Na czym polega ten fenomen Amsterdamu? 5 zaskoczeń

Gdzie wyjechać

Na czym polega ten fenomen Amsterdamu? 5 zaskoczeń

Podróżniczo

Czy warto chodzić na spotkania i festiwale podróżnicze?

Jesień to czas kiedy tylko nieliczni z nas myślą o wyjazdach i odpoczynku, a większość wraca do codziennych zajęć po wakacyjnych wojażach. To także dobry moment dla organizatorów spotkań, festiwali i targów podróżniczych, które szczególnie w okresie jesienno-zimowym licznie odbywają się w całej Polsce. Powodów uczestniczenia w tego typu wydarzeniach jest wiele. Postanowiłam pokazać Wam, dlaczego warto chodzić na spotkania podróżnicze i co dzięki temu można zyskać. Zgłębienie wiedzy o egzotycznych miejscach To jeden z powodów, dla których ja chodzę na spotkania i festiwale podróżnicze. Dzięki takim wydarzeniom mogę dowiedzieć się wielu ciekawych i interesujących informacji, o miejscach, do których chciałabym pojechać. Gwarantuję Wam, że nie przeczytacie o tym w żadnym przewodniku :). Są to historie z życia wzięte, nieubarwione marketingowym językiem, często pełne niesamowitych przygód. Z takich opowieści można dowiedzieć się wielu praktycznych informacji, np. co warto zobaczyć, a co jest przereklamowane, jak dotrzeć na miejsce, gdzie szukać noclegu, jakie są specjały miejscowej kuchni czy choćby jak poruszać się lokalnymi środkami transportu. Często ta ilość praktycznych informacji zebranych na spotkaniu lub festiwalu podróżniczym jest dużo bardziej przydatniejsza niż zakup kolejnego przewodnika. Poznanie podróżników Zwykle podróżnikami są normalni ludzie, którzy zdecydowali się zmienić coś w swoim życiu (często tylko na chwilę) i wyjechać w egzotyczną, ale długą podróż. Spotkania z takimi ludźmi dają motywację oraz inspirację do wypraw, na które nie jesteśmy gotowi. Albo tylko nam się wydaje, że nie jesteśmy gotowi Tak naprawdę zawsze można myśleć, że nie ma odpowiedniej chwili na podróż, a w rzeczywistości wystarczy tylko chcieć, aby wyruszyć w drogę. I właśnie o tym mówią podróżnicy, których spotykam na festiwalach i innych wydarzeniach. Ich wyjazdy są spowodowane impulsem, chęcią poznania i zasmakowania czegoś nowego, dalekiego, egzotycznego. Za każdym razem, gdy opuszczam takie spotkanie – zazdroszczę im, że mieli odwagę, której mi jeszcze brakuję. Wymiana doświadczeń i spostrzeżeń To co jest fascynujące w spotkaniach podróżniczych, to możliwość poznania osób siedzących obok, które dzielą taką samą pasję. Nigdy nie wiadomo, co z takim rozmów może wyniknąć. Czasami to zwykła wymiana doświadczeń związanych z podróżowaniem, a czasem poznanie kogoś może skutkować wspólnym wyjazdem i odkrywaniem nieznanych lądów. Osobiście jeszcze mi się to nie przytrafiło, ale kto wie – może na kolejnym festiwalu podróżniczych spotkam ekipę, z którą pojadę do wymarzonej Ameryki Południowej? Korzystając z okazji chciałabym Wam polecić kilka wydarzeń podróżniczych, w których (moim zdaniem) warto uczestniczyć: Klub Szalonego Podróżnika cyklicznie organizuje spotkania dla podróżników. Ostatnie odbyło się 19 października w Środzie Wielkopolskiej (było to Wysokogórskie Spotkanie Podróżnicze), kolejne na początku grudnia w Poznaniu. Szczegóły na pewno niebawem znajdziecie na blogu lub na stronie http://festiwal.ksp.gregorytravel.pl Spotkania z pasją. Jest to cykl spotkań podróżniczych organizowany przez Bemowskie Centrum Kultury w Warszawie. W ubiegłym sezonie wielokrotnie bywałam na spotkaniach. W tym roku pierwsze spotkanie odbędzie się już 7 listopada, a jego gościem będzie Tomasz Tułak, który opowie o Syberii, Bajkale oraz Kolei Transsyberyjskiej. Wydarzeniem towarzyszącym będzie wystawa fotografii Darii Pawędy „Tajemniczy Bajkał zimą”. Więcej informacji tutaj >> Kobieta warta Poznania. I znowu coś dla mieszkańców Wielkopolski. Olga Wróblewska jest organizatorką spotkań o kobietach, ale nie tylko dla kobiet. Bohaterkami wydarzeń są mieszkanki Poznania, których pasja stała się sposobem na życie. Inspirujące, kreatywne, a także motywujące rozmowy sprawiają, że warto robić to, co się kocha. Na najbliższym spotkaniu, 7 listopada jedną z uczestniczek będzie Katarzyna Piwecka – autorka bloga fotografkawpodrozy.pl . Szczegóły wydarzenia znajdziecie tutaj >> Slajdy podróżnicze In Mundo – w każdy czwartek, począwszy od 16 października, w warszawskim kinie Luna odbywają się Slajdy podróżnicze In Mundo. Wszystkie szczegóły związane z pokazami dostępne są tutaj >> W dniach 14-16 listopada na warszawskim Torwarze odbędzie się 3. edycja Warszawskich Targów Turystycznych PODRÓŻE. Więcej informacji tutaj >> W ostatnim tygodniu listopada, tj. od 27 do 29 listopada, w warszawskim Centrum Targowo-Kongresowym MT Polska odbędą się XXII Międzynarodowe Targi Turystyczne TT Warsaw 2014. Szczegóły znajdziecie tutaj >> A dla tych, którzy w ostatni weekend listopada (28-30) nie przyjadą do Warszawy, a będę na południu Polski, w Raciborzu odbędzie się Raciborski Festiwal Podróżniczy WIATRAKI. Więcej informacji na stronie http://www.wiatraki.rosynant.pl

