Traveler Life

Chorwacja – Praktyczny poradnik po Duce.

W tym roku „rodzinnie” pojechaliśmy na wakacje do Chorwacji dokładnie do  Duce, miasteczka położonego zaraz przy Omiś które leży w samym sercu Dalmacji. Ostatni raz w Chorwacji byłem 4 lata temu też w tamtych rejonach, byłem bardzo ciekaw czy przez te lata coś się tam zmieniło bardziej na lepsze czy raczej na gorsze ? Na chwilę obecną mogę napisać, że na pewno na droższe. Widok z mola na Duce w całej okazałości z Olem na pierwszym planie.   O Plaży   Rejon w który się wybraliśmy jest jak najbardziej przyjazny rodzinie, głównie z  powodu piaszczystej plaży która ciągnie się od Długiego Ratu, aż po Omiś jakieś 6 kilometrów. W niektórych miejscach plaża bardziej jest żwirowa, niż piaszczysta ale po wejściu do wody mamy bardzo miękkie podłoże w postaci piasku po którym nie krążą żadne jeżowce. I tutaj  mam pewne info na temat powstania piaszczystego dna.  Pewnego razu spytałem się lokalnego wąsa u którego wynajmowaliśmy apartament  o genezę powstania piaszczystego odcinka. Z tego co usłyszałem, dekadę temu okoliczne miejscowości skrzyknęły się w celu sprowadzenia większej ilości turystów i wynajęli  statek z pompą który zasysał piasek z samego dna i wyrzucał je linii brzegowej, i tak oto uformowało się piaszczyste dno w tamtych rejonach.  Kiedy wróciłem do domu, chciałem zweryfikować info, lecz nie natrafiłem na nic co by  potwierdziło słowa lokalsa, jedynie znalazłem wzmiankę tylko, że piasek jest wyrzucany przez rzekę Cetinę wypływającą z Omisa.  Która wersja jest prawdziwa ? Nie wiem, ale bardziej bym się skłaniał do  wersji lokalnej. Plaża podczas złotej godziny.I nur pod wodą.   O Duce   Miasteczko Duce w którym mieszkaliśmy przez tydzień leży w bardzo urokliwej lokalizacji nad samym brzegiem morza Adriatyckiego, a z drugiej strony jest otoczony przez  masyw górski Mosor który robi piorunujące wrażenie szczególnie dla fotografów podczas złotej godziny. Duce nocą.Masyw Mosor Większość apartamentów jest położona na dość ostrym wzniesieniu, szczególnie można się ostro nagimnastykować wchodząc  z zakupami i wózkiem.  Za to widok z balkonu czy tarasu wynagrodzi nam trudy wspinaczki,  i nie słychać dźwięku przejeżdżających aut w nocy przy otwartym oknie, co jest bardzo drażniące przy dość ruchliwej drodze. Widok z naszego apartamnetu. Droga krajowa numer 8 w Chorwacji ciągnie się przez całą długość kraju wzdłuż nadbrzeża przecinając każde miasteczko praktycznie przy samej plaży więc trzeba jakoś przez nią przejść, a pasów jest jak na lekarstwo. Lecz nie ma złego co by na dobre nie wyszło, na szczęście niedaleko ciągnie się autostrada która odciążła dość spory kawał ruchu na krajowej ósemce i  wielkiej tragedii nie ma, przede wszystkim należy zachować ostrożność podczas przechodzenia. Droga krajowa numer 8. Samo Duce, ciche i spokojne z jedną lub dwiema imprezami nie robi wielkiego „bum” dla młody rozszalałych ludzi, jest to miasteczko jak już wspomniałem dla takich dziadów jak ja. Za to jest świetną bazą wypadową na dalsze terytoria jak Split do którego możemy dotrzeć autobusem numer 66 albo o 4 km dalej położony Omiś który w nocy przypomina nocny Targ w Chiang Mai, a ciasne uliczki, słabo oświetlone nabierają prawdziwego rozbójniczego klimatu, szczególnie przy jakieś kałamarnicy na talerzu i zimnym piwie. Duce podczas dniaDuce podczas zachodu.   O cenach   Jeśli chodzi o sklepy nie brakuje ich w Duce mamy wzdłuż drogi parę mini-marketów w miarę rozsądnymi cenami oraz dużo restauracji. Koszt posiłku w Duce jest o tańszy niż byśmy się stołowali w Omiś mianowicie : ośmiornica z frytkami i sałatką 80 kuna Stek z tuńczyka, frytki sałatka 80 kuna Pizza od 60 kuna Piwko od 10 kuna Jagnięcina z rożna 60 kuna Zestaw trzech mięs 100 kuna   Podsumowując na obiad 4 osobowy w Duce – wydawaliśmy prawie 400 kuna w przeliczeniu 60 gr. Kupno czyli ponad 200 zł – drogo – w końcu są wakacje i można zaszaleć.   Dodam tylko, że w większych miejscowościach jak Split czy Omiś  było jeszcze drożej ale i potrawy wyglądały lepiej wizualnie i były bardziej bogatsze o dodatki. Najtańszą opcją na wakacje, szczególnie jeśli poruszacie się samochodem jest wzięcie ze sobą lodówki i zamrozić dość sporo mięsa, wtedy kasę  którą zaoszczędzi się na jedzeniu w restauracjach można zainwestować w rafting albo na paliwo i wyskoczyć np. do Mostaru. O czym myśli Milena ? a) chcę iść na plażę i napić się wina b) chcę kupić wszystko co macie na straganie :)   Radzę też uważać na ceny na ulicznych straganach z warzywami i owocami. Przed zakupem należy się spytać co i ile kosztuje, a najlepiej poprosić o paragon, ponieważ raz miałem bardzo dziką ochotę na arbuza i wybrałem się do jednego z wielu straganów na ulicy, poprosiłem o kawałek arbuza, sprzedawała babka z dziadkiem, waga tak stara jak oni, ale mojego czujnego oka nie dało się oszukać o kilogram, i przy płaceniu babka stwierdza, że 3 kilo ( a w rzeczywistości 2 kilo) arbuza będzie mnie kosztowało 45 kuna, czyli 15 kuna za kilo razy 0,60 groszy 27 zł. Ja rozumiem, że jestem na wakacjach i za niektóre produkty mogę zapłacić więcej, rozumiem też, że w Chorwacji podczas sezonu letniego trzeba podnieść ceny, ale żeby płacić ponad 10 zł za kilogram to trzeba być turbo bezczelnym sprzedającym oszustem który żeruje na innych. Z niedowierzaniem się pytam babki 45 kuna, za kawałek arbuza, a ona do mnie, że tak. Podziękowałem jej, odwróciłem się na pięcie i zacząłem iść do następnego straganu. I nagle słyszę za sobą „czekaj, czekaj” babka zauważyła, że raczej nie dam się naciągnąć i zaczęła być skora do negocjacji pytając się ile jej dam za to. Odpowiedziałem szybkim 20 kuna, na to ona wyśmiała mnie i do końca pobytu już u niej nic nie kupiłem, za to na straganie obok, wszędzie ceny , elektroniczna waga  i 7 kuna za kilo arbuza. Kupiłem 4 kilo i pozostało tylko wtaskać go jakoś pod górę do apartamentu. Chciwa babka z Radomia… yyy z Duce :)   Podsumowanie   Duce polecam rodzinom z dziećmi, a także parom, jest to świetne miasteczko wypadowe na okoliczne atrakcje nawet by dotrzeć tam komunikacją miejską albo nawet spacerem. Miasteczko posiada kantory gdzie nie trzeba brać € a naszą walutą, a sam kurs wymiany nie jest taki krzywdzący, w lipcu za 100 zł dostawałem 163 kuna , w Splicie za to samo 170 € – przelicznik jeszcze mieści się w granicach przyzwoitości, okolica jest cicha i spokojna, plaża prawie piaszczysta na której zawsze się znajdzie miejsce, samo dno jak wspomniałem bardzo piaszczyste, a spad do morza bardzo łagodny co może być zaletą dla osób które rewelacyjnie nie pływają. Ceny apartamentów można negocjować bezpośrednio z właścicielem – ja tutaj radzę znaleźć coś na miejscu pooglądać i dopiero się zdecydować. Chociaż też istnieje opcja rezerwacji przez Internet nas 8 dni wyniosło na 4 osoby 500€ za wysokiej klasy dwu pokojowy apartament z wielkim salonem i przeogromnym balkonem. Omiś podczas zachodu.Olo w Splicie. OmiśMały trekking na masyw górski.Duce w DzieńDuce podczas zachoduZ Milfem na kole ratunkowym :) Mam nadzieję, że dość świeże info komuś jeszcze pomoże, a w następnym poście o lokalnych atrakcjach Splicie, Omiś, Trogirze              Filed under: Chorwacja Tagged: Ceny Apartament Chorwacja, Ceny Chorwacja 2014, Chorwacja, Chorwacja Duce, Gdzie na wakacje z dzieckiem, nocny targ Omiś, Piaszczysta plaża w Chorwacji, Podróż z dzieckiem, Poradnik Chorwacja, Wakacje

Jak zostać kawowym hipsterem?

intoamericas

Jak zostać kawowym hipsterem?

W Kolumbii kawowa rewolucja. Właśnie ruszyła pierwsza kawiarnia znanej sieci Starbucks. Niektórych to zachwyca, innych wkurza. Jakiś czas temu pisaliśmy o naszych poszukiwaniach dobrej kawy w krainie kawy. Było to w Salento, które słynie z rozległych plantacji. Nie udało się. Choć Kolumbia jest trzecim największym po Brazylii i Wietnamie producentem kawy na świecie, ze świecą szukać tu smaku na kształt włoskiego espresso (więcej tutaj). Tymczasem w lipcu w stołecznej Bogocie swój pierwszy sklep otworzyła sieć Starbucks. Nie obyło się bez pompy. Oczywiście do kawiarni zaczęły ustawiać się kolejki. Ci najbardziej wytrwali stali już od piątej nad ranem. Kawowi hipsterzy w kolejce do Starbucksa pili… kawę sprzedawaną na okolicznych tradycyjnych straganach. Taka kawa kosztuje  dolara, ta sieciowa jakieś pięć razy tyle. Obie produkowane są z kolumbijskich ziaren. Paradoks polega na tym, że znana firma od lat skupuje kolumbijską kawę i sprzedaje ją na całym świecie. A Kolumbijczykom zostawia to, czego – w wielu przypadkach – nie da się nazwać kawą. A teraz Kolumbijczycy ustawiają się w kolejkach. Jeszcze lepszy smak niż kawa, ma wpis na Facebooku, Twitterze, czy zdjęcie na Instagramie ze środka Starbucksa. W najbliższych latach amerykańska firma zamierza otworzyć 50 nowych placówek. A do produkcji i sprzedaży kawy na całym świecie używają wyłącznie kolumbijskich ziaren już od 43 lat. Oczywiście, w sieci zawrzało.  – To żerowania na głupocie ludzi – pisze jeden z komentatorów. Moglibyśmy napisać tekst o globalizacji, szeroko pojętym hipsterstwie, ale publikujemy tylko memy z kolumbijskiej sieci. To najlepszy komentarz o kawowej rewolucji w Kolumbii.

Zależna w podróży

Czytając przewodnik po Edirne – quasi-recenzja

Najpierw poznałam chłopaka z Edirne. Zaprzyjaźniliśmy się. Opowiadał mi o swoim dorastaniu tam. Miasto się stało miejscem, które ma osobistą historię związaną z bliską osobą. Potem czytałam o nim jako o najbardziej wysuniętym w Europę mieście Turcji. Oglądałam zdjęcia meczetów i placów. Podobało mi się. Potem Edirne nabrało kształtu jako punkt na mapie. Było na trasie Szlaku Sułtańskiego. Miałam tam…Czytaj więcej

Travelerka

Free Walking Tour – sposób na darmowe (?) zwiedzanie

Nie mają wyznaczonych cen za swoje usługi, chętnie przyjmują napiwki. Codziennie, o ustalonej z góry porze, wyruszają z centrum przewodnicy, którzy oferują darmowe zwiedzanie najważniejszych zabytków w swoim mieście. Bez względu na porę roku czy pogodę uśmiechnięci pasjonaci lokalnej kultury czekają na wszystkich chętnych do zwiedzania. Każdy przewodnik kładzie nacisk na coś innego. Dla jednych konikiem jest historia, dla innych architektura. Wszyscy jednak…

lumpiata w drodze

206. Jak schudłam 18 kg (and counting)

W wersji krótkiej ta historia brzmi: jedz sensownie, dużo się ruszaj, przebadaj się, pracuj nad konsekwencją, bądź dla siebie łagodny/a i nie przejmuj się nadmiernie. Wersja długa jest długa, ale może ktoś doczyta do końca. Albo przynajmniej obejrzy obrazki ;) Zaczęło się kilkanaście miesięcy temu, pod koniec marca 2013, gdy wyjeżdżałam właśnie w podróż życia do Stanów. Parę dni przed

BAŁKANY WEDŁUG RUDEJ

Bałkany 2014. PRZYGOTOWANIA

Wyjazd na Bałkany zbliża się dużymi krokami, plany się krystalizują, pomysły namnażają, a atmosfera przedwyjazdowa gęstnieje. Jedynie Kianka w spokoju czeka na wyprawę, umyta, odchudzona, wypachniona, po przeglądzie i wymianie zużytych części. Osobiście mogę jej tego spokoju pozazdrościć, bo mnie z lekka nosi, w szczególności, że namnażają się tematy do ogarnięcia, a również moje zdrowie […]

WHERE IS JULI+SAM

Wiza turystyczna do Australii.

Wiza do Australii to temat równie nieodkryty, jak Australia sama w sobie. Niby coś tam o niej wiemy, ale w sumie to nie wiemy nic. Bo ten cały urzędowy język, te zasady, wyjątki, obostrzenia, a po za tym Australia jest przecież tak daleko! Masakra, jakby to powiedziała moja przyjaciółka. Ale podejmę rękawice i postaram wam […] The post Wiza turystyczna do Australii. appeared first on where is juli + sam.

Jak spakować się na urlop? Test wakacyjnego niezbędnika od Tirendo

Podróżniczo

Jak spakować się na urlop? Test wakacyjnego niezbędnika od Tirendo

Wakacje w pełni! Pogoda sprzyja letnim wyjazdom i spędzaniu czasu nad morzem, jeziorem lub w górach. Jednak każdy urlop wiąże się z nieodłącznym elementem, jakim jest pakowanie. Zdarza Wam się zapomnieć o podstawowych rzeczach, niezbędnych podczas wyjazdu? Jeśli tak, skorzystajcie z niezbędnika przygotowanego przez Tirendo. Oto mój test! Aby stworzyć wakacyjną listę rzeczy niezbędnych w czasie urlopu, należy wejść na stronę http://www.tirendo.pl/niezbednik/ . Dostępne są tu informację, jak działa niezbędnik oraz co należy zrobić krok po kroku, aby stworzyć swoją listę. W pierwszym kroku musimy wybrać kategorie, które nas interesują. Jestem kobietą wobec tego zaczynam od ubrań Po wybraniu otrzymujemy dodatkowe menu: Dobra pogoda Zła pogoda Akcesoria W optymistycznej wersji, jeśli jadę na urlop, to w grę wchodzi tylko dobra pogoda: Ale niestety jestem też realistką i wiem, że pogoda (zwłaszcza w Polsce) bywa kapryśna, więc przydałoby zabrać coś także na złą pogodę: Zostają jeszcze akcesoria, czyli coś bez czego żadna kobieta nie ruszy się na wakacyjny wyjazd: Przechodzimy do kolejnego kroku, jakim jest wybór środków medycznych… oraz kosmetyków: I tak przechodzimy wszystkie pozostałe kategorie: sprzęt campingowy, pieniądze i dokumenty oraz jedzenie i picie. Jest ich trochę, więc nie będę Wam wszystkich tutaj przedstawiać, bo nie jest to celem mojego testu. Drugi krok mamy za sobą – wybraliśmy wszystkie rzeczy, które pakujemy do plecaka lub walizki. Czas na krok trzeci, czyli wydrukowanie listy. Jest to bardzo wygodna funkcja, ponieważ nie musimy jej nigdzie zapisywać ani pamiętać, wystarczy wydrukować i mieć zawsze pod ręką, a podczas pakowania odhaczać, które produkty już mamy, a czego jeszcze nam brakuje. Czy warto korzystać z takich rozwiązań? Od kilku lat podróżuję sama, dlatego zawsze muszę o wszystkim pamiętać. Jestem „skazana” tylko na siebie, jeśli czegoś zapomnę to nie ma obok mnie nikogo, kto mógłby to mieć. Uważam, że warto korzystać z gotowych rozwiązań, które oferują nam takie firmy, jak Tirendo. Dlaczego? Ponieważ jest to bezpłatne i łatwo dostępne narzędzie, dla wszystkich, którzy wyjeżdżają na wakacyjny urlop (nie tylko na camping :)). W czasach, kiedy smartfony oraz tablety zdominowały nasz świat, a nie zawsze mamy dostęp do drukarki, zastanawiam się czy nie warto byłoby wprowadzić takiej aplikacji na telefon. Dzięki temu zawsze i wszędzie mielibyśmy listę pod ręką (i nie musielibyśmy pamiętać o wydrukowanej kartce :)). A Wy co o niej myślicie?

przepis na zdjęcie – księżyc

Dobas

przepis na zdjęcie – księżyc

Travelerka

Ryskie informacje praktyczne

WIZA: Łotwa należy do UE zatem wjazd do tego kraju następuje po okazaniu ważnego dokumentu tożsamości czyli dowodu osobistego lub paszportu, nie ma wymogu wizowego. WALUTA: Dotychczas walutą Łotwy był łat łotewski, ale o 1 stycznia 2014 r. kraj jest już w strefie euro.  Natomiast już od 1 października 2013 r. ceny towarów na sklepowych półkach podaje…

Zmiana imienia nazwiska (błąd) na bilecie lotniczym

Glob Blog Team

Zmiana imienia nazwiska (błąd) na bilecie lotniczym

Problem tak typowy, że aż dziwi tak mała ilość informacji w sieci na ten temat. Podzielę się z Wami doświadczeniami w tym temacie… Linie Ryanair Nawet drobny błąd w imieniu, czy nazwisku może skutkować nie wpuszczeniem na pokład. Szczególnie restrykcyjne są w tej kwestii tanie linie lotnicze. Byłem świadkiem takiej sytuacji na lotnisku Paryż Beauvais, gdzie nie wpuszczono kobiety nalot do Krakowa. Miała dwie litery w imieniu przestawione… Przewoźnik ma też horrendalnie wysokie ceny za poprawienie błędu.On line to koszt £110/€110, a na lotnisku £160/€160! Często taniej jest kupić nowy bilet. Czy wszystkie linie traktują klientów tak restrykcyjnie?   Linie Ukraine International Airlines Nie do końca, rezerwując bilety do Bangkoku popełniłem błąd w nazwisku kolegi. Brakowało jednej litery na końcu nazwiska. Skontaktowałem się z linią za pośrednictwem aplikacji na stronie do darmowych rozmów. Tam zostałem poinformowany, że zmianę mogę dokonać wysyłając e-mail na bookinghelp@flyuia.com, do wiadomości mam dodać skan paszportu. Taka operacja miała kosztować 50 USD. Miłym zaskoczeniem była informacja o poprawieniu błędu, bez pobierania opłaty. Na zmianę czekałem dość długo, ok 14 dni. Linie Cebu Pacific Air Promocja, bilety od 68 zł z bagażem rejestrowanym! Kto by się nie pomylił w podnieceniu rezerwując bilety :) Tym razem dwie litery w imieniu podróżnika postawiłem odwrotnie. Pomyślałem, że podobnie jak w Ryanair słono zapłacę za poprawienie błędu. Znalazłem informację, że w takim przypadku należy pisać na adres cebnamechange@cebupacificair.com Tak też zrobiłem, po 20 minutach otrzymałem taki e-mail :) „Dear Sir/Ma’am, Good day! This is to inform you that name correction has been approved. The updated itinerary has been sent to the email indicated in the booking.” Da się? da :) Oczywiście poprawiono błąd bezpłatnie. Repusując, co linia to obyczaj.    

Travelerka

Tallińskie informacje praktyczne

Tradycyjnie, po każdym wyjedzie, mam dla Was garść najbardziej istotnych informacji zebranych w dość zwięzłej formie. Tym razem Estonia ze swoją średniowieczną stolicą Tallinem. WIZA: Estonia należy do UE zatem wjazd do tego kraju następuje po okazaniu ważnego dokumentu tożsamości czyli dowodu osobistego lub paszportu, nie ma wymogu wizowego. WALUTA: Obowiązującą walutą jest euro WARTO ZOBACZYĆ: Oprócz…

WHERE IS JULI+SAM

Oszustwa w Bangkoku.

Bangkok to miasto pełne cudownych niespodzianek, zapachów budzących apetyt, odrzucającego na kilometr brudu, przyjaznych Tajów i irytujących sprzedawców. To miasto pełne zagadek, magii i… oszustów. To raj dla naciągaczy – naciągaczy tak doskonałych, że nawet doświadczony turysta daje się nabrać. Po trzech dniach spędzonych w Turcji, lecimy do Bangkoku. Dla mnie to już drugi raz. […] The post Oszustwa w Bangkoku. appeared first on where is juli + sam.

Phantom + XZ10

Dobas

Phantom + XZ10

Bergamo – poradnik o średniowiecznej perełce Włoch

Podróżniczo

Bergamo – poradnik o średniowiecznej perełce Włoch

Położone na wzgórzu średniowieczne miasto, oddalone jest tylko 50 kilometrów od Mediolanu. Większość turystów, którzy lądują na lotnisku Bergamo Orio al Serio, omijają to miasteczko i kierują się prosto do Mediolanu, nie wiedząc co tracą. Ja postanowiłam poświęcić jeden dzień na zwiedzanie Bergamo. I nie żałuję. Do Bergamo wybrałam się wracając z moich kwietniowych wakacji na Kos. Loty były łączone (Kos-Bergamo, a następnego dnia Bergamo-Warszawa), w związku z tym czekał mnie 24-godzinny stopover we Włoszech. Cel był jeden – zwiedzić miasto po jak najniższych kosztach. W tym wpisie przedstawię kilka praktycznych informacji o mieście, dojazdach i noclegach, a w kolejnym opowiem Wam co warto zobaczyć w Bergamo. Kilka słów o mieście Bergamo, jak już wcześniej wspomniałam oddalone jest ok. 50 kilometrów od Mediolanu, leży w regionie Lombardia, we Włoszech. Miasto składa się z dwóch odrębnych części: Bergamo Bassa – współczesna dzielnica oraz Bergamo Alta – stare miasto położone ok. 400 metrów n.p.m. i zaliczane do najpiękniejszych starówek w całych Włoszech. Ponad 350 lat rządów Wenecjan sprawiło, że w mieście powstały domy i pałace z gotyckimi oknami, a na fasadach budynków, placach umieszczali symbol republiki – lwa weneckiego. Jak dojechać? Do Bergamo nie trudno dostać się z Polski – z większości miast polecimy tanio liniami Ryanair czy Wizzair. Bilety lotnicze można kupić już od 34 zł w jedną stronę! O tym, jak szukać tanich lotów pisałam w poradniku taniego podróżowania >> Moje bilety niestety nie były aż tak tanie, ponieważ było to miejsce przesiadkowe, które bardzo chciałam zobaczyć. Wobec tego za odcinek Kos-Bergamo zapłaciłam 183 zł, a z Bergamo do Warszawy poleciałam za 107 zł. Ale zdaje sobie sprawę, że jeśli ktoś chciałby polecieć tam na 2-3 dni to można kupić je dużo taniej. Komunikacja na miejscu Lotnisko Bergamo Orio al Serio oddalone jest od centrum Bergamo o ok. 5 kilometrów. Do miasta można dojechać komunikacją publiczną Azienda Transporti Bergamo (ATB). Przystanek autobusowy znajduje się po prawej stronie od wyjścia z hali przylotów. Jest dobrze oznaczony, więc nie sposób go przegapić. Z lotniska do Bergamo kursuje autobus linii 1A. Dojedziemy nim do stacji kolejowej w Bergamo, centrum miasta oraz górnego miasta Città Alta/Colle Aperto. Obok numeru linii zawsze wyświetlany jest ostatni docelowy przystanek. Czas przejazdu z lotniska do centrum to ok. 15-20 minut. Bilety komunikacji miejskiej można kupić w punkcie informacji turystycznej (w hali przylotów). To moje ulubione miejsce po przylocie do każdego miejsca – poza zakupem biletów, korzystam z darmowych porad, map i informacje, co i gdzie warto zobaczyć. W Bergamo mamy do wyboru kilka rodzajów biletów:  bilet jednorazowy (ważny przez 90 minut od momentu skasowania) – kosztuje 2,10 euro, bilet 24-godzinny (ważny przez 24 godziny od chwili skasowania) – kosztuje 5 euro, bilet 72-godzinny – jego koszt to 7 euro. Rozkłady jazdy oraz wykaz tras autobusów ATB: http://www.atb.bergamo.it/ITA/Default.aspx?MOD=LIN&SEZ=2&PAG=175 Jeśli planujecie zwiedzić nie tylko Bergamo, a wybrać się w podróż włoskimi kolejami, to dworzec kolejowy położony jest w centralnej części miasta. Dojazd z lotniska do miasta daje możliwość dogodnej przesiadki do Tren Italii. Bilety na pociąg można kupić w kasach lub w automatach ustawionych w holu. Z dworca kolejowego pociągami dojdziemy m.in. do Mediolanu. Mój lot był rano, wobec tego nie chcąc tracić czasu po przyjeździe do centrum od razu chciałam rozpocząć zwiedzanie. Ale musiałam coś zrobić z bagażem. Otóż przed wyjazdem poczytałam trochę opinii na ten temat i okazało się, że najlepszym rozwiązaniem będzie pozostawienie bagażu w automatycznej przechowalni bagażu niedaleko dworca kolejowego. Przechowalnia znajduje się za McDonaldem, gdzie znajduje się nowoczesny budynek informacji turystycznej, a  w nim szukamy wejścia z boku do przechowalni. Opłata ok. 4 euro w zależności od wielkości bagażu. Instrukcje po włosku i angielsku. A tak wyglądają szafki: Nocleg Z tym miałam największy problem. Wiedząc, że w planach mam tylko zwiedzanie, a nocleg jest mało istotny rozważałam kilka opcji noclegu. W grę wchodziła także noc spędzona na lotnisku. Ostatecznie zdecydowałam się na skorzystanie z Couchsurfingu i znalezienie hosta, który będzie chciał mnie przenocować. Szybko udało mi się znaleźć Siegfrieda, który ma duże doświadczenie w użyczaniu kawałka mieszkania. W ciągu 4 lat spało u niego ponad 700 osób, w tym najwięcej z… Polski Po całodniowym zwiedzaniu, umówiłam się z nim w McDonaldzie (tym samym, obok którego zostawiłam bagaż). Okazało się, że poza mną, tego samego dnia będzie jeszcze nocowała dziewczyna z Argentyny i Ukrainy. Wobec tego udało nam się wieczorem pojechać na pyszną, włoską pizzę do Bergamo Alta oraz zobaczyć miasto nocą.

Promocja Cebu Pacific Air

Glob Blog Team

Promocja Cebu Pacific Air

Mamy farta, wiemy kiedy i gdzie będziemy na Filipinach dlatego mogliśmy skorzystać z super promocji linii Cebu Pacific Air. Bilety w kosmicznie niskich cenach. Pociągi w Polsce są droższe :) Podaję ceny z bagażem rejestrowanym 15 kg: Manila > Bangkok – 212 zł Cebu > Puerto Princessa – 86 zł Puerto Princessa > Manila – 72 zł Tuguegarao > Manila – 68 zł Nie było problemu z zakupem dla 8 osób, z wyjątkiem lotu Cebu > Puerto Princessa gdzie udało się kupić tylko 4 w takiej cenie. Bilety kupujemy na stronie przewoźnika.

Traveler Life

Tata na wakacjach – Mini-poradnik o podróżowaniu z dzieckiem.

Jak podpowiada tytuł, post będzie o Tacie (czyli o mnie) na wakacjach (ale nie samemu). Na początku lipca pozwoliliśmy sobie pojechać z Olem odrobinę dalej niż Poznań czy Inwałd. W końcu syn będzie miał  11 miesięcy, najwyższy czas żeby poznał smak prawdziwego podróżowania i słonej wody. Dlatego ruszyliśmy do słonecznej Chorwacji w okolice miasta Omiś. Omiś, widok na ulicę „trzepiemy hajs na turystach” Samym pakowaniem zajęła się Milena, ja jestem tylko mułem – czyli noszę Ola pod górkę i z górki raz na plecach w nosidełku, a czasem w wózku wypełnionym zakupami – takie życie taty. Moja wizja pakowania się z dzieckiem. Więc Milena klasycznie przesadziła i godzinę przed wyjazdem Olo, miał dwa razy więcej do spakowania niż my sami. Jak się później okazało, zabraliśmy za dużo ciuchów, których Olo nawet nie miał okazji założyć.  Wnioski na przyszłość zostały wyciągnięte, zresztą każdy świeży podróżujący rodzic nie raz tak pewnie zrobił. Tak szczerze mówiąc liczyłem, że zmieścimy się do dwóch plecaków i jednej torby. Do Chorwacji ruszyliśmy po wieczornej butli, którą Olo pije na sen, z wiadomego powodu – aby nie budził się w nocy. Przeważnie jak z nim jedziemy na dłuższe wypady, to nie marudzi, pobawi się pośmieje „pogaguje”, śpi . Podczas 12 godzinnej jazdy do Chorwacji Olo obudził się nam tylko 2 razy, gdzie po krótkim, uspokajającym „ciiii” wrócił do krainy sennych łowów i do rana spał. Więc oficjalnie mogę napisać, że mam złote dziecko do podróżowania i nie tylko, chociaż nie bardzo lubi przebywać w zbyt zatłoczonych miejscach. W drodze. Hibernacja.   Jak już wspomniałem, to nie był nasz pierwszy wspólny wyjazd kilku dniowy z Olem, ale za to był to pierwszy tak daleki – w rejony miasta Split, które jest jednym z najbardziej słonecznych miast w Europie.  Więc krem przeciwsłoneczny z filtrem + 50 obowiązkowo.  Spytacie jak z takim dzieckiem na wakacjach? Fajnie i bardziej chill outowo –  bo raczej Ola na Rafting Cetiną nie wezmę – przez większość czasu byczyliśmy się na plaży lub popołudniami jeździliśmy do przeludnionych turystycznie drogich miejscowości, z których wyciągnąłem taki wniosek, że Chorwacja się zmieniła. Czy na lepsze, czy na gorsze? Tego nie wiem ale na pewno wiem, że zmieniła się na droższe. Duce nocą.   Najlepiej czas spędzało nam się na plaży i w wodzie. Za pierwszym razem jak zapoznaliśmy Ola z nadchodzącą falą przy brzegu, to skończyło się tak samo jak w moim przypadku nad Bałtykiem gdy miałem 2 latka – płakałem. Dlatego Olo, miał swój VIP basen 10 metrów od brzegu, do którego wrzucał znalezione kamienie, po czym wchodził i je wyrzucał. Olowe pierwsze opalanie I wtedy Olo poczuł, że woda jest słona, po swojemu (wyobraź sobie jak chodzi Krab) doczłapał do wody, zaczął w niej siadać, potem wchodzić głębiej – w końcu pojawił się uśmiech i większość czasu spędzał z nami machając nogami, piszcząc, krzycząc i się śmiejąc. Dlatego tata wpadł na pomysł nakręcenia filmu „Szczęki”  Na Kraba po Plaży   Podsumowując: było elegancko i odkrywczo i sam nie mogę się doczekać, aż Syn powie do mnie „ Ojciec to gdzie masz ochotę pojechać ? „   Poniżej lista sporządzona przez moją Milenę. Więcej na  http://4kilogramy.blogspot.com/   Co do apteczki? - leki przeciwbólowe/przeciwgorączkowe - fenistil po ukąszeniach - elektrolity - probiotyk - smecta - termometr - woda utleniona - sól fizjologiczna - woda morska - Vit D i C - gaziki i plasterki - Lipomal - AntyBzzz - wapno   Kosmetyki: – krem do opalania (Ziajka 30 i 50) używaliśmy 30, Olo wrócił biały ;) – pianka chłodząca – balsam nawilżający – Bambino – Sudocrem – mokre chusteczki – aspirator – krople do oczu – szczotka do włosów – pampersy (zużyliśmy pół paczki bo Olo często był na plaży) – pampersy do wody – płyn do kąpieli – nożyczki do paznokci   Ubrania:  - nakrycia głowy (coś do wody, kapelusik, cieplejsza czapka) – koszulki – bezrękawniki – spodenki – bluza – pajac – piżama – koszulki na długi rękaw – spodenki dresowe – skarpetki – kąpielówki – śliniaki – pieluszki tetrowe + flanelka – jeśli dziecko chodzi, to sandałki (Olo chodzi na krabika ;)) – prześcieradło – kocyk bambusowy i jakiś cieplejszy – ręczniki Akcesoria i inne: – wózek (+ewentualnie moskitiera, folia przeciwdeszczowa, parasolka, pompka do kół) – nosidełko – krzesełko turystyczne – łóżeczko turystyczne (wzięliśmy bo na miejscu miało być płatne 6 ojro/ dzień, okazało się, że jest za darmo, więc nasze łóżeczko zostało w samochodzie) – niania elektroniczna – kaczka lub inna przytulanka – kilka ulubionych zabawek – zabawki do piachu – kółko do pływania – mały basenik na plażę – mleko + kaszka – słoiczki – soczki – butelki + smoczki – PASZPORT! – książeczka zdrowia     ;)  Filed under: Chorwacja Tagged: Chorwacja, co wziąć na drogę dla dziecka, dziecko w podróży, Podróż autem z dzieckiem, Poradnik dla rodziców

Dobas

Niedźwiedzie i ZD 90-250

Niedźwiedź brunatny. Duży drapieżny ssak, którego znamy z naszych Tatr czy Bieszczad. W naszym kraju populację tego zwierzęcia szacuje się na około 100 osobników. W Finlandii żyje ich około 15 razy więcej. Dodatkowym atutem dla fotografa jest też długość dnia. W okolicy koła podbiegunowego obecnie noc trwa raptem kilka godzin a słońce niewiele schodzi poniżej linii horyzontu. Dzięki temu czas fotografowania się wydłuża.. Jeśli na to nałożymy dość rzadki las okaże się że to jedno z lepszych miejsc w Europie aby spotkać i sfotografować niedźwiedzia brunatnego. Udałem się więc w rejon Północnej Karelii jednak po zachodniej stronie granicy Fińsko Rosyjskiej. Tam właśnie miała miejsce fotowyprawa „Niedźwiedzie Fińskiej Tajgi” Wybór padł na Finlandię. Z wielu powodów. Daleki kraj, arktyczne światło i dużo zwierząt. Zwierząt bardziej dynamicznych niż foki do których Was przyzwyczaiłem czyli leżących na plaży wielkich tłustych cielsk. Postanowiłem odwiedzić Filnlandię w poszukiwaniu niedźwiedzi brunatnych. Dość żwawych i jednak nocnych zwierzaków. Okazało się że cały wyjazd na tyle wypalił, że z całą pewnością będę chciał tam wrócić we wrześniu kiedy maluchy są juz trochę odchowane i razem z matką wypuszczają się z lasu. Tak więc jesli ktoś będzie miał ochotę dołączyć. Zapraszam Jaki sprzęt ? Oczywiście na wyjazd zabrałem aparat, którym fotografuję na codzień. W zasadzie dwa aparaty, bo na każdy wyjazd staram się zabrać dwa korpusy. Jeden główny drugi zapasowy. W momencie gdy fotografujemy z czatowni mamy możliwość wykonywania zdjęć na dwie różne strony. To też ważny powód aby mieć dwa korpusy. Jeden moze służyć do filmowania podczas gdy drugim robię zdjęcie, albo zamiast tracić czas na zmianę ogniskowych zamieniam po prostu aparaty z zapietymi obiektywami. Czytając komentarze i opinie na temat sprzętu fotograficznego można trafić na opinie przekreślające zastosowanie bezlusterkowców w różnych dziedzinach fotografii. Nie nadają się do tego, nie nadają się do tamtego, nie da się uzyskać małej głębi ostrości, nie można fotografować poruszających się obiektów ze względu na pracę AF czy wręcz jasne tezy mówiące o tym, że to nie są aparaty do fotografowania zwierząt… W większości padają one z ust osób, które nigdy bezlusterkowcami nie fotografowały.  Cytując klasykę czyli reklamę z lat 90tych „Z pewna taka nieśmiałościa ” sięgnąłem po OM-D na wyjazd. Skoro tyle osób twierdzi, że to aparat, który nie psrawdzi się w fotografii zwierząt i to jeszcze w dość trudnych warunkach oświetleniowych, może coś w tym jest… Postanowiłem więc sprawdzić czy to prawda i czy z takim OM-D  nie ma co szukać miejsca dla siebie w fotografii przyrodniczej. Zabrałem dwa korpusy czyli OM-D EM-10 oraz OM-D EM-1 Do tego sporo obiektywów. Szerokokątny 12mm f 2.0 Standard 25mm f 1.4 60mm macro f 2.8 75mm f 1.8 50-200 f 2.8-3.5 90-250 f 2.8 Podstawowym obiektywem do dalekich ujęć miał być Zuiko Digital 90-250 f2.8 To jedno z najlepszych systemowych szkieł ze stałym światłem 2.8 i rewelacyjną jakością obrazu. Dodatkowo zoom dawał mi większą swobode kadrowania. Fotografując z czatowni nie ma możliwości podejść czy odejść od fotografowanego obiektu. Trzeba więc korzystać z możliwości zmiany ogniskowej. 90-250 to odpowiednik 180-500mm dla małego obrazka. Zabrałem ze sobą również konwerter 1.4x dzięki czemu byłem w stanie uzyskać ekwiwalent 700mm   Pierwszy niedźwiedź Po przybyciu na miejsce zacząłem od włóczęgi po okolicy. Jeszcze po drodze z lotniska do czatowni udało nam się zobaczyć kilka lisów czy łosi. Liczyłem na to, że łażąc po okolicy napotkam na jakiegoś łosia. Niestety skończyło się na fotografowaniu fńskiej flory a głównie maliny moroszki. Jeszcze przed obiadem udało mi się „zrobić” pierwszego niedźwiedzia [fin. Karhu]   Mały (0,33l) , niezbyt uciekający do którego można było podejśc naprawdę blisko i wykorzystując szerokokątny obiektyw sfotografować go z bliska. Nie miałem odwagi po długiej podróży podchodzić do wielkiego niedźwiedzia (1 l )[fin. hyvän karhu] Potem obiad i po obiedzie czas na czatownie. Aby uniknąć niepokojenia zwierząt do czatowni należy wejść na długo przed zachodem ( ok godziny 17:00 ) a wyjść sporo po wschodzie ( ok 7:00 ) Już około 18:00 pojawił się pierwszy niedźwiedź, który szybko przeszedł wzdłuż brzegu jeziora po czym zniknął w lesie. Przyznam szczerze, że byłem dość rozczarowany bo myślałem, że to jedyny niedźwiedź jakiego uda mi się tej nocy zobaczyć. Potem okazało się, że moje obawy są całkowicie bezpodstawne.   Niedźwiedzie jeszcze cztery razy dały się zaobserwować a w środku nocy zbudziła nas para rosomaków wspinając się hałaśliwie na drzewa… W czatowni ważny jest porządek w sprzęcie. Jeśli w ciemności czy w momencie gdy jestem zaaferowany tym co dzieje się na zewnątrz będę musiał zmienić obiektyw – dobrze jest wiedzieć gdzie po niego sięgnąć. Dlatego ważny jest porządek w sprzęcie jeszcze zanim zaczniemy fotografować. W jednym miejscu baterie, w innym karty pamięci a obiektywy poukładane tak aby można było „wymacać odpowiednie szkło” Ja układam je w przegródkach plecaka fotograficznego w zależności od długości ogniskowej.  Im dłuzsza ogniskowa, tym dlasza przegródka. Dzięki temu każda zmiana biektywu przebiegała szybko i bez spuszczania oczu ze zwierzęcia. Wyjazd pozostawił we mnie pewien niedosyt. Było super zarówno pod kątem pogody, warunków oświetleniowych jak i ilości obserwacji. Niedosyt polegał na tym, że ilość nocy spędzonych z tymi wielkimi drapieżnikami była zdecydowanie zbyt mała.. Sama czatownia położona tuż nad małym zbiornikiem wodnym. Niestey jeziorko dla niedźwiedzi nie jest na tyle atrakcyjne aby miały ochotę się tam kąpać. Mimo wszystko czas oczekiwania na duże drapieżniki umila ptactwo wodne.   Fotografie Na koniec kwestia konfrontacji mitów na temat bezlusterkowców z rzeczywistością. Powiem tak. Jestem bardzo zadowolony z jakości zdjęć, pracy autofocusa w dość trudnych warunkach oświetleniowych  czy z końcowych wyników w postaci fotografii. Sam aparat wraz z obiektywem sprawdziły się świetnie. 90-250 to ekwiwalent 180-500 ze stałym światłem 2.8 zapięty do matrycy wyposażonej w stabilizację obrazu. Oczywiście w przypadku fotografowania ze statywu ma o mniejsze znaczenie jednak fotografując z ręki czy z bean bag’a stabilizację juz włączałem. Wykorzystywałem wiele z oferowanych przez mój aparat funkcji. Ręczne doodstrzanie z powiększeniem fragmentu zdjęcia lub  focus peakingiem czy seryjne zdjęcia 10fps które wykorzystywałem podczas fotografowania nurkującego gągoła czy lecących mew. Co najważniejsze zdjęcia niedźwiedzi –  fotografowanych w rejonie godziny 22:00-23:00 z dużej odległości wypadły bardzo dobrze pod względem technicznym. Nie piszę tego po to aby przekonywać o wyższości jakiegoś systemu na d innym, bo takie cechy jak mały rozmiar i małe gabaryty apartu nie mają żadnego znaczenia w cztowni ale po to aby w jakiś sposób obalić mit mówiący, że to nie jest sprzęt do fotografowania przyrody. Wydaje mi się, że te kilka dni w Finlandii pokazały, ze OM-D radzi sobie w terenie całkiem nieźle. Myślę  że nie ma co się rozpisywać na ten temat a dużo lepiej będzie pokazać kilka zdjęć. Post Niedźwiedzie i ZD 90-250 pojawił się poraz pierwszy w Marcin Dobas.

WHERE IS JULI+SAM

6 rzeczy, których musisz spróbować w Stambule.

W Stambule spedziliśmy zaledwie dwa dni, ale to były dni pełnie niezwykłych kulinarnych doświadczeń. Bo Stambuł to miasto, w którym po prostu trzeba jeść! Stambuł podczas majówki 2014. Australia – Shenzhen – Hong Kong – Makau – Polska – Turcja – Tajlandia – Singapur. Rano ulewa. Zimna woda leje się z nieba, jak z niezakręconego kranu. […] The post 6 rzeczy, których musisz spróbować w Stambule. appeared first on where is juli + sam.

Cook'n'Roll

Meksyk Europy

W Stanach mówią, że Polska, to Meksyk Europy. Nie miałbym nic przeciwko temu. Serio. Nie jestem może jakimś wielkim fanem meksykańskiego żarcia ale trzeba przyznać, że ich specjały są rozpoznawalne i lubiane na całym świecie jak płyty Enrique Iglesiasa. Czyli w zasadzie albo lubisz, albo nie lubisz ale jednak znasz. Tacos, chili con carne, nachos, burrito, salsa czy cała zgraja małych cholernie ostrych papryczek, to dobro narodowe Meksykanów znane każdemu w najodleglejszych zakątkach naszej planety, z którego Meksykanie są dumni jak pawie. Nie ma się co dziwić. Kraj nie należy do najbogatszych. Nie ma też najlepszej opinii na świecie i uznawany jest za kraj niebezpieczny z ogromnym odsetkiem biedoty. Kraj z gospodarką wielkości PGRu w warmińsko-mazurskim, żyjący głownie z turystów ma asa w rękawie jakim jest ich narodowa kuchnia. Gdybyśmy byli na świecie rozpoznawalni poprzez to, co oferują ludziom nasi szefowie kuchni, budki z żarciem na ulicach czy po prostu bylibyśmy szeroko znani z tego, że mamy zajebiste tradycyjne i wyjątkowe specjały, przełknąłbym fakt, że stwierdzenie Amerykanów ma wydźwięk negatywny. Meksykanie jak i my mamy swoje mydlane opery, które przyciągają przed telewizory znudzone życiem gospodynie domowe, które bardziej żyją życiem fikcyjnych Grażynek czy Izaur, niż swoim. Mamy swojego dziarskiego Janosika- oni mają Zorro. Oni mają tequile- my wódkę. Kartele narkotykowe w Meksyku są wzorem do naśladowania przez naszych lokalnych bandziorów a skuteczność policji w obu krajach jest na porównywalnym poziomie. Wszystko się zgadza ale jest kilka różnic. My nie mamy rozpoznawalnego menu na świecie. Nie oszukujmy się… Jak możemy nakarmić głodnych zagranicznych turystów, aby podrabiali nasze produkty w swoich krajach? Aby nasze potrawy były tak samo modne jak włoskie knajpki na nowojorskich ulicach czy wietnamskie budy w Londynie. Gdzie jest nasza kuchnia? Czym jest nasza kuchnia? A może: czy w ogóle jest coś takiego jak polska kuchnia? Czy w tym nowym systemie politycznym pogoń za zachodnim stylem gotowania i karmienia nie zadeptała naszych tradycyjnych potraw niczym byki zwariowanych Hiszpanów podczas święta San Fermin w Pampelunie? Czy w naszym pięknym kraju jest w ogóle kultura jedzenia, gotowania i konsumowania? A jeśli mamy być Meksykiem Europy, to nim bądźmy ale w dobrym tego słowa znaczeniu.

Jak zwiedzić Australię i nie zbankrutować? Sprawdzona garść informacji praktycznych!

Złap Trop

Jak zwiedzić Australię i nie zbankrutować? Sprawdzona garść informacji praktycznych!

Łącznie w Australii spędziliśmy 72 dni i przejechaliśmy około 7000 kilometrów – to mniej więcej tyle, ile z Gdańska do Bombaju :). O Australii nie da się napisać całościowo – każdy region był dla nas zupełnie inny i całkowicie różniący się od siebie.  Zmieniały się nie tylko krajobrazy, ale także i język. Bo chociaż wszędzie mówi się po angielsku to nie zawsze da się całkowicie zrozumieć ten słynny australijski akcent. No i to zamiłowanie do skracania nazw, wszystkiego co się da, co niektórzy nawet moje imię skracali do jednej litery – „A”! Korzystając z wolontariatów mogliśmy poobserwować życie w krainie Oz od kuchni (hehe dosłownie) dzieląc się radościami i zmartwieniami z naszymi gospodarzami, co dało nam niebywałą okazję by zżyć się z niektórymi Aussie ( jak pieszczotliwie sami o sobie mówią) bardzo mocno! No ale przejdźmy do konkretów. Bo skoro to czytasz, to oznacza to, że gdzieś po głowie chodzi Ci myśl by przyjechać do tego kraju, wyspy, kontynentu – czyż nie? Nasza trasa podróży Na początek może zabrzmi to trochę pesymistycznie ale Australia nigdy nie będzie tania! Przed wyjazdem mieliśmy pewne obawy jak to będzie z budżetem w tej drogiej Australii – jednak jak się szybko okazało podczas podróży wydawaliśmy tyle co w Azji a nawet mniej! Sami byliśmy tym faktem zaskoczeni! Jak to zrobiliśmy? Pierwszy był reasearch w internecie – kilka godzin spędzonych przed komputerem w poszukiwaniu porad, informacji i wszystko było jasne. Wypróbowaliśmy chyba większość możliwości taniego podróżowania po Australii. Oto kilka naszych sprawdzonych wskazówek jak podróżować i nie zbankrutować w krainie Down Under. Można też boso :) Transport Pociągi i autobusy – są cholernie drogie! Dla przykładu odcinek z Cairns do Brisbane (1700 km) to koszt $200/osobę (prawie 600 zł). Jedynie gdzie opłacało nam się poruszać pociągami to okolice Sydney. Z miejscowości Newcastle do Blue Mountains (270 km) można przejechać na jednym bilecie za $8.40. W innym wypadu raczej nie polecałabym tego środka transportu. Dlatego poniżej polecamy każdy inny środek lokomocji, który prawdopodobnie wyjdzie Was o wiele taniej. Gumtree.com.au – serwis internetowy, który stał się naszym numerem jeden! W zakładce „Community” znajdziecie oferty osób, które proponują podwiezienie w różne miejsca, w zamian za zrzucenie się na paliwo. Jest to rewelacyjna opcja dla ludzi bez samochodu. Można spotkać się z ofertami przejazdów bezpośrednich z miejsca A do miejsca B, ale także z ofertami osób które chcą coś pozwiedzać po drodze. My w ten sposób zjechaliśmy z Darwin, przez Park Narodowy Kakadu, aż do miejscowości Cairns. Później na niektórych odcinkach także korzystaliśmy z tego serwisu i nie zdarzyło nam się, abyśmy nie znaleźli podwózki. Na gumtree można też kupić/sprzedać cokolwiek tylko chcecie! Serwis jest też dobrym źródłem ogłoszeń o pracę. od lewej: samochód jakim podróżowaliśmy z Darwin do Cairns,w środku: road trains czyli pociągi drogowe, nie chcielibyście go wyprzedzać,po prawej: Australijczycy uwielbiają wymyślne rejestracje dla swoich samochodów Autostop – łapaliśmy kilkakrotnie, co prawda na niewielkich dystansach (50-150 km) ale nigdy na poboczu nie czekaliśmy dłużej niż 5 minut. Samochodem = Relocation deals – pisaliśmy o tym sposobie przemieszczenia się tutaj – klik. Przykładowe ceny benzyny (stan na maj-lipiec 2014): Ceny benzyny zależne są od miejsca tankowania. Najdroższa benzyna była na Outbacku. Litr benzyny w miejscowości Matarnka kosztował nas $1.85, w samym sercu Outbacku ceny sięgały $2.10 podczas gdy w miastach na wschodnim wybrzeżu płaciliśmy średnio $1.50. Jedna uwaga, gdy planujecie trasę to koniecznie bierzcie pod uwagę, że nie najlepiej jeździ się nocą. Spora ilość szalonych kangurów oraz innej zwierzyny może stać się na drodze naprawdę groźna. Nam zdarzyło się jeździć po ciemku, ale nie była to z pewnością bezpieczna jazda! Taki mały campervan a mogą w nim swobodnie spać cztery osoby Samolot – Australia to kraj ogromny, dlatego świetnie rozwinięta jest tu sieć lotnisk. Po kraju chyba najtaniej lata Jetstar (polecamy zapisać się na newsletter). Trafiając na promocje można np. z Sydney do Brisbane dolecieć za $50. Z Azji do Australii najtaniej dolecieć liniami AirAsia, my dla przykładu korzystając z promocji dolecieliśmy z Bali do Darwin za $30! Inną tanią linią jest Tigerair. Jeżeli zamierzacie wyskoczyć do Nowej Zelandii polecamy zapisać się na newsletter takich linii jak Jetstar, Air New Zealand, Quantas, Virgin Australia ale także Air China, którą sami mieliśmy okazję na tej trasie lecieć. Rowerem – widzieliśmy paru śmiałków na Outbacku, którzy w upale i pyle często pod wiatr twardo jechali przez busz. Szczerze, to trochę im zazdrościliśmy takiej przygody! Jak marzy Wam się Australia rowerem odsyłamy do bloga www.nagniatamy.com Kupno samochodu – raczej odradzamy. Sami zastanawialiśmy się nad kupnem czegoś niedrogiego, ale po odkryciu serwisu gumtree pomysł ten szybko wyleciał nam z głowy! Po pierwsze trzeba wyłożyć sporo kasy, a jak się później dowiedzieliśmy wcale nie jest tak łatwo później sprzedać ten samochód. Oczywiście co ludzie to opinie, jednak my nie polecamy… Człowiek jak zmęczony to zaśnie praktycznie wszędzie :) Nocleg Hostele – Jako, że korzystaliśmy głównie z namiotu i wolontariatów w hostelu spaliśmy raz :). I dobrze, bo do tanich nie należą. Średnio za osobę w pokoju wieloosobowym trzeba zapłacić od $20-$30. Hostel, w którym spaliśmy nie zachwycił nas niczym szczególnym, musimy powiedzieć, że te w Azji wypadały dużo lepiej i w cenie miały wliczone śniadania! Aha! Warto wiedzieć – zazwyczaj w tego typu noclegach internet jest niestety limitowany, lub dodatkowo płatny. Helpx/Wwoofing – o tej formie podróżowania pisaliśmy już wcześniej (przejdź do wpisu – klik). Jak dla nas numer jeden jeżeli chodzi o zwiedzanie Australii – nie dość, że zaoszczędzisz pieniądze, nauczysz się wielu przydatnych rzeczy, to jeszcze poznasz świetnych ludzi! Praca w ogrodzie i jako opiekunowie – bo my się żadnej pracy nie boimy :) Couchsurfing – co to jest couchsurfing pewnie większość z Was wie (jak nie to zapraszam tutaj – klik). W Australii tylko kilka razy korzystaliśmy z gościnności couchsurferów, jednak nie było to takie łatwe, a szczególnie w większych miastach. No ale jak zawsze jakoś nam się udawało zostać u kogoś na noc :). House sitting  – czyli nic innego, jak opieka nad domem/mieszkaniem lub zwierzętami. Zazwyczaj polega na sprzątaniu domu, pielęgnacji ogrodu czy opiece nad zwierzakami pod nieobecność właścicieli. Idealne rozwiązanie dla poszukujących zaczepienia się w jednym miejscu na dłużej. Często można zobaczyć oferty opieki nad domem na 2-4 miesiące.  Nam tak dobrze szło z wolontariatami, że nie kombinowaliśmy z house sittingiem, ale jeżeli jesteście zainteresowani odsyłam do strony, gdzie można znaleźć oferty – klik. Namiot – przydał nam się szczególnie podczas naszej przygody na Outbacku. W Australii campingowanie to sport narodowy więc pól namiotowych jest całkiem sporo. Istnieje fajna książka, którą można kupić na stacjach benzynowych, w której zaznaczone zostały wszystkie darmowe i płatne campingi w całej Australii. Niestety nie mamy jej w posiadaniu, ale mamy kilka zdjęć z trasy Darwin – Cairns – Sydney, więc jak ktoś potrzebuje to podeślę. Bezpłatne pola namiotowe zazwyczaj wyposażone są tylko w toalety. Czasami można spotkać się z takimi gdzie jest woda pitna a nawet prysznice z ciepłą wodą czy miejscem na grilla. Na tych polach zazwyczaj jest najtłoczniej. Ceny płatnych campingów wahają się w zależności od standardów (czy jest wi-fi, basen itp.). Za nocleg na najtańszych płatnych campingach płaciliśmy $10 za osobę. Na tych bardziej wypasionych zdarzyło nam się zapłacić nawet $25/ osobę – był to nasz  pierwszy i ostatni raz! Dzięki couchsurfingowi oraz wolontariatom poznaliśmy świetnych ludzi! Zakupy spożywcze i nie tylko Zakupy najlepiej jest robić w sklepach sieci Aldi, Woolworths, Coles. Przykładowe ceny produktów ($1 = 2,80 zł): Masło orzechowe (500 gram) $2 – $3, Makaron (500 gram) $1, Zgrzewka wody mineralnej (6 butelek 1,5 litrowych) $5, Wino najtańsze już od $5, Jajka (12 sztuk) $5- $6, Chleb tostowy duży $2 – $3, Baterie AAA (4 sztuki) $5, Snickers (w promocji) 85 centów, Fasolka w puszce $1, Ogórek (1 kg) $2.50, Cebula (1 kg) $3, Mleko (3 litry) $3, Cukier (1 kg) $1.50 Najtańsze są produkty pakowane w duże pudełka, kosmetyki są stosunkowo niedrogie (pasta do zębów $2, mydło $1, szampon do włosów (250 ml) $2). Najwięcej promocji trafia się na słodycze i produkty przetworzone, rzadko kiedy na owoce czy warzywa. Jedynie te, którym kończy się data ważności można kupić w promocji (data ważności na jabłka?!). Lody w wafelku z McDonald kosztują tu tylko 30 centów! Nie wiem czy wiecie ale Australijczycy są  w czołówce najbardziej otyłych ludzi! W sklepach znajdziecie wszystko czego dusza zapragnie, od australijskiego obrzydlistwa jakim jest vegemite po nasze polskie ogórki! Jeżeli chodzi o zakupy innych produktów niż spożywcze to polecamy sklepy Kmart, Target i Big W. Znajdziecie tu wszystko, od sprzętu campingowego (kupicie tu tanie namioty, może nie najlepszej jakości ale zawsze namiot), po sprzęt RTV i AGD i ubrania. Jeżeli poszukujcie sprzętu outdoorowego to polecamy sklepy internetowe, w których często organizowane są wyprzedaże, promocji szukajcie zwłaszcza w sklepach sieci Kathmandu. Zwiedzanie W Australii wstęp do większości parków narodowych czy rezerwatów przyrody jest bezpłatny. Wyjątkiem są miejsca szczególnie chronione (wstęp do Parku Kakadu to koszt $20) czy po prostu mega turystyczne. Jeżeli planujecie snorkeling czy nurkowanie przy Wielkiej Rafie Koralowej przygotujcie się na spory wydatek. Można trochę zaoszczędzić szukając promocji w internecie czy na Gruponie. My polecamy stronę www.bookme.com.au, na której zniżki sięgają nawet 50%! Jeżeli chodzi o muzea czy galerie to spora ich ilość jest także darmowa. Muzea są tu naprawdę dobrze przygotowane i ciekawie zrobione – zainteresują nawet osoby które za nimi nie przepadają :). Inne Z internetem w Australii nie jest łatwo. Po pierwsze prędkość nie zachwyca, a po drugie jest bardzo drogi i często limitowany. Najlepszym miejscem na skorzystanie z sieci są biblioteki, gdzie zazwyczaj dostęp jest darmowy lub McDonaldy. Czasami skorzystać z internetu można w centrum informacji turystycznej. W miastach lub na lotniskach dostępne są hot spoty, jednak nie spodziewajcie się za dużo. Na Outbacku zarówno internet jak i telefony są całkowicie zbędne. Porzuć telefon i komputer! Ciesz się słońcem! Jeżeli chodzi o wybór sieci komórkowej to naszym zdaniem bardzo dobra i tania jest sieć Vodafone. Kartę sim wraz z $20 na koncie można kupić za dokładnie tą samą cenę. Kartę jak i doładowania można kupić w centrach handlowych. Do kupna karty sim był nam potrzebny paszport! Jeżeli chodzi o wizę turystyczną, to można ją zdobyć za pośrednictwem internetu w 24 godziny. Więcej informacji tutaj – klik  Jedna i podstawowa zasada – by zaoszczędzić w Australii trzeba mieć po prostu sporo czasu! Dlatego planując podróż weźcie ten fakt pod uwagę. Śpiesząc się tracimy zazwyczaj więcej pieniędzy i to nie tylko w Australii… podróżuj powoli = więcej zaoszczędzonych pieniedzy The post Jak zwiedzić Australię i nie zbankrutować? Sprawdzona garść informacji praktycznych! appeared first on Złap Trop.

6 sposobów na lepsze zdjęcia z wakacji

career break

6 sposobów na lepsze zdjęcia z wakacji

Gruzja: rowerowy poradnik

Podróże rowerowe

Gruzja: rowerowy poradnik

Podróżniczo

Poradnik taniego podróżowania – jak podróżować, żeby nie zbankrutować? cz. 2

W drugiej części poradnika o tanim podróżowaniu chciałabym przedstawić Wam przede wszystkim informacje związane z planowaniem wyjazdu, pakowaniem oraz samym pobytem. Tym, którzy nie mieli okazji przeczytać 1 części, przypominam, że było w niej o szukaniu tanich przelotów oraz taniego noclegu >> Pakowanie, czyli dlaczego warto wybrać bagaż podręczny? Decyzja o bagażu zazwyczaj zapada w momencie zakupów biletów lotniczych. Jeśli podróżujecie tanimi liniami lotniczymi, to podane na stronach ceny będą bez bagażu głównego (rejsowego), wyłącznie z bagażem podręcznym. Jeśli znaleźliście fajną i tanią opcję w liniach regularnych to zazwyczaj bagaż rejsowy jest już wliczony w cenę biletu. Decyzja o bagażu jest bardzo indywidualną sprawą i zazwyczaj wiąże się z tym, jak daleko i na jak długo planujemy podróż. Jednak przed podjęciem decyzji o wyborze bagażu warto sprawdzić, jakie wymiary oferują wybrane przez Was linie lotnicze. Osobiście jestem zwolenniczką podróżowania wyłącznie z bagażem podręcznym. Doszłam już do wprawy pakowania wszystkiego w jedną walizkę (podczas tygodniowego wyjazdu, łącznie z komputerem i aparatem). A oto dlaczego wolę podróżować z bagażem podręcznym: oszczędność pieniędzy – nie muszę płacić za bagaż rejsowy, który w tanich liniach kosztuje bardzo dużo (czasami nawet kilka razy więcej niż sam bilet), oszczędność czasu – nie muszę być 2 godziny przed wylotem na lotnisku, żeby nadać bagaż rejsowy. Wystarczy jak przyjadę godzinę przed i od razu udam się do kontroli bezpieczeństwa, ograniczenie ryzyka zgubienia bagażu przez linie lotnicze – jeśli nie nadajemy bagażu rejsowego, to nie ma szansy, że linia zgubi nasz bagaż – chyba, że sami zostawimy go na lotnisku przemyślane pakowanie – w bagażu podręcznym mamy ograniczoną ilość miejsca. Dlatego przed spakowaniem kolejnej pary spodni lub bluzki – trzy razy pomyślimy czy na pewno to nam się przyda. Dotyczy to głównie pań, które mają tendencje do brania za dużo rzeczy ;). Musimy także pamiętać, że w bagażu podręcznym mamy ograniczoną liczbę płynów (max 1 litr, a buteleczki z kosmetykami nie mogą być większe niż 100 ml). Jeśli zdecydujemy się na bagaż podręczny, to pamiętajmy, że większość linii lotniczych daje możliwość dokupienia bagażu rejsowego w momencie, gdy dokonujemy odprawy on-line. Więc zawsze mamy szansę jeszcze zmienić zdanie :). Planowanie wyjazdu Gdy już kupiliśmy bilety lotnicze, wiemy, gdzie będziemy spać i w co się spakujemy, przyszedł czas na zaplanowanie wyjazdu. Czasami zdarza się tak, że część spraw musimy załatwić jeszcze przed wyjazdem. Do takich na pewno należy komunikacja z lotniska do miejsca zakwaterowania. Najczęstszym sposobem jest oczywiście komunikacja miejska, ale jeśli przylatujemy w środku nocy i autobusy/pociągi już nie kursują, to mamy dwie opcje: wybieramy taksówkę, która zazwyczaj jest bardzo droga (zwłaszcza w krajach europejskich), wykupujemy transfer. Na przykładzie mojego kwietniowego wyjazdu na Kos, kiedy przylot był o godzinie 19:30 i już nie kursowały autobusy, wybrałam wcześniejsze kupno transferu. Rozważając różne opcje (w tym transfer Ryanair czy TravelRepublic) ostatecznie zdecydowałam się na Resorthoppa. Transfer w dwie strony kosztował ok. 45 zł (czyli niecałe 11 euro). Cena zdecydowanie niższa niż za podróż taksówką, a usługa taka sama – zostałam odwieziona bezpośrednio do hotelu. To jest tylko przykład tego, że warto przygotować się wcześniej do wyjazdu i sprawdzić czy np. po przylocie będziemy mieli jak dojechać do miejsca zakwaterowania. Zaplanowanie wyjazdu jest o tyle ważne, że później, na miejscu nie jesteśmy zaskoczeni wydatkami oraz mniej więcej wiemy jak przygotować się finansowo na taką podróż. W moim przypadku, kiedy jadę gdzieś sama, staram się rozplanować pobyt i odwiedzić możliwie, jak najwięcej miejsc. Pobyt, czyli co kraj to obyczaj Bez względu na to czy jedziemy do kraju europejskiego, czy do dalekiej Azji, Afryki albo Ameryki, powinniśmy przygotować się do wyjazdu. Warto wcześniej poczytać podróżnicze fora internetowe, gdzie znajdziemy wiele przydatnych informacji m.in. o komunikacji miejskiej, cenach biletów, restauracjach godnych polecenia czy samym zwiedzaniu. Jedzenie Kluczowym i zazwyczaj najdroższym elementem podróży jest wyżywienie. Lecąc do kraju europejskiego, musimy liczyć się ze znacznymi różnicami w cenach w porównaniu z Polską. Są tacy, którzy nie podróżują po to, aby spróbować lokalnych przysmaków i pozostają wierni “sieciówkom”, które oferują takie same posiłki na całym świecie. Dla innych, podróż do dalekiego kraju oznacza zasmakowanie lokalnych potraw i zupełnie nowych smaków. Najlepszym sposobem byłoby połączenie – jem tanio, próbując tradycyjnych przysmaków. Dla mnie kulinarne doznania są nierozłącznym elementem każdej podróży. Warto, na etapie szukania noclegu, zorientować się czy dany hotel oferuje wyżywienie, jeśli tak to jakie i w jakiej cenie. Czasami, jeśli cena jest atrakcyjna warto skorzystać z oferty posiłków – śniadań lub śniadań i obiadokolacji, a w ciągu dnia odwiedzić lokalne restauracje lub zaopatrzyć się w jakieś przysmaki w sklepach. Jeśli wpasujemy się w godziny lunchowe, to mamy szansę na korzystniejsze ceny. Bowiem coraz więcej miejsc oferuje specjalne zestawy w promocji, w wyznaczonych godzinach. Dla tych, którzy liczą w podróży każdy grosz – odradzam kupowanie napojów w restauracjach. Z reguły są one dwa lub trzy razy droższe niż w sklepie. Transport publiczny Komunikacja na miejscu jest kolejnym wydatkiem, którego nie unikniemy. Bez względu na to czy zdecydujemy się na podróżowanie transportem publicznym czy wynajmiemy samochód, dobrze jest przed wyjazdem sprawdzić, z jakimi kosztami musimy się liczyć. Zazwyczaj wynajęcie samochodu będzie droższym rozwiązaniem, ale nie zawsze. Jeśli jedziemy większą grupą, przed lub po sezonie, to możemy trafić na okazję i wynająć auto w cenie od 25 euro/dzień. Dzieląc tę kwotę na 4 osoby, wychodzi 6,25 euro + paliwo i nie jesteśmy ograniczeni rozkładem jazdy autobusów, a także dojedziemy w mniej niedostępne miejsca. Jednak wynajęcie auta jest dobre w przypadku, gdy podróżujemy w większej grupie. Jeśli jedziemy sami, to dużo korzystniej jest zorientować się w jakich cenach są bilety komunikacji miejskiej i zaopatrzyć się w odpowiednią ilość (lub wykupić bilet czasowy, np. siedmiodniowy). Zwiedzanie Kolejnym punktem podróżowania jest zwiedzanie. Jest to mój ulubiony punkt każdego wyjazdu.  Przede wszystkim dlatego, że główną trasę i najważniejsze miejsca mogą zaplanować jeszcze przed podróżą. Za każdym razem zaopatruję się w przewodnik książkowy (kieszonkowy, żebym mogła spakować go ze sobą) oraz przeglądam internet w poszukiwaniu najbardziej praktycznych informacji. Do najważniejszych informacji mogę zaliczyć to, co warto w danym miejscu odwiedzić. Oczywiście opinie są różne, ponieważ nie każdemu musi podobać się to samo. Dlatego staram się mieć w głowie to, co piszą inni, ale nie sugerować się aż tak bardzo tymi opiniami i mimo wszystko odwiedzić te miejsca, która wydają mi się ciekawe. Nie warto ograniczać się tylko i wyłącznie do zabytków, ale także zwrócić uwagę na otaczającą nas naturę i przyrodę. Często jest ona różnorodna i niespotykana w rodzimym kraju. Odwiedzając kościoły, muzea i inne tego typu zabytki, warto zorientować się czy i kiedy można zwiedzić je za darmo. Zniżki dla turystów Często istnieje możliwość wykupienia specjalnych kart dla turystów, które łączą w sobie zniżki na transport, atrakcje turystyczne i restauracje. Jeśli w danym mieście zamierzamy spędzić kilka dni, a przy tym poruszać się komunikacją, warto rozważyć zakup takiej karty. Jeśli jesteście studentami, to możecie zaopatrzyć się w kartę EURO26 czy ISIC , które także umożliwiają uzyskanie zniżki w wybranych sieciach restauracji.

wszedobylscy

Gozo znaczy radość. Krótki poradnik, co warto zobaczyć na wyspie.

Uroczo leniwa i słoneczna wyspa na Morzu Śródziemnym, w połowie drogi między Europą a Afryką. Co oferuje Gozo przybyłym? Piękną pogodę, niezapomniane widoki i chwilę wytchnienia.   Wyspa Gozo, czyli co warto zobaczyć Tak, zdecydowanie lubimy kameralne miejsca. Takie, które nie zostały jeszcze opanowane przez tłumy turystów kurczowo trzymających aparaty w rękach i pędzące wycieczki, Post Gozo znaczy radość. Krótki poradnik, co warto zobaczyć na wyspie. pojawił się poraz pierwszy w Wszędobylscy .

Travelerka

Chorwackie informacje praktyczne

Tym razem w praktycznej odsłonie zamieszczam Chorwację. Kraj bardzo popularny wśród Polaków, a jednak wcale nie tak łatwo ustrzelić o nim garść praktycznych informacji. Mam zatem nadzieję, że wpis się przyda, zwłaszcza przed organizowaniem samodzielnego wyjazdu. Wszystkie dane pochodzą z czerwca 2014 r. WIZA: dla obywateli Polski nie jest wymagana; wjazd odbywa się na mocy…

loswiaheros

Fotozagwozdka wakacyjna: Trzy obiektywy vs. jeden uniwersalny – co wybrać?

Temat wraca jak bumerang przed każdym wyjazdem – jaki zabrać obiektyw do aparatu? Dla nas zdjęcia to bardzo ważna część podróży, ale ciężar i wygoda też odgrywają sporą rolę, wiec kombinujemy, zastanawiamy się i przewidujemy – co się może przydać bardziej: lekka stałka, szeroki kąt czy teleobiektyw? Ostatnio pojawiła się inna, ciekawa opcja… Od kiedy ... The post Fotozagwozdka wakacyjna: Trzy obiektywy vs. jeden uniwersalny – co wybrać? appeared first on LosWiaheros.

Travelerka

10 błędów w planowaniu podróży

Nie uważam się ani za wytrawnego podróżnika, ani wszędobylskiego globtrotera. Nie jestem też kobiecym wcieleniem Indiany Jonesa (czego żałuję niezmiernie), ani nieco młodszą wersją Pawlikowskiej. Nigdy z resztą nie pretendowałam do bycia kimś takim. Jedyne, co z całą pewnością mogę powiedzieć o sobie to to, że kocham podróże. Wszystkie, bez wyjątku. Przemieszczanie się to moja pasja. Uwielbiam latać, jeździć samochodem, wysiadywać…

Poradnik taniego podróżowania – jak podróżować, żeby nie zbankrutować? cz. 1

Podróżniczo

Poradnik taniego podróżowania – jak podróżować, żeby nie zbankrutować? cz. 1

loswiaheros

Podróż po powrocie do domu

Pamiętam dobrze, jak wielką trudność sprawiało mi kilka lat temu przyjeżdżanie do nieznajomych ludzi i spanie u nich. Z jednej strony czułem, że się komuś narzucam i przeszkadzam, a z drugiej strony nasza kultura samowystarczalnych ludzików Zachodu wpaja nam przecież, że prosić to tak jakby pokazać, że jesteśmy słabsi, gorsi… nie do końca zaradni, ale ... The post Podróż po powrocie do domu appeared first on LosWiaheros.