Obserwatorium kultury i świata podróży

Tapas – czyli smakuję Hiszpanii

Tapas to inaczej niewielkie przekąski zwane przystawkami w Hiszpanii. Będąc w Barcelonie każdy Bar był obklejony kolorowymi propozycjami tapas na tysiąc sposobów. Z kim nie rozmawiałam to mówił, że koniecznie muszę skosztować hiszpańskich tapas! Tylko wiecie co, trzeba uważać. A dlaczego? a przeczytajcie … Czekam na ten moment, kiedy żołądek zakomunikuje – JEŚĆ- Nie mam za bardzo pomysłu co mogę zamówić. Dlatego szwendając się po Barcelonie uznałam z Magdą, że od baru do baru przyjrzymy się tym tapas i w końcu jakieś wybierzemy. No i tak chodzimy, szukamy! Zaczynamy wydziwiać, bo właściwie to chcemy skosztować wszystkich propozycji, a co ciekawsze większość MENU jest tylko po hiszpańsku, czyli za wiele z niego nie wiemy. Nie każda przystawka oznacza wypas! No dobra, zamawiamy! Wydaje nam się, że zamówiłyśmy chleb z czosnkiem, chyba frytki i coś co ma być tortillą. Okazuje się, że dostajemy chipsy, kawałek czegoś co wygląda jak ciasto i smakuje mdło oraz oliwę, aaa i skrzydełka z kurczaka! Chleba już nie dali No i naczytałam się jakie to tapas wspaniałe, a cholera jem jakieś dziwactwo. Jedynie ta „tortilla” jakoś nawet smakuje, chociaż przypomina raczej ziemniaka niż zawijańca. No ale ok, nie ma co narzekać. Nie mogę się tylko zrażać, bo przecież tapas tapasowi nie równe. O czym się potem przekonałam. Uważajcie zatem na to co zamawiacie. Zdarza się, że knajpka  gorszej jakości zaserwuje raczej fast-foodowe przystawki niż to co miało być prawdziwym tapas. Tapas, że aż niebo w gębie Ok, kolejna restauracja. Wybieramy teraz taką bardziej w klimacie retro. Gdzie nie śmierdzi tanim kebabem i w menu nie ma frytek. Wychodzę z założenia, że tu tapas będzie inne. Zamawiamy różne kombinacje, które poleca barmanka. Widzimy to jedynie na wystawie, ale co do końca to jest to nie wiemy. Jakieś mięso, jakieś coś wyglądające jak nasz gołąbek oraz papryka nadziewana nie wiadomo czym. Pierwsze kęsy. Magda ma dziwną minę. Je paprykę. Niby ok, ale mówi , że to … ryba! Dziwna, ale dobra. Ja atakuję mięso i już żałuję, że muszę połowę dać Magdzie, ale tak się umówiłyśmy – PO PÓŁ – a to takie pyszne! Do tego warzywka, ciekawe sosy. I tak jemy, jemy i uznajemy, że na obiad to już nie ma szans. Jesteśmy pełne! Podsumowując Takim tapas można się nieźle najeść. Zazwyczaj taka przystaweczka kosztuje kilka euro. Od nawet 2 do 6-7. Można zamówić z dwa, trzy rożne tapas i za niecałe 10 euro dobrze zjeść, a przy okazji skosztować różnych smaków. Sprawdzajcie w barach w menu co dane miejsce oferuje za tapas. Warto także w internecie wyszukać sobie nazw jakie was kulinarnie zainteresują i potem zamówić w restauracji. Kategoria: Podróże Tagged: co to jest tapas, przystawki w hiszpanii, smaki barcelony, tapas w hiszpanii

Czerwony Tygrys

RAINBOW TRACK

Czerwony Tygrys

                Wiemy, że tu jest, nie widzimy jej, ale wiemy, że czai się w chmurach. Gdzieś tam widnieje jej szczyt – najwyższej góry w Kenii. Nie, nie wejdziemy na nią. Afrykańskie zorganizowane turystyczne eskapady stanowczo nie są na naszą skromną kieszeń. Nie stanowi to jednak problemu. Nie możemy zdobyć góry, ale możemy objechać ją dookoła, oglądać i podziwiać z różnych miejsc. „Pożyczmy motor”, mówi Michał. „Jasne”, odpowiadam bez namysłu. Mamy wprawę w jeżdżeniu tym najpopularniejszym środkiem transportu w Afryce. Po raz pierwszy setki kilometrów jednośladem przemierzaliśmy w Togo, następnie był Benin, na końcu Kenia. Korzystaliśmy zawsze z motorów znajomych. Tym razem, za niewielką opłatą, pożyczamy maszynę od obcego taksówkarza.                Tuż o świcie zrywamy się z łóżek. Wybiegamy z pokoju i jest: widać ją w szarościach budzącego się dnia. Wielka, z małym czubkiem na szczycie, sięgająca ponad pięć tysięcy metrów góra. Pomimo przeszywającego chłodu wskakujemy na motor i jedziemy w poszukiwanie pięknych miejsc, widoków i dzikich zwierząt. Trzęsę się jak galareta. Od prawie dwóch lat nie zakładałam grubych ubrań. Dalej nie zakładam, bo wszystkiego się pozbyłam, ale kilka warstw cienkich bluzek, skarpetki i chustę na szczęście mam. Wiem, że za kilka godzin słońce ogrzeje zziębniętą po nocy ziemię. Do tego czasu schowam się za plecami Michała, przeżyję. Jedziemy do punktu, z którego teoretycznie pięknie powinno być widać naszego giganta. Punktu nie odnajdujemy, ale za to spotykamy coś bardziej niezwykłego. Przejeżdżając przez Kenijskie lasy, mijają nas stada swobodnie żyjących szympansów. Kilkadziesiąt przebiega tuż obok nas. Wychodzą na drogę, skaczą po drzewach, mijają motor w odległości zaledwie dwóch metrów. Otwieram buzię z zachwytu. Niektóre są tak duże, że mam obawy, czy nie trzepną mnie swoją wielką, włochatą łapą.                Mijamy pana, który wyciska siódme poty, by wepchnąć pod górę, po błotnistej drodze, obwieszony ciężarami rower. Michał zeskakuje z motoru i pomaga panu go przepchnąć. „Sylwia, chodź!”, krzyczy podekscytowany. „Tam jest wieża pożarowa! Pytałem, możemy wejść!”. Po chwili pokonujemy kilkadziesiąt stopni pnącej się w niebo drabiny. Ku naszej radości, naszym oczom ukazują się piękne lasy, rozległe tereny i fascynujący widok poszukiwanej dziś przez nas Mount Kenya. Jest już ciepło, jest dobrze. Posiedźmy tu chwilę.                 Udajemy się w kierunku parku narodowego, gdzie na wielkich obszarach ziemi biegają zebry, słonie, lwy, żyrafy i inne ciekawe stworzenia, zamieszkujące ten niezwykle piękny kawałek świata. Nie, do środka nie wjeżdżamy. Po pierwsze, na motorze zabronione, po drugie, cena… nie dla nas. To też nie problem. Jedziemy wzdłuż obrzeża parku, skąd z łatwością oglądamy niektóre z afrykańskich okazów. Oprócz zwierząt, odwiedzamy małą wioskę pośrodku niczego. Kolorowo przystrojeni mieszkańcy to plemiona Masajów i Samburu. Ogromne ilości koralików i wielkie kolczyki rozciągające uszy zdobią ciała ludzi z tych niezwykłych plemion. Odwiedzamy rzeźnika. Za jego budką obwieszoną kawałkami mięcha siadamy na trawie. Michaś konsumuje porcję swojej krowy, a ja obserwuję scenkę.  Pojawia się pani ze stołeczkiem w ręku. Za nią kolorowo obwieszone kobiety z plemienia Samburu. Pani pobiera opłaty za czesne dzieci w szkole. Nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego: ani fakt, że na powietrzu, ani to, że na podwórku u rzeźnika. Wszystko odbywa się tak normalnie, po afrykańsku, w miejscu gdzie świat wydaje się uciąć sobie długą drzemkę w rozwoju technologii. Nie ma nic bardziej mylnego. Kolorowo przystrojona pani z plemienia Samburu wyciąga kartę płatniczą, a pani na stołeczku przeciąga ją przez czytnik. Cywilizacja na końcu świata: tam, gdzie w „witrynach” wiszą krowie nogi, gdzie kozy przechadzają się leniwie po piaszczystej drodze, gdzie oprócz kilku chat nie ma zupełnie nic... jest czytnik kart płatniczych.                 Siedzimy w Matatu, małym lokalnym busiku. Przemierzamy kolejne kilometry Kenii. Ciągle odczuwamy ból pośladków po wczorajszym motorowym szaleństwie. „Chciałbym podróżować motorem”, mówi nieśmiało Michał. Motorowy temat pojawiał się już kiedyś w naszych rozmowach. Wtedy mieliśmy nasz mobilny dom. Z naszego mobilnego domu, w którym mieliśmy wszystko, przenieść się na motor? „Nie ma mowy”, powiedziałam kilka miesięcy temu. Teraz sytuacja wygląda inaczej. Zostały nam zaledwie dwa plecaki i kilka tobołków. Pozbycie się kilku kolejnych rzeczy nie stanowi już problemu. Mało rzeczy, mały problem. Odbywam wewnętrzny, minutowy dialog i wiem, że to dobry pomysł. „Kupmy motor”, mówię. To również jedno z moich cichych, niewypowiedzianych nigdy marzeń – przemierzać ciekawe miejsca jednośladem. Jeszcze tego samego dnia lądujemy w obskurnym hoteliku, który „przypadkiem” znajduje się tuż przy największym sklepie z motorami w mieście. Następnego dnia zostajemy właścicielami Czerwonego Tygrysa. Najtańszy z możliwych, ale nasz, do tego nowiutki i piękny. Jeszcze tylko kilka poprawek, zakup walizek, konstrukcja uchwytów na bagaże i można zaczynać nowy etap naszej Rainbow podróży. Motor zapakowany, ja również. Piękne drogi górzystych i zielonych terenów Kenii… Tak, to był dobry pomysł.                 Na małym hotelowym podwórku w niewielkiej wiosce rozbrzmiewa głośno muzyka. Młode dziewczęta i młodzi chłopcy przechadzają się, to w jedną, to w drugą stronę. Ćwiczą ruchy, kroki, uśmiechy. Mają spotkanie modelek i modelów. My siedzimy z boku, zupełnie niezauważeni przez marzącą o karierze młodzież. Gapimy się w jeden punkt. Wysoko spoza chmur przy świetle zachodzącego słońca wychyla się ośnieżony, piękny szczyt najwyższej afrykańskiej góry. Witaj, Kilimandżaro. Witaj, Tanzanio.Pozdrawiamy Was serdecznie i do zobaczenia wkrótce.(korekta: Katarzyna Wolska) 

