HANNA TRAVELS

My year 2016 and plans for 2017

Today I am happy. I am glad that 2016 is finally over because it was a very difficult year for me, but on the other hand I appreciate many things that happened during last 12 months, things I learnt lessons from. If I had to define 2016 in just one epithet, it would be a life […] Post My year 2016 and plans for 2017 pojawił się poraz pierwszy w Hanna travels.

Okazja! 3 dni w Rzymie za 123 PLN

Kulinarny Blog

Okazja! 3 dni w Rzymie za 123 PLN

Marzy Wam się podróż do romantycznego Rzymu? A może macie ochotę na pyszne espresso, czy przepięknie zrobione cappuccino, a może jednak macie ochotę na włoską pizzę? Znalazłem dla Was bardzo tani lot do Rzymu za 123 PLN od osoby, do tego nocleg w bardzo tanim hotelu, za 3 noce dla dwóch osób zapłacicie tylko 255 PLN. Lot do Rzymu i lot powrotny Bilety zarezerwujecie na stronie Ryanair.pl Lot z Warszawy do Rzymu Lot z Rzymu do Warszawy   Nocleg Hotel z Booking.com -> Hotel Antico Casale Jeśli jednak chcecie skorzystać z innego hotelu, to zapraszam na stronię Booking.com Podsumowanie Warszawa Modlin – Rzym Campino – 58 PLN Rzym Campino – Warszawa Modlin 65 PLN Nocleg – 255 PLN (2 osoby)   Skorzystacie? Post Okazja! 3 dni w Rzymie za 123 PLN pojawił się poraz pierwszy w Kulinarny Blog - wiesz jak gotować!.

Plecak i Walizka

Podsumowanie roku 2016 i plany na 2017

Dzisiaj jestem szczęśliwa. Chociaż z jednej strony cieszę się, że 2016 wreszcie się skończył, bo to był dla mnie dość trudny rok, to z drugiej doceniam, że wydarzyło się w ciągu tych 12 miesięcy wiele rzeczy, z których wyciągnęłam lekcje. Gdybym miała rok 2016 ubrać w tylko jeden epitet określający go, byłoby to życiowe doświadczenie. […] Post Podsumowanie roku 2016 i plany na 2017 pojawił się poraz pierwszy w Plecak i walizka.

dwa kółka i spółka

Inspiracja na 2017

2017... oby był lepszy od 2016 pod każdym względem.Żeby się udawało, żeby wreszcie nie było tak pod górę.Żebym wróciła do pełnej sprawności.Żebym rozgryzła zagadki dotyczące mojego zdrowia.I może zrzuciła w końcu te kilogramy, co się kilka lat temu nieproszone wepchały w moje życie gdy "zwolniło się w nim miejsce" ;) bo źle mi z tym i już.Żeby w pracy się ułożyło i żebym mogła wrócić na "poprzednie" stanowisko, bo teraz jestem pół szczebla niżej.Żeby ludzie tak łatwo mnie nie wyprowadzali z równowagi i nie psuli humoru. Żebym była bardziej asertywna, szczególnie w stosunku do tych, którzy są toksyczni. I żeby otaczali mnie Ci dobrzy.Żeby udało się pojeździć na moto -  w planach jest standardowo kilka zlotów i szkoleń, weekendowe pojeżdżawki, wschodnia ściana Polski, babski wyjazd do Kirgistanu, może ponownie Albania, tym razem już bez "przygód".Żeby udało się pojeździć na nartach (bo narty kocham bardziej niż moto).A Wam wszystkim życzę, żebyście wiedzieli czego chcecie i mieli odwagę o to walczyć. Każdego dnia.A tak zupełnie poza konkursem, to chciałabym, żeby mi się wyklarowało w głowie "co dalej" z Dwoma kółkami i spółką. Czuję, że gdzieś utknęłam, że formuła się wypaliła, że czegoś brakuje. Rozwijać to dalej? Może po angielsku? Może coś? Gdzieś? Nie chcę iść w komercję (i nawet nie mam w tej kwestii nic do zaoferowania), ale pisanie dla pisania może mija się z celem, a czas spędzony na tym może warto by zainwestować w coś innego?

WEEKENDOWI PODRÓŻNICY

Podróżnicze 12 miesięcy na 12 zdjęciach

​Gdzie byliśmy, co widzieliśmy, jakie mamy plany? 2016 to nie był dla nas łatwy rok. Zdarzyło się wiele rzeczy, róźnych. Podróżniczo staraliśmy się za to trzymać fason. Wyjeżdżaliśmy daleko i blisko. Podróżą, której nigdy nie zapomnimy była dla nas z pewnością wyprawa do Iranu. Krainy zupełnie obcej, po której nie było wiadomo, czego się spodziewać. Po ponad 2 tygodniach spędzonych w tym miejscu już wiemy, że możemy ten kraj polecić każdemu. Bo to miejsce pełne serdecznych ludzi, wspaniałych zabytków i – co bardzo ważne – wciąż nie jest oblężone przez tłumy turystów. Aby spędzić świetny czas w Iranie, trzeba spełnić tylko jeden warunek – postawić na spontaniczność i dać się jej ponieść, jednocześnie ufając miejscowym. Zapewniamy was, że będzie warto i nie zapomnicie tej podróży do końca życia. Bardzo podobała nam się też Sycylia (o niej dopiero będzie można przeczytać na blogu) i to mimo tego, że z powodu szeregu wypadków losowych nie zobaczyliśmy kilku najważniejszych atrakcji tej wyspy. Na Sycylii spełnił się idealny scenariusz, bo znaleźliśmy tam miejsca tak piękne i klimatyczne, że zostały w nich kawałki naszych serc. W tym przypadku to np. Cefalu. Zachwycił nas także Kijów, w którym odkrywaliśmy uroki street artu. A także Mierzeja Kurońska – najbliższe Polski najpiękniejsze miejsce, gdzie w czasie naszej majówki nie ma tłumów turystów. Był to też rok prostych, z pozoru banalnych prawd. Że przecież niekoniecznie trzeba jeździć po świecie, bo i w Polsce są fantastyczne miejsca. Dotyczy to nawet niby dobrze znanych miejsc jak Tykocin, Hajnówka i Puszcza Białowieska. Zazwyczaj dość zatłoczona, ale odkrywana w niedzielę wczesnym popołudniem absolutnie magiczna, bo mieliśmy ją tylko dla siebie. Kilka miejsc bardzo nas zaskoczyło jak choćby Węgrów – kraina mistrza Twardowskiego, którą rekomendujemy na weekend wszystkim, gdy tylko zrobi się ciepło. Jaki będzie przyszły rok? Podróżniczo – nie wiemy. Na pewno pojawimy się w Armenii, myślimy też o jakichś dalszych eskapadach, ale na razie są one w fazie dalszego planowania. Na pewno będzie się dużo działo na blogu, bo jest jeszcze masa eskapad, których nie opisaliśmy. W Nowym Roku chcielibyśmy Wam życzyć wspaniałych podróży i niezapomnianych przeżyć. Ale przede wszystkim tego, żebyście nigdy nie zapomnieli, co jest w życiu najważniejsze. I zawsze pamiętali o swoich bliskich. O tych, których kochacie. A teraz zobaczcie, jak wyglądał nasz 2016 rok w obiektywie aparatu. Bratysława Kijów Bled Petrcane Chorwacja Ptuj Sierpc Litwa Mierzeja Kurońska Shiraz Bam Cefalu .view9_container:nth-last-child(3){ margin-bottom: 0 !important; padding-bottom: 0 !important; border:none !important; } .view9_container{ width: 100%; float:none; margin:-27px auto;; margin-bottom: 0px !important; padding-bottom: 44px !important; border-bottom: 0px dotted #010457; } .iframe_cont{ position: relative; width: 100%; height: 0; padding-bottom: 56.25%; } .view9_img{ display:block; margin: 0 auto; width: 100% } .new_view_title{ font-size:18px !important; color:#FFFFFF !important; ; text-align:left;; padding-left:5px; background: rgba(0,0,0,0.7) !important; } .new_view_desc ul{ list-style-type: none; } .new_view_desc{ margin-top: 15px; font-size:14px !important; color:#000000 !important; ; text-align:justify;; background: rgba(255,255,255,1) !important; } .video_blog_view{ position: absolute; top: 0; left: 0; width: 100%; height: 100%; } .paginate{ font-size:22px !important; color:#1046B3 !important; text-align: center; } .paginate a{ border-bottom: none !important; } .icon-style{ font-size: 18px !important; color:#1046B3 !important;; } .load_more { margin: 10px 0; position:relative; text-align:center; width:100%; } .load_more_button { border-radius: 10px; display:inline-block; padding:5px 15px; font-size:19px !important; color:#Load More !important; background:#5CADFF !important; cursor:pointer; } .load_more_button:hover{ color:#D9D9D9 !important; background:#8F827C !important; } .loading { display:none; } .clear{ clear:both; } .blog_img_wrapper{ position: relative; } Artykuł Podróżnicze 12 miesięcy na 12 zdjęciach pochodzi z serwisu weekendowi.pl.

Podsumowanie 2016 roku

dwa kółka i spółka

Podsumowanie 2016 roku

Zupełnie nie wiem jak podsumować ten rok. Amplituda wydarzeń i emocji była bardzo duża. Wspaniałe wyjazdy, choć mało kilometrów. Sporo nowych doświadczeń, choć mało kursów. Wiele się zdarzyło, choć sezon na moto był dość krótki, za sprawą złamanej ręki, która jeszcze nie wróciła do pełnej sprawności.Było kilka zmian - m.in. nowa praca, zaczynana na dwa razy. Było kilka nowości, jak na przykład tygodniowy pobyt nad Bałtykiem, żeby "popracować zza innego biurka" - fajnie, że moja praca to umożliwia. Było kilka eksperymentalnych wyjazdów. Było kilka nowych przyjaźni. I kilka "zakończonych".Było trochę kłopotów finansowych. Były problemy zdrowotne, nad którymi dalej pracuję, choć nie idzie to dobrze. O innych problemach, smutkach, jak i rzeczach, które się nie udały nie piszę, bo kto by chciał o nich czytać...Co zatem się udało w tym roku?Udało się troszkę pojeździć na nartach, mimo, że obecny sezon rozpocznę pewnie pod jego koniecUdało się pojeździć motocyklem po Polsce - nie za wiele, zdecydowanie mniej niż w poprzednim roku. Polska jest piękna...Udało się zdobyć trochę terenowego doświadczenia na kursie w Akademii Enduro. Wiem, że jeszcze mam trochę do zrobienia w kwestii techniki jazdy w offie, ale powoli, powoli :) jeszcze do tego dojdę :) Kiedyś. Może ;)Udało się kupić nowy, lekki, fajny motocykl... (Niestety udało się go też stracić zanim zdążyłam się nim nacieszyć... przejechałam 75 km i ktoś go sobie przywłaszczył... wg mnie lata nim teraz po polach w południowej Polsce - policja umorzyła sprawę, ale ja dalej mam prośbę o otwarte oczy...)Udało się pojechać do Albanii...(Niestety udało się też stamtąd wrócić zanim ją zwiedziłam, bo już w drugim dniu złamałam nadgarstek...)Udało się polecieć do Kolumbii i na małych motórkach w dwuosobowym składzie przejechać kilka kilometrów i odwiedzić piękne miejsca. Do Ameryki Południowej na pewno jeszcze wrócę (taki nieśmiały plan na początek 2018... - szukam towarzystwa ;) i sponsora ;) bo nie wiem, czy uda się na tyle odkuć finansowo, żeby pozwolić sobie na taki wyjazd... )Udało się przemierzyć najwyższe himalajskie przełęcze na motocyklu Royal Enfield Bullet 500, co było moim marzeniem od ładnych kilku lat. I to w jakim towarzystwie!Z innych rzeczy - udało się zakwalifikować do kolejnych etapów (tj. przejść przez wstępne etapy selekcji) w dwóch dużych motocyklowych eventach United Poeple of Adventure Touratecha i Ducati Globetrotter 90°. Szkoda, że konflikty terminów nie pozwoliły na udział w finałach wyłaniających uczestników wypraw na Madagaskar i dookoła świata. Może innym razem :)Sezon moto zakończyłam w sierpniu z wynikiem 13154 km, z czego na Olivierze 9112 km. Chciałoby się więcej. Dopisuję to do moich nieograniczonych marzeń.Tak jak napisałam na wstępie, nie wszystko się udało, a czasem z wielkiej radości wynikały ogromne smutki (nowe moto i jego kradzież; Albania i złamana ręka)... Jenak nie może być pozytywów bez negatywów... a negatywne rzeczy pomagają się rozwijać...

