WEEKENDOWI PODRÓŻNICY
Gruzja: 28 dobrych rad, które musisz przeczytać przed wyjazdem
Wszystkie rzeczy, które warto wiedzieć, aby twój wyjazd do Gruzji upłynął przyjemnie i bez zbędnych problemów. Bo choć jak już pisaliśmy tutaj, Gruzja nie jest stereotypowo idealną krainą, to jednak naprawdę da się lubić. 1. Spakuj ciepłe łachy… W Tbilisi i Batumi może być upał, ale na turystycznej liście „must see” są takie punkty, gdzie bez ciepłej kurtki lepiej się nie zapuszczać. Z pewnością znacznie przyjemniej by nam się kontemplowało Gruzińską Drogę Wojenną, gdyby nie gigantyczna śnieżyca i temperatury na poziomie zera w połowie maja w jej najwyższej części za Guduari. Droga powrotna ze Stepantsminda. Wyglądała tak… A jeszcze 3 godziny wcześniej było tak 2. …i pamiętaj o nogach (i cyckach) Gruzja to kraina pięknych, wczesnośredniowiecznych monastyrów. A to oznacza konieczność zachowania odpowiedniego ubioru. W przypadku kobiet to nie problem – wystarczy nie świecić cyckami, a w razie czego przy większości świątyń w pudełeczkach leżą sobie wyświechtane suknie i chusty, które przed wejściem do świątyni zbyt skąpo ubrana kobieta powinna założyć. Ale kościelny dress code, zwłaszcza w upały, dopadnie też panów – mając krótkie spodenki ryzykujecie, że pilnujący świątyni mnich miło acz stanowczo odmówi wam wejścia. I nie ma znaczenia czy spodenki są do kolan czy tak jak w moim przypadku 3/4. Uparł się taki i co zrobisz? Nic nie zrobisz. W ten oto sposób nie udało mi się wejść do środka Cminda Sameba i byłem skazany na oglądanie imponującego wnętrza z poziomu przedsionka. Bo mnich pozostał nieczuły na moje propozycje, wśród których była m.in. genderowa opcja założenia sukienki. 3. I nie powielaj naszego błędu, jakim było zrobienie trasy Tbilisi – Stepantsminda – Tbilisi w jeden dzień. U podnóża Kazbegu koniecznie trzeba zatrzymać się na nocleg, ot choćby, żeby tylko podelektować się przyrodą i nie dymać 300 kilometrów po raczej średniej jakości drodze w jeden dzień. Inna sprawa, że z racji krótkiego pobytu my nie mieliśmy za bardzo wyboru: ale jeśli macie większą elastyczność, to z niej skorzystajcie. Ojj,było warto. A jakby jeszcze było widać Kazbek…ehhh… :) 4. Okolice Kutaisi obfitują w fantastyczne miejscówki. Wąwóz Marvili, Sataplia czy Jaskinia Prometeusza to tylko najważniejsze z okolicznych hajlajtów i na każde z nich warto poświęcić kilka godzin. Ale do samego Kutaisi (które jako low-costowi turyści będziecie zapewne zwiedzali na końcu) wpadnijcie jak po ogień i broń Boże nie rezerwujcie sobie całego dnia na zwiedzanie. Powód? Ja wiem, w Gruzji najważniejsi są ludzie, ale cholera…drugiego równie brzydkiego miasta jak Kutaisi ze świecą szukać. Jest tak brzydkie, że detronizuje nawet Włocławek. Jest tak brzydkie, że gdyby je zaorano, świat nie odczułby różnicy i stałby się nieco ładniejszy. Podejrzewamy zresztą, że nazwę miasta wymyślili złośliwi Polacy, tylko dla niepoznaki dodali dwa razy literkę „i”, żeby nikt się nie czepiał. No dobra, a teraz poważnie – obowiązkowe miejsca do zobaczenia to górująca nad miastem katedra Bagrati. Jest pięknie położona, ale jak się domyślacie – widok z góry na Kutaisi to nie jest coś, co zapierałoby dech w piersiach. Katedrę