With love

Filozofia podróży: Bóg czy buk?

Dotrzeć do Królestwa Natury jest bardzo łatwo. Przechodzi się przez wąską, żelazną kładkę przerzuconą nad rzeką a dalej nie ma już nic. W zimowe, mroźne noce, kiedy domy sąsiadów zostają za plecami, staje się twarzą w twarz z Orionem. Wisi majestatycznie nad Jopowym – polem, na którym rosną stare jabłonie a śnieg zalega do późnej wiosny. Mija się ostatnie budynki. Porośnięta trawą polana płynnie przechodzi w błotnistą drogę, która wcina się w wąwóz i przez tunel z drzew prowadzi na szerokie połacie łąk. Po lewej łąka z nieczynną już studnią. Jej kamienna pokrywa latem przyjemnie się nagrzewa oddając rozciągniętemu na niej ciału nagromadzone ciepło. Po prawej Majcyne, na którym dziadek pasł krowy, dalej Staszkowe. Na wprost kilka kolejnych łąk, ciągnących się aż do Budki i torów kolejowych, które w gorące dni pachną specyficzną mieszanką zapachu drewna, stali i smaru. Zapachu, który od zawsze kojarzy mi się z podróżą. Jako dzieci chodziłyśmy tam bardzo często. Tego dnia było dość pochmurno i chłodno. Skakałyśmy po zaoranym polu i nagle stanęłyśmy jak wryte, bo niebo nagle rozstąpiło się i spłynął z niego słoneczny blask, który miękkim światłem oświetlił znajdujące się przed nami łąki. Zieleń trawy zamieniła się w czyste złoto i któraś z nas szepnęła pod nosem z przejęciem: - To Bóg. Upadłyśmy na kolana i przez jakiś czas klęczałyśmy w błocie. Od tej pory duchowość jednoznacznie kojarzy mi się z Naturą a Bóg zamienił się w drzewo – w buk. Kiedy dorosłam świadomie porzuciłam kościelne mury, które z czasem zaczęły mnie ograniczać, przytłaczać i wywoływać klaustrofobiczne uczucie tęsknoty za przestrzenią. Nie potrzebuję pośredników w poszukiwaniu nadprzyrodzonego pierwiastka. Sumienie najlepiej oczyszcza samotny spacer. Kiedy wszystkie myśli kotłują ci się w głowie, nie masz wyjścia – musisz z nimi zrobić porządek. Nie przekonuje mnie idea życia po to, by być szczęśliwym po śmierci – wolę być szczęśliwa tu i teraz. Nie przeraża mnie perspektywa końca – fascynuje wizja rozłożenia na atomy i wzięcia udziału w odwiecznym cyklu Natury. Nie czekam na Raj, bo mam go na wyciągnięcie ręki: w łąkach, lasach, rzekach, górach i gwiazdach. I w zupełności mi to wystarcza.

Why Armenia? (II)

Picking the Pictures

Why Armenia? (II)