Zastrzyk Inspiracji

Podsumowanie maja

Maj to zdecydowanie najpiękniejszy miesiąc w roku! W powietrzu czuć zapach bzu,  a wokół nas jest wszechobecna budząca się do życia natura. W maju miałam okazję odwiedzić kilka wspaniałych miejsc w naszym kraju, a podróżowanie w tak niesamowitym czasie było dla mnie samą przyjemnością. W pierwszą majową podróż wybrałam się do magicznego Lublina. Miałam okazję odwiedzić tamtejsze Muzeum Wsi Lubelskiej, a także niezwykle klimatyczne Stare Miasto. Nie mogłam odmówić sobie także spaceru do Zamku Królewskiego. Po raz kolejny przekonałam się, że w naszym kraju jest mnóstwo wspaniałych miejsc i zamiast kolejnej zagranicznej wycieczki warto odkrywać polskie miasta.                   Kolejna podróż odbyłam do Łodzi. To miasto się rozbudowuje i staje się coraz bardziej nowocześniejsze. Jeśli będziecie w Łodzi koniecznie wybierzcie się do Muzeum Kinematografii a także do Hotelu Stare Kino. Jestem przekonana, ze zakochacie się w tych miejscach od pierwszego wejrzenia! W maju miałam okazje wyskoczyć na weekend do ukochanego Trójmiasta. Jak zawsze spędziłam tam wspaniały czas. Punktem obowiązkowym każdej mojej wizyty w Trójmieście jest oczywiście spacer po urokliwej Gdyni Orłowo. Wiosna to idealny czas na uprawianie aktywności fizycznej. Ja jak zawsze postawiłam na wycieczki rowerowe. Przemierzyłam całkiem sporą ilość kilometrów. Jazda po pachnącym lesie była dla mnie prawdziwą przyjemnością! Mam nadzieje, że piękna majowa pogoda powtórzy się także w czerwcu, a ja właśnie pakuje się do kolejnego wyjazdu - tym razem Londyn!  Artykuł Podsumowanie maja pochodzi z serwisu zastrzykinspiracji.pl.