Himalaje 2016 - Extrasy

dwa kółka i spółka

Himalaje 2016 - Extrasy

O naszej wyprawie napisali tu i ówdzie nasi partnerzy medialni. Kilka z publikacji jest wg mnie wartych większej uwagi. Oto one :)Kilka słów napisał Ścigacz - można poczytać...http://www.scigacz.pl/Tylko,dla,Orlic,2016,kobiety,i,motocykle,w,Himalajach,29658.html... albo obejrzeć:Występ Oli i Odety w Radio dla Ciebie:http://www.rdc.pl/podcast/poludnie-z-animuszem-tylko-dla-orlic/Artykuł w Motocyklu (11/2016)Felieton Odety w magazynie "Flesz":Materiał w Dzień Dobry TVN:http://dziendobry.tvn.pl/wideo,2064,n/polacy-marza-o-podrozach,217026.htmlArtykuł w Outdoor UAE:Artykuł w węgierskim MotoZin:Była też wzmianka o wyprawie w biuletynie PZM "Kobiety w motosporcie" - nr 11 (można pobrać pdf)No i oczywiście powstał też film!  Dziękujemy Studio Online!

Dobas

RTFM – czyli o instrukcji

Ku mojemu zdziwieniu na każdym kroku przekonuję się że instrukcja obsługi aparatu, lampy błyskowej czy innego sprzętu fotograficznego jest chyba czymś wobec czego fotografowie demonstrują jawny sprzeciw… Spotykam zawodowców korzystających z takiego samego korpusu jak ja i zadaję im pytania jak wykorzystują swój aparat. Pytania zadaję z czystej ciekawości licząc na to, że podpatrzę jakieś ciekawe tricki.  Odpowiedź niestety w większości przypadków rozwiewa wszelkie nadzieje na mój rozwój. „shadow highlights?! A co to jest?” „ręczne ostrzenie? Tak można ? Jak to się włącza” Histogram? O jakie fajne, ja też tak mogę ? Ej? A jak robisz że obraz widzisz w wizjerze Podobnie często podczas fotowypraw użytkownicy aparatów zadają pytania dotyczące funkcji danego przycisku. Często nie jestem w stanie pomóc bo każdy aparat i każda producent ma inne rozwiązania dotyczące „guzikologii”.  Tych pytań nigdy by nie było, gdyby każdy przeczytał instrukcję obsługi swego aparatu. Co więcej rezygnując z tej lektury nie mamy zielonego pojęcia na temat funkcji oferowanych przez dany model aparatu. To że nasz sprzęt oferuje wielokrotną ekspozycję, opcję długiego naświetlania z możliwością zapisu tylko jasnych partii czy tryb zdjęć w wysokiej rozdzielczości albo korektę zbiegu perspektywicznego możemy wyczytać właśnie z instrukcji. Oczywiście nigdzie nie jest powiedziane, że będziemy potrzebowali choćby w najmniejszym stopniu tych wszystkich wodotrysków oferowanych przez nasz nowy korpus. Jednak świadomość co oferuje aparat zwiększa naszą kreatywność. Znając nowe narzędzia „kombinujemy” jak moglibyśmy je wykorzystać. Szukamy zastosowania do trybu live composite, czy podwójnej ekspozycji. Oczywiście nie ma szans żebyśmy nauczyli się instrukcji obsługi na pamięć, nie ma nawet sensu podejmować takich prób. Natomiast bardzo dobrym rozwiązaniem jest zabranie ze sobą na każdy wyjazd takiej instrukcji. Dziś wystarczy zgrać plik PDF na nasz telefon, tablet lub komputer. W najmniej oczekiwanym momencie może się okazać że aparat komunikuje jakiś bład, albo, że chcemy koniecznie zmienić coś tylko nie mamy pojęcia jak znaleźć tę funkcję w menu. Wówczas PDF z instrukcją jest w stanie uratować nam zlecenie albo wyjazd Doskonałym przykładem może być sytuacja w, której chciałem wykorzystać lampę błyskową w obudowie podwodnej do aparatu. Okazuje się że jedyne możliwe położenie lampy tak aby zmieściła się ona w obudowie to pozycja zamknięta. Niestety w pozycji zamkniętej lampy nie da się wyzwolić… Chyba, że…. zastosujemy ustawienia jakie mamy opisane w instrukcji. Gdyby nie plik PDF mogłoby się okazać że tydzień wyjazdu nurkowego będzie zmarnowany a ja nie będę w stanie wyzwolić lampy błyskowej. A o co chodzi z literkami RTFM na początku wpisu? RTFM to akronim znany od dawien dawna. Uniwersalne i ponadczasowe stwierdzenie : Read The Fucking Manual (przeczytaj tę pieprzoną instrukcję) Warto ! The post RTFM – czyli o instrukcji appeared first on Marcin Dobas.

Nemo a sprawa karpia

Dobas

Nemo a sprawa karpia

A Day in Bitola in Pictures

Picking the Pictures

A Day in Bitola in Pictures

I knew nothing about Bitola upon my arrival. I hopped on a bus to the second largest city in Macedonia only because I committed to exploring the country properly. I wanted to see more than just the quirky capital and the charming town of Ohrid that seems to be everyone’s favorite. Luckily, Bitola didn’t disappoint.There is not too much to see in Bitola from tourist point of view. Downtown is tiny and sleepy, but it has its own charm. I felt like I was one of just a few tourists in town, and I found it pleasant. It was a perfect place to be after a few days in slightly overcrowded Ohrid. How to enjoy Bitola? Take the slower path. I spent hours strolling around Bitola’s Širok Sokak, the long pedestrian street and a heart of Bitola's  little old town. I sipped many cups of coffee in outdoor cafes watching people go by. I explored ancient ruins of Heraclea Lyncestis as the only visitor that afternoon. I caught up on freelance work. Sometimes just hanging in there is the thing to do in a new place. And taking photos, of course. Have you heard of Bitola before? Would you like to go?If you are interested in traveling in Macedonia (FYROM), check out my other posts on the country!

Himalaje 2016 - Epilog

dwa kółka i spółka

Himalaje 2016 - Epilog

Od powrotu z Indii minęły ponad cztery miesiące. to wystarczająco dużo czasu, żeby się wszystko poukładało w głowie, okrzepło, dojrzało.To był pierwszy "babski" wyjazd , na którym byłam. Zazwyczaj jeździłam w grupach z przewagą facetów, czy takich, gdzie byłam jedyną kobietą. Jakie miałam oczekiwania? W sumie niewielkie. Ja i tak jestem raczej odludkiem, więc wiedziałam, ze jeśli towarzysko coś miałoby nie wypalić, to sobie poradzę, bo potrafię być "sama ze sobą", nawet wśród ludzi. Jechałam tam głównie po widoki, trasę, krajobraz i klimat. Kiedyś Iskra, koleżanka, którą zdecydowanie za rzadko widuję, powiedziała mi, że trasa z Manali do Leh jest najpiękniejsza na świecie. To było jakieś 5 lat temu. Od tej pory wiedziałam, że muszę pojechać, przekonać się na własnej skórze. Chciałam księżycowego krajobrazu, surowości, potęgi gór.Indie.To całkowicie inny świat. Nie byłam tam pierwszy raz, i pewnie nie ostatni. Każda chwila spędzona w Indiach zadziwia. Na różnych płaszczyznach. Zadziwiają, sytuacje, ludzie i ich myślenie i podejście do życia, zadziwiają smaki, zapachy, widoki, chaos. Wszystko. Można by o tym napisać książkę. Ale himalajska część kraju jest inna od reszty. Jest bardziej poukładana i czysta. Buddyjska.Motocykl.Nie wyobrażam sobie przemierzania Himalajów na motocyklu innym niż Royal Enfield. Motocykl legendarny, jedyny w swoim rodzaju. Osiołek, wjeżdżający na każdą przełęcz, na każdą wysokość, dzielnie przecinający strumienie, błoto, piach, kamienie. Niemający żadnych właściwości terenowych, na szosowych oponach, z niewielkim prześwitem, a jednocześnie połykający każdą przeszkodę. Ciężki, ale łatwy w prowadzeniu. Nieskręcający, niehamujący, nieprzyśpieszający, niedający się prowadzić na stojąco, ale sprawiający ogromną frajdę z jazdy. I do tego ten rasowy dźwięk, leniwy bulgot... Chyba nie ma motocykla, który by poradził sobie lepiej w trudnych himalajskich warunkach. Mój egzemplarz był nawet trafiony - miał drobne niedomagania, jak spadki mocy i jakieś metaliczne brzęczenie, samoistne wrzucanie się luzu, nieregulowane lewe lusterko i kilka wgniotów i rysek, ale poza tym spisywał się naprawdę świetnie.Towarzystwo.To kolejny temat rzeka. Dziewczyny. Każda inna, każda ze swoją historia i bagażem doświadczeń.  Dziesięć motocyklistek, z których każda przyjechała tu po coś. Każda zapewne z innego powodu. Dogadywałyśmy się fantastycznie, nie było żadnych zgrzytów, tarć, żadnej kłótni czy nawet focha. Drobne humorki, których kilka się zdarzyło przechodziły szybciej niż się pojawiały. Dziewczyny fantastycznie radziły sobie na moto, były pełne entuzjazmu i energii. Najbardziej jednak ujęło mnie to, że w trudnych sytuacjach, gdy trzeba było sobie pomóc - żadna nie marudziła, każda dawała z siebie wszystko. Prawdziwy Dream Team!Babski wyjazd był ryzykowny. To było wiadome przed wyprawą, gdzie wiele osób wieściło katastrofę. To było odczuwalne po, kiedy polało się sporo hejtu na formułę wyjazdu. Jedyny czas, kiedy nie było czuć żadnego problemu, to był sam wyjazd. Wspaniałe dwa tygodnie, wypełnione po brzegi jazdą, fantastycznym towarzystwem, poznawaniem tamtejszej kultury i podziwianiem nieziemskich widoków. Na tyle wspaniałe, że Orlicowe wyjazdy będą kontynuowane...Po wyprawie pozostały nie tylko wspomnienia, ale także film dokumentalny wyprodukowany przez Studio Online. Nie jest dostępny w sieci, można go zobaczyć jedynie na spotkaniach z Orlicami. Jeśli jeszcze nie mieliście okazji go obejrzeć - postarajcie się to nadrobić :)Przejechane: 1786 km

