idziemy dalej
Różne oblicza Barcelony
Zanim szczegółowo napiszemy o barcelońskich „must see“, chcemy przybliżyć Wam klimat poszczególnych części miasta – na tyle na ile możliwe to „na papierze“. Barcelona jest tak różnorodna, że każdy w pewnością znajdzie tu coś dla siebie.
Jeśli byliście w Barcelonie ciekawi jesteśmy Waszych wrażeń. Kolejność przedstawianych dzielnic jest przypadkowa. Z wyjątkiem El Born, bo to chyba nasz faworyt (i zdaje się, że nie jesteśmy tu zbyt oryginalni), więc nie bez powodu jest to numer jeden.
El Born
Born to dawna nadmorska część Barcelony. W przeszłości ważna dzielnica handlowa, dziś jedno z najmodniejszych miejsc do życia w katalońskiej stolicy. Turystycznie niezwykle ciekawa okolica. W pierwszej kolejności przyciąga przepiękna katedra Santa Maria del Mar. Choć z zewnątrz wygląda dość niepozornie, robi niesamowite wrażenie, gdy wejdzie się do środka. To jeden z najwspanialszych przykładów katalońskiego gotyku. Gdy podziwiam takie perełki zawsze, ale to zawsze, zastanawiam się dlaczego dzisiejsze świątynie nie wzorują się na tym co najlepsze?
El Born to wąskie uliczki, romantyczne place, ale również muzeum Picassa, w którym zgromadzono kilkadziesiąt prac ze wszystkich okresów jego twórczości. Nie ma w nim co prawda najbardziej znanych obrazów, za to doskonale widać jak kształtowała się wrażliwość tego artysty i co miało wpływ na jego rozwój. Dodatkowym atutem jest piękna lokalizacja muzeum, które znajduje się we wnętrzach średniowiecznych pałaców.
El Born spodoba się również fanom dobrej kuchni. Roi się tu bowiem od wyrafinowanych lokali i nowoczesnych barów, które zapełniają się od wczesnych godzin wieczornych. Passeig del Born to z kolei doskonałe miejsce na zakupy – znajdziecie tu wiele butików oferujących oryginalne prezenty i pamiątki wytwarzane przez lokalnych twórców. Jest też targ z kolorowym dachem Santa Caterina i dawny targ – obecnie Centrum Kulturalne Born, które skrywa historię Katalonii w pigułce.
Barceloneta
Nadmorska dzielnica, z pięknymi piaszczystymi plażami. Młoda, energetyczna i sportowa (uwielbiam miasta położone nad morzem!). Niegdyś, ze względu na swoją lokalizację, zamieszkiwana głównie przez rybaków i pracowników portu, następnie przekształcona w dzielnicę przemysłową. Ale z pierwotnej La Barcelonety zachował się jedynie układ ulic oraz kościół Sant Miguel. Budynki, które się tam znajdują, pochodzą z XIX wieku. Prawdziwą rewitalizację La Barceloneta przeszła przed Igrzyskami Olimpijskimi, bo nieopodal znajdowała się wioska dla sportowców.
W tym wszystkim najlepsze jest to, że będąc niemal w centrum miasta można totalnie odciąć się od zgiełku i poleżeć na leżaku. Po prostu. Można też posurfować, jeśli ktoś ma ochotę. Na plaży nie brakuje knajpek i barów, zresztą w całej dzielnicy jest szeroki wybór różnego rodzaju restauracji. Jesienią, gdy pogoda nie sprzyja plażowaniu wybierzcie się na spacer wzdłuż wybrzeża. Najlepiej tuż przed zachodem słońca.
Barri Gotic
Klejnot starówki, czyli Dzielnica Gotycka, to miejsce, którego nie można ominąć. Nie ma nic lepszego, niż przechadzka labiryntem wąskich uliczek, tworzących najstarszą część miasta. My spacerowaliśmy zgodnie z mapą zamieszczoną w przewodniku, ale właściwie nieważne którędy dotrze się do najważniejszych atrakcji tej dzielnicy.
Wycieczkę można zacząć od Katedry. To jeden z najcenniejszych przykładów architektury gotyckiej w Hiszpanii. Budowana w kilku etapach (XIII-XV wiek), w XIX wieku otrzymała neogotycką fasadę zachodnią. Świątynia poświęcona jest świętej Eulalii, która zginęła w Barcelonie w czasie ostatnich prześladowań chrześcijan. W krużgankach Katedry trzymanych jest 13 gęsi, bo Eulalia miała trzynaści lat gdy zginęła męczeńską śmiercią. Wewnątrz katedry znajduje się jej nagrobek. Miejsce jest niesamowite, urocze i piękne. Gdy chce się uniknąć turystów warto przyjść tu z samego rana.
zdjęcie: http://www.catedralbcn.org/
Następnym przystankiem jest Placa de Sant Felip. Stoi tam kościół, na którego ścianach widać ślady kul. Co ciekawe nie ma zgody co do tego, skąd one się wzięły, choć to przecież historia współczesna. Według oficjalnej wersji na plac spadła bomba faszystów zabijając 42 osoby chroniące się w kościele (w tym połowa to były dzieci).
