Od zera do kolekcjonera czyli dlaczego warto zbierać pieczątki

Republika Podróży

Od zera do kolekcjonera czyli dlaczego warto zbierać pieczątki

Rynek Gniezno

SISTERS92

Rynek Gniezno

Woodbury Outlets – zakupowy raj

Orbitka

Woodbury Outlets – zakupowy raj

Expert - podejście drugie - Dzień 4 - Deja vu

dwa kółka i spółka

Expert - podejście drugie - Dzień 4 - Deja vu

18 czerwca 2015 - czwartekTemat na dziś - Passo Rolle. W zeszłym roku miałam tam "indywidualny tok nauczania" bo nie ogarniałam ciasnych serpentyn, ciekawe czy w tym sezonie będzie lepiej...Chłopaki osiągają mistrzowski poziom w wynoszeniu kanapek z sali śniadaniowej. Patenty są takie, że można pęknąć ze śmiechu. Na wszelki wypadek przemilczę ;)Pogoda nie jest zła, więc nie marnujemy czasu i jedziemy na przełęcz.Na dojeździe bzyka naszą grupę jakiś Niemiec (w terenie zabudowanym nas wziął, więc się nie liczy), więc Instruktoru zaordynował sobie pościg. Zmęczył Niemca na tyle, że ten w końcu odbił na inną przełęcz, byle byśmy tylko za nim nie jechali ;)Na miejscu nie ma nowości. Jazda milion razy po tej samej trasie. Na mnie wypada, że jadę w dół. No to jadę... Vivi la vita!Te drewniane barierki jakoś mnie nie przekonują...Ładnie tu!Serpentyny jakby lepiej... ciaśniej...Bzyknięty!Tego puszczę bo nie ma miejsca...No dobra, przyznać się - która Chlora popuściła ze strachu i zapaskudziła trasę?To bzykanie robi się nudne ;)Ograniczenie do 1.5 tony - DL Diablika waży chyba więcej z całym uzbrojeniem we wszystko i jeszcze trochę...A Instruktoru "chwali" mój przejazd...Jeszcze kilka przejazdów i zasłużona przerwa i studzenie hamulców.I zaczynamy kolejną turę - tym razem jadę w górę.Nie pozdrowiłam :(O nie, nie dam się bzyknąć po wewnętrznej ;)Fajna perspektywa - ładny widok i 6 serpentyn ;)Tego zakrętu nie lubię... nic nie widać :(W stosunku do zeszłego roku jest duży progres - co mnie bardzo cieszy :)Niektórym kończy się paliwo, więc zapada decyzja, że kończymy i jedziemy na stację. Moje Zumo pokazuje, że najbliższa stacja jest parę kilometrów poniżej punktu nawrotki "na dole". jedziemy. Niestety okazuje się, że nie ma tam stacji. Ale mam wqrwa :( Następna stacja jest z kolejne kilka km. tym razem jest. Uff. Ale oczywiście jest sjesta więc obsługi nie ma. Trzeba skorzystać z automatycznego płacenia, co nie jest takie proste - w końcu to włochy i burdello. Chce mi się siku, ale nie ma tu żadnego kibelka. Ani krzaczków. Dopiero w drodze powrotnej na przełęcz stajemy w punkcie widokowym, więc tam korzystam z okazji.Powrót jest przez przełęcze Valles i San Pelegrino. Zamykam stawkę, za mną Wojtek, więc najbardziej musimy gonić, ale oczywiście nie nadążam na tyle za ekipą, żeby ich w końcu nie zgubić. Zaczynam coraz częściej widzieć ograniczenia, jakie stawia mi motocykl...Co jakiś czas ekipa musi na mnie czekać ;)Ale i tak jest fajnie!foto: motoszkola.plWidoki są jak zwykle śliczne.Czasem trzeba przyhamować, bo na zakręcie...... niespodziankaDalej już bez przeszkód.Chcemy zatankować w Canazei ale stacja benzynowa jest zamknięta. co ciekawe, napisane na drzwiach godziny otwarcia sugerują, że powinna być otwarta. No nic. to może na Pordoi pojedziemy? Nie, zarzucamy ten pomysł. Pordoi jutro, teraz wcześniejszy zjazd na bazę. Po drodze zatrzymujemy się jeszcze pod sklepem w Campitello di Fassa. Ale tez jest zamknięty, bo czwartek. Do diabła z tymi Włochami...W hotelu dostajemy od obsługi zaproszenie na darmowe skorzystanie z sauny. To taki gratis, żebyśmy w nocy byli cicho. Tzn. sauna za silenzio. Nie mam jakoś ochoty skorzystać. Za to po jakimś czasie wsiadam na moto i jadę do Canazei - a nuż stacja albo sklep będą otwarte. Przekręcam kluczyk w stacyjce i... deja vu z zeszłego roku. To samo miejsce. Pomarańczowy trójkącik i napis LAMP. Zjarała się żarówka. znowu będę musiała wydać tu kokosy na żarówkę. Niby mam (ale w tankbagu w pokoju), ale chcę od razu kupić na zapas, bo jak nie będę miała, to się zaraz znowu spali ;). Niestety stacja dalej jest zamknięta, ale za to otwarty jest sklep. Kupuję kilka winek w tym jedno na prezent. Wracam do hotelu, bo jeszcze dzisiaj w planie knajpka i analiza nagranych filmów. I w miarę wczesne pójście spać...Przejechane: 213 km

