Świętokrzyska sesja poślubna

BAŁKANY WEDŁUG RUDEJ

Świętokrzyska sesja poślubna

Lecieliśmy nowym Airbusem A350 XWB. Jest się czym zachwycać! [Mnóstwo zdjęć]

WEEKENDOWI PODRÓŻNICY

Lecieliśmy nowym Airbusem A350 XWB. Jest się czym zachwycać! [Mnóstwo zdjęć]

POJECHANA

Slajdy podróżnicze „In Mundo” 3 – konkurs

15 października 2015 rusza III edycja slajdów podróżniczych w warszawskim kinie Luna. Jak co roku, na czwartkowych pokazach slajdów „In Mundo”, będzie można posłuchać pełnych pasji podróżniczych opowieści i zobaczyć na dużym kinowym ekranie zdjęcia z różnych zakątków świata. W tym sezonie (od 15 października 2015 r. do 17 marca 2016 r.) podróżnicy będą opowiadać między innymi o samotnym przejściu przez lasy równikowe Konga, absolutnej pustce Salaru de Uyuni, poszukiwaniu himalajskiego raju, średniowiecznej krainie kamiennych wież, motocyklowej podróży po bezdrożach Rosji i Azji Środkowej, a także o odkrywaniu świata równoległego, rowerowej przygodzie przez życie i (oczywiście) wędrówkach z plecakiem przez świat. PROGRAM:  15 października (czwartek), godz. 19.00  Hecho en Bolivia. Opowieści z serca Andów, 22 października (czwartek), godz. 19.00  Kuba – muzeum niespełnionych marzeń, 29 października (czwartek), godz. 19.00 Zielona Sukienka. Przez Rosję i Kazachstan śladami rodzinnej historii, 19 listopada (czwartek), godz. 19.00 Z plecakiem przez świat, czyli o tanim podróżowaniu, 26 listopada (czwartek), godz. 19.00 Jądro Afryki, czyli pieszo przez lasy równikowe Konga, 3 grudnia (czwartek), godz. 19.00 Islandia kraj pełen niespodzianek, 10 grudnia (czwartek), godz. 19.00 Kołyma, 14 stycznia (czwartek), godz. 19.00 Norwegia – Norð vegr droga 21 stycznia (czwartek), godz. 19.00 Świat równoległy – o miejscach, które wydaje nam się, że znamy, 28 stycznia (czwartek), godz. 19.00 Rumunia – przez Maramuresz i Bukowinę do Transylwanii, 4 lutego (czwartek), godz. 19.00 Na szlaku kamiennych wież, 11 lutego (czwartek), godz. 19.00 Pod stopami słońca, czyli Azja Środkowa i Afganistan na motocyklach, 18 lutego (czwartek), godz. 19.00 Góry z duszą, 25 lutego (czwartek), godz. 19.00 Tybet – z Bombaju na Dach Świata, 3 marca (czwartek), godz. 19.00 Iran – w poszukiwaniu skarbów orientu, 10 marca (czwartek), godz. 19.00 Kaszmir – w poszukiwaniu himalajskiego raju, 17 marca (czwartek), godz. 19.00 Gdzieś dalej, gdzie indziej. Więcej informacji i przedsprzedaż biletów: www.slajdypodroznicze.pl i www.kinoluna.pl, a także na profilu FB (www.facebook.com/Slajdypodroznicze). A na Pojechanej KONKURS, w którym do wygrania jest 5 pojedynczych wejściówek na dowolny termin. Wystarczy, że w komentarzu pod wpisem napiszecie, który pokaz chcielibyście zobaczyć najbardziej. Na odpowiedzi czekam do północy 14 października (czasu polskiego). Listę wylosowanych szczęśliwców opublikuję na blogu 15 października moim azjatyckim rankiem. Zaczynamy! Zachęcam  również do zaglądania na Pojechany FB, gdzie co dwa tygodnie będą do wygrania kolejne wejściówki! Post Slajdy podróżnicze „In Mundo” 3 – KONKURS pojawił się poraz pierwszy w Pojechana.

Galeria Japonia 2013-06 po remoncie

Orbitka

Galeria Japonia 2013-06 po remoncie

mpk poland

Fotorelacja na Facebooku

Po tybetańskiej przygodzie podróżowaliśmy autostopem przez Chiny w kierunku północnym. Następnie przyszedł czas na bezkresne stepy i pustynie w Mongolii. Mieszkaliśmy w tradycyjnej mongolskiej jurcie, widzieliśmy renifery na północy i wielbłądy na południu. Po powrocie do Chin wyruszyliśmy na zachód. O tym gdzie aktualnie jesteśmy oraz czym się aktualnie zajmujemy dowiedziecie z bieżącej fotorelacji na Facebooku. NASZ PROFIL NA FACEBOOKU

Morning fog - Poland this is not B&W - see right top corner...

coffe in the wood

Morning fog - Poland this is not B&W - see right top corner...

morning fog - Poland this is not B&W - see right top corner ;)))

