka staje się stolicą sportów zimowych. Ceny skipassów to około 100$/dzień dla osoby dorosłej. Cena za wypożyczenie sprzętu narciarskiego (buty, narty i kijki) to koszt około $50. Cena za godzinę nauki jazdy na nartach/snowboardzie z instruktorem kosztuje około 100-130$/osobę. Generalnie drogo i słyszeliśmy, że szału nie ma i o ile dla Australijczyków i miejscowych nie ma alternatywy (poza lotem daaleko do USA czy Europy), to dla nas znacznie lepszym wyborem są wypady na narty w Europie. Pieszo – w rejonie Wanaki znajdziecie kilkanaście ciekawych tras pieszych jak i rowerowych. Dokładne mapki i informacje znajdziecie tutaj – klik    The post Miejsce, gdzie zrobiliśmy tysiąc zdjęć – Wanaka appeared first on Złap Trop.

Park Narodowy Durmitor i kanion rzeki Tary.

Podróże na fali

Park Narodowy Durmitor i kanion rzeki Tary.

marcogor o gorach

Od gór lepsze są tylko góry

Jak powiedział poeta ( nie pamiętam który… ) że od gór lepsze są tylko góry… więc pocę się na szlaku i męczę… i ciąglę chce więcej… „Jednemu się wierzchołki gór upodobały, Lubi szczyty wyniosłe, niedostępne skały, Chociaż go smutny koniec rzadko może minąć, Byle wzniósł się na chwilę, chętnie gotów zginąć.” - W. Potocki „Góry są święte, świętością stworzenia, świętością kosmiczną , bo stworzył je Bóg… Góry mówią o przemijaniu i przemijać uczą . Są krajobrazem prawdy o przygodności ludzkiej kondycji. Człowiek na dole żyje jak pijany, jak chroniczny narkoman, zamroczony chaosem i szybkością , pędem za materią i władzą. Żyje jakby miał tu i teraz żyć wiecznie. W rzeczywistości przemija szybciej niż myśli. Człowiek w górach, ocierając się o przemijanie jako oswojone zwierzę, żyje w świadomości gorzkiej prawdy.”

Zielonym szlakiem na Kasprowy Wierch

Podróże MM

Zielonym szlakiem na Kasprowy Wierch

Nowe wieże widokowe w Beskidach i na Pogórzu

marcogor o gorach

Nowe wieże widokowe w Beskidach i na Pogórzu

Jak dobrze nam zdobywać góry: Skrzyczne.

PO PROSTU MADUSIA

Jak dobrze nam zdobywać góry: Skrzyczne.

Góra Szybowcowa koło Jeleniej Góry

ZAPISKI GEOCACHERKI

Góra Szybowcowa koło Jeleniej Góry

marcogor o gorach

Pierwszy raz w Górach Strażowskich – na Strażowie

Kolejny dłuższy pobyt na Słowacji zaowocował wizytą w następnym, nowym dla mnie paśmie górskim. Niezbyt wysokich, ale malowniczych Górach Strażowskich położonych na południe od Żiliny. Góry te należą do Łańcucha Małofatrzańskiego w Centralnych Karpatach Zachodnich, położone są w rejonie Doliny Wagu. W górach tych występuje wiele ciepłych źródeł, które przyczyniły się do powstania znanych uzdrowisk. Rajeckie Teplice W jednym z nich Rajeckich Teplicach, znalazłem sobie nocleg. To urocze miasteczko u stóp Słonecznych Skał i góry Skałka. Przypomina nasze beskidzkie uzdrowiska, ale są tu baseny termalne, cudowny park zdrojowy i nie brakuje wszelakich możliwości noclegu. Najnowszą atrakcją są termy Afrodite, stylizowane na orient i antyk. Ceny niestety powalają. Za to zawsze można pospacerować po drugiej stronie drogi po terenie rozległego parku lub popływać łódką po sztucznym jeziorze wśród fontanny i grot. Do atrakcji należy też restauracja Baszta Rybacka na wysepce. Stąd też miałem blisko na wypad w Góry Strażowskie. Wystarczyło dojechać z tego popularnego słowackiego uzdrowiska kawałek na południe, a potem  Cicmiańską Doliną do wsi Cicmany –  żywego skansenu kultury słowackiej. Čičmany Obecnie Čičmany to rezerwat architektury – wieś słynie z drewnianych, zdobionych wapnem domów – wzornictwo nawiązuje do miejscowych haftów. Miejscowość jest tak słynna na Słowacji, że na ostatniej zimowej olimpiadzie reprezentanci tego kraju mieli logo właśnie z malowanymi domami Cicmanów.  Malowane domostwa są reklamowane od dawna we wszystkich słowackich albumach i folderach. Oprócz perełek architektury drewnianej są tutaj klimatyczne karczmy i restauracje z muzyką na żywo, mnóstwo agroturystyki, nic więc dziwnego, że wioska jest pełna turystów z różnych stron Europy. Większość ciemnobrązowych, pomalowanych białymi ornamentami chat skupiło się przy głównej drodze w dolnej części wioski. W środku wsi, przy głównej ulicy stoi piętrowa chałupa – Radenov Dom, mieszczące muzeum etnograficzne. Obok znajduje się niewielki skansen, złożony z jednej zagrody, z oryginalnie urządzonymi izbami i obejściem. Za wsią rozpoczyna się najkrótszy szlak na Strażov –  najwyższy szczyt Gór Strażowskich. Początkowo trasa wiedzie asfaltem, potem szeroką szutrową drogą, by minąwszy opuszczone zabudowania wejść do lasu. Tam rozpoczyna się strome, mordercze prawie podejście, centralnie na wprost do góry, wyprowadzając nas na zalesioną przełączkę. Stąd już łagodniej wędrujemy grzbietem dochodząc na rozległą łąkę pod szczytem Strażowa. Tutak krzyżują się szlaki i pojawiają się pierwsze widoki na pobliską Małą Fatrę. Na szczyt prowadzi specjalnie oznakowany szlak ( czerwone trójkąty ), którym w 15 minut docieramy na główny wierzchołek Strażowa. Strażov Strażov – 1213 m, najwyższa kulminacja tych gór  jest skalisty. Zapewnia on rozległą, dookolną panoramę. W ogóle w  masywie Strážova wyróżnia się pięć wierzchołków. Z góry roztacza się piękny widok na środkowo-zachodnią Słowację od Białych Karpat i Jaworników , przez Małą Fatrę, aż po Żar, Wielką Fatrę i zachodnią część Niżnych Tatr. Stoki masywu Strażova są generalnie strome, mocno rozczłonkowane głębokimi dolinkami, a w wielu miejscach najeżone grupami skał. Od strony zachodniej pod szczytem znajduje się Jánošíkova jaskyňa (niedostępna do zwiedzania), natomiast na stokach północnych dwa Wodospady Strażowskie. Poniżej głównego wierzchołka stoi drewniany krzyż, a na samym szczycie jest metalowa tablica opisująca panoramę. Skałki i urwiska widoczne z góry czynią tę górę naprawdę wyjątkową. Do tego dochodzą wspaniałe widoki, szczególnie pięknie prezentuje się pobliski, charakterystyczny wierzchołek Kłaka w Małej Fatrze. Jest też księga wejść i po wpisaniu się rozpocząłem odwrót tą samą trasą do Cicmanów. Tu w jednej uroczej knajpce i noclegowni w jednym -Penzion Katka wypiłem pyszną kawę i zjadłem pizzę o niespotykanym gdzie indziej smaku oscypka, polecam ten lokal każdemu. To był już koniec pierwszego kontaktu z tymi górami. Towarzyszył mi dzielny druh Mariusz i jego niezawodna bryka. Jak zawsze zachęcam do obejrzenia galerii zdjęć z wycieczki. Z górskim pozdrowieniem Marcogor 