Tadam!!! ;)that is what we are going to see soon...

coffe in the wood

Tadam!!! ;)that is what we are going to see soon...

Tadam!!! ;) that is what we are going to see soon ;) source: jazzbruce: /  właśnie to jest to, na co niecierpliwie już czekamy źródło: jazzbruce:

ATE-TRIPS

Historia pewnego przewodnika

Szperając ostatnio w poszukiwaniu przewodnika po Budapeszcie w związku z naszym przyszłym wyjazdem weekendowy, znalazłam stary przewodnik z Marco Polo wydany w 1996. Zaraz mi się też przypomniało jak to było z zakupem tego przewodnika i jak to prawie 11 lat temu już raz do Budapesztu się wybieraliśmy. Było to koniec lata 2003, kiedy to jeszcze z Tomkiem byliśmy piękni i młodzi (hehehh

Wenezuela - pierwsze wrażenia

Fizyk w podróży

Wenezuela - pierwsze wrażenia

thefamilywithoutborders

Gadanie na śniadanie :)

Po szalonym wieczorze w Łodzi – dojechaliśmy w nocy do Warszawy, a od rana siedziliśmy już w studio TVP2 przy Woronicza. Widzieliście?  - Aleeeee śmiesznie! – mówiła Mila w charakteryzatorni, kiedy jakaś miła pani malowała mi twarz. – Ale po co to? – Żebym ładniej wyglądała chyba. – I oni to naprawdę robią tylko po Read More

Camping “Pod Krokwią” PROS: + Location at the same...

coffe in the wood

Camping “Pod Krokwią” PROS: + Location at the same...