Przeżywanie chwil, a zdjęcia

SISTERS92

Przeżywanie chwil, a zdjęcia

Fotowarsztaty – relacja

Dobas

Fotowarsztaty – relacja

Sienkiewicza 4, Warszawa

qbk blog … photoblog

Sienkiewicza 4, Warszawa

Fotopułapki

Dobas

Fotopułapki

Kenia 2006 – fotogaleria

Orbitka

Kenia 2006 – fotogaleria

Expert - podejście drugie - dzień 1 - bez kamery

dwa kółka i spółka

Expert - podejście drugie - dzień 1 - bez kamery

foto: motoszkola.pl15 czerwca 2015 - poniedziałekPada. I prognozy nie są optymistyczne. Chyba wieczorem było za mało whiskacza i toastów za pogodę.Mimo wszystko jemy śniadanie, pakujemy się i znosimy bagaże do sali bilardowej. Wsiadamy na motocykle i jak twardziele ruszamy na Grossglockner. Dziś już oficjalnie, w ramach Experta.Na górze pada nieco mniej, ale mimo wszystko jest ślisko, a widoczność miejscami jest mocno ograniczona. Kręcimy się trochę po trasie, ale ostatecznie ustalamy, że jedziemy na lodowiec, do knajpki. Trzeba sobie jakoś osłodzić ten dzień.Deszcz przechodzi w mżawkę, więc nie jest źle. Do tego coś ciepłego do picia i ciasto i humory się poprawiają na tyle, że podejmujemy męską decyzję - jeździmy. Z jednej strony - mało bezpiecznie, bo ślisko. Z drugiej - po suchym, to każdy umie, a ćwiczenie w trudnych warunkach bardzo dużo daje. W dodatku - jesteśmy tu prawie sami - niewielu jest takich wariatów, którzy jeżdżą w taką pogodę.Wychodząc z kawiarni zahaczamy o sklepik z pamiątkami. Nie mogę się powstrzymać przed przymierzeniem fartuszków. W końcu po przeprowadzce już nie mam takiego gadżetu kuchennego, a przecież jakieś gotowanie mi się czasami zdarza, więc może skuszę się na któryś? Ale na który? Odpuszczam na razie zakup - zrobię sondę w necie i zobaczymy, który uzyska więcej głosów :)Jeździmy "od rondka w górę". Bez kamery, bo i tak nie byłoby nic widać ze względu na deszcz. Jadę jako ostatnia. W górę jest za mało pozycji. to znaczy jest, ale "na suche warunki", a jest mokro, więc powinnam się bardziej "bujać". W dół jest sporo lepiej i feedback, że jak na te warunki to przejazd bardzo dobry. :)Spadamy do bazy. Jeszcze przecież dzisiaj tu wrócimy. Jadę gdzieś na końcu, swoim tempem, sporo wolniejszym niż ekipa. Jakoś mam włączony spory margines bezpieczeństwa i trochę (w moim odczuciu) zamulam. W jednym z zakrętów w lewo, który dobrze znam i przejeżdżałam dziesiątki razy uślizguje mi się przednie koło. Co jest? Prędkość odpowiednia, trajektoria dobra, pozycja była, bo to przecież zakręt w lewo, asfalt równy... więc co jest? Mimo wszystko czuję, że opona dała mi tylko ostrzeżenie i jeszcze był zapas przyczepności. Nawet nie zdążyłam się spocić ani nic innego. Pełne opanowanie. Lubię te opony. Dają dobry feedback, grożą lekko palcem, ale trzymają.W Fusch jemy obiad, suszymy przemoczone rzeczy (u mnie tylko rękawiczki - czy ktoś poleca jakieś naprawdę dobre, które nie przemakają? - reszta dalej daje radę!), pakujemy się na motocykle i przez Grossglockner jedziemy do Włoch. Znowu zamulam :( Nie mogę się odblokować.Na Passo Campolongo jest trochę walki - na winklach jest szuterek, bo zdarli asfalt. Mi to nie bardzo przeszkadza, ale niektórzy z grupy mają trochę trudniej. Pordoi jest wybitnie męczące i nie wchodzi tak jak powinno.Dojeżdżamy do Campitello di Fassa i kwaterujemy się w hotelu. Na kolację udajemy się do "Boskiej Joli" na pizzę boscaiola ;) Ja wybieram inną, ale niektórzy stawiają na tradycję. A inni, jak Viktorek - na całkiem awangardowe dania z szyszek ;) Przy okazji powstaje forumowa fotka urodzinowa dla WINO - będzie jak znalazł na jutro, które już za kilka godzin ;) (najlepszego!)Wieczorem jeszcze robimy małą nasiadówkę u Szwagrów - dobrze się bawiąc przy kręceniu klipu urodzinowego dla Piotrka (wszystkiego najlepszego! cmok!) - jest dużo procentowych rekwizytów i tańce "przy rurkach" czyli przy kaloryferze w wykonaniu Diablika.Naprawdę - taka ekipa to skarb!Przejechane: 342 km