Powrót do Chorwacji, Camping Rio i magia spotkań

BAŁKANY WEDŁUG RUDEJ

Powrót do Chorwacji, Camping Rio i magia spotkań

Dzień dziecka – pomóż maluchom z Nepalu

Obserwatorium kultury i świata podróży

Dzień dziecka – pomóż maluchom z Nepalu

Ljubljana mała wielka stolica

JULEK W PODRÓŻY

Ljubljana mała wielka stolica

Zupełnie inaczej Ljubljana wygląda w słońcu Właśnie, właśnie Ljubljana i co dalej? Kiedy dociera do mnie, że mam tutaj spędzić 4 dni, uświadamiam sobie, że chyba to będzie pierwszy wyjazd podczas którego będę się nudzić. Owszem, lubię być zaskakiwany, to daje mi pole do działania. Tak też jest w tutaj, Ljubljana pokazuje swoje najlepsze oblicze Jak mi się tutaj dobrze śpi!!! To niewiarygodne. W domu max. śpię 7 godzin (i to tylko wtedy, gdy jestem mega zmęczony) tutaj śpię po 11-12 godzin!!!! A może mój organizm jest tak zmęczony, że dopiero teraz wysyła sygnał – ZWOLNIJ!!! No to zwalniam. Stare miasto z licznymi kawiarniami, pubami i restauracjami Pierwszą zaobserwowaną rzeczą a właściwie miejscem są fragmenty starożytnych ruin, pozostałości po czasach Wielkiego Imperium Rzymskiego. Starożytne ślady Emona I znowu nie odrobiłem zadania domowego, bo jakoś nie zakodowałem, że tutaj też były ich włości. Stolica Ljubljana może się poszczycić ponad 2000 letnią historią. Wtedy mniej więcej pierwsi ludzie zaczęli budować tutaj drewniane chaty. W 1 wieku n.e. powstaje Emona – wojskowe obozowisko i strategiczna warownia Imperium Rzymskiego. Emona – starożytna studnia To właśnie z tamtego okresu można odnaleźć pozostałości, porozrzucane na terenie całego miasta. Emona – piramida wchodząca w skład murów miejskich Ljubljana położona jest na styku trzech stref tektonicznych co sprawia, że teren ten jest podatny na trzęsienia ziemi. Ostatnie w 1895 roku zniszczyło ponad 1,4 domostw. Odbudowa miasta odbywała się już w stylu secesyjnym co przeniosło się na jego obecny kształt. Emona – pozostałości murów Ruiny starożytnej Emony naprowadzają mnie na zagospodarowanie czasu w tym małym mieście. Emona – pozostałości domostwa Rozpoczynam poszukiwania śladów Starożytnego Rzymu z całkiem myślę udanym sukcesem. Emona Dzięki zejściu z utartego szlaku turystycznego i zagłębieniu się w miejsca rzadko odwiedzane, mam możliwość cieszenia się ciszą, spokojem i atmosferą niemal wiejską momentami. Śladów starożytności jest na każdym kroku Kolejnym odkryciem w Ljubljana jest Petit Cafe, przy Trg Francoske Revolucije 4. Czy pada deszcz, czy świeci słońce, miejsce ma w sobie coś magicznego. Mam wrażenie jakbym za pomocą magicznej różdżki przeniósł się na wzgórze Montmartre w Paryżu. Poranna kawa smakuje tutaj najlepiej Serwują tutaj przepyszne śniadania w których się wręcz zakochałem. Petit Cafe – best place for breakfast Jajecznica ze szparagami stała się moim hitem. Mój HIT jajecznica ze szparagami Obsługa przemiła, kawa przepyszna, świeżo wyciskany sok z pomarańczy – best of the best!! Zauważyłem jak zmieniają mi się smaki. Ostatnio regularnie piję sok z pomarańczy a jeszcze do niedawna nie mogłem na niego patrzeć, wolałbym z grapefruita, ale z przyczyn zdrowotnych niestety pic go nie mogę. Po obfitym posiłku czas na odkrywania miasta oraz śladów wspomnianej Emony oraz smoka….. Tak właśnie, Ljubljana ma w herbie smoka!! I choć legenda jest z palca wyssana i mało wciągająca, mają na wzgórzu przepiękny zamek, dostojnie królujący ponad miastem to historia smoka ni jak się nie klei. W poszukiwaniu zapisków trafiam najczęściej na wzmianki Jazona i Argonautów, którzy trafiają na te tereny uciekając ze złotym runem. Smok pojawia się nie wiadomo skąd, atakuje Jazona i przegrywa walkę. Ale z tej przegranej staje się symbolem miasta. Dziwna historia. Trochę mi to przypomina legendę jaką mi koleżanka w Wietnamie opowiedziała. Też o smoku i mieczu. Generalnie przydałoby się więcej wyobraźni. Smok symbol miasta Ljubljana Na pamiątkę jeden z mostów w sercu miasta nazywa się Smoczym Mostem (Zmajski most) – na każdym z filarów dumnie stoi jedna bestia. Spoglądam w górę. Z każdego niemal miejsca na starym mieście widać Zamek Lublański. I to tam postanawiam się skierować. Zamek i zamek Na szczęście moje wczorajsze modły zostały wysłuchane i dziś mam piękną pogodę. Dzięki temu już nie w strugach deszczu, okrywam tajemnice miasta Ljubljana. Tras na wzgórze jest kilka. Ja wybieram pieszą wędrówkę z możliwie jak najdłuższą trasą spacerową. Głównie dla zabicia czasu, którego mam pod dostatkiem. Małe miasto, ale duże możliwości Trasa na zamek wiedzie przez zadrzewiony park / las – sam nie wiem, która opcja jest właściwa. Nawet dla niewprawionego wędrowca nie powinna stanowić problemu. Droga na zamek Zamek tak majestatyczny z dołu, gdy się do niego zbliżam już nie robi tak powalającego wrażenia. I muszę to napisać – w dużej mierze jest rekonstrukcją. Nie decyduję się na zakup biletu. Bez niego można wejść na dziedziniec a także do części podziemi, gdzie odbywają się czasowe wystawy. Gdzie nie spojrzeć zamek Schodząc ze wzgórza przechodząc obok rozmaitych straganów w tym automatów z serami, dochodzę do targu w Ljubljanie. Najlepiej wybrać się tam w sobotę rano, gdy targowisko tętni życiem. Mnie się niestety nie udało. Czy u nas taki automat by się sprawdził? W sąsiedztwie targu znajduje się Katedra św Mikołaja. Jest to budynek z dwiema bliźniaczymi wieżami pochodzący z początku XVIII w. i tyle w tym temacie.  Gdziekolwiek szukałem, lub słabo szukałem, nie natrafiłem na więcej opisów. Ciekawostką są odlane z brązu drzwi Katedry,wstawione w 1996 r. dla uczczenia wizyty papieża – zachodnie symbolizują 1250 lat chrześcijaństwa na słoweńskiej ziemi, a południowe zdobi relief ukazujący sześciu biskupów tworzących historię Diecezji Lublańskiej. Ot taka ciekawostka. Święte Wrota Fajnie jest podróżować po świecie i natykać się na ślady naszego Jana Pawła II. Ostatnio miałem okazję trafić na jego pomniki w Bukareszcie i Madrycie. Zawsze wtedy serce bije mi mocniej. To już tyle lat a jednak siła mocy sprawia, że ludzie nadal się wzruszają i z nim rozmawiają. Widok na stare miasto wzdłuż rzeki Lubalnicy Popłynąłem za bardzo. Tak już mam, że umysł mój pracuje na wysokich obrotach 24 godziny na dobę a myśli, które się w nim tłoczą znajdują ujście w najmniej odpowiednim momencie. Nie jest łatwo nad tym zapanować. To takie wieczne życie z doktorem Jeckyllem i Panem Hyde. Nigdy nie wiesz, który właśnie się budzi i spycha drugiego w otchłań. Potrójny most Odnajduję kilka śladów starożytnej Emony, przechodzę kilkanaście razy po jednej z głównych atrakcji miasta Tromostovje (potrójny most), dotykam kamienic chłonąc ich historię, podziwiam liczne, dziwne rzeźby prezentujące się na ulicach miasta (do dziś nie wiem o co chodzi z tymi rybami). Ljubljana jest małym, eklektycznym miastem, jedną z najmniejszych stolic europejskich. Cieszę się, że mogłem tutaj przyjechać i choć przez moment poczuć klimat tego miejsca. Przy okazji też podszkoliłem sobie język, choć dla Polaka nie jest problemem dogadanie się ze Słoweńcami. Chociaż jak widziałem 4 starsze panie próbujące uzyskać od kelnerki informacje, czy serwują tutaj burke, barke, czy inne bur.. , miałem niezły ubaw – a chodziło oczywiście o lokalny Burek. Próbowałem, dobre, tłuste, nie na moją dietę. Burek musi być Czas opuszczać Ljubljanę. Rano otrzymuję SMS od LOT – Twój lot został odwołany, skontaktuj się z infolinią. Widać ciąg dalszy odkupienia win musi nastąpić, a Ljubljana nie chce mnie tak łatwo wypuścić. Adria na ratunek mi przyszła – lecę do WIednia Tak to już z tymi podróżami bywa. Reasumując – rekomenduję, polecam, koniecznie na dłużej, żeby poza miasto zdążyć wyjechać i odkryć uroki tego pięknego kraju. Artykuł Ljubljana mała wielka stolica pochodzi z serwisu Julek w podróży.

III Festiwal Podróżniczy w Środzie Wielkopolskiej

Obserwatorium kultury i świata podróży

III Festiwal Podróżniczy w Środzie Wielkopolskiej

3-5 czerwca 2016 r. w Parku Łazienki w Środzie Wielkopolskiej odbędzie się III Festiwal Podróżniczy zorganizowany przez Stowarzyszenie Klub Szalonego Podróżnika. Tym razem Stowarzyszenie zdecydowało się na inną formę festiwalu. Odbędzie się on w plenerze co miejmy nadzieję spotęguje podróżniczego ducha we wszystkich uczestnikach. Wybrani przez członków Klubu prelegenci przedstawią swoje dotychczasowe podróże, poprzez zdjęcia i opowieści związane z daną wyprawą, które będzie można oglądać do późnych godzin wieczornych. Jak co roku odbędzie się konkurs, w którym jury wyłoni zwycięzcę za najlepszą prezentację i wręczy unikatową statuetkę Klubu Szalonego Podróżnika. Choć tym razem drugą statuetkę wręczy publiczność wybierając według siebie najciekawszą prezentacje III Festiwalu, a przy tym zdobywając szanse na wygranie lotu widokowego nad Środą Wielkopolską i okolicami. Członkowie stowarzyszenia mieli nie lada problem, gdyż ze wszystkich nadesłanych zgłoszeń, mogli wybrać tylko 6 prezentacji, które wezmą udział w Festiwalu. Jedną z nich jest opowieść Ewy Skarzyńskiej, uczestniczki dwuletniej wyprawy po Azji, która w swojej prelekcji „One Dream Team – Przez Rosję i Mongolię” chce podzielić się swoimi przeżyciami z mroźnego szlaku, z którego jak sama mówi, przywiozła masę ciepłych wspomnień i przygód. Kolejnym uczestnikiem konkursu będzie Tony Kososki ze swoją prelekcją „Nie każdy Brazylijczyk tańczy sambę. 28kkm autostopem, 471 dni, 241 bez grosza przy duszy” , który opowie jak wpłynęła na niego podróż do krajów „3-go świata” i jakie życiowe lekcje wyniósł z tej niesamowitej wyprawy. Karolina Kowalczyk, swą podróż do Peru wiązała głównie z celami naukowymi. Jednak w swoim wystąpieniu pt. „Pół roku w Krainie Inków – opowieści z Peru” porwie nas do świata inkaskich wierzeń i andyjskiej muzyki oraz opowie jak ta podróż ją odmieniła i stała się najbardziej niesamowitymi miesiącami jej życia. „Inarijarvi Expedition 2010” – taki tytuł nosi kolejna, zasługująca na specjalną uwagę, opowieść Darii i Krzysztofa Nowakowskich. Jako pierwsi i jak dotąd jedyni Polacy, objechali oni dookoła największe europejskie jezioro położone za kołem polarnym, 100 kilometrowe jezioro Inari. A dokonali tego… dwoma psimi zaprzęgami, z psami z którymi żyją w okolicach Bydgoszczy. Wyprawa Przemysława Szapara „Bajkał 2015 Na grzbiecie śpiącego olbrzyma” to wyprawa w głąb syberyjskie krainy, pełnej majestatu przyrody, ciszy i magii. Przemierzając dystans 700 km w ciągu zaledwie 20 dni, zmagał się on z syberyjskim mrozem i huraganami, doznając wielu przygód , dramatycznych zdarzeń ostatecznie osiągając zamierzony cel. Tomasz Jakimiuk zabierze nas w podróż „Autostopem/jachtostopem z Podlasia do Meksyku za garść złotówek”. Brak umiejętności żeglowania i odpowiednich nakładów finansowych nie przeszkodziły mu w realizacji swych marzeń, czyli w odkrywaniu Świata. Determinacja, kreatywność w połączeniu z autostopem pozwoliły mu przeżyć wyprawę, która jak się okazało stała się podróżą w głąb samego siebie. W ramach festiwalu odbędą się również warsztaty fotograficzne, które poprowadzi Marcin Dobas– fotograf, cenionego w świecie podróżniczym, magazynu National Geographic Polska. Festiwal ubogacą prelekcje zaproszonych gości specjalnych. A będą to: Monika Witkowska – dziennikarka, pisarka i podrożniczka, a także zdobywczyni Mount Everest. Będziemy gościć też Bartosza Malinowskiego, który ukończył w zeszłym roku Wielki Szlak Himalajski. Zawita do nas również Robert Gondek ze swoim projektem ” W drodze na najwyższe szczyty Afryki”tym razem do Gabon i Sao Tome. Prezentację swojej wyprawy na Arktykę, poprowadzi dla nas Piotr Horzela. Odwiedzą nas również laureaci poprzedniej edycji Witold Palak i Dorota Wójcikowska, którzy opowiedzą nam o spędzonej wigilii wśród łowców głów. Uczestnicy tego niezwykłego wydarzenia, będą mogli spróbować swoich sił na ściance wspinaczkowej z asekuracją, a dla smakoszy nowoczesna forma serwowania jedzenia z foodtrucków. Każdy kto weźmie udział w głosowaniu ma szansę na wygranie lotu widokowego samolotem Cessna. Szczegóły wydarzenia znaleźć można na stronie internetowej www.szalonypodroznik.pl lub na fanpageu https://www.facebook.com/klub.szalonego.podroznika/ Do wydarzenia można dołączyć już dziś https://www.facebook.com/events/1712841665663338/Kategoria: Kultura Tagged: festiwal podróżniczy, KSP Środa Wielkopolska