Camping “Pod Krokwią”  PROS: + Location at the same Krokwia and thus beeing closer to the Tatras is no longer possible;) + Close to the stalls with oscypki ;). Oscypek is local cheese, that is supposed to be made out of  sheep’s milk. It’s usally not - but those from cow milk are worth to try anyway ;))+ Plenty of space, so even in high season there is low risk of “claustrophobia” + Considering the prices in the capital of the Tatras, it’s still the cheapest option …even though it is the most expensive campsite we have ever been. CONS: - The toilets are … so-so Kemping “Pod Krowkią” PLUSY:+ lokalizacja pod samą Krokwią a więc bliżej Tatr się już nie da ;)+ blisko do straganów z Oscypkami ;)+ mnóstwo miejsca, więc nawet w sezonie nie powinno być “klaustrofobii”+ biorąc pod uwagę ceny w stolicy Tatr….to mimo, że jest to najdroższy kemping na jakim byliśmy, i tak jest to najtańsza opcja w okolicy MINUSY:- toalety są …takie sobie

TROPIMY PRZYGODY

Dlaczego Koralina nie tropi już przygód?!?

Zapewne zauważyliście, że zmieniła się nazwa bloga z Koralina tropi przygody na TropiMy Przygody i winnam Wam wyjaśnienie, dlaczego tak się stało. Jak sama nazwa...

