Zależna w podróży

Gdzie jechać w 2015 roku? Polska

Na blogu pojawiły się już 3 notki, które podpowiadają, gdzie można wyjechać w 2015 roku. Pisałam o miastach, które zrobią się coraz modniejsze, o państwach i o parkach narodowych i rezerwatach przyrody. Została mi ostatnia lista, przez niektórych z was najbardziej wyczekiwana – lista miejsc, które w tym roku należy odwiedzić w Polsce. Powstaje ona w fajnym momencie. Nie dalej…Czytaj więcej

Kurioza, które mogą zaskoczyć Polaka  w Finlandii (część II)

W SWOIM ŻYWIOLE

Kurioza, które mogą zaskoczyć Polaka w Finlandii (część II)

Moje zwiedzanie Londynu w 2 dni – krok po kroku

Obserwatorium kultury i świata podróży

Moje zwiedzanie Londynu w 2 dni – krok po kroku

Kto stoi za zdjęciem ?

Dobas

Kto stoi za zdjęciem ?

BANITA

Jazda rowerem w zimie – plusy i minusy

Jazda rowerem, gdy na zewnątrz panują temperatury na minusie, ma… no cóż wiele minusów, ale nie chcę być pesymistką czy zniechęcać kogokolwiek do jazdy rowerem. Chcę się jedynie podzielić spostrzeżeniami z mojego zimowego pedałowania. Gdyby trzy miesiące temu ktoś mi powiedział, że dziś będę rowerem pokonywać trasę z Ukrainy, przez Rumunię, Bułgarię do Turcji i to w szczycie sezonu zimowego, przy temperaturach poniżej zera, w śniegu i wietrze, to stuknęłabym się w głowę, dając do zrozumienia, że ja na pewno szalona nie jestem, ale za to on chyba ma nierówno pod sufitem. Ja i zima? Nie, przykro mi. Tu miłości nigdy nie będzie! Wystarczyło kilka tygodni, by się okazało, że jednak oszalałam. Kolejne pozwoliły mi wyłuskać esencję z podróży i w jaskrawym świetle ukazały plusy, choć jednak więcej minusów takiego podróżowania. Bo to, że rower to świetny sport z wielu powodów, a podróżowanie rowerem i zwiedzanie świata z poziomu siodełka to rewelacyjna i najlepsza metoda poznawania świata, wiadomo nie od dziś. Wiadomo też jednak, że najlepiej uskuteczniać to zwiedzanie, gdy słońce za oknem, a delikatny i ciepły wiatr we włosach, a nie szron na rzęsach i włosy skołtunione pod kominiarkami i czapkami. No więc czy warto wybrać się zimą na rower? A może jednak odpuścić i zaczekać na sezon? Minusy 1. „O, rany, ale mnie suszy!” To pierwsza myśl po pół godziny jazdy rowerem. Tylko teraz tak. Albo się zatrzymuję i muszę ściągnąć zimowe rowerowe rękawiczki, żeby wyciągnąć termos z sakwy, albo jadę bez picia. Pierwsze wyjście łączy się z marznięciem, drugie z odwodnieniem. Niestety w zimie, gdy piździ jak…nie, nie jak w kieleckim, lecz jak w Patagonii i gdy myśli się tylko o tym, by już się doczłapać na miejsce, stawanie, co chwilę na łyk herbaty wiąże się z późniejszym dotarciem do ciepłego pomieszczenia. Ale dlaczego w takim razie nie pijesz wody, zapyta ktoś. 2. „Z zamarzniętego nawet Salomon nie naleje…czy jakoś tak” Jak jest zima to musi być zimno. Proste. A jak jest zimno, czyli poniżej zera to chcąc nie chcąc woda szybko zamarza. Dotyczy to również wody w bidonie. Zaraz na początku dnia jeszcze do pierwszej godziny daje się ją wypić, potem robi się coraz zimniejsza i zimniejsza. Zaczyna mrozić zęby, doprowadzając je wręcz do bólu, a potem już lodowacieje i nie daje się uszczknąć nawet kropelki. Zostawała więc ciepła woda lub herbata w termosie, której aby się napić, trzeba było się zatrzymać. 3. „Daleko jeszcze?” Pytanie powtarzające się dość często w podróży. No, ale jak ma być blisko skoro non stop trzeba się zatrzymywać na picie, szczególnie ciepłego. Jeszcze pół biedy jak ciepłe jest w termosie, a jak się skończy, to zostają przydrożne knajpki, restauracje i bary, ewentualnie domy życzliwych ludzi. I droga się wydłuża tym sposobem. 4. „Nie ma nic za darmo” No cóż, na pewno jest drożej rowerować w zimie. Po pierwsze ciągłe postoje na ciepłe napoje. Bo niby można byłoby sobie zagrzać wodę na kuchence gazowej, ale chodzi też o to, żeby się rozgrzać, ogrzać, osuszyć i w ogóle, a przy kuchence się tego zrobić nie da, więc do środka wejść gdzieś trzeba. To tyczy się też spania. Bo niby namiot w zimie – można, czemu nie. Tylko jednak po całodniowej jeździe chciałoby się tak…w ciepełku położyć, ubrania wysuszyć i odpocząć od wiecznego marznięcia. A jak nie da się w namiocie, to trzeba wyskakiwać z kasy. 5. „Ależ pani pociągająca…” Niebywale, muszę przyznać. Bo na rowerze zimą wszyscy są pociągający. Z nosa cieknie na całego, bez przerwy. Można niby go wydmuchać, ale w pewnym momencie chusteczek zaczyna brakować, a poza tym, żeby wydmuchać nos to trzeba znów ściągnąć te wielkie ciepłe zimowe rękawice. A jak się je ściągnie to znów się marznie. I tak w kółko Macieju, czyli patrz punkt 1 i 2. 6. „Jest zima, to musi być zimno” Tak rzecze znana sentencja z „Misia” i nie ma, co tu się sprzeczać. Podczas jazdy rowerem zimą jest zimno i już. Można się ciepło ubrać, założyć kilka warstw, ale nie ma niestety idealnego stroju na każdą pogodę. A to jest za ciepło i się przegrzewasz, a to za bardzo się pocisz, a potem podwiewa albo zatrzymujesz się na picie i zamarzasz. U mnie niewiele dały ciuchy oddychające, odprowadzające pot itd. itp. Może niewłaściwe konfiguracje? Nie wiem. W trakcie jazdy aż tak bardzo nie marzłam. Trudniej było jednak podczas postojów. 7. „Cyknij fotkę” Żeby to było takie proste. Można telefonem, ale żeby to zrobić trzeba się zatrzymać, a jak się zatrzymamy, to wiadomo, co się dzieje. Trzeba ściągnąć rękawiczki. Najpierw jedna warstwa ciepła zimowa, trzypalczasta (to w moim przypadku), potem warstwa kolejna (niestety nie mam takich współpracujących ze smartfonami). No i łapy marzną. A lustrzanka? Nie przewiesisz jej przez ramię tak, jak w lecie, bo za zimno, bo możesz się łatwo wywrócić na rowerze i wtedy po obiektywie. A wygrzebywać z plecaka, co chwilę (a do tego też trzeba ściągnąć grubaśne rękawice) też nie bardzo ma się ochotę. To chyba najlepsza metoda na problemy ze zbyt dużą liczbą zdjęć z podróży lub z za małą ilością miejsca na karcie pamięci. 8. „Nie podchodź, bo zadzwonię do psychiatryka!” Jest zima. W zimie jeździ się na sankach, nartach, łyżwach i snowboardzie. I to jest normalne. Ale rower?!!! Naprawdę?!!! Dla wielu ludzi nie ma nic bardziej szalonego. Więc trzeba uważać, bo mogą cię wziąć za wariata. Niektórzy kierowcy samochodów z niedowierzaniem spoglądali na nas. Ich miny wyraźnie wskazywały na to, że uważają, iż mamy nierówno pod sufitem. 9. „Pan czy może jednak pani?” Na rowerze zimą traci się wszelką kobiecość. „Wyglądam jak terminator”, zauważyła jedna z dziewczyn. I miała rację. Wszystkie tak wyglądałyśmy. Dopóki nie ściągnęłyśmy czapek, kasków, masek, kominiarek, chust, okularów to tak naprawdę z trudem można było odgadnąć jakiej jesteśmy płci. Nie żeby mi to przeszkadzało, że nie wyglądam jak kobieta, ale co tu dużo gadać. Sprawdzone jest, że kobieta w drodze wzbudza w ludziach matczyne i ojcowskie uczucia. I pewnie mogłybyśmy liczyć na znacznie więcej opieki ze strony innych, gdyby wiedzieli, że jesteśmy kobietami. No cóż, taka nasza kobieca wyrachowana natura Plusy Myśl kobieto! […] The post Jazda rowerem w zimie – plusy i minusy appeared first on B*Anita Demianowicz Blog.

