PO PROSTU MADUSIA
Chorwackie opowieści: jeden dzień w Zagrzebiu
Kiedy Tomasz zapytał się mnie, czy nie pojechałabym z nim na jeden dzień do Zagrzebia, bo mają tam spotkanie służbowe, długo się nie wahałam. Już wcześniej chciałam, żebyśmy się tam wybrali, ale jednak zawsze woleliśmy jechać prosto nad morze albo już do domu. Stwierdziłam więc, że to pewnie jedyna szansa, żeby móc zobaczyć stolicę Chorwacji z bliska. I to akurat udało się, chociaż nie wszystko poszło tak jak zakładaliśmy przed wyjazdem. Z Krakowa do Zagrzebia jest nieco ponad osiemset kilometrów, drogą przez Czechy, Austrię i Słowenię. Z przerwami trasa zajęła nam około dziewięciu godzin i mniej więcej na dziewiętnastą byliśmy już w stolicy Chorwacji. Za bardzo nam się nie spieszyło, bo spotkanie mieli dopiero następnego dnia rano. Korzystając z okazji, wyruszyliśmy jeszcze wieczorem na mały spacer do centrum Zagrzebia, żeby obejrzeć miasto i coś zjeść. Mimo stosunkowo późnej pory temperatura nie chciała zejść poniżej trzydziestu stopni, dlatego nawet taki krótki spacer wykończył nas dość mocno. Siedliśmy sobie na zimne piwo w jednym z ogródków znajdujących się na niezwykle imprezowej ulicy Bogovićeva, po czym wróciliśmy do hotelu, mijając po drodze przepiękną bryłę Chorwackiego Teatru Narodowego. Rano Tomasz z koleżanką pojechali na spotkanie, a ja rozpoczęłam samotne zwiedzanie Zagrzebia od wizyty na Zagrebački Glavni kolodvor, czyli Dworcu Głównym. Plan początkowy był taki, że samotnie zwiedzam dolną część miasta, a później w trójkę zwiedzamy razem górną część. Zakładaliśmy, że spotkanie pójdzie w miarę szybko i maksymalnie po trzech godzinach będziemy mogli razem podziwiać miasto. neoklasycystyczny budynek dworca. Po wizycie na dworcu szłam prosto przed siebie, przepięknym pasem zieleni, będącym częścią zielonej podkowy miasta, którą otoczona jest część centrum. Robi to niesamowite wrażenie, bowiem taka przestrzeń i tyle zieleni w samym centrum nie zdarza się w polskich miastach zbyt często. Niby Kraków ma swoje Planty, ale zdecydowanie daleko im do tego co można znaleźć w Zagrzebiu. Na wprost dworca mieści się okazały pomnik króla Tomisława (generalnie Chorwaci bardzo lubią przeróżne pomniki, bo można ich napotkać naprawdę ogromną ilość, co też będzie widoczne na zdjęciach), zaś za nim znajduje się Pawilon Sztuki z końca XIX wieku. Kawałek dalej zaś wznosi się równie piękny budynek Chorwackiej Akademii Nauki i Sztuki, za którą znajduje się najstarszy z parków w zagrzebskiej podkowie - Zrinjevac ze stuletnimi platanami i pawilonem muzycznym pośrodku, a także stacją meteorologiczną. Dzięki niej dowiedziałam się, że w Zagrzebiu przed godziną dziesiątą rano były już trzydzieści trzy stopnie ciepła. A to był dopiero początek. ;) Jako następny punkt swojej prywatnej wycieczki, odwiedziłam najbardziej znany targ w Zagrzebiu pod gołym niebem, czyli Targ Dolac. Kręciło się tutaj mnóstwo ludzi, a w powietrzu unosiło się jeszcze więcej zapachów, które mieszając się ze sobą tworzyły iście zawrotną mieszankę. Do tego jeszcze coraz bardziej potęgujący się upał i zaduch. Niemniej, trochę czasu na targu spędziłam, nawet miałam ochotę zakupić nieco świeżych owoców, jednakże perspektywa noszenia ich przez kilka godzin, skutecznie mnie od tego odwiodła. Nad targiem, ale też i nad całym miastem, góruje najwyższa budowa sakralna w Chorwacji, którą jest Katedra Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny. Od wielu lat jest w renowacji, toteż niestety na jednej z jej dzwonnic widoczne są rusztowania. A szkoda, bo zapewne prezentowałaby się jeszcze piękniej i dostojniej bez nich. Przed frontem katedry znajduje się kolumna maryjna, która w pełnym słońcu wyglądała jakby była zrobiona ze złota. O dziwo, teren przed katedrą był właściwie pusty, co nieco mnie zaskoczyło, bowiem doświadczenia przede wszystkim z Włoch pokazują, że jest to zwykle najbardziej popularny teren. Tutaj było zupełnie inaczej. ;) Po obejrzeniu katedry, ruszyłam prosto w gościnne progi ulicy Tkalčićeva, która powstała w miejscu potoku Medveščak. Jednak w połowie XX wieku potok został przykryty, a uliczka stała się centrum nocnego życia Zagrzebia. Za dnia też nie szło się na niej nudzić, na każdym kroku można było znaleźć naprawdę urocze miejsca na chwilową posiadówkę. Z racji tego, że jeszcze mi się spieszyło (bo przecież spotkanie miało się niedługo skończyć), nie siadałam nigdzie, tylko przeszłam ją niemalże w całości, aby dostać się do schodów prowadzących do górnego miasta. Wchodzenie