EWCYNA

Wszystkie drogi prowadzą do Jinju

Ależ… ależ tak! Tak! Przecież.. no tak! Ty jesteś SMOCZYCĄ! – powiedział Osioł a smok jak się okazało rodzaju żeńskiego zawachlował w zachwycie długimi rzęsami i po chwili przesłał mu dymny całus w kształcie serca. Przypominacie sobie tą scenę ze Shrecka? Ostatnio poczułam się właśnie jako ta smoczyca, gdy pewien przechodzień z pieskiem spacerujący po parku w nadmorskiej miejscowości Saczeon, w którym rozstawiałam namiot (no dobrze, rozstawiałam go tam po raz trzeci, bo to moja wina, że zaciągnęło deszczem?) powiedział piskliwie: Ależ tak! Tak! Ty jesteś kobietą! (Yes, yes! You are female!) No, jakżeby inaczej proszę pana, od urodzenia, nieustająco. Nie byłem pewien jak Cię tu wcześniej widziałem.. O nie! Ona naprawdę to robi!!! Będziesz tu spać?? z emocji podskakiwał a jego podniecenie i piskliwy głosik już mnie zaczynały irytować. O.. nie! to takie niebezpieczne! Doprawdy? Co jest takie niebezpieczne? Tego już pan nie potrafił mi wyjaśnić. Ale powiedział, że przyjedzie sprawdzić, czy mi się nic nie stało. Przyszedł po pól godzinie :). Za to ja musiałam my wytłumaczyć, że spanie w wiatach nie jest bynajmniej typowym polskim zachowaniem i co więcej – w Polsce nigdy bym się na to nie zdobyła. Ale nie jestem w Polsce, a Korei Południowej. Jest bezpiecznie, a doba w motelu kosztuje 50 USD, mój pięciodniowy budżet. „Przywiatowywanie” jak nazwałam tą formę noclegu bardzo lubię, no bo sucho i pod dachem, czuję się bezpiecznie, bo żmije tu nie docierają i występują tu głównie w formie przejechanej na trotuarach.. no, ale wiata też swoje mniej urokliwe strony. No bo należy się nastawić na to, ze przestrzeń będziemy dzielić nie tylko ze świergocącymi rano ptakami, ale kilkucentymetrowymi pająkami. Na szczęście o tym przekonujemy się dopiero rankiem. Nad ranem tez, kiedy temperatura spada do kilku stopni powyżej zera (jesień panie, jesień!) i chce mi się siku to czekam z nadzieją, że mi się cofnie.. ale się nie cofa.. i trzeba wyjść z namiotu.. brr! Bywają tez zdarzenia cokolwiek zaskakujące. Szczególnie zapadła mi w pamięć jedna wiata uroczo położona nad rzeką z dala od zabudowań. Noc, jakaś 1-2 nad ranem. Budzi mnie … dźwięk puzonu. Wyglądam z namiotu – nie widać nic, mgła jak mleko biała.. Nie, nie mylę się, to puzon! Pan przyjechał sobie pograć. Po prostu. A gdy pan w końcu pojechał, około 3-4 nad ranem zaczęły się regularne wystrzały z broni palnej. I tak do świtu.. Nie odkryłam w pobliżu poligonu i pozostałam ze znakiem zapytania w głowie – o co chodziło z tymi wystrzałami?? Że wszystko układa się jak po maśle? Dla żądnych krwi mam dobrą wiadomość! Nie wszystko. Po ponownym noclegu w parku w końcu niebo się przetarło i wichura ucichła, zatem poczyniwszy zapasy godne planowanego pobytu w nadmorskim parku narodowym ruszyłam przed siebie. Coś tam jednak mi nie pasowało w rowerze…. Staję, patrzę i oczom nie wierzę. Urwał się hak od sakwy. Usiadłam. Myślę. Dumam. Niedobrze panowie i panie.. , niedobrze. Co robić, jak żyć? Jak jechać, co robić?? Traf chciał, ze stało się to przed posterunkiem policji. Pytam panów funkcjonariuszy o sklep rowerowy.. nie, tu nie ma dobrego sklepu. Myślę, dumam dalej….. bingo! – sklep rowerowy w festiwalowym Jinju i Kim, jego tak życzliwy mi właściciel dał mi na początku swoją wizytówkę.. ja przez niepogodę wciąż jestem blisko tego miasta. Może pomoże mi sprowadzić jakieś nowe albo naprawi to co się popsuło? Jakoś tam dotrę, do tego Jinju. Grzebię, szukam wizytówki – mam! Proszę policjantów, by zadzwonili do Kima. Dwie minuty później słyszę – Ewa, nie przejmuj się, zaraz przyjadę. Poczekaj godzinę – powiedział zanim zdążyłam zareagować rozłączył się a ja pozostałam ze szczęką na trotuarze. Nawet by mi nie przyszło do głowy go fatygować te kilkadziesiąt kilometrów.. Nie dało rady dokonać naprawy na miejscu, postanowiliśmy zatem, ze wrócę do Jinju. Ponownie nieśmiało zapukałam do drzwi franciszkanina ojca Johna, który bez problemu pozwolił mi przez kilka dni waletować w swoim biurze, w którym to nocowałam kilka dni wcześniej. Trzy dni w Jinju. Jinju bez festiwalu, ale to własnie to Jinju pozostanie w moim sercu. Godziny spędzone w sklepie Kima, do którego wieczorem schodzą się znajomi, panuje rwetes i z którego nie chce się wychodzić. „Obowiązkowe” wyjścia na kolacje na miasto. Wszystko pyszne i wszystko „na krzywy ryj”, choćbym nie wiem ile protestowała. Żarty i ważne rozmowy, choć kulawym angielskim. Gesty i uśmiechy, bo nie wszystko da się powiedzieć. Po raz pierwszy poczułam, ze nie muszę jechać dalej, bo już dojechałam. 

Visit Warsaw in 48 hours

HANNA TRAVELS

Visit Warsaw in 48 hours

TROPIMY

Słoneczny Patrol i JAG w jednym filmie? Tylko u nas!

Jeeee, nowy film! Kalendarz cofamy równo o rok. Jest październik 2013, a my dalej jeździmy po Stanach. Przejechaliśmy Kancamagus Highway, obejrzeliśmy latarnię morską na Cape Elizabeth, a teraz jedziemy na naszą pierwszą plażę nad oceanem, czyli Old Orchard Beach. A potem do Portsmouth, gdzie zwiedzamy amerykańską łódź podwodną USS Albacore. Po więcej szczegółów zapraszam do tego posta. Tak, Przemek śpiewa. I biega po plaży. Prawie jak Mitch! Miłego oglądania! Post Słoneczny Patrol i JAG w jednym filmie? Tylko u nas! pojawił się poraz pierwszy w TroPiMy.