Muzeum Historyczno-Artystyczne w Kaliningradzie

SISTERS92

Muzeum Historyczno-Artystyczne w Kaliningradzie

Kemping na Salar de Uyuni

POJECHANA

Kemping na Salar de Uyuni

Glob Blog Team

BlogPodrozniczy.com w TVN

Zobacz podobne wpisy Nasza Majorka w magazynie Airgate views 24 GlobBlog w Airgate – Kraków A... views 14 GlobBlog w National Geographic Trav... views 17 .yuzo_related_post img{width:281.75px !important; height:196px !important;} .yuzo_related_post .relatedthumb{line-height:21px;background: !important;color:!important;} .yuzo_related_post .relatedthumb:hover{background:#fcfcf4 !important; -webkit-transition: background 0.2s linear; -moz-transition: background 0.2s linear; -o-transition: background 0.2s linear; transition: background 0.2s linear;;color:!important;} .yuzo_related_post .relatedthumb a{color:!important;} .yuzo_related_post .relatedthumb a:hover{ color:}!important;} .yuzo_related_post .relatedthumb:hover a{ color:!important;} .yuzo_related_post .relatedthumb:hover .yuzo__text--title{ color:!important;} .yuzo_related_post .yuzo_text, .yuzo_related_post .yuzo_views_post {color:!important;} .yuzo_related_post .relatedthumb:hover .yuzo_text, .yuzo_related_post:hover .yuzo_views_post {color:!important;} .yuzo_related_post .relatedthumb{ margin: 0px 0px 0px 0px; padding: 5px 5px 5px 5px; } .yuzo_related_post .relatedthumb{} jQuery(document).ready(function( $ ){ jQuery('.yuzo_related_post .yuzo_wraps').equalizer({ columns : '> div' }); });

Bibione – Wakacje dla każdego!

Ale piękny świat

Bibione – Wakacje dla każdego!

Słońce, plaża... Bibione. Na wakacjach w tej włoskiej miejscowości, każdy znajdzie coś dla siebie! Bibione to przede wszystkim 12 kilometrowa plaża. Przy niej wyrosło wszystko, co sprawia, że będziesz się to doskonale bawić podczas wakacyjnego wypoczynku. Dla rodzin z dziećmiDzieci nie wystarczy słońce, morze i leżak na plaży. Do tego zestawu wystarczy dodać miejsce do przewijania i mamy sprawę załatwioną z najmłodszymi dziećmi. Na plażach w Europie takie miejsca stają się powoli standardem, ale w Bibione to nie jedyne udogodnienie. Codziennie w rożnych sektorach plaży organizowane są też najróżniejsze animacje dla dzieci. W tym czasie ty – dorosły możesz cieszyć się chwilą świętego spokoju. Co z nią zrobisz? Wybór jest spory i należy do ciebie! Zatem możesz położyć się plackiem albo pływać w morzu czy surfować w internecie (na 12 kilometrach plaży działa darmowe wi-fi). Dla aktywnych organizowane są też zajęcia sportowe. Podczas wypoczynku z dziećmi musisz też mieć z tyłu głowy ewentualność jakiejś nieprzyjemnej przygody. W tym celu na plaży w Bibione po raz pierwszy w Europie wprowadzono SMS Beach Service. Kiedy pojawi się problem, wystarczy jedynie podać nazwę sektora plaży oraz numer parasola, by za chwile przyszła do nas pomoc. Serwis działa od godziny 8.00 do 20. Dla sportowo zakręconychPlaża w Bibione nie należy do tych standardowych. W poszczególnych sektorach przygotowano też boiska do gier plażowych – koszykówki, siatkówki czy plażowego tenisa. Regularnie też odbywają się tu zawody sportowe. Jeśli wypoczynek przypadnie na 11-13 września, będziesz mieć okazję, by poczuć sportowe emocje podczas największych w Europie zawodach siatkówki plażowej Mizuno Beach Volley Marathon. A na co dzień? Wzdłuż plazy porozstawiane są wypożyczalnie sprzętu sportowego i szkółki surfingu wind surfingu i najnowszego krzyku mody – SUP, czyli Stand Up Paddling. Jeśli masz dosyć plaży, wypożycz rower i rusz na odkrywanie okolic Bibione. Indywidualnie albo w zorganizowanej grupie. Szczególnie, kiedy szukasz interesujących plenerów. Bo wokół Bibione znajdzie się też coś ciekawego. Mapy tras rowerowych znajdziesz na stronie www.bibione.com...dla fotografówSzukasz kamiennych uliczek, romańskich kościołów i średniowiecznych scenerii? Pamiętaj, jesteś w regionie Veneto! W zasięgu 100 kilometrów znajdziesz prawdziwe perły architektury z Wenecją na czele. Ale to zbyt oczywista propozycja i nie koniecznie dla tych, którzy cenią sobie ciszę i spokój. Zatem Portogruaro, Triestu, Padwy Akwilei czy Udine....dla łasuchówKuchnia włoska to nie tylko pizza i makarony. Kucharze regionu Veneto przede wszystkim słyną z mistrzowskiego podejścia do morskich ryb. Nic dziwnego, zanim do Bibione przybyli turyści, przez wieki głównym zajęciem mieszkańców było rybołówstwo. Kolejną specjalnością okolic są białe szparagi. Ich uprawa nie zmieniła się od setek lat. Zatem podaje się je tu z sosem Vinegrette. Te przysmaki znajdziecie w okolicznych barach, ale trasy smakoszy nie ograniczają się tylko do przejścia ulicami Bibione. Czasem warto włożyć odrobinę wysiłku i spalić trochę kalorii, by odkryć kilka lokalnych skarbów. . Na przykład piwniczki przy szlaku winnym dożówVigneti dei Dogi.Jednak to Proseco jest prawdziwą dumą tutejszych winnic. Butelki z tym trunkiem leżakują w piwniczkach od Conegliano po Valdobbiadene. Tą trasą biegnie szlak Proseco. Trzeba też koniecznie posmakować sera Montasio. Jego receptura była znana już w 13 wieku. Początkowo jego wyrobem zajmowali się mnisi z klasztoru na górze Montasio, stąd nazwa specjału. Obecnie produkcja spoczywa na rękach Dla psów i ich ludziSami? Bo psa trzeba było zostawić w domu? To zrobiliście duży błąd! Bibione słynie bowiem ze swojej gościnności, również dla czworonogów. Większość tutejszych hoteli i pensjonatów swobodnie można nazwać Dog-friendly. Z myślą o czworonogach powstała również plaża Pluto. Jeśli wykupicie odpowiedni pakiet wstęp na nią jest bezpłatny. Przy wejściu otrzymacie parasolkę, leżak, łóżko plażowe, a wasze psy – woreczek na odchody, blokadę na smycz i miskę na wodę. W tym miejscu psy mają podobne przywilej co ludzie – mogą do woli biegać po piasku i zażywać kąpieli. A po kąpieli? Nikt tak nie poprawi wyglądu ja wizyta u profesjonalnego psiego fryzjera urzędującego w pawilonie zaraz przy plaży Pluto!ZakwaterowanieNa udany wypoczynek składa się słonce woda, oraz zakwaterowanie dostosowane do potrzeb i kieszeni. Podczas poszukiwań noclegu w Bibione (kliknij)skorzystaj z oferty ETGroup (Europa Tourist Group) - największej operującej tam agencji turystycznej. Poprzez stronę ETGroup dokonasz rezerwacji pokój hotelowego, apartamentu, pokoju gościnnego, willi czy bungalowu w jednej z wiosek turystycznych. Do wyboru masz ponad 10000 różnych miejsc. Jeśli masz mniej standardowe wymagania, skontaktuj się bezpośrednio z agencją. Pracownicy ETGroup zaproponują ci pakiet wypoczynkowy obejmujący nie tylko noclegi, ale i atrakcje Bibione jak wstęp plaże, zajęcia sportowe czy wycieczki. Skorzystaj z ich doświadczenia, to się opłaca!Przydatne informacjeRezerwacja noclegów www.etgroup.infoInformacje praktyczne: www.bibione.com