Z pasją o życiu i podróży

Szczęsliwa siódemka

Usiadłem przed chwilą przed ekranem komputera i czuję się trochę tak jakbym właśnie wrócił z dalekiej podróży do miejsca, które było dla mnie wyjątkowe i o którym zawsze pamiętałem. Tworzyłem tego bloga z wielką pasją, wkładając dużo wysiłku w każdy wpis i element. Wiem także, że były osoby, które mnie tutaj regularnie odwiedzały i dopytywały się czasami czy pojawi się coś nowego. Z góry przepraszam za tę prawie dwuletnią nieobecność. W pewnym momencie musiałem podzielić uwagę i odłożyć na chwilę bloga, aby skupić się na studiach i pracy, które wypełniały cały czas razem z dziesiątkami innych małych rzeczy, na które składa się życie w Londynie. Obiecuję jednak, że będę pojawiał się tutaj znacznie częściej.Ostatni rok mojego kursu dziennikarstwa był fascynujący i całkowicie pochłonęła mnie praca nad magazynem o sekretnym Londynie, który można powiedzieć stanowił moją pracę licencjacką. Przyznam Wam, że był to chyba mój najbardziej osobisty projekt i cieszę się, że spotkał się z uznaniem. Całość możecie obejrzeć pod tym linkiem, a wszelkie komentarze są mile widziane :)https://issuu.com/secretlondonmagazine/docs/merged_documentBardzo dużo wydarzyło się poza ekranem komputera- w londyńskiej codzienności pełnej wyzwań. We wrześniu minęły trzy lata od mojej przeprowadzki. Londyn nauczył mnie bardzo wiele, odkrył przede mną mnóstwo nowych dróg. Czasami kiedy patrzę wstecz mam wrażenie, że prowadził mnie przez to miasto jakiś szósty zmysł, który podpowiadał mi kolejne kroki. Wiedziałem, że będę chciał tutaj wrócić z czymś wyjątkowym :) Po ceremonii zakończenia studiów podjąłem decyzję, że zostanę jeszcze do grudnia w kawiarni, w której pracowałem, aby w końcu móc spełnić chyba moje największe podróżnicze marzenie. Trudno mi było rozstawać się z tym miejscem, moimi klientami i wieloma wspomnieniami. Jednak nadszedł czas na zmiany i postanowiłem zrobić coś, co już od dawna spokojnie czekało na mojej liście marzeń.   Mijał miesiąc za miesiącem, a mój londyński statek powoli dobijał do protu. Coś co wydawało się tak daleko na horyzoncie, nagle zaczęło przybierać coraz to bardziej wyraźny kształt. To marzenie, które przez tak wiele lat było we mnie nagle... okazało się pukać do drzwi. Zawsze w życiu idę za głosem serca i miałem takie wewnętrzne przeczucie, że to jest dobry moment, aby po prostu porzucić na chwilę mój dotychczasowy rytm życia, spakować plecak i wyruszyć przed siebie.Na koniec świata...Kiedy jak nie teraz?- To pytanie obijało się w mojej głowie przez cały czas.Wtedy podjąłem decyzję, że nadeszła najlepsza pora aby zrobić sobie chwilową przerwę od szalonego Londynu, wyruszyć w nieznane i wrócić w kwietniu z nową energią. Wiem, że będę tęsknić, ale wiem też, że najbardziej niezwykłe rzeczy czekają na nas poza strefą komfortu. Przekonałem się o tym 3 lata temu, kiedy wywróciłem swoje życie do góry nogami i postanowiłem układać je w Wielkiej Brytanii.Cieszę się bardzo, że nowy rok otworzę kolejnym podróżniczym wyzwaniem, nad którym pracowałem przez ostanie miesiące, ale które tak naprawdę kiełkowało w mojej głowie przez lata,Marzyłem o niej od dawna :) Przyciągała mnie do siebie swoją magią, tajemniczością i odległym położeniem. Myślałem o niej już w liceum, kiedy zasypiałem z atlasem w ręku, a potem wielokrotnie w Londynie. Była ze mną na wykładach, w metrze, w pracy czy podczas spacerów po Hyde Parku. Zdarzało mi się zatrzymywać na chwilę, zamykać oczy i wyobrażać sobie, że czuję pod stopami gorący piach w kolorze ochry, a gdzieś z oddali nawołują mnie śpiewy Aborygenów.Moje myśli wielokrotnie przenosiły mnie do Australii, jednocześnie pozostawiając nutkę nadziei, że może kiedyś uda mi się zrealizować to marzenie. Wiedziałem, że pewnie nie wydarzy się to dzisiaj, jutro albo za miesiąc. Powiem Wam jednak, że wcale mi to nie przeszkadzało, a nawet z perspektywy czasu widzę, że często takie długie oczekiwanie przynosi zaskakujące rezultaty i ogromną satysfakcję. Myślałem już o tym, żeby wyruszyć w tę podróż po liceum. Cieszę się jednak, że poczekałem, ponieważ teraz mam poczucie, że ta wyprawa będzie lepiej przemyślana, dojrzalsza i  z wielu powodów bardziej wyjątkowa.Możliwość realizowania marzeń jest niesamowita. Zauważcie jednak, że już samo ich posiadanie może być początkiem czegoś niezwykłego. Potem to już tylko decyzja i suma małych kroków, często wymagających wyrzeczeń ale wartych poświęcenia. Wielokrotnie po zajęciach zamykałem się na drugim piętrze biblioteki, z zakamarków torby wyciągałem książki i artykuły o Australii. To był świat tak bardzo dla mnie odległy, ale jednocześnie wydawał mi się szalenie bliski. Czytałem na przykład o flocie Arthura Phillipa, która przybyła z Anglii do Sydney w 1788 roku, aby założyć tam pierwszą kolonię karną. Zobaczcie, dzisiaj można wsiąść do samolotu i po 30 godzinach wylądować w Australii. Wtedy te wyprawy ciągnęły się miesiącami, z dnia na dzień potęgując niepewność skazańców z Europy, o tym co czeka ich na drugim końcu świata. Początki nie były łatwe. Zmagali się z głodem, brakiem surowców czy trudnymi warunkami klimatycznymi. Każda taka historia przybliżała mnie bliżej do tego świata i powodowała, że marzenie o tej wyprawie stawało się coraz bardziej realne. Zaszokował mnie stosunek nowych przybyszów do Aborygenów, czyli rdzennych mieszkańców Australii. Poświęciłem im bardzo wiele czasu w przygotowaniach do tej podróży i mam nadzieję, że uda mi się pokazać tu na blogu prawdziwy obraz tego fascynującego kontynentu.Wierzę, że nowy rozdział, który tu otwieram będzie także dla Was źródłem inspiracji do spełniania własnych marzeń i tego, że jeśli czegoś się naprawdę chce to można. Będzie mi ogromnie miło jeśli zdecydujecie się do mnie dołączyć i już niedługo wspólnie wyruszymy do krainy kangurów :)Zaczniemy wędrówkę w legendarnym Sydney i jego okolicach. Potem zabiorę Was na dziewiczą i pełną tajemnic Tasmanię, gdzie odkryjemy pewną niezwykłą rodzinę i dowiemy się jak tak naprawdę żyje się na końcu świata. Dotrzemy także do centrum Australii i słynnej, rozpalającej do czerwoności zmyły podróżników skały Uluru. To co wydarzy się po drodze nawet i dla mnie wciąż pozostaje tajemnicą.Dlatego właśnie tam jadę...Zapraszam Was już 7 lutego i ponownie witam po tak długiej przerwie :)Miłego Wieczoru,M.

Jak urządzić mieszkanie podróżniczki?

Podróżniczo

Jak urządzić mieszkanie podróżniczki?

Wyrzuć stare karty

Dobas

Wyrzuć stare karty

Is Prilep Macedonia's Best Kept Secret?

Picking the Pictures

Is Prilep Macedonia's Best Kept Secret?

I’ve never planned to visit Prilep in the first place. I don’t think I ever heard of it before visiting Bitola. It was the second time in my life (both happened on the same trip by the way) that I decided to go somewhere inspired by a single Instagram shot. The best decision ever. The day I spent hiking around Prilep was my favorite day during the whole Macedonian adventure. It might be a small town, but I don’t care about the sights downtown if I have a fortress to hike and a gorgeous monastery at the foot of a rocky hill. I might be slightly biased. I was told I like boulders more than an average person does. I hope my readers like them, too, because I will share too many pics of them just about now. So, I went to Prilep, because I wanted to see Marko’s Towers (Markovi Kuli) and St. Archangel Michael Monastery. I absolutely loved both places, and I haven’t seen a single visitor while touring them (unless two donkeys count). I was enchanted. All these awesome landscapes and beautiful architecture were mine that day. And I made friends with some donkeys and cows, too. An introvert paradise, especially after two days in Ohrid. Don’t get me wrong, Ohrid is beautiful and serene. But it’s also crowded, even in early October. So, I’d say visit Prilep and hike around it before everyone else does. There is more to Macedonia that a quirky capital and a charming lake. I wish I had more than one day to spend around this small town. Why? Google Treskavec Monastery and Prilep’s Marble Lake, these are the best answers and reasons why I will have to come back someday. They might actually be Macednia’s best kept secret. And I don't care how cliché this might sound. Have you ever heard of Prilep? Would you like to go?

Pomysł na bajkowy urlop – Rzym

Kulinarny Blog

Pomysł na bajkowy urlop – Rzym

Rzym- Wieczne Miasto, to jedna z najpopularniejszych destynacji turystycznych i podróżniczych, nie tylko wśród Polaków, Europejczyków, ale też wśród przybyszów z całego świata. Stolica Włoch przyciąga każdego roku miłośników historii, kinematografii, kultury i sportu. Miasto to stało się planem filmowym niezliczonych filmów, ale też miejscem gdzie rodziła się, bądź też rozwijała niejedna piękna miłosna przygoda. Tutejsze zabytki oraz niesamowity klimat z powodzeniem sprzyjają takim sytuacjom. Tak naprawdę niełatwo jest zaplanować wycieczkę do Rzymu. Dzieje się tak dlatego, że mnogość miejsc wartych zobaczenia i zwiedzenia powoduje, iż nawet roczny pobyt nie pozwoli na poznanie ich wszystkich. Urlop nasz z kolei rzadko trwa dłużej niż dwa tygodnie. Czy oznacza to, że dysponując jedynie wolnym weekendem powinniśmy pomyśleć o innym kierunku? Absolutnie nie! Nawet jedna noc w Rzymie będzie niezapomniana, o ile tylko przygotujemy nasz pobyt z głową. Miasto jest tak pełne wspaniałych i zjawiskowych miejsc, że z góry powinniśmy odrzucić pomysł zobaczenia wszystkiego. Na to przyjdzie czas w przyszłości – bez wątpienia każdy, kto przybył tu raz, powróci jeszcze wielokrotnie. Pyszne cappuccino :) Możemy więc zaplanować naszą wycieczkę pod kątem zabytków, klimatycznych knajpek czy też miejsc sakralnych. Im więcej dni spędzimy w Rzymie, tym oczywiście lepiej dla nas. Sprzyjający jest fakt, że wiele atrakcyjnych punktów leży w pobliżu ścisłego historycznego centrum miasta. Watykan Fontanna di Trevi Obowiązkowe punkty na mapie podróży to Koloseum oraz Watykan z Bazyliką Świętego Piotra. Nie można pominąć tradycyjnego posiłku w miejscowej restauracji – pizza czy spaghetti są tu tak pyszne, jak nigdzie indziej. Pragnący mniej aktywnego wypoczynku koniecznie muszą pomyśleć o wizycie w Ostii, nadmorskiej, uroczej części miasta. Rzym zaskakuje i zachwyca zarówno przybyłych turystów, jak i stałych mieszkańców. Nie zastanawiaj się zatem czy warto – przybywaj i baw się jak najlepiej. Post Pomysł na bajkowy urlop – Rzym pojawił się poraz pierwszy w Kulinarny Blog - wiesz jak gotować!.

Czemu Bratysława bije na głowę Pragę i Budapeszt? Idealne miasto na weekend [PRZEWODNIK]

WEEKENDOWI PODRÓŻNICY

Czemu Bratysława bije na głowę Pragę i Budapeszt? Idealne miasto na weekend [PRZEWODNIK]

Archaeological finds in the South Caucasus

Picking the Pictures

Archaeological finds in the South Caucasus

Recently on the territories of the South Caucasus (Armenia and Georgia) in the course of archaeological excavations, the experts have found a number of surprising ancient artifacts that have shocked the world. Today in this article we’d like to tell you some interesting facts about some of them. And those who are interested in archeology and wish to get more detailed information about these findings, we recommend to choose archaeological tours to Armenia and Georgia tosee the exhibits and visit the excavation sites.Leather shoe Some years ago in Armenia in Areni Caves, archeologists found a well-preserved ancient shoe (the right pair of leather sandals) made of a piece of cowhide. Inside it was filled with grass which was probably used to preserve the shape of the shoes. The archeologists are not sure yet whether this discovery belonged to a man or a woman. Initially, it was assumed that the shoe was worn about 6-7 centuries ago, but in the course of the examination carried out by two radio-carbon laboratories in Oxford, it was proved that the shoe is already 5500 years old. So, it turns out that this finding is 1000 years older than the pyramids of Giza and 400 years older than Stonehenge in the UK. The director of the Institute of Archaeology of Armenia, Pavel Avetisyan, noted during the press conference that this shoe had become the oldest example among archaeological discoveries of shoes on the terriotory of the Old World. This interesting finding became a real boom and was announced by leading mass media. WineryIn 2007, no less interesting finding was discovered in the Areni cave. The experts excavated a wine press, details for wine fermentation, a wine cup, as well as grape seeds. The grape seeds were sent for DNA expertise for in-depth analysis and definition of grape varieties used for wine producing in ancient times. It was proved that this variety is still not lost and is used by winemakers. The experts also came to conclusion that the winery is no less than 6000 years old. The director of the Institute of Archaeology and Ethnography of the National Academy of Sciences of Armenia PavelAvetisyan announced that this finding proves that Armenia is one of the oldest countries in the world for the wine production.Metallurgical centerSince 1965 on the territory of Armenian Metsamor settlement archaeologists have carried out excavations. One of the most significant finding is a large steel center with two types of blast furnaces. It was proved that in ancient times here was treated iron, copper, mercury, zinc, and gold. In this area, the archaeologists had also found several caves that were supposed to serve as a warehouse for base metals. Scientists came to the conclusion that this center is already 6000 years old, and the first iron in the ancient world, most likely, was melted here. And themetal processingat Metsamor was continued in Egypt, Central Asia, and China.Gold minesNext, we'd like to tell you about some interesting archaeological finds in Georgia – the other unique country of the South Caucasus. Probably, many of you know the myth of the Golden Fleece and the country of Colchis. In fact, this country really existed and was located in the western part of present-day Georgia. According to the legend, the ancient inhabitants of Colchis scooped gold directly from rivers, and maybe that's why archaeologists have so carefully searched for gold mines on the territories of modern Georgia. And indeed, in late 2000s at a distance of 50 km from Tbilisi on Sakdrisi Mount slopes were found tunnels where gold was mined in the ancient times. The scientists suggest that these tunnels belong to the IV millennium BC and are the oldest mines in the world. And it is interesting that despite their age there is still some gold preserved.Ceramic vesselAs it is known Georgia is famous for its unique winemaking technologies and produces about 100 kinds of wine. The viticulture in the country extends to many centuries ago which is confirmed by the excavations made by archaeologists in eastern Georgia. Exactly here was found a ceramic vessel with the remains of grape seeds as well as some fragments of wine crockery. Studies have proved that this ceramic vessel dates to the VI millennium BC. and it means that it is already 8000 years that Georgians made wine from the cultivated grapevine. With these and many other curious facts about winemaking in Georgia, you can get acquainted by choosing wine tours to Georgia.