Szczęście do ludzi

Naszymi drogami

Szczęście do ludzi

#bwg_container1_0 #bwg_container2_0 .bwg_standart_thumbnails_0 * { -moz-box-sizing: border-box; box-sizing: border-box; } #bwg_container1_0 #bwg_container2_0 .bwg_standart_thumb_spun1_0 { -moz-box-sizing: content-box; box-sizing: content-box; background-color: #FFFFFF; display: inline-block; height: 90px; margin: 4px; padding: 0px; opacity: 1.00; filter: Alpha(opacity=100); text-align: center; vertical-align: middle; transition: all 0.3s ease 0s;-webkit-transition: all 0.3s ease 0s; width: 180px; z-index: 100; } #bwg_container1_0 #bwg_container2_0 .bwg_standart_thumb_spun1_0:hover { -ms-transform: scale(1.1); -webkit-transform: scale(1.1); backface-visibility: hidden; -webkit-backface-visibility: hidden; -moz-backface-visibility: hidden; -ms-backface-visibility: hidden; opacity: 1; filter: Alpha(opacity=100); transform: scale(1.1); z-index: 102; position: relative; } #bwg_container1_0 #bwg_container2_0 .bwg_standart_thumb_spun2_0 { border: 0px none #CCCCCC; border-radius: 0; box-shadow: 0px 0px 0px #888888; display: inline-block; height: 90px; overflow: hidden; width: 180px; } #bwg_container1_0 #bwg_container2_0 .bwg_standart_thumbnails_0 { background-color: rgba(255, 255, 255, 0.00); display: inline-block; font-size: 0; max-width: 576px; text-align: center; } #bwg_container1_0 #bwg_container2_0 .bwg_standart_thumbnails_0 a { cursor: pointer; text-decoration: none; } #bwg_container1_0 #bwg_container2_0 .bwg_standart_thumb_0 { display: inline-block; text-align: center; } #bwg_container1_0 #bwg_container2_0 .bwg_standart_thumb_spun1_0:hover .bwg_title_spun1_0 { left: 0px; top: 0px; opacity: 1; filter: Alpha(opacity=100); } #bwg_container1_0 #bwg_container2_0 .bwg_title_spun2_0 { color: #CCCCCC; display: table-cell; font-family: segoe ui; font-size: 16px; font-weight: bold; height: inherit; padding: 2px; text-shadow: 0px 0px 0px #888888; vertical-align: middle; width: inherit; word-wrap: break-word; } /*pagination styles*/ #bwg_container1_0 #bwg_container2_0 .tablenav-pages_0 { text-align: center; font-size: 12px; font-family: segoe ui; font-weight: bold; color: #666666; margin: 6px 0 4px; display: block; height: 30px; line-height: 30px; } @media only screen and (max-width : 320px) { #bwg_container1_0 #bwg_container2_0 .displaying-num_0 { display: none; } } #bwg_container1_0 #bwg_container2_0 .displaying-num_0 { font-size: 12px; font-family: segoe ui; font-weight: bold; color: #666666; margin-right: 10px; vertical-align: middle; } #bwg_container1_0 #bwg_container2_0 .paging-input_0 { font-size: 12px; font-family: segoe ui; font-weight: bold; color: #666666; vertical-align: middle; } #bwg_container1_0 #bwg_container2_0 .tablenav-pages_0 a.disabled, #bwg_container1_0 #bwg_container2_0 .tablenav-pages_0 a.disabled:hover, #bwg_container1_0 #bwg_container2_0 .tablenav-pages_0 a.disabled:focus { cursor: default; color: rgba(102, 102, 102, 0.5); } #bwg_container1_0 #bwg_container2_0 .tablenav-pages_0 a { cursor: pointer; font-size: 12px; font-family: segoe ui; font-weight: bold; color: #666666; text-decoration: none; padding: 3px 6px; margin: 0; border-radius: 0; border-style: solid; border-width: 1px; border-color: #E3E3E3; background-color: #FFFFFF; opacity: 1.00; filter: Alpha(opacity=100); box-shadow: 0; transition: all 0.3s ease 0s;-webkit-transition: all 0.3s ease 0s; } #bwg_container1_0 #bwg_container2_0 .bwg_back_0 { background-color: rgba(0, 0, 0, 0); color: #000000 !important; cursor: pointer; display: block; font-family: segoe ui; font-size: 16px; font-weight: bold; text-decoration: none; padding: 0; } #bwg_container1_0 #bwg_container2_0 #spider_popup_overlay_0 { background-color: #000000; opacity: 0.70; filter: Alpha(opacity=70); } .bwg_play_icon_spun_0 { width: inherit; height: inherit; display: table; position: absolute; } .bwg_play_icon_0 { color: #CCCCCC; font-size: 32px; vertical-align: middle; display: table-cell !important; z-index: 1; text-align: center; margin: 0 auto; } var bwg_current_url = 'http://naszymidrogami.com/pl/feed?feed=feed&lang=pl'; Post Szczęście do ludzi pojawił się po raz pierwszy na naszymi drogami | blog podróżniczy | zdjęcia relacje pomysły.

Zależna w podróży

Gdzie pawie w Berlinie tańcują, tam król z kochanką się bawią

-Gdzie się dzisiaj wybierasz? -Chodzi za mną Pawia Wyspa. -Co?!   Te kilka słów wymieniłam z dwoma Niemkami, z którymi dzieliłam pokój w hostelu w Berlinie. Pawia Wyspa (Pfaueninsel) to jedno z wielu miejsc tego miasta, które zostały wpisane na listę UNESCO. To piękne ogrody pałacowe w angielskim stylu, kilka pałacyków, olbrzymie przestrzenie. To bajeczna wyspa w Berlinie, która znajduje się na…Czytaj więcej 

thefamilywithoutborders

Będzie… książka!

A w zasadzie… to już jest. Ale będzie tak na papierze, ze zdjęciami, pod świetną redakcją. Chyba mi się spełnia marzenie… :) Niewiele zazwyczaj nosimy ze sobą, podczas naszych podróży. Ale notes zawsze jest. Albo raczej dużo różnych karteczek z zapiskami i ołówek jakiś, bo zawsze pisze (w przeciwieństwie do tanich i lekkich długopisów:). I Read More 

Chorwackie opowieści: Zadar

PO PROSTU MADUSIA

Chorwackie opowieści: Zadar

Cieniasy na trekkingu

URLOP NA ETACIE

Cieniasy na trekkingu

8000km Across Canada – droga do marzeń

Podróżniczo

8000km Across Canada – droga do marzeń

Travelerka

12 cytatów na pohybel jesiennemu marazmowi

Pomimo tego, że może nas dopaść dosłownie zawsze i wszędzie, najczęściej przychodzi wtedy, kiedy spada temperatura, dni stają się coraz krótsze, a zamiast promyków słońca o poranku budzi nas mżawka i wycie wiatru. Jesienną porą cały świat powolutku pogrąża się w uśpieniu. My również tracimy energię i chęć do działania. Bywamy ospali i zniechęceni. Dużo trudniej zmobilizować się wtedy do zwykłego życia,…  