oczywiście warto zobaczyć, ot choćby po to, jak Gruzini modelowo skopali jej modernizację. No i nie zdziwcie się, że im dalej się od niej znajdujemy, tym jest ładniejsza. Tutaj jeszcze spoko. Tym bardziej, że nie widać ochydnej dobudówki 5. Monastyr Gelati to zupełnie inna bajka – zdecydowanie najpiękniejsza świątynia ze wszystkich, które widzieliśmy. Wybudowana w XII wieku na zupełnym odludziu i świetnie zachowana, z masą kolorowych fresków w środku. To pozycja obowiązkowa, choć żeby tam dojechać z Kutaisi trzeba przejechać przez nie lada wertepy, pełne kilku (czasem nasto) metrowych dziur i kolein. Czy w Kutaisi jest coś jeszcze do zobaczenia? Niby Muzeum Historyczne ze słynnym „złotem Kolchidy”, ale po obejrzeniu zdjęć stwierdziliśmy, że odpuszczamy. I nie żałujemy, bo już ta „kolczydzka” fontanna w centrum zrobiona na bogato skutecznie odstrasza od zwiedzania. Choć miłośnicy starożytnych artefaktów pewnie będą zadowoleni. SAMSUNG CSC SAMSUNG CSC 6. Aczkolwiek przy całej swej brzydocie jedno trzeba przyznać – w Kutaisi jest masa fajnych parków i terenów zielonych. Sympatyczny jest zarówno „Central Park” w samym śródmieściu jak i położony po drugiej stronie rzeki Besik Gabashvili. Ale nam najbardziej podobało się w parku…którego nazwy za cholerę nie pamiętamy. Pamiętamy za to, że park jest brzydki, socrealistyczny, ale na swój sposób ujmujący. I to będzie dla was idealne miejsce na ostatni dzień, jeśli akurat podróżujecie z dziećmi. Czemu? Bo jest tam masa atrakcji – a to pan z samochodzikami, a to trampoliny i nawet sporych rozmiarów elektryczna ciuchcia. Helka była zachwycona. No dobra, tata też. Gruzińskie Pendolino :) 7. No i ponarzekaliśmy na muzeum, w którym nie byliśmy, ale faktem jest, że w Kutaisi koło muzeum jest sympatyczna knajpka – Zedazeni się nazywa i karmią w niej co najmniej przyzwoicie. Koniecznie zapijać tym zielonym Ludwikiem jak na zdjęciu :) 8. A skoro już jesteśmy przy jedzeniu, to polecamy też lokal w Tbilisi. Bardzo dobrą tradycyjną gruzińską kuchnię dostaniecie w restauracji Machakhela przy Kote Abkhazi (czyli dawnej Leselidze) będącej główną arterią starego miasta prowadzącej do placu Wolności i dalej do reprezentacyjnej alei Szoty Rustavelego. Jedzenie jest przepyszne, ceny umiarkowane, a porcje ogromne. I nic nie szkodzi, że to sieciówka – my trafiliśmy tam przypadkiem, bo akurat po drugiej stronie ulicy był nasz hotel. A ponieważ idealnie trafiliśmy, to potem zmienialiśmy ten lokal tylko, gdy mieliśmy ochotę np. na chinkali lub inne, ponadstandardowe dania. A na miejscu zawsze było pełno Gruzinów (i Polaków ;) ), więc to chyba najlepsza rekomendacja. Tym bardziej, że trudno nam sobie wyobrazić, żeby gdziekolwiek serwowali lepsze chaczapuri. 