Jetlag w praktyce

Orbitka

Jetlag w praktyce

Plecak i Walizka

Zwiedzanie Warszawy w 48 godzin

Nie będę mówiła Wam, że dobre poznanie Warszawy wymaga więcej czasu niż 48 godzin, bo to można powiedzieć o każdym mieście. Ale jeśli macie tylko 2 dni i szukacie praktycznych informacji albo inspiracji, to świetnie trafiliście. A jeśli komuś nie chce się czytać, proponuję obejrzeć film (mój pierwszy – wiem, co muszę poprawić, więc proszę […]

Nie takie schody straszne jak je malują… czyli jak się nie poddałem w NYC!

JULEK W PODRÓŻY

Nie takie schody straszne jak je malują… czyli jak się nie poddałem w NYC!

U babuszki Swietłany

Na Wschodzie

U babuszki Swietłany

lumpiata w drodze

Blog Forum Gdańsk - kilka uogólnień

Parę dni temu napisał do mnie Janek Zając, że jedzie na Blog Forum Gdańsk i żebym mu napisała coś o tym, jak się zmieniła polska blogosfera przez ostatnich 10 lat. Potrzebował raptem kilku zdań, ale udało mi się napisać trochę więcej, więc uzgodniliśmy, że opublikuję całość podczas gdy on w prezentacji umieści cytaty.  - A będziesz w ogóle na BFG? - zapytał w którymś momencie.  - Nie, nie

BAŁKANY WEDŁUG RUDEJ

Bałkany 2014. Część 7 – Tirana, Petrele i problemy z Kianką

15 sierpień 2014 Do wnętrza kraju Film, zamieszczony w tydzień temu podsumowywał etap górski naszej wyprawy, lecz bardziej adekwatne byłoby stwierdzenie, że podsumowuje trekkingowy etap wyprawy. Bo bycie w Albanii, niezależnie od jej regionu, wiąże się z przebywaniem w górach. One są wszędzie, również na wybrzeżu, więc zasadniczo towarzyszyły nam przez całe dwa tygodnie. To […]