W pojedynkę

RUSZ W PODRÓŻ

W pojedynkę

Jestem gdzieś wysoko nad Ziemią. Lecę właśnie do Japonii. Sama. I właśnie dlatego chciałabym się z Wami podzielić pewnym artykułem, który jakiś czas temu opublikowałam w portalu Monoloco. O tym jak to jest podróżować w pojedynkę. Nie jestem ekspertem od samotnych podróży. Nie jestem nawet w samotno-podróżniczym przedszkolu. Znam ludzi, którzy samotnie przemierzają pół a […] 

Ryska zima

LIFE IN TRAVEL

Ryska zima

Birma / Tajlandia 2014

Traveler Life

Birma / Tajlandia 2014

Travelerka

Belgia 2014 – relacja z wyjazdu

Uważają się za wynalazców frytek i saksofonu. Uwielbiają popcorn, ale przed spożyciem wolą go posłodzić niż posolić. W ich kraju produkuje się ponad 220 tysięcy ton czekolady rocznie, a symbolem biurokratycznej stolicy jest posążek nagiego, sikającego chłopczyka. Kraj absurdów? Skądże! To tylko Belgia. Stara, dobra flamandzka kraina, bliska naszemu podniebieniu, bo mlekiem i miodem płynąca.… 

Historia Katalonii - dążenie do niepodległości.

Podróże MM

Historia Katalonii - dążenie do niepodległości.