Zależna w podróży

Road trip po Emilii Romanii. Praktyczny plan wycieczki

Ci z was, którzy śledzą bloga regularnie, wiedzą, że uwielbiam podróżować nie po wielkich połaciach państw, ale po niewielkich regionach. Zamiast robić wycieczkę 2 tygodnie po Francji, o wiele bardziej wolę spędzić 2 tygodnie w Normandii i poznać specyfikę tego regionu. Latem 2014 roku wybrałam się na dwa tygodnie do Emilii Romanii. Tak! Nie do popularnej Toskanii, ale właśnie do…Czytaj więcej

Co warto zobaczyć w Walencji? cz. 1

Podróżniczo

Co warto zobaczyć w Walencji? cz. 1

Pierwszy dzień zawsze jest najtrudniejszy. Gdziekolwiek jesteś, za każdym razem będziesz czuć się niepewnie – nowe mieszkanie, nowa praca, nowe miasto, do którego przyjechałeś. Ja czułam się właśnie tak podczas pierwszego dnia zwiedzania Walencji… Zimno. Było to pierwsze uczucie, jakiego doświadczyłam po przebudzeniu się w środę, 21 stycznia. Brak ogrzewania, wysoki na 3 metry pokój i nieszczelne okna. W jednej chwili zdałam sobie sprawę, gdzie jestem i od razu wróciły wspomnienia dnia poprzedniego. Ekspresowa przesiadka w Brukseli… Nadal nie zdaje sobie sprawy z tego, co mogłoby się stać, gdybym nie zdążyła na drugi samolot. Jednak to już jest za mną. Adrenalina opadła, czas rozpocząć przygodę i sprawdzić, co można zobaczyć w Walencji Hostel Pension Universal, w którym mieszkałam, nie oferował śniadań. Była w nim dostępna kuchnia, z której można było korzystać w godzinach 9:00-22:00. Łazienka, dostępna na korytarzu, nie była oblegana przez tłumy turystów. Szybki, gorący prysznic pomógł mi oswoić się z panującą w hostelu temperaturą. Niestety na zewnątrz również nie mogłam liczyć na gorące powietrze. Mimo bezchmurnego nieba, zimny wiatr nie pozwolił zapomnieć o tym, że w końcu jest styczeń! Jeśli chcesz dowiedzieć się, jak tanio polecieć do Walencji, sprawdź wpis: Walencja – praktyczny poradnik z podróży Plaza del Ayuntamiento (Plac Ratuszowy) Plac Ratuszowy jest największym placem w Walencji. Mieszkałam bardzo blisko, dlatego każdego dnia, kiedy wracałam do hostelu, musiałam przez niego przejść. Na placu zobaczyć można wiele budynków w stylu modernistycznym, jednak najważniejszy – Ratusz w Walencji, został wybudowany w stylu barokowym. Na Plaza del Ayuntamiento, poza samym placem, dostępnych jest kilka ławek, kwiaciarni oraz informacja turystyczna. To właśnie tu „zarezerwowałam” taksówkę powrotną na lotnisko, ponieważ narzeczony pani, która pracowała w informacji był taksówkarzem. Mój wylot był o 6:30 rano w sobotę, pierwsze metro jeździ od 5:18 (podróż trwa 20 minut). Nie miałam wyjścia, musiałam pojechać taksówką. A oto kilka zdjęć z Placu Ratuszowego: Katedra Santa Maria w Walencji Zwiedzanie postanowiłam zacząć od katedry w Walencji. Jedna z najbardziej reprezentatywnych budowli, znajdująca się na Plaza de la Reina, jest obowiązkowymi miejscem każdego turysty :). Została wybudowana w miejsce meczetu, na gruzach dawnej katedry gotyckiej. W 1238 roku biskup Walencji Pere d’Albalata dokonał konsekracji kościoła. Katedra reprezentuje katalońsko-śródziemnomorską odmianę stylu gotyckiego, ale posiada także elementy stylu romańskiego, gotyku francuskiego, renesansu, baroku i neoklasycystyczne. Warto podkreślić, że w katedrze znajduje się Święty Graal. Po prawej stronie od głównego wejścia, znajduje się kaplica Świętego Kielicha. Tradycja chrześcijańska głosi, że to właśnie ten kielich był używany przez Jezusa podczas Ostatniej Wieczerzy. Wejście do katedry jest płatne – normalny bilet kosztuje 5 euro, ulgowy – 3,50 euro. Godziny otwarcia zależą od miesiąca i dnia tygodnia. Od poniedziałku do soboty katedra otwarta jest w godzinach 10:00-17:30 lub 18:30, w niedziele i święta od 14:00 do 17:30 lub 18:30. Częścią katedry jest ośmioboczna dzwonnica Miguelete, uważana za symbol miasta. Ponad 50-metrową wieżę można odwiedzić, pokonując 207 stopni. Wejście jest możliwe w godzinach 10:00-19:30 i kosztuje 2 