Dobas

Przepis na zdjęcie – makaki

W tym roku pośród finałowych zdjęć konkursu Wildlife Photographer of the Year oraz European Wildlife Photographer of the Year znalazły się cztery moje zdjęcia. Korzystając z cyklu Historia jednej fotografii postaram się opisać dokładnie w jaki sposób kilka z nich powstało. Jedną z fotografii, którą chciałbym opisać a była doceniona w obydwu z tych konkursów, to kontrastowa fotografia małp. Wykonałem ją dwa lata temu w Nepalu. Prowadziłem wówczas fotowyprawę i tego dnia wcześnie rano, jeszcze przed wschodem słońca fotografowaliśmy w stupie Swayambunath. Miejscu bardzo ważnym dla Nepalczyków, gdzie mieszkańcy Kathmandu tłumnie przychodzą się modlić. Czuć tam woń kadzideł, słychać wszechobecne dzwonki, ludzie modlą się wprawiając młynki modlitewne w ruch i wypowiadając pod nosem mantrę. Zwłaszcza o poranku to miejsce zachwyca swoim klimatem. Druga nazwa Swayambunath to Monkey Temple – świątynia małp z powodu zastraszającej ilości biegających tam makaków. Mimo iż w pewnych kulturach małpy te wykorzystywane są do badań i testów na zwierzętach, w wielu innych miejscach czczone są i uznawane za święte. Nepal jest jednym z takich miejsc. Oczywiście fotografując te zwierzęta, zwłaszcza z bliska, należy być ostrożnym, ponieważ potrafią one zaatakować w zasadzie bez ostrzeżenia, a często są nosicielami wścieklizny. Równie nagminnie kradną różne rzeczy z aparatem fotograficznym włącznie. Łączą się w stada, gdy chcą coś uzyskać symulują atak i pokazują kły. Często, gdy kilka osobników „zagaduje” człowieka z jednej strony – pozostałe ukradkiem dokonują zuchwałych kradzieży. Fotografując te zwierzęta z bliska najlepiej mocno owinąć sobie pasek dookoła nadgarstka i raczej warto odsunąć aparat od twarzy… Jak wspomniałem, do świątyni trafiliśmy wcześnie rano, jeszcze przed wschodem, aby fotografować przy najlepszym oświetleniu i od razu moją uwagę przykuła grupa makaków oddająca się porannej toalecie. Dwójka z nich wyglądała najciekawiej i z pełnym oddaniem, nie przejmując się niczym dookoła wydłubywały sobie wzajemnie z futra jakieś pasożyty od razu się nimi zajadając. Niestety obie siedziały dość niefortunnie, tak, że wykonanie udanego technicznie zdjęcia graniczyło z cudem. Problem polegał na tym, że jakbym się nie ustawiał zawsze miałem zaśmiecone tło za nimi. Mnóstwo ludzi, inne małpy, latające gołębie, kopuła stupy, dymy kadzideł, młynki modlitewne – generalnie chaos i bałagan odwracający uwagę od głównego motywu. Żaden z tych elementów nie podobał mi się jako tło i każdy z nich przeszkadzał w moim odczuciu w odbiorze zdjęcia. W kadrze miałem chyba wszystko, czym mogła pochwalić się stupa, włącznie z wycieczką chińskich turystów. Dodatkowo zwierzaki, które same w sobie były ciekawym tematem, siedziały dokładnie tak, że mogłem uchwycić je tylko i wyłącznie pod słońce. Wszystko wskazywało na to, iż nie mam szansy na ciekawe czy oryginalne zdjęcie. Stwierdziłem, że jedyna opcja to wykorzystanie ostrego kontrastowego światła i ukrycie całego zaśmieconego tła w czerni. Warunki oświetleniowe wbrew pozorom temu sprzyjały – zdecydowałem się na sfotografowanie sceny centralnie pod światło, tak aby zdjęcie miało jak najbardziej graficzny charakter. Postanowiłem je tak mocno niedoświetlić, żeby stracić wszelkie szczegóły w cieniach i pozwolić jedynie na zarejestrowanie małego fragmentu tego na co patrzyłem, czyli konturu małp, jaki tworzyło ich podświetlone futro. Zdjęcie wykonałem obiektywem Olympus M.Zuiko Digital 75mm f/1.8 zapiętym do korpusu Olympus OM-D E-M1. To dobrej klasy portretowe szkło o kącie widzenia odpowiadającemu 150 mm dla pełnej klatki. Przyłożyłem aparat do oka, dobrałem parametry ekspozycji patrząc na histogram i wyzwoliłem spust migawki. To była jedna z tych sytuacji, gdzie widzę zdecydowaną przewagę elektronicznego wizjera nad zwykłą matówką. Dlaczego? Po prostu pracuje mi się dużo szybciej, łatwiej i lepiej. Oczywiście nie znaczy to, że takiego zdjęcia nie mógłbym wykonać z aparatem ze zwykłą matówką, natomiast na pewno zajęło by mi to zdecydowanie więcej czasu. Zdjęcie musiało być na tyle niedoświetlone, aby cały „śmietnik” z drugiego planu stał się czarną plamą. Za pomocą elektronicznego wizjera bardzo łatwo było znaleźć odpowiednie ustawienia korekty ekspozycji. Obserwując w wizjerze fotografowaną scenę skracałem czas ekspozycji, na bieżąco widząc jak ciemnieje mi obraz w wizjerze i kontrolując to na wyświetlanym w czasie rzeczywistym histogramie. W końcu, gdy uznałem, że to moment aby nacisnąć spust migawki, wykonałem fotografię dokładnie taką, jaką sobie zaplanowałem. Gdybym korzystał ze zwykłej matówki jaką znamy z lustrzanek – musiałbym wykonać kilka zdjęć i każde z nich ocenić na ekranie podglądając jak wyszło lub oceniając histogram. Zatem: spust migawki, wyświetlenie zdjęcia z histogramem znów przełączenie w tryb fotografowania i kolejna próba. Nie sądzę abym z odpowiednimi ustawieniami trafił od razu, bo ciężko nawet doświadczonemu fotografowi byłoby ocenić o ile taką scenę należałoby niedoświetlić względem wskazań światłomierza. Pamiętać musimy, że wskazania światłomierza pokazują taki dobór parametrów, aby prawidłowo naświetlić 18% szarość. Z całą pewnością przy tym zdjęciu czas grał rolę i sądzę, że gdyby nie ocena ekspozycji na bieżąco – nie miałbym tyle czasu aby uchwycić ten decydujący moment, gdzie jedna małpa kładzie drugiej dłoń na głowie i obydwie przymykają oczy. The post Przepis na zdjęcie – makaki appeared first on Marcin Dobas.

