PODRÓŻE DZIEWCZYNY SPŁUKANEJ
Szczurza Świątynia
Dawno, dawno temu, jeszcze jako mała dziewczynka, zobaczyłam w telewizji dokument pokazujący dziwne miejsce gdzieś w odległych Indiach, którego zakamarki od podłogi do sufitu wypełniały szczury. Kilka lat później znów miałam okazję się na nie natknąć, tym razem w programie Martyny Wojciechowskiej. Wiedziałam już, iż owe miejsce zwane jest Szczurzą Świątynią. I postanowiłam w duchu, że jeśli istnieje miejsce na świecie, którego nigdy nie chciałabym odwiedzić, to jest to właśnie TO miejsce. Musicie wiedzieć, że szczury są moją największą fobią. Jak każda fobia, ta również jest iracjonalna. Jednak nic nie jestem w stanie poradzić na fakt, iż widząc szczura, jego oślizgły ogon i łyse łapki, mam ochotę biec ile sił w nogach w przeciwnym kierunku. Kiedy wylądowaliśmy z Anthony’m w Indiach, nawet przez myśl mi nie przeszło, że mielibyśmy zwiedzać Szczurzą Świątynię. Nie planowałam więc tego typu wycieczki, nie szukałam o owym miejscu informacji, nie nastawiałam się psychicznie. Ale podjeliśmy się work-away w Radżastanie, w miejscowości Bikaner, a ledwie godzinę po dotarciu na miejsce nasz host zapytał: „Planujecie odwiedzić Świątynię Karni Maty?”. Początkowo nie wiedziałam o czym mówi. A potem do mnie dotarło: Świątynia Karni Maty to TO SAMO co Szczurza Świątynia. Moja odpowiedź mogła być tylko jedna: „NIE MA TAKIEJ OPCJI!”.Mijały godziny, zaś Anthony bezskutecznie próbował mnie urobić. Oznajmiłam, że może jechać sam-mi wystarczą zdjęcia. Mimo to mój luby wciąż wciskał mi kity jaka to jestem odważna, a ja chciałam płakać na samą myśl o budynku pełnym szczurów. Zmusić mnie do wejścia to tak, jakby zmuszać osobę bojącą się pająków do kąpieli w wannie pełnej tarantul. Dla świętego spokoju powiedziałam, że się zastanowię. Ostatecznie mieliśmy mnóstwo czasu, może tygodni, na zorganizowanie (wymiganie się od) takiej wycieczki, prawda? Ha! Nieprawda! Złośliwość wszechświata postanowiła mnie dopaść już 15 minut później, kiedy do naszych drzwi zapukał host i zapytał: „Dwie klientki chcą odwiedzić świątynię Karni Maty – Macie ochotę wybrać się z nami?”.Siedziałam ściśnięta jak sardynka w bagażniku dżipa (obok siedział niemałych rozmiarów Antek), za oknem migała pustynia, a ja głowiłam się w milczeniu, z przerażeniem w oczach, jak to wszystko, do cholery, odwołać. (historię świątyni przeczytać możecie TU)Po dotarciu na miejsce zobaczyliśmy niewysoki budynek otoczony kamiennym murem. Stało przed nim kilka straganów sprzedających napoje, przekąski oraz obrzydliwe, dość realistyczne maskotki przedstawiające szczury wszelkiej maści. Słońce chyliło się już ku zachodowi. To ponoć najlepsza pora na odwiedzenie świątyni Karni Maty, jako że to wówczas szczury są najbardziej aktywne, a co za tym idzie wychodzą z ukrycia, dając nam najlepszą (?) okazję do podziwiania ich szokującej ilości w pełnej krasie. Wedle niektórych danych świątynię zamieszkuje nawet 20tysięcy gryzoni. O zgrozo!Zostawiliśmy buty u zaprzyjaźnionego z naszym hostem sprzedawcy. Wstęp do świętego miejsca dozwolony jest wyłącznie boso. Oczywiście można zostawić klapeczki przed wejściem do świątyni, ale wdzięczna byłam naszemu gospodarzowi za stworzenie innej opcji. Zostaliśmy poczęstowani czajem oraz przekąskami. Podróżując z Indusem jesteśmy traktowani znacznie lepiej, niż kiedy zwiedzamy sami. Może wyglądamy mniej na zagubionych turystów? A może namolni zazwyczaj naganiacze dają nam spokój, bo uznali, że już ktoś inny na nas zarabia? Jeszcze przed wejściem do świątyni przebiega mi przed gołymi stopami kilka malutkich szczurków. Piszczę jak nienormalna i przeskakuję z nogi na nogę. Antka zdaje się to szalenie bawić: „Ja myślałem, że ty się niczego nie boisz, a tu proszę!”. Byłam zbyt przerażona by przypomnieć mu, jak przed każdym mostem zwodzonym w Himalajach mówił do mnie: „Możesz iść pierwsza…”, po czym sam stawiał stopę nad przepaścią dopiero, gdy ja byłam po drugiej stronie, a most przestawał się chwiać choćby o milimetr. Hipokryta! Wchodzimy do środka, a zagęszczenie szczurów staje się koszmarne od samego progu. Są absolutnie wszędzie! W każdym kącie, zakamarku, na każdym podwyższeniu i poręczy. Drepczę dwa kroki za Antkiem, trzymając go mocno za rękę, gotowa w każdej chwili wskoczyć mu na plecy. Szczury biegają w lewo, w prawo, bawią się ze sobą i walczą. Na większości Indusów zdaje się nie robić to najmniejszego wrażenie, jednak z pewną satysfakcją zauważam kilka piszczących kobiet. Łaziliśmy po świątyni już dobre 15 minut (chociaż ja miałam ochotę wyjść po pierwszych dwóch), gdy przychodzi do nas nasz gospodarz, by z radością oznajmić, że ma dla nas niespodziankę. Najlepszą niespodzianką byłoby wyniesienie mnie z tego okropnego miejsca na rękach. Jednak zamiast tego zostaliśmy zaprowadzeni do jednego z kątów, gdzie stłoczone szczury piły mleko z olbrzymiej misy. -Patrzcie!Początkowo nie za bardzo wiem na co mam patrzeć, a owa niewiedza najwyraźniej bije z mojej twarzy.-Widzicie? Ten biały szczur! To szczur albinos! Jeśli go zobaczysz, masz szczęście!Anthony pstryka kilka fotek. Do jednego z ujęć klęka, a jeden ze szczurów podbiega i zaczyna lizać go po uniesionej pięcie. Może wyczuł ser. Zrobiło mi się słabo. Antek obejmuje mnie mówiąc: „I tak jesteś dzielna. Ja bym nie wszedł do świątyni pełnej skorpionów.”. W myślach notuję, iż muszę taką świątynię wyszukać. Wychodzimy ze świątyni, a żona gospodarza mówi do mnie: „Wiesz, że białego szczura wypatrują kobiety chcące zajść w ciążę?”.Kila dni późnie dowiadujemy się z Anthonym, że zostaniemy rodzicami. Nie taka znowu straszna ta Szczurza Świątynia. (to nie uśmiech, to panika)