euro. Dokonałam tego, dlatego chętnie podzielę się zdjęciami z widoku na Walencję oraz samą katedrę: Plaza de la Virgen Odwiedzając katedrę, chciałam zobaczyć jej najbliższą okolicę i sprawdzić jak wygląda z drugiej strony. Tak trafiłam na Plaza de la Virgen, zwany także Placem Katedralnym. Położony w samym sercu zabytkowej dzielnicy Walencji, jest miejscem odpoczynku od gwaru i zgiełku miasta. Od czasów rzymskich do XX wieku Plaza de la Virgen była najważniejszym placem miejskim w Walencji – później rolę tę przejął Plac Ratuszowy. Plac jest otoczony przez katedrę Santa Maria, Bazylikę Matki Bożej z Helpless, Pałac Generalitat oraz domy prywatne. Jedną z głównych atrakcji na placu jest fontanna, przedstawiająca Neptuna w otoczeniu ośmiu nagich kobiet. Stworzona przez lokalnego rzeźbiarza Silvestre Edeta, odzwierciedla rzekę Turię i jej osiem dopływów. Wieczorem Plaza de la Virgen jest pięknie oświetlona, dlatego warto ją zobaczyć zarówno w dzień, jak i w nocy. Mercado Central Inaczej Mercat Central to nic innego jak… największy w całej Europie rynek miejski. Wielki, zadaszony targ jest jednym z najważniejszych punktów sprzedaży świeżych, tradycyjnych towarów z Hiszpanii.  Można tu kupić wszystko – od świeżych owoców i warzyw, przez suszone owoce, ryby, owoce morza, mięso, aż po tradycyjną, hiszpańską szynkę. Łączna powierzchnia Mercado Central to 8160 m2, z czego 1400 m2 stanowi ośmioboczna część, gdzie znajduje się rybny targ. Odwiedziłam rynek pierwszego dnia zwiedzania Walencji i nie mogłam się powstrzymać, żeby kupić… truskawki. Od tej pory każdego dnia przychodziłam tutaj tylko po nie. Były przepyszne! Narodowe Muzeum Ceramiki i Sztuk Pięknych Przyznam szczerze, że do tego miejsca trafiłam przez przypadek :). W drodze do katedry, idąc Calle de La Paz, wchodziłam w różne boczne uliczki, w których zainteresowało mnie coś ciekawego. Tak trafiłam do Museo Nacional de Cerámica y Artes Suntuarias González Martí. Muzeum poświęcone jest ceramice, porcelanie, malarstwu, tkaninom artystycznym, tradycyjnym strojom oraz meblom. Powstało 7 lutego 1947 roku, z kolekcji ceramiki, którą podarował Manuel González Martí, a dla odwiedzających zostało otwarte 18 czerwca 1954 roku. Wejście do muzeum jest płatne. Bilet normalny kosztuje 3 euro, ulgowy – 1,50 euro. W określone dni można bezpłatnie zwiedzać muzeum: popołudniu w soboty, całe niedziele, 18 maja (Międzynarodowy Dzień Muzeów), 18 kwietnia (Światowy Dzień Dziedzictwa), 12 października (Święto Narodowe Hiszpanii) oraz 6 grudnia (Dzień Konstytucji Hiszpańskiej). Z powodu braku czasu nie odwiedziłam muzeum w środku, ale za to zobaczyłam je na zewnątrz i zrobiło na mnie bardzo pozytywne wrażenie: Już w połowie drogi poczułam, że moje nogi pragną odpoczynku. Nie miały ze mną lekko. Poza kilkoma przystankami, chciałam pierwszego dnia nacieszyć się widokiem Walencji i poczuć, że jestem w Hiszpanii! Dlatego korzystałam nie tylko z ładnej pogody, ale także z uroków, jakie oferuje mi miasto. Po powrocie z całodniowego spaceru wiedziałam, że kolejny dzień będzie trudny, a moje łydki (pomimo biegania!) bolą mnie niemiłosiernie. Następnego dnia odwiedziłam Ogrody Turii, Miasteczko Sztuki i Nauki oraz kilka mniej popularnych, ale bardzo ciekawych miejsc. Ale o tym już niebawem…

Zależna w podróży

Historia pewnych hotelarzy i najbiedniejszej wioski Izraela

-Spodoba Ci się Juha’s w Dżisr a-Zarce. Hostel bardzo w Twoim guście – powiedziała pewnego dnia Kamila, przy okazji polecania mi miejscówek w Izraelu. -A jaki gust jest mój? – spytałam zdziwiona. -No… ekoturystycznie tam jest. Bardzo!   To był pierwszy raz, kiedy usłyszałam o małym miasteczku w Izraelu. Nie do końca wiedziałam, dlaczego muszę tam jechać, ale powiedziano mi,…Czytaj więcej

5 miejsc, które warto odwiedzić w Manchesterze

wszedobylscy

5 miejsc, które warto odwiedzić w Manchesterze

TROPIMY PRZYGODY

Na weekend: Srebrna Góra i Bardo. Jak zaoszczędzić na wyjeździe?