Katalonia (kat. Catalunya, hiszp. Cataluña) to autonomiczny region w północno-wschodniej Hiszpanii. Kojarzony jest on głównie ze słoneczną Barceloną wraz ze słynnym klubem piłkarskim. Polskie media niewiele mówią jednak o ruchu separatystycznym Katalończyków, którzy usiłują oderwać się od Hiszpanii i powstać jako niezależne państwo na mapie Europy. Z racji naszego wyjazdu do Barcelony, stolicy Katalonii, postanowiłem głębiej przyjrzeć się historii tego regionu. Zachęcam do lektury.źródło: quebec.huffingtonpost.caKatalonia zajmuje obszar 31 895 km² na którym mieszka 7 512 982 ludzi. Autonomiczny region graniczy od północy z Francją i Andorą. Długość wschodniego wybrzeża wynosi 580 km. Dominują tereny wyżynno-górzyste. Językami urzędowymi są hiszpański, kataloński oraz mniej popularny - oksytański. Stolicą Katalonii jest Barcelona.   ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ HISTORIA ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦ ♦♦ STAROŻYTNOŚĆW starożytności obszary Katalonii zamieszkiwali Celtoiberowie, czyli ludy o celtyckich korzeniach. Później znaczne tereny półwyspu iberyjskiego należały do prowincji rzymskiej Hispania Tarraconensis ze stolicą w Tarraco - dzisiejsza Terragona. ♦ ŚREDNIOWIECZEW VI wieku naszej ery Cesarstwo Rzymskie zostało zaatakowane przez ludy germańskie. Wizygoci opanowali cały półwysep, z wyjątkiem małego górzystego terenu należącego do Basków. Z początku Iberowie nie byli przychylni nowym germańskim władcom, lecz z czasem ludy się zasymilowały. Tereny dzisiejszej Hiszpanii były wielkim kotłem. Po Wizygotach przybyli Frankowie (507-531) którzy zaatakowali Królestwo od północy odbierając Akwitanię, czyli południowo-zachodnie ziemie dzisiejszej Francji. W 711 roku zaatakowali Arabowie, którzy zdobyli półwysep zakładając Emirat Kordobański (od 929 r. Kalifat). Katalonia była podzielona między Arabów a Królestwo Zachodnio-Frankijskie. Pamiętajmy, że Katalonia nie istniała jeszcze jako samodzielne państwo ani naród. Dopiero w latach 1000-1035 północne królestwa Hiszpanii zaczęły się jednoczyć przeciwko muzułmanom. Od 1034 roku mamy do czynienia z niezależnym Hrabstwem Barcelony, które było już niepodległe wobec Franków. W tym okresie kształtował się język kataloński. W 1137 roku hrabstwo połączyło się z Królestwem Aragonii unią personalną. Obym władcą spajającym narody był Alfons II. Rozpoczął się złoty wiek w historii Katalonii, choć pozostała ona jednak w cieniu Aragonii, która panowała w basenie Morza Śródziemnego zajmując terytorium wschodniej części Półwyspu Iberyjskiego, Majorki, Sardynii i Sycylii, zaś w 2. połowie XV wieku nawet południowego Półwyspu Apenińskiego i wschodniej Grecji. Królestwo Aragonii♦ NOWOŻYTNOŚĆOd 1556 roku Królestwo Aragonii znajdowało się pod berłem hiszpańskiej linii Habsburgów. 22 maja 1640 roku wybuchło powstanie w Barcelonie przeciwko królowi Filipowi IV Habsburgowi (tzw. wojna żeńców). Powodem była unia personalna Aragonii i Kastylii, która spowodowała, że Katalonia przestała się liczyć. Upadł port w Barcelonie z powodu ukierunkowania handlu z koloniami. Powstanie krwawo stłumiono a monarchowie stopniowo ograniczali autonomię prawną (fueros). Ostatecznie podzielono Katalonię między Hiszpanię a Francję, która później włączyła się do konfliktu (1659 - pokój pirenejski). W 1705 roku wybuchło powstanie. Katalończycy próbowali wykorzystać wojnę o sukcesję hiszpańską. Próba wyrwania się spod rządów okupanta zakończyła się fiaskiem. W 1716 roku Filip V Burbon całkowicie odebrał Katalonii fueros i wprowadził na terenach dawnego Królestwa Aragonii prawo kastylijskie. Jakiś czas później zabroniono używać języka katalońskiego. W XIX wieku odrodziły się tendencje autonomiczne Katalonii. źródło: www.guerradesuccessio.cat♦ POCZĄTEK XX WIEKU6 kwietnia 1914 roku cztery okręgi - Barcelona, Girona, Terragona i Lleida) utworzyły tzw. Mancomunitat de Catalunya, czyli inaczej Wspólnotę Katalonii. Utworzono rząd (Consell) z prezydentem na czele. Lokalny rząd przywrócił język kataloński po blisko 150 latach, wprowadzając reformę ortografii. Kraj zaczął się rozwijać pod względem infrastruktury. Niestety czas autonomii szybko upadł. Mancomunitat de Catalunya zlikwidowano w 1925 podczas dyktatury Miguela Primo de Rivery. Generał wprowadził cenzurę i zdelegalizował wszystkie partie poza założoną przez niego Unión Patriótica Española (Hiszpańska Unia Patriotyczna). W efekcie gospodarczej klęski i narastającej opozycji, w 1930 Primo de Rivera został obalony. Pojawiła się ponownie nadzieja dla Katalonii. W tym samym roku Hiszpania uznała jej częściową autonomię w ramach republiki pod nazwą Generalitat de Catalunya. W 1934 r. ówczesny prezydent Generalitat Lluís Companys proklamował po raz kolejny powstanie Republiki Katalońskiej jako niepodległego państwa. Spotkało się to z ogromnym oporem rządu Hiszpańskiego, który uwięził rząd Kataloński w więzieniach i odebrał wcześniej uznaną autonomię. Ogłoszenie republiki w Barcelonie (1931) źródło: wikipedia♦ WOJNA DOMOWA W HISZPANIIW 1936 roku wybuchła w Hiszpanii wojna domowa, w której Katalończycy opowiedzieli się po stronie Republiki, utrzymując swą częściową niezależność w latach 1936-39. W 1938 r. frankijscy nacjonaliści rozpoczęli ofensywę na terenach Katalonii. 26 stycznia 1939 roku zdobyli oni Barcelonę opanowując również wszystkie okoliczne ziemie sięgające Francji. Rząd Barcelony otrzymał azyl we Francji. Autonomię Katalonii zniesiono całkowicie na mocy dekretu generała Franco w 1938 roku. Zabroniono używania języka katalońskiego oraz wszelkich innych symboli. Wszelkie demonstracje były krwawo tłumione przez wojsko.Katalonia 1940 - "Jeśli jesteś Hiszpanem, mów po hiszpańsku"♦ WSPÓŁCZESNA AUTONOMIAPo raz kolejny Katalonia uzyskała częściową autonomię w 1975 roku po śmierci dyktatora Franco. W 1978 roku Hiszpania przyjęła nową konstytucję. Ponownie działa Generalitat de Catalunya, na który składają się: Parlament (Parlament de Catalunya), Prezydencja (prezydent kieruje rządem), Rząd (Govern) i Wyższy Trybunał Sprawiedliwości (Tribunal Superior de Justícia). Prezydent jest wybierany przez parlament i mianowany przez króla Hiszpanii. Najczęściej jest nim przywódca partii, która otrzymała najwięcej głosów w wyborach do parlamentu Katalonii. Do głównych partii rządu należą:- PSC - Partit dels Socialistes de Catalunya - socjaliści których domeną jest szeroka autonomia.- ERC - Esquerra Republicana de Catalunya - partia republikańska opowiadająca się za niepodległością Katalonii.- CIU - Convengència i Unió - prawica opowiadająca się za poszerzeniem autonomii.- PPC - Partit Popular de Catalunya - prawica proklamująca ścisłą współpracę z rządem Hiszpanii.ca.wikipedia.org♦ RUCH NIEPODLEGŁOŚCIOWYSzacuje się, że ponad 70% Katalończyków popiera całkowitą separację od Hiszpanii. Najczęściej manifestacje odbywają się 11 września, kiedy to autonomiczny rejon obchodzi swoje najważniejsze święto narodowe zwane la Diada. Jest to rocznica...przegranej wojny i zajęcia Barcelony przez Burbonów w 1714 roku. 11 września Katalonia tętni życiem, wszędzie gra muzyka, miasta zdobią flagi, odbywają się liczne przemarsze i zgromadzenia - tego dnia Katalonia nawołuje do wyzwolenia. źródło: m24digital.com© David Ramos/Getty Images

Swiecacy plankton i delfiny

Orbitka

Swiecacy plankton i delfiny

12 x śmierć. Opowieść z Krainy Uśmiechu – Michał Pauli

Podróżniczo

12 x śmierć. Opowieść z Krainy Uśmiechu – Michał Pauli

LOVE TRAVELING

Weekend w Łazienkach #kadryjesieni

[więcej informacji o #kadryjesieni poniżej]      #kadryjesieni – jak to działa?   Od dziś do końca października publikujemy na swoich blogach posty z jesiennymi zdjęciami i łączymy nasze blogerskie siły Aby dołączyć do zabawy: opublikuj na swoim blogu dowolny post z… 

Confess! Have you ever visited Warsaw?