Odczepcie się! Nigdzie nie jadę!

Zależna w podróży

Odczepcie się! Nigdzie nie jadę!

With love

Gorce: Gorcstok 2015

- Cześć. Zabieramy cię na alternatywną imprezę – trzy męskie postacie wyrosły obok mnie jak spod ziemi. Spojrzałam w górę i zmrużyłam oczy, bo oślepiło mnie Słońce. – Ale… – wskazałam łyżką na miskę z zupką chińską, która leżała między moimi nogami. – Zupę też zabieramy. – No dobra – wstałam z trawy i poszłam. – Ej, to ty jesteś tą laską, która w zeszłym roku się tak wszystkiemu dziwiła? „Ojej, ale jak wy tu tak wszyscy śpicie? Ojej, ale dużo baterii! Ojej, ale dużo piwa!”? – zapytał ten, który niósł moją zupę. Tak. To ja. Nieustannie się czemuś dziwię, nieustannie się nad czymś zastanawiam i nieustannie rozkładam wszystko na czynniki pierwsze, próbując przeniknąć istotę rzeczy, które mnie otaczają – niezależnie od tego, czy to spotkane na leśnej drodze gówno, gdy akurat patrzę pod nogi, czy nocne, rozgwieżdżone niebo, jeżeli przypadkiem zadzieram głowę. Pamiętam, jak na jednym z zimowych, kursowych wyjazdów, kiedy prowadziłam grupę, zatrzymaliśmy się gdzieś w diczy, by przyjrzeć się napotkanym, zwierzęcym odchodom. Przez kilkanaście minut analizowaliśmy ich kształt i pozostawione wokół ślady, by ostatecznie ustalić, że niechybnie pozostawiła je sarna. Do dzisiaj uważam, że była to jedna z ciekawszych rzeczy, jakie spotkały mnie na kursie. Zgłębianie tajemnic zastanej rzeczywistości może być fascynujące, o ile tylko uświadomimy sobie, że wszystko może być ciekawe. Być może dlatego odkrywanie magicznych zakątków Beskidów jest dla mnie równie ekscytujące, jak niegdysiejsze podróże zagranico. A może nawet bardziej – bo teraz odkrywam świadomie. Jadąc na tegoroczny Gorcstok zastanawiałam się na przykład, czy będą tam osoby, z którymi spędzałam czas poprzednim razem. Ku mojej radości były! Pomimo tego, że od ostatniego spotkania minął rok i nie mieliśmy ze sobą żadnego kontaktu, wszystko było dokładnie tak, jak wtedy – jak gdyby tych dwunastu miesięcy wcale nie było, a jedna impreza naturalnie przeszła w drugą. Od dawna powtarzam, ze w górach czasoprzestrzeń się zagina i dzieją się dziwne rzeczy, które czasami trudno wytłumaczyć. Tak czy inaczej, spotkanie ludzi, z którymi świetnie spędziłam czas poprzednim razem i teraz świetnie spędziłam go znowu, utwierdziło mnie tylko w przekonaniu, by Gorcstok uczynić swoją doroczną tradycją. Zaczęłam sobie wyobrażać, jak w każdy trzeci weekend sierpnia opowiadamy sobie o tym, co wydarzyło się w ciągu ostatnich 12 miesięcy, jak przybywa nam mężów, żon i dzieci, jak zmieniają się nasze życiowe priorytety, jak zmieniamy się my sami, jak za kilkadziesiąt lat wchodzimy na Gorc z balkonikami i z odmętów pamięci próbujemy wygrzebać przeszłość, rzucając co jakiś czas: „A pamiętasz jak w 2015…”. Jak góry coraz bardziej w nas wrastają, jak stają się naszą częścią, jak my stajemy się ich częścią, by w końcu pewnego dnia, gdy odejdziemy już na zawsze, całkowicie zatracić tę granicę. Jagóry. Góryja. Słuchałam dźwięków gitary, która grała na odchodne, i żal było mi wracać. Od 10 miesięcy jestem w górach niemal w każdy weekend i ciągle mi ich mało, ciągle nie mam dość. Myślę, że od gór można się uzależnić dokładnie w taki sam sposób, jak od wszystkiego innego. Góry uzależniają od spokoju ducha, o który tak trudno w dzisiejszych zabieganych czasach, od czystości myśli, które na co dzień bombardowane są tysiącem informacji i od czasu, który płynie wolniej, o wiele wolniej, niż przed ekranem komputera. Uzależnienie od gór to wieczna tęsknota za miękką ścieżką, gdy idziesz przez betonową dżunglę. Za szumem drzew, gdy przedzierasz się przez miejski zgiełk. Za samotnością na szlaku, gdy pozostajesz samotny w tłumie. Gdy doświadczysz, gdy naprawdę to poczujesz, jeden, jedyny raz, już nigdy nie uwolnisz się od tego, by chcieć więcej. Można by to leczyć. Ale po co? Post Gorce: Gorcstok 2015 pojawił się poraz pierwszy w WITH LOVE.