Wandzia w podróży

Białystok.

Z przykrością stwierdzam, że foty z Białegostoku gdzieś mi znikły. Na dodatek nie mam pojecia jak i kiedy, więc bardzo się cieszę, że wrzuciłam tyle zdjęć na Instagram, bo dzięki temu mogę Wam coś pokazać. A Białystok naprawdę mi się podobał! Zaczęłam oczywiście od wycieczki śladami murali (mam nawet mapkę, o tu) i byłam zachwycona, że a) na blokowisku mogą być cerkwie, b) nie spotkałam żadnego naziola, a same panie robiące sobotnie zakupy. ;) Potem były jeszcze Bojary (hej, kocham te domki!), katedra ze świetną podłogą i starówka. W stolicy Podlasia jest też jedyny kościół z zegraem w środku, który kiedykolwiek widziałam. Generalnie to Białystok zrobił na mnie ogromnie pozytywne wrażenie i zdecydowanie będę tam wracać. Zwłaszcza, że znikły mi te fotki. ;)Zdjęcie zamieszczone przez użytkownika Wanda Grudzień (@japonskaturystka) 7 Lis, 2015 o 5:25 PSTZdjęcie zamieszczone przez użytkownika Wanda Grudzień (@japonskaturystka) 7 Lis, 2015 o 7:23 PSTZdjęcie zamieszczone przez użytkownika Wanda Grudzień (@japonskaturystka) 7 Lis, 2015 o 10:15 PSTZdjęcie zamieszczone przez użytkownika Wanda Grudzień (@japonskaturystka) 7 Lis, 2015 o 3:20 PSTZdjęcie zamieszczone przez użytkownika Wanda Grudzień (@japonskaturystka) 8 Lis, 2015 o 12:43 PSTZdjęcie zamieszczone przez użytkownika Wanda Grudzień (@japonskaturystka) 8 Lis, 2015 o 6:20 PSTZdjęcie zamieszczone przez użytkownika Wanda Grudzień (@japonskaturystka) 8 Lis, 2015 o 11:12 PSTZdjęcie zamieszczone przez użytkownika Wanda Grudzień (@japonskaturystka) 8 Lis, 2015 o 2:25 PSTZdjęcie zamieszczone przez użytkownika Wanda Grudzień (@japonskaturystka) 8 Lis, 2015 o 11:24 PSTPS Żebym to ja jeszcze umiała wypośrodkować te zdjęcia, ech...!

kusiewbusie

Czeska Szwajcaria i Saksonia Szwajcarska

A dziś wpis który wpisem nie jest. Bo w zasadzie jest galerią. Weekend majowy spędziłem jedząc knedliki, popijając piwo i łażąc po górach. Zakwaterowaliśmy się... Post Czeska Szwajcaria i Saksonia Szwajcarska pojawił się poraz pierwszy w Kusiewbusie - tanie podróżowanie po Azji.

Z Luśką w Alpach

URLOP NA ETACIE

Z Luśką w Alpach

TROPIMY PRZYGODY

Wegetarianin w Ekwadorze

Przed podróżą do Ameryki Południowej (jak i w jej trakcie) słyszałem nie raz, że generalnie to chyba nic tam nie zjem, bo to kontynent wyjątkowo mięsny i kto nie chce umrzeć z głodu wybór będzie miał pomiędzy pizzą a sałatkami. Nic bardziej mylnego. Prawdą jest, że Ameryka Południowa to kontynent o bardzo mięsnej kuchni (który taki nie jest?), ale przy odrobinie czasu i woli gwarantuję wam, że nikt z pustym brzuchem chodzić tu nie będzie. W Ekwadorze spędziłem trochę więcej czasu, więc miałem okazję przyjrzeć się nie tylko temu, co w barach, ale również temu, co w sklepach. Artykuł ten […] Artykuł Wegetarianin w Ekwadorze pochodzi z serwisu Tropimy Przygody.