Magiczne i niepowtarzalne zachody słońca

PO PROSTU MADUSIA

Magiczne i niepowtarzalne zachody słońca

        Oj, przeleciał mi ten czerwiec w oka mgnieniu, zdominowany głównie różnymi akcjami na uczelni, walką z pracą magisterską (ale wreszcie oddana w całości czeka na ostatnie poprawki,  a i termin obrony został wyznaczony) i pracą. Na podróże i inne aktywności czasu niestety zabrakło, ale będziemy nadrabiać już od przyszłego tygodnia. ;) A dzisiaj postanowiłam wprowadzić na blogu mój własny (i przez to niezwykle subiektywny) przegląd zachodów słońca, do których mam ogromną słabość. Gdziekolwiek jestem, zawsze próbuję się na niego załapać. Oczywiście najbardziej fotogeniczny jest nad wodą różnoraką, stąd też większość zdjęć właśnie z takich miejsc będzie pochodzić. A pomysł na notkę narodził się jako inspiracja z mojego instagrama, gdzie ostatnimi czasy najczęściej pojawia się zachód słońca fotografowany wprost z mojego krakowskiego mieszkania. Okazało się, że całkiem niezły punkt widokowy mamy z okna na piętrze i można czasem złapać bardzo ciekawe ujęcia. Sami zresztą zobaczcie. :)       W tle zdjęć zwykle widać na dole po lewej stronie zarys bryły klasztoru na Bielanach. Nieco żałuję, że nie zaczęłam wcześniej robić takich zdjęć, bowiem zdarzały się dni, kiedy słońce zachodziło centralnie tuż za klasztorem, który wyglądał wtedy niesamowicie. Niestety, w Krakowie nie zawsze da się uchwycić idealne ujęcie, co jest spowodowane częstym zachmurzeniem, smogiem i niestety pewnymi brakami w możliwościach mojego aparatu. Na dwie pierwsze rzeczy nie mam wpływu, nad trzecią pracuję, więc jest szansa, że kiedyś uda mi się złapać jeszcze ładniejsze ujęcia. Chociaż akurat na te nie narzekam. ;)          Jak już napisałam na wstępie, najpiękniej zachody słońca prezentują się nad wodą. Najwcześniejsze wspomnienia z wyjazdów na wakacje z rodzicami nad morze pochodzą właśnie z wypraw na zachód słońca. Nad Bałtykiem też trzeba mieć szczęście, żeby się załapać na taki spektakularny, ale przyznam szczerze, że dla mnie każdy nad naszym morzem ma swój niesamowity klimat i mam do nich ogromny sentyment. Nie tylko z powodu dziecięcych wspomnień, także i tych starszych. I zawsze niezmiernie żałuję, że z Krakowa nad nasze polskie morze jest tak strasznie daleko, że wyjazdy weekendowe nie wchodzą w grę. A szkoda, bo pewnie jeździłabym zdecydowanie częściej niż dotychczas. :)zachód słońca na morzu widziany z łódki.zachód słońca na morzu widziany z brzegu- jak widać różnią się niewiele. ;)       Jedne z piękniejszych zachodów widzieliśmy w Toskanii nad Morzem Śródziemnym. Możliwość ich oglądania była głównym powodem, dla którego szukaliśmy noclegu tuż przy plaży, żebyśmy mogli brać kocyk i siadać sobie na piasku, pić wino, zajadać pizzę i podziwiać jak słońce chowa się za horyzontem. Muszę przyznać, że tutaj zdecydowanie większe wrażenie na mnie robił ten spektakl, a na pewno piękniejsze zdjęcia wychodziły. :)          Podobnie niesamowite widoki oferował nam Adriatyk, który wyrasta na mojego faworyta wśród mórz. I tak, wiem, że jest odgałęzienie Morza Śródziemnego, jednak zawsze traktowałam je jako dwa osobne i takiego podziału się trzymam. ;) Zdecydowanie Chorwacja ma także i pod tym względem sporo do zaoferowania. Tutaj także ogromną przyjemnością jest podziwianie zachodu słońca i nieważne czy z lądu czy też z pokładu jachtu. Zawsze wygląda tak samo niesamowicie.            Woda wodą, ale w innych miejscach także da się załapać na piękny zachód słońca. Mnie raz ta sztuka udała się w trakcie lotu samolotem, gdy wracaliśmy z Holandii do Krakowa i akurat wyjątkowo nie wpakowaliśmy się w chmury nad pięknym grodem Kraka. Jedno z fajniejszych przeżyć, żałuję, że tylko jeden raz udało mi się coś takiego zobaczyć, zwykle jak wracamy wieczorem, to akurat straszne chmury są i nigdy nic nie widać. A szkoda. :)       Na dwa fajne zachody załapałam się w dwóch europejskich stolicach- w Budapeszcie i w Pradze. Zdjęcia może do wybitnie udanych nie należą (szczególnie to z Budapesztu), ale ujęcie osobiście bardzo mi się podoba, fajnie udało się na nim załapać słońce. W Pradze zaś większość roboty robi Wełtawa, bo ciekawie się w niej słońce odbija. :) Budapeszt.Praga.             W drodze do Pragi, na autostradzie na Śląsku słońce też przygotowało nam niezwykłe przedstawienie, aż żałowałam, że nigdzie nie było miejsca, żeby się zatrzymać. A i tak czas nas gonił, bo dość późno wyjechaliśmy i woleliśmy się bez większej potrzeby nie zatrzymywać. Teraz oczywiście żałuję, bo takie zdjęcia robione przez szybę samochodu nie oddają w pełni tego piękna, które rysowało się wtedy na niebie. Chociaż aż tak źle też nie wyglądają. ;)            A na sam koniec zostawiłam zdjęcia z miejsca, gdzie uważam, że są zdecydowanie najpiękniejsze zachody słońca na świecie. Mam wrażenie, że nigdzie indziej nie ma tak niesamowitego i niepowtarzalnego piękna na niebie jak na Mazurach, bo to właśnie je mam na myśli. I pewnie większość się ze mną nie zgodzi, bo zapewne jest tysiąc innych piękniejszych miejsc i pewnie sama jeszcze w takich będę, ale podejrzewam, że zdania nie zmienię. Mazury są absolutnie przecudowne i każdy zachód słońca na nich jest rewelacyjnym przeżyciem. Zwłaszcza gdy jest się na wyjeździe z grupą znajomych, gdy zaczyna rozpalać się ognisko, gdy gitara gra... rozmarzyć się można. :)       Notka nieco nietypowa, ale można ją potraktować jako wprowadzenie do następnej, bowiem jeśli nasze plany wypalą, to mowa będzie o czymś, co zdecydowanie rzadziej się widuje- czyli o wschodach słońca. A dokładniej o jednym w pewnym magicznym miejscu. Ale na razie o tym cicho sza, bo przede wszystkim pogoda musi dopisać. ;)~~ Madusia.