Podróżniczo

Sposoby na tanie podróżowanie autobusem

Czy wiesz, ile kosztuje bilet z Warszawy do Gdańska czy Wrocławia? Jesteś na bieżąco z aktualnymi promocjami przewoźników autobusowych i wiesz, że możesz kupić bilet w cenie 5 zł? Takie możliwości stwarzają niektóre firmy przewozowe w Polsce. Niemniej, nie tylko w ramach promocji znanych marek transportu osób można tanio podróżować autobusem. Jak tego dokonać? Konkurencja w branży Różne firmy przewozowe na rynku walczą o klienta, ale również zmuszone są stawać do konkurencji z przewozami PKS czy też koleją. Dzięki takiej walce konkurencyjnej konsumenci mogą liczyć na bardzo atrakcyjne, tanie bilety autobusowe, które pozwalają na podróżowanie po całej Polsce czy nawet Europie, za przysłowiowe grosze. Zamieszanie na rynku wprowadził m.in. PKS Polonus, który oferuje bilety autobusowe w wyjątkowo niskich cenach. Tak niskie ceny musiały skłonić i innych przewoźników do zmiany swojej polityki cenowej. W efekcie, np. na trasie Wrocław-Kraków można odbyć podróż w cenie np. 15 zł. Czy można przejechać się za 5 zł? W reklamach przewoźników można znaleźć informacjo o różnych promocjach. Przykładem może być promocja 5-10-15, która umożliwia zakup biletów do popularnych miejscowości w cenach od 5 do 15 zł. Reklamy na autobusach przyciągają uwagę, ale wielu klientów sądzi, że to wyłącznie chwyt marketingowy. Niemniej, naprawdę można kupić bilet za symboliczną kwotę, ale trzeba zapoznać się z warunkami promocji i czasami wykazać się cierpliwością. Okazję cenową można „upolować” raz na jakiś czas. Na każdy kurs przypada tylko kilka skrajnie tanich biletów. Aby zwiększyć prawdopodobieństwo często przeglądać interesujące kursy na stronach umożliwiających zakup biletów autobusowych, np. Dworzec Online. Najczęściej firmy nie ujawniają, kiedy promocyjne bilety znajdą się w sprzedaży. Często przy nowej promocji pojawia się informacja na profilu facebookowym. Im mniej miejsc w autobusie na dany kurs pozostaje, tym cena jest wyższa. Jak kupować tanie bilety? Najtaniej będziemy podróżować autobusami na popularnych trasach, gdzie mamy wielu przewoźników do wyboru. Najwięcej klientów ma ten, który może zaoferować najniższe ceny. Z reguły tanie bilety na autobusy kupić można tylko online – przez Internet lub aplikację mobilną. Jeśli kupujemy bilety w stacjonarnej siedzibie przewoźnika, płacimy już nieco więcej, jako że sama osobista obsługa klienta pociąga za sobą koszty. Najdrożej jest w przypadku zakupu biletu u kierowcy w autobusie. W tym ostatnim przypadku nie mamy nigdy pewności, że pozostaną wolne miejsca na pożądanej przez nas trasie.

Muzeum Początków Państwa Polskiego Gniezno

SISTERS92

Muzeum Początków Państwa Polskiego Gniezno

Szkoła ekoturystyki. Lekcja pierwsza – nocleg ekologiczny

Zależna w podróży

Szkoła ekoturystyki. Lekcja pierwsza – nocleg ekologiczny

Jura - polish heaven for climbers ;)

coffe in the wood

Jura - polish heaven for climbers ;)