9. I jeszcze słówko o porcjach – nawet jeśli jesteś prawdziwym pasibrzuchem, to nie zamawiaj u nich największych porcji. W menu są bodaj cztery – największą, czyli tzw. tytanikiem, naje się spokojnie 5-osobowa rodzina. Ale duża porcja też jest ogromna – kiedy zamawiałem przy barze, pani kelnerka zaczęła kręcić głową i pokazywać na migi, jak duży jest placek. Niestety, potraktowałem to jak prowokację i zamach na moją ambicję nie przeczuwając, że miła pani przejawia po prostu zwykłą troskę o mój żołądek. Postawiłem więc na swoim i w efekcie w połowie dania byłem już najedzony, a potem jeszcze dojadłem 3 spore kawały ze zwykłego łakomstwa, zostawiając resztę. A kto mnie zna ten wie, że ja w restauracjach ZAWSZE dojadam – ot, taki niezbyt chlubny nawyk ze studenckich czasów 10. Po jedzeniu czas na deser, a jeśli coś słodkiego to koniecznie czurczchełła, czyli orzechy zatopione w gotowanym soku z winogron. Pyszne to, ale są dziesiątki rodzajów: jedne lepsze, inne blah. Naszym zdaniem najsmaczniejsza była taka o intensywnie buraczkowym kolorze. Problem w tym, że nie jest łatwo dostępna – my znaleźliśmy taką tylko w Mccheta. 11. A jak już przy niej jesteśmy, to napiszemy, że jest piękna i gruntownie odnowiona. Momentami aż za bardzo. Tak bardzo, że w 2009 r. UNESCO usunęło stare miasto ze swojej listy. Powody były dwa: zagrożenie zniszczenia historycznych fresków i liczne budowlane „samowole”, czyli budowanie w obrębie starego miasta, co popadnie. Skruszeni Gruzini w końcu poszli po rozum do głowy i posłuchali UNESCO, wdrażając plan naprawczy i jeśli tylko kulturalne ciało będzie zadowolone, Mccheta już w przyszłym roku wróci na listę światowego dziedzictwa. SAMSUNG CSC 12. A jak już będziecie w Mcchecie, to koniecznie musicie podjechać na górę do monastyru Jvari. Widok starego miasta z góry w widłach rzek jest nie do opisania. Tak Jvari wygląda z góry… … a tak widok z Jvari na Mcchetę 13. Wśród głównych atrakcji Gruzji są skalne miasta Uplistsikhe i Vardzia. Zdania na ich temat są podzielone: wszyscy zgadzają się, że Vardzia jest niesamowita, ale część uważa, że tą pierwszą można odpuścić. Absolutnie się z tym nie zgadzamy:Uplistsikhe nie jest tak imponujące jak Vardzia, ale położone jest w tak malowniczej okolicy, że grzechem jest tam nie pojechać. Tym bardziej, jeśli odwiedzicie Gori, czyli… SAMSUNG CSC SAMSUNG CSC 14. …rodzinne miasto Stalina. Dom, w którym przyszedł na świat i muzeum jego imienia to miejsca warte zobaczenia. Pamiętajcie jednak, że muzeum i wystawa wyglądają, jakby czas się zatrzymał. Nie znajdziecie więc tu informacji o mordach politycznych, masowych czystkach czy Katyniu. Prędzej ciekawostki w stylu, że Stalin był w seminarium, ale uczył się średnio itp. Czy to dobrze? Naszym zdaniem niekoniecznie – zwiedzaliśmy muzeum z parą Koreańczyków i Nepalczykiem, którzy pewnie o Stalinie mają blade pojęcie. Ale po wizycie w Gori mogą wykształcić w sobie błędne przeświadczenie, że to był spoko ziom. Także sami rozumiecie. SAMSUNG CSC 15. W Gori warto też zatrzymać się w okolicy potężnej fortecy. Zresztą, w Gruzji takich „zameczków” jest znacznie więcej. Skalne miasto Vardzia z daleka… …i z bliska 16. A po drodze do skalnego miasta Vardzia koniecznie zatrzymajcie się na pół godziny w Akhaltsikhe, nad którym góruje ogromna forteca. Jej niezwykłość polega na tym, że wygląda jakby została zbudowana wczoraj – jest sterylnie czysto, ładnie i…trochę pusto. To akurat przykład świetnej renowacji zabytkowej budowli, choć trochę odstraszają totalne pustki na ulicach. Ale trochę to nie dziwi, bo to miejsce skrojone pod europejskiego turystę. I to niekoniecznie budżetowego – jest eksluzywny sklep z winami, galeria