Dolny Śląsk ma sporo atrakcji turystycznych. Obiecaliśmy sobie, że będziemy ten nasz region poznawać, bo niby dużo już widzieliśmy, ale wciąż odkrywamy miejsca, w których nigdy nie byliśmy albo nawet takie, o których nigdy nie słyszeliśmy. Staramy się nadrabiać, ale...

Jak wyjechać na wolontariat?

Republika Podróży

Jak wyjechać na wolontariat?

Zależna w podróży

Gdzie jechać w 2015 roku? Natura

W ostatnim wpisie w serii „gdzie jechać w 2015 roku?” napisałam o najczęściej odwiedzanych przez blogerów miastach w 2015 roku i zachęcałam, byście do nich pojechali. Dziś dla równowagi napiszę wam o najczęściej odwiedzanych rezerwatach przyrody, parkach narodowych i dzikich terenach, które upodobali sobie blogtroterzy. Miejsca te są świetnie opisane w polskim internecie przez młodych i pełnych energii blogerów. Oni…Czytaj więcej

Walencja – praktyczny poradnik z podróży

Podróżniczo

Walencja – praktyczny poradnik z podróży

Hiszpania. Moja miłość od pierwszego poznania. Jedyny kraj, który odwiedzam tak często, za każdym razem poznając inną jego część. Katalonia, Andaluzja, Costa del Sol i Lanzarote – tyle widziałam do tej pory. Tym razem przyszedł czas na Costa Blanca i trzecie, największe miasto Hiszpanii – Walencję. Dlaczego właśnie ten kierunek? Pomysł był bardzo spontaniczny. Skusiły mnie tanie loty, temperatura, jaka jest w Walencji w styczniu oraz chęć zobaczenia czegoś nowego. W końcu na ostatnich wakacjach byłam na Kos w kwietniu 2014! Jak dojechać? Tanie loty do Walencji oferuje Ryanair. Nie ma lotów bezpośrednich z Polski, ale kombinując z przesiadkami można bez problemu dotrzeć tam w ciągu jednego dnia. Moja podróż rozpoczęła się we wtorek, ale nie obeszło się bez problemów… W Modlinie od rana padał śnieg, ale według lotniska „pogoda nie paraliżowała pracy”. Według mnie było inaczej :). Fakt, do samolotu wszyscy pasażerowie wsiedli punktualnie o 9:20 (planowy wylot powinien był o 9:25), ale przez kolejną godzinę staliśmy bezczynnie na płycie lotniska. A nie, przepraszam – czynnie. Czynność objawiała się tym, że samolot został odlodzony, czyli polany mieszanką gorącej wody i glikolu. W końcu wystartowaliśmy, o 10:30! Za odcinek Modlin – Charleroi zapłaciłam 39 zł. Miałam 40 minut na przesiadkę w Brukseli. To i tak dużo w porównaniu z innymi, którzy w 15 minut musieli dopiec z płyty lotniska do bramki, skąd wpuszczani byli pasażerowie na lot do Malagi. Moja podróż z Brukseli do Walencji trwała 2 godziny (za ten odcinek zapłaciłam 102 zł). O 15:10 wylądowałam. Dalszy plan podróż zakładał pobyt w Walencji do soboty, skąd o 6:30 miałam samolot do Bolonii (koszt – 102 zł). Z Bolonii, po 24-godzinnym odpoczynku i zwiedzaniu miasta, o 13:20 odleciałam do Warszawy/Modlina (koszt podróży 124 zł). Łączny koszt lotów to 367 zł. Dojazd z Poznania do Warszawy w dwie strony PolskimBusem wyniósł mnie 57 zł. Z Warszawy na lotnisko w Modlinie można dojechać na kilka sposobów. Z centrum stolicy (Placu Defilad) odjeżdża ModlinBus – czas trwania podróży wynosi 40 minut. Ceny rozpoczynają się od 9 zł, chociaż sprawdzając dwa dni przed moim wyjazdem, cena za przejazd wynosiła 28 zł. Szczegółowe informacje na stronie www.modlinbus.pl Innym sposobem, tym, który ja wybrałam jest przejazd z przesiadką. Najpierw dojazd pociągiem z kilku stacji w Warszawie (w tym Warszawy Centralnej lub Warszawy Wschodniej) do stacji Modlin, a następnie przejazd autobusem kursującym o ściśle określonych godzinach (dopasowanych do godzin kursowania pociągu) na lotnisko w Modlinie. Bilet lotniskowy (obejmujący 60 minut jazdy komunikacją miejską w Warszawie + pociąg + autobus) kosztuje 17 zł. O tym sposobie lotnisko w Modlinie informuje podróżnych na stronie http://www.modlinairport.pl/pasazer/dojazd/pociag-kolei-mazowieckich.html W tym miejscu warto opisać, jak w łatwy i szybki sposób można kupić bilet lotniskowy (bez konieczności wyjazdu na dworzec i zakupu go w kasie biletowej). Wystarczy pobrać na telefon aplikację SkyCash (www.skycash.com). Aplikacja wymaga rejestracji, potwierdzenia tożsamości (otrzymuje się hasło smsem i ustala własny PIN) oraz doładowania. W aplikacji dostępnych jest wiele produktów, w tym bilet lotniczy. Każdy użytkownik otrzymuje swój indywidualny numer rachunku bankowego, na który należy dokonać wpłaty (UWAGA! Wpłata księguję się do 2 dni roboczych). Istnieje możliwość skorzystania także z DotPay lub Przelewy24 (w tych przypadkach aplikacja pobiera prowizję za doładowanie w wysokości 1,9%). Można także zasilić konto w sieci sklepów Żabka lub FreshMarket. Ja wybrałam przelew bankowy – doładowałam konto w poniedziałek z samego rana kwotą 17,00 zł, a popołudniu pieniądze były na moim SkyCashowym koncie. We wtorek, z samego rana kupiłam bilet na lotnisko. Należy pamiętać, aby wpisać godzinę odjazdu komunikacji miejskiej, którą będziemy poruszać się po Warszawie. Mamy 60 minut od momentu godziny, jaką wpiszemy w aplikacji (ten czas nie obejmuje podróży pociągiem oraz autobusem na lotnisko). Komunikacja w Walencji A teraz co nieco o komunikacji w Walencji… Walencja