Katolickie ślady w odległych zakątkach Chin

mpk poland

Katolickie ślady w odległych zakątkach Chin

Mazury pędzlem wyobraźni malowane

loswiaheros

Mazury pędzlem wyobraźni malowane

Oki Doki hostel – Warszawa

Podróżniczo

Oki Doki hostel – Warszawa

Muzeum Archidiecezji Gnieźnieńskiej Gniezno

SISTERS92

Muzeum Archidiecezji Gnieźnieńskiej Gniezno

Podążając Herbaciano-Konnym Szlakiem

mpk poland

Podążając Herbaciano-Konnym Szlakiem

,,Ekspozycja” Remigiusz Mróz

SISTERS92

,,Ekspozycja” Remigiusz Mróz

Travel Flashback #26

Picking the Pictures

Travel Flashback #26

Polesie zaprasza na ptasie wycieczki

Podróżniczo

Polesie zaprasza na ptasie wycieczki

Sycylia: wakacje samochodem dookoła wyspy

Zależna w podróży

Sycylia: wakacje samochodem dookoła wyspy

Polska też jest fajna: na tropie żubra z Białowieży

OOPS!SIDEDOWN

Polska też jest fajna: na tropie żubra z Białowieży

Bitwa na miasta: Inowrocław&Olsztyn

SISTERS92

Bitwa na miasta: Inowrocław&Olsztyn

W poszukiwaniu łosia

idziemy dalej

W poszukiwaniu łosia

Dwa dni, które spędziliśmy na Podlasiu, to zdecydowanie za mało, żeby poznać ten region Polski, ale wystarczająco dużo żeby się w nim zakochać i właściwie od razu po powrocie planować kolejną wyprawę w te okolice. Pierwotnie zakładaliśmy wycieczkę szlakiem małych miast i wsi, ostatecznie jednak sprawy przybrały zupełnie inny obrót i przez dwa dni szukaliśmy łosi w Biebrzańskim Parku Narodowym. Dlaczego kochamy łosie pozostanie naszą słodką tajemnicą, jednak to miejsce zachwyci nie tylko miłośników tych ssaków. Mimo że Biebrzański Park Narodowy jest największym parkiem narodowym w Polsce i jednym z największych parków w Europie, wciąż dociera tam bardzo niewielu turystów. Dlatego jest to doskonałe miejsce dla osób poszukujących ciszy, spokoju i lubiących bycie sam na sam z dziką przyrodą. Znaczna część parku to kompleks torfowisk niskich, wysokich i przejściowych z unikalną różnorodnością gatunków roślin, ptaków (prawie 300 gatunków) i innych zwierząt. W parku wyznaczono prawie 500 km szlaków. Można poruszać się pieszo, rowerem, są również szlaki wodne i ścieżki edukacyjne. Na odcinku 30 km park przecięty jest Carską Drogą – przepięknie położona szosa wzdłuż której rosną bagienne olszyny oraz bory sosnowe. Jadąc tą trasą należy być bardzo czujnym ze względu na przechadzające się zwierzęta. Obowiązuje ograniczenie do 50km/h, ale warto jechać nawet jeszcze wolniej, bo przejazd z Mężenina do Goniądza może dostarczyć wielu wrażeń. Spotkanie z łosiem nie jest jednak tak łatwe i wymaga wzmożonego wysiłku. Pobudka o 3 rano to pierwszy test dla miłośników tych zwierząt. Łosie są aktywne głównie bladym świtem, gdy zaczynają szukać jedzenia. Później można je spotkać jeszcze wieczorową porą (ok. 19:30-20:00), a poza tym całymi dniami wylegują się w trawie. Panujące ostatnimi czasy w Polsce upały są dla łosi nieznośne, gdyż najlepiej czują się gdy temperatura nie przekracza 10 