Park Rzeźb w Kaliningradzie

SISTERS92

Park Rzeźb w Kaliningradzie

POJECHANA

Plusy i minusy nauki języków za granicą

Im jestem starsza, im więcej podróżuję, im więcej mam przyjaciół porozrzucanych po różnych zakątkach świata, im więcej możliwości zawodowych w różnych krajach dla siebie widzę, im więcej kultur mnie fascynuje, im więcej miejsc mam ochotę nazywać swoim domem, tym bardziej rozumiem potrzebę, a wręcz konieczność nauki języków obcych. Niestety nie zawsze to rozumiałam i zupełnie zmarnowałam szanse jakie dawał mi nasz polski system edukacji i po 6 latach nauki niemieckiego umiem w tym języku powiedzieć jedynie, że gram na gitarze, co dodatkowo nie jest zgodne z prawdą, więc jest całkowicie bezużyteczne. Niestety nie należę do tych, którym nauka języków obcych przychodzi bez trudu (mam, między innymi, problem z jedną z najważniejszych warunków nauki nowego języka: systematycznością), samo mieszkanie w innym kraju nie sprawia, że automatycznie zaczynam mówić w obowiązującym tam języku i muszę włożyć w ten proces bardzo dużo ciężkiej pracy. Dziś jednak rozumiem doskonale, że naprawdę warto się „pomęczyć”. Próbowałam przeróżnych sposobów nauki języka- głównie angielskiego (jedynego języka obcego, w którym jestem biegła), choć nie tylko, uczyłam się również włoskiego, hiszpańskiego, niemieckiego, chińskiego i francuskiego (z różnymi rezultatami). Uczyłam się na kursach grupowych w Polsce i za granicą (na przykład hiszpańskiego w Kostaryce z Education First), uczyłam się w systemie jeden na jeden z nativem, uczyłam się samodzielnie mieszkając w Polsce i za granicą (korzystając między innymi z kursów internetowych) i nie mam wątpliwości co do większej efektywności nauki, gdy jesteśmy otoczeni kulturą danego języka, czyli gdy pojedziemy uczyć się tam, gdzie wszyscy w interesującym nas języku mówią. Dlaczego tak jest? Jakie są plusy nauki języka obcego za granicą? Otaczająca nas, obcojęzyczna rzeczywistość wymusza praktykę Podczas kursu językowego w Polsce, kończymy zajęcia, zamykamy książkę i… z reguły nie mamy kontaktu z tym językiem aż do następnych zajęć (ewentualnie, jeśli jesteśmy przykładnymi studentami, otwieramy w domu notatki i półgłosem robimy powtórkę). Podczas kursu językowego za granicą (na przykład hiszpańskiego w Hiszpanii, czy francuskiego we Francji), kończymy zajęcia, zamykamy książkę i… prawdziwa zabawa dopiero się zaczyna. Już w pierwszym sklepie pod szkołą ćwiczymy dopiero co nauczone zwroty, już po kilku dniach nauki z radością zauważamy, że jesteśmy w stanie przeprowadzić prostą rozmowę z sympatycznym taksówkarzem (a to, uwierzcie mi, najlepsza motywacja), chętniej robimy zakupy w sklepie, gdzie sprzedawczyni podaje wszystko zza lady i zamawiamy w restauracji pierwsze danie z dodatkowym serem i bez cebuli- a wszystko w tym nowym, jeszcze niedawno zupełnie obcym nam języku. Nawet jeśli jesteśmy wyjątkowo wstydliwi, rzeczywistość wymusza na nas próbowanie komunikowania się w nowym języku. I co najlepsze, szybko staje się to dla nas zupełnie naturalne (bo przecież wszyscy dookoła po tym francusku, czy hiszpańsku mówią). Próbowaliście kiedyś rozmawiać w języku obcym z Polakiem w Polsce (tak w celu utrwalania)? Ja próbowałam i czułam się idiotycznie, mimo, że obydwoje mówiliśmy w tym obcym języku bardzo dobrze i nie mieliśmy problemów z wyrażaniem siebie. A jak pojechałam do takich Włoch na przykład, ledwo dukając po włosku, czułam się zupełnie swobodnie próbując używać tego języka. No bo jakie inne wyjście miałam? Przecież ani po polsku, ani po angielsku nikt by tam nic nie zrozumiał. Uczymy się nie tylko sztywnych podręcznikowych zwrotów, ale i języka potocznego Tak jak już wspominałam, samo mieszkanie w obcojęzycznym kraju, nie sprawi, że nagle zaczniemy mówić biegle w tym języku. Uważam, że nauka podstaw języka na kursie (w różnej formie) i gramatyki jest koniecznością, szczególnie na początku. Ale i kurs, choćby najlepszy, nie zapewni nam swobody w posługiwaniu się nowym językiem. Najbardziej efektywna nauka to ta, łącząca więdzę z książek, z głosem ulicy. Z akcentem sklepikarza, z idiomami, którymi rzuca barman, z leniwym zjadaniem końcówek przez fryzjerkę. Przebywając z ludźmi o podobnych zainteresowaniach, w podobnym wieku, czy o podobnym stylu życia, mamy szansę nauczyć się takiej odmiany języka obcego, która będzie nas w pełni wyrażać. A czy to nie jest główny cel nauki języka? Lepiej (bo cały czas, również po zajęciach) osłuchujemy się z językiem, z prawidłową wymową i akcentowaniem Kurs za granicą nie kończy się wraz z ostatnią lekcją. I nie tylko jesteśmy zmuszeni próbować używać nowego języka podczas wykonywania codziennych czynności (zakupów, jazdy autobusem, etc.), ale wszędzie dookoła słyszymy ten hiszpański, czy francuski. W radiu, w telewizji, na ulicy, w centrum handlowym. A jeśli słyszymy, to nasz mózg przetwarza i chłonie. Więcej i więcej. Więcej czasu i energii możemy poświęcić na naukę Żeby wyjechać na kurs językowy, musimy wziąć urlop od naszego codziennego życia w Polsce (niezależnie od tego czy studiujemy, pracujemy, czy robimy jeszcze coś innego). Jedziemy jak na wakacje (choć to nie do końca wakacje), pozostawiając za sobą nasze obowiązki. Nie musimy spędzać całego dni w pracy, odwozić rano dzieci do przedszkola, ani wychodzić z psem. Jesteśmy cali i cały czas gotowi by chłonąć nowe słowa. A jak wygląda kurs języka obcego w Polsce? Padnięci po ośmiu godzinach w pracy/na uczelni stoimy w korkach stresując się, że nie zdążymy na lekcje. W domu czeka popsuty kran, zlew pełny brudnych naczyń, z przyjaciółką zerwał chłopak, a kot ma chory pęcherz. I jak tu się uczyć? Poznajemy ludzi z różnych krajów To benefit niezwiązany bezpośrednio z nauką języka, którego jednak nie można pominąć. Podczas kursu językowego spędzamy mnóstwo czasu z ludźmi z różnych krajów, z różnych kręgów kulturowych, wymieniamy poglądy, poznajemy inne perspektywy oceny rzeczywistości, nawiązujemy nowe znajomości, czasem przyjaźnie, które niejednokrotnie owocują późniejszymi odwiedzinami i podróżami do innych krajów. Czego chcieć więcej? Należy jednak pamiętać, że nauka języka to nieustanny proces. Jeśli więc po powrocie z najlepszego nawet kursu rzucimy książki w kąt i nie będziemy szukać okazji do utrwalania języka, przyswojone słownictwo i wyuczone zasady gramatyki szybko wyparują nam z głowy. Co zatem robić jeśli w naszym codziennym otoczeniu nie mamy możliwości używania języka, którego się nauczyliśmy? Polecam oglądanie filmów z głosem i napisami w ćwiczonym języku (wtedy zarówno słyszymy jak i widzimy wszystkie dialogi, co pomaga w utrwalaniu), a także czytanie książek, magazynów, stron internetowych (najlepiej dotyczących naszych zainteresowań, żeby czytało nam się z przyjemnością). Żeby trenować wymowę, można znaleźć sobie partnera do konwersacji, dla którego jest to język ojczysty, z którym będziemy się spotykać w naszym mieście lub rozmawiać przez Skype- są specjalne serwisy internetowe, które pomagają w znajdywaniu takich koropetytorów, na przykład Preply. A co z minusami nauki języka za granicą? Na pewno kursy takie są droższe od nauki języka w naszym kraju, jednak jeśli mielibyśmy na coś nie żałować funduszy, to nauka języków powinna znaleźć się na jednym z pierwszych miejsc takiej listy. I co jeszcze? Może to, że podczas takiego kursu poznajemy tylu fajnych ludzi z całego świata, że czasem ciężko się pożegnać i siedzimy i gadamy do białego rana, a potem jesteśmy niewyspani? Oj, gdybyśmy mieli tylko takie problemy! A Ty uczyłeś się języka obcego za granicą? Jakie masz doświadczenia? Tekst powstał we współpracy z międzynarodową szkołą języków obcych Education First. Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera! Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy. Post Plusy i minusy nauki języków za granicą pojawił się poraz pierwszy w Pojechana.

Zorza – jak zacząć.

Dobas

Zorza – jak zacząć.

Lublana kolejną stolicą na mojej liście

JULEK W PODRÓŻY

Lublana kolejną stolicą na mojej liście

Lublana – znak rozpoznawczy Julka musi być Lublana i Słowenia jakoś do tej pory były skutecznie przeze mnie spychane na koniec listy. Aż tu jednego pięknego dnia pojawiła się w Szalonej Środzie w LOT promocyjna cena biletu, bo jedyne 318 PLN w dwie strony, zatem bez wahania kupiłem bilet. Kierunek Lublana z LOT – em Lublana, ale czy warto tam jechać?? No i tutaj pojawia się malutki dylemat podróżnika. Dlaczego? Z jednej strony, jeżeli tam nie byłem a jest okazja, to czemu nie? W internecie znalazłem kilka opisów stolicy Słowenii skrajnie różnych, od tych negatywnych (że mała, nudna, nie mająca nic do zaoferowania) do tych pozytywnych, opisujących piękno tego 300 tys. miasta. Niska zabudowa, kolorowe kamieniczki To rozbudziło jeszcze bardziej mój apetyt na wyjazd, gdyż osobiście lubię upewnić się samemu i wyrobić własne zdanie a nie bazować na opisach, często a w zasadzie zawsze subiektywnych. Uzbrojony w dobry humor, wiedzę zdobytą w internecie ruszam, niech Lublana mnie zaskoczy. W czasie deszczu Julek się nie nudzi. Lądując na Lublana airport, zachwyciłem się żywymi kolorami. Zdecydowanie wiosna przyszła tutaj szybciej, niż w Polsce. Malutkie lotnisko, przypominające nasze regionalne, wokół góry jeszcze mocno ośnieżone i deszcz!!! Lublana przywitała mnie deszczem Tylko nie deszcz, bo  nie ma nic przyjemnego w zwiedzaniu w strugach wody. Oj coś czuję, że mam do spłacenia tam w górze jakiś dług czy coś, bo w tym roku każdy z moich wyjazdów ma coś! Ok, deszcz to jeszcze nie tragedia, jakoś sobie poradzę a na taką okoliczność zabrałem ze sobą parasol. Właśnie jeżeli macie możliwość to najlepiej albo płaszcz przeciwdeszczowy, albo mała, turystyczna parasolka. Zawsze w bagażu musi być, bo nie wiesz co cię może podczas wyjazdu spotkać. Z lotniska najlepszą opcją jest shuttle bus, małe busy z 9 EUR zawiozą Cię pod wskazany adres. Taksówek nie rekomenduję, gdyż jest to koszt 4 krotny – i naprawdę nie warto przepłacać w tym przypadku. Komunikacja miejska to wydatek rzędu 2 – 4 EUR, ale trwa dłużej. Najlepsza i najszybsza opcja, aby dostać się do centrum pod wskazany adres Do wyboru i jak komu wygodniej. Pada i pada i nie chce przestać. Pocieszające jest to, że deszcz nie leje cały czas tylko z przerwami. W takim wypadku Lublana pozwoli się jakoś odkryć. Docieram do hotelu Galery River w centrum miasta. Hotel mieści się w starej kamienicy i od razu widzę, że ma swój klimat. Bardzo dużym plusem jest uśmiechnięta obsługa, dobrze mówiąca po angielsku i nie gotowa podpowiedzieć gdzie najlepiej zjeść i co warto zobaczyć. Hotel znajduje się w zabytkowej kamienicy Jedyne co mnie zniechęca do wyjścia z pokoju to deszcz, ale przecież nie będę siedział w pokoju przez resztę dnia!!! Ruszam na pierwszy spacer rozpoznawczy wzdłuż rzeki Lublanicy. Kulinarne odkrycie w centrum miasta Prawdą opisaną na blogach, które odwiedziłem, są informacje o maleńkości tego miasta. Lublana jak i cały kraj to obszar niewielki. Czy po pierwszym przejściu się ulicami starego miasta mam napisać, to już wszystko?? W podróżach, zwiedzaniu najbardziej kocham odkrywać po swojemu. I właśnie stawiam sobie wyzwanie, odkryć stolicę Słowenii i spróbować przynajmniej zobaczyć w niej to, czego nie poczuli Ci co pisali niekorzystnie. Ulicami starego miasta Każdy kamienica, każdy kamień, napis na ścianie, rzeźba na moście sprawiają, że nie mogę się nadziwić pięknem tego miejsca. Jednak największym plusem są ludzie. Uprzejmi, uśmiechnięci, zawsze chętni do rozmowy. I wszystko zlokalizowane wzdłuż rzeki Kurcze, czemu w Polsce tak mało ludzi się uśmiecha, czy tylko ja mam takie odczucie?? A przecież uśmiech załatwia wszystko. I to jest moim pierwszym odkryciem tego miejsca. Gdy ludzie się uśmiechają od razu chce się żyć, zamawiać, cieszyć się nawet tym, że pada deszcz. Niektóre z kamieniczek to prawdziwe perełki architektoniczne Bo pada. Cały czas i nie chce odpuścić, poza tymi przerwami nielicznymi, gdy na chwilę przestaje lać mi się woda na głowę. Juljia – nie planowałem korzystać z rekomendacji pani w recepcji hotelu, ale skoro tutaj trafiłem i jeszcze jest wolne miejsce (co takie oczywiste nie jest), to zaryzykuję i sprawdzę czym się ludzie zachwycają i czy na pewno jest to TOP 5 Lublana – jak to w rekomendacji padło. Julija – TOP 5 restauracji w Lublanie Kelner który mnie obsługuje, uśmiecha się i sprawia wrażenie pewnego siebie, do picia zamawiam białe wino i wodę gazowaną, nie pyta mnie jaka marka wody, przynosi to co ma. Lokal jest przyjemny, nie ma w nim pompatyczności ani atmosfery restauracji z górnej półki, co pozwala mi się rozluźnić. Nie lubię miejsc zbytnio przesadzonych, to nie moja bajka. A Juljia może moją opowieścią kulinarną zdecydowanie być. Wystrój umiarkowany, ale wystarczy do przeniesienia gości do innej bajki Wybieram golonki z prosiaczka (po ichniemu napisane z wieprzka – nie wiem czy to to samo?) a do tego puree. Plus jest taki, że na dania nie czeka się jakoś specjalnie długo a może to mi się nie dłużyło, gdyż siedząc w centralnym miejscu z widokiem na wejście do lokalu mam okazję obserwować, ile ludzi przewija się w tym miejscu a jeszcze bardziej, ilu ludziom nie udaje się wejść z uwagi na brak wolnych miejsc i liczne rezerwacje stolików. Delicje Gdy mój talerz ląduje na stole, jestem oczarowany, ale najlepszy jest smak. To warta polecenia poezja i delicja. Już dawno nie miałem okazji jeść tak dobrze skomponowanego dania. Niepozorny wygląd, ale smak z górnej półki I choć cena nie należała do najniższych (najwyższa też nie była), to powiem Wam – warto robić sobie takie prezenty. Artykuł Lublana kolejną stolicą na mojej liście pochodzi z serwisu Julek w podróży.

Stare Kino Cinema Residence

Zastrzyk Inspiracji

Stare Kino Cinema Residence

Top of the top. Maj 2016

SISTERS92

Top of the top. Maj 2016

Wrak samolotu Dakota na Islandii

Traveler Life

Wrak samolotu Dakota na Islandii

Glob Blog Team

Bardzo tanie bilety do Włoch

Mamy dla was bardzo tanie bilety w dwie strony do wielu pięknych włoskich miast. Dużo terminów w sezonie! Mediolan od 97 zł Bolonia od 137 zł Wenecja od 177 zł Rzym od 193 zł Piza od 198 zł   Zobacz podobne wpisy Ceny na Sri Lance 2016 wiza, nocleg... views 821 Jedzenie na Sri Lance – ceny ... views 324 Autobusy, pociągi i tuk tuki –... views 214 .yuzo_related_post img{width:281.75px !important; height:196px !important;} .yuzo_related_post .relatedthumb{line-height:21px;background: !important;color:!important;} .yuzo_related_post .relatedthumb:hover{background:#fcfcf4 !important; -webkit-transition: background 0.2s linear; -moz-transition: background 0.2s linear; -o-transition: background 0.2s linear; transition: background 0.2s linear;;color:!important;} .yuzo_related_post .relatedthumb a{color:!important;} .yuzo_related_post .relatedthumb a:hover{ color:}!important;} .yuzo_related_post .relatedthumb:hover a{ color:!important;} .yuzo_related_post .relatedthumb:hover .yuzo__text--title{ color:!important;} .yuzo_related_post .yuzo_text, .yuzo_related_post .yuzo_views_post {color:!important;} .yuzo_related_post .relatedthumb:hover .yuzo_text, .yuzo_related_post:hover .yuzo_views_post {color:!important;} .yuzo_related_post .relatedthumb{ margin: 0px 0px 0px 0px; padding: 5px 5px 5px 5px; } .yuzo_related_post .relatedthumb{} jQuery(document).ready(function( $ ){ jQuery('.yuzo_related_post .yuzo_wraps').equalizer({ columns : '> div' }); });

RUSZ W PODRÓŻ

Przedsezonowy atak szczytowy, czyli jak zapewnić sobie adrenalinę w Szwajcarii zupełnie za darmo

Słońce nas smaży, a my zaczynamy przedzierać się przez śnieg. Jeszcze dobrze nie rozpoczęłyśmy, a w butach jest już mokro. Brakuje oznaczeń co w Szwajcarii jest dość popularne, aby zniechęcić turystów do górskich wędrówek poza sezonem. Spotkałam się z tym już w Zermatt. Musimy kawałek wrócić, bo maps.me twierdzi, że ścieżka była gdzie indziej. Prawdopodobnie […] Zobacz również: Konkurs z Wielką Pętla Wielkopolski – wyniki Cholera mnie bierze… Czując się jak gówno, czyli „pomoc” w wersji afrykańskiej

KOŁEM SIĘ TOCZY

Irlandia i Irlandia Północna. Moje 10 „naj” + kilka porad praktycznych

Było już trochę o fajnych miejscach Irlandii i Irlandii północnej w poprzednich tekstach, jednak to nie wszystkie. Poza miejscami – a może nawet przede wszystkim – mam dla Was sporo informacji praktycznych o przemieszczaniu się po wyspie, transporcie publicznym, autostopie, cenach, noclegach i jeszcze kilku innych chyba ważnych kwestiach. Momentami musiałem nieźle się spieszyć, gdyż miałem The post Irlandia i Irlandia Północna. Moje 10 „naj” + kilka porad praktycznych appeared first on Kołem Się Toczy.

Gaijin w podróży

55 zadziwiających faktów na temat Japonii

Japonia to niezwykły kraj z wyjątkowo ciekawą kulturą, tradycją i historią. Tak wiele osobliwości sprawia, że kraj ten zadziwia każdego obcokrajowca. Jeżeli ktoś kojarzy Japonię jedynie z sushi i karate, powinien przeczytać 55 zaskakujących faktów na temat Kraju Kwitnącej Wiśni. Fakty o Japonii: W Japonii żyje aż 127 milionów ludzi! Daje jej to 10 miejsce na świecie Kraj Kwitnącej Wiśni zamieszkały jest od blisko 30 000 roku p.n.e Posiada ona najdłużej panujących monarchów na świecie Japonia to prawdziwy tytan gospodarczy. Posiada trzecią najpotężniejszą gospodarkę świata zaraz po Stanach Zjednoczonych i Chinach Japonia położona jest na 6800 wyspach, z czego 4 z nich, Honsiu, Kiusiu, Sikoku i Hokkaido, zajmują 97% powierzchni kraju Japonia jest wyjątkowo górzystym krajem z aż 29 łańcuchami górskimi. Aż 70% powierzchni stanowią góry. Zawdzięcza ten krajobraz niezwykle aktywnemu podłożu tektonicznemu, które zniekształci powierzchnię kraju Góra Fuji to nie tylko najwyższy szczyt Japonii, ale też aktywny wulkan. To jedna z głównych atrakcji turystycznych, która według naukowców, w najbliższej przyszłości może dać o sobie znać To nie jedyne atrakcje tego kraju. Na wyspie znajduje się aż 200 wulkanów z czego aż 80 jest aktywnych! A wszystko przez to, że Japonia leży na styku 4 płyt tektonicznych Buddyzm zen jest najpopularniejszą formą Buddyzmu Są aż 4 systemy piśmiennictwa w Japonii: romaji, katakana, hiragana i kanji Japońska konstytucja zawiera zapis mówiący o tym, iż całkowicie wyrzeka się ona wojen i agresji Na próżno szukać tam imigrantów. Aż 98% ludności to rdzenni Japończycy. Resztę stanowią Koreańczycy i Chińczycy Japonia importuje aż 85% totalnej produkcji kawy z Jamajki. To się nazywa idealny partner biznesowy Sumo jest narodowym sportem w Japonii Przez silny wpływ obecności Amerykanów po II wojny światowej, popularnym sportem w Japonii jest równie baseball Japońskie zasady savoir vivre są naprawdę zawiłe. Siorpanie podczas jedzenia jest uznawane za komplement dla kucharza. Oznacza to, że danie jest wyśmienite Japonia jest największym konsumentem drewna z lasów równikowych. To cena szybkiego rozwoju gospodarczego W Japonii rocznie notuje się aż 1500 trzęsień ziemi. Na szczęście większość nich jest nieodczuwalna Japończycy cieszą się doskonałym zdrowiem. Żyje tam aż 50 tysięcy ludzi powyżej 100 roku życia! 23% społeczeństwa jest powyżej 65 roku Tsukiji Market w Tokio jest największym na świecie targiem rybnym Japończycy wciąż polują na walenie, które są objęte ochroną. Z jednej strony tłumaczą, że dokonuje się tego na cele badawcze, ale w rezultacie mięso waleni i tak ląduje w supermarketach Karaoke oznacza „pustą orkiestrę” Podniesienie poziomu podłogi w japońskich domach mówi, kiedy należy zdjąć obuwie Japońscy kucharze to mistrzowie. Aby profesjonalnie przygotowywać rybę fugu, należy przejść intensywne szkolenie, które trwa nawet…11 lat Gejsze kojarzą się wam z pięknymi paniami? Pierwsze gejsze były…mężczyznami W Japonii dba się o zdrowie pracowników. Wiele firm przed rozpoczęciem pracy organizuje poranne ćwiczenia dla swoich pracowników Bardzo popularnym pożywieniem w Japonii jest surowe mięso konia Japonia ma drugi najmniejszy wskaźnik zabójstw na świecie. To jedynie 0.5 morderstw na 100 tys. mieszkańców. Notuje się też zaledwie 2 użycia broni rocznie Tokio wraz z sąsiednimi miastami tworzy największą metropolię na świecie. Zamieszkiwana jest przez blisko 35 milionów ludzi! Sama populacja Tokio to blisko 13 milionów ludzi Tokio jest drugim najdroższym miastem do życia na świecie Najdroższy tuńczyk na świecie został sprzedany w Japonii za bagatela 735 tysięcy dolarów Wydmuchiwanie nosa w miejscu publicznym jest uważane za niegrzeczny gest Jest i coś dla miłośników zwierząt. W Japonii powstały kawiarnie, gdzie można bawić się z psami i kotami Jedynym językiem obcym nauczanym w szkołach jest język angielski Japonia jest jedynym krajem na świecie, przeciwko któremu wykorzystano bombę atomową Nawet japoński bałwan jest dość egzotyczny. Składa się on z dwóch kul, a nie trzech Japoński przysmak sake powstaje ze sfermentowanego ryżu. To ulubiony alkohol Japończyków Ciasteczko szczęścia zostało po raz pierwszy wyprodukowane w XIX wieku w Kioto. Dziś robią furorę na całym świecie Kioto to wyjątkowo religijne miasto. Znajduje się tam aż 1600 świątyń Do 2015 roku tańczenie w późnych godzinach nocnych było nielegalne Najstarsza na świecie firma działała w Japonii od 578 do 2006 roku Japońskie pociągi są najpunktualniejszymi na świecie. Dziennie spóźniają się średnio o zaledwie 18 sekund. Polskie kolejnictwo powinno brać z nich przykład W Kraju Wschodzącego Słońca spotkać można same osobliwości. Rosną tam np. kwadratowe arbuzy W Japonii jest więcej zwierząt niż dzieci Honor jest bardzo ważny dla Japończyka. Japońscy pasażerowie, którzy przeżyli katastrofę Titanica zostali nazwani tchórzami, ponieważ nie zginęli razem z innymi pasażerami 90% japońskich telefonów komórkowych jest wodoszczelna, bo młodzi Japończycy używają ich nawet pod prysznicem Drzemki w pracy są dozwolone. Jest to postrzegane jako efekt ciężkiej pracy. Niestety do nas nie dotarł jeszcze taki zwyczaj W Japońskich szkołach uczniowie wraz z nauczycielami wspólnie sprzątają po lekcjach klasę i stołówkę Czarny kot, który przebiegł Japończykowi drogę, zwiastuje szczęście Osoby z tatuażami nie mogą wchodzić do niektórych publicznych łaźni i gorących źródeł W Japonii bliscy tych, którzy skoczyli pod pociąg, zostają obarczeni wysoką grzywną Do tworzenia komiksów używa się więcej papieru niż do tworzenia papieru toaletowego W Japonii znajduje się wieżowiec, przez którego na wylot przechodzi autostrada Artykuł 55 zadziwiających faktów na temat Japonii pochodzi z serwisu Gaijin w podróży.

Co warto zobaczyć będąc w Sakai

Gaijin w podróży

Co warto zobaczyć będąc w Sakai

lumpiata w drodze

264. Lumpiata w drodze do sportu

Sportu trochę w życiu zażyłam, acz nigdy jakoś bardzo intensywnie, poza jednym rokiem szkolnym we Francji, gdy jako nastolatka miałam chyba 9 godzin gimnastyki tygodniowo. Sportowcem nie jestem, w domu zawsze więcej było książek niż koszulek treningowych, więc miłość do ruchu musiałam sobie wypracować sama. Kilka lat temu zaczęłam trenować krav maga, izraelski system samoobrony, i szybko

Wyspa Kanta w Kaliningradzie

SISTERS92

Wyspa Kanta w Kaliningradzie

Darłowo i Darłówko – idealny duet na rodzinny wypad

wszedobylscy

Darłowo i Darłówko – idealny duet na rodzinny wypad