Zależna w podróży

Jadą w podróż poślubną dookoła świata! Dzisiaj!

Rok temu przeczytałam w internecie artykuł o tym, że para blogerów wybiera się w podróż poślubną dookoła świata. Zainteresowało mnie to głównie z jednego powodu – tydzień wcześniej napisali świetny tekst o zaręczynach w Bolonii, czyli – dobrze to wiecie – w moim ukochanym mieście. Dwa miesiące później się poznaliśmy...

Z Łapszanki przez Osturnie na Rzepisko – kulminację Magury Spiskiej

marcogor o gorach

Z Łapszanki przez Osturnie na Rzepisko – kulminację Magury Spiskiej

Już wielokrotnie pisałem, że słowackie pasmo Magury Spiskiej jest wyjątkowe z racji swej dzikości, braku turystów i bliskiego położenia wobec Tatr. Można tam godzinami wędrować mając te góry tylko dla siebie. I do tego niezapomniane widoki na pobliskie Tatry. Przeszedłem już praktycznie całe to pasmo górskie, czego dokumentację znajdziecie na mych stronach tutaj lub tu. Lubię tam ciągle powracać z racji powyższych i dlatego, że mam tam stosunkowo blisko. Zawsze to może służyć jako plan awaryjny, gdy nie wypali dalsza wyprawa. Tej jesieni znalazłem sobie nowy cel i znowu tam powróciłem, Tym razem celem było wyjście na najwyższy szczyt całego pasma – Rzepisko. Ta góra leży nieopodal granicy z Polską, ale nie prowadzi tam żaden znakowany szlak turystyczny, co utrudniało trochę zadanie. Ale dla chcącego nic trudnego, zaplanowałem trasę i wyruszyłem na kolejny podbój górski. W końcu ten szczyt należy do Korony Gór Słowacji, a to mój następny cel, po zdobyciu Korony Gór Polski. ŁAPSZANKA  Wycieczkę rozpocząłem w miejscowości Łapszanka, a dokładnie na Przełęczy nad Łapszanką, kilka minut od granicy Słowacji. To miejsce wyjątkowe, panorama Tatr z przełęczy należy do najlepszych jakie widziałem w życiu! A do tego dochodzi znakomity widok na Magurę Spiską, czy Babią Górę. Miejscowość turystyczna Łapszanka położona jest w głębokiej dolinie potoku, który tworzy około 30 wodospadów. W górnej części wsi zlokalizowana jest kapliczka-dzwonnica pod wezwaniem Matki Boskiej Częstochowskiej, zbudowana w 1928 roku z dzwonem z tego samego roku. To często fotografowany, charakterystyczny element wsi. Według dawnych wierzeń, bicie w dzwon tej kapliczki miało odganiać płanetniki, które powodowały burze. Dlatego dzwoniono, gdy zaczynała się burza. Tak w roku 1967 zginął od uderzenia piorunu 33-letni mieszkaniec Łapszanki. PRZEŁĘCZ NAD ŁAPSZANKĄ W tym najbardziej rozpoznawalnym miejscu pozostawiłem samochód i zaczęła się moja przygoda. Po długim zachwycie widokiem Tatr z przełęczy ruszyłem szlakiem do słowackiej wsi Osturnia. Prowadzi on cały czas drogą, która służy też samochodom osobowym jako najkrótszy dojazd do sasiadów. Po wyjściu z lasu odszukałem Małe Jeziora w głębokiej kotlince po lewej. Położone są na wysokości 884 m, powstały w wyniku procesów osuwiskowych, a obecnie zarastają. Mają charakter okresowy, a ich głębokość nie przekracza 1m. Żeby skrócić sobie trasę odbiłem z asfaltu w prawo i przechodząc przez wzniesienie z przekaźnikiem, rozpocząłem zejście do wsi Osturnia. To najdłuższa słowacka wieś, leżąca na Zamagurzu (część Spisza). Osturnia znana jest z rusińskich (karpato-ruskich) zabytków architektury ludowej. kapliczka na Przełęczy nad Łapszanką z widokiem na Tatry OSTURNIA We wsi znajduje się kościół greckokatolicki wybudowany w roku 1796, położony na wzniesieniu za potokiem. Jej mieszkańcy mówią gwarą trudno zrozumiałą dla Słowaków. Ja zdołałem porozumieć się z miejscowym tubylcem i wypytać o wlaściwą drogę na Rzepisko. Od tej pory musiałem już improwizować i szukać najłatwiejszego sposobu na zdobycie kulminacji pasma Magury Spiskiej. Po przestudiowaniu mapy ruszyłem przed siebie, obierając kierunek na upragniony cel. Początkowo szedłem drogą wzdłuż potoku, która później zamieniła się w ścieżynkę, by zaniknąć zupełnie w strumyku. Na szczęście po chwilowej wędrówce po przyrzecznych chaszczach droga odnalazła się i prowadziła mnie coraz wyżej przez las i malownicze łąki, z których mogłem podziwiać polską część Zamagurza, skąd przyszedłem. Doszedłem w końcu do głównego grzbietu Magury Spiskiej, gdzie na rozdrożu wielu dróg wybrałem tę prowadzącą dalej pod górę. MAGURA SPISKA Po pewnym czasie moja dróżka się skończyła, więc postanowiłem na przełaj dotrzeć do najwyższego punktu grzbietu. Tam odnalazłem kolejną drogę, która doprowadziła mnie na sam szczyt. Po chwilowej euforii zorientowałem się, że to jednak nie jest najwyższy punkt pasma Magury Spiskiej. Widoki z tego miejsca były kapitalne, zwłaszcza na pobliskie Tatry Bielskie z dominującymi kopułami Hawrania i Płaczliwej Skały. Zrobiłem tu sobie dłuższy popas, bo polana była przecudna i musiałem nabrać sił przed dalszym błądzeniem na dziko. Jedzenie, studiowanie mapy i focenie zajęło mi trochę czasu i ruszyłem wyraźną drogą w stronę najwyższego, jak mi się zdawało punktu na głównej grani pasma. Dotarłem tam i znowu nic… wiedziałem z neta, że szczyt Rzepiska jest oznaczony, więc dalej musiałem szukać! Wiecie doskonale, że wysokości w górach są względne, te najbliższe nas wierzchołki wydaja się nam najwyższe! RZEPISKO Rozglądnąlem się dokładnie i obrałem następny cel i to byŁ w końcu strzał w dziesiątkę! Mimo, że droga leśna urywała się przed schowanym, zalesionym wierzchołkiem przedarłem się przez krzaki i odnalazłem na drzewie tabliczkę z napisem Repisko – 1259 m oraz punkt triangulacyjny. To była pełnia szczęscia, kolejny szczyt do KGS zdobyty po samotnych zmaganiach. Brakło tylko z tego miejsca widoczków, więc po pamiątkowych fotkach ruszyłem dalej wyraźną drogą, która przez piękną Polanę Kacwińską zaprowadziła mnie na siodło Tri Table, niedaleko granicy z Tatrami, która przebiega przez Przełęcz Żdziarską. W dole mogłem zaobserwować duże jeziorko, w pobliżu drogi do Osturni. Przez grań główną Magury Spiskiej po zachodniej stronie Rzepiska i dalej przez Przysłop i Przełęcz Zdziarską przebiega granica Tatrzańskiego Parku Narodowego. Osturnia w dolinie Osturniańskiego Potoku SIODŁO TRI TABLE Słowacy bowiem południowo-zachodni skrawek Magury Spiskiej włączyli w obszar tego parku i dodatkowo utworzyli tutaj kilka obszarów ochrony ścisłej. Jest to też rejon wyłączony z ruchu turystycznego, ale Polana Kacwińska, północne i północno-wschodnie stoki Rzepiska znajdują się już poza obszarem parku narodowego, tak że można chodzić… Zresztą z Osturni, aż do tej polany biegnie szlak narciarski. Świerkowe lasy porastające Rzepisko i znaczną część stoków Magury Spiskiej zostały w 2004 powalone przez wiatr halny i są tutaj wielkie wiatrołomy, a przez to wspaniałe widoki. Przez siodło Tri Table prowadzi droga asfaltowa, którą biegnie również zielony szlak do Osturni. I chcąc, nie chcąc znowu musiałem maszerować nielubianym asfaltem! Widoki były jednak nadal piękne, a po kilku kilometrach zejścia udało mi się zatrzymać okazję i autem zjechać do Osturni. POLIANKA Pozwiedzałem teraz dokładniej wioskę, bo do wieczora było jeszcze daleko, by żółtym szlakiem, który znałem już z rana rozpocząć powrót do granicy państwowej. Asfalt szybko mi się znudził, więc ponownie wszedłem na cudne jesienne łąki, by zdobyć jeszcze jeden szczyt –  Poliankę, skąd postanowiłem obserwować bliski już zachód słońca. Tempo marszu wciąż miałem mocne, więc wyleżałem się na wierzchołku obserwując zmienne niebo nad Tatrami i pęd chmur, w oczekiwaniu na zachodzik. Polecam taką obserwację każdemu, gra chmur jest cudowna! Potem już tylko czekał mnie genialny zachód słońca nad Tatrami, bo pogoda tego dnia była wyśmienita, aż do nocy! Po niezapomnianych, magicznych przeżyciach słonecznych zostało mi tylko zejść na powrót do asfaltowej drogi i tak w półmroku dotarłem do auta w Łapszance. ZAMAGURZE Zamagurze Spiskie to niewielki subregion geograficzny w północnej części Pogórza Spiskiego i etnograficzny w północnej części Spisza. Przedzielony jest granicą polsko-słowacką. W większości zamieszkuje je ludność góralska narodowości polskiej. Ale niektóre słowackie miejscowości zamieszkują Łemkowie. Właśnie w głębi gór znajdują się zamieszkałe przez Łemków, czy też Rusinów mniejsze słowackie miejscowości jak Osturnia, Wielka Frankowa czy Frankówka. To miejsca pełne nieznanej historii, jakby odcięte od świata jaki znamy na co dzień. Tam życie toczy się swoim rytmem od wieków, jakby wolniej i spokojniej… Ale każdego zachwyci wyjątkowa kultura i folklor tego obszaru. Tatry Bielskie widziane spod wierzchołka Przysłopu na grani Magury Spiskiej To była długa, ale świetna wędrówka, w samotności, ale pełnej przeżyć, które dostępne są dla nas tylko, gdy jesteśmy sam na sam z naturą i jej perfekcyjnymi cudami. Każdemu polecam Magurę Spiską na spędzanie tam chwil pełnych zapomnienia… od wszystkiego! A teraz po złotej jesieni pozostały już tylko wspomnienia. Słota, deszcz i pierwsze przymrozki i opady śniegu w górach. Przyjdzie czekać na piękną, mroźną zimę… A w domu chyba zainstaluję sobie zadaszenie nad drzwiami wejściowymi, żeby było suszej. Produkuje je na zamówienie firma, która sprzedaje też szklarnie z poliwęglanu, gdyby ktoś chciał własne warzywa sobie hodować, jak moja babcia… Na koniec zapraszam jeszcze do obejrzenia fotorelacji z wyprawy. Z górskim pozdrowieniem Marcogor [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Ciekawostki o Finlandii