stopni Celsjusza. Na wycieczkę ruszamy z przewodnikiem. Jego wprawne oko, znajomość terenu i ogromna wiedza o Biebrzańskim Parku Narodowym okazują się nieocenione. Z Carskiej Drogi natychmiast wypatruje pięknego rogacza i po chwili zdążamy w jego kierunku kładką „Długa Luka“, zawieszoną tuż nad bagnami. Widoczność jest ograniczona, ale z drugiej strony unosząca się wysoko nad bagnami mgła to przepiękny i magiczny widok. Po drugiej stronie Carskiej Drogi wschodzi słońce i oświetla biebrzańskie łąki. Wiemy już, że warto było wstać, a to dopiero początek przygody. Jadąc do kolejnego punktu widokowego spotykamy na drodze pięknego lisa. Na początku jest nieufny, a później to ja muszę się cofać, bo zaczyna podchodzić niebezpieczne blisko. Podobno tylko młodziutkie lisy są takie towarzyskie. Za tydzień, dwa nie mielibyśmy szans na tego typu spotkanie. Odwiedzamy również posiadłość Króla Biebrzy – Krzysztofa Kawenczyńskiego, który porzucił pracę w korporacji i osiedlił się w środku lasu. Początkowo wszyscy traktowali go jak dziwaka, szybko jednak zyskał sympatię mieszkańców gdy okazało się, że przeprowadzka z Warszawy i ucieczka od gwaru miasta to nie jego fanaberia, a świadomy wybór. Park, bagna i rzekę zna jak nikt inny. Dom Pana Krzysztofa to istny skansen. Muzeum starych przedmiotów, skarbów, pamiątek kulturowych i eksponatów rękodzieła ludowego, ale też plakatów, obrazów, figurek, glinianych naczyń czy rzeźb. W okolicy jego posiadłości często można spotkać piękne ptaki – dudki, niestety tym razem nie udaje nam się ich zobaczyć. Szukamy też bobrów w okolicy Twierdzy Osowiec, ale i w tym przypadku czeka nas kolejna próba. Ptaki (i łosie zresztą też) najlepiej obserwować wczesną wiosną. Ogromne wrażenie robią na nas łąki porośnięte krwawnicą. Fioletowe połacie tych kwiatów wyglądają zupełnie jak francuskie pola lawendy. Choć po parku bez najmniejszych przeszkód można poruszać się samemu to obecność przewodnika sprawia, że wyprawa jest jednocześnie bardzo ciekawą lekcją przyrody. Co i rusz zasypywani jesteśmy ciekawostkami z życia roślin i zwierząt. Dowiadujemy się na przykład o czym świadczy liczba wypustek w porożu łosia, oglądamy zęby bobra (są koloru żółto-brązowego i rosną bez przerwy!), mamy okazję zobaczyć uzębienie lisa i dowiedzieć się o zastosowaniu leśnych ziół w leczeniu różnych przypadłości. Przewodnik dba też o nasze bezpieczeństwo, zwłaszcza przy przeprawach przez tereny bagienne. Legendy miejskie głoszą, że wciągnęły już one niejednego zuchwałego turystę. Ale przede wszystkim docieramy w wiele miejsc, do których pewnie nie dotarlibyśmy sami. Wszystko to trwa w sumie prawie 5h. Zmęczeni ale szczęśliwi wracamy do pensjonatu i… idziemy spać. Następnego dnia wstajemy w środku nocy i ponownie ruszamy przetartymi dzień wcześniej szlakami. I znowu jest magicznie. Miejsca te same, a wyglądają zupełnie inaczej. Takich krajobrazów i widoków nigdy dość. Na pewno wrócimy tam na wiosnę.

POSZLI-POJECHALI

Bielsko-Biała na wyrywki: Maluch Cafe – muzeum-kawiarnia

Żyjemy w bardzo ciekawych czasach. Kiedy pamięć o czasach socjalistycznych jeszcze się nie zatarła do końca, a komedie z tamtych czasów nas (no dobra, mnie! #starość) jeszcze bawią. Co prawda, coraz częściej spotykam symbole tamtych czasów na memach w internecie Czytaj dalej » Artykuł Bielsko-Biała na wyrywki: Maluch Cafe – muzeum-kawiarnia pochodzi z serwisu Poszli-Pojechali.

Janów Podlaski

qbk blog … photoblog

Janów Podlaski

Bazylika prymasowska Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny Gniezno

SISTERS92

Bazylika prymasowska Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny Gniezno

Gdzie wyjechać

Iława i Pojezierze Iławskie. Motylowy debiut nad wielkimi jeziorami

Iława i Pojezierze Iławskie. Motylowy debiut nad wielkimi jeziorami To był nasz rocznicowy wypad. Właśnie stuknęło nam 5 lat małżeństwa (14 sierpnia) i 10 lat związku. Ponieważ Ania dostała wolne w piątek 14-ego stworzył nam się zaskakujący długi weekend, więc postanowiliśmy postawić wszystko na jedną kartę i pojechać gdzieś na północ Polski. Od zawsze Iława była na naszym celowniku. No i udało się! Nie […]

Sienkiewicza 4, Warszawa

qbk blog … photoblog

Sienkiewicza 4, Warszawa

W Łodzi kuszą nas…

SISTERS92

W Łodzi kuszą nas…

Travel Flashback #25

Picking the Pictures

Travel Flashback #25

They say that a well-traveled person can never be in only one place. It’s so true. Our hearts always wander. They always long for distant lands we fell for. Mine is not an exception. That’s why every week from now on I will be posting one picture of a place that has been on my mind lately.Taken in Shushi, Nagorno-Karabakh Republic.

Pałac Herbsta Księży Młyn Łódź

SISTERS92

Pałac Herbsta Księży Młyn Łódź