HANNA TRAVELS

Confess! Have you ever visited Warsaw?

chmur z minuty na minutę przybywało i po kwadransie poruszaliśmy...

coffe in the wood

chmur z minuty na minutę przybywało i po kwadransie poruszaliśmy...

chmur z minuty na minutę przybywało i po kwadransie poruszaliśmy się w mleku….. / clouds were coming and after an quarter we were moving in a dense fog … .. 

Plecak i Walizka

Przyznaj się! Kiedy ostatni raz zwiedzałeś Warszawę?

Warszawa jest zapyziałą europejską stolicą, z zarośniętym i nieogarniętym brzegiem rzeki, tylko jedną linią metra (dobra, zaraz będzie druga, szał ciał), jesteśmy w tyle za wszystkim i wszystkimi, nic się tutaj nie dzieje, nie ma oryginalnych zabytków, tylko wszystko jest odbudowane po wojnie, i w ogóle brud i smród. Jeżeli tak myślisz o Warszawie, stuknij się […] 

intoamericas

W pogoni za złotem. Wizyta w kopalni

Jeszcze dwa lata temu była tutaj dżungla. Teraz to cmentarzysko. Kilometr 108. Tak nazywa się prowizoryczne miasteczko założone przez nielegalnych górników. Drewniane baraki ze szmatami zamiast okien, ze ścianami z niebeskiej plandeki. Bez wody bieżącej, z prądem z generatora. Są domy, knajpy, hotele. Wszystko tymczasowe. - Znasz kung fu, czy jesteś idiotą – pyta zaprzyjaźniony górnik, gdy decydujemy się na wyjazd do – jak wielu sądzi – najniebezpieniejszego miasta w okolicy. Gdy w 2008 roku na światowych rynkach szalała recesja, ceny złota poszły w górę, to tutaj zawitali górnicy. Jadę z mototaksówkarzem do nielegalnej kopalni. Bez portfela i z ukrytym telefonem. Przedstawiam się jako student górnictwa z Polski, który jest zainteresowany maszynami. To siedem kilometrów piaszczystym traktem przez coś, co kiedyś było dżunglą. Teraz to cmentarzysko drzew, które bardziej przypomina pustynię. Mijamy pale powbijane w ziemię – to inne tymczasowe miasto. Górnicy je opuścili – trzeba było się przenieść dalej. Zostawili po sobie wiele doły. Taksówkarz to student z Arequipy. Przyjechał tutaj, bo można łatwo i szybko się dorobić. Dwóch braci pracuje na kopalni. Jemu nie szło. Najwięcej wyciągnął dwa gramy złota w jeden dzień. Gdyby to przeliczyć to ok. 160 zł. Ale bywały dni bez grama. Dojeżdżamy na miejsce. Księżycowy krajobraz. Górnicy kręcą się z maczetami, kilofami, biegają z tankami z benzyną. - No fotos – krzyczy jeden z nich, gdy wyciągam aparat. - Nie jestem gringo. Jestem z Polski i szukam pracy – próbuję się uśmiechać. - Ale jesteś biały. Taksówkarz radzi, by już wracać. Górnicy nienawidzą dziennikarzy. A dla nich każdy biały, który tutaj się zapuszcza to dziennikarz. Upieram się, że jestem studentem górnictwa i przez kwadrans przechadzam się po obozowisku. Chyba nie do końca wierzą. Są tutaj dwie knajpki z jedzeniem, kilku mechaników od motorów (inaczej nie można tutaj dojechać), jeden pan siedzi z pięcioma pudełkami i napisem na kartonie „Apteka”. Są też dwa prostibary – dziewczyny na szpilkach w pełnym makijażu przechadzają się przed nimi. – Wszystko tutaj jest drogie. Piwo kosztuje 10 soli. Jedna dziewczyna pięć piw – uśmiecha się taksówkarz. Wyciągam aparat. I znów słyszę: no fotos, gringo. Teraz trzeba już wracać. 