posiada dobrze rozbudowaną sieć połączeń. Jest pięć linii metra, z czego linia 4 jest zwykłą linią tramwajową, po której kursują niskopodłogowe pojazdy. Do tego mnóstwo autobusów, które zawiozą pasażerów w najdalsze zakątki miasta. Informacje o metrze dostępne są na stronie www.metrovalencia.es . Do planowania podróży polecam stronę www.emtvalencia.es/ciudadano/index.php Z lotniska do centrum miasta kursują dwie linie metra – 3 (linia czerwona) oraz 5 (linia żółta). Jest to zdecydowanie najszybszy i najprostszy sposób, aby dostać się do miasta. Stacja metra Xativa znajduję się tuż przy głównej stacji dworca kolejowego Valencia Norte. Bilet z lotniska do centrum miasta kosztuje 4,90 euro (drogo, ale innej alternatywy dotarcia do Walencji nie znalazłam). Czas przejazdu to ok. 20 minut. Rodzaje biletów: – pojedynczy bilet – obowiązuje tylko na przejazdy autobusami, bez możliwości przesiadki, można kupić u kierowcy autobusu, cena 1,50 euro. – karta Bonobus – 8 euro – w tej cenie jest 10 pojedynczych biletów. Każdy bilet upoważnia do przesiadek, ale czas jednej podróży nie może przekroczyć godziny. Obowiązuje tylko w autobusach. – Bono Travel Card – 9 euro – w tej cenie jest 10 przejazdów. Każdy bilet upoważnia do maksymalnie 3 przesiadek, ale całkowity czas podróży nie może przekroczyć 50 minut. Obowiązuje w autobusach i metrze (strefa A). – karta T1/T2/T3 – karta dla 1 osoby, w ramach której można podróżować 1, 2 lub 3 dni. Rekomendowana dla turystów. Obowiązuje w autobusach i metrze (strefa A). Cena za 1 dzień – 4,00 euro, 2 dni – 6,70 euro, 9,70 euro – 3 dni. – Valencia Tourist Card – karta, która upoważnia do nieograniczonych przejazdów przez 24, 48 lub 72 godziny. Rekomendowana dla turystów, ponieważ upoważnia do zniżek w muzeach, restauracjach, sklepach. Obowiązuje w autobusach i metrze (strefa A, B, C i D), w tym na/z lotnisko. Cena za 24 godziny – 15,00 euro, 48 godzin – 20,00 euro, 72 godziny – 25,00 euro. Szczegóły na stronie www.valenciatouristcard.com Aktualne ceny i rodzaje biletów dostępne są tutaj A tak wygląda metro i autobus w Walencji: Inne rodzaje komunikacji :): Gdzie spać? Nocleg jest bardzo indywidualną kwestią. Wszystko zależy od tego, jakie mamy potrzeby i oczekiwania wobec miejsca, w którym śpimy. Niektórzy nie wyobrażają sobie urlopu bez luksusu w cztero- lub pięciogwiazdkowym hotelu. Innym wystarczy dobra lokalizacja, czystość i przyzwoita cena. Zaliczam się do tych drugich, ale jeśli znajdę kilkugwiazdkowy hotel, w dogodnej lokalizacji i niewygórowanej cenie to także chętnie skorzystam :). W Walencji znalazłam hostel – Pension Universal, położony tuż obok Plaza del Ayuntamiento w atrakcyjne cenie. Pokój 1-osobowy kosztował łącznie za 4 noce 65 euro. W cenie co prawda nie było nic poza noclegiem, ale lokalizacja rekompensowała wszystko :). Dzięki temu miasto zwiedziłam na pieszo, nie korzystając praktycznie w ogóle z komunikacji miejskiej i oszczędzając na biletach. Hostel zalicza się do tych skromnych, ale czystych. Mój pokój był mały – ok. 8-10 m2 i bardzo wysoki – ok. 3 m. Wyposażenie pokoju to łóżko, stolik nocny, biurko z krzesłem, wieszak, zlew i lustro + balkon. Łazienka dzielona na kilka pokoi. W hostelu dostępna jest kuchnia ze wszystkimi udogodnieniami, dzięki czemu zrobienie śniadania, kolacji czy herbaty nie stanowiło żadnego problemu. Recepcja w hostelu nie funkcjonuje w godzinach 00:00-9:00, więc w tym czasie można mieć problem z zakwaterowaniem (z wykwaterowaniem nie, ponieważ jest skrzynka, do której należy wrzucić klucze od pokoju, w momencie gdy wyjeżdżamy). Osobiście uważam, że jednym problemem był brak ogrzewania w pokojach. Mimo, że to Hiszpania, to styczeń nie należy do bardzo ciepłych miesięcy :). Duży plus za codzienne sprzątanie i wymianę ręczników. Polecam wszystkim, którzy nie oczekują luksusów. Strona hostelu to http://www.pensionuniversal.com/ O tym, jak szukać tanich hoteli pisałam tutaj A może tak zorganizowany wyjazd… Wiem, że jest grono Czytelników bloga, którzy nigdy nie jeździli bez zorganizowanej wycieczki. Zapewniam Was, że taki rodzaj podróżowania nie jest gorszy od własnej organizacji. Przeze wszystkim wczasy objazdowe dają możliwość zobaczenia wielu ciekawych i atrakcyjnych turystycznie miejsc, do których łatwiej jest się dostać z zorganizowaną grupą niż na własną rękę (przykładem jest tutaj chociażby Park Narodowy Timanfaya, położony na Lanzarote). Wiele biur podróży w swojej ofercie posiada liczne wyjazdy zorganizowane. Jeżeli nie mamy siły, czasu ani ochoty na planowanie podróży na własną rękę, warto z takich propozycji skorzystać. Często zdarzają się promocję, dzięki którym zorganizowany wyjazd nie będzie kosztował fortuny :). Jeżeli chcielibyście wybrać się moimi śladami i pojechać do Walencji, polecam sprawdzenie zorganizowanych wycieczek na stronie www.qtravel.pl . Znajdziecie tu oferty z różnych biur podróży, zarówno samolotem, jak i autokarem. Dzięki temu zaoszczędzicie czas na przeglądanie stron poszczególnych organizatorów, porównywanie planów zwiedzania oraz cen.