Strawberry fields forever

EWCYNA

Strawberry fields forever

Picture Perfection Defined: One Day in Óbidos

Picking the Pictures

Picture Perfection Defined: One Day in Óbidos

I love visiting small cities, where time stood still before I was even born. I like the feeling of freedom they give. Freedom to just wander without a to-do list or must-sees. Places where you need no map. Tiny cities are local paradises for slow travelers, or at least this is how I see it. Tiny cities in southern Europe very often have something more to them. They are also a history lesson, a preserved piece of a fairy tale that was told centuries before.Portugal is full of these gems. One of them is located just an hour outside of Lisbon. It’s called Óbidos and you can’t afford skipping it if you are around. It’s just too pretty. Imagine a little settlement of picture perfect white houses, red roofs and narrow cobbled streets encircled by well preserved fortified walls. And yes, it’s located on a hilltop with an unspoiled view. It’s so perfect it will hurt your eyes and make your camera battery die. Trust me on that one. I don’t think I could ever stay there overnight without turning into a capricious princess. I’m not sure if anyone could, but I’d recommend it as an easy day trip from Lisbon. Be prepared for cuteness overload. Practical Tips:How to get to Óbidos from Lisbon?You can get there by bus. RODOTEJO buses go to Óbidos from Lisbon Campo Grande terminal. You will need a Rapida Verde line. The ticket is 7,70 euro one way and you buy it in the bus. The bus schedule is available here. PricesWell, I only have one piece of advice: if you are up for a day trip, get your dinner back in Lisbon. I found Óbidos ridiculously overpriced and I’m afraid it’s not only my impression…I didn’t really try any souvenir shops, but I guess it’s not very different from the eateries. 

Gdzie wyjechać

Ameryka w kwadracie. Najlepsze zdjęcia z Instagrama

Ameryka w kwadracie. Najlepsze zdjęcia z Instagrama Minął już ponad miesiąc od kwietniowo-majowego wypadu do Stanów. To był wyjątkowo spontaniczny wylot na komunię młodej kuzynki z możliwością zrealizowania jednego z moich marzeń, czyli zaczepienia o Nowy Jork. Zobaczyłem dwa najbardziej symboliczne miasta USA w tydzień, co uważam, za czas optymalny, tym bardziej, że dzięki świętu 1 maja mogłem wziąć tylko 4 dni urlopu. […]

Pico El Toro 4760m. n.p.m., śniadanie-nocleg-kolacja za 5zł i dlaczego turyści gubią się w Andach [zdjęcia, wideo, relacja, mapa, full wypas]

Fizyk w podróży

Pico El Toro 4760m. n.p.m., śniadanie-nocleg-kolacja za 5zł i dlaczego turyści gubią się w Andach [zdjęcia, wideo, relacja, mapa, full wypas]