Shopping in NYC – czyli niekontrolowany szał ciał i kart płatniczych

JULEK W PODRÓŻY

Shopping in NYC – czyli niekontrolowany szał ciał i kart płatniczych

Norwegia / Norway – autostop

KANOKLIK

Norwegia / Norway – autostop

Zależna w podróży

Kraina otwartych okiennic

No to przyszedł czas na napisanie o Krainie otwartych okiennic. Od pierwszej notki z Podlasia minął już miesiąc. Czas poprzypominać sobie tamtejsze klimaty i napisać wam na ten temat więcej. Oglądam zdjęcia, wybieram te do wywołania, inne które znajdą się na Pintereście i czytam foldery o tych urokliwych miejscach na końcu Polski.   Ale mam też tremę. Zdaję sobie sprawę,…Czytaj więcej 

Moto-Voyager

ZEW DAKARU

DAKAR 2015 i mój wyjazd do Ameryki Płd zbliżają się wielkimi krokami. Organizatorzy Ola i Sambor sprawdzeni w boju zapewniają jak zawsze doskonałą organizację. Trasa już zaplanowana i zapowiada się bardzo interesująco. W dużym przybliżeniu wygląda mniej więcej tak jak na załączonej mapce  

Travelerka

Jak ktoś Tobie, tak Ty innemu

Sądząc po tym, że prowadzę bloga można uznać że niezła ze mnie ekshibicjonistka. Emocjonalna Drodzy Państwo. EMOCJONALNA. Ale nie. Na przekór wszystkim tym obiegowym opiniom bywam raczej skryta. Ale nie dziś. Tego wieczora odkryję przed Wami swoje największe tajemnice ;). A wszystko to za sprawą pewnej uroczej małej czarnej :). Znacie Tati z bloga Poszli-Pojechali? Jeśli…  

