Cook'n'Roll
Wiejska Stolica Kultury?
Nie wytrzymałem i musiałem to napisać. Zbierało się we mnie to wszystko ale liczyłem, że włodarze miasta Wrocławia nie są na tyle wielkimi ignorantami. Po opublikowanym przez serwis TuWrocław.pl (http://www.tuwroclaw.com/wiadomosci,nie-ma-zgody-na-food-trucki-na-miejskich-terenach-urzednicy-traktuja-nas-jak-sprzedawcow-rajstop-,wia5-3266-21367.html) tekście o zakazie wydanym przez miasto dla działalności street food’owych w publicznej, czyli miejskiej przestrzeni, ręce moje opadły. Krew mnie zalała. Przeczytałem tekst i nie mogłem uwierzyć własnym oczom, że miasto, które za chwilę stanie się Europejską Stolicą Kultury potraktowało uliczną sztukę kulinarną jak bazarowych sprzedawców pirackich pornosów i używanych telefonów komórkowych. Miasto, które ma niesamowicie wielkie problemy z określeniem własnej tożsamości, właśnie zabija coś, co normalnie od wieków funkcjonuje na całym świecie od Indii po USA, od Sydney po Oslo- zabija ideę street food’u, czyli ulicznej kuchni. Dlaczego inne miasta w Polsce wspierają inicjatywę ludzi, którzy chcą ożywić ulice swoich miast, oferując mieszkańcom i turystom szybki, zdrowy i smaczny posiłek serwowany na chodniku, a Wrocław nie? Dlaczego tłumaczenia magistratu w tej sprawie są tak dziecinne, naiwne i kłamliwe? Dlaczego wszelkiej maści food trucki, muszą się chować po prywatnych często nieatrakcyjnych terenach, aby serwować dobre, zdrowe i oryginalne jedzenie? Czy ogromna frekwencja na wrocławskich festiwalach kulinarnych oraz rosnąca popularność tego typu działalności w kraju zasługuje na takie ignorowanie ze strony władz miasta? Prezydent, którego przez lata szanowałem postępuje źle tworząc z miasta chory twór, który nijak ma się do Europy, nie mówiąc o innych miastach naszej planety. Sztuczne generowanie wizji i wdrażanie ich do życia, zabija ducha dawnej kultury, kuchni i tradycji europejskiego Breslau (nie wspominając o innych obszarach dewastacji miasta np. wrocławski rynek), który słynął ze swoich sandaczy, ślimaków, raków, kiełbasek czy chleba chociażby. Może warto w końcu zauważyć, że kuchnia, gotowanie, przygotowywanie posiłku, to też sztuka i wartość kulturowa danego społeczeństwa? Może warto, w dobie boomu na gotowanie, wesprzeć i wskrzesić kulturę kulinarną regionu, z bogatej przeszłości miasta? Może przyszła Europejska Stolica Kultury powinna zauważyć to bardziej? Kiedyś dawno temu na ulicach niemieckiego Wrocławia można było spotkać stragany z potrawami serwowanymi z ulicy… Jeśli czytają to urzędnicy odpowiedzialni za te decyzje, to chętnie Was nauczę i przypomnę, że street food (po polsku uliczne jedzenie), to nie twór z USA z ostatnich kilku lat serwujący sztucznie przetworzone jedzenie, po którym dostaje się sraczki. Pierwsze uliczne jedzenie było serwowane już w starożytnym Rzymie, a znane jest na całym świecie od wieków. Serwowało się głównie proste jedzenie. Street food, to obowiązkowy punkt podczas podróżowania po krajach azjatyckich a będąc głodnym w Seattle idzie się na ulicę i staje w kolejce do gościa, który serwuje najlepsze kanapki na zachodnim wybrzeżu USA. Kiedy czytałem tekst na TuWroclaw.pl, byłem właśnie na ulicznym, kulinarnym bazarze w centrum Berlina i jadłem street foodowe jedzenie. A jeszcze dwa tygodnie temu, byłem w krajach z poza Unii Europejskiej, gdzie kuchnia uliczna jest częścią kultury, częścią życia tamtejszych mieszkańców i jest czymś normalnym. I też jadłem na ulicy. Mieszkańcy jedzą i turyści jedzą, a przy okazji poznają lokalne potrawy. Przykładów mogę podawać więcej… I teraz pytanie, kogo Wrocław chce udawać? Jeśli chce udawać europejskie miasto, to widocznie zapatrzył się na jakieś nieistniejące miasto z bloku radzieckiego bo będąc w Europie (nawet wschodniej), w prawdziwym europejskim mieście takiego traktowania lokalnych mikro przedsiębiorców przez władze nie widziałem. Jeśli Wrocław ma problem z braniem przykładu, to podpowiem: Berlin, Belgrad, Sztokholm, Drezno, Londyn i cała masa innych. Ok, to są duże lub ogromne metropolie, ale lepiej brać przykład z takich wzorów, niż z miast, w których się nigdy nie było bo ich nie ma.