Podróże MM

Ciekawostki o Finlandii

Plan na 2016 rok to podróż po krajach wschodu - Finlandia, Estonia, Łotwa, Litwa, Białoruś, Ukraina. Zaczynamy etap pierwszy. Kupiliśmy bilety lotnicze do Turku na luty. Spędzimy trochę czasu w Helsinkach, a potem pojedziemy na północ aż za koło podbiegunowe do Rovaniemi. Kto wie, może przy odrobinie szczęścia uda nam się upolować zorzę polarną? Do pierwszej wyprawy w 2016 roku jeszcze sporo czasu, zatem na rozgrzewkę proponuję kilka ciekawostek o Finlandii, które mogą Was zaskoczyć! - Gęstość zaludnienia w Finlandii wynosi 16 osób / km2. Niższy współczynnik występuje tylko w Norwegii (13 osób / km2) i Islandii (3 osoby / km2)- Najwyższym szczytem jest Haltiatunturi (1328m n.p.m.)- W kraju zabroniono emisji kreskówek z Kaczorem Donalda, ponieważ nie nosi on spodni.- Nieopodal Rovaniemi (na kole podbiegunowym) znajduje się wioska najprawdziwszego Świętego Mikołaja.- Finlandia posiada na swym terytorium ok. 188 000 jezior. - Wysokość mandatów za wykroczenia jest proporcjonalna do dochodów.- W czerwcu i lipcu na północy nie zachodzi Słońce.- Ceny zaokrąglane są do 5 centów. Jedno i dwucentówki - choć są w obiegu - nie są używane.- W Finlandii znajduje się ok. 2,2 miliona saun.- Finlandia zajmuje pierwsze miejsce w rankingu krajów z najlepszym system edukacji szkolnej.- Laponia (północna część kraju) to idealne miejsce do obserwowania zimą zorzy polarnej.- Muminki są dziełem wyobraźni fińskiej pisarki Tove Jansson. - 74% terytorium Finlandii porastają lasy, przez co państwo to jest najbardziej zalesionym krajem Europy. - Przeciętny obywatel Finlandii zarabia miesięcznie 2300 € na rękę.- Podatek dochodowy wynosi 20%.- Finlandię zamieszkuje ok. 5000 Polaków. 

Zależna w podróży

Fragmenty z kazachskich dróg: autostop

I. Z rodzinką do kanionu Po przebudzeniu na pustyni zwijamy namiot. Wkładamy na plecy swoje kilkanaście kilo i zdeterminowani idziemy przed siebie. Co kilkaset metrów oglądamy się na główną drogę. Niech ktoś w końcu pojedzie! Jak pojedzie, to na pewno podwiezie, przecież nie byłby taki. Nadjeżdża samochód, którego nie powstydziłby...

Zależna w podróży

Fragmenty z kazachskiej drogi: autostop

I. Autostop do kanionu Po przebudzeniu na pustyni zwijamy namiot, wkładamy na plecy swoje kilkanaście kilo i zdeterminowani idziemy przed siebie. Co kilkaset metrów oglądamy się na główną drogę. Niech ktoś w końcu pojedzie! Jak pojedzie, to na pewno podwiezie, przecież nie byłby taki. Nadjeżdża samochód, którego nie powstydziłby się...

Cisza górska

marcogor o gorach

Cisza górska

Sytuacja na świecie coraz bardziej napięta, wojna pod postacią zamachów wkroczyła do Europy, wszędzie fundują nam terror i strach, jak tak dalej pójdzie to będziemy się bali daleko podróżować… Nie wiadomo jak się to wszystko rozwinie, ale na szczęście są takie miejsca, gdzie możemy bez obaw udać się na odpoczynek, żeby się zrelaksować i zapomnieć o stresie codziennego życia w cywilizacji. Tą cudowną oazą spokoju są góry, gdzie bez obaw i nerwów możemy się udać… Tam nam nic nie grozi, w kontakcie z naturą, chyba, że spotkanie z niedźwiedziem lub wilkiem. Ale te stworzenia bez powodu też nam raczej nic złego nie zrobią… dlatego zapraszam w góry! To strefy ciszy, gdzie możemy także bliżej obcować ze stwórcą i zastanowić się nad sensem swego istnienia. Wielu poetów pisze o górach jako misterium, mistycznym miejscu naszego spotkania z Bogiem, zapraszam więc do delektowania się poezją… A tak pięknie pisze o górach mój kolega, górski bloger, że muszę go zacytować: ” W istocie bowiem góry to nie tylko punkt na mapie, nie tylko formacja geologiczna, lasy, czy skały. Tak, każde z tych imion będzie właściwe, lecz żadne z nich pojedynczo nie odda złożoności tego czym w istocie są góry, mają one bowiem przecież dziesiątki wymiarów piękna, zmiennego i wciąż zaskakującego, emocji jakie powodują u nas samych, którzy w nie powracamy, którzy czerpiemy z tej nieprzebranej czary piękna.” Sebastian Nikiel Polana Wierch Lubania wraz z wierzchołkiem Lubania   Cisza górska dni niezapomniane – wspaniałe wędrówek górskimi szczytami zanurzony w wietrznej jesieni karkonoskiej – wyciszonej kolorami. Kolor złoty szeleszczącej buczyny na ścieżce w dywanie liści wysłanej szumem rytmicznym kroków wędrowałem – w tej pieśni. Pamiętam boru buków złoto poprzeplatane zielenią sosen tworzącą leśną mozaikę życia, oczy czarujące niespotykanym pięknem. Wyżej nad smrekami gdzie jedynie króluje niepodzielnie kosodrzewina ubiera swe igły srebrnym szronem gdyż tak jej wypada jesienią rządkiem błyszczących kropel zdobi z pajęczyny sukienkę. Wieczne górskie deszcze wywijające hołubce po graniach pierwsze wstydliwe śniegi powlekające doliny bielą. W tej wysłanej wichrami porze otulony szczelnie ciepłem ubioru wędrowałem wyniosłą skalną granią zanurzony w wytęsknioną ciszę ozdobioną wiatrem i deszczem, mgłą ograniczoną w monotonnym rytmie kroków swą duszę uzdrawiałem. Lech Kamiński panorama Tatr ze Studzionek (Gorce) A przy okazji, jeśli ktoś właśnie malował dom i potrzebuje przyśpieszenia schnięcia ścian po malowaniu, zwłaszcza w taką deszczową i zimną pogodę jak mamy, może skorzystać z usług firmy http://www.osuszacze.watersmile.pl/, polecam jej osuszacze powietrza. Z górskim pozdrowieniem Marcogor   Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Trzeci raz na Lubaniu

marcogor o gorach

Trzeci raz na Lubaniu

Lubań z racji swego położenia należy do moich ulubionych górek. Wznosi się w bocznym ramieniu Gorców, blisko Zalewu Czorsztyńskiego, górując wyraźnie nad otoczeniem, przez co oferuje kapitalne widoki. Doskonale widać z niego Tatry, a także Pieniny, czy Beskid Sądecki. Dzięki inwestycjom gminy Ochotnica i budowie na szczycie wieży widokowej widoki pogłębiły się i odsłoniły się panoramy także na drugą stronę. Zobaczymy więc teraz także resztę gorczańskich szczytów z Turbaczem i Gorcem na czele, czy Beskid Wyspowy z Mogielicą. Do kolejnej wycieczki przez ten potężny masyw górski skłoniła mnie właśnie nowo wybudowana wieża. Chciałem ją zobaczyć na własne oczy i porównać, czy jest taka sama jak poznana tydzień wcześniej wieża na Koziarzu, po drugiej stronie Dunajca.  widok na wieżę z jednej z polan Opisywałem już dwukrotnie swe poprzednie pobyty na Lubaniu, co znajdziecie tutaj lub tu, więc nie będę powtarzał szczegółowo co tam zobaczycie. Każdy turysta raczej już wie, że na Polanie Wierch Lubania tuż poniżej szczytu znajduje się studencka baza namiotowa, ale czynna tylko latem. A niedaleko stoją ruiny schroniska zniszczonego w czasie ostatniej wojny. Na południowych obrzeżach polany znajdują się duże, zbudowane z piaskowca magurskiego głazy zwane Samorodami, a przy nich właśnie stoją ruiny Na głównym wierzchołku do niedawna stał tylko krzyż i ołtarz polowy z tablicą upamiętniającą górskie wędrówki Karola Wojtyły, który wielokrotnie bywał w Gorcach. Obecnie całą przestrzeń szczytową wypełnia olbrzymia konstrukcja wieży widokowej. Mocna i solidna, na której można śmiało nocować, czy przeczekać złą pogodę. Trafiłem tu znowu jesienią wykorzystując zapowiadane okno pogodowe. wieża na Lubaniu Wycieczkę rozpocząłem tym razem w Ochotnicy Dolnej, przy kościele parafialnym, gdzie jest olbrzymi parking i rozpoczyna swój bieg niebieski szlak na szczyt Lubania. W centrum wsi odnajdziemy też pomnik upamiętniający mieszkańców poległych w czasie wojennej pacyfikacji wsi, znaną jako Krwawa Wigilia. Warto zajrzeć do pięknego, drewnianego kościólka. Ochotnica Dolna wraz z Ochotnicą Górną tworzą najdłuższą wieś w Polsce (Ochotnicę), która liczy niespełna 25 kilometrów. Pola i zabudowania miejscowości zajmują dolną część doliny rzeki Ochotnica wraz ze zboczami dwóch pasm górskich otaczających dolinę tej rzeki; od południowej strony jest to pasmo Lubania, od północnej pasmo Gorca. Przez Ochotnicę Dolną biegnie droga z Tylmanowej do Harklowej przez przełęcz Knurowską (846 m n.p.m.). Jest to jedyna przejezdna dla samochodów droga przecinająca pasmo Gorców. parking i kościół w Ochotnicy Dolnej Szlak bardzo szybko wyprowadził mnie na pierwszą widokową polanę, z której zobaczyłem już kolejny mój gorczański cel – wieżę widokową na Gorcu. Trasa w większości wiodła jednak zalesionym terenem, w dużej mierze szeroką leśną drogą, na której spotkałem nawet jeepa. To wynika z tego, że szlak w pewnym  momencie prowadzi aż do głównego grzbietu górskiego trasą rowerową, których tak wiele gmina Ochotnica ostatnio wybudowała, czasem kosztem przyrody! Po dojściu na grzbiet pozostało mi tylko najstromsze podejście na wierzchołek Lubania. Końcówka zniszczonego szlaku to naprawdę masakra! Ale widoki ze szczytu wynagradzają nam wszystko. szeroka droga na szczyt już na głównym grzbiecie Lubania Po nasyceniu wzroku cudnymi barwami jesieni i panoramą morza szczytów dookoła mnie zszedłem niżej na polanę, żeby pod zadaszoną wiatą bazy namiotowej posilić się. Na górze zbyt mocno wiało, żeby można było dłużej posiedzieć na wieży. Pokręciłem się po znanych mi już zakamarkach okolicy, odnajdując nawet wychodek z widoczkiem na Gorce. W pobliżu wiaty stoi natomiast krzyż upamiętniający śmierć zabitych dwóch partyzantów. Jako, że dzień teraz krótki rozpocząłem odwrót czerwonym szlakiem, czyli GSB, przez masyw Lubania, ale doszedłem tylko do Polany Morgi, po drodze spotykając dwójkę przewodników beskidzkich, którzy przyszli obejrzeć zniszczenia w naturze, spowodowane przez nowe inwestycje gminne w terenie górskim. Do wieży nie mam nic, ale zgadzam się z ich opinią, że wybudowanie tylu dróg w lesie, jako infrastruktury turystycznej, często rozjeżdżając i poszerzając stare szlaki to duża przesada. Polana Wierch Lubania Błotko przez to jest niezłe, jesienią i wiosną stuputy raczej konieczne. Na polanie skręciłem na zielony szlak, który sprowadził mnie z powrotem do Ochotnicy. Jako, że wyszedłem 3km powyżej auta złapałem okazję, dzięki czemu nie musiałem dreptać nielubianym asfaltem. To był już koniec tego przyjemnego spaceru. Jako, że pogoda wciąż się utrzymywała podjechalem jeszcze na pobliskie osiedle Studzionki, już w Ochotnicy Górnej, skąd jest genialna panorama Tatr, o czym się już przekonałem podczas pierwszej wędrówki przez cały masyw Lubania. Tym razem było podobnie, Tatry znowu zauroczyły mnie z tego miejsca. panorama Tatr ze Studzionek Na koniec dnia podjechałem jeszcze na Przełęcz Knurowską, skąd też widać Tatry, aby wypić kawę we wspaniałej agroturystyce nad siodłem przełęczy, czyli u przemiłej, młodej gosposi Majki, gdzie kiedyś nocowałem. Po cudownym zakończeniu dnia pozostał tylko nocny powrót do domu. Po drodze udało się jeszcze sfotografować zachód słońca nad Tatrami! Na koniec dziękuję niezawodnemu Mariuszowi za towarzystwo. Taką ma formę ten mój kolega, że chyba zacznę biegać, żeby dorównać mu kondycyjnie. Znalazłem właśnie ciekawą ofertę butów do biegania w tym sklepie http://www.butydobiegania.pl/. Trzeba będzie chyba się wziąść za siebie, żeby dorównać młodszym! Z górskim pozdrowieniem Marcogor [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Książka, już prawie…