Powrot z dreszczykiem

Orbitka

Powrot z dreszczykiem

Jawor i Kościół Pokoju

droga/miejsca/ludzie

Jawor i Kościół Pokoju

Przed siebie

Na Wschodzie

Przed siebie

Zwiedzanie zwiedzaniem, ale kraj poznaje się dopiero wtedy, gdy człowiek wypuści się przed siebie. Trochę na żywioł, z planem A i z planem B. Oraz ciekawością, co przyniesie dzień. Wyjechałam z Erewania luksusową bryką, która zbierała po domach podróżnych, wiozła ich do Goris i tam rozwoziła po miejscach docelowych. Miałam powiedziane, żeby wysiąść koło poczty, udać się do pobliskiego sklepu komputerowego i tam zapytać o marszrutkę do Dżapanuri, czyli kolejki linowej do wsi Tatew. Miał to być jedyny publiczny transport do Tatewu. Niestety, busik odjeżdżał o 13 , a ja znalazłam się w Goris o 13.40. Wylądowała na dworcu autobusowym, który w niczym dworca nie przypominał. Stały tam dwie marszrutki nie wiadomo dokąd, ale wiadomo, że nie tam, gdzie chciałam, była stacja benzynowa, szemrana knajpka oraz toaleta w stylu azjatyckim. Postanowiłam zmienić plany i zamiast do Tatewu udać się najpierw do Górskiego Karabachu. Marszrutka miała być. Nie wiadomo, kiedy, ale miała. Tzn. taksówkarze mówili, że następnego dnia, a pracownicy stacji benzynowej, że za dwie godziny, a jak nie za dwie godziny, to za mniej godzin albo więcej. Parę dni później okazało się, że niezależnie od której była marszrutka do Stepanakertu w Górskim Karabachu, to była ona nie z tego dworca;)   Myśląc, że jakaś marszrutka jednak tego dnia będzie, usiadłam sobie spokojnie w knajpie, zamówiłam soczek i czekałam. Nagle przed moim nosem wylądował szaszłyk z wódeczką, jak się okazało, zamówiony dla mnie przez grupkę panów z sąsiedniego stolika, którzy wcześniej bezskutecznie machali do mnie z zaproszeniem do swojego towarzystwa. Podziękowałam pani kelnerce i odesłałam ją z powrotem z zamówieniem, na co zareagowała miną pełną burzenia. A panowie zaczęli pogwizdywać i machać. Tegobyło już za wiele. Wylazłam z knajpy, znalazłam kawałek cienia pod murkiem i usiadłam z dala od szemranego towarzystwa. Rozejrzałam się wokoło. Brzydota była uderzająca. Taka typowo postsowiecka. Beton, śmieci, żule. Poczułam się ty wszystkim osaczona. - Nie i jeszcze raz nie! Co ja tutaj robię? Mam dość postsowieckich klimatów - klęłam w myślach. Poczułam się samotna, opuszczona i niezaopiekowana w tym brutalnym świecie, więc jak przystało na słabą kobietkę, uruchomiłam strumyczki z oczu;) Uprzednio zakładając okulary przeciwsłoneczne, naciągając kapelusz na nos, który dla niepoznaki zagłębiłam w przewodniku;) Chwile słabości trzeba maskować;)     Panowie z knajpy jednak nie ustawali w zamiarze zawarcia ze mną znajomości. Nie machali już jednak ani nie gwizdali, tylko po kolei podchodzili z uprzejmym zaproszeniem. Było też ich coraz mniej. Gdy przy stoliku zostało już ich tylko dwóch i na zmianę zapraszali, żeby usiadła w ich towarzystwie, a oni mogą nawet się nie odzywać, tylko żebym tak pod tym murkiem się nie poniewierała, to przyjęłam zaproszenie. Nie rozmawiać się oczywiście nie dało. Przedstawiliśmy się sobie, zapytali mnie, czym się zajmuję, ja ich również. Odpowiedzieli, że handlem, więc spytałam, czy handlują bronią czy narkotykami. Okazało się, że słodyczami, ale rozładowało to atmosferę i przy stoliku zrobiło się wesoło. Kebaba jako wegetarianka oczywiście nie tknęłam, na czym zyskał bezdomny śliczny czarny pudelek. Koniec końców panowie zaproponowali, że pokażą mi okolice i zawiozą do kolejki linowej, czyli wrócę do pierwotnego planu dostania się do Tatewu. Zgodziłam się pod warunkiem, że w ciągu dwóch godzin nie przyjedzie marszrutka do Stepanakertu. Oczywiście nie przyjechała, gdyż jak pisałam wcześniej, nie mogła przyjechać, gdyż z tamtego miejsca marszrutki do Stepanakertu nie odjeżdżały;)       Zatem pojechaliśmy. Zwiedzanie zaczęliśmy od miłej knajpki pośrodku niczego. Tam jeden z panów poprosił mnie o rękę. Pan był szczery i od razu przyznał, że bardziej od mojej ręki interesuje go prawo pobytu w UE, ale przy okazji moglibyśmy pobyć sobie małżeństwem i mieć dzieci. Miły człowiek był i uprzejmy, nie chciałam więc tak od razu dawać mu kosza. Postanowiłam zniechęcić go do małżeństwa ze mną bardziej subtelnymi sposobami. - Ale wiesz, że w Polsce to kobiety zarabiają, a mężczyźni zajmują się prowadzeniem domu? - wkręcałam go wiedząc, że przeciętny Ormianin jest zainteresowany wyłącznie tematyką armeńską i nie ma zielonego pojęcia o świecie. - Panowie gotują, piorą, sprzątają... - Nie mów, że też zmywają naczynia? - najwyraźniej ta czynność w mniemaniu Hakoba najbardziej ujmowała męskości. - Oczywiście, że zmywają - dobiłam go. Hakobowi mina zrzedła, a jego kolega coraz bardziej kiwał się nad flaszką i wyraźnie nad czymś dumał. - A kto jebiot? - zapytał w końcu.     Za to Hakob się zamyślił na dłuższą chwilę, po czym nieśmiało zaproponował, żebyśmy poszli na kompromis i podzielili się obowiązkami domowymi po połowie:)     Niezależnie od odsuniętych w czasie planów matrymonialnych panowie zrobili mi objazdówkę po okolicy, z postojami w najpiękniejszych punktach widokowych. Nawiązując do zdjęć - kierowca był porządny, pił tylko piwo. W każdym razie okolice Goris i Tatewa są malownicze...      ... choć punkty widokowe bywają specyficznie zdobione;)     Po obejrzeniu widoczków pojechaliśmy do gorących źródeł. Nie wyglądały one na tyle zachęcająco, bym skorzystała z kąpieli. Jedno źródło przypominało wannę, a drugie wymagało nieco akrobacji przed i po kąpieli.     Na miły koniec wycieczki panowie wsadzili mnie do kolejki linowej, uprzednio załatwiwszy  i nocleg w Tatewie. Wysiadłam więc z kolejki, gdzie natychmiast przejął mnie pan kolejkowy i odstawił do babuszki Swietłany i dieduszki Fiedii, ale o tym napiszę innym razem. Nie wyszłam za mąż za Hakoba. Na tyle nie lubił zmywania naczyń, że w ogóle się do mnie nie odezwał:)