With love

Kurs Przewodników Beskidzkich: Wszystko, co chciałbyś wiedzieć (FAQ)

Jeżeli tutaj zaglądasz, istnieje duże prawdopodobieństwo, że rozważasz zapisanie się na Kurs Przewodników Beskidzkich lub chcesz dowiedzieć się o nim czegoś więcej. Świetnie! Poniżej znajdziesz listę najczęściej zadawanych pytań i odpowiedzi na nie, które powinny rozwiać Twoje wątpliwości. Jeżeli są kwestie, o których nie napisałam, a uważasz je za ważne, zostaw komentarz — uzupełnię wpis o kolejne punkty. Uwaga! FAQ, które znajdziesz poniżej, to małe kompendium wiedzy na temat szkolenia organizowanego przez Studenckie Koło Przewodników Górskich w Krakowie. Mimo tego, że kursy przewodnickie w Polsce mają ten sam cel i przyświecają im podobne idee, mogą się od siebie znacznie różnić — jeżeli interesuje Cię kurs odbywający się w innym mieście, o szczegóły pytaj u źródła. Formalności  Kiedy zaczyna się kurs i jak długo trwa?  Co się robi na kursie?  Jaki jest koszt uczestnictwa w kursie?  W jaki sposób można zapisać się na kurs? Jest ryzyko, że zabraknie miejsc?  Nie jestem jeszcze członkiem PTTK. Czy mogę zapisać się na kurs?  Nie jestem już studentem. Czy mogę zapisać się na kurs?  Mam ponad 30 lat. Czy mogę zapisać się na kurs?  Nie mieszkam w Krakowie. Czy mogę zapisać się na kurs? Wyjazdy Jak często odbywają się wyjazdy? Jak wyglądają wyjazdy piesze? Ile to kosztuje? Jak wyglądają wyjazdy autokarowe? Ile to kosztuje? Czy trzeba być na wszystkich wyjazdach? Wykłady Jak często odbywają się wykłady? Jaka jest tematyka wykładów? Czy wykłady są obowiązkowe? Zaliczenia i egzaminy Czy kursanci otrzymują materiały edukacyjne? Jak wygląda zaliczenie wyjazdów? Czym są graniówki? Jak wygląda ich zaliczenie? Jak wygląda Impreza Na Orientację? Jak wyglądają praktyki na bazach namiotowych? Jak wygląda egzamin połówkowy? Jak wygląda sesja teoretyczna? Jak wygląda egzamin wewnętrzny? Jak wygląda egzamin państwowy? I czy da się go zdać bez „znajomości”? Varia Jak wygląda kwestia bycia przewodnikiem beskidzkim po deregulacji zawodu? Żaden z moich znajomych nie chce iść na kurs. Co robić? Czy kurs da się połączyć z pracą i/lub studiami? Mało chodziłam/em po górach. Czy sobie poradzę? Mam kiepską orientację w terenie. Czy sobie poradzę? Jestem nieśmiała/y, stresują mnie wystąpienia publiczne. Czy sobie poradzę? Nie znoszę zimy i mrozu. Czy sobie poradzę? Skąd mam wiedzieć, czy odnajdę się na kursie? Dlaczego ludzie rezygnują z kursu? Czy na kursie można znaleźć męża/żonę? FAQ Kiedy zaczyna się kurs i jak długo trwa? Kursy Studenckiego Koła Przewodników Górskich w Krakowie rozpoczynają się jesienią, zazwyczaj na przełomie października i listopada. Start kursu zawsze poprzedza spotkanie organizacyjne. Zostaniesz na nim poinformowany o wszystkich najważniejszych sprawach związanych z kursem oraz terminie pierwszego kursowego wyjazdu, podczas którego będziesz miał okazję zobaczyć, jak wygląda praktyczna część szkolenia. Szkolenie trwa półtora roku. Co się robi na kursie? Życie dzieli się na „Życie Przed Kursem”, „Życie Na Kursie” i „Życie Po Kursie”. A „Życie Po Kursie” już nigdy nie jest takie samo. „Życie Na Kursie” dzieli się z kolei na „Życie Przed Połówką” i „Życie Po Połówce” — i wcale nie mam na myśli alkoholu! „Życie przed połówką”, czyli pierwsza część kursu, to wyjazdy piesze, podczas których odwiedzisz wszystkie grupy górskie w polskiej części Beskidów oraz niektóre pasma położone u naszych sąsiadów. Po roku, zazwyczaj w październiku, odbędzie się egzamin „połówkowy” (czyli właśnie „połówka”), który zweryfikuje Twoją wiedzę i predyspozycje do bycia przewodnikiem — pozytywny wynik egzaminu umożliwi Ci udział w drugiej części szkolenia, podczas której będziesz poruszać się głównie autokarem. „Życie Po Połówce” to kilka intensywnych miesięcy, podczas których będziesz ćwiczył pilotaż i zaprzyjaźnisz się z mikrofonem (oraz kierowcą autokaru!). Poznasz drogi dojazdowe prowadzące do najważniejszych miast położonych u stóp Beskidów oraz dowiesz się, co też ciekawego można w nich zobaczyć. W tej części szkolenia wybierzesz się również na kilka wyjazdów pieszych. Szkolenie kończy sesja teoretyczna, poprzedzająca egzamin praktyczny, wewnętrzny, który zwyczajowo odbywa się w maju. Jego pozytywny wynik będzie Twoją przepustką do przystąpienia do egzaminu państwowego, który zwyczajowo odbywa się w czerwcu. Jest to ostatni egzamin podczas “Życia Na Kursie”. Po jego zdaniu z dumą będziesz już mógł nosić upragniony czerwony polarek. Jaki jest koszt uczestnictwa w kursie? Cena uczestnictwa w Kursie Przewodników Beskidzkich SKPG Kraków 2016-2018 to 749 zł (podzielone na trzy raty). W kolejnych latach może ona ulec zmianie. Co się w nią wlicza? M.in. wynajem sali wykładowej, koszty udziału przewodników-instruktorów w zajęciach praktycznych, część materiałów szkoleniowych, ewentualne (!) dofinansowanie części zajęć praktycznych oraz inne wydatki związane bezpośrednio z prowadzeniem kursu. Warto pamiętać, że opłata za kurs nie obejmuje kosztów udziału w zajęciach praktycznych (dojazdy, noclegi, jedzenie). Wykładowcy i przewodnicy-instruktorzy pracują społecznie — za prowadzenie kursu i pomoc w jego organizacji nie otrzymują wynagrodzenia. Robią to, bo uważają, że Kurs Przewodników Beskidzkich to dla każdego miłośnika gór świetna przygoda, która pozostawia w głowie mnóstwo niesamowitych wspomnień, mocno poszerza horyzonty i daje możliwość połączenia pasji z pracą, czyli robienia tego, co naprawdę się lubi. W jaki sposób mogę zapisać się na kurs? Jest ryzyko, że zabraknie miejsc? Zapisy na kurs ruszają po spotkaniu organizacyjnym i przyjmowane są wykładach (we wtorki i czwartki między 18:00 a 20:15 w sali konferencyjnej na Zyblikiewicza 2b). Aby zapisać się na kurs należy: wpłacić przynajmniej I ratę, dostarczyć zaświadczenie o dobrym stanie zdrowia i braku przeciwwskazań do uczestnictwa w Kursie Przewodników Beskidzkich oraz wypełnić formularz zgłoszeniowy. Nie musisz od razu zapisywać się na kurs. Na kilka pierwszych wyjazdów możesz pojechać zupełnie na luzie, bez formalności, po to, aby zobaczyć, jak to wszystko wygląda w praktyce i czy czujesz klimat kursu. Udział w części praktycznej szkolenia skutecznie weryfikuje wyobrażenia o nim i oczekiwania, dzięki czemu o wiele łatwiej podjąć ostateczną decyzję. Miejsc nie zabraknie! Na kurs z radością przyjmowany jest każdy, kto tylko chce wziąć w nim udział. Nie jestem jeszcze członkiem PTTK. Czy mogę zapisać się na kurs? Oczywiście! Bycie członkiem PTTK i posiadanie aktualnie opłaconej składki jest jednym z warunków dopuszczenia kursanta do udziału w egzaminie „połówkowym”, kończącym pierwszą część szkolenia. Do tego czasu legitymacji PTTK wcale nie trzeba posiadać, jednak warto ją mieć — podczas kursowych wyjazdów bardzo często nocuje się w obiektach PTTK. Legitymacja PTTK uprawnia do korzystania ze zniżek. Legitymację wyrobić można np. w Centralnym Ośrodku Turystyki Górskiej PTTK w Krakowie przy ul. Jagiellońskiej 6. Studenckie Koło Przewodników Górskich w Krakowie jest kołem Oddziału Akademickiego PTTK — możesz zostać członkiem właśnie tej sekcji. Nie jestem już studentem. Czy mogę zapisać się na kurs? Jak najbardziej! Mimo tego, że kurs organizowany jest przez Studenckie Koło Przewodników Górskich w Krakowie, bycie studentem nie jest wymagane, choć może wiele ułatwiać, zwłaszcza w kwestii organizacji czasu, który trzeba kursowi poświęcić. Czeka Cię intensywne 1,5 roku — z dużą dozą prawdopodobieństwa możesz założyć, że to głównie wokół tego tematu będzie się kręciło Twoje życie. Mam ponad 30 lat. Czy mogę zapisać się na kurs? Wiek nie stanowi żadnego problemu! Wystarczy być młodym duchem i mieć wystarczająco dużo energii i motywacji, by przebrnąć nie tylko przez setki kilometrów beskidzkich szlaków, ale także przez wciągający proces zdobywania wiedzy o górach. Osoby, które ukończyły 30. rok życia, a chcą wziąć udział w kursie, proszone są o wstrzymanie się z płaceniem pierwszej raty — lista takich osób będzie dostarczona do Zarządu Koła, który na pierwszym spotkaniu w styczniu podejmie się głosowania. Wszyscy, którzy ukończyli 30 lat, powinni również wziąć udział w jednym z dwóch pierwszych wyjazdów kursowych, aby przetestować swoje możliwości i sprawdzić, jak uczestnictwo w kursie wygląda w praktyce. Nie mieszkam w Krakowie. Czy mogę zapisać się na kurs? Możesz zapisać się na kurs nawet wtedy, kiedy mieszkasz w Gdańsku, jeżeli tylko będziesz w stanie uczestniczyć w wyjazdach i angażować się w to, co się na kursie dzieje. Mieszkanie w Krakowie wiele ułatwia — bez przeszkód chodzić można na wykłady teoretyczne, docierać na czas na dworzec przed wyjazdami w teren czy po prostu spotykać się z innymi kursantami “po godzinach”, by wspólnie się integrować (to bardzo ważne!). Uczestnictwo w kursie, kiedy nie mieszkasz w Krakowie, będzie od Ciebie wymagało lepszej organizacji czasu i bardziej zaawansowanej logistyki, ale rzecz jasna jest to do zrobienia — jeżeli tylko Ci się chce. Jak często odbywają się wyjazdy? Piesze wyjazdy szkoleniowe najczęściej odbywają się w weekendy (sob-nd), co 2-3 tygodnie. Na kursie czeka Cię również kilka dłuższych obozów: obóz sylwestrowy pod koniec grudnia (ok. 6 dni), obóz zimowy w trakcie ferii zimowych (ok. 9 dni), obóz letni (ok. 14 dni) a także obóz zagraniczny (ok. 9 dni) w trakcie wakacji. Część praktyczna szkolenia służy dokładnemu poznaniu Twojego przyszłego rejonu uprawnień. W drugiej części szkolenia odbędą się również autokarówki (głównie w weekendy), czyli możliwość poćwiczenia umiejętności pilotażu i prazy z kierowcą autokaru. Z reguły jest ich kilka w rejonie uprawnień. Służą nauce metodyki prowadzenia autokaru, topografii dróg oraz poznawaniu zabytków kultury materialnej regionu. Jak wyglądają wyjazdy piesze? Ile to kosztuje? Zacznę od tego, ile to kosztuje. Na koszt wyjazdu weekendowego składa się: cena dojazdu do miejsca, z którego wychodzimy na szlak i powrotu do Krakowa, cena noclegu (zazwyczaj w schronisku, chatce, czasem szkole), cena jedzenia. Całość zamyka się zwykle w kwocie 50-70 zł. Warto korzystać ze zniżek PTTK i zniżek studenckich! Cena dłuższych wyjazdów i obozów zimowych rośnie proporcjonalnie do liczby noclegów. Podczas obozów letnich śpimy najczęściej pod namiotami. Posiłki (kolacje, śniadania) przygotowywane są przez kursantów z produktów, które zabieramy ze sobą lub kupujemy w sklepach, jeżeli mamy taką możliwość — pozwala to znacznie obniżyć koszty wyżywienia. Od pierwszego wyjazdu będziesz się wcielać w rolę przewodnika i prowadzić grupę. Twoim zadaniem będzie doprowadzić ją do wyznaczonego celu, nikogo w tym czasie nie zgubić oraz w międzyczasie opowiedzieć coś ciekawego o tym, co będziemy mijać po drodze. Bardzo często będą to panoramki, które pozwolą Ci lepiej zapoznać się z topografią terenu i poćwiczyć plastyczny opis tego, co widać na horyzoncie. Po dniu pełnym wrażeń i dotarciu na miejsce noclegu będzie czas na wspólny posiłek i integrację (gitary mile widziane!). Jak wyglądają wyjazdy autokarowe? Ile to kosztuje? Koszty wyjazdów autokarowych uzależnione są od tego, ile osób bierze udział w danym wyjeździe — cena wynajmu autokaru (przy większej liczbie osób) lub busa (przy mniejszej liczbie osób) dzielona jest pomiędzy uczestników. Im więcej kursantów, tym taniej, dlatego warto aktywnie uczestniczyć w wyjazdach w drugiej części szkolenia! Tak, jak na wyjazdach pieszych będziesz wcielać się w rolę przewodnika, tak na wyjazdach autokarowych będziesz wcielać się w rolę pilota… i przewodnika! Krótko mówiąc: Twoim zadaniem będzie “dowieźć” grupę do wyznaczonego celu, którym zazwyczaj będzie jakieś miasto, miasteczko lub wieś — ponieważ będziemy poruszać się po terenach, którymi trzeba przemieścić się, by dotrzeć w Beskidy. Siedząc wygodnie obok kierowcy będziesz musiał nie tylko instruować go, którędy ma jechać i gdzie skręcić, ale także opowiadać do mikrofonu o tym, co też ciekawego widać za oknem. Na tym etapie szkolenia będziemy skupiać się zarówno na topografii, jak i historii i kulturze materialnej regionu. Podczas postojów będziemy zwiedzać najważniejsze miasta i zabytki, dzięki czemu będziesz miał okazję ugruntować wiedzę zdobytą w pierwszej części szkolenia i poćwiczyć metodykę pilotażu, która na pewno bardzo Ci się przyda. Dzień autokarowy pojawi się również na egzaminie wewnętrznym, kończącym kurs przewodnicki. Czy trzeba być na wszystkich wyjazdach? Nie trzeba. Ale warto! Jak wiadomo — praktyka czyni mistrza. A wyjazdy szkoleniowe to najlepsza okazja do tego, aby poznawać teren przyszłych uprawnień i ćwiczyć metodykę prowadzenia grupy czy autokaru. Szybko przekonasz się, że “co w nogach, to w głowie” (albo “co w kołach, to w głowie” — i wcale nie jest to powietrze!) oraz że samemu ciężko nadrobić zaległości. W kwestiach formalnych związanych z wymaganymi “dniówkami”: do egzaminu połówkowego dopuszczeni są uczestnicy kursu, którzy uczestniczyli w co najmniej 14 dniach zajęć praktycznych, w tym przynajmniej 8 weekendowych (nie obozowych); do egzaminu końcowego dopuszczeni są uczestnicy kursu, którzy uczestniczyli w co najmniej 40 dniach zajęć praktycznych, w tym 15 po egzaminie połówkowym, 10 dniach w warunkach zimowych oraz czynnie w co najmniej 6 dniach autokarowych. Warto brać udział w jak największej liczbie wyjazdów! Nie tylko dlatego, że można się na nich sporo nauczyć, ale także dlatego, że wyjazdowe wieczory są tym, co najlepiej się potem wspomina. I za czym najbardziej się tęskni! Jak często odbywają się wykłady? Wykłady odbywają się we wtorki i w czwartki, w godz. 18:00-20:00. W pierwszej części szkolenia przy ul. Zyblikiewicza 2b, w drugiej — przy ul. Jagiellońskiej 6a. Oczywiście w Krakowie! Jaka jest tematyka wykładów? Wykłady prowadzone są zgodnie z nową Ustawą o usługach turystycznych. Zajęcia prowadzone są przez specjalistów w danej dziedzinie, którzy dzielą się swoją wiedzą i doświadczeniem, przybliżając zagadnienia teoretyczne związane z pracą przewodnika. Wykłady, które Cię czekają, to m.in.: historia Polski, geografia turystyczna Polski, historia kultury w Polsce, przyroda i jej ochrona w Polsce, turystyka w Polsce, metodyka przewodnictwa, podstawowe przepisy prawne w turystyce, wybrane zagadnienia z psychologii i socjologii, podstawowe wiadomości o górach Europy i świata, geografia turystyczna gór Polski, zagadnienia ochrony obszarów górskich, góry w kulturze polskiej, historia i organizacja turystyki górskiej w Polsce, zasady letniej i zimowej turystyki górskiej, bezpieczeństwo w górach, historia Beskidów na tle historii Polski, geografia, geologia i przyroda Beskidów, kultura i sztuka Beskidów, etnografia i kultura ludowa, topografia, komunikacja, zagospodarowanie turystyczne, trasy dojazdowe w Beskidach, metodyka i technika prowadzenia wycieczek w warunkach zimowych. Czy wykłady są obowiązkowe? Wykłady teoretyczne nie są obowiązkowe, ale gorąco zachęcam do udziału w nich — są świetnym przygotowaniem do wyjazdów i pozwalają uporządkować posiadają już wiedzę (albo uzupełnić jej braki). Zazwyczaj po wykładach uskuteczniana jest również tradycyjna integracja „na mieście”, która pozwala solidnie zacieśnić kursowe więzi! Czy kursanci otrzymują materiały edukacyjne? W czasie szkolenia otrzymasz materiały edukacyjne zawierające podstawowe informacje o Beskidach. Część wykładowców dzieli się również z kursantami prezentacjami, z których korzysta w czasie zajęć. Jest to tylko zarys tematyki, którą powinieneś zgłębiać we własnym zakresie, poszukując wiedzy również w innych źródłach (przewodnikach, książkach, monografiach, czasopismach, itp.). Tak naprawdę tylko od Ciebie