Z placu kierujemy się na Placa del Pi, którego nazwa pochodzi od rosnącej na nim sosny. Znajduje się tam Bazylika o tej samej nazwie. Od placu odchodzi najpiękniejsza, i według wielu mieszkańców Barcelony najciekawsza, wąziutka (3 metrowa) uliczka Petritxol. Wiele jej elementów zasługuje tu na uwagę. Są to na przykład kafelki mayolicas na domach, które przedstawiają ważne wydarzenia historyczne lub upamiętniają ważne osoby, które niegdyś tu mieszkały. Warto też zwrócić uwagę na metalowe płyty chodnikowe przed najstarszymi przedsiębiorstwami. Uliczka słynie też z dwóch pijalni czekolady: Granja Dulcinea i La Palleresa, w których można też zjeść tradycyjne churros i w których gościł podobno sam Salvador Dali. Co prawda nasza wizyta w tej drugiej nie należała do zbyt udanych (choć churosy i czekolada pyszne), ale zrzućmy to na karb zmęczenia pracowników po porannej zmianie i na fakt, że wpadliśmy tam tuż przed sjestą (to zresztą ważna informacja, że obie pijalnie czekolady czynne są od 9 do 13, a później dopiero od 16 do 21). Nie brakuje też malutkich sklepików z rękodziełem i miejsc, w których można nabyć kulinarne pamiątki. Warto zatrzymać się tu na dłuższą chwilę.
Kontynuując nasz spacer idziemy na Placa Reial, który wypełniony jest palmami i ludźmi. Położony jest na tyłach gwarnej La Rambli, ale panuje tu zupełny spokój. Z placu droga prowadzi w kierunku dzielnicy żydowskiej i Synagogi, choć właściwie określenie „dzielnica“ jest pewnym nadużyciem, bo Synagogi zostały tu całkiem zniszczone w XIV wieku i dopiero kilkanaście lat temu postanowiono przywrócić pamięć o tym fragmencie historii. Dzielnica żydowska to kilka hebrajskich napisów na ścianach i wejście do świątyni.
Wycieczkę kończymy na Placa del Rei, czyli na Placu Królewskim. Ale tak naprawdę warto po prostu pochodzić po całej okolicy i pójść tam, gdzie nogi i serce nas poniosą. Nie omijać zatłoczonych ulic, ale zbaczać też w małe zaułki i niespiesznie kontemplować piękno stolicy Kataloii.
El Raval & Sant Antoni
Niektóre przewodniki i niektórzy blogerzy przestrzegają przed tymi okolicami, inne umieszczają je w kategorii „koniecznie trzeba zobaczyć“. Są to najbardziej różnorodne etnicznie dzielnice Barcelony, ale widać że coraz częściej zaczynają przyciągać artystyczne dusze i młodych katalończyków. Nazwa El Raval pochodzi od arabskiego słowa oznaczającego ni mniej ni więcej tylko przedmieścia i w pełni oddaje to charakter tego miejsca. Ale obok budek z kebabami zaczynają wyrastać bardzo ekskluzywne restauracje, jest też wiele modnych butików, niewielkich galerii czy atelier projektantów i czuć że jest to miejsce przyciągające ludzi niepokornych. Oblicze dzielnicy zmieniło też wybudowane Muzeum Sztuki Współczesnej, (MACBA). Zachowując czujność spokojnie można pójść na spacer w ciągu dnia, ale w nocy faktycznie chyba omijałabym tę okolicę.
L’Exiample i Gracia
Exiample to przede wszystkim modernizm, bo dzielnicę zaprojektowali architekci, wśród których był m.in. Antonio Gaudi. To tu znajdują się najbardziej znane budynki jego autorstwa: Casa Batllo i La Pedrera oraz oczywiście Sagrada Familia. Dla Exiample charakterystyczna jest regularna, geometryczna zabudowa, w systemie kwadratów o bokach 133,3 metra. Szerokie ulice (10m) i chodniki (po 5m z każdej strony) dają wrażenie przestrzeni. Dzielnica zamieszkiwana jest przez tych bogatszych mieszkańców miasta, w witrynach sklepowych widać swego rodzaju przepych, a ceny większości produktów są raczej nieosiągalne dla przeciętnego człowieka.
Z kolei Gracia jest znacznie bardziej kameralna. Do 1800 roku była niezależnym miastem i najstarsi mieszkańcy do dziś mówią, że pochodzą z Gracii – nie z Barcelony. Na uwagę zasługują liczne place, które latem z pewnością tętnią życiem, jednak w listopadzie świeciły pustkami i z tego powodu nie zrobiły na nas szczególnego wrażenia. Największą atrakcją jest na pewno Park Guell, który znajduje się w północnej części dzielnicy.
Na koniec nasz mały wyrzut sumienia, czyli Wzgórze Montjuic. Udało nam się dotrzeć tylko do Narodowego Muzeum Sztuki Katalońskiej, a na resztę niestety nie wystarczyło czasu. Gdyby nie to, prawdopodobnie miejsce powalczyłoby o palmę pierwszeństwa ze wspomnianą wcześniej dzielnicą Born. Mimo wszystko cieszymy się, że weszliśmy na samą górę, bo rozpościera się stamtąd przepiękny widok na Barcelonę. Więc nawet jeśli nie macie czasu na pozostałe atrakcje (ogrody i zamek) warto zobaczyć panoramę miasta. a w sobotni wieczór zobaczyć pokaz fontann.