Dobas

Książka, już prawie…

Ice diving

Dobas

Ice diving

Zależna w podróży

Czy lwowska kawa jest lepsza?

Jednym z najważniejszych elementów kultury Lwowa są kawiarnie i związane z nimi zwyczaje. To tutaj rozwinęła się jedna z najznakomitszych kultur kawiarnianych w Europie. Tu nieprzerwanie od XVIII wieku intelektualiści spotykają się w licznych lokalach i nad kawą debatują o polityce, literaturze i nauce. Stąd w końcu pochodzi twórca pierwszej...

Hiszpańskie opowieści: Witajcie w Wiosce Smerfów. :)

PO PROSTU MADUSIA

Hiszpańskie opowieści: Witajcie w Wiosce Smerfów. :)

        Od rana w Krakowie pada deszcz (nie tylko na Brackiej), więc z wielką przyjemnością przenoszę się wspomnieniami do przepięknej Andaluzji, która słynie z uroczo położonych pueblos blancos, czyli białych miasteczek. Szukając przed wyjazdem w internecie informacji na ich temat, natknęłam się gdzieś przypadkiem na pewne wyjątkowe miasteczko - Juzcar. Nie znalazłam go w żadnym drukowanym przewodniku, jaki posiadałam, więc posiłkowałam się jedynie wiadomościami znalezionymi w sieci. Nie było ich zbyt wiele, ale to wystarczyło, żebym zachwyciła się nim i wpisała je na listę miejsc, które koniecznie musimy zobaczyć podczas naszego wyjazdu. Juzcar nie tylko jest wyjątkowo malowniczo położone, ale przede wszystkim kilka lat temu brało udział w promocji filmu o smerfach i zostało praktycznie całkowicie przemalowane na kolor błękitny. Po zakończeniu promocji mieszkańcy miasteczka sprzeciwili się planom powrotu do białych barw ścian i pozostali przy błękitnych, co było marketingowym strzałem w dziesiątkę. Obecnie miasteczko reklamuje się jako Wioska Smerfów (po hiszpańsku El Pueblo Pitufo) i odwiedza je znacznie większa liczba turystów niż w czasach, gdy ściany były śnieżnobiałe. I chociaż dojazd do niego nie jest najprostszy, to koniecznie musieliśmy się tam wybrać. I to był naprawdę niezły pomysł. :)        Wioska Smerfów leży na drodze z Malagi do Rondy, nieco na poboczu, ukryte wśród gór. Jedzie się tam niezwykle malowniczą i niezwykle też chwilami wąską drogą, gdzie mijanie się samochodami bywa prawdziwym wyzwaniem. Na szczęście, większego tłoku nie napotkaliśmy na niej, więc spodziewaliśmy się, że w wiosce będzie podobnie. Nic bardziej mylnego. Podczas wakacji zwykle zapominam się o poszczególnych dniach tygodnia i nie skojarzyłam, że nasza wizyta w tym miejscu wypadła akurat w sobotnie przedpołudnie. A że pogoda dopisywała nadspodziewanie (nawet w hiszpańskiej telewizji pojawiały się głosy zaskoczenia, że w listopadzie dawno tak ciepło i ładnie nie było), to miasteczko przeżywało oblężenie rodzin z dziećmi. Chociaż podejrzewam, że w sezonie stricte wakacyjnym musi tam być naprawdę tłoczno.         Juzcar jest naprawdę malutką miejscowością, wg Wikipedii zamieszkuje ją nieco ponad dwieście osób. Taka liczebność powoduje, że miasteczko jest nieco nieprzygotowane na najazdy turystów. Z racji położenia można tam raczej dojechać głównie samochodem, a niestety nie za bardzo jest go gdzie później zostawić. Myśmy zaparkowali przy drodze tuż przed wjazdem, bo kilkuminutowe krążenie po miasteczko, nie przyniosło żadnego rezultatu. Ale dzięki takiemu, a nie innemu parkowaniu, mogliśmy przejść całe miasteczko. Tuż przy wjeździe znajduje się mały punkt informacyjny, gdzie można otrzymać specjalną mapkę z zaznaczonymi na niej najważniejszymi miejscami. Obok zaś znajduje się grzybkowy plac zabaw, gdzie chwilę czasu spędziliśmy, korzystając z faktu, że akurat nikogo na nim nie było. Trwało to może jakieś trzy minuty, później ewakuowaliśmy się dalej. ;)      Nie sposób nie zauważyć, że kolor błękitny dominuje w całym miasteczku. Bardzo ciekawie i niezwykle ładnie wyglądają przeróżne malunki Smerfów na fasadach domów. Mnie szczególnie spodobała się Smerfetka reklamująca aptekę. ;) Nie mogło oczywiście zabraknąć Gargamela z nieodłącznym kotem Klakierem, ale tutaj nie wydają się tak straszni, jak w pierwowzorze. ;)        Zupełnie się nie dziwię, że mieszkańcy miasteczka nie chcieli powrotu do koloru białego, bo ten błękit stał się ich prawdziwym znakiem rozpoznawczym. I trzeba przyznać, że naprawdę robi piorunujące wrażenie. Zwłaszcza jeśli doda się do tego przepiękny błękit nieba, które w Andaluzji ma naprawdę niesamowitą barwę. Oczywiście także i tutaj, cały nurt turystyczny skupia się na głównych uliczkach (a szczególnie na tej, gdzie znajduje się kilka knajp, które przeżywały oblężenie i musieliśmy zrezygnować z wyczekiwanej południowej kawusi), więc wybraliśmy się na mały spacerek po tych bocznych. Tutaj panowała cisza i spokój, tylko koty wygrzewały się w słoneczku. :)         Ciekawym faktem jest to, że nie tylko domy zostały pomalowane na błękitny kolor. Miasteczko poszło na całość i niebieską barwę ma także urząd miejski, cmentarz czy też kościół. Z tym kościołem to było całkiem wesoło. Tuż przed nim obywał się jakiś targ, gdzie głównie okupowane były dwa stoiska - z jedzeniem i piciem. Mnie osobiście jednak najbardziej rozbawiła wielka figura Smerfetki ustawiona tuż obok wejścia do kościoła. Ciekawie to razem wyglądało, widać że Smerfy mają tutaj wysoką pozycję. ;)      Trzeba zauważyć, że położenie miasteczka pozwala na podziwianie go z wysokości, nie wychodząc z niego. Wystarczy tylko przejść kilkadziesiąt metrów w górę i można już podziwiać jego panoramę. A ta jest naprawdę piękna, bo ten błękit wygląda świetnie. Wiem, że się nim zachwycam w co trzecim zdaniu, ale zdecydowanie byłam i ciągle jestem pod wrażeniem tego miejsca. Wyglądało zupełnie tak jak je sobie wymarzyłam i wyobrażałam oglądając zdjęcia w internecie. Nie zawiodłam się na nim, co czasem się zdarza, gdy następuje zderzenie z rzeczywistością. ;)        Mam nadzieję, że udało mi się choć w niewielkim stopniu pokazać piękno tej uroczej wioski, która zdecydowanie podbiła moje serduszko. Spędzenie w nim kilku godzin pozwala na powrót w czasy dzieciństwa, gdy wieczorami punktualnie o dziewiętnastej siadało się przed telewizorem i oglądało wieczorynkę. A Smerfy (obok Gumisów) były moją ulubioną bajką, którą oglądałam z prawdziwą przyjemnością. I ta wycieczka przypomniała mi te beztroskie czasy. I mam nadzieję, że Wam troszkę też. ;) ~~Madusia.