Do miasteczka Los Nevados, zagubionego między fałdami wenezuelskich Andów, można dostać się za pomocą komunikacji publicznej w Meridzie popularnie zwanej jeep, co jak sama nazwa wskazuje oznacza, że będziemy jechać samochodem marki toyota. Odległość nie jest imponująca, ale stan drogi, która za El Morro zmienia się w gruntową, i różnica wysokości sprawia, że podróż trwa cztery godziny. Pakuję się na tyły terenówki razem z kilkoma miejscowymi, którzy wracają z hałaśliwego miasta na swoją spokojną prowincję.Przerwa na sikanieI rzeczywiście: dojechawszy na miejsce momentalnie odczuwa się różnicę. Mimo, że Merida ma w kraju sławę miasta spokojnego, czystego i co tylko, to według obserwacji własnych i opowieści mieszkańców wszystko to należy do niedalekiej, ale jednak historii. Obecnie andyjska stolica jest niemal tak brudna jak Maracaibo, prawie tak hałaśliwa i może nawet bardziej zakorkowana niż Caracas. Jej niezbywalnym atutem jest jednak bliskość tycieńkich miasteczek, takich jak Los Nevados. Cisza i spokój są tam absolutne.Ot i całe miasteczkoUsiadłem na placu i wciągałem w płuca powietrze i bezruch niedzielnego popołudnia, spędziłem tak godzinę, czy dwie. Zostawiłem plecak na ławce i obszedłem miasteczko dookoła, wróciłem. Starsza pani o twarzy czerwonej od słońca zaprosiła mnie do swojego hoteliku: kolacja, nocleg i śniadanie kosztuje tam jakieś pięć złotych. Po dwóch latach silnej dewaluacji boliwara Wenezuela z jednego z najdroższych stała się krajem śmiesznie tanim. Miałem w planie wyruszyć w górę tego samego dnia, ale ceny i czar miasteczka zatrzymały mnie na noc w Los Nevados.Pomimo, że zatrzymałem się na skraju osady, nie miałem daleko do centrumSeñora cały czas się uśmiechała, opowiadała o innych ludziach, którzy odwiedzali jej hotelik. Była przy tym zupełnie inna od Wenezuelczyków z nizin, którzy krzykliwym głosem zadają pytanie za pytaniem, z których co najmniej połowę można śmiało uznać za personalne czy nawet wścibskie. W Andach jest inaczej, w Andach jest sympatia i uprzejmość, ale zawsze z dystansem.Na kolację dostałem piscę andinę, zupę na mleku z ziemniakami i serem, do tego arepa de trigo, czyli nic innego niż podpłomyk, i słodką, słabą kawę. Przeszedłem sie jeszcze po miasteczku skrytym mrokiem, obmacując stopą każdy kamień brukowanych uliczek, a powróciwszy, spowity górskim chłodem zasnąłem jak dziecko.Od rana lało: niebo skute chmurami nie obiecywało poprawy. Stanowiło to również zapowiedź kolejnych dni, w których nieczęsto widywałem słońce. Przejaśniło się nieco dopiero koło jedenastej i nie tracąc więcej czasu ruszyłem w górę.W górach też grają w piłkęDom IDom II (w dali: konie)Dom IIIPola ziemniaków i szczypiorkuSzedłem sam, jakoś nie udało mi się znaleźć chętnych na włóczenie się po Sierra Nevada w porę deszczową. Droga, którą chciałem przebyć, to stara trasa, którą od dobrych paru setek lat przemierzali mieszkańcy Los Nevados idąc do Meridy, do czasu aż pojawiły się samochody i przeprowadzono drogę przez El Morro. Jedyna trudność pojawia się zaraz po wyjściu z miasteczka: gruntowe drogi rozchodzą się na różne strony, w pola, do domów i dla obcego nie jest takie oczywiste która ścieżka prowadzi w góry. Zapytać za bardzo nie ma kogo, bo ludzie siedzą po chałupach, albo pracują gdzieś daleko od szosy. Dzień wcześniej zrobiłem jednak rekonesans i teraz już wiedziałem gdzie iść. Miejscem które wydało mi się najbardziej podatne na zmylenie drogi jest zakręt w prawo przy betonowym krzyżu: odchodzi tam droga jeszcze ciaśniej zawijająca w prawo i podchodząca mocno pod górę. Sprawia przy tym wrażenie główniejszej, bardziej uczęszczanej. Otóż nie należy iść tamtędy, tylko kontynuować po płaskim.Jakieś pół godziny później trasa wypełnia się kamieniami, czasem zupełnie przypomina brukowana uliczkę. Mijam samotne domy w polu, które znikają zupełnie po pierwszym moście na rzece, za którym zagłębiamy się w samotne góry. Za drugim mostem trafiam na skrzyżowanie: jeśli ktoś wcześniej przypatrzył się ukształtowaniu terenu jest jasne w którą stronę skręcić, ale że zdarza się, że białość spowije całą okolicę, to napiszmy wprost, że na Pico El Toro to w prawo.Przy trzecim, ostatnim moście świat rzeczywiście staje we mgle i nie widać na więcej niż dwadzieścia metrów: jest dopiero trzecia po południu, ale dalszy marsz w mleku nie ma większego sensu, więc staję obozem. Jest troche drewna na ognisko, gotuję kawę, podpiekam arepy, tej nocy jem i śpię całkiem nieźle, mimo że to już 3500m n.p.m. i zaczynam to odczuwać przy oddychaniu. Bo ja to wysokościowo raczej delikatny jestem.Drugi mostJasna, długa prosta,szeroka jak morze Trasa ŁazienkowskaWidok z obozu o  porankuRano też mnie bierze na dobre żarcie, więc szybko rozpalam ognisko. Mimo to udaje mi ruszyć w drogę przed ósmą. Słońce delikatnie przebija sie przez chmury i mimo wysości wciąż jest gorąco. Nie spotykam nikogo, nie licząc dwóch chłopaków, którzy dzień wcześniej schodzili tędy z trzema krowami. Pasły się chyba na dole, przy rzece, która wżyna się głęboką doliną między góry. Przy przełęczy Alto de la Cruz na ponad czterech tysiącach metrów droga nachyla się mocno w górę, a wysokość już solidnie daje się we znaki: przystaję co chwilę by złapać nieco więcej tlenu. Właściwie nie ma wiatru, nie ma dźwięków, jestem niby zawieszony w nicości, doskonałe uczucie.Szlak widziany z góryPodejście na przełęczPrzełęcz Alto de la Cruz, jakieś 4150m n.p.m.Dawno nie byłem na tak ładnie wyodrębnionej, klarownej i wysoko położonej przełęczy. Tu owszem, zawiało, przygnało zimnym powietrzem i przestrzenią. Widok na północ zasłoniły chmury, ale i tak przypomniało mi się, gdy kilka lat wcześniej stanąłem na Alakol w Tienszanie. Tu znów mamy sytuację skrzyżowaniową. Merida to miasto nie dość, że żyjące z turystyki górskiej, to jeszcze uniwersyteckie. Mimo to nikt z tych wykształconych ludzi nie wpadł na biznes produkcji i sprzedaży map. Gdy im o tym mówię, narzekają że państwo nie daje pieniędzy, że państwa to nie interesuje i tak dalej. No, no, no, coście się żuczki robaczki przyzwyczaili za bardzo z tą darmową benzyną i socjalistycznym ustrojem, że państwo to się powinno wszystkim zająć: mapy zrobić, nakarmić i pupę podetrzeć. A samemu coś opracować to nie łaska? W ksiegarniach nie znalazłem nic, w centralnym biurze Parku Narodowego też, nie mówiąc już o biurach teneronych (wejścia do parku). Po długich internetowych poszukiwaniach udało mi się uzyskać taki kawałeczek mapy topo z oznaczonym szlakiem:Mapa topograficzna Sierra Nevada, Merida, WenezuelaPrzyszliśmy z lewego, dolnego rogu i znajdujemy się w punkcie, gdzie czerwone kreski rozchodzą się na cztery strony świata. W prawo: Pico Espejo i Pico Bolivar, najwyższy szczyt kraju 4978m n.p.m., prosto zejście w kierunku Meridy, a w lewo Pico El Toro. Ścieżka wiedzie wśród skał, a uprzejmi poprzednicy oznaczyli ją wieżyczkami z kamieni. El Toro ma szeroki, podłużny szczyt i idziemy po południowym zboczu. Nieco po południu dochodzę do niewielkiego jeziorka, którego wody sprawiają wrażenie pitnych. Okolica całkowicie utopiona w chmurze, więc atakowanie szczytu tego dnia nie ma sensu. Rozbijam namiot i spędzam dwie godziny frustrujących prób rozpalenia ognia. Nawet gdy płoną już grubsze konary jest to ciągła walka z podtrzymywaniem płomienia. To nie ma sensu, wszystko jest zbyt głęboko nasączone wilgocią, żeby dało się wzniecić porządne ognisko. Jem na zimno. Nie udało  mi się kupić gazu, więc kuchenki brak, a z braku tlenu łeb boli niemiłosiernie. Jedzenie wciskam na siłę, bo w takim stanie człowiek wcale nie ma ochoty na przeżuwanie. Przyrządzam sobie wodę z cytryną i cukrem i idę spać.Obudziłem się z bólem głowy, chociaż znacznie już mniejszym. Czułem, że coś jest nie tak, ale łeb nie ciążył mi do samej ziemi jak dzień wcześniej. W nocy widać było gwiazdy i dobra pogoda utrzymała się do rana: wreszcie mogłem zobaczyć nieco więcej. Pico Bolivar na wschodzie, na południu szlak, którym wspinałem się na przełęcz, a dalej zielone fałdy gór przykryte białą kołdrą chmur. Znajdowałem się ponad nimi. Zjadłem coś, zrobiłem kolejną wodę z cukrem, którą zabrałem na podejście na szczyt łącznie z torebką orzechów i aparatem. Ruszyłem wzdłuż kamienistego grzbietu mijając jeszcze dwa czy trzy niewielkie jeziorka. Prowadziły mnie kamienne wieże, które w pewnym momencie wyznaczyły drogą w prawo, pod górę, na szczyt. Im bliżej grani, głazy stawały się coraz większe, w użycie weszły ręce. Słońce paliło gębę, tlenu brakowało - co chwilę stawałem łapać powietrze. Mimo, że podejście było wolne, z czasem na aklimatyzacje: nocleg w Los Nevados na 2700m n.p.m., potem niewiele dalej, na 3500m n.p.m., mój organizm nie zaakceptował zmiany stężenia tlenu, zresztą nie pierwszy to już raz. Dla mnie to chyba jednak bardziej Bieszczady, czy Beskid Niski... Ale udało się, za kolejnym kamieniem otwarła się przede mną dolina, w której gdzieś tam nisko, na dole, mrowią się czerwone dachy domów Meridy i Ejido. Krzyknąłem z radości, ze śmiechu: siadłem na głazie i gapiłem się w dół, w dal, dookoła.Bystry obserwator filmu z pewnością zauważył, że zdaje się nie jestem na szczycie, bo przecież po prawej stronie wyrasta jakaś przestrzeń zdecydowanie wyższa niż moje obecne położenie. No tak, ale wdrapanie się tam wymagałoby umiejętności przemieszczania się w pionie, której nie posiadam. Dowiedziałem się później, że aby wejść na szczyt-szczyt trzeba zaczynać podejście w nieco innym miejscu niż ja to zrobiłem. Schodząc zastanawiałem się zresztą, czy by nie spróbować od innej strony: miałem dwa pomysły na te podejścia, ale zbliżała się dziewiąta, zaraz przyszły chmury i zabieliły wszystko - nie było już o czym decydować. Zresztą nie wydało mi się to takie istotne: nie wiem ile mi zabrakło do szczytu, może z 20 metrów wypiętrzenia? Widok byłby tak samo wspaniały, więc nie ma co się spinać. Nie wchodzenie na szczyty staje się powoli moją specjalnością! (patrz Bishorn i Pik Lenina)Obóz na wysokościPico Bolivar o porankuKamienisty grzbiet Pico el ToroDywan z chmurW dole: Ejido i meridaFrailejonW drodze powrotnej do namiotu: grzbiet El Toro po lewejWodopójA żeby nie było, że jestem taki całkiem nieudany, to miesiąc temu wszedłem na Pico Pan de Azucar 4680m n.p.m., co udawadnia się niniejszym zdjęciem ze szczytu!Koło dziesiątej byłem już przy namiocie, a o jedenastej zszedłem na Alto de la Cruz. Świat po północnej stronie Sierry Nevady był już całkowicie skąpany we mgle. Schodząc minąłem dwie ze stacji remontowanej wciąż kolejki linowej, która z Meridy (1600m n.p.m.) po dwunastokilometrowej linie wciąga wagoniki na 4765m n.p.m., Pico Espejo. Tzn. jeśli akurat działa. Obecnie technologię z lat pięćdziesiątych wymienia się na nową i od kilku lat słyszy się, że już tej jesieni, tej jesieni napewno...! Kierowcy uczęszczający a-czwórkę lub zakopiankę wiedzą czym kończą się tego typu obietnice.Szlak aż do stacji La Aguada jest kamienisty i bardzo klarowny, ale za domem Pedro Peñi, potomka Domingo Peñi, który jako pierwszy zdobył najwyższy szczyt Wenezueli w 1935 roku, ścieżka wpada w piaszczysty wąwóz, chwilami zwężąjąc się do trzydziestu centymetrów, innym razem schodząc głęboko między ziemne ściany. Jest takie miejsce, w którym trasa wypada z lasu i na jakieś pięćset metrów rozłazi się po łące w licznych odnogach. Kiedy przyjdzie mgła, faktycznie można by się pogubić. I rzeczywiście, podobno na tym odcinku znika bezpowrotnie wielu turystów. Narzekają na to strażnicy parku narodowego, narzeka ochrona cywilna, narzekają mieszkańcy i pracownicy sektora turystycznego, ale jeszcze nikt nie wpadł na to, żeby w regionie, który żyje z turystki górskiej, wyznaczyć szlak. Choćby jeden.Szlaki w Beskidzie Niskim. W Wenezueli jeszcze nikt na to nie wpadł. Jakby ktoś z Czytelników szukał sensu życia, to mam dla niego propozycję: może jechać w Andy i znakować trasy. Dość prawdopodobne, że w ten sposób uratuje życie kilku ludziom, a do tego znajdzie niesłychanie piękną żonę i dożyje długich lat bez stresu i pośpiechu. Całe zejście zajęło mi trzy godziny. Po kilku dniach we mgle niżej położone partie gór przywitały mnie deszczem: usiadł sobie chłop głodny i zmęczony pod chatą Pedro, ból głowy nieco mu zszedł, więc wyciągnął puszkę sardynek by pochłonąć co nieco, a gdy tylko ją otworzył, zaczęło lać.Sardynki wyjadałem łyżką w drodze i pędząc po klaustrofobicznym szlaku przeszedłem przez las mglisty, las wilgotny, robiło się coraz cieplej i cieplej, aż wreszcie dotarłem do Mucunutan, a stamtąd już autobusem pojechałem do Meridy. Koniec![Nie wiem czy ktoś zauważył, ale w całej tej górskiej opowieści przemyciłem Wam w filmie nieco muzyki, tym razem stylu aguinaldo, piosenka wykonywana przez lokalną grupę Yerbabuena, czyli tę samą, którą poznałem jakiś czas temu, co dało początek wpisom o muzyce - było już joropo, cumbia i trova - których nikt nie czyta. Ja tam nie wiem, mi się wydaje, że muzyka bywa dużo ciekawsza, niż pocenie się pod ciężarem plecaka w jakichś leśnych ostępach ; ) ]Jeziorka pod Pico EspejoRemontowana stacja Loma RedondaWąwóz we mgleBaseny na pstrągi w Mucunutan

TROPIMY PRZYGODY

Maj na Instagramie

Na naszych majowych Instagramach wytropiliśmy przede wszystkim wiosnę. Za oknem zrobiło się kolorowo i słonecznie i to udzieliło się również naszym nastrojom i zdjęciom. Czuć, że idzie lato! Zapraszamy was do śledzenia TropiMy Przygody na Instagramie: @Koralina_tropi_przygody oraz @Wall_of_Wudu! Artykuł Maj na Instagramie pochodzi z serwisu Tropimy Przygody.

KOŁEM SIĘ TOCZY

Fotografie dzieci ze 100 krajów świata na Dzień Dziecka!

Dzień Dziecka to święto podobno radosne, pełne życzeń, prezentów i festynów. Święto kojarzące się z dniem sportu, watą cukrową, kolorowymi żelkami i popołudniowymi odwiedzinami dziadków. Jednak czy aby na pewno dzieciaki mają powody do radości? Czy wszędzie? Miałem mieszane uczucia pisząc ten wstęp do galerii. Bardzo chciałem aby był to wpis pozytywny, pełen roześmianych, beztroskich twarzy. Poprosiłem znajomych o podesłanie fotografii dzieci The post Fotografie dzieci ze 100 krajów świata na Dzień Dziecka! appeared first on Kołem Się Toczy.

Chorwacja pod żaglami: instagram mix

PO PROSTU MADUSIA

Chorwacja pod żaglami: instagram mix

      Tegoroczny maj zaczął się najpiękniej na świecie. Pojechaliśmy do Chorwacji, żeby przez tydzień żeglować jachtem po Adriatyku. Trochę się martwiliśmy o pogodę, bo jednak początek maja bywa kapryśny, ale szczęście nam sprzyjało. Zero deszczu, mnóstwo słońca i temperatura sięgająca prawie trzydziestu stopni. Do tego lekki wietrzyk, taki w sam raz do przyjemnego żeglowania. Po raz kolejny Chorwacja pokazała nam się od najlepszej strony. Zapewne kiedyś jeszcze tam wrócimy. :)      A dzisiaj w ramach wprowadzenia do kolejnych chorwackich opowieści zapraszam na kilkanaście migawek, pochodzących głównie z mojego instagrama. Myślę, że będą dobrym materiałem zaostrzającym apetyt przed następnymi notkami. :)po przyjeździe- w Splicie. :)Split- widok na Adriatyk  zachód słońca w drodze na wyspę Šolta.Błękitna jaskinia na wyspie Biševo- wejście widoczne w oddali. Błękitna jaskinia-zdjęcie podwodne. :)na plaży w Primoštenie.pod pełnymi żaglami- te kolorowe to spinakery.na ruinach fortecy bizantyjskiej z VI w. na wyspie Žirjepo zachodzie słońca w zatoce przy wyspie Žirjea kuku- płyniemy. ;) poranek w Vodicach.w duecie najlepiej. <3pływanie w zatokach zawsze spoko- temperatura wody ok. 23 stopni. :)ostatni zachód słońca nad Splitem. <3         Mam nadzieję, że apetyty zaostrzone. ;) Do następnego. ;*~~Madusia.

9 najlepszych zdjęć z północnych Indii

PODRÓŻE DZIEWCZYNY SPŁUKANEJ

9 najlepszych zdjęć z północnych Indii

Mogliście już obejrzeć 11 najlepszych, moim zdaniem, zdjęć z Południa Indii (klik!). Teraz nadeszła pora na najlepsze zdjęcia z Północy. Dla równowagi, będzie ich 9. ;)                                           WaranasiWaranasiWaranasiAgraAgraokolice DarjeelingSzczurza Świątynia, okolice BikanerVaranasiA już niedługo: 10 najlepszych zdjęć z Nepalu. :)

TROPIMY PRZYGODY

Kwiecień na Instagramie

Kwiecień na Instagramie upłynął na odkrywaniu Wrocławia, Cieszyna i Słowacji. Pamiętajcie, że na naszych profilach: @Koralina_tropi_przygody oraz @Wall_of_Wudu zajdziecie więcej kadrów z podróży i z codziennego życia. Artykuł Kwiecień na Instagramie pochodzi z serwisu Tropimy Przygody.

Gdzie wyjechać

Wiosna w Nowym Jorku. Fotogaleria najlepszych zdjęć z wyjazdu

Wiosna w Nowym Jorku. Fotogaleria najlepszych zdjęć z wyjazdu„Kolejne marzenie spełnione”. Tak można napisać i tym razem. To co się dzieje od roku, pędzi tak niesamowicie, że aż się tego boimy. Odwiedziłem Nowy Jork, moje największe miejskie marzenie, symbol mojego dzieciństwa, zainteresowań filmowych i muzycznych a także urbanistycznych i architektonicznych. Gdy lądowaliśmy na La Guardia i w oddali widziałem miniaturowe iglice Manhattanu aż […]

mpk poland

Dodatkowa fotorelacja z naszej podróży

O tym gdzie aktualnie jesteśmy oraz czym się aktualnie zajmujemy dowiedziecie z bieżącej fotorelacji na Facebooku. NASZ PROFIL NA FACEBOOKU

Lisbon Street Art Tour

Kami and the rest of the world

Lisbon Street Art Tour

10 najlepszych zdjęć z południa Indii

PODRÓŻE DZIEWCZYNY SPŁUKANEJ

10 najlepszych zdjęć z południa Indii

4 Amazing Photography Locations In Brussels

Picking the Pictures

4 Amazing Photography Locations In Brussels

Etyka fotografującego

PODRÓŻE DZIEWCZYNY SPŁUKANEJ

Etyka fotografującego

Ourika Valley in Pictures

Picking the Pictures

Ourika Valley in Pictures