Zależna w podróży

Ceny na Sycylii w 2015 roku

Bez większych wyjaśnień, wpis do bólu praktyczny. Sprawdźcie czy was stać. Spisane z mojego portfela i rachunków w nim znalezionych. Autobusy pomiędzy miastami Autobus Alibus na trasie lotnisko-centrum Katanii – 4,00 euro. Autobus odchodzi z głównego dworca autobusowego, a w centrum zatrzymuje się na Piazza San Placido. Kursuje co 25 minut Katania-Enna – 8,00 euro Taormina-Giardini Naxos – 1,90 euro…Czytaj więcej

Gadżety w podróży

SISTERS92

Gadżety w podróży

Zależna w podróży

Porady (prawie) miejscowych – Shaoxing w Chinach wg Podrozy Obiezyswiatki

Na wstepie przepraszam czytelnikow za nieuzywanie polskich znakow. Padlo mi pisac ten tekst na wloskim komuterze. Poprawie, jak tylko bede w domu :) Na blogu juz wczesniej pojawily sie dwa teksty z serii „Porady (prawie) miejscowych”. Obrobilismy wspolnie Turcje i Wlochy. Teraz przyszedl czas na Chiny. Poprosilam Martyne z bloga Podroze Obiezyswiatki by podzielila sie z nami sekretami na temat…Czytaj więcej

Etykieta podróżnika

SISTERS92

Etykieta podróżnika

TOP 10 książek podróżniczych – subiektywny przegląd 2014

Podróżniczo

TOP 10 książek podróżniczych – subiektywny przegląd 2014

RUSZ W PODRÓŻ

7 sposobów na załatwienie długiego urlopu w firmie

Masz etat, 26 dni urlopu i szefa, który nie podziela twojej pasji. Pracujesz w firmie, w której zawsze jest coś do zrobienia, a ty jesteś niezastąpiony tak długo jak ktoś zastąpi Cię już na stałe. Czasem nie martwisz się co pomyślą, ale czasem drżysz, że wzięcie długiego urlopu może sprawić, że nie dostaniesz podwyżki, premii, […] Zobacz również: 10 krajów, 59 dni w podróży, 26 dni urlopu – podróżniczy przepis Wojażera Z dziećmi też się da – Łukasz Kędzierski o rodzinnych podróżach na etacie Jak połączyć pracę i podróże – wersja londyńska

EWCYNA

Niezbędniko-gadżetnik czyli co mi się przydaje w podróży?