marcogor o gorach

Na Gerlachu

Marzeniem każdego tatromaniaka jest wejście na najwyższy szczyt całych Tatr – Gerlach. Turyści marzyli o nim od dawna, także poeci, którym wydawał się nieosiągalny, ale mimo to próbowali go zdobyć, często z powodzeniem. Mi udało się wejść na Gerlach w 2003 roku. Marzy mi się zrobić po latach powtórkę tego wejścia, tym bardziej, że pogodę miałem mglistą i deszczową i widoki zerowe. Tak pisali o swoich marzeniach nasi piewcy Tatr w XIX w., w osobie Jerzego Żuławskiego. Ten zakochany w Tatrach poeta po 1900 r. dużo podróżował. Rozwijał pasję narciarza, alpinisty i taternika. Wraz z bratem Januszem 28 sierpnia 1909 dokonał pierwszego letniego wejścia na Przełączkę pod Kopą Popradzką i Smoczą Grań w Tatrach Wysokich. W 1910 roku zamieszkał na stałe w Zakopanem. Był współzałożycielem Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. A tak pięknie potrafił pisać o Tatrach…   ***************** Głazy mając pod stopą, a nad głową chmurę, po stopniach piramidy, która z Bożej kielni wzrosła, gdy jeszcze byli Jego snem śmiertelni, bez odpocznienia szedłem na najwyższą górę. Wyżej, wyżej! ponad to obłocze ponure, co szczyt kryjąc przede mną, w krąg niego się wełni; tam – stać będę nad światem, tam – w błękitu pełni, tuż pod niebem, w słońc bliskich odziany purpurę! Mgłę przebrnąłem… krok jeden! Szczyt! Ha! Ziemska gleba nieco niżej i ludzie mniejsi, ale nieba niedosięgłe wciąż wiszą tak samo wysoko – i choć chmurym zostawił na dole, nad mą głową obłokami zasnute błękity na nowo; przez nie na świat poogląda mętne słońca oko. ***************** Jerzy Żuławski krzyż na Gerlachu A przy okazji przypomnę, że weszły w tym roku w życie przepisy nakazujące umieścić nam na każdym domu prywatnym szafkę na listy dla wygody poczty. Jeśli jeszcze nie macie możecie skorzystać z usług firmy http://erabox.pl/, polecam. Z górskim pozdrowieniem Marcogor Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Wycieczka na Błyszcza i nową wieżę widokową na Koziarzu

marcogor o gorach

Wycieczka na Błyszcza i nową wieżę widokową na Koziarzu

Turyści bardzo dobrze wiedzą, że najważniejszym elementem naszego wyposażenia są wygodne buty. Jeśli będą niedopasowane, niezbyt wygodne, niszczące nasze stopy daleko nie zajdziemy. Nic tak nie odbiera radości z wędrówek, jak niewygodne buty. Czasami zdarza się tak, że nie jesteśmy w stanie daleko zajść w takim obuwiu. Zakup odpowiednio dobranych butów, to jedno z najważniejszych przygotowań przed górskimi wycieczkami. Zazwyczaj poświęcamy na to trochę czasu, żeby potem nie cierpieć i móc daleko zawędrować. Ja także stanąłem ostatnio przed tym wyzwaniem zakupu nowego obuwia trekkingowego, gdy moje stare, wysłużone buty rozlazły się całkowicie. Zakupu dokonałem w sklepie Salewy, z racji swego zamieszkania najbliżej miałem do sklepu w Rzeszowie http://salewa.sklep-luz.pl/. Moje poprzednie buty też były tej marki, a wiadomo, że wypróbowanych modeli nie warto zmieniać. Może są drogie, ale warto zainwestować, by buty i stopy stanowiły jedność przez długie lata użytkowania. O innych ważnych elementach wyposażenia turystycznego pisałem już kiedyś tutaj.  pierwsze zbliżenie na wieże na Koziarzu (ten mały grzybek po lewej) Pierwszą okazją wypróbowania nowego sprzetu na nogach była wycieczka w pobliski Beskid Sądecki. Pogoda zbytnio nie rozpieszczała i w trakcie wypadu mogłem przetestować nowe obuwie w różnych warunkach atmosferycznych. Spisały się bez zarzutu, choć wiadomo, że minie jakiś czas zanim stopa przyzwyczai się do buta, a buty dopasują do nogi. Górski spacer rozpocząłem w miejscowości Tylmanowa, położonej między Łąckiem, a Krościenkiem. Tam na małym placyku przy głównej drodze, u stóp Golgoty Tylmanowskiej zaczyna swój bieg zielony szlak na Koziarz (943m).  Szczyt leży w grzbiecie głównym Pasma Radziejowej w Beskidzie Sądeckim. Znajduje się w zachodnim końcu tego pasma, pomiędzy Jaworzynką (936 m) a Suchym Groniem (855 m). Zachodnie stoki Koziarza opadają do Dunajca, którego przełomy wyglądają tu bardzo malowniczo. początek szlaku w Tylmanowej Zachodnie stoki Koziarza są strome i zalesione. Należą do miejscowości Tylmanowa. U ich podnóża nad Dunajcem znajdują się przysiółki tej miejscowości łączące się ze światem przez wąski most wiszący nad Dunajcem. Tędy właśnie wiodła moja droga na początku wędrówki. Potem szeroka droga leśna, która prowadzi praktycznie na sam szczyt. Przewija się przez kilka widokowych polan, skąd wspaniale zwłaszcza prezentuje się pobliski masyw Lubania, już w Gorcach oraz dolina Dunajca. Jednak najpiękniejszy widok miałem z Polany Kolebisko. Znajduje się na zachodnim grzbiecie Jaworzynki, na średniej wysokości około 820 m n.p.m. Szeroka panorama z tego miejsca obejmuje m.in Tatry i Pieniny. Zobaczyłem stąd także swoje trzy górskie cele na dziś: Jaworzynkę, Koziarza i Błyszcza. Koziarz i Jaworzynka widziane z Polany Kolebiska Na polanie stoi również prywatny drewniany budynek letniskowy wraz z ławkami i miejscem na ognisko. Super miejscówka na dziki biwak, czy chociażby pieczenie kiełbasy. Z tego miejsca miałem już stosunkowo blisko na siodło przełęczy, gdzie dochodził żółty szlak graniowy. Wschodnie stoki Jaworzynki opadają do doliny dopływu Obidzkiego Potoku. Znajdują się na nich pojedyncze zabudowania należących do Obidzy osiedli Wyrostki i Wielga. Sam wierzchołek Jaworzynki jest zalesiony, ale stoki są zalesione tylko częściowo, dzięki czemu są one dobrym punktem widokowym, zwłaszcza w stronę masywu Radziejowej i Przehyby z widocznym masztem telewizyjnym. Choć widać stąd nawet szczyty Beskidu Niskiego. Szlaki turystyczne nie prowadzą przez szczyt Jaworzynki, lecz jej stokami nieco poniżej szczytu. wierzchołek Koziarza Bardzo szybko wspiąłem się na pobliskiego już Koziarza. Ciekawiła mnie nowo wybudowana wieża widokowa na wierzchołku. Byłem już tutaj kiedyś w czasie rajdu przez dwanaście szczytów tego Beskidu. Ale wieży, ani widoków wtedy nie było. Budowla zrobiła na mnie piorunujące wrażenie. To prawdziwy kolos o bardzo solidnej konstrukcji, postawiony na potężnych słupach, górujący na lasem. Dzięki temu mamy teraz panoramę ze szczytu na wszystkie strony. Tatry, Gorce, Pieniny, Beskid Sądecki, Wyspowy, czy Niski jest w zasięgu naszego wzroku. Wieża jest taka olbrzymia, z solidnie zabudowaną plaftormą widokową, że bez problemu można na niej bezpiecznie przenocować, np. w oczekiwaniu na wschód słońca. Spotkałem tam wycieczkę szkolną i chciałbym pozdrowić panią przewodnik beskidzką, która pomogła mi trochę w rozpoznawaniu szczytów dookoła. Byłem lekko zszokowany, że dzieciaki wybrały się tu mimo niepewnej, wietrznej pogody. wieża na Koziarzu Oprócz nich spotkałem jeszcze turystę z Wielkopolski, a to już były dla mnie tłumy, jak na dzień powszedni. Złapała mnie tutaj mżawka, którą przeczekałem pod mocnym dachem na wieży i zawróciłem po własnych śladach na siodło pod Jaworzynką. Stąd wybiegłem na sąsiedniego Błyszcza, żeby przypomnieć sobie jak wygląda Ołtarz Papieski na tym wierzchołku. Szlak turystyczny nie prowadzi przez sam szczyt Błyszcza, lecz jego otwartym, trawiastym stokiem wschodnim. Można ze szlaku jednak wejść na szczyt Błyszcza; kierunek wskazuje tabliczka z napisem: Kaplica Papieska 200 m., wystarczy być uważnym, aby nie przegapić tego wyjątkowego w Beskidach miejsca. Ołtarz papieski na Błyszczu Na Błyszczu stale odbywały się spotkania i msze święte grup oazowych. K.Strauchmann w swojej książce „Tajemnice skalnej ziemi” tak pisze: „16 sierpnia 1972 roku na takie wieczorne spotkanie na szczycie przyszedł ks. kardynał Karol Wojtyła. Zaczyna mszę, a tymczasem z doliny Dunajca wyłazi gradowa chmura. Wśród siedmiuset ludzi znalazły się dwa parasole, które posłużyły do osłonięcia kamiennego ołtarza przed nawałnicą”. W 2000 roku dwaj mieszkańcy Tylmanowej ufundowali w tym miejscu ołtarz, a w 2001 popiersie papieża Jana Pawła II, który zanim został papieżem wędrował tędy przez góry ze Starego Sącza do Krościenka. Przy ołtarzu celebrowane są czasami msze święte. Dla potrzeb uczestników tych mszy zamontowano ławki. widok na Gorce Po chwili zadumy postanowiłem wrócić tym samym szlakiem do auta, gdyż mnie też po raz kolejny dopadła deszczowa chmura. Opady nie były wielkie, ale nie chciało mi się samotnie deptać trasą, którą już kiedyś przeszedłem, bo początkowo w planie było zejście do Szczawnicy. Przez Polanę Kolebisko szybko dotarłem na powrót do Tylmanowej. Zwiedziłem jeszcze starą część tej wsi, gdzie urzekły mnie malowane na niebiesko domy, wzdłuż całej ulicy. Przypominały mi trochę te widziane w Cicmanach na Słowacji. Podziwiając po drodze krzyż na Tylmanowskiej Golgocie, górujący nad drogą Łącko – Krościenko doszedłem na parking. Opady w międzyczasie wzmogły się tak, że z radością powitałem możliwość schowania się do auta. stara zabudowa Tylmanowej Na koniec zapraszam jak zawsze do obejrzenia galerii zdjęć z wypadu, a przebieg trasy zobaczycie na moim profilu na Endomondo.com/profile/16850878. To był kolejny udany górsko dzień, mimo pochmurnej pogody jesienne widoczki były bardzo ładne, a kolorki w momentach słonecznych prezentowały się wyśmienicie. Ta eskapada to bardziej spacer, polecam każdemu, jak ma wolne cztery godzinki i niedaleki dojazd. Nawet wieża ładnie wkomponowana w otoczenie nikogo nie wystraszy. Były różne opinie na forach turystycznych, ale mi nie przeszkadzają takie inwestycje. Więcej Lasy Państwowe zniszczą przy wycince, czy budowie dróg leśnych do wywózki drewna. Nie wspominam już o huraganch, które niszczą setki hektarów lasów. Wieże na zarośniętych szczytach to dla turysty gratka. Na tym kończę swe wywody. Wkrótce będą relacje z odwiedzin następnych nowych wież widokowych w gminie Ochotnica. Z górskim pozdrowieniem Marcogor   [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Niosę w sercu niedosyt Tatr