Na Sipa i Zadnego Sipa, czyli z wizytą w Szypskiej Fatrze

marcogor o gorach

Na Sipa i Zadnego Sipa, czyli z wizytą w Szypskiej Fatrze

Lato tego roku wykorzystałem na maksa na poznawanie nowych rejonów Słowacji i odkrywanie kolejnych pasm górskich. W końcu udało mi się odwiedzić najważniejsze zakątki Wielkiej Fatry – olbrzymiego pasma górskiego w centralnej Słowacji.  Leży ono w Karpatach Zachodnich między Małą Fatrą a Tatrami Niżnymi. Długość pasma wynosi około 40 km. Znajdują się tam liczne lasy, łąki i pastwiska wykorzystywane do wypasu owiec. Wielka Fatra należy do łańcucha Wielkofatrzańskiego podobnie jak sąsiednie Góry Krzemnickie, Ptacznik i Hroński Inowiec. Większość szlaków w tych górach prowadzi po głównych grzbietach, więc są bardzo widokowe. Ze względu na duże odległości, znaczne różnice poziomów, a także słabe zagospodarowanie turystyczne, są to góry dla doświadczonych turystów. masyw Sipa widziany ze wsi Stankovany Dziś chce się zająć moją wizytą w odosobnionej części Wielkiej Fatry, zwaną Szypską Fatrą. Masyw ten obejmuje tereny położone na północ od rzeki Wag, zaliczane wcześniej do Gór Choczańskich, od Szypu (słow. Šíp) na zachodzie po Čebrať na wschodzie (czyli cały fragment leżący w widłach Wagu i Orawy). Wycieczkę rozpocząłem w miejscowości Stankovany, położonej blisko głównej drogi Rużemberok – Żilina. Tam przy stacji kolejowej rozpoczyna się szlak prowadzący przez cały masyw Sipa. Masyw Šípu wypełnia widły Wagu i jego prawobrzeżnego dopływu – Orawy. Podejście na górę prowadzi łagodnie Doliną Szkutową (słow. Škútova dolina), która wyprowadza nas na przełęcz Żaszkowską. Oddzielają one masyw Sipu od pozostałej części Szypskiej Fatry (masywu Ostrego i Havrana). Šíp po słowacku znaczy: cierń, kolec, strzała. Nazwa nawiązuje zapewne do ostrej, spiczastej sylwetki góry oglądanej od zachodu, od zbiegu Wagu i Orawy przy Królewianach ( słow.Kralovany). początek szlaku we wsi Stankovany Właśnie na ten ostry, pięknie wyglądający  z daleka szczyt miałem się wspiąć. Szlak w swej dalszej części obchodzi masyw z prawej strony, a strome podejścia wśród wychodnych skalnych urozmaicone są łagodnymi trawersami zboczy. W ten sposób mijamy przednią część grzbietu i wychodzimy wprost na najwyższy wierzchołek Sipa – 1169 m. Podstawę masywu Šípu, mniej więcej do poziomicy 700 m, charakteryzującą się mniejszą stromością i łagodniejszą rzeźbą stoków, tworzą mniej odporne skały. Wyższe piętro budują bardziej odporne skały: ciemne, żyłkowane wapienie i szare dolomity tzw. płaszczowiny choczańskiej – to w nich zostały wypreparowane charakterystyczne turniczki szczytowe nie tylko masywu Šípu. Stoki tego piętra są znacznie stromsze i silnie rozczłonkowane głębokimi dolinkami i żlebkami, u stóp skalnych turniczek często przykryte skalnym rumoszem. masyw Sipa widziany z polany Podsip Centralny fragment grzbietu Šípu jest rozwinięty na osi wschód – zachód. Główny wierzchołek Šípu jest stosunkowo płaski. W kierunku północno-wschodnim wybiega z niego wyraźny grzbiet, w którego zakończeniu nad ujściem Żaszkowskiego Potoku do Orawy wznosi się Žaškovský Šíp (940 m), natomiast w kierunku południowym – krótki, zwieńczony licznymi skałkami grzbiecik, spadający ku Stankowianom. W odległości ok. 900 m na zachód od głównego wierzchołka wznosi się Zadný Šíp (1143 m) – znacznie bardziej skalisty i zwieńczony wysokim, drewnianym krzyżem. I własnie przejście miedzy tymi wierzchołkami dostarcza największej frajdy turyście. Spotkamy tu nawet wąskie przesmyki między skałami i odcinki przepaścistej ścieżki. Widoki ze szczytu są niezwykłe, chyba bardziej rozległe z wyższego wierzchołka Sipa. panorama Wielkiej Fatry z najwyższego wierzchołka Sipa Jednak dookolny widok, jaki się kiedyś roztaczał ze szczytu Šípu, należy już do przeszłości. Podrastający las ograniczył panoramę do kierunków południowego i wschodniego. Widok obejmuje najwyższe szczyty Wielkiej Fatry aż po Krížną, Niżne Tatry z Chopokiem i Dumbierem, głęboko wciętą dolinę Wagu, rozległy masyw Wielkiego Chocza, spoza którego wystają dalsze szczyty Gór Choczańskich oraz szczyty Tatr Zachodnich. Punktem widokowym pozwalającym uzupełnić panoramę jest nieco niższe, niezalesione wzniesienie grzbietu nieco na zachód od głównego wierzchołka. Widok stąd obejmuje obie części Małej Fatry: tzw. Krywańską Małą Fatrę z najwyższym Wielkim Krywaniem i skalistym Wielkim Rozsutcem oraz, ponad przełomem Wagu, tzw. Luczańską Małą Fatrę (Martinské hole). Na północy widok sięga po Wielką Raczę, Muńcuł i Pilsko w Beskidzie Żywieckim. Dalszą panoramę Beskidów zasłania wał Magury Orawskiej. I te widoki stały się moim udziałem. Mimo zachmurzenia panoramy palce lizać! Pora  była schodzić w dół, z tej strony szlak prowadzi stromym zboczem, zakosami, po skalisto – trawiastym podłożu.  Stromizna miejscami jest  naprawdę wielka, trzeba uważać, żeby  nie zaliczyć dupozjadu…Na dole spotkamy tablicę upamiętniającą budowniczego tego szlaku.  panorama Gór Choczańskich, Niżnych Tatr i Wielkiej Fatry  Šíp stanowi charakterystyczny element krajobrazu u zbiegu Wagu i Orawy. Rzeźba skalistych fragmentów Šípu jest niezwykle urozmaicona. W grzbiecie, oprócz wspomnianych turniczek, wyróżnia się spiętrzenie Okrągłej Skały (słow. Okrúhla skala, nieco na wschód od głównego wierzchołka), zwanej też czasem Stołem Janosika, wywieszonej obłą ścianą ku południowi. U zachodnich podnóży spiętrzenia Zadniego Šípu znajduje się kompleks polan zwanych Podšíp (690-760 m n.p.m.) – kiedyś intensywnie wypasanych. Stanowiła ona dawniej żywy ośrodek pasterstwa; poczynając od lat 80. XX w. część zachowanych szałasów przerobiono na domki letniskowe. To  miejsce niezwykłe, wprost mnie zauroczyło. Tutaj jakby zatrzymał się czas, stary dąb na środku polany, chaty jak ze skansenu i ludzie, jakby z dawnych lat…i ta niesamowita panorama Małej Fatry, na czele z najpiękniejsza górą Słowacji -Wielkim Rozsutcem! szczyty Stoha i Wielkiego Rozsutca na zbliżeniu z polany Podsip Na Zadnim Sipie dowiedziałem się z informacji na drzewie, że nie ma kładki na Oravie, która pozwala zejść ze szczytu do wsi Kralovany. Nieoceniona okazała się jak zawsze mapa, na której wypatrzyłem trasę rowerową, która pozwoliła przetrawersować południowe zbocza masywu i dostać się z polany Podsip, z powrotem na parking nad Wagiem, we wsi Stankovany. Nie pierwszy raz dobra mapa uratowała mi tyłek! Trzeba jednak uważać, gdyż w jednym  miejscu ścieżka się urywa niespodziewanie i można się zakręcić. Cały czas jednak słychać stukot pociągów przejeżdżających linią kolejową wijącą się wzdłuż rzeki Wag, więc o zagubienie będzie trudno. Oznaczenia drogi rowerowej należy szukać własnie na starym dębie na polanie Podsip, również we wsi Stankowiany jest informacja o tej drodze. rzeka Wag wcina się miedzy szczyty Wielkiej Fatry Tak zakończyło się zwiedzanie ostatniej już części Wielkiej Fatry, o wcześniejszych wypadach w to pasmo przeczytacie już wkrótce. Na koniec zapraszam do obejrzenia fotorelacji i dziękuję współtowarzyszowi wyprawy Mariuszowi za cierpliwość. Tu zobaczycie dane o przebytej trasie z aplikacji Sport Tracker. Z górskim pozdrowieniem Marcogor  

marcogor o gorach

Umiłowałeś góry

  Nawet szum potoków, które tworzą kaskady maleńkich tęcz wśród kwiatów i głazów – nie uciszy serca Słońce ciepłem zachodzi i lśni jak tarcza obietnicy bezpieczeństwa, chociaż wkoło pełno śladów niedźwiedzi. Noc w Ciemnych Smreczynach skrzy się milionami srebrnych gwiazd i kusi namiętnością nagich szczytów… W kotlinie, wśród kamieni i pordzewiałych traw, w posępny blask się mieni ciemny i cichy staw. (K.P.Tetmajer)   Umiłowałeś góry które uczą wielkości i pokory w mozole kroków - drobnych ziarenek zmęczenia umiłowałeś rzeki i jeziora czyste lustro, w którym zawsze można oglądać uśmiech Boga Umiłowałeś ciszę która mieszka w poplątanych gałęziach drzew w głuszy leśnych uroczysk szczęśliwych, że nie znają smaku ludzkiego buta najbardziej umiłowałeś człowieka którego Bóg uczynił mieszkaniem Swojej Miłości i na którego czeka na progu nieskończoności W.Buryła