Gdy wybierałam się w pierwszą rowerową podróż nic nie było dla mnie oczywiste. Co się przyda a co nie, jak to przymocować do roweru i gdzie upchać? Przyznaję ze wstydem, że suszarka do włosów w gorącej Grecji nie za bardzo zdała egzamin.. A jaki kolor śpiwora wybrać? Nie, to nie moje pytanie (na szczęście), ale takowe kiedyś mi zadano i jedyna odpowiedź jaka mi przyszła do głowy to „a jaki lubisz”? Ponieważ od czasu dyskutuję z innymi podróżnikami na ten temat i zawsze każdy ma swój „naj-niezbędnik” postanowiłam zrobić spis swojego. Nie zamierzam opisywać całego ekwipunku, ale rzeczy, które naprawdę się sprawdzają w podróży. Może komuś się przydadzą moje „patenty”? KATEGORIA „RÓŻNE” 1. Grzałka (i oczywiście do niej kubek lub mały garnek) Rano nie wiem jak się nazywam i w rozszyfrowaniu tej cyklicznej zagadki pomaga mi herbata i kawa. Nie ruszę się z miejsca jak nie zjem śniadania i nie napiję tych – jakby nie było – używek. Mam kuchenkę, ale często zdarza mi się nocować w miejscach z dostępem do prądu – wtedy do zagotowania wody wystarczy mi grzałka elektryczna. Tylko w Korei Południowej nie mogłam jej za bardzo używać – wywalała korki L Spotkałam wielu podróżników, którzy żałowali, ze nie mają grzałki i nie mogli jej kupić w trasie. Kawa czy herbata „na mieście” kosztują dużo więc mając swoje sporo zaoszczędzamy a grzałką na upartego i makaron da radę ugotować. Warto mieć! 2. Stopery do uszu Nie mogę się bez nich obejść. Remedium na wszelkie, szczególnie azjatyckie hałasy (choć czasem i stopery nie dają rady). Polecam takie do formowania ręcznego, szczególnie firmy APTEO CARE (dobrze się ucha trzymają 3. Gąbka do mycia Kto by pomyślał, że to taki niezbędny gadżet. A jednak! Gąbka absorbuje wodę i dzięki niej mycie w przysłowiowej szklance wody jest wykonalne – przynosi uczucie świeżości, jakbyśmy to właśnie się wypluskali pod prysznicem. A taka z jedną ostrzejszą stronę rano poprawia krążenie i wieczorem lepiej domywa brudy. Uwaga – w Azji nie do kupienia (!). 4. Klapki czyli flip-flopy Ileż to razy dzięki nim byłam w ogóle w stanie skorzystać z azjatyckiej „łazienki”. Ba – czasem i pokoju, który szmaty i wody od miesięcy, albo i nigdy nie widział! O dziwo mam problem z kupnem naprawdę lekkich flip-flopów w Polsce, ale w Azji kupić je można na każdym rogu. 5. Plecaczek zwijany (Decathlon) Kosztował niecałe 20 PLN, można spotkać podobne np. firmy Tatonka, ale wielokrotnie droższe. Wielkości pięści po zwinięciu, waga może 100 gram. Dla mnie rewelacja – trzymam w nim dokumenty i kasę oraz potrzebne drobiazgi. Całość wkładam do przedniej torby na kierownicę (Ortlieb). Gdy gdzieś się zatrzymuję nie zdejmuję torby tylko wyjmuje plecaczek. Przydaje się także po prostu do zabrania ze sobą np. na zwiedzanie czy zakupy, gdy nie jestem rowerem. 6. Poduszka dmuchana (Decathlon). Można powiedzieć, że wożenie poduszki to już burżujstwo.. Dotychczas tego nie robiłam, pod głowę podkładając zwinięte ciuchy, ale ta małą lekka dmuchana poduszka szybko polubiłam. 7. Nieduża kłódka używam jej do zamykania worka Ortlieb podczas transportu lotniczego (info poniżej) i do zamykania namiotu, gdy jestem gdzieś dłużej lub zwyczajnie na kempingu. Wiadomo – jak ktoś chce coś ukraść to bez problemu znajdzie sposób, ale ryzyko, że zgarnie coś „bo właśnie tamtędy przechodził” jest już dużo mniejsze. 8. Komputer – netbook, I-pad czy inne. Dla tych, którzy piszą np. bloga lub pracują w sieci podczas podróży rzecz niezbędna. Kafejki internetowe w niektórych miejscach zanikają (np. Japonia), korzystanie z nich nie jest wygodne a korzystanie z poczty czy stron banków niebezpieczne. Dostęp do wifi jest w wielu miejscach już powszechny. Niestety, sprzęt stanowi spore obciążenie bagażu. 9. Telefon na dwie karty sim czyli „dual sim”. Mój niestety jest słaby (Sony Xperia), ale sama opcja posiadania slotu na drugą kartę sim bardzo się sprawdza – jedna to karta polska a druga karta miejscowa. Nie trzeba ciągle przekładać etc. 10. Smartfon w ogóle. Wyruszając w podróż nie miałam smartfonu, ale szybko zorientowałam się, ze pomaga w podróży i zakupiłam na Filipinach najtańszy model. Choć moja znajomość sprzętu jest ciągle w powijakach, to nie wiem co bym zrobiła bez map np. Google Maps czy Locus Pro, które pokazują mi dzięki nawigacji satelitarnej gdzie jestem. Dzięki nim nie błądzę (lub mało błądzę), znajduję istotne obiekty na mapie, sprawdzam odległość. Nie wspomnę już o wielu innych, przydatnych aplikacjach. 11. Inne – taśma mocująca, zipy bardzo się przydają do szybkiej naprawy np. sakw. Czasem taka prowizorka trwa i trwa.. KATEGORIA „ROWEROWE” 1. Torba do przewozu roweru „self-made”. Wykonana metodą chałupnicza przez sąsiada, materiałem jest bodajże plandeka ogrodnicza (niezbyt trwała, ale lepszego nie mogłam dostać – materiał musiał być lekki, bo torbę wiozę na rowerze). Wcześniej miałam przez kilka lat podobna, uszytą przez kaletnika z dwóch największych ruskich toreb w kratę. Obie były szyte na wymiar, wg mojego pomysłu. Wymiar 150 x 100 x 30 cm. Podstawa to mocne uszy, które tworzą taśmy przeszyte przez spód torby. Torba głównie przydaje się w trakcie transportu lotniczego, ale czasem też kolejowego (np. we Włoszech nie można było zabrać roweru do pociągu szybkobieżnego, a już w torbie i owszem). Choć się staram, to nie zawsze jestem w stanie skombinować karton. Mając torbę wystarczy znaleźć kilka mniejszych kartonów, folię bąbelkową, opakować rower i w włożyć go torby. Dzięki uszom jestem w stanie sama taka torbę nieść na krótkich dystansach np. po lotnisku. Drugie zastosowanie – często stosuję ją jako plandekę pod namiot. Torbie nic nie jest, namiot mniej się niszczy, nie wilgotnieje od spodu i przy okazji robi trochę za przedsionek. Zastosowanie ekstremalne – gdy jeszcze miałam gorszy tj. nie tak ciepły śpiwór i przymarzałam w nocy ostatnia deska ratunku była torba, którą się przykrywałam. Stało się tak jedynie kilka razy, ale naprawdę trzymała ciepło 2. Torba Ortlieb na bagażnik – największy wymiar tj. 150 cm długości i najcieńszy materiał (są bodajże dwie grubości) Jest jak to Ortlieb nieprzemakalna i na co dzień wiozę w niej na bagażniku namiot i torbę na rower choć miejsca jest dużo więcej. Przydaje się wtedy, kiedy trzeba przetransportować zgrabnie sakwy – głównie w trakcie transportu lotniczego. Wrzucam tam 3 sakwy i namiot, roluję i zamykam na kłódkę, czasem wzmacniam taśmą i nadaję. Oczywiście w tym celu może być użyta chociażby ruska torba czy zwykły parciany worek – robiłam tak przez wiele lat. Teraz mam Ortlieba i tez sobie chwalę. 3. Nóżka do przedniego kola roweru. No bo to, że nóżka do roweru jest przydatna jest dla mnie jasne jak słońce! Rower kupiłam z tym dobrodziejstwem inwentarza i jest to dobrodziejstwo w pełnym tego słowa znaczeniu. Rower mogę postawić gdzie chcę, przednie koło obciążone sakwami się nie buja – a wcale nie jest tak, ze wszędzie można szybko znaleźć dlań jakieś oparcie. Wiem, wiele osób uważa to za zbędny balast, ale ja uwielbiam ten gadżet. Tyle rzeczy przychodzi mi do głowy. Jeśli ktoś ma swoje ulubione podróżnicze gadżety i rozwiązania – chętnie je poznam.

RUSZ W PODRÓŻ

Pewnego dnia zrozumiałam, że pochodzę z kraju uprzywilejowanego…

Możemy narzekać, że nie jest nam łatwo jak Amerykanom, że potrzebujemy wizy do Nowej Zelandii, że nie jest prosto dostać zgodę na pracę w Australii. Nadal potrzebujemy wizy do USA i nie zarabiamy tyle co na zachodzie Europy. Mamy jednak coś, czego mieszkańcy znacznej części świata nie mają. Wolność. Wyboru, podróżowania. Pokazujemy paszport kraju należącego […] Zobacz również: Dookoła świata Bla bla bla – czyli jak sami sobie utrudniamy i jak możemy sobie ułatwić Tęsknota