Cook'n'Roll

Albania: hardcore po bałkańsku #2

Powiem otwarcie- kocham Sarande. Te typowo turystyczne, nadmorskie miasto leżące tuż przy granicy z Grecją i jej Korfu, zrobiło na mnie arcy zajebiste wrażenie. Od razu wyjaśnię, że miejscowość nie wyróżnia się niczym specjalnym, co więcej- wielu uznaje, je za symbol kiczu, turystyki plażowo-imprezowej i ton bezmyślnie wylanego betonu w pięknej zatoce Morza Jońskiego. Może i mają rację ale mimo to, chętnie wróciłbym tam ponownie. Zakochałem się. Droga, którą pokonałem z Vlore do Sarande, to przygoda sama w sobie. Porównać można to do pędzącego rollercoastera, który wystrzelony niczym prom kosmiczny nie panuje nad swoimi wagonikami oraz krzyczącymi z przerażenia i rzygającymi gdzie popadnie pasażerami. We wcześniejszym wpisie wylałem gar zepsutego rosołu na albańskie drogi ale muszę przyznać, że  górska droga Vlore- Sarande, jest niezwykłym przeżyciem. Pozytywnym przeżyciem. Raz, że podziwiasz niesamowite widoki gór i morza, dwa, że powierzyłeś swoje życie kierowcy busa, który jak nikt inny, wie w jaki sposób należy przemieszczać się tymi piekielnymi drogami i dostarczyć odpowiedniej dawki adrenaliny. Przeżycia murowane. Przy okazji, wspomniałem o Vlore. Nie będę się rozpisywać o tym mieście, gdyż spędziłem tam za mało czasu, a i specjalnie nie jest to miejsce zasługujące na szerszy opis (chociaż jak się później dowiedziałem, miasto ma podobno całkiem ciekawy undergroundowy klimat. Podobno.). Z obowiązku muszę jednak wspomnieć o bulwarowej knajpie Klodi, słynącej z najlepszej pieczonej jagnięciny w rejonie i z… polskojęzycznego menu. Ku mojemu zdziwieniu (a później przerażeniu) i pewności bycia jedynym Polakiem w lokalu, siedzącym przy stoliku pod palmą, jedzącym pieczone jagnię przy zachodzącym słońcu, nagle do Klodiego wjechała polska wycieczka z typowymi Januszami +50, którzy- jak to typowy Polak w tanim kraju- pokazali kto tu rządzi i czego to oni nie mogą. Zażenowany nie ujawniłem się, gdyż cały turnus Zdzisiex Travel zaskoczony moją obecnością zadławiłby się wpieprzanym baranem i spaliłby się ze wstydu. Jak się już pewnie domyśliliście: Albania baraniną stoi. Zatem muszą przyrządzać ją w najlepszy sposób. Mięso jak wiadomo, pochodzi bezpośrednio od lokalnych pasterzy, którzy wypasają swoje owieczki na wzgórzach, a więc na ogień trafia najlepszej jakości, młode niezestresowane przed śmiercią jagnię. Siła smaku zależy właśnie od tych wspomnianych czynników. Doprawianie ziołami, czosnkiem, solą i oliwą odbywa się w trakcie obróbki termicznej, w rezultacie, niezamarynowane wcześniej mięso, zachowuje swój smak i delikatną konsystencję. Pozostałe ingredienty stanowią jedynie dodatek, do podbicia smaku całości. W ten oto sposób otrzymałem najlepszą mięsną potrawę jaką można sobie wyobrazić. I to w cenie mniejszej niż powiększony McZestaw u czerwonowłosego pajaca. Wróćmy do mojej Sarandy. Po przyjeździe do miasta spotkałem się z Paulem, Brytyjczykiem mieszkającym i współprowadzącym hostel Beni’s Place. Siedząc przy zimnym piwie, podanym w zamarzniętych kuflach w zaprzyjaźnionym pubie, rozmawialiśmy o mieście i tym, gdzie i co można zjeść. Paul, niejako tubylec wskazał kilka wartych zaufania tawern i lokali z albańskim fast foodem. Dominującą kuchnią w mieście, z racji dostępu do morza, są oczywiście ryby i inne morskie żyjątka. Na ulicach spotkać można również wpływy typowo włoskie- wszechobecne gelaterie, pizzerie, to w zasadzie reprezentanci nieoficjalnej strony miejskiej kuchni. Wkrótce po tym, dołączył do nas Ian, rock’n’rollowy Amerykanin przypominający kapitana Philipsa, i mogę śmiało powiedzieć, że od tego spotkania wyjazd zmienił się w kulinarne święto. Sarande, to kurort z masą hoteli ulokowanych nad kamienistym wybrzeżem. Miejsce, które wybierają wygodni turyści, którzy bukują swoje miejsca w którymś z dziesiątek hoteli. Zamknięci w enklawie all inclusive, klimatyzowanych pokoi, przyhotelowych basenów i plaż oraz marnego żarcia nie zapuszczają się w pozostałe zakątki miasta. Bezpieczeństwo i atrakcje zapewnione przez hotel nie wymusza na nich poszukiwania innych atrakcji. I doskonale to rozumiem. Sarande poza centrum jest raczej ciężkostrawne dla typowego all inclusive’ego turysty i może go, lekko mówiąc, zdegustować. W mieście panuje chaos, będący normalnym trybem życia miasta i mieszkańców.  Przypomina to płynącą w układzie rur i rureczek substancję, która w idealny sposób wypełnia każdą możliwą przestrzeń. Na skrzyżowaniach nie uraczycie świateł, przejścia dla pieszych są traktowane jak graffiti, które w nocy namalowali jacyś wandale, dźwięk klaksonów i ściskających się samochodów, to taniec synchroniczny w rytm tej anarchii. Czasem traficie na bezpańskie krowy, które włóczą się po ulicach i wyjadają śmieci z kubłów. Klimat arabski? Tak, z ekspresją Włochów. W końcu Albania, to w większości wyznawcy islamu (przynajmniej tak deklarują na papierze) zapatrzeni w dużej mierze na sąsiadów zza morza, czyli Włochów. Sarande jak i inne turystyczne miasta słyną z przykrych widoków niedokończonych budynków, których ilość jest przerażająca. Jest to często efekt nieudanego lokowania pieniędzy przez miejscowe rodziny powiązane z mafią. Podobno co druga rodzina w Albanii ma kogoś w jakiejś zorganizowanej grupie przestępczej o charakterze zbrojnym trudniącej się głównie przerzutem narkotyków do krajów zachodniej Europy czy USA. Coś w tym jest, bo przejeżdżając przez wieś Lazarat, dwie godziny drogi od Sarande, kilka tygodni przed moim przyjazdem odbyła się tam regularna bitwa na kałasznikowy, granatniki i wyrzutnie rakietowe (w tym momencie piszę to jak najbardziej poważnie) między wieśniakami uprawiającymi konopie indyjskie a policją. Po wygranej akcji, służby zlikwidowały we wsi ponad 300 ha pól konopi… Lazarat, to największa w Europie „fabryka” zielska, a sama Albania należy do „Złotego Trójkąta”, obok Macedonii i Serbii, która dzięki niespokojnej historii i braku kontroli przez rząd jest narkotykowym zapleczem i punktem przerzutowym „towaru” na Europę i resztę świata. Sama mafia słynie z brutalności i bezwzględności, stąd opinia, że najgorszą rzeczą jaka może trafić się innej mafii, to… mafia albańska. Czas rozpocząć kulinarne szaleństwo. Kocham ryby i owoce morza. Mam na tym punkcie totalnego fioła. Wszelkie możliwe kuchnie składające się z ryb i morskich żyjątek, mogłyby w pełni zastąpić moje codzienne menu. Od małego jestem karmiony przeróżnym morskim cholerstwem i weszło mi to mocno w krew. Nie brzydzę się w zasadzie żadnym jedzeniem- a jadłem kilka naprawdę hardcoreowych rzeczy- a tym bardziej, owocami morza, które uważam za najlepsze co może trafić człowiekowi na talerz. Dziwię się, że wielu Polaków wciąż uważa owoce morza za „robactwo”, „paskudztwo” i ewentualnie za „pieprzone burżujstwo” i najchętniej, wyrzuciłaby je ze swojego talerza na pożarcie bezpańskim kotom, niż sami spróbowali je zjeść. Ubogość polskiej karty dań przeciętnego Polaka o ryby, jest również ogromna i ogranicza się z reguły do wigilijnego karpia. A jeśli już faktycznie ktoś zaczyna swoją przygodę z rybami, to zaczyna, to w najgorszy możliwy sposób -od nafaszerowanej antybiotykami i chińskimi sterydami jebanej mrożonej pangi z hipermarketu i starych odmrażanych po kilka razy paluszków kapitana Iglo na wagę, czyli zmielonych odpadów rybnych, jakiejś mączki smakowej i kutra rybackiego. Jeśli nie jesz ryb, a czytasz ten tekst, to wiedz, że to jest właśnie dedykowane Tobie: zacznij jeść (jeśli mieszkasz nad morzem lub jeziorem) świeże ryby. Jeśli mieszkasz, tak jak ja, w dużym mieście, to kupuj świeże zmrożone ryby słodkowodne (takie jak pstrąg, okoń, leszcz, sum, karp, sandacz), które bez większego problemu dostaniesz w delikatesach lub zwykłym rybnym. Jeśli nie masz i takiej możliwości, to zjedz mrożonkę ale wybierz dorsza lub mintaja i koniecznie upewnij się, że nie jest to ryba z Chin. A jeśli wyjedziesz na wakacje nad morze, jeziora, ocean czy rzekę- najedz się ryb na cały rok. To, co oferuje rybie mięso jest bardzo ważne dla ludzkiego organizmu przy okazji   zajebiście smakuje. Owoce morza w ostatnich latach są coraz bardziej popularne w polskich sklepach i można śmiało dostać np. świeże, zapakowane hermetycznie mule, których cena nie przekracza 40 zł za kilogram. Chyba raz na jakiś czas można sobie pozwolić na romantyczną kolację we dwoje i ugotowanymi na winie mulami, nie? Czym zatem zaskoczyła mnie albańska morska kuchnia? Prostotą. Nie jest to nic odkrywczego ale idąc do najzwyklejszej tawerny tuż obok portu rybackiego mamy pewność, że zjemy najlepsze ryby, krewetki czy małże. I to nie ważne czy jesteśmy w Albanii, Hiszpanii czy na Sardynii. Siłą całego basenu Śródziemnego jest świeżość i prostota podawanych potraw. I tak właśnie dzięki Ianowi mogłem zjeść w dwóch najlepszych tawernach w Sarande. Do postaci Iana jeszcze wrócę przy okazji Foodapalooza. Albańskie tawerny leżące nad Morzem Jońskim oferują z reguły to samo- proste morskie jedzenie. Zdarzają się lokale, które stawiają na przerost formy nad treścią oraz wygórowane ceny. Takich lokali nie lubimy. Jestem zwolennikiem bezpretensjonalnej kuchni regionu, która nie musi oszukiwać, aby obronić się przed przyjezdnymi. To da się wyczuć. W przypadku dwóch tawern Erjoni i Beni Peshkatari mogę powiedzieć jedno: ambasadorzy lokalnej kuchni. Obie tawerny leżą tuż obok głównego portu rybackiego, do którego dwa razy dziennie dostarczane są ryby i owoce morza. W tym samym porcie kupiłem krewetki, które później przyrządziłem w ramach Foodapaloozy- o tym w następnym wpisie. Dorady i okonie morskie, grillowane na cisowym drewnie bez żadnych przypraw, podane niczym najtańsza potrawa na świecie z listkiem sałaty i ćwiartką cytryny były najlepszymi rybami jakie można zjeść. Te najprostsze potrawy znane mieszkańcom od wieków są po prostu idealne! Smak morza, świeżości, cisowego dymu oraz aromatycznej cytryny zerwanej z ogrodu przy tawernie, to cała magia smaku jaką zaprezentowali mi kucharze. Nie byłbym sobą, gdybym nie dopadł owoców morza. Ale i w tym wypadku niczym Was nie zaskoczę- wszystko podane tak jak należy bez udziwnień czy zbędnych zmyłek smakowych. Jeśli zamówisz krewetki, to dostaniesz pół kilo gotowanych cholernych krewetek, które sam sobie polejesz sokiem z cytryny. Jesz i czujesz smak morza i wiesz, że ośmiornica baby, parę godzin wcześniej pływała gdzieś w morzu. Dorada, gdyby nie twoje zamówienie pewnie pływałaby dalej szczęśliwa w morskich otchłaniach. Idealnym uzupełnieniem rybnych potraw jest prosta sałatka ze, jakby inaczej, świeżych warzyw, oliwa z oliwek, młody ocet winny oraz młode wino. Pieczywo w Albanii jest marnej jakości i przypomina nasz chleb tostowy i oferowany był niemal w każdej knajpie. Może to był chleb tostowy, sam nie wiem. Wiem, że nie pasował do całości i maczany w mieszance octu i oliwy rozpadał się. Można uznać to za minus. Ale chyba tak jednak ma być, bo to w końcu kuchnia albańska. 

Misty morning

qbk blog … photoblog

Misty morning

European Travel: Budget Like an Experienced Backpacker

Kami and the rest of the world

European Travel: Budget Like an Experienced Backpacker

wszedobylscy

Karlskrona w jeden dzień

Kiedyś baza szwedzkiej floty wojennej. Położona na 33 wyspach i uznana za najsłoneczniejsze miasto w Szwecji. Zabieramy Was w jednodniową wycieczkę po Karlskronie.   Do centrum Karlskrony, położonego na wyspie Trosso, dojeżdżamy z terminalu promowego autobusem numer 6. Wysiadamy na przystanku przy Hoglands park. Jest sobotni poranek, jeszcze przed godziną 9 rano – miasto śpi, Post Karlskrona w jeden dzień pojawił się poraz pierwszy w Wszędobylscy .