Krwawa królowa

OTWARTY HORYZONT

Krwawa królowa

RAX – Ragnar Axelsson

Dobas

RAX – Ragnar Axelsson

Dolina Pałaców i Ogrodów

droga/miejsca/ludzie

Dolina Pałaców i Ogrodów

Małe przyjemności vs większe cele. Co się liczy? Czyli od biletera do blogera

Gdzie wyjechać

Małe przyjemności vs większe cele. Co się liczy? Czyli od biletera do blogera

Małe przyjemności vs większe cele. Co się liczy? Czyli od biletera do blogeraO tym skąd brać pieniądze na podróże na blogach i nie tylko było już wiele razy. O tym jak się motywować o osiągania celów, również. O tym jakie mamy podróżnicze marzenia – pisało już wielu. My również. Warto je sobie wypisać i walczyć o nie. O czym nie było? Chyba o celach. Samych w sobie. Jak to […]

Czarnogóra, część 1: Skarbiec możliwości, bogactwo wrażeń

mpk poland

Czarnogóra, część 1: Skarbiec możliwości, bogactwo wrażeń

Tajemniczy Most Brooklinski – duma NYC

JULEK W PODRÓŻY

Tajemniczy Most Brooklinski – duma NYC

Zielony Hongkong: Sai Kung

POJECHANA

Zielony Hongkong: Sai Kung

O trekkingach w Sai Kung, jednej z dzielnic położonej na Nowych Terytoriach w Hongkongu, słyszałam wiele razy i to wyłącznie pełne entuzjazmu rekomendacje. Kiedy koleżanka pokazała mi zdjęcia, zaczęłam szukać miejsca w swoim grafiku. Udało mi się wygospodarować wolne dwa dni podczas Złotego Tygodnia, skrzyknęłam więc znajomych (uzbierała się nas 12-tka z Polski, Kanady, Izraela, Panamy, USA, Rosji, Hiszpanii, Filipin, Litwy i Francji) żeby przejść szlak Tai Long Wan, zatrzymując się na noc pod namiotami na jednej z plaż.   Wycieczka była bardzo rekreacyjna. Ciągle ktoś się spóźniał i gubił, a bo jeszcze siku, a bo jeszcze kanapka, a bo zapomniałem, że mi się 30 dni wizy kończy i teraz muszę karną godzinę na granicy przesiedzieć (serio taka kara!), a bo się komuś w metro w złym kierunku wsiadło…  Najważniejsze, że się udało i kombinacją pociągu, metra, autobusów i taksówek dotarliśmy do Pawilonu Sai Wan, gdzie zaczyna się wybrana przez nas trasa.  Stamtąd pieszo ruszyliśmy drogą biegnącą wzdłuż zielonych wzgórz, przez tropikalny las. Naszym oczom co chwilę ukazywały się przepiękne panoramy kolejnych turkusowych zatok i białych plaż.   Pierwszy przystanek zrobiliśmy na plaży Sai Wan- oczywiście żeby wykąpać się w morzu i przegryźć coś w jednym z lokalnych prostych barów. Nie było łatwo zmusić się do dalszej drogi, ale w końcu coraz dłuższe cienie zmobilizowały nad do marszu. Odbiliśmy odrobinę ze szlaku, by zrelaksować się (znowu!) nad brzegiem wodospadów. Potem ostry marsz pod górę- słońce piekło, pot lał się strumieniami, ale nagroda warta była o wiele większego wysiłku. Widok na otoczoną wzgórzami plażę Ham Tin Wan dosłownie zapiera dech w piersiach. To tam rozbiliśmy namioty, rozpaSai liliśmy ognisko. Przepyszne kalmary popijaliśmy białym winem. Morze szumiało kojąco, gwiazdy zdawały się wisieć tuż nad naszymi głowami. Wprost niewiarygodne, że takie miejsca można znaleźć w sąsiedztwie dwóch tętniących nowoczesnym życiem metropolii- Hongkongu i Shenzhen. Na drugi dzień ruszyliśmy ścieżką biegnącą przez rozlewiska, zaraz za małą wioską zaczęło się podejście na Ostry Szczyt- najbardziej wymagający (ale wciąż weekendowo prosty) odcinek trasy. Minęliśmy ponad 200 letnią wioskę Chek Keng i wdrapaliśmy się na kolejne wzgórze, na szczycie, którego przywitał nas kolejny zapierający dech w piersiach widok. Tak, taki Hongkong lubię najbardziej! Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera! Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy. Post Zielony Hongkong: Sai Kung pojawił się poraz pierwszy w Pojechana - blog o podróżach i życiu w Chinach.

Drugie śniadanie zrobiliśmy w trakcie wspinania się na Kondracką...

coffe in the wood

Drugie śniadanie zrobiliśmy w trakcie wspinania się na Kondracką...

drugie śniadanie zrobiliśmy w trakcie wspinania się na Kondracką Kopę z Kondrackiej Przełęczy. a Wy jaki macie widok w czasie drugiego śniadania? ;)))) / second brakfast was while approaching Kondracka Kopa pik from Kondracka pass. What is your view while eating breakfast? ;))))

KOŁEM SIĘ TOCZY

10 niesamowitych zwyczajów pogrzebowych. Cmentarze świata.

Świat to miejsce pełne dziwnych tradycji pogrzebowych, niezrozumiałych dla mnie wierzeń i czasem wręcz głupich obyczajów. Procesje z czaszkami, picie wina na cmentarzach, trumny w kształcie samolotu, ogromne latawce wysyłane ku niebiosom, wielkie krematoria, zapalanie zniczy. Część z nich jest nam bliska, inne mniej. Poniżej przedstawiam 10 ciekawych, dziwnych, strasznych, a czasem śmiesznych zwyczajów pogrzebowych.  Nie The post 10 niesamowitych zwyczajów pogrzebowych. Cmentarze świata. appeared first on Kołem Się Toczy.

Autostop w Norwegii / Hitchhiking in Norway part 2

KANOKLIK

Autostop w Norwegii / Hitchhiking in Norway part 2