W Bieszczadach bez zmian

Podróże rowerowe

W Bieszczadach bez zmian

Dolina Pięciu Stawów Polskich

Podróże MM

Dolina Pięciu Stawów Polskich

marcogor o gorach

Rysy po raz piąty, czyli przejście z Polski na Słowację

Rysy – korona gór Polski, najwyższy szczyt w kraju jest marzeniem każdego turysty przyjeżdżającego w Tatry. Ja mam takie szczęście, że udało mi się go zdobyć pięć razy, za każdym razem przy dobrej pogodzie. Mogłem więc cieszyć się niezwykłymi widokami. Rysy słyną z panoramy, określanej jako jedna z najlepszych w całych Tatrach. Widać z wierzchołka przecież sto szczytów i przełęczy. Wszystkie najważniejsze miejsca w Tatrach. Lubię zawsze przejść cały masyw Rysów, z Polski na Słowację, lub odwrotnie. Średnio raz na pięć lat robię sobie taką próbę kondycyjną. Tym razem padło na podejście z polskiej strony, gdzie do pokonania jest ponad 1500 m różnicy poziomów! Wyrypa niezła, to wszystko w czasie niewielu ponad 18 km wędrówki jakie robi się z parkingu w Palenicy Białczańskiej do Szczyrbskiego Jeziora, bo taką trasę przeszedłem. Za każdym razem mam tę radość, że idzie ze mną super ekipa, tym razem także udało się zebrać grupę siedmiu śmiałków, którym niestraszne były strome podejścia i wspinaczka w eksponowanym terenie, często przy pomocy żelastwa. Same łańcuchy mają od polskiej strony na Grzędzie, gdzie rozpoczyna się wspin ponad 360 metrów. Od Czarnego Stawu średnie nachylenie szlaku wynosi aż 30 stopni. Na odcinku 1,5 km trzeba pokonać 900 m wzniesienia! Wcześniej jest miejsce wyjątkowe, Bula pod Rysami, skąd tak doskonale wygląda panorama Morskiego Oka i Czarnego Stawu, pospołu z granią Mięguszowieckich Szczytów. Wyrypa jest, choć każdy wprawny turysta, z dobrą kondycją, bez lęku wysokości, przy dobrej pogodzie sobie poradzi. Uważać trzeba jednak zawsze, od czasu otwarcia polskiego szlaku na Rysy zginęło na nim ponad 50 osób. Ale po kolei… Rysy (słow. Rysy, niem. Meeraugspitze, 2503 m n.p.m.) – góra położona na granicy polsko-słowackiej. Ma trzy wierzchołki, z których najwyższy jest środkowy (2503 m n.p.m.), znajdujący się w całości na terytorium Słowacji. Wierzchołek północny, przez który biegnie granica, stanowi najwyżej położony punkt Polski (2499 m n.p.m.). Szczyt Rysów jest prawdziwym unikatem, jeśli chodzi o bogactwo flory. Na wysokości 2483–2503 m występują tu jeszcze 63 gatunki roślin kwiatowych, głównie z grupy roślin alpejskich. Z rzadkich roślin występują m.in. ukwap karpacki, skalnica odgiętolistna i wiechlina tatrzańska – gatunki w Polsce występujące tylko w Tatrach i to na nielicznych stanowiskach. Na południowych zboczach przebywają kozice i świstaki. Na sam szczyt dochodzi lis. Występuje tu również stale kilka gatunków ptaków i szereg gatunków niższych zwierząt: owadów i mięczaków.  Nazwa Rysy nie pochodzi, jak powszechnie się uważa, od ukośnego żlebu widocznego w masywie góry (tzw. Rysy), ale od pożłobionych zboczy całego kompleksu Niżnich Rysów, Żabiego Szczytu Wyżniego i Żabiego Mnicha. Nazwę utworzyli polscy górale i była ona w użyciu co najmniej od początków XIX w. „Skalne żleby albo rysy (Risse), wypełnione wiecznym śniegiem, sięgają od głównego grzbietu aż do powierzchni Czarnego Stawu” – pisał niemiecki turysta już w 1827 r. Wkrótce Rysami określali polscy turyści całą grań, zamykająca kocioł Czarnego Stawu: „Rysy to jest grzbiet okalający Czarny Staw” (Feliks Berdau, 1855); „Olbrzymie skały zwane Rysy obstąpiły półkolem jezioro” (Maria Steczkowska, 1858); „Staw ten otoczony olbrzymimi skałami nazwanymi Rysy” (Onufry Trembecki, 1861); „Dzikie turnie Rysami zwane w krąg otaczają Czarny Staw” (Walery Eljasz, 1873). W połowie XIX w. turyści niemieckojęzyczni ze strony węgierskiej zaczęli używać dla szczytu nazwy Meeraugspitze, natomiast Polacy – w miarę rozwoju taternictwa i zagęszczania nazw poszczególnych formacji grzbietu – zawęzili stosowanie nazwy Rysy do najwyższego szczytu w grani. Podsumował to wkrótce Tytus Chałubiński: „Szczyt sterczący nad Czarnym Stawem zowią zakopianie Rysami, węgierscy i niemieccy turyści Morskookim Szczytem (Meer-Augenspitze), Słowacy zaś Wagą”. Szczyt swoją popularność zawdzięcza niezrównanej panoramie: przy dobrej pogodzie jak pisałem można podziwiać widoki w promieniu do 100 km. Z wierzchołka można rozróżnić 80 szczytów tatrzańskich i ok. 50 szczytów w innych grupach górskich, podziwiać 13 większych jezior tatrzańskich oraz dostrzec nawet odległy o ok. 90 km Kraków. Ja ze swoją ekipą byłem na parkingu w Palenicy już o 6.30 i o dziwo, cały pierwszy rząd był już zapełniony autami! Taki teraz mamy boom na turystykę górską. 