marcogor o gorach

Niosę w sercu niedosyt Tatr

Czy Twoje myśli rzeczywiście są Twoje? Jesteśmy wszyscy wstrząśnięci tragedią w Paryżu i współczujemy narodowi francuskiemu. Ich los jest teraz w ich rękach. Gdy mi smutno i źle uciekam w góry, to najlepsze, najcichsze miejsce do refleksji, odzyskania spokoju. Zapraszam wraz ze mną do zanurzenia się krainę łagodności, tam, gdzie nie ma przemocy, są tylko prawa natury. „Większość ludzi żyje w cichej rozpaczy i idzie do grobu z piosenką, która nadal w nich jest.” – Henry David Thoreau „Nie mogę się bać. Strach zabija umysł. Strach jest jak mała śmierć, która przynosi ostateczne starcie. Spotkam się ze swoim strachem. Pozwolę by we mnie wszedł i przeszedł przeze mnie. A kiedy już przejdzie spojrzę wgłąb siebie, aby zobaczyć drogę, którą we mnie wydreptał. Okaże się, że tam, gdzie przeszedł strach, nic już nie pozostanie. Będę tylko ja.”  – Frank Herbert Pora na wyciszającą, niosącą nadzieję poezję… Chwila refleksji i zatrzymania nad tragedią oraz górski wiersz dla wyciszenia emocji i ukojenia smutku. Wspominam góry… Moje ukochane góry Wędrówki z bliskimi Za oknem śnieg, Zima przyszła, A ja tęsknię za górami, Za zielenią połoniny, Widokami, Tatrami A ja tęsknię do ciepła i lata Do zefirka co w me włosy wplata Złote promienie i uśmiech słońca. Tęsknię, tęsknię bez końca… Tęsknię do kropli rosy na trawie, Białych stokrotek w gęstej murawie, Do lata tęsknię, promieni słońca. Tęsknię za nim bez końca. Wanda Gruszczyńska Ech góry… Ech ileż w was piękna, góry polskie góry, lubię patrzeć na ośnieżone szczyty. cieszyć swoje oczy gdy was słońce pieści, podziwiać wschody i zachody słońca… Chciałabym pieszczotą złagodzić, wasz surowy wygląd czasem , wspiąć się na szczyt i krzyknąć Boże słyszysz jestem bliżej Ciebie..! Ech góry polskie góry, Przypominacie mi moje życie… Ewa Wierzbinska-Kloska Skaliste otoczenie dolin Piarżystej i Hlińskiej w słowackich Tatrach Wysokich A na koniec z innej beczki. Wymieniałem ostatnio kostkę brukową przed domem. Bardzo pomocna okazała się w tym temacie oferta firmy http://www.granit-kostrza.pl/, którą przy okazji polecam. Z górskim pozdrowieniem Marcogor   Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Hiszpańskie opowieści: instagram mix.

PO PROSTU MADUSIA

Hiszpańskie opowieści: instagram mix.

Ranek w górach

marcogor o gorach

Ranek w górach

Dziś w Święto Niepodległości dowód na to, że już nasi wielcy poeci doceniali piękno gór i nie tylko. Piękny wiersz napisał już w XIX w. Adam Asnyk. Ten polski poeta i dramatopisarz w czasie powstania styczniowego był członkiem Rządu Narodowego. Wiedzieliście, że motywem wielu jego utworów jest krajobraz górski, zwłaszcza tatrzański oraz motywy morskie?  Tak pisał Asnyk prawie 150 lat temu w liście do ojca: „Góry i morze – to jedyne uniwersalne lekarstwo na wszystkie ludzkie dolegliwości, tam oddychając świeżym, wonnym powietrzem, pojąc się widokiem świeżej a wzniosłej natury można zapomnieć o cierpieniach i troskach…”. Zostawiam was sam na sam z jego poezją… Wyzłocone słońcem szczyty Już różowo w górze płoną I pogodnie lśnią błękity Nad pogiętych skał koroną. W dole – lasy skryte w cieniu Toną jeszcze w mgle perłowej, Co w porannym oświetleniu Mknie się z wolna przez parowy. Lecz już wietrzyk mgłę rozpędza I ta rwie się w chmurek stada… Jak pajęcza, wiotka przędza Na krawędziach skał osiada. A spod silnej tej zasłony Świat przegląda coraz szerzej, Z nocnych, cichych snów zbudzony, Taki jasny, wonny, świeży. Wszystko srebrzy się dokoła Pod perlistą, bujną rosą, Świerki, trawy, mchy i zioła Balsamiczny zapach niosą. A blask spływa wciąż gorętszy Coraz głębiej oko tonie, Cudowności świat się piętrzy, W wyzłoconej swej koronie. Góry wyszły jak z kąpieli I swym łonem świecą czystym, W granitowej świecą bieli W tym powietrzu przezroczystym. Każdy zakręt, każdy załom Wyskakuje żywy, dumny, Słońce dało życie skałom, Rzeźbiąc światłem ich kolumny. Wszystko skrzy się, wszystko mieni. Wszystko w oczach przeistacza, Gra przelotnych barw i cieni Coraz szerszy krąg zatacza. Już zdrój srebrną pianą bryzga, Gdy po ostrych głazach warczy… Już się żywszy odblask ślizga Po jeziorek silnej tarczy… Już pokraśniał rąbek lasu… Już się wdzięczy i uśmiecha Brzeg doliny – a z szałasu Dolatują śpiewne echa… Przez zielone łąk kobierce, Dzwoniąc, idą paść się trzody… Jakaś rozkosz spływa w serce, Powiew szczęścia i swobody. Pierś się wznosi, pierś się wzdyma I powietrze chciwie chwyta – Dusza wybiec chce oczyma Upojona, a nie syta; Niby lecieć chce skrzydlata, Obudzona jak z zaklęcia… I tę całą piękność świata Chce uchwycić w swe objęcia. Adam Asnyk zamek w Ogrodzieńcu A przy okazji polecam tanie grzejniki łazienkowe, sam zmuszony byłem ostatnio skorzystać z oferty tej firmy. Głosujcie też proszę w ankiecie poniżej. Z górskim pozdrowieniem Marcogor Note: There is a poll embedded within this post, please visit the site to participate in this post's poll. Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Zależna w podróży

12 powodów, dla których musisz zobaczyć Palermo

Chodzimy ciemnymi ulicami Palermo. Gdzieniegdzie nieproszony mężczyzna proponuje nam odprowadzenie pod mieszkanie, popilnowanie samochodu czy przyniesienie biletu parkingowego. Chcemy tylko, by dał nam spokój. Domy są poniszczone, na ścianach pamiętających zniszczenia II wojny światowej umieszczone zostały wątpliwej jakości, często wulgarne, graffiti. Czerwone światła jakby nie mają znaczenia, pasy ruchu zostały...

Magia ducha gór

marcogor o gorach

Magia ducha gór

Dziś wigilia Święta Niepodległości. Ojczyzna to dobro najwyższe, które należy kochać nade wszystko. Jest piękna i wyjątkowa od gór, aż po morze. Choć dla mnie wiadomo… „Góry to nie miejsce na mapie, góry to stan ducha i filozofia całego życia.” Poeci potrafią to wyrazić jak tam jest pięknie i za czym ciągle tęsknimy i chcemy stale powracać: Tylko bądź ze mną Będę wszystkim o co prosisz mgłą – która szczyty górskie przytula kwiatem goryczki wyhaftowanym na polanie górskiej kłującą kosodrzewiną w mrozach i wichrach zakochaną Mogę być potokiem górskim w szaleństwie spadającym na łeb na szyję gdy zimnem chłodzi strudzone gasi pragnienie ze stóp wymywa zmęczenie Widokiem – tam gdzieś w oddali gdzie pozostało zwykłe życie Tylko bądź ze mną proszę- góro-moje pragnienie! Lech Kamiński na Diablaku-bliżej nieba Noc okryła ciche góry złotą mgłą, mamią wzrok światła kolorową grą. Gwiazd tysiące się zlewają w jeden wzór, to jest magia niepojęta Ducha Gór. Spójrz na niebo – tam nie znajdziesz nigdy zła, chociaż noc, może znajdziesz ślady dnia. Może gdzieś, gdzie nie dotarł jeszcze nikt, twarzą w twarz staniesz Ty i Twoje sny. Nad horyzont słońca tarcza dumnie lśni, czerwień, błękit – ten przepiękny blady świt. Srebrne mgły delikatnie musną twarz, tak jak ty, ze snu wstanie cały świat. Spójrz na niebo – tam nie znajdziesz nigdy zła, znowu dzień, aż do nocy będzie trwał. Szukaj, bo gdzie nie dotarł jeszcze nikt, dotrzesz może Ty i twoje marzenia… Grzegorz / Acogitosis/ zimowy widok z Babiej Góry A przy okazji kto szuka nowej drukarki może skorzystać z usług firmy http://www.wroclawksero.pl/ , polecam! Z górskim pozdrowieniem Marcogor Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Szlakiem Orlich Gniazd