Hostelowe refleksje

BAŁKANY WEDŁUG RUDEJ

Hostelowe refleksje

Torby na podróż

SISTERS92

Torby na podróż

Toreb na podróż jest mnóstwo, są duże i małe, prostokątne i kwadratowe. Warto zatroszczyć się o to, by zmieścić wszystko w jednym miejscu, ale też żeby ważyło to tyle, ile będziemy w stanie unieść.Nie twierdzę, że nasza torba podróżna zawsze waży pół kilograma, bo tak nie jest. Zawsze jednak mamy wszystko spakowane tak, że jesteśmy w stanie to unieść. Wielokrotnie podczas jazdy na dworzec PKP możemy dostrzec ludzi z kilkoma walizkami lub jedną tak ciężką, że osobiście trudno wejść po schodach, a gdzie jeszcze z takim ładunkiem. Bywa też tak, że po prostu czasem wbrew sobie możemy dojechać kilka chwil przed odjazdem pojazdu. Gdy mamy tak ciężki bagaż są mniejsze szanse, że zdążymy wsiąść do pociągu, czy autobusu.W dzisiejszym wpisie przygotowałam dla Was zestawienie toreb, w które można się zapakować.1. Torebka na ramię.Poręczność na pewno jest jej atutem. Gdy jest duża uda nam się w nią zmieścić naprawdę sporo rzeczy, wystarczy dobra organizacja. Nasza torba jest mniej więcej takich gabarytów i spokojnie możemy się w nią spakować na 1-2 dniowy wyjazd.2. Torba podróżna.Nasza torba podróżna z rączkami jest dość duża, po bokach ma dwie duże kieszenie, a z przodu jedną podłużną. Dodatkowo posiada także długi pasek, dzięki czemu torbę możemy nieść na ramieniu. Jeśli załadujemy ją ciężkimi rzeczami możemy mieć problem z jej uniesieniem.3. Torba na laptopa.Jak sama nazwa wskazuje jest ona przeznaczona na laptopa, jednak nigdzie nie jest napisane, że nie można w nią włożyć także innych rzeczy. Nasza torba ma także dwie przegrody. W tej tylnej znajduje się laptop, w przedniej - kabel, ruter i drobne przedmioty, które nie zmieściły się nigdzie indziej. Waga nie zmienia się znacząco, a jednak mamy trochę dodatkowego miejsca.4. Walizka na kółkach.Walizek na kółkach mamy w domu kilka, jednak ... ani razu ich nie użyłyśmy. Być może nie trzeba ich stale nosić, tylko można ciągnąć, ale po schodach ten manewr nie przechodzi. Sama walizka już dużo waży, nie wspominając o bagażu. Dodatkowo nie da rady tym przejechać po nierównościach, kałużach, piasku...5. Mała torba podręczna.Torbę podręczną też mamy, podobną do tej. Jest ona poręczna, może z powodzeniem służyć jako nasz bagaż podręczny, czy też dopełnienie torebki na ramię. Gdy nie musimy zabrać dużo rzeczy dobrze jest wziąć torbę podróżną oraz małą torebkę na ramię i bagaż rozłożyć równolegle. Z niewielkim obciążeniem przyjemniej będzie nam się podróżowało.6. Plecak turystyczny.Plecak turystyczny może mieć różną wielkość. My mamy dość duże, dzięki czemu dużo można w nich pomieścić, ale też ciężko to udźwignąć. Plecak brałyśmy tylko i wyłącznie na dwutygodniowy obóz, aby wszystko się zmieściło. Nie polecamy na dalsze wędrówki, choć niektórym to odpowiada.Mam nadzieję, że spośród podanych wyżej toreb i plecaków każdy z Was znajdzie coś dla siebie. Pamiętajmy, najważniejsze jest, aby nam było wygodnie. Torba wcale nie musi kosztować kroci, ta za mniej pieniędzy także będzie dobra. Czasem jednak lepiej zainwestować więcej i cieszyć się nowym nabytkiem przez lata.

Skąd wziąć pieniądze na podróże?

SISTERS92

Skąd wziąć pieniądze na podróże?

lumpiata w drodze

Podsumowanie roku, zaplanowanie roku :)

Mam wrażenie, że od kilku tygodni nie rozstaję się z komputerem i całymi dniami albo czytam, albo uczę się, albo piszę. Z akcentem na to ostatnie. Lumpiata w krainie seksu przejęła sporą część mojej pamięci operacyjnej i wszystko kojarzy mi się z seksem (znajomi powiedzą, że wcześniej nie było inaczej ;) ale teraz mogę im odpyskować, że przecież ja o tym seksie to służbowo). A tu jeden rok się

POSZLI-POJECHALI

Co wypić – Praga, Czechy

Po ostatnich artykułach naszego alkoholowego cyklu, poświęconych krajom niezbyt przyjaznym spożyciu mocniejszych trunków, przyszła pora na znacznie bliższy Polsce kierunek, zarówno geograficznie, jak i pod względem stosunku do napojów wyskokowych. Mówimy – Czechy, pierwsze skojarzenie – piwo. Przynajmniej u większości z Czytaj dalej »

POSZLI-POJECHALI

Co wypić - Czechy

Po ostatnich artykułach naszego alkoholowego cyklu, poświęconych krajom niezbyt przyjaznym spożyciu mocniejszych trunków, przyszła pora na znacznie bliższy Polsce kierunek, zarówno geograficznie, jak i pod względem stosunku do napojów wyskokowych. Mówimy – Czechy, pierwsze skojarzenie – piwo. Przynajmniej u większości z Czytaj dalej »

Podróżniku, dlaczego w ten sposób?

PODRÓŻE DZIEWCZYNY SPŁUKANEJ

Podróżniku, dlaczego w ten sposób?

10 rzeczy, które musisz zrobić w Szanghaju

POJECHANA

10 rzeczy, które musisz zrobić w Szanghaju

Zależna w podróży

Jakie miasta odwiedzić w 2015 roku?

Ostatnio na blogu pojawił się tekst o najczęściej odwiedzanych przez polskich blogerów państwach i regionach 2014 roku. Miejscach, które zostały świetnie opisane w polskiej blogosferze podróżniczej, które jeszcze kilka lat temu były poza utartym szlakiem, a dzisiaj, dzięki ich promocji w internecie, są coraz popularniejsze. Teraz wzięłam na warsztat najczęściej odwiedzane miasta. Postanowiłam skreślić z listy Bangkok czy Kuala Lumpur,…Czytaj więcej