9 km asfaltu pokonaliśmy szybko, niektórzy nawet w sandałach, żeby oszczędzać nogi, potem było szybkie drugie śniadanie nad Morskim Okiem i dłuższy odpoczynek nad Czarnym Stawem. Później rozpoczęło się mozolne podejście piargami, a potem w Kotle pod Rysami na Bulę pod Rysami. Dopiero tu rozpoczyna się właściwa zabawa, czyli wspinaczka po skalistej Grzędzie, często przy pomocy łańcuchów. To już wysokość około 2150 m. Lity i dobrze urzeźbiony granit sprawia, że trudności są umiarkowane. Tak naprawdę całe to żelastwo przydaje się dopiero przy załamaniu pogody i mokrej skale. Tak to spokojnie można wspinać się nie korzystając z nich. Większym problemem są zatory ludzkie i mijanie się na szlaku. My byliśmy na tyle wcześnie, że nie było z tym problemu. Ogólnie uważam, że to właśnie tłok jest największym zagrożeniem na Rysach. Tuż przed szczytem mamy do przejścia mały trawers, dość wąski i eksponowany, ale po chwili emocji możemy cieszyć się ze zdobycia najwyższego szczytu Polski, który należy do Korony Gór Polski, Korony Tatr oraz Korony Europy. W sezonie wakacyjnym Rysy to swoista wieża Babel, gdzie mieszają się języki turystów z wielu stron świata. Tak samo było tym razem. Spodobała mi się polska ekipa z Afrykańczykiem w oryginalnych koszulkach opisujących ekspedycję, ale jeszcze fajniejszy pomysł mieli Słowacy, którzy zorganizowali sobie wejście na szczyt w ludowych, narodowych strojach.  Tak więc znowu, po pięciu latach przerwy mogłem cieszyć się  z widoków ze szczytu. Już węgierski uczony w XIX w. pisał w swej geografii Węgier, że ze wszystkich szczytów Tatr, nie wyłączając najwyższych , najwspanialsza panorama roztacza się z Rysów. Opinia ta obowiązuje do dziś, a Rysy są najliczniej odwiedzanym, „pieszym” szczytem Tatr Wysokich. Szczególne wrażenie wywiera gniazdo Ganku z jego jedyną w swoim rodzaju galerią i podwójnym szczytem Gierlachu na drugim planie. Również pobliska dwuwierzchołkowa Wysoka robi kolosalne wrażenie, a na południe i i północ oko ucieka ku pozornym równinom Liptowa, Spisza i Podhala. Reszta mojej ekipy, nie licząc Amelki, która towarzyszy mi od zawsze zdobyła szczyt pierwszy raz, więc radość była wielka co zobaczycie na filmie pod wpisem. Po godzinnym pobycie rozpoczęliśmy zejście na słowacką stronę, co jest jeszcze łatwiejsze. Najpierw było dojście na przełęcz Waga, skąd najlepiej prezentuje się słynna Galeria Gankowa, a potem poprzez Kotlinkę pod Wagą dotarliśmy do odnowionej Chaty pod Rysami. O dziwo w kotlince trzeba było pokonać dwa duże płaty śniegu. Najwyżej położone schronisko w Tatrach po przebudowie wygląda okropnie, jak metalowy hangar, ale może będzie bardzie odporne na lawiny zimą. Niezmienny za to pozostał sławny kolorowy kibelek, z widokiem na Wysoką. Nadal też można wnosić różne rzeczy z rozejścia nad Popradzkim Stawem do schroniska za darmową herbatę z rumem. Tutaj poczuliśmy pierwsze krople deszczu, które wróżyły, ze burza, która pomrukiwała z daleka od pewnego czasu, nadejdzie i do nas. Postanowiliśmy schodzić więc bez zwłoki dalej i szybko po pokonaniu progu skalnego znaleźliśmy się z Żabiej Dolince Mięguszowieckiej. Tu własnie znajdziemy jedyny, po słowackiej stronie kawałek łańcucha, oczywiście przydatny tylko przy niepogodzie. Potem już bez trudności zeszliśmy do głębokiej Doliny Mięguszowieckiej, by po chwili zobaczyć Popradzki Staw. Tutaj rozpętała się taka ulewa, prawdziwe oberwanie chmury, że po kilku minutach byliśmy przemoczeni do suchej nitki. W ten sposób zmoknięci jak kaczki na wodzie dotarliśmy do Szczyrbskiego Jeziora. Dobrze, że burza przeszła, to trochę woda zdążyła z nas wyparować, zanim wsiedliśmy to popularnej ‚elektriczki”. Ta kolejka kursująca przez cały dzień wzdłuż Tatr Wysokich bardzo ułatwia poruszanie się w ich obrębie. Tutaj znajdziecie najważniejsze informacje. Kursuje średnio co godzinę od 5 do 22 h. Zdążyliśmy na styk, a potem po prawie godzinnej podrózy czekała nas przesiadka w Starym Smokowcu do autokaru linii Poprad-Zakopane, które obsługuje zakopiański przewoźnik Strama w sezonie wakacyjnym i też jest bardzo pomocny w planowaniu takich wycieczek na przełaj przez całe Tatry. I tym sposobem około 19 h byliśmy z powrotem na Łysej Polanie, skąd bus zawiózł nas na Palenicę i wkrótce mogliśmy rozpocząć drogę powrotną do domu. To była mega udana wyprawa i dziękuję wszystkim uczestnikom za udział i humor mimo dużego wysiłku. Następny raz na Rysach pewnie spotkamy się za pięć lat… Na koniec zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z wycieczki i filmu autorstwa naszego niezawodnego filmowca, który doskonale oddaje jak było! Tu znajdziecie graficzny opis wyprawy. Z górskim pozdrowieniem Marcogor  

comeann

Piękna Polska – wrześniowy weekend w Tatrach

Bardzo lubię Tatry we wrześniu. Jest wciąż piękna pogoda, a turystów dużo mniej niż w wakacje. Poranki są rzeźkie i mgliste, a w ciągu dnia słońce intesywnie operuje. Oczywiście wiadomo, że z pogodą o tej porze roku w Polsce bywa różnie, jednak według moich prywatnych statystyk najlepiej jechać pomiędzy 1 a 10 września. W ośmiu - Read More -

marcogor o gorach

Wracać tam pragnę zawsze

Wracać tam pragnę zawsze na zawsze, przy zachodzie słońca wzdychać do ciebie tak pragnę czekać i patrzeć na twe piękno całe chodzę i myślę wędruję i czekam patrzę podziwiam serce me pęka z zachwytu i cudu jaki mam przed sobą Bóg stworzył całe wzniesienia i zbocza góry doliny i wszystko wkoło. Wchodzę wysoko i coraz wyżej zejść nie chcę wcale pozostać tu pragnę  na wieki wieków Amen. „Wspinać się po górach i uzyskać ich dobrą nowinę. Pokój Natury popłynie do Ciebie jak słońce wpada do drzew. Wiatr będzie niósł powiew własnej świeżości do ciebie i burze ich energii, a troska spadnie z dala od ciebie, jak liście jesienią . „ John Muir

Jak dobrze nam zdobywać góry: Radziejowa & Wysoka.

PO PROSTU MADUSIA

Jak dobrze nam zdobywać góry: Radziejowa & Wysoka.

Czterodniowa wyprawa w Beskid Żywiecki

mpk poland

Czterodniowa wyprawa w Beskid Żywiecki

marcogor o gorach

Przyjacielu ze szlaku

  Witaj przyjacielu z gór wysokich wytapetowanych dostojnymi smrekami patrzących z góry pogardliwie na ceprów Anna Graniczkowska wyniosła smagana wichrem słońcem wyzłocona ścieżki górskie wyszlifowane stopami strumyki jak wąż między kamieniami płynące błyszczące w słońcu srebrem hale owiec pełne – kolibą pokrzepione Tak cię witam przyjacielu ze szlaku Szedłem twym śladem krok w krok stąpałem po kamiennych ścieżkach jak ty chłostał nas ten sam wiatr paliło to same słońce odurzało to same powietrze My w ciszy bracia ze szlaku gdzie szum deszczu zawieją ryczy rodzi przyjaźnie i zażyłości na lata życie całe Lech Kamiński

widok ze szczytu - kto wypatrzy schronisko? ;)co prawda nie...

coffe in the wood

widok ze szczytu - kto wypatrzy schronisko? ;)co prawda nie...

widok ze szczytu - kto wypatrzy schronisko? ;)co prawda nie można tam było kupić niczego poza piwem i ciastkami, więc na to miano nie zasługują….niemniej ucieszyliśmy się na jego widok bardzo / summit view - who sees the mountain hut? ;)Although there was no way to buy anything except beer and biscuits, so this name does not deserve  to …. however, we have been very happy, when we saw it

Śmierć w Tatrach

marcogor o gorach

Śmierć w Tatrach

Ostatnio ciągle giną ludzie w naszych najwyższych górach, nie przeglądałem statystyk, ale być może to najgorszy rok od dawien dawna! Turyści nie wracają już do swoich domów z różnych przyczyn, nieszczęśliwe wypadki, brak zdrowego rozsądku, głupota, fatalne zbiegi okoliczności, nagła niedyspozycja zdrowotna…nie nam to oceniać, już niedawno pisałem o tym tutaj na blogu. Ale ta niepotrzebna śmierć pokazuje dobitnie jacy my jesteśmy małostkowi, nieraz nieludzcy, bez empatii i dobrego smaku, czy kultury wobec tajemnicy ODEJŚCIA. Wspaniale podsumowała to moja koleżanka, poetycka dusza – Gabi. I za jej zgodą przekaże Wam jej piękne i trafiające w sedno sprawy słowa. Zresztą publikowane nie tylko tutaj. Ale tyle w nich miłości do gór, prawdziwej pasji, że czuje, że jakby wyjęte także z wnętrza mego serca, bo czuję tak samo! My ludzie gór wielokrotnie czujemy to samo, będąc tam, w Tatrach, wobec ich potęgi i odczuwając wszechogarniającą nas magię ICH – GÓR, to przecież cały nasz, ten lepszy świat…zostawiam Was już sam na sam ze słowami Gabi: „18-latka spadła w przepaść podczas wędrówki przez masyw Granatu” – kolejna śmierć. I kolejne komentarze pozbawione sensu, smaku. Potrzeba nam tragedii, by dobrze się bawić ludzkim nieszczęściem? Tyle w komentarzach jadu i niezrozumienia, a nawet komediowych uszczypliwości. „To nawet jej krzyż nie pomógł?” „mogła siedzieć na Krupówkach i pić piwo” „JEDNYM SŁOWEM NIE UMIAŁA FRUWAĆ, NIE WIERZYŁA TO SIĘ PRZEKONAŁA” Reszty nie przytoczę , nie mam sumienia. Tak,  góry zbierają żniwo. I po co tam polazła?  „Mogła siedzieć na Krupówkach i pić piwo”. Ci, którym muzyka w sercu gra, wiedzą co człowiek czuje będąc na szlaku. Kiedy krok za krokiem zbliżasz się do upragnionego szczytu. Kiedy chłoniesz całe to piękno, a serce bije jak szalone. Endorfiny skaczą w organizmie, a Ty masz ochotę krzyczeć z radości. Czujesz wilgotne skały, przytulasz się do nich i szepczesz dziękczynną modlitwę. Ilu z nas szło w pewnej intencji, po drodze robiąc rachunek sumienia? W dziwny sposób Tatry działają na ludzi, potrafią wydobyć z nas te pokłady człowieczeństwa zalegające w zakamarkach. Czujesz, że jesteś wyjątkowy, a góry akceptują Cię takim jakim jesteś. Taka audiencja na wysokości, często pośród chmur, mgielnych kotar. Wszystko staje się nieziemsko piękne. Jakby z innego wymiaru. symboliczny cmentarz na Polanie Wiktorówki Zrozumie to ten, któremu dane było zostawić w Tatrach kawałek swojego serca. Śmierć zawsze przychodzi nie w porę, zawsze za wcześnie. Elżbieta Fijałkowska „Glajza” zginęła w masywie Czarnego Szczytu na wys. ok.2000 m n.p.m. Taterniczka, instruktorka i ważna postać środowiska wspinaczkowego. Mieczysław Karłowicz -  kompozytor, dyrygent, publicysta. Zginął w 1909 r. pod lawiną śnieżną podczas samotnej wycieczki na nartach, w drodze z Hali Gąsienicowej do Czarnego Stawu. Kazimierz Kupczyk – świetny taternik, niezwykły polski wspinacz. Zginął podczas wspinaczki na południowej ścianie Ostrego Szczytu. Jan Długosz – taternik, alpinista, literat. Przyczyną śmierci było poślizgnięcie lub urwanie stopnia na eksponowanej Grani Kościelców. Klimek Bachleda -  „król przewodników tatrzańskich”, zginął w 1910 r. na stokach północnej ściany Małego Jaworowego Szczytu idąc na ratunek wzywającemu pomocy. Władysław Cywiński – alpinista, przewodnik tatrzański. Zginął w Dolinie Złomisk w rejonie Zmarzłego Stawu. Miał 74 lata. Powiesz, że za stary?  Że mógł siedzieć na Krupówkach i pić piwo ? Mógł, ale On wiedział czym jest pasja, miłość do gór. To bogactwo, o którym wielu z nas może pomarzyć. Krzyś Miler – zaledwie 18 lat. Dobrze zapowidający się taternik. Zginął podczas wspinaczki na Cubrynę. Powiesz, że za młody? Że mógł siedzieć na Krupówkach i pić piwo? Praktyka czyni mistrzem, kto wie… może za parę lat usłyszelibyśmy o tym, że zdobywa Koronę Ziemi? Krzysztof Sadlej – taternik, alpinista, fizyk, naukowiec. Zginął podczas wspinaczki na Zamarłej Turni. Zginął, zginął, zginął…. taternik, naukowiec, poeta, alpinista – CZŁOWIEK. symboliczny cmentarz na Polanie Wiktorówki Widzisz – nie ma znaczenia status, doświadczenie, tytuł naukowy, konto w banku. Giną ludzie, którzy mieli pasję, radość przebywania w górach, obcowania z nimi. Młodzi, starsi, kobiety, mężczyźni … w odpowiednich butach, markowych ciuchach czy nie. W góry nie idę z myślą, że nie wrócę. Gdyby tak było, siedziałabym na Krupówkach i piłabym piwo. Idę , bo to mój sposób na życie. Idę, by naładować akumulatory. Idę, bo Tatry uczą mnie szacunku i pokory. Idę, bo to moja kolejna odsłona miłości. I w końcu chcę i będę witała się z Tatrami, będę kłaniała im się nisko dziękując za każde spojrzenie, za oddech , za miłość. Życie szybko mija, nazbyt szybko. Ale dziś wiem, że moje z górami witanie to magia. Kiedy stoisz na szczycie i wiatr wplata Ci we włosy „słowa”, a Ty próbujesz dłońmi je ogarnąć. I kiedy patrzysz w zachwycie na nieba otchłań nic nie ma dla Ciebie znaczenia. Romans z czasem, wszystko stoi w miejscu. Zamykam oczy i zastanawiam się czym zasłużyłam sobie na takie szczęście? Dusza „wypuszczona” na wybieg, a Ty stajesz się przezroczysty. Z Twojej twarzy można czytać jak z otwartej księgi. I nagle stajesz się zupełnie nowym, „oczyszczonym” człowiekiem. Istne sanktuarium, gdzie nie ma znaczenia Twoja wiara, wyznanie i wszyscy jesteśmy tacy sami. Wszyscy jesteśmy ludźmi. Kiedy „to ” poczujesz, zrozumiesz po co i dlaczego chodzimy w góry. I nigdy już nie skomentujesz ludzkiej śmierci słowami ” mogła siedzieć na Krupówkach i pić piwo”.   Moja miłość jest „młoda”, poznaje Tatry po części. Składam je dbając o każdy szczegół. Do „zbudowania” tej układanki brakuje mi sporo klocków. Nie zaliczam szczytów, nie zdobywam. Jeśli góra zechce  – zaprosi mnie na audiencję  Mam nadzieję, że przyjdzie taki czas, kiedy siedząc w fotelu z pomarszczoną twarzą , w dłoniach szeleścić będą moje wspomnienia na setkach zdjęć. Wtedy powiem, że przeżyłam swoje życie tak jak chciałam. Z moimi umiłowanymi Tatrami pod powiekami  Każdemu z nas życzę takiej miłości, pasji a przede wszystkim szacunku do drugiego człowieka!!! Z pozdrowieniami. Gabi. Hej. Autor tekstu: Gabi Kantarska

Pątniczym szlakiem, przez górę Żwir na Eliaszówkę

marcogor o gorach

Pątniczym szlakiem, przez górę Żwir na Eliaszówkę

Od dawna planowałem odwiedzić małą słowacką wioskę, blisko polskiej granicy, obok której przejeżdżałem wielokrotnie, ale zawsze nie było czasu, żeby tam zboczyć. Mowa o wsi Litmanova, leżącej 10 km od Starej Lubowli. Miejscowość zamieszkała jest przez ludność pochodzenia łemkowskiego i początkowo należała do Polski. Nieopodal wioski znajdują się dwie grupy malowniczych Litmanowskich Skałek. Wieś stała się jedną z najliczniej odwiedzanych miejscowości w północnej Słowacji po roku 1990 dzięki objawieniom maryjnym. Własnie tę historię chciałem osobiście poznać wybierając się w tamten rejon. Obecnie na końcu wsi, na zboczach Eliaszówki stoi Sanktuarium Matki Boskiej Litmanowskiej.  Sanktuarium Matki Boskiej Litmanowskiej Na polanie Zvir na południowo-wschodnim grzbiecie Eliaszówki 5 sierpnia 1990 roku w szałasie pasterskim objawiła się dwom dziewczynkom Matka Boska. Była to 12-letnia wówczas Ivetka Korcakova i 13-letnia Katka Ceselkova. Gdy wystraszone burzą schroniły się do szałasu i żarliwie modliły, na ławeczce obok nich usiadła Matka Boska i zaczęła z nimi rozmawiać. Potem objawiała się im jeszcze przez 5 lat w niedzielę po pierwszym piątku miesiąca. Początkowo dziewczynki widziały i słyszały co do nich mówi, potem już tylko ją widziały. Wiadomość o tych objawieniach szybko rozeszła się po Słowacji i na polanę Zvír w czasie, gdy dziewczyny miały objawienia zaczęli przybywać ludzie. Matka Boska życzyła sobie, by ludzie regularnie przychodzili się tam modlić. kaplica z obrazem Matki Boskiej Litmanowskiej Gdy kult stał się masowy, na polanie wybudowano kaplicę modlitewną z obrazem Matki Boskiej, potem ołtarz i na zewnątrz trybuny z ławkami dla pielgrzymów. W górnej części polany znajduje się źródło uzdrawiającej wody. Uważa się, że ma ona oczyszczające własności. Źródło zostało obudowane i zamontowano w nim krany. Każdy pielgrzym może pobrać sobie z niego wodę. Powyżej źródła stoi zadaszona wiata ze stołami i ławkami, gdzie pielgrzymi mogą sobie przygotować i spożyć posiłek. Przy ścieżce wiodącej od dolnego parkingu przy potoku Wielki Lipnik do sanktuarium wykonano stacje drogi krzyżowej. W każda niedzielę po pierwszym piątku miesiąca odbywają się w sanktuarium msze święte w obrządku greckokatolickim. zabudowane źródło z uzdrawiającą wodą Jedyna droga dojazdowa do tej miejscowości prowadzi ze Starej Lubowli i ślepo kończy się w Litmanowej. Powyżej zabudowań Litmanowej, w widłach potoku Rozdziel i Wielki Lipnik, przy wapiennych Litmanowskich Skałkach droga zakręca w prawo prowadząc doliną Wielkiego Lipnika. U podnóży Eliaszówki jest parking. Dalej obowiązuje zakaz wjazdu autobusów i motocykli, samochodem osobowym można jednak wyjechać szosą przez las bezpośrednio na parking przy sanktuarium. Od dolnego parkingu można do sanktuarium dojść pieszo ścieżką przez las (ok. 20 min.) Litmanowskie Skałki na końcu Litmanowej Sanktuarium i jego otoczenie jest w trakcie dalszej rozbudowy. Znajduje się tu np.wielki dom spowiedzi, ale najważniejsza jest kaplica objawień, gdzie wewnątrz nadal możemy zobaczyć ławeczkę, na której siadywała Matka Boska. Oprócz dojazdu możemy także dojść tutaj pieszo. Z Mniszka nad Popradem prowadzi szlak pątniczy stokami Eliaszówki. Z Polski dojdziemy z pobliskich Jaworek, leżących u stóp wąwozu Homole, przez przełęcz Rozdziela. Jezst też prowizorycznie znakowana ścieżka spod szczytu Eliaszówki do Sanktuarium Matki Boskiej Litmanowskiej. rozdroże na końcu Litmanowej, w prawo do sanktuarium, prosto na przełęcz Rozdziela i do Jaworek Ja właśnie ją wykorzystałem do dalszej wędrówki. Przecież moim głównym celem wycieczki było zdobycie Eliaszówki – najwyższego szczytu Gór Lubowelskich (słow. Ľubovnianska vrchovina). To część graniczna Beskidu Sądeckiego, wchodziłem na szczyt już kiedyś z Piwnicznej, teraz była pora poznać pątniczy szlak z Góry Żwir. Z górnej części polany, powyżej sanktuarium odchodzi w las wyraźna ścieżka, znakowana tylko świętymi obrazkami i wstążkami. Potem rozdziela się, bo w prawo odchodzi droga do Mniszka, więc trzeba mieć się na baczności. Na początku mijamy chatkę pustelnika, potem tylko prowadzi nas pątnicza ścieżka na szczyt i dalej do Polski. wierzchołek Eliaszówki, rozejście szlaków Eliaszówka to najwyższy szczyt Gór Lubowelskich, czyli słowackiej części Beskidu Sądeckiego (słow. Ľubovnianska vrchovina). Z Polski na szczyt prowadzą szlaki turystyczne różnego typu, ale można się tam dostać także z drugiej strony granicy. Mimo braku szlaków, ze względu na brak prawnej ochrony przyrody, wejście jest dozwolone. Na północno-wschodnim stoku usytuowany jest ośrodek narciarski Sucha Dolina, jeden z większych w regionie. Dawniej stoki Eliaszówki były znacznie bardziej bezleśne, trawiaste i służyły jako wielkie pastwisko. Widoki z Eliaszówki były też znacznie bardziej rozległe. wieża widokowa na Eliaszówce Obecnie wierzchołek Eliaszówki zarósł już lasem i jest nieciekawy i był pozbawiony widoków. Był, bowiem w tym roku wybudowano tam nową, ogromną wieżę widokową, która wyrasta ponad las i pozwala oglądać panoramy na wszystkie strony świata. Zatem mogłem podziwiać widoki na Beskidy, Pieniny, czy najodleglejsze Tatry. Teren wokół wieży jest wzorcowo zagospodarowany, dookoła ławeczki i zadaszona wiata turystyczna.  Stoi tam również tablica z regulaminem szlaków, zawierająca bardzo przydatne informacje, jak postępować w górach. regulamin szlaków na szczycie Eliaszówki, same przydatne porady Po dłuższej chwili tą samą trasą wróciłem na polanę Żvir, gdzie zostawiłem na parkingu samochód. Tak zakończyła się moja krajoznawczo-górska wycieczka z elementami pielgrzymki. Czasami przydają się nam momenty wyciszenia, miejsce jest naprawdę godne zobaczenia na własne oczy. Więcej dowiecie się o tym miejscu odwiedzając stronę centrum pielgrzymkowego www.horazvir.sk. Obejrzyjcie też resztę fotek w galerii zdjęć. Z górskim pozdrowieniem Marcogor