obrazów, droga restauracja i jeszcze droższy hotel ze SPA. Czyli nic, co zainteresowałoby przeciętnego Gruzina. SAMSUNG CSC SAMSUNG CSC 17. Jeśli czas Was goni i zastanawiacie się, który punkt Waszej wyprawy wyciąć, może warto postawić na Batumi. Miasto oczywiście robi wrażenie architektonicznym rozmachem, ale przypomina to sen pijanego planisty, bo monumentalne budowle stawia się tutaj bez krzty ładu i składu. Poza tym jest trochę nie po drodze takiego niepisanego szlaku głównych atrakcji. Owszem, w nocy wszystko jest pięknie oświetlone, ale z drugiej strony w nocy wszystko wygląda ładnie. Mamy więc takie chaotyczne czarnomorskie Las Vegas, gdzie wyczesane marmurowe wieżowce i nowoczesne kasyna sąsiadują ze slumsowymi blokami i innymi architektonicznymi potworkami. Naszym faworytem jest fragment alei Sherif Khimshiashivili, gdzie obok siebie znajduje się „antyczny” pałac z kolumnadą, (nie)wierna replika rzymskiego Koloseum i Biały Dom postawiony do góry nogami. Ludzie ludziom zgotowali ten los ;) SAMSUNG CSC SAMSUNG CSC 18.Chociaż trochę cofamy punkt 17, bo to miasto ma swoje momenty. Nie wszystkie chlubne, ale i tak trzeba je zobaczyć na własne oczy, żeby uwierzyć. Najpierw trochę o pozytywach: plaże są przyjemne, hotele mają zazwyczaj fajny europejski standard i przyzwoite ceny, a promenada morska przyjemna. Dla Helki największą atrakcją było tańczące w rytm muzyki fontanny, których w centrum miasta jest kilka i trzeba przyznać, że robią „dobry show”. 20. Tyle, że duża część atrakcji jest kompletnie bez sensu. Weźmy choćby słynną 130-metrową Wieżę Alfabetu. Co z tego, że pomysł może i oryginalny (celebracja…alfabetu), skoro wieża jest zamknięta na cztery spusty. Windy nie działają, schody jest zamknięte, a nawet gdyby przyszło ci do głowy sforsować wejście, to na twojej drodze stanie pan cieć i jego mały acz mega nadpobudliwy czworonóg. A przecież tam jest jakiś taras widokowy…można by coś fajnego z tego zrobić. Szkoda… SAMSUNG CSC 21. Albo najbardziej charakterystyczny punkt Batumi, czyli wyglądający jak Oko Saurona wieżowiec, który jest siedzibą…uniwersytetu technicznego w Batumi.Czego tu nie ma? Budynek ma 200-metrów wysokości, ogromny LED-owy ekran, na którym łopocze animowana flaga Gruzji i…diabelski młyn z ośmioma kabinami usytuowany na wysokości 100 metrów. Gruzini szybko połapali się, że otwarta w 2012 roku wieża nadaje się do wielu rzeczy, ale nie do edukacji i postanowili ją sprzedać. W marcu wieżę za 25 mln dol. kupiła jakaś anonimowa firma z Ameryki, która planuje tu zbudować wielki hotel. Też wygląda pięknie, ale też po zmroku. SAMSUNG CSC 22. Czytamy opinię, że najbardziej niesamowitą atrakcją Batumi jest Delfinarium – świetne pokazy i możliwość popływania z delfinami. Tyle, że w połowie maja było zamknięte (jakieś remonty przedsezonowe) i trudno nam potwierdzić czy to prawda. Ale wygląda obiecująco. 23. I choćby Was ciągnęli wołami nie dajcie się skusić na wyjazd do odległej o jakieś 15 kilometrów twierdzy Gonio, która w przeszłości była rzymską warownią. Może i kiedyś była, ale dziś wygląda tak, że najbardziej trafnie podsumowałby ją były minister Bartłomiej Sienkiewicz. 24. Jednak dobrze jest, żebyście jadąc do Gruzji choć trochę gawari pa ruski. Wystarczy kilka zwrotów, żeby bez problemu się dogadać i załatwić prawie każdą sprawę. Spik inglisz nie jest w Gruzji atutem, a nawet może być pewną przeszkodą – w dyskusji pod naszym pierwszym tekstem o Gruzji doszliśmy do jedynego słusznego wniosku, że spikanie ingliszem może (ale wcale nie musi) negatywnie wpłynąć np. na cenę zamawianej usługi czy noclegu. 25. Tak, do Gruzji bez problemu można wybrać się z dzieckiem, a cała podróż upływa absolutnie bezpiecznie. Aczkolwiek sporo się naoglądaliśmy i nasłuchaliśmy relacji o tym, jak jeżdżą kierowcy marszrutek, więc z całą stanowczością polecamy jednak wynajęcie auta. Bo nic nie ujmując marszrutkom, to patrząc na stan niektórych z nich i kulturę jazdy właścicieli to z Izą byśmy pewnie się przemęczyli (bo tanio i szybko), ale dziecka byśmy tam nie usadowili za żadne skarby. Choć oczywiście dopuszczamy istnienie „ludzi” i „taboretów” i może tylko przy nas się zdarzali tak pełni ułańskiej fantazji kierowcy. 26. Z wynajmem auta w Gruzji sprawa jest dość skomplikowana (i napiszemy o niej więcej w kolejnym wpisie). Bo brandowe wypożyczalnie są cholernie drogie (powyżej 50 dol. za dobę plus jakieś kaucje z kosmosu rzędu kilkuset dol.), a mniejsze wypożyczalnie trochę strach brać. Na pewno jeśli chcecie jeździć po Gruzji autem, musicie sobie wcześniej zarezerwować auto i dokładnie sprawdzić czy wybrana przez was wypożyczalnia ma dobrą opinię w sieci. Jeśli nie ma żadnych opinii, to też jest raczej sygnał ostrzegawczy, żeby zastanowić się nad wynajmem właśnie tutaj. 27. Nie mamy żadnych złotych rad dotyczących szukania noclegów, bo już nas pouczono, że korzystanie z portali typu Booking.com w kraju takim jak Gruzja to przejaw zachodniego rozpuszczenia i „chcenia”, żeby było jak w Paryżu. Ale i tak zaskoczyło nas jak wielu ludzi jedzie do Gruzji na absolutnym spontanie z przekonaniem, że na pewno coś znajdą. I z drugiej strony mają rację, bo nie ma chyba taksówkarza czy kierowcy marszrutki, który nie znałby kogoś lub sam nie oferowałby mieszkania na wynajem w dobrej cenie. Częstym patentem, jeśli podrózujecie większą grupą, jest też zwyczajne wynajęcie busika wprost z lotniska na 4-5 dni i posiadanie w jednej osobie kierowcy, tłumacza, przewodnika i negocjatora cen w noclegowniach. Nie próbowaliśmy, ale ci, którzy próbowali, byli co do zasady zadowoleni. 28. Pozostaje jeszcze drażliwy temat powrotu z Kutaisi. Niezależnie od tego czy wracacie do Katowic (wylot 5:15) czy Warszawy (wylot 5:50) czeka was alternatywa w postaci bardzo wczesnego wymaldowania z hotelu lub koczowania na lotnisku, co robi właściwie 95 proc. podróżnych. Jeśli zdecydujecie się na koczowanie to warto, żebyście byli na lotnisku najpóźniej do 22, bo potem wszystkie miejsca jako tako nadające się do spania są już dawno zajęte. Bo i lotnisko w Kutaisi to raczej taki lekko przerośnięty dworzec autobusowy niż port prawdziwego zdarzenia. Ogólnie jest w porządku, ale przyczepię się do jednej rzeczy (choć wiem, że to przejaw mojego wygodnictwa): Gruzini, jak już budujecie lotnicho za ciężkie miliony, to wydajcie jeszcze 20 euro na przewijak dla niemowląt w toalecie. Bo to jednak powinien być standard. Nawet w tej dzikiej Gruzji…