po schodach w taki upał nieźle dawało w kość, konieczne były przystanki. Dzięki nim można było podziwiać już nieco panoramę dolnego miasta, chociaż jeszcze niewiele było widać. W drodze na górę przypomniałam sobie, że część górnego miasta ma ciągle oświetlenie gazowe, dlatego też zwróciłam uwagę na piękne lampy. Jednak nie one były moim celem w trakcie tej samotnej wyprawy. Jako że mieliśmy tą część Zagrzebia zwiedzać wspólnie, poszłam prosto do miejsca, które mnie osobiście najbardziej zaintrygowało podczas zbierania informacji, co też takiego ciekawego można zobaczyć w stolicy Chorwacji. Tomasz nie wyraził chęci, by się tam wybrać, dlatego cieszyłam się, że mogę sama tam pójść. Tym miejscem było muzeum. Ale nie jest to typowe muzeum, powiedziałabym wręcz, że bardzo nietypowe. Przede wszystkim dlatego, że Muzeum Zerwanych Związków (po angielsku "Museum of Broken Relationships") tworzą ludzie, którzy wysyłają przeróżne rzeczy wraz z historiami swoich związków. I nie są to tylko historie miłosne, spotkać można również zerwane relacje między rodzicami a dziećmi. Muszę przyznać, że miejsce mnie bardzo poruszyło, część historii nawet mnie wzruszyła, a część eksponatów rozbawiła. W Internecie można znaleźć kilka historii, o których można poczytać w muzeum, jednak nie będę odbierała Wam tej przyjemności, najlepiej przeżyć to samemu. Jeszcze miałam na tyle szczęścia, że akurat trafiłam na lukę w zwiedzaniu, bowiem w większości sal wystawowych byłam zupełnie sama, dzięki czemu nie musiałam kryć się ze wzruszeniem. Generalnie jest to miejsce, które bardzo polecam. :)można było zostawić swój ślad w księdze bądź na ścianie. Do górnego miasta można dostać się nie tylko schodami, ale także kolejką, na którą jednak się nie wybrałam. Ale muszę przyznać, że wyglądała bardzo fajnie. ;) Zaraz obok górnej stacji kolejki znajduje się Wieża Lotrščak, na którą mieliśmy wejść razem z Tomaszem, toteż teraz ją zostawiłam w spokoju. Wracając na dolne miasto, zahaczyłam jedynie o Kościół św. Marka, który wyróżnia się na tle innych niesamowitą mozaiką na dachu.Wieża Lotrščak.kościół św. Marka. Zmęczona wróciłam na ulicę Tkalčićeva, żeby spokojnie posiedzieć w knajpie nad szklanką zimnej coli i poczekać na powrót Tomasza. Niestety, spotkanie się przedłużało i koniec końców z dwóch/trzech godzin samotnego zwiedzania miasta zrobiło się prawie siedem, gdyż dopiero przed szesnastą wrócili. W międzyczasie zdążyłam już trzy razy umrzeć z gorąca, bowiem temperatura wahała się w granicach czterdziestu stopni. Problemem jednak było to, że mieliśmy tego dnia nocować już w Czechach, więc wspólne zwiedzanie trzeba było porzucić. I dlatego też po raz kolejny wędrowałam w miejsca,w których już byłam, aby zobaczyć to co wcześniej pominęłam. ;)ulica Krwawy Most, będąca kiedyś prawdziwym mostem. ;) Czekała mnie kolejna wyprawa do górnego miasta, żeby wejść na wieżę. Tomasz szczególnie żałował, że tam nie udało mu się dotrzeć, bowiem do wież mamy dużą słabość. A ta tutaj bardzo by mu się spodobała, przede wszystkim dlatego, że zupełnie nie było na niej ludzi, zaś widoki były bardzo ładne. Nieźle prezentowały się góry tuż za Zagrzebiem. kościół św. Marka. Na samo zakończenie swojej (jak się okazało w całości) samotnej wycieczki po Zagrzebiu, skierowałam swoje kroki na główny i zarazem największy plac dolnego miasta, jakim jest plac bana Josipa Jelačicia. Mieści się na nim dostojny pomnik tego, którego imię nosi plac. Zaraz za nim rozpoczyna się wielka handlowa ulica Ilica , przy której znajduje się mnóstwo sklepów, a także dolna stacja kolejki do górnego miasta. schodząc z wieży do dolnego miasta można spotkać takiego uroczego pana na ławeczce. :)widok na plac, po prawej stronie pomnik, a w oddali ulica Ilica.pomnik Josipa Jelačicia. Muszę przyznać, że nie spodziewałam się, że Zagrzeb jest tak pięknym miastem. Przede wszystkim jest w nim mnóstwo zieleni i przestrzeni, mimo iż w centrum większość budynków jest dość wysoka. Wiem, że mogłabym zobaczyć jeszcze więcej, ale początkowo ograniczał mnie czas, a później już zmęczenie, bo jednak czterdziestostopniowy upał nie jest wymarzoną pogodą do zwiedzania miasta. Niemniej, cieszę się, że tyle udało mi się zobaczyć. Zagrzeb jest na pewno niedocenianą stolicą, bo tak jak pisałam na początku, zwykle wszyscy jadą prosto nad morze, a mało kto się w nim zatrzymuje. A to błąd, bo naprawdę warto poświęcić mu chociażby jeden dzień. :)widok na wieże katedry.Ps. A wczoraj minęły dwa lata od założenia bloga. :))~~Madusia.