zależy, ile się nauczysz i jak wiedzę teoretyczną wykorzystasz podczas zajęć praktycznych (czyli w czasie wyjazdów szkoleniowych, podczas których będziesz ćwiczył prowadzenie grupy). Świetnie sprawdza się wspólny, wirtualny dysk, który z powodzeniem wykorzystać można do zbierania wartościowych materiałów o przyszłym terenie uprawnień — będą przydatne zwłaszcza przed egzaminami. Jak wygląda zaliczenie wyjazdów? Podstawowym wymogiem zaliczenia tzw. „dniówek szkoleniowych” jest aktywne uczestnictwo w nich. Podczas trwania szkolenia kierownictwo kursu może określić dodatkowe wymagania, niezbędne do zaliczenia obecności na wyjazdach kursowych. Są to zazwyczaj podstawowe informacje związane z grupą górską, której dotyczy wyjazd, np. jej granice turystyczne i podział na pasma, przebieg ważnych szlaków turystycznych, rezerwaty przyrody, itp. Uzbieranie określonej liczby zaliczonych „dniówek szkoleniowych” jest warunkiem koniecznym do przystąpienia do egzaminów (połówkowego i końcowego). Patrz: Czy trzeba być na wszystkich wyjazdach? Czym są „graniówki”? Jak wygląda ich zaliczenie? „Graniówki” to mapy grzbietowe poszczególnych beskidzkich grup górskich, które w uproszczony sposób prezentują ich topografię, czyli to, co najważniejsze dla przyszłego przewodnika. Mają na celu ułatwienie zapoznawania się z przebiegiem poszczególnych pasm, hydrografią terenu, najważniejszymi miastami położonymi u stóp Beskidów oraz przebiegiem ważnych szlaków turystycznych, po których można się poruszać w obrębie danej grupy górskiej. Po narysowaniu „graniówki” (nie ma na niej żadnych nazw topograficznych; trzeba je znać) należy udać się do wybranego przewodnika z Koła, który zweryfikuje Twoją wiedzę i oceni, czy jest ona wystarczająca. Wśród klasycznych „graniówek” mogą znaleźć się również inne wymogi, uzupełniające nabytą wiedzę, np. zaliczenie mapy pasm Karpat polskich (tzw. „pasmówka”) czy zaliczenie mapy dróg dojazdowych w Beskidy. Zaliczenie „graniówek” to jeden z warunków umożliwiających dopuszczenie do egzaminów (połówkowego i teoretycznego, poprzedzającego egzamin końcowy). Jak wygląda Impreza Na Orientację? Impreza Na Orientację, zwana w skrócie INO, to wyjazd, podczas którego kursanci (zazwyczaj w zespołach 3-osobowych) mają za zadanie potwierdzić w określonym limicie czasu swoją obecność przy określonych punktach kontrolnych. INO bazuje głównie na pracy z mapą i kompasem, będziesz miał zatem okazję ćwiczyć wyznaczanie azymutów oraz chodzenie bez szlaku. Podczas weekendu pokonuje się zazwyczaj ok. 40-60 km, meldując się na końcu w punkcie docelowym. INO odbywa się zwykle w czerwcu, a jesienią ustalany jest dodatkowy termin, dla tych, którzy z przyczyn losowych nie mogli wziąć udziału w pierwszym lub nie zaliczyli go. Zaliczenie INO to jeden z warunków umożliwiających dopuszczenie do egzaminu teoretycznego, poprzedzającego egzamin końcowy. Jak wyglądają praktyki na bazach namiotowych? Praktyki na bazach namiotowych (Studenckie Koło Przewodników Górskich w Krakowie posiada trzy bazy namiotowe — pod Gorcem, pod Lubaniem i w Radocynie) standardowo trwają tydzień i odbywają się pod okiem „bazowego”, czyli opiekuna bazy sprawującego funkcję jej gospodarza w określonym czasie. Do zadań kursanta-praktykanta należy pomoc „bazowemu” i wspólne dbanie o to, aby baza działała, jak należy. Może to być np. meldowanie turystów, którzy odwiedzają bazę i pobieranie opłat za noclegi, palenie w piecu, z którego korzystają turyści, noszenie wody, rąbanie drewna czy porządkowanie terenu bazy. Jeżeli nie możesz przyjechać na bazę na cały tydzień, możesz wziąć udział w jej weekendowym rozwijaniu lub zwijaniu. Odbycie praktyk na bazie namiotowej to jeden z warunków umożliwiających dopuszczenie do egzaminu połówkowego. Jak wygląda egzamin „połówkowy”? Egzamin „połówkowy” to egzamin, który kończy pierwszą część szkolenia, związaną z wyjazdami pieszymi. Jest bardzo ważny — jego pozytywny wynik umożliwia kontynuację szkolenia. Jeżeli tego egzaminu nie zdasz, niestety, musisz zaczynać kurs od początku. Egzamin „połówkowy” trwa dwa dni i od typowych pieszych „dniówek szkoleniowych” różni się tym, że są na nim obecni egzaminatorzy, którzy będą Cię oceniać (tak, to stresujące). Teoretycznie nie wydarzy się na nim nic, co nie wydarzyło się przez ostatni rok na kursie. Egzaminy nie bez powodu trwają dwa dni. Końcowa ocena jest sumą tego, co zaprezentujesz zarówno podczas jednego, jak i drugiego prowadzenia grupy. Nawet jeżeli zawalisz, możesz być pewien tego, że dostaniesz drugą, a nawet i trzecią szansę, żebyś mógł udowodnić, na co Cię stać. Jak wygląda sesja teoretyczna? Sesja teoretyczna to czas na podsumowanie pierwszej i drugiej części szkolenia, które kończy się w marcu. Jest czasem na uporządkowanie nabytej wiedzy, uzupełnienie braków w niej oraz powtórkę przed egzaminem wewnętrznym. Sesja teoretyczna nie może być krótsza niż 2 tygodnie i nie może przekroczyć 5 tygodni — ostateczny czas jej trwania ustalany jest przez Zarząd Koła. Egzamin teoretyczny obejmuje 14 egzaminów cząstkowych z następujących tematów: 1. Beskid Śląski, Beskid Mały, Pogórze Śląskie; 2. Beskid Żywiecki; 3. Beskid Makowski, Beskid Wyspowy, Pogórze Wielickie, Pogórze Wiśnickie; 4. Gorce 5. Pieniny, Spisz, 6. Beskid Sądecki, Pogórze Rożnowskie; 7. Tatry, Podhale, Orawa; 8. Beskid Niski, Pogórze Ciężkowickie, Pogórze Strzyżowskie; 9. Bieszczady, Pogórze Dynowskie, Pogórze Przemyskie; 10. Ogólna geografia Karpat; 11. Etnografia, góry w literaturze; 12. Historia regionu i turystyki; 13. Przyroda i geologia Karpat; 14. Historia sztuki i zabytki regionu. Przy zdawaniu poszczególnych egzaminów z topografii będziesz musiał wykazać się dodatkowo wiadomościami z zakresu historii, zagospodarowania turystycznego i przemysłowego, zabytków, dróg dojazdowych, przebiegu szlaków turystycznych, etnografii i przyrody danego regionu. Zdanie wszystkich cząstkowych egzaminów teoretycznych jest warunkiem umożliwiającym dopuszczenie do końcowego egzaminu praktycznego, tzw. egzaminu wewnętrznego. Jak wygląda egzamin wewnętrzny? Końcowy egzamin praktyczny, tzw. egzamin wewnętrzny, jest egzaminem, którego pozytywny wynik umożliwia przystąpienie do egzaminu państwowego, na uprawnienia przewodnickie. Jeżeli tego egzaminu nie zdasz, będziesz musiał czekać cały rok, aby móc ponownie zaliczać go z kolejnym kursem, który dojdzie do tego etapu. Egzamin, podobnie, jak egzamin „połówkowy”, trwa dwa dni, z tą różnicą, że jeden z nich to dzień autokarowy, a drugi to dzień pieszy. Trasa egzaminu nie jest dokładnie znana. Kursanci otrzymują jedynie informację o miejscu noclegu oraz kilku kluczowych punktach, które pojawią się trasie. Mimo tego, że na egzaminie państwowym zakres obowiązujących tematów został mocno ograniczony, na egzaminie wewnętrznym Studenckiego Koła Przewodników Górskich w Krakpwie kursantów obowiązuje całość wiedzy, która przewinęła się przez poprzedzające go szkolenie oraz sesję teoretyczną. Jak wygląda egzamin państwowy? I czy da się go zdać bez „znajomości”? Egzamin państwowy trwa trzy dni. Pierwszy dzień to egzamin teoretyczny, podczas którego rozwiązuje się test wyboru oraz odpowiada ustnie (trzy losowe pytania) przez komisją powołaną przez Urząd Marszałkowski. Po zmianie przepisów na egzaminie w Małopolsce nie ma już dnia autokarowego, są za to dwa dni piesze, podczas których egzaminatorzy weryfikują umiejętności metodycznego prowadzenia grupy oraz stan posiadanej wiedzy na temat (przede wszystkim) grupy górskiej, w której odbywa się egzamin. Główne zagadnienia, na jakie kładziony jest nacisk to topografia, historia turystyki oraz pierwsza pomoc. Egzamin ten jak najbardziej da się zdać bez „znajomości”. Absolwenci Kursu Przewodników Beskidzkich Studenckiego Koła Przewodników Górskich w Krakowie zazwyczaj świetnie na nim wypadają i zdają go niemal w 100%. Jak wygląda kwestia bycia przewodnikiem beskidzkim po deregulacji zawodu? Deregulacja zawodu przewodnika spowodowała, że teoretycznie wcale nie musisz nim być, by oprowadzać grupy turystów po Beskidach. W praktyce jest jednak pewien haczyk. „Obszary zastrzeżone”. To tereny niektórych parków narodowych, których dyrektorzy zadecydowali, że oprowadzać mogą po nich jedynie osoby posiadające licencję. Jak taką licencję można zdobyć? Trzeba: a) być przewodnikiem beskidzkim posiadającym uprawnienia nadane przez Marszałka Województwa, b) odbyć specjalne szkolenie organizowane przez dany park narodowy, c) zdać test uprawniający do uzyskania licencji. Krótko mówiąc: jeżeli nie jesteś przewodnikiem beskidzkim, nie wprowadzisz grupy turystów do najbardziej atrakcyjnych rejonów Beskidów, w które najczęściej udają się wycieczki. Żaden z moich znajomych nie chce iść na kurs. Co robić? Nie przejmować się! Kurs Przewodników Beskidzkich to jeden wielki zbiór osób, których znajomi nie chcieli iść na kurs — w związku z tym integracja w nowym gronie przebiega bardzo szybko i sprawnie. Na tyle szybko, że po jednym, dwóch wyjazdach ma się już nowych znajomych z kursu i wszyscy zapominają o tym, że przyszli na niego sami. A z każdym kolejnym tygodniem jest tylko lepiej! Jeżeli wydawało Ci się, że w dorosłym życiu nie można się już zaprzyjaźnić… Szybko zmienisz zdanie! Wspólne wyjazdy, wspólna nauka, wspólne radości, wspólne smutki, wspólne zwycięstwa. 1,5 roku to wystarczająco długo, by dobrze się poznać i wystarczająco mało, by się sobą znudzić. Przewodnicy, którzy przyjaźnią się od 5-10-20-30-40 i więcej lat, mówią dokładnie to samo! Czy kurs da się połączyć z pracą i/lub studiami? Oczywiście, choć wymaga to sporej dawki samozaparcia i umiejętności ustalania priorytetów. Nie masz na nic czasu? Na kursie przekonasz się o tym, że im więcej masz na głowie, tym lepiej jesteś zorganizowany. Zdziwisz się, jak elastyczna jest doba, kiedy do codziennych obowiązków musisz dołożyć jeszcze jeden. No, może kilka: naukę, wyjazdy i… Wspólną integrację z innymi kursantami! A kiedy kurs się skończy i odetchniesz z ulgą, nagle uświadomisz sobie, że czegoś Ci bardzo brakuje. Choć kurs organizowany jest przez Studenckie Koło Przewodników Górskich, ostatnimi laty tendencja się odwraca i średnia wieku rośnie. Na 13 osób, które kończyły kurs w 2016 roku, tylko 3 z nich były studentami. Da się? Da się! Mało chodziłam/em po górach. Czy sobie poradzę? Na kurs zapisują się osoby z różnym doświadczeniem górskim. Zarówno takie, które przeszły już setki, a nawet tysiące kilometrów po szlakach, jak i takie, które do tej pory były niedzielnymi turystami, ale zapragnęły to zmienić. Zarówno takie, które regularnie uprawiają sporty i są bardzo sprawne fizycznie, jak i takie, których kondycja pozostawia wiele do życzenia, ale chcą nad nią popracować. Zarówno takie, które bez problemu maszerują z wielkim plecakiem, jak i takie, które przytłacza sam jego widok, ale chcą się z nim zmierzyć. Tak naprawdę tempo marszu, intensywność szkoleniowych wyjazdów i postępy sprawnościowe na kursie zawsze są wypadkową całej grupy, czyli przeciętne, więc nie martw się, dasz radę. Mam kiepską orientację w terenie. Czy sobie poradzę? Orientacja w terenie to umiejętność mocno uzależniona od osobistych predyspozycji, ale nawet jeżeli nie jesteś mistrzem w określaniu kierunków świata, wszystkie góry wyglądają dla Ciebie tak samo i nie masz zielonego pojęcia o tym, jak mapę 2D przełożyć na 3D w rzeczywistości, mam dla Ciebie dobrą wiadomość! Przez półtora roku na kursie będziesz miał okazję NIEUSTANNIE tę orientację w terenie ćwiczyć i sam szybko zobaczysz, że regularna obecność na szkoleniowych wyjazdach pozwoli Ci się wiele nauczyć. Jednym z punktów do zaliczenia na kursie jest Impreza Na Orientację, podczas której będziesz miał okazję przetestować w praktyce umiejętność korzystania z mapy i kompasu, chodzenia na azymut i przemierzania Beskidów bez szlaków. A to jedna z cenniejszych lekcji. Jestem nieśmiała/y, stresują mnie wystąpienia publiczne. Czy sobie poradzę? Na kursie będziesz mówił sporo. O tym, co ważne i czego nie sposób pominąć. O tym, co mniej ważne, ale o czym nie można zapomnieć. I o tym, co zupełnie nie ma znaczenia, ale co każdy przewodnik powinien wiedzieć… By w końcu wiedzieć, co się mówi, a nie mówić, co się wie! Jedno jest pewne — nauczysz się mówić tak, żeby inni Cię słuchali. Nawet jeżeli Ci się wydaje, że tego nie potrafisz. Kurs to świetna okazja do zmierzenia się z lękiem przed wystąpieniami publicznymi w kontrolowanych warunkach. Zazwyczaj okazuje się, że wcale nie są one tak straszne, jak się wydają. Nawet jeżeli nigdy nie zostaniesz mistrzem oratorstwa, przekonasz się, że od tego wcale się nie umiera. Nie znoszę zimy i mrozu. Czy sobie poradzę? Zaliczenie “zimowych dniówek” jest jednym z warunków dopuszczenia do końcowego egzaminu wewnętrznego, więc nawet jeżeli zimy i mrozu nie znosisz, będziesz musiał im stawić czoło. Wiele razy będziesz mieć dość. I równie wiele razy okaże się, że masz w sobie mnóstwo siły, by przezwyciężyć swoje słabości. A chwile, w których było najciężej, będziesz wspominał najlepiej. I z największym sentymentem. Testowanie własnych granic wejdzie Ci w krew. I tak już zostanie na zawsze! Ta umiejętność przyda Ci się nie tylko na kursie. Skąd mam wiedzieć, czy odnajdę się na kursie? Nie będziesz tego wiedział, dopóki sam nie sprawdzisz. Zawsze lepiej spróbować, dojść do wniosku, że to nie dla Ciebie i w pełni świadomie zrezygnować z dalszego uczestnictwa w Kursie, niż nie spróbować nigdy i ciągle zastanawiać się, “co by było gdyby”. Na kilka pierwszych wyjazdów możesz pojechać bez zapisywania się na Kurs, by sprawdzić, jak wszystko wygląda w praktyce, czy czujesz klimat szkolenia i czy chcesz wziąć w nim udział. To również świetna okazja, by podpytać przewodników “jak to jest na kursie” i wymienić się swoimi spostrzeżeniami z innymi kursantami. Z doświadczenia wiem, że wiele niezdecydowanych osób rozwiewa wtedy swoje wątpliwości. Świetnym wstępem do Kursu Przewodników Górskich jest również Kurs Organizatora Turystyki PTTK, który jest pewną namiastką tego, co dzieje się na kursie. Dlaczego ludzie rezygnują z kursu? Bo wyobrażali sobie, że kurs wygląda zupełnie inaczej. Bo myśleli, że to inni będą ich uczyć, a nie, że sami, od pierwszego wyjazdu, będą musieli wcielać się w rolę przewodników. Bo dochodzą do wniosku, że to jednak nie dla nich. Bo perspektywa poświęcenia na kurs 1,5 roku z życia wydaje im się jednak zbyt przytłaczająca. Bo nie są w stanie pogodzić codziennych obowiązków z kursem. Bo w pewnym momencie im się odechciewa. Bo znajdują ciekawsze zajęcia, którym chcą poświęcić swój czas. Bo ze względu na sytuacje losowe nie są w stanie zdobyć wystarczającej liczby dniówek potrzebnych do ukończenia kursu. Bo boją się przystąpienia do egzaminów i odpuszczają zaraz przed. Niektórzy odpuszczają i już nigdy na kurs nie wracają. Są jednak tacy, którzy zaczynają go wiele razy i uparcie dążą do celu. I w końcu zdobywają upragniony, czerwony polar. Czy na kursie można znaleźć męża/żonę? Tak! Na kursie można znaleźć chłopaka/dziewczynę, co nierzadko kończy się ślubem, a w strukturach koła urodziło się i wyrosło już sporo kursowych dzieci! Wspólne zainteresowania i miłość do gór mocno łączą ludzi, niekiedy tak bardzo, że postanawiają oni przemierzać razem nie tylko górskie, ale też życiowe, ścieżki. Na kursie można znaleźć też wielu przyjaciół, znajomych i kompanów do wspólnych wycieczek, a wszyscy przewodnicy są jak jedna, wielka rodzina. Jedno jest pewne! Na pewno nie jest nudno. Masz dodatkowe pytania? Zostaw komentarz! Post Kurs Przewodników Beskidzkich: Wszystko, co chciałbyś wiedzieć (FAQ) pojawił się poraz pierwszy w With Love.

Co zrobić jak odwołają nam lot?

Kulinarny Blog

Co zrobić jak odwołają nam lot?

Opóźniony lub odwołany lot? Nieprzyjemne niespodzianki podczas podróży mogą się zdarzyć każdemu. Nie ulega wątpliwości, że warto w takiej sytuacji znać swoje prawa oraz przepisy, które regulują obowiązki przewoźników lotniczych względem konsumentów. Warto znać prawo Zgodnie z rozporządzeniem nr 261/2004 Parlamentu Europejskiego, pasażer nie jest zdany tylko na dobrą wolę przewoźnika, ale przysługują mu pewne konkretne prawa, które śmiało może egzekwować w awaryjnej sytuacji. Warto również pamiętać o tym, że takie same przepisy obowiązują zarówno linie tradycyjne, low-costowe, jak też czartery i to bez względu na klasę rezerwacyjną czy cenę biletu. Odwołany lot Zgodnie ze wspomnianym rozporządzeniem w sytuacji, w której dochodzi do anulowania lotu, przewoźnik ma obowiązek zapewnić pasażerowi jedną z trzech możliwości. Jeśli podróżny zdecyduje się odstąpić od umowy należy mu się pełny zwrot kosztu biletu w terminie do 7 dni. W przypadku, kiedy chce kontynuować podróż może wybrać alternatywny lot w dogodnym terminie na tej samej trasie, w tym również inną linią lotniczą. Dodatkowo pasażerowi, którego lot został odwołany przysługuje odszkodowanie w wysokości od 250 do 600 euro w zależności od dystansu anulowanej podróży. Opóźniony lot W przypadku lotu opóźnionego uprawnienia pasażera zależą od czasu oczekiwania, przyczyny opóźnienia, a także od planowanej długości lotu. Jednakże w każdym przypadku podróżny powinien zostać otoczony bezpłatną opieką pracowników linii, taką samą jak w przypadku odwołanego lotu. Post Co zrobić jak odwołają nam lot? pojawił się poraz pierwszy w Kulinarny Blog - wiesz jak gotować!.

Podróżniczo

Dzieci odkrywają Śląskie – Barbara Salamon-Szympruch

Województwo śląskie jest pełne miejsc, które warto odwiedzić. Na północy Częstochowa, w centrum stolica województwa – Katowice, a na południu góry – Beskidy. Ale to nie wszystko. Śląskie jest pełne mniejszych i równie ciekawych miast i miasteczek, w których warto zatrzymać się, aby odkryć ich uroki. Właśnie o takich miejscach (i nie tylko) pisze Basia Salamon-Szympruch w przewodniku „Dzieci odkrywają Śląskie”. To subiektywny przewodnik dla rodzin z dziećmi po województwie śląskim. Mimo, że przewodnik jest „dla rodzin” to osoby samotnie podróżujące po śląskim na pewno znajdą tu coś dla siebie. „Przewodnik składa się z 21 rozdziałów opisujących miasta i miasteczka, w których znajdziecie atrakcje na co najmniej jednodniową wycieczkę. Wszystko zgodnie z położeniem geograficznym – jedziemy od północy na południe województwa śląskiego. Do tego opisałam miejsca, która znajdują się w ich najbliższej okolicy i mogą być ciekawym uzupełnieniem wyjazdu” – tak o przewodniku pisze autorka we wstępnie. I trudno się z tym nie zgodzić. O czym jest przewodnik? Podróż przez Śląskie zaczynamy od Częstochowy. Miejsce kojarzone głównie z pielgrzymek ma do zaoferowania znacznie więcej. Muzeum Produkcji Zapałek, Rezerwat archeologiczny, a w jej najbliższej okolicy – Folwark Kamyk czy Mstów, w którym zobaczyć można przełom Warty. Dalej, kierując się na południe odwiedzamy Żarki, gdzie odbywa się największy w okolicy targ. Jednak to, co przyciąga tutaj najbardziej to Szlak Kultury Żydowskiej. W północno-wschodniej części województwa warto zatrzymać się w Podzamczu. Jedna z najpopularniejszych miejscowości Jury Krakowsko-Częstochowskiej, która słynie przede wszystkim z ruin Zamku Ogrodzieniec i parku atrakcji Ogrodzieniec. Kolejnymi przystankami przed stolicą Śląska są Tarnowskiego Góry i Będzin, w którym nie sposób ominąć Wzgórza Zamkowego. I tak dojeżdżamy do Katowic. Miasto wojewódzkie to miejsce, na które warto poświęcić więcej niż jeden dzień. Poza słynnym spodkiem warto odwiedzić tu Muzeum Śląskie, Osiedle Nikiszowiec czy Centralne Muzeum Pożarnictwa znajdujące się w pobliskich Mysłowicach. Dalej przez Mikołów, Chorzów i Zabrze dojeżdżamy do Gliwic. Palmiarnia Miejska i Radiostacja Gliwicka to dwa najbardziej charakterystyczne miejsca, które nie sposób ominąć podczas zwiedzania Gliwic. Na śląskiej mapie dalej znajdują się Rudy i Żory, skąd szybko przedostajemy się do mojej ulubionej Pszczyny. Pisałam o niej we wpisie: Pszczyna – perła księżnej Daisy, czyli co warto zobaczyć w mieście. Z Goczałkowic-Zdrój autorka zabiera nas do Bielska-Białej. To kolejne miasto, które udało mi się odwiedzić podczas tegorocznego pobytu w Beskidach, dlatego w tym miejscu zaproszę Was do mojego wpisu: Bielsko-Biała – mały Wiedeń w Beskidach. Po wizycie w mieście Bolka i Lolka czekają na nas Górki Małe, Ustroń, Wisła i Żywiec – pierwsze miasto, które odwiedziłam będąc w Beskidach. Możecie o nim przeczytać tutaj: Żywiec – miasto, które zachwyca! 5 miejsc, które warto zobaczyć. Całość zamyka Trójwieś Beskidzka z Centrum Pasterskim w Koniakowie, Chatą Kawuloka w Istebnej i koniakowskimi koronkami. Przewodnik napisany jest w sposób jasny, prosty i czytelny. Autorka opisuje najważniejsze atrakcje w poszczególnych miejscowościach, nie skupiając się na takich elementach, jak ceny biletów, godziny otwarcia czy numery telefonów, bowiem te często ulegają zmianie. Jednak dużym plusem jest możliwość znalezienia w przewodniku adresów stron internetowych, które z reguły są najważniejszym źródłem informacji dla turystów. Bardzo przydatne są mapki zamieszczone w przewodniku. Na samym początku mamy jedną, główną mapę całego województwa, a przy każdej miejscowości jest dodatkowa mniejsza mapka. Forma wydania przewodnika także jest bardzo przyjazna – śliskie kartki, format zeszytowy jako brulion czy notes, czyli z kółeczkami pośrodku, dzięki czemu możemy składać go na pół bez obaw. Dla kogo? Pomimo tytułu i informacji na okładce, że jest to subiektywny przewodnik dla rodzin z dziećmi, nie do końca mogę się z tym zgodzić :). Oczywiście autorka opisuje atrakcje dostępne dla całych rodzin, ale osoby samotnie podróżujące po Śląskim także mogą korzystać z porad i atrakcji opisanych w przewodniku. Sama chętnie z niego korzystałam w czasie mojego wyjazdu w Beskidy. Mimo, że odwiedziłam tylko 3 z dostępnych w przewodniku miast, to z pewnością informację w nim zawarte bardzo mi się przydały.

Plecak i Walizka

Miesiąc 4: koniec tej podróży

Wyjechałam z Polski 4 miesiące temu. Pisałam wtedy, że jadę w wielką podróż dookoła świata bez pieniędzy. Taki był pierwotny zamysł – okrążyć świat tak w dwa lata, a może nawet bez limitu czasu. Bez pieniędzy w sensie takim, że bez wypchanego portfela w momencie wyjazdu, ale zarabiając pieniądze z drogi. Ale wiecie, ja chyba […] Post Miesiąc 4: koniec tej podróży pojawił się poraz pierwszy w Plecak i walizka.

Pod wodą

Dobas

Pod wodą

Gdzie wyjechać

Wzdłuż szyn, ale w górę i w dół. Tramwajami i kolejkami po Lizbonie

Wzdłuż szyn, ale w górę i w dół. Tramwajami i kolejkami po Lizbonie Jedna rzecz w Lizbonie – trzeba przyznać – jest absolutnie unikalna i niesamowita. Chodzi o komunikacją publiczną a dokładniej jej szynową część. Nigdzie indziej w europie nie poczujecie się jak w San Francisco oraz na tym samym bilecie nie skorzystacie z metra, autobusów, tramwajów ale i kolejek szynowych i… wind. Inne miasta na świecie, gdzie wielkimi […]

Co niezwykłego ma do zaoferowania czeska stolica?

Kulinarny Blog

Co niezwykłego ma do zaoferowania czeska stolica?

Moi drodzy, tytułem wstępu chciałbym wspomnieć, jak już pewnie zauważyliście, że kulinarnyblog.pl odrobinę się zmienia… Znajdziecie na blogu już nie tylko przepisy kulinarne, ale również relacje z naszych podróży i odrobinę artykułów poruszających tematykę zdrowotną i lifestylową. Tak więc poniżej, krótki poradnik co warto zobaczyć w Pradze. Praga to jedno z najpiękniejszych miast graniczących z naszym krajem, do którego warto się wybrać, jeśli liczymy na możliwość ujrzenia zachwycających budowli zabytkowych, kolorystycznego bogactwa Starego Miasta oraz zapierających dech w piersiach krajobrazów. Praga jest wręcz idealna dla miłośników zwiedzania, a dodatkowo najbardziej wartościowe atrakcje turystyczne znajdują się w niewielkich od siebie odległości. Co warto zobaczyć w Pradze? 1. Zamek na Hradczanach to największa budowla świata, będąca rezydencją prezydenta Republiki Czeskiej. Wstęp do Ogrodów zamkowych jest bezpłatny, a w celu przyjrzenia się z bliska murom obronnym, dziedzińcowi, Katedrze Św. Wita, podgrodzia oraz złotej uliczki przyjdzie nam kupić bilet wstępu. Warto zatrzymać się w Ogrodzie Waldsteina na Małej Stranie, gdzie znajduje się widowiskowa grota, kryjąca w swoim wnętrzu liczne stalaktyty oraz stalagmity. 2. Dzielnica Żydowska, czyli Josefov znajduje się blisko starego miasta. Można tutaj odwiedzić Praskie Muzeum Żydowskie, cmentarz żydowski oraz najstarszą działającą synagogę w Europie, czyli Staranovę. 3. Rynek Starego Miasta i ratusz to konieczny punk podróży po Pradze. Widok z wieży ratusza staromiejskiego ukazuje tętniące życiem serce tego miasta. Tutaj też przyjdzie nam podziwiać zegar Orloja, który co godzinę pozwala turystom zobaczyć paradę mechanicznych figur. Zobaczymy tutaj także Kościół Marii Panny przez Tynem, a w centrum rynku stoi okazały pomnik Jana Husa. Wokół rynku natomiast ustawionych jest kilkanaście kamienic w stylu gotyckim i renesansowym. Post Co niezwykłego ma do zaoferowania czeska stolica? pojawił się poraz pierwszy w Kulinarny Blog - wiesz jak gotować!.

DJI Mavic Pro

Dobas

DJI Mavic Pro

WEEKENDOWI PODRÓŻNICY

Rozdajemy prezenty! Najlepsze podróżnicze książki na Mikołajki

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({}); Szukasz inspiracji na przyszły rok, upominku dla znajomych lub prezentu dla siebie? Z pomocą przychodzi ci twój ulubiony blog podróżniczy. Dobra, bez zbędnych wstępów. Z okazji zbliżających się świąt mamy dla was kilkanaście książek podróżniczych i nie zawahamy się ich użyć. Do rozdania mamy następujące pozycje:   Maria i Przemysław Pilichowie – Wielcy polscy podróżnicy, którzy odkrywali świat Czy wiesz, czemu słynny Maurycy Beniowski nosił przydomek „króla Madagaskaru”, a Michała Boyma nazywano „polskim Marco Polo”? Ta książka to najlepszy dowód na to, jak pełnym fantazji i pasji narodem jesteśmy. Znajdziecie w niej sylwetki wielu podróżników, geografów i odkrywców. Tych bardziej znanych, jak Bronisław Malinowski, który badał życie seksualne dzikich. I tych mniej znanych jak Antoni Dobrowolski – inicjator polskich wypraw polarnych. Ta książka rozbudza wyobraźnię, poszerza horyzonty i pozwala marzyć. A od marzeń do ich realizacji pozostaje już tylko jeden mały krok.   Dominik Fórmanowicz – Mężczyzna w chwili, w której zostaje sam To niesamowite, że książka, która zaczyna się tak kiepsko (przepraszam autora, ale naprawdę czytało się źle) jest w stanie z biegiem kolejnych stron tak mocno wciągnąć czytelnika. Rzecz dotyczy jednej z najsłynniejszych podróżniczych tras Europy, czyli pieszej pielgrzymki do Santiago de Compostela. Jest to więc zapis wędrówki, w którą główny bohater wyrusza sam, po drodze spotyka zaś niezliczone tłumy ludzi, z którymi dzieli czas. Podróżuje do słynnego sanktuarium, ale też – choć brzmi to jak tani Paolo Coelho – podróżuje też do wnętrza siebie, szukając odpowiedzi na nurtujące go pytania. I to chyba największa siła tej książki – zapisy dziesiątek rozmów, z których wyłaniają się ludzkie charaktery i ich prawdziwe problemy. A przy tym wszystkim ucieka z pułapki banału. A do tego gwarantuję, że po jej przeczytaniu sami zapragniecie wyruszyć w podobną trasę jak główny bohater tej powieści.   Sylwia Mróz – Pejzaż bez kolców Kompendium wiedzy i absolutny mus dla wszystkich planujących wyprawę do Meksyku. Znajdziecie tu informacje o historii, kuchni, sztuce, religii i obyczajach panujących w tym kraju. Nie jest to przy tym sucha, „przewodnikowa” wiedza, ale świetna, wciągająca lektura pełna praktycznych porad, bo poparta własnym doświadczeniem. Sama autorka twierdzi, że Meksyk to nie kraj, to stan umysłu. I po lekturze tej książki wypada się z nią zgodzić. Książkę polecamy każdemu, kto planuje wyjazd do Meksyku i lubi tematykę podróżniczą. I co? Spisał się święty Mikołaj w tym roku, nie?:) Te książki mogą być Wasze, jeśli weźmiecie udział w naszym małym konkursie. Wystarczy, że napiszecie w komentarzu o tym, jakie podróże planujecie w przyszłym roku lub które kierunki są waszymi wymarzonymi trasami? Najlepsze odpowiedzi nagrodzimy powyższymi książkami – mamy po dwa egzemplarze każdego tytułu. Do każdej z nich dodamy też voucher na półroczny abonament na aplikację iCoyote! Więc do dzieła. Na Wasze komentarze czekamy do 4.12.2016 do końca dnia. Nie zapomnijcie dopisać, którą książkę chcielibyście wygrać w pierwszej kolejności. Nagrody dla Was ufundowało wydawnictwo MUZA oraz firma Coyote.   Artykuł Rozdajemy prezenty! Najlepsze podróżnicze książki na Mikołajki pochodzi z serwisu weekendowi.pl.

Beskidy – miejsca, które warto odwiedzić w górach

Podróżniczo

Beskidy – miejsca, które warto odwiedzić w górach

Gdzie wyjechać

7 mniej oczywistych ciekawych miejsc w Bangkoku spoza przewodników

7 mniej oczywistych ciekawych miejsc w Bangkoku spoza przewodników Ostatnio przy okazji pisania relacji ze styczniowej Lizbony, wpadliśmy na pomysł, by oprócz takich miejsc, które naszym zdaniem należy zobaczyć obowiązkowo, zaprezentować Wam więcej miejsc, które są mniej oczywiste, mniej znane, czasem wręcz pomijane albo zostały przez nas odkryte przypadkowo. Wpis bardzo się podobał, nawet imponował niektórym osobom bardzo dobrze znającym miasto. Drugi wpis zrobiliśmy o […]

Himalaje 2016 - Dzień 14 - Orlice wylatują

dwa kółka i spółka

Himalaje 2016 - Dzień 14 - Orlice wylatują

16 sierpnia 2016 - wtorek17 sierpnia 2016 - środaNikomu się nie chce wyjeżdżać, ale niestety trzeba wracać do rzeczywistości. Niektóre Orlice jeszcze zostają dzień czy dwa, Ola czeka na "drugi turnus" - Orliczki - dziewczyny nieco młodsze motocyklowym stażem, które wrócą Enfieldami do Manali.  Ruszamy na lotnisko w Leh. Nie jest to takie proste, bo zanim wjedziemy na jego teren, kierowcy muszą uzyskać pozwolenie od mundurowych. W końcu jesteśmy na miejscu i zaczyna się zabawa...Na lotnisko wchodzi się rożnymi wejściami, odpowiadającymi gate'om. Są chyba trzy. Do jednego jest wieeelka kolejka. Do drugiego nikt nie stoi. Gdzieś dalej znowu stoją jacyś ludzie. Wejścia nie sa opisane i nie ma na nich informacji "za czym ta kolejka stoi". Jest kilka skupisk plastikowych krzesełek, połączonych ze sobą - taka poczekalnia pod chmurką.Podczas gdy cześć z nas rozładowuje bagaże z dachu taksówek, pozostałe próbują się rozeznać w sytuacji. Wielka kolejka "leci" na Goa. Więc to raczej nie my. W środkowej części przy wejściu jest mała tablica z ledwo widocznymi, wypisanymi kredą informacjami. I co ciekawe okazuje się, że to nasze wejście. No to wchodzimy. Zanim przejdziemy dalej chcemy jeszcze poczekać, bo ma podjechać ekipa, która zostaje w Leh, żeby nas pożegnać i upewnić się, że na pewno poleciałyśmy. Niestety jak już weszłyśmy, to nie możemy wyjść, tzn. z budynku możemy, ale nie ze strefy wyznaczonej przez plastikowe krzesełka, czego pilnuje uzbrojony pan w mundurze. Ance, która chce nas pożegnać to nie przeszkadza i przechodzi nad krzesełkami, żeby nas uściskać. Czas jednak nagli, więc przechodzimy dalej, by poddać się kontroli lotniskowej w wersji lokalnej...W środku budynku... ludzie ze wszystkich wejść i tak wchodzą do jednej hali. Najpierw musimy poddać nasze bagaże skanowaniu. Potem możemy przejść dalej, do stanowisk odpraw. Udaje nam się znaleźć to właściwe. Są osobne kolejki dla mężczyzn i kobiet - w męskiej jest milion osób, w damskiej przed nami zaledwie jedna. na stanowisku check-in wymieniamy główne bagaże na karty pokładowe i możemy iść do kontroli bezpieczeństwa. Tu też są osobne kolejki, ale w damskiej jest sporo więcej osób, w dodatku te najgrubsze hinduski i jeszcze grubsze muzułmanki przepychają się jeszcze bardziej niż dzieciaki z mojego klubu narciarskiego wieki temu w kolejce do krzesełka na  Goryczkowej... Kolejka przesuwa się wolno, bo i tak wszystkie podręczne bagaże idą na jedną taśmę i przez jeden skaner. W dodatku, właśnie zauważamy, że kobiety nie mogą wchodzić z plecakami i więcej niż jedną sztuką bagażu podręcznego (a niektóre z nas mają jeszcze kaski). Pani mundurowa tego pilnuje i coś się burzy, ale zignorowanie jej jest wystarczające, żeby problem już przestał istnieć. Jeśli już się uda wrzucić bagaż na taśmę, przechodzi się przez bramkę (faceci) i przez bramkę i kontrolę za kotarką (kobiety), po czym dostaje pieczątkę na karcie pokładowej. Teraz jest tylko walka o wyszarpanie  swojej własności i można zatopić się w tłumie we wspólnej dla wszystkich gate'ów poczekalni. Jest barek lotniskowy, więc kupujemy sobie samosy i jakieś picie na śniadanie. Musimy też wytężyć uwagę, żeby nie przegapić naszego lotu - komunikaty niby są , ale całkowicie nie do zrozumienia, a na monitorach nad gate'ami informację się wyświetlają, albo nie, więc też pełna dowolność. W końcu przychodzi czas na nasz lot. Stajemy w kolejce do bramki i... odbijamy się od niej, bo nie mamy odpowiedniej pieczątki czy znaczka wskazujących, że przeszłyśmy identyfikację bagażu. Wychodzimy więc bocznym wyjściem z poczekalni na płytę, gdzie widzimy setki toreb i walizek wywalone chaotycznie na podłogę. Uwijający się w tym wszystkim pan prosi o wskazanie bagażu każdą z nas. Po czym odkleja z zawieszki bagażu jakiś fragment i nakleja go sobie na przedramię, rysuje "ptaszka" na karcie pokładowej i mówi, że to już i możemy wracać do bramki... Na pytanie czy on to ogarnia odpowiada "się zobaczy". Przechodzimy przez bramkę i jednym z dwóch korytarzy (każdy dla innej linii lotniczej) wychodzimy na zewnątrz... na wspólny placyk ;) gdzie podjeżdżają autobusy przewożące pod samolot. Najpierw jeszcze kilka razy podjeżdża "nie nasz" biorąc spóźnialskich z innego lotu, aż w końcu nasz i zabiera nas pod samolocik. Wsiadamy i po chwili wylatujemy z Leh.Lot przebiega bez zakłóceń i mniej więcej rozkładowo lądujemy w Delhi. Tu również cześć grupy odbija w swoją stronę, na swoje loty. Ekipa lecąca do Polski ma samolot w środku nocy/nad ranem, więc mamy chytry plan na przeczekanie tych godzin. Zwiedzanie Delhi to słaby pomysł, zwłaszcza, że na lotnisku nie ma jak zostawić bagażu. GaGatek więc zorganizowała nam wypad wynajętym busem do Agry, żeby zobaczyć Taj Mahal.Przed lotniskiem czekał na nas człowiek, właściciel firmy przewozowej, który miał pokierować tą operacją. Przeszłyśmy w upale na parking, gdzie po długich minutach oczekiwania podjechał busik. Klimatyzowany. Bo jest nieznośnie gorąco. Surowy klimat Himalajów był o niebo lepszy :)Jak to w Indiach bywa, jeśli coś działa dobrze, to jest coś o czym nie wiesz. Szło za gładko. Tak więc nasz busik zepsuł się jeszcze zanim wyjechałyśmy z Delhi. W oczekiwaniu na następny, który "miał być za kwadrans" (no, zobaczymy) poszłyśmy zdobyć trochę picia i jakieś orzeszki na przegryzkę. Do Agry, gdzie coś zjemy, mamy ładne kilka godzin jazdy. Drobny shopping zasponsorował nam właściciel busikowej firmy - w ramach rekompensaty za niedogodności.Nowy busik był mniej komfortowy, ale jakby bardziej sprawny, więc jechałyśmy bez przeszkód.W Agrze poznałyśmy naszego przewodnika (niestety jego imię wyleciało mi z głowy), ale zanim nastąpiło zwiedzanie, poszłyśmy coś zjeść. Niestety do knajpy turystycznej, co widać było wyraźnie w cenach potraw, skądinąd bardzo dobrych.Gdy poziom cukru wrócił do normy, pojechaliśmy do Agry. Dostałyśmy kila rad jak się ustrzec przed złodziejami i naciągaczami, co wolno, a czego nie wolno wnosić na teren Taj Mahal a także ochraniacze na buty (bo do grobowca nie można wejść w butach, ale założenie na nie ochraniaczy załatwia sprawę ;)).W Agrze byłam w 2010 roku, podczas plecakowej podróży do Indii, ale niewiele się tu zmieniło - tłumy, tłumy, tłumy. Na szczęście nasz przewodnik miał dla nas już kupione bilety, więc nie musiałyśmy stać w wielkich kolejkach do kas, a potem nawet do kontroli bezpieczeństwa wprowadził nas na początek kolejki, ku niezadowoleniu lokalesów, ale za przyzwoleniem strażników.Nasz przewodnik bardzo ciekawie poopowiadał nam o historii tego miejsca, podając mnóstwo dodatkowych i interesujących informacji, co jak, gdzie, kiedy i dlaczego. W samym grobowcu poświęcił dłuższą chwilę na omówienie technicznych aspektów budowy obiektu i kamieni szlachetnych użytych do dekoracji. Po raz kolejny okazało się, ze jest jakimś VIPem wśród przewodników, bo strażnicy mu pomagali w demonstracjach przenikania światła przez marmur i niektóre kamienie, zamiast przeganiać - normalnie przechodzi się tam w kolejce ludzi, bez możliwości robienia zdjęć i zatrzymywania się. Akurat prowadzone są prace - piaskowanie minaretów, żeby przywrócić im jasny kolor. Zanieczyszczenie powietrza mocno dało im się we znaki. Od jakiegoś czasu w okolicy nie ma żadnego przemysłu, więc jest nadzieja, że po czyszczeniu zachowają biel na dłużej.Po zwiedzaniu musiały nastapić oczywiście rzeczy charakterystyczne dla postępowania z turystami w takich miejscach, czyli pod pretekstem przekazania dalszych informacji przewiezienie do sklepów. I tak trafiłyśmy do "potomków rodzin robotników, którzy budowali Taj Mahal", gdzie po demonstracji inkrustowania marmuru kamieniami tą samą metodą jak wieki temu, zaproszono nas do wielkiego sklepu, gdzie na przykład można było sobie zanabyć marmurowy stolik do gry w szachy ;) Kolejnym miejscem był sklep z biżuterią, gdzie najpierw mogłyśmy popatrzeć jak powstają wyszywane klejnotami makatki i inne wyroby z tkanin, a następnie posłuchać i popatrzeć na kamienie, które w różny sposób rozbłyskują gdy są oświetlone światłem i oczywiście zakupić je po "atrakcyjnych" cenach. Tu trochę miałyśmy już dość, więc po angielsku zmyłyśmy się ze sklepu.Nasz przewodnik zabrał nas jeszcze na targ z owocami, gdzie dopilnował, żeby nikt nas nie ponaciągał. Zrzuciłyśmy się na napiwek dla niego, bo było go warto posłuchać, a  "z urzędu" za nas dostawał jedynie 10 dolarów i pożegnałyśmy go, a same ruszyłyśmy busikiem z powrotem do Delhi.Koło północy byłyśmy na miejscu i mogłyśmy po raz kolejny rzucić się w wir odpraw. Zmęczone, ale zadowolone dotarłyśmy do poczekalni przed bramkami, gdzie spotkałyśmy znowu Jasinka i Reda, którzy wracali tym samym zestawem samolotów do Polski.Podróż, z przesiadką w Doha minęła bezproblemowo i w środę wczesnym popołudniem już byłyśmy w Polsce, gdzie na każdą z nas czekał jakiś mniejszy lub większy komitet powitalny. Szkoda się było rozstawać, po takim fajnym wyjeździe...