marcogor o gorach

Szlakiem Orlich Gniazd

Szlak Orlich Gniazd to szlak turystyczny przebiegający przez województwa małopolskie i śląskie. Rozpoczyna swój bieg w Krakowie, kończy w Częstochowie. Ma długość 163,9 km. Nazwę zawdzięcza leżącym na jego trasie ruinom zamków i warowni, nazywanych Orlimi Gniazdami ze względu na ich usytuowanie na skałach dochodzących do 30 metrów wysokości. Szlak ten został opisany i utworzony przez Kazimierza Sosnowskiego, jednego z najwybitniejszych polskich propagatorów turystyki pieszej, krajoznawcy, założyciela wielu schronisk, twórcy szlaków i autora przewodników. Widnieje pod numerem pierwszym w ogólnopolskim rejestrze znakowanych szlaków pieszych. Ta pozycja wynika z ukształtowania terenu, obecności licznych ostańców skalnych, jaskiń oraz zabytków. Korzystając z okazji, że wycieczkę w te piękne rejony kraju organizowało miejskie koło PTTK postanowiłem zgodnie z planem wyjazdu zwiedzić kolejne cudne zamki na Jurze. Odwiedziłem już kilka razy Ojcowski Park Narodowy, co nawet opisałem tutaj. Tym razem miałem poznać ruiny i skałki bliżej Częstochowy, w płn-zach. części Wyżyny Krakowsko- Częstochowskiej. To właśnie tu znajdują się największe dawne warownie jak Ogrodzieniec, czy Olsztyn. Nasza grupowa wycieczka rozpoczęła się właśnie na wizycie w tym ostatnim, położonym najbliżej Częstochowy. Ze wzgórza zamkowego widać nawet klasztor na Jasnej Górze. Król Kazimierz Wielki podjął się zadania stworzenia systemu obronnego zabezpieczającego granice, ważniejsze szlaki handlowe i zaludnione obszary Małopolski. Co najmniej kilkanaście twierdz powstało właśnie na Jurze Krakowsko-Częstochowskiej z konieczności obrony handlowego traktu z Krakowa do Wielkopolski, jak i pobliskiej granicy państwa. zamek Olsztyn Pierwsza wzmianka o zamku olsztyńskim pochodzi z 1306 r. Do dziś z zamku zachowały się mury części mieszkalnej, wieże: cylindryczna i kwadratowa, fragmenty murów budynków gospodarczych, częściowo także piwnice oraz odkryte w czasie badań archeologicznych fundamenty kuźnicy i ślady dymarek. Istnieje też podziemny, obecnie niedostępny tunel pod ruinami. Świetnie prezentuje się ze wzgórza zamkowego panorama okolicznych górek i skałek, gdzie bardzo często można spotkać wspinaczy. Wapienne skały, tzw. ostańce przybrały tu nieraz fantazyjne kształty, a ludzie nadali im bajkowe nazwy, jak Maczuga Herkulesa, czy Diabelskie Kowadło. Na wieżę kwadratową można obecnie wyjść za drobną opłatą i zobaczyć tereny zamkowe z wysokości. Przy ruinach stoi zajazd, gdzie jest także duży parking i stąd najszybciej dostaniemy się na teren ruin. fantazyjne ostańce skalne Po zwiedzaniu tego niezwykłe pięknego zamku ruszyliśmy naszym autokarem w dalszą podróż. Kolejnym punktem programu było przejście się Doliną Wiercicy. To bardzo spokojna dolina, gdzie można było się wyciszyć po emocjach na zamku. Wzdłuż biegu potoku Wiercica istnieją liczne stawy hodowlane pstrągów, które jeszcze dodają uroku przejściu tej trasy. Po drodze spotkamy też liczne jaskinie, z których najbardziej znana jest Jaskinia na Dupce. W pobliżu odnajdziemy również Bramę Twardowskiego, najbardziej rozpoznawalny ostaniec skalny. Na naszej drodze odkryliśmy też Grodzisko skalne Osiedle Wały, wywierzyskowe źródła, np. źródło spełnionych marzeń, czy Grotę Niedźwiedzią i na końcu trasy w miejscowości Złoty Potok – Pałac Raczyńskich, który kiedyś należał do Zygmunta Krasińskiego. jeden ze stawów hodowlanych w Złotym Potoku Po tym przyjemnym spacerze podjechaliśmy do następnego zamku, a konkretnie do Bobolic. To najlepszy przykład odrestaurowanego zamku. Budowla została odbudowana przez senatora Laseckiego i jego rodzinę, obecnych właścicieli zamku. W czerwcu 2011 r. relacja z rekonstrukcji pojawiła się w światowych mediach. Oficjalne otwarcie zamku po dwunastu latach prac nastąpiło 3 września 2011 r. Odbudowa została zrealizowana pomimo braku jakichkolwiek planów, szkiców czy rysunków zamku; jego kształt odtworzono na podstawie zachowanych ruin, posiłkując się wiedzą historyków i archeologów. W pracach wykorzystywano wyłącznie tradycyjne materiały (głównie kamień wapienny), opracowano też specjalną zaprawę murarską. Sama rekonstrukcja wzbudzała i nadal wzbudza spore kontrowersje i krytykę różnych środowisk. Obiekt jest określany jako Disneyland, specjaliści zwracali uwagę na brak zachowanych źródeł odnośnie dawnego wyglądu. odbudowany zamek Bobolice Mi akurat to co zobaczyłem bardzo się podobało, ale jestem zwykłym turystą, a nie historykiem. Dzięki odbudowie możemy zwiedzać teraz także komnaty zamkowe, ale za dodatkową opłatą. Obok zamku znajdziemy olbrzymie zaplecze gastronomiczno- noclegowe, jest także duży parking. Zamek leży na stromym, skalistym wzgórzu (360 m n.p.m.). Składa się z dwukondygnacyjnego budynku mieszkalnego z cylindryczną basztą. Dach zamku jest pokryty czarną dachówką. Do zamku prowadzi most zwodzony ponad suchą fosą, a całość otaczają mury z blankami zbudowane z miejscowego białego wapienia. Zaledwie dwa kilometry dalej leżą ruiny zamku w Mirowie. Zamki połączone są pasem skałek mirowskich, ulubionym miejscem adeptów wspinaczki. Według legendy zamki połączone są także podziemnym tunelem, ale legend nie brakuje na żadnym zamku. Ruszyliśmy ścieżką poniżej grzbietu pasa mirowskich skałek. To była kolejna przyjemna przechadzka. skałki mirowskie Ścieżka między zamkami wiodła wśród fantazyjnych ostańców i ciekawej roślinności. W połowie drogi obejrzeliśmy jaskinię Stajnię, znaną z odkrycia pozostałości człowieka  kopalnego o cechach klasyfikowanych jako neandertalskie. A chwilę później ukazały się oczom kolejne bajkowe ruiny zamku w Mirowie, który również zakupił ród Laseckich. W 2006 r. rodzina Laseckich – obecnych właścicieli zamku – rozpoczęła prace zabezpieczające mające na celu ratowanie tego zabytku. Obecnie nie jest możliwe zwiedzanie wnętrza zamku, który ze względu na zagrożenie jakie stwarza dla turystów, musiał zostać ogrodzony. Docelowo zamek w Mirowie zostanie udostępniony dla ruchu turystycznego, planowana jest również częściowa rekonstrukcja zawalonych ścian. W zabezpieczonych i zaadaptowanych pomieszczeniach znajdzie się centrum obsługi turystycznej oraz muzeum. Ale jego stan obecny bardzo przypadł mi do gustu. To kolejny wspaniale prezentujący się na wzniesieniu, ze skałkami w tle zabytek na Szlaku Orlich Gniazd. Skojarzyło mi się w tym miejscu, jakże trafiona jest nazwa dla tego szlaku. ruiny zamku w Mirowie Stąd udaliśmy się do ostatniej atrakcji w planie wycieczki, tj. do Ogrodzieńca, największego i najwspanialszego zamku na całym jurajskim szlaku. Stoi we wsi Podzamcze, około 2 km na wschód od Ogrodzieńca. Zamek został wybudowany w XIV-XV w. przez ród Włodków Sulimczyków. Oprócz tego zamek leży na najwyższym wzniesieniu Jury Krakowsko-Częstochowskiej – Górze Zamkowej (Góra Janowskiego) wznoszącej się na 515,5 m n.p.m., więc i ten kąsek do korony udało się zaliczyć. Pierwsze umocnienia stanęły tu za panowania Bolesława Krzywoustego i przetrwały do 1241 r., kiedy to najazd tatarski zrównał je z ziemią. Na ich miejscu w połowie XIV w. zbudowano zamek gotycki – siedzibę rodu rycerskiego. Warownia była doskonale wkomponowana w teren: z trzech stron osłaniały ją wysokie skały, a obwód zamykał kamienny mur, wjazd prowadził wąską szczeliną między skałami. zamek Ogrodzieniec Zwiedzanie zamku zajmuje trochę czasu. Przejście wszystkich komnat, na kilku poziomach, nieraz z wykorzystaniem metalowych schodów i poręczy musi tak wyglądać. Przewodnik, który nam towarzyszył przez cały dzień szczegółowo opisywał przeznaczenie wszystkich zrujnowanych pomieszczeń. Dzięki niemu poznaliśmy także słynną legendę zamkową. Zdaniem niektórych badaczy zjawisk paranormalnych zamek Ogrodzieniec jest miejscem nawiedzonym, gnieżdżą się tu siły mroczne i potężne. Słynny Czarny Pies z Ogrodzieńca pojawia się niekiedy nocami, biegnąc po murach i wokoło ruin zamku. Wedle relacji osób, które miały okazję widzieć owo widmo, jest to czarny pies, wielkością znacznie przekraczający rozmiary psa, nawet bardzo dużego, jego oczy płoną, a biegnąc ciągnie za sobą ciężki łańcuch. Zjawa ma ponoć być duszą kasztelana krakowskiego Stanisława Warszyckiego. Co ciekawe – kasztelan straszy także niedaleko ruin zamku w Dankowie jako jeździec bez głowy. najwyższe wzniesienie Jury-skała Czubata i Cimy Przed samym zwiedzaniem ruin, co związane było z płatnym wejściem, z kolegą Mariuszem obeszliśmy zamek dookoła, podziwiając mnóstwo skałek o niezwykłych kształtach i nazwach, jak Niedźwiedź, Zakonnik, Gołębnik, Czubata, Dwie Siostry, czy wreszcie Mała i Wielka Cima. Skały te zostały nazwane tak przez pierwszych eksploratorów, gdyż kojarzyły się ze słynnymi Tre Cime Di Lavaredo we włoskich Dolomitach. Drogi na tych pięknych ostańcach należą do najtrudniejszych w całej Jurze. Podzamcze jest jednym z najpopularniejszych miejsc wspinaczkowych w Polsce. Znajduje się tu ponad 300 dróg wspinaczkowych o różnych stopniach trudności. Mogliśmy podziwiać nawet wspinaczy w akcji. Natomiast na koniec zwiedzania odwiedziłem jeszcze salę tortur, z ciekawą wystawą narzędzi tortur. rekreacyjne tereny wokół zamku we wsi Podzamcze Obok zamczyska znajdują się tereny rekreacyjne, z różnorodnymi atrakcjami, więc można spędzić tu czas rodzinnie, co czynią miejscowi. W wiosce znajdziemy też bogatą ofertę gastronomiczną i właśnie zasłużonym obiadem na koniec dnia zakończyła się oficjalna część wycieczki. Pozostał tylko powrót autokarem do domu. Muszę przyznać, że polskie zamki i warownie oraz fantazyjne skały górujące nad spokojnymi dolinami także są bardzo atrakcyjne turystycznie. Zresztą nieraz schodzę z gór, żeby poznawać takie perełki. W końcu mam duszę krajoznawcy, który wszędzie chce być i wszystko zobaczyć na własne oczy. Jura oraz Szlak Orlich Gniazd to chyba najpiękniejsze regiony kraju dla miłośnika gór i natury. Na koniec zapraszam do obejrzenia fotorelacji z eskapady. Z górskim pozdrowieniem Marcogor [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Zimowe Tatry dla rozważnych

marcogor o gorach

Zimowe Tatry dla rozważnych

Już wkrótce rozpocznie się zimowy sezon tatrzański. Śnieg, lód, szadź już czekają na nas w wyższych zakamarkach tych gór. Bądźcie więc ostrożni, rozważni, nie róbcie nic na siłę, mierzcie zamiary na możliwości. I przede wszystkim nie zapomnijcie o umiejętności wycofu, bo góry poczekają na nas, ale błędów nie wybaczają. Oby nie było niepotrzebnych tragedii, a wypadków jak najmniej, bo fantazji nam nie brakuje. Tatry stoją już miliony lat, stały  i stać będą, zawsze zaczekają na wasze fantazyjne pomysły ich zdobywania. Baczcie na prognozy pogody i atakujcie tak, żeby zminimalizować ryzyko. Tyle powrotów, ile wyjść, tego wam życzę przed tatrzańską zimą. Oby nie było jak w wierszu poniżej… z górskim pozdrowieniem Marcogor panorama Tatr z Zielonej Skały, pasmo Bachuren Jak ciche są te góry, gdy leżą pod śniegiem, zaszyte w biały całun kosówkowym ściegiem! Choć nieżywe na pozór, są tylko w letargu. Czasem wstrząsną się, z piersi zrzucą stosy piargów i przeciągną się we śnie. Wówczas jak garść liści spadają z nich najlepsi, najpierwsi turyści… Towarzysze ich potem zaszywają w płótno i niosą ku nizinom ścieżką bladą, smutną… Maria Pawlikowska-Jasnorzewska Morskie Oko Morskie Oko mruga do mnie: chodź, posłuchaj dna. Będziesz miała dużo wspomnień, gdy zabłyśnie łza. Gdy podeszłam, zanurzyłam zimną swoja dłoń, to od razu uwierzyłam w granatową toń. W oku stawu widać góry, płyną wolno tak, jakby góry zeszły z chmury dając tobie znak. W Morskim Oku ryba śpiewa hen na cały głos! Spada wtedy szyszka z drzewa, a z drzewiny kos. J.Kornhauser Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Dla tych, którzy odeszli

marcogor o gorach

Dla tych, którzy odeszli

Zależna w podróży

Izrael: 10 miejsc, które zwaliły mnie z nóg

Rok temu o tej porze szykowałam się do mojej najważniejszej wycieczki 2014 roku. Do Izraela! Choć szykowałam się, to może za dużo powiedziane. Ot, podczytywałam powieści, oglądałam filmy i spokojnie czekałam na wyjazd. Nie spodziewałam się, że Izrael okaże się atrakcją roku. Okazał! Słuchajcie żaden kraj w historii moich podróży...

Zależna w podróży

Wschowa: Cmentarz, co to nie katolicki

Mamy szczęście. Już drugi rok pod rząd jadę na Wszystkich Świętych do Leszna, a po lewej i prawej stronie wokół torów rozpościerają się oszałamiające jesienne widoki. Słońce doświetla złociste kolory, przez drzewa padają pojedyncze promienie słońca akurat na najskrajniej chowane przez las sekrety. Aż mnie kręci, by szybko wskoczyć na...

Jesienne migawki z Częstochowy. :)

PO PROSTU MADUSIA

Jesienne migawki z Częstochowy. :)

        Zbliżający się dzień Wszystkich Świętych praktycznie zawsze spędzam w rodzinnej Częstochowie. Tylko raz zdarzyło mi się do tej pory być w Krakowie, ale to zdecydowanie nie było to samo. Jednak jest to dzień, który powinno spędzać się w gronie rodzinnym i cieszyć się swoją obecnością. Jak chyba każda rodzina, też mamy swoje małe tradycje, których rokrocznie staramy się dotrzymać. W tym roku układ dni jest na tyle sprzyjający, że mogłam do Częstochowy wrócić już wczorajszego wieczora. I korzystając dzisiaj z wolnego dnia i przepięknej pogody, wybrałam się na mały sentymentalny spacer po swojej dzielnicy. Powiem szczerze, że był to zdecydowanie jeden z piękniejszych spacerów, jaki zrobiłam w ostatnim czasie. Tak uroczych widoków dawno nie widziałam. I wiem, że nie jest to nic spektakularnego, żadne magiczne ani znane miejsca, ale uważam, że takie urocze zakątki są równie ważne. I też warto je pokazywać. :)         Od samego rana miałam w planach, że wybiorę się na spacer, jednak moje lenistwo cały czas brało nade mną górę i zupełnie nie chciało mi się wychodzić z domu. Bo i lubię też posiedzieć sama w domu, patrząc jak moje dwie świnki zaprzyjaźniają się ze świnką mojej mamy. W końcu jednak zmęczyły się, ucięły sobie drzemki, a ja zdecydowałam się na wyjście z domu. Celem mojego spaceru była Promenada imienia Czesława Niemena znajdująca się w dzielnicy Północ. Tutaj się właśnie całe życie wychowywałam, a że moje szkoła podstawowa i gimnazjum były zaraz przy Promenadzie (w czasach, gdy jeszcze nie nosiła takiego zacnego imienia), to bardzo często na niej bywałam. Jest to taki szeroki spacerniak, długi prawie na dwa kilometry, obok którego po jednej stronie rozciągają się przez pewien czas ogródki działkowe. Zaś pomiędzy nimi, a asfaltową promenadą rozciąga się dość spory pas zieleni, obsadzony drzewami, przy którym znajduje się między innymi fontanna (teraz niestety już nie działa, ale wcześniej zdarzało się nam w niej wielokrotnie kąpać) i plac zabaw. I to właśnie ten pas zieleni był najważniejszym fragmentem mojego spaceru. Zwykle wygląda bardzo niepozornie, ale dzisiaj zrobił na mnie ogromne wrażenie. I sprawił, że prawie polubiłam jesień. Tak fantastycznie dawno nie wyglądała. :)         Jak już wspominałam, zaraz obok znajduje się plac zabaw. Jest to miejsce, z którym mam związanych mnóstwo przeróżnych wspomnień, bowiem dość często na nim bywaliśmy i wygłupialiśmy się totalnie. Tutaj też wylądowaliśmy całą klasą na swoich pierwszych grupowych wagarach, uciekając z lekcji bodajże języka niemieckiego (za co pewnie w późniejszych czasach byłam srogo karana przez los ;p). Wtedy jednak to miejsce wyglądało zupełnie inaczej, zdecydowanie bardziej odnowione zostało i dodano sporo nowych sprzętów, w tym popularną w ostatnim czasie, siłownię. Uważam, że ta lokalizacja dla niej była strzałem w dziesiątkę, bo pomimo stosunkowo wczesnej pory, znajdowało się tam sporo osób. I to nie tylko młodzieży, najbardziej urzekła mnie para staruszków, biegająca razem na jednym ze sprzętów. Fajnie, że takie rzeczy są robione również w Częstochowie. :)          Miałam sporo szczęścia, bo akurat praktycznie nikogo nie spotkałam na swojej ścieżce, dzięki czemu mogłam spokojnie robić zdjęcia. Cieszyło mnie to, bo zwykle ta ścieżka jest miejscem, gdzie ludzie wyprowadzają swoje psy, gdyż jest tu zdecydowanie spokojniej. I tak było też i tym razem, spokój, cisza i tylko szum liści pod stopami. Już nie pamiętam kiedy ostatnio spacerowałam tak beztrosko, rozrzucając nogami liście dookoła siebie. Czasem chyba każdy chce się poczuć jak dziecko. :)         Spacerując tą ścieżką na nowo zdefiniowałam sobie pojęcie "polskiej złotej jesieni". Tylu przepięknych odcieni żółci dawno nie widziałam. W słońcu mieniła się absolutnie przepięknie. Byłam wprost oczarowana i trochę brakuje mi słów, żeby opisać ten zachwyt. Najlepiej niech zdjęcia same za siebie przemówią. :)       Dodatkowo niesamowite wrażenie robiły promienie słońca, przebijające się chwilami między drzewami. Naprawdę, taka gra świateł i kolorów nie zdarza się każdego dnia i byłam naprawdę zachwycona, że udało mi się uchwycić tak przepiękne kadry. I nie mogłam się powstrzymać, żeby ich nie wrzucić na bloga. ;)         Spacer w tym miejscu wprawił mnie w bardzo dobry humor i otworzył ogromną skarbnicę wspomnień, które kryją się w moim serduszku. Odkąd z niego wróciłam, cały czas uśmiecham się do nich pod nosem. I czuję się dzięki nim niesamowicie naładowana pozytywną energią. Teraz kilka dni z rodziną, chwila odpoczynku, a na początku tygodnia lecimy do przepięknej Hiszpanii, która po powrocie na pewno zagości na blogasku z kolejnym cyklem opowieści. Trzymajcie się wszyscy ciepło. :)~~Madusia.

Przez masyw Lubonia Wielkiego na Szczebel

marcogor o gorach

Przez masyw Lubonia Wielkiego na Szczebel

Beskid Wyspowy z racji swego rozczłonkowania, gdzie poszczególne szczyty są oddzielone od siebie w pewnej odległości, przez co z daleka wyglądają jak wyspy, jest najpiekniejszą częścią olbrzymiej połaci Beskidów. Te górskie wyspy szczególnie cudnie wyglądają jesienią z racji wyjątkowych kolorów, jakimi są ubarwione. Niektóre z masywów są rozległe, a podejścia na ich wierzchołki bardzo strome. Każdy kto chce zrobić sobie górską wyrypę, najlepiej niech wybierze Beskid Wyspowy. Zrobienie sobie trasy przez kilka szczytów, gdzie przełęcze między nimi są bardzo głebokie jest wymagającą wycieczką kondycyjną. Pięknych miejsc tam nie brakuje, widokowych górek także, więc staram się odwiedzać to pasmo górskie co roku. Tym razem wybrałem się tam na zaproszenie właścicielki apartamentów Stacja Kasina., w samym sercu tego Beskidu. Ale po kolei. Jesień tego października nie rozpieszcza, bardzo mało mamy słonecznych dni. Większość weekendów była deszczowa, gdzieś schowała się „złota polska jesień”. Mimo tego z parą najlepszych kumpli wybrałem się na poszukiwanie kolorków jesieni. Deszczowa sobota została wykorzystana tylko na dojazd na nocleg i zwiedzanie najlepszej knajpy w Mszanie Dolnej. Mowa o Folwarku Stara Winiarnia, który oferuje gościnę w zamkowej scenerii XVI-wiecznego kasztelu. Udało nam się zobaczyć nawet piwnice, pełne różnych trunków. Na nocleg dotarliśmy jednak do Kasiny Wielkiej, kojarzonej zapewne przez większość z Was jako miejsce, skąd pochodzi nasza super narciarka Justyna Kowalczyk. Stacja Kasina PKP Ale od teraz wiem, że jest tam jeszcze jedno miejsce, które stanie się wkrótce znane i lubiane wśród turystycznej gawiedzi. Mowa o starym dworcu PKP w Kasinie, gdzie obecnie urządzono stylowe, bo zachowane w kolejowej tradycji, a zarazem nowoczesne apartamenty. Budynek pochodzi z XIX w., jako stacja kolejowa został oddany do użytku w roku 1884 stanowiąc część Galicyjskiej Kolei Transwersalnej, która początek swój znajdowała w Czadcy na Słowacji, biegła przez Żywiec, Rabkę, Nowy Sącz, Sanok, aż po Husiatyń na Ukrainie. Stanowi najwyżej położony przystanek kolejowy pośród innych znajdujących się na trasie Kolei Podkarpackiej (580 m.n.p.m.). Przystanek osobowy zbudowano w stylu neorenesansowym i do dnia dzisiejszego zachował swój historyczny charakter. Całość dopełnia pasmo zieleni zlokalizowane wokół stacji. Dziś w okresie letnim kursuje tu pociąg retro, gratka dla miłośników kolejarstwa. apartament Stacja Kasina Urokliwość stacji oraz bliskość skansenu kolejowego w Chabówce sprawia, iż chętnie w niej pojawiają się znani reżyserzy filmowi. Najsłynniejszym był Steven Spielberg który kręcił tutaj sceny do „Listy Schindlera”, a także Andrzej Wajda do filmu „Katyń”. W Kasinie Wielkiej realizowano także ujęcia do ekranizacji „Szatana z siódmej klasy” oraz „Bożych skrawków”. Ostatnio stacja stanowiła plener do historycznego serialu „Szpiedzy w Warszawie”. I właśnie w tym niezwykłym miejscu miałem okazję nocować wraz z przyjaciółmi, dzięki serdeczności gospodarzy. Znajduje się ono w miejscu przecięcia szlaków górskich prowadzących na szczyty urokliwych pasm części Beskidu Wyspowego i Makowskiego. W zimie dużym atutem jest bliskość krzesełkowego wyciągu narciarskiego Śnieżnica -zaledwie 50 metrów! Więcej szczegółów o możliwości noclegu znajdziecie tutaj. urokliwe położenie stacji PKP Kasina Kasina Wielka leży również na szlaku architektury drewnianej, nie brakuje tu też ciekawych tras rowerowych. Obok budynku położony jest cmentarz wojenny z okresu I wojny światowej, na lewo od głównej drogi wjazdowej na dworzec kolejowy. Spaliśmy w jednym z pięciu luksusowych apartamentów, gdzie każdy zaaranżowany jest w innej tonacji kolorystycznej. Bardzo ciekawie jest zachowane historyczne przeznaczenie wnętrza budynku. Ale wróćmy do gór… Rankiem, gdy okazało się, że zaczyna się wypogadzać niezwłocznie wpakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy w kierunku „zakopianki”. Tam mianowicie, na obszernym parkingu obok przystanku PKS Luboń Mały zaczęła się nasza wędrówka beskidzkim szlakiem. W planie było przejście całego masywu Lubonia Wielkiego. Kiedyś już tam byłem, co opisałem tutaj, ale podchodząc z Rabki. parking przy karczmie „Pod sosnami” na zakopiance Luboń Wielki o wysokości 1022 m n.p.m. to najwybitniejszy szczyt górski w Beskidzie Wyspowym, nazywany przez miejscowych Biernatką. Z racji bliskości Krakowa jest popularnym celem turystów. Początkowo nasza wycieczka odbywała się pośród niskich chmur, ale z biegiem dnia widoki były coraz lepsze. Jednak na Luboniu Małym, niewybitnym wzniesieniu w długim zachodnim grzbiecie Lubonia chmury zasłaniały jeszcze wszystko. W pobliżu odnaleźć można niewielki kopczyk z krzyżem, a w nim fragmenty helikoptera czechosłowackiego, który rozbił się tutaj w 1985 lecąc na przegląd do Świdnika. Idąc dalej dotarliśmy na Polanę Surówka. To miejsce wyjątkowe, z polany można zaobserwować bardzo rozległe widoki na Kotlinę Rabczańską, pasmo Gorców i Pasmo Orawsko-Podhalańskie. Ponad nimi wznoszą się Tatry – z polany widać cały ich grzbiet. We wschodnim kierunku widoczny natomiast jest szczyt Lubonia Wielkiego z charakterystyczną wieżą przekaźników. Niestety tym razem ta szeroka panorama  nie ukazała się moim oczom! zamglona Polana Surówki Na Polanie Surówki, zwanej też Krzysiami znajdują się dwa samotne zabudowania gospodarcze. Na drugiej części polany znajdują się natomiast 4 gospodarstwa, wszystkie znacznie oddalone od centrum wsi. Centralne miejsce zajmuje duży krzyż i stacje drogi krzyżowej prowadzące do niego. Pewną ciekawostką jest odnowiony dom na polanie, to dom rodzinny Gacków, skąd wywodzi się siostra zakonna Maria Gacek ze zgromadzenia sióstr miłosierdzia św. Wincentego A’Paulo. Stąd już blisko mieliśmy na szczyt Lubonia Wielkiego. Po drodze mijaliśmy wielu myśliwych, którzy niedawno obchodzili swoje patronalne święto św.Huberta i wybrali się gromadnie na polowanie! Po dotarciu na najwyższy wierzchołek wyszło słońce i ubarwiło nasz świat. otoczenie schroniska PTTK na Luboniu Wielkim Oprócz potężnego masztu radiowo-telewizyjnej stacji nadawczej centralnym miejscem jest tu schronisko PTTK wybudowane w 1931 r. Jest jedynym górskim schroniskiem w całym Beskidzie Wyspowym. Budynek schroniska jest wpisany do rejestru zabytków. Jest to schronisko o bardzo oryginalnym wyglądzie, przypominające nieco domek Baby Jagi. Jako jedyne wśród schronisk posiada duży 10-osobowy pokój z oknami na cztery strony świata, z których rozpościera się rozległa panorama. Oprócz wspomnianego 10-osobowego pokoju ma 15 miejsc w letniej przybudówce oraz 2-osobowy pokój na parterze. Posiada także świetlicę, bufet turystyczny, prysznic. W otoczeniu schroniska znajduje się duża stacja przekaźnikowa, zadaszona kaplica, budka telefoniczna, stoły i ławki dla turystów, miejsce na ognisko. Z polany przy schronisku rozpościera się widok na północną i zachodnią stronę, szczególnie dobrze widać stąd Szczebel, Lubogoszcz, Babią Górę i Beskid Makowski. W bacówce obok schroniska znajduje się siedziba Akademickiego Klubu Radiowo-Turystycznego „Ryjek”. W „pokoju krótkofalarskim” jest dostęp do kilku anten na paśmie KF i UKF. Po wypiciu pysznej kawki ruszyliśmy dalej. Jako, że pogoda robiła się jak marzenie postanowiliśmy zdobyć kolejną wyspę – Szczebel. Szczebel widziany znad przełęczy Glisne Najpierw należało jednak zejść bardzo stromym zejściem na przełęcz Glisne. Czasami (np. gdy jest zlodzone, lub po większych opadach deszczu) jest śliskie i trudne do przejścia. Tym razem mimo wczorajszych opadów daliśmy radę. Rejon przełęczy jest bezleśny, zajęty przez pola uprawne i zabudowania miejscowości Glisne, dzięki temu jest dobrym punktem widokowym. Błekit nieba i słońce dodawało nam animuszu i szybko wdrapaliśmy się na Małą Górę, znajdującą się już w masywie Szczebla. Stamtąd już łatwiej dotarliśmy na kulminację Szczebla. To piękna góra, o której pisał już Eugeniusz Janota, autor pierwszego polskiego przewodnika tatrzańskiego (1860 r.). krajobraz wierzchołka Szczebla Na szczycie znajduje się pomnik poświęcony papieżowi Janowi Pawłowi II, który był tutaj dwukrotnie w czasie swych górskich wędrówek, a także powiewa wysoko na maszcie flaga Polski. W pobliżu jest też krzyż upamiętniający śmierć w tym miejscu księdza z Krakowa. W 2010 roku w ramach akcii „Odkryj Beskid Wyspowy” na szczycie Szczebla ustawiono kilka stołów i ławek, miejsce ogniskowe oraz mapę powiatu myślenickiego. W maju 2011 roku, niedaleko szczytu, przy czarnym szlaku z Lubnia z inicjatywy ludzi uprawiających paralotniarstwo powstało miejsce, z którego przy dobrej pogodzie startują paralotnie. Nie można go przegapić, bo to najlepszy punkt widokowy na wierzchołku. Rozpościera się stąd rozległy widok na Lubomir, Lubogoszcz i dolinę Raby oraz odleglejsze szczyty Beskidu Wyspowego. Ten widok też już znałem z pierwszej bytności tutaj kilka lat wczesniej. Śnieżnica i Ćwilin widziane z przełęczy Glisne Po dłuższym odpoczynku udaliśmy się w dół czarnym szlakiem. Zejście poniżej wierzchołka Małego Szczebla zrobiło się tak strome, że jedno z kolan zaczęło odmawiać mi posłuszeństwa! Ale wybrałem ten wariant, żeby zobaczyć Zimną Dziurę, jaskinię osuwiskową, powstałą w piaskowcu magurskim, zwaną również Grotą Lodową. Położona jest przy szlaku turystycznym i jest łatwo dostępna dla turystów. Znajduje się na wysokości 655 m n.p.m., otwór wejściowy ma rozmiary 3 × 4 m. Pochyłe wejście prowadzi do komory głównej o długości do 6 m i szerokości do 3 m. Dno tej komory znajduje się na głębokości ok. 5 m. Od komory tej prowadzą jeszcze 3 boczne, ciasne szczeliny. Długość korytarzy (w większości trudnodostępnych) wynosi około 25 metrów. W jaskini panuje temperatura niższa o kilka lub kilkanaście stopni od temperatury na zewnątrz. Zdarzają się lata, że lód zalega w jaskini do okresu lