lumpiata w drodze

266. Kot Seba Wielki

Około trzeciej obudziło nas miauczenie. Regularne, ciche, jakby wzywające, ale niekoniecznie na pomoc. W pierwszej chwili chciałam zlekceważyć, bo nocą koty harcują, ale miauczenie było wyraźnie komunikacyjne. "Wstawaj, Babo, musimy pogadać." Podniosłam głowę. Kot Seba, nasz ukochany grubasek, który ledwo co jest w stanie wskoczyć na parapet, bo brzuchem szura po ziemi, kot, który najbardziej

,,Bezpieczna przystań” Nicholas Sparks

SISTERS92

,,Bezpieczna przystań” Nicholas Sparks

Muzeum w Bramie Frydlandskiej w Kaliningradzie

SISTERS92

Muzeum w Bramie Frydlandskiej w Kaliningradzie

Najbardziej romantyczne miejsca na Bałkanach + KONKURS

BAŁKANY WEDŁUG RUDEJ

Najbardziej romantyczne miejsca na Bałkanach + KONKURS

POJECHANA

Chodź, przejdziemy się na to wzgórze

Od trzech dni stacjonowaliśmy pośrodku ciągnącego się kilometrami wzdłuż granicy boliwijsko- chilijskiej piaszczystego pustkowia (najbliższym nam miasteczkiem było graniczne Pisiga), które nieudolnie próbowało pełnić funkcję pola uprawnego dla podobno popularnego warzywa, o którym nigdy wcześniej nie słyszałam, czyli quinoa (po polsku komosa ryżowa) i pastwiska dla lam, które raczej nie miały tu szansy nabawić się nadwagi. Adrien wdrapywał się na okoliczne szczyty i lądował tuż koło naszego obozowiska, gdzie ja zasłużenie relaksowałam się po wejściu na swój pierwszy pięciotysięcznik- wulkan Tunupa, zbierałam siły na kolejny trekking i jak przykładna żona serwowałam obiadki w postaci makaronu z tuńczykiem w sosie pomidorowym (na który po opuszczeniu Boliwii już chyba nigdy nie będziemy chcieli nawet patrzeć). I tak czwartego dnia, zaraz po śniadaniu, gdy wystawiając twarze do słońca piliśmy poranną kawę, Adrien wskazał ruchem głowy na oddaloną o kilka kilometrów górę: – A może przejdziemy się na to wzgórze? – dokładnie tak powiedział, „wzgórze”. – Teraz? – upewniałam się, mierząc wzrokiem nasz potencjalny cel. – Jak dopijemy kawę – odpowiedział zaciagając się papierosem. – Ok, czemu nie – odparłam bez wahania. Pół godziny później, uzbrojeni w kije trekkingowe, goratexowe kurtki i termos gorącej herbaty, maszerowaliśmy przez piaszczyste fałdy w kierunku naszego „wzgórza”. Minęliśmy kilka lam, gdy doszliśmy do drogi minęła nas nawet jedna ciężarówka. Po około godzinie szybkiego marszu stanęliśmy u podnóża góry. Stąd wydawała się jakaś wyższa i bardziej stroma niż znad kubka porannej kawy, ale słowo się rzekło, idziemy. Nie dopatrzyliśmy się żadnej ścieżki na szczyt (no bo i po co ktoś miałby wchodzić na taką górę stojącą pośrodku niczego, gdy wokół tyle podobnych, też zupełnie nikomu nieprzydatnych gór), więc sami wyznaczyliśmy sobie drogę, między kolczastymi krzewami, uważnie stąpając by wraz ze skalnymi odłamkami nie osunąć się w dół, jak lama, na której szkielet z tragicznie połamanymi nogami natknęliśmy się na zboczu. Nad naszymi głowami krążyły olbrzymie kondory, zimny wiatr wiał coraz gwałtowniej, gdy oddychając coraz ciężej, coraz drobniejsze kroki stawiając, sunęliśmy w górę. Ostatnie 200, może 300 metrów do szczytu wspinaliśmy sie po olbrzymich głazach- jakby jakiś znudzony  olbrzym zrzucił ze szczytu swoje kamienne klocki. Gdy dotarliśmy do celu, wiedziałam, że to nie było „wzgórze”, pomiar wysokości GPSem tylko potwierdził moje przypuszczenia: staliśmy właśnie na 4800 metrach. To tyle co najwyższy szczyt Europy. Widoki były przepiękne, ale Adrien mnie poganiał, bym zaczęła już schodzić w dół. Jako że nasze pośniadaniowe wzgórze okazało się całkiem pokaźną górą, wejście zajęło nam dużo więcej niż początkowo zakładaliśmy i nie zostało nam zbyt wiele czasu do zachodu słońca, a my, jako że poszliśmy tylko na spacer, nie zabraliśmy ze sobą ciepłych kurtek, a przede wszystkim nie wzięliśmy latarek. Słońce schodziło coraz niżej, nie mieliśmy wyboru- trzeba było schodzić jak najszybciej, póki jest jeszcze widno. Nasza droga w dół przypominała bieg z przeszkodami- zjeżdżaliśmy na butach, gdy poczuliśmy odrobinę miękkiego podłoża, przeskakiwaliśmy większe głazy, biegliśmy po stromym zboczu asekurując się kijkami trekkingowymi. Nagle krążący nad nami gigantyczny kondor gwałtownie zniżył lot, widząc że kieruje się na mnie usiadłam ze strachu i zakryłam rękami głowę. – Wstań! Wstań i podnieś ręce do góry, musisz wyglądać na dużą! – krzyknął Adrien –  Chyba nie chcesz żeby ptaszysko wzięło cię za małego wystraszonego królika? –  dodał z bardzo poważną miną, a ja (wstając rzecz jasna) parsknęłam śmiechem, choć kilka sekund temu wcale mi do śmiechu nie było. Gdy słońce schowało się za horyzontem, szliśmy juz na przełaj przez piaszczyste nieużytki. Raz, dwa, trzy! I zrobiło się ciemno, jakby ktoś przełączył pstryczek. Brnęliśmy w czarnej jak atrament nocy coraz bardziej trzęsąc się z zimna. Ledwo co mogliśmy dojrzeć zarys otaczających nas gór. Ciemno, i strasznie tak jakoś, i zimno. Bałam się powiedzieć głośno co mi krążyło po głowie: przecież my w tych ciemnościach nie mamy szansy znaleźć stojącego zupełnie po środku niczego, w szczerym polu, na końcu świata, w czarnej, za przeproszeniem, dupie samochodu! I wtedy nad horyzontem ukazała się świetlista łuna, i wtedy zza horyzontu powoli zaczął się wyłaniać księżyc. Okrągły, jasny, piękny. Samochód stał kilkadziesiąt metrów za naszymi plecami (zdążyliśmy już go minąć), a w nim ciepłe ubrania, herbata i makaron z tuńczykiem. Trasę podróży A&A dookoła świata możesz śledzić TU. Podoba Ci się? Daj lajka, podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy. Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera! Post Chodź, przejdziemy się na to wzgórze pojawił się poraz pierwszy w Pojechana.

Wybrzeże Amalfi – lista sprawdzonych restauracji

ITALIA BY NATALIA

Wybrzeże Amalfi – lista sprawdzonych restauracji

Każdy, kto przyjeżdża do Italii chce spróbować osławionej - i uznawanej za najlepszą na świecie - włoskiej kuchni. Czy w kraju o tak bogatych tradycjach kulinarnych można zjeść niesmacznie? Niestety tak, sama parę razy wtopiłam. Dlatego zawsze bardzo chętnie podaję na blogu namiary na miejsca, w których przeżyłam niezapomnianie chwile, zarówno jeśli chodzi o noclegi, aktywne spędzanie czasu, jak i gastronomię. W tym poście przedstawię Wam sześć sprawdzonych przeze mnie restauracji na Wybrzeżu Amalfi, w których pyszne jedzenie jest tylko jedną z atrakcji, obok fajnego klimatu i pięknych widoków. Zapraszam! Source: Italia by Natalia

Co warto zobaczyć w Wakayama?

Gaijin w podróży

Co warto zobaczyć w Wakayama?

Mallorca West / Majorka Zachód

KANOKLIK

Mallorca West / Majorka Zachód

Kami and the rest of the world

Visiting Beirut: how is the capital of Lebanon?

What image do you have in your mind when you think of Beirut, Lebanon? I bet the majority of you think of the dangerous, war torn country that now is flooded with refugees and garbage. That’s the stereotype we hear about Lebanon and that’s what the media tell us. Even if I always half believe […] Post Visiting Beirut: how is the capital of Lebanon? pojawił się poraz pierwszy w Kami and the Rest of the World.

RUSZ W PODRÓŻ

Wegańskie restauracje w Barcelonie – kulinarny przewodnik dla wegan i wegetarian

Choć w mniejszych katalońskich miejscowościach z wegańskim, a nawet wegetariańskim, jedzeniem był problem to Barcelona okazała się w tym kontekście rajem. Szukałam online, chodziłam i próbowałam. I znalazłam kilka prawdziwych perełek, w których spróbujecie nie tylko tradycyjnych katalońskich i hiszpańskich pyszności w wersji wegańskiej, ale też poznacie nowe smaki. Zapraszam Was na spacer po wegańskiej […] Zobacz również: Najdziwniejsze potrawy świata Szwajcarska mentalność W pogoni za muzyką

lumpiata w drodze

265. Nie poszłam.

Wczoraj nie poszłam na marsz KOD. Nie poszłam na imprezę urodzinową na plaży. Nie poszłam na koncert na placu Defilad, a grało Voo Voo i Nosowska. Nie poszłam na Orange Festiwal, choć w lineupie byli Skunk Anansie. Nie poszłam na piknik Ochocian w Parku Wielopolskim. Nie poszłam na noc bibliotek, ani na afterparty gdzieś nad rzeką. Nie poszłam na Targ Nocny na Dworcu Głównym i na Pchli Targ przy

Muzeum w Bramie Królewskiej w Kaliningradzie

SISTERS92

Muzeum w Bramie Królewskiej w Kaliningradzie

Nie wrócę Phuket. Oto dlaczego.

career break

Nie wrócę Phuket. Oto dlaczego.

qbk blog … photoblog

Wszyscy dla Wolności

Marsz pod hasłem „Wszyscy dla WOLNOŚCI!” zorganizowany przez Komitet Obrony Demokracji pod patronatem Prezydentów Lecha Wałęsy, Aleksandra Kwaśniewskiego i Bronisława Komorowskiego. Według szacunków ratusza w marszu uczestniczyło około 50 tysięcy ludzi. Warszawa, 4 czerwca 2016

Dlaczego chciałybyśmy zamieszkać w Rosji?

SISTERS92

Dlaczego chciałybyśmy zamieszkać w Rosji?

Travelerka

Boisz się kleszcza?

Na świecie żyje ich około dziewięciuset gatunków. W Polsce – dziewiętnaście. Roznoszą niemal trzydzieści różnych chorób zakaźnych. Uwielbiają wszelkiego rodzaju zarośla, łąki, pola oraz lasy. Nie pogardzą wygodnym domkiem w pobliżu niewielkiego zbiornika wodnego. Wprost ubóstwiają paprocie. Nie mogą się obejść bez leszczyny, czarnego bzu czy krzaczków jeżynowych. Kleszcze. Małe podstępne bestie. Gdyby nie były…

Łódź

Zastrzyk Inspiracji

Łódź

KOŁEM SIĘ TOCZY

Szlak Orlich Gniazd, milczący rezerwat i kontrowersyjnie piękny Zamek Bobolice

Czas na drugą część Jurajskich ciekawostek, informacji i widoków. Po pierwszym rewelacyjnym fragmencie od Pustyni Błędowskiej do okolic Zamku Bąkowiec, przychodzi czas na drugą część naszej wycieczki rowerowej przez Jurę. Tego dnia zobaczyliśmy chyba jeszcze więcej ciekawych miejsc, zamków i atrakcji, z których Jura Krakowsko-Częstochowska słynie. Przeczytacie też nieco o historii Orlich Gniazd, Poranek nie był jednak zbyt The post Szlak Orlich Gniazd, milczący rezerwat i kontrowersyjnie piękny Zamek Bobolice appeared first on Kołem Się Toczy.

Kierunek – Szkocja!

Ale piękny świat

Kierunek – Szkocja!

Klamka zapadła – dziś kupiłam bilet. Zatem już wkrótce mój bambusowy rower i ja wyruszymy w podróż do Szkocji! Kiedy jakieś miejsce wejdzie mi w głowę, to prędzej czy później znajdę jakoś drogę, żeby tam dojechać. Takim miejscem była niewielka osada z czasów neolitu płożąca po ziemi gdzieś nad brzegiem morza. No właśnie, gdzie? Długo szukałam miejsca, w którym zrobiono tę fotografię. Aż pewnego dnia na stronie National Geographic znalazłam. Malownicza osada nosi nazwę – Scara Brae! Dalej poszło już bardzo prosto, bo Wikipedia i wujcio Google wiedzą całkiem sporo. Zatem Scara Brae znajduje się w Bay of Skaill na wyspie Mainland należącej do Archipelagu Orkad w północnej Szkocji. Powstała ponad 5000 lat temu. Lud, który zamieszkiwał te tereny. pozostawił po sobie kilka kamiennych wiosek, grobowców i kręgów. To było do przewidzenia. Poczułam potrzebę zobaczenia tamtych miejsc. A że zawsze wychodzę potrzebom naprzeciw, znowu zasięgnęłam opinii wujka Google. Tym razem chciałam się dowiedzieć, co wie na temat dojazdu. Natychmiast dostałam odpowiedź: – Ląduj w Aberdeen, a potem jakoś się przebij około 300 km na północ. – Dziękuję wujku. Powiedz mi jeszcze, ile mnie ta podróż wyniesie? – Dużo.To było brutalne! Więcej na ten temat z Googlem rozmawiać nie będę! Zatem włożyłam pomysł do szuflady z napisem „oczekujące” i czekałam na sprzyjające warunki”. Pomysł więc leżał i leżał i powoli zaczynał zapuszczać korzenie, kiedy nagle pojawił się płomyk nadziei. Właśnie zaczynałam budować bambusowy rower i bardzo chciałam dokądś na nim pojechać. Może do Szkocji? Sprawdziłam scieżki rowerowe. Sieć rowerowych tras w Szkocji wygląda naprawdę imponująco, a Route 1 wiedzie prosto z Aberdeen do Scara Brae. Po drodze mija Loch Ness. Skoro mam już trasę, to teraz zobaczę na street view jak wyglądają te drogi. No nie! Na każdej fotografii zanosiło się na deszcz. Każde było szare i puste – bez domów, ludzi... Stanowczo, nie miałam wówczas nastroju na samotność, deszcz i zimno, więc pojechałam do Iranu, a Szkocja wróciła do szuflady. W tym roku znowu ją wyciągnęłam. – Jeśli pojadę w lecie, to nie będzie tak źle... – pomyślałam, dodając do aplikacji z prognozą pogody Aberdeen. Spojrzałam na temperatury i... – Jest źle. – przyznałam. Tydzień temu temperatura wyniosła 6 st. C. Na szczęście rośnie. Dziś słupek rtęci wzniósł się na wysokość 12 st. C. podczas gdy w Warszawie na 22 a w Isfahanie na 34 st. C. Cóż, niech rośnie i ściga się z najlepszymi! Jadę na przełomie lipca i sierpnia, więc może jeszcze zajdą jakieś pogodowe zmiany na lepszze. Z tą myślą przystąpiłam do zakupu biletu. Na wyszukiwarce tanich lotów znalazłam samolot, odznaczyłam wszystkie opcję, kliknęłam, chcę płacić, gdy... Strona przełącza mnie na stronę mojego banku. Niedobrze, bo nie pamiętam hasła, a do domu wrócę dopiero za kilka godzin. ... Dzwonię do Reginy – autorki bloga http://nawschodzie.blox.pl/htmla prywatnie mojej sąsiadki, która posiada zapasowy komplet kluczy do mojego mieszkania.– Jesteś w domu?– Jestem.– Potrzebuję karty kodów z chałupy...– Nigdzie nie wychodzę, mam bardzo pilną robotę!– Ale ja mam otwartą transakcję...– No dobra, kupię za ciebie, wieczorem mi oddasz. W ten sposób dzięki Reginie mam bilet. Kiedy tylko przyszło potwierdzenie rezerwacji, napisałam do Darka Fedora – redaktora naczelnego magazynu Kontynenty. Że jadę, że na bambusowym rowerze, że już wkrótce i czy wciąż aktualna jest propozycja objęcia wyjazdu patronatem medialnym Kontynentów? Nie czekałam długo na wiadomość od Darka. Zatem mojej podrózy do Szkocji patronuje medialnie magazyn KONTYNENTY! Bardzo się cieszę!Teraz nie pozostaje mi nic innego jak szykować się do podróży. Wiem czego spodziewać się po kamieniach, mam nadzieję, że pogoda będzie dla mnie łaskawa, Ale jakich ludzi spotkam po drodze? Nie mogę się doczekać, by się o tym przekonać! 

,,W cieniu prawa” Remigiusz Mróz [Premiera: 15.06.]

SISTERS92

,,W cieniu prawa” Remigiusz Mróz [Premiera: 15.06.]

Obserwatorium kultury i świata podróży

Wariacje kulinarne w Barcelonie

Słodkie łączyli ze słonym. Szukanie dobrej Paelli bywało wyzwaniem, a żeby jeszcze w dobrej cenie to już przygoda! Chciałyśmy lampkę Sangrii, dostałyśmy 0.7 l trunku. Jedzenie w Barcelonie wspominam wesoło. Zaczęło się od kosztowania tapas. Bywało z nimi różnie. Przystawki bywały zwykłymi frytkami czy chipsami, no to trzeba było intensywnie szukać. Wiecie jak to jest, jak się chce to się da.  No to jemy! Będąc w Barcelonie koniecznie trzeba się przejść na największy targ żywieniowy koło La Ramblii. Fajnie też zjeść paellę (patelnię ryżu podawaną przeważnie z warzywami lub mięsem, bądź tym i tym z sosem). Danie to pochodzi z Walencji i opiera się na ryżu z dodatkami. Mogą to być także owoce morza. Hiszpanie zazwyczaj jedzą ją na obiad, bo uznają że na wieczór to za ciężkie danie. Uważaj na tapas O tapas jest osobny wpis dostępny TUTAJ. Trzeba na nie uważać bo możesz dostać na talerzu zestaw frytek z oliwą albo kawałki kurczaka. Hiszpanie lubią celebrować jedzenie jak Włosi. I mogą jeść i jeść. A ja nie raz takim tapas się już najadłam. Kosztuj wszystko co Ci przypadnie do gustu Nie ma co się bać. Trzeba skosztować pięknie wyglądających bagietek. Kolorowych świeżych soków. Lodów i ciastek, które od razu widać, że są bardzo kaloryczne. Polecono nam ciasteczka wyglądające jak nasze faworki do kawy. Podobno jakiś hiszpański specjał. I były te ciasteczka bardzo słodkie ale smaczne. Sangria! Ja można pic litrami. Podana z świeżymi cytrusami smakuje niebiańsko. Chciałyśmy zamówić małą lampkę. Podano nam wino w kieliszkach mierzących 0,7l ! Z piw polecam San Miguel. Zwracajcie uwagę także na ceny. Bywa, że na La Ramblii paella kosztowała od 12 do 25 euro. Jakiś kosmos! Tak samo zauważyłam, że bagietki sprzedawane jako gotowe kanapki (przepyszne!) sprzedawane były tylko w ścisłym centrum. Już na obrzeżach miasta ciężko było na nie trafić. A całość naszych kulinarnych wojaży możecie zobaczyć na poniższym filmiku: Kategoria: Podróże Tagged: co jeść w barcelonie, jedzenie barcelona, paella, piwo san miguel, sangria w barcelonie, targ w barcelonie

Survivalowa majówka z Keen Polska, czyli o tym, jak ruda zamieszkała w jaskini

BAŁKANY WEDŁUG RUDEJ

Survivalowa majówka z Keen Polska, czyli o tym, jak ruda zamieszkała w jaskini

lumpiata w drodze

265. O byciu dobrym.

Kiedyś myślałam, że w dniu sądu ostatecznego każdy będzie podchodził do wielkiego drewnianego biurka (to było w czasach przedkomputerowych) i będzie mu jakiś ktoś (pewnie Św, Piotr, ale może Św. Piotrzyca też) wyliczał wszystkie dobre i złe czyny, taką inwentaryzację zrobi, a potem się okaże, czy bilans jest na plus czy na minus i czy mam iść do nieba czy wręcz przeciwnie. Wyobrażałam sobie te

Latarnia morska w Kaliningradzie

SISTERS92

Latarnia morska w Kaliningradzie

Powidoki. Piotr Strzeżysz – recenzja książki

Obserwatorium kultury i świata podróży

Powidoki. Piotr Strzeżysz – recenzja książki

BANITA

Street art w Brighton

Brighton to nie tylko Brighton Pier, fish and chips, kupione w jednej z budek, stojących przy wejściu na molo, czy spędzanie czasu w „pałacu uciech”  i przegrywanie pieniędzy w „jednorękiego” lub korzystanie z atrakcji lunaparku ustawionego na końcu mola. Brighton ma do zaoferowania znacznie więcej niż tanią rozrywkę w postaci lunaparku. Na mnie zrobiło wrażenie miasta z artystycznym zacięciem: liczne festiwale muzyczne, wystawy fotografii, spektakle teatralne i dość mocno wpisana w miasto […] The post Street art w Brighton appeared first on B *Anita.

Sistersowe polecajki #47

SISTERS92

Sistersowe polecajki #47

Kopenhaga

MAGNES Z PODRÓŻY

Kopenhaga

Rodzinna wycieczka na Dzień Dziecka ze Stena Line

wszedobylscy

Rodzinna wycieczka na Dzień Dziecka ze Stena Line

TROPIMY PRZYGODY

Dzieciństwo, którego nie będzie

Nie będę zbytnio odkrywczy pisząc, że podróżowanie to nie tylko plaża, palmy, uśmiech od ucha do ucha i same radosne dni. Nie, jeśli jeździmy z oczyma szeroko otwartymi. W krajach, po których podróżujemy wiele rzeczy nas smuci, irytuje, drażni a nawet porządnie wnerwia. Dziś będzie o jednej z nich. Czasami będzie to zawyżanie cen przez miejscowych w sposób nieprzyzwoity. Czasami fakt, iż każdego dnia jakiś palant może nas przejechać, bo on, wielki Pan jedzie autem („bo go stać”), a Ty, plebs, akurat ośmielasz się przechodzić przez jezdnię. Czasami może to być kompletna niedbałość o środowisko i zdrowie innych ludzi. Są jednak […] Artykuł Dzieciństwo, którego nie będzie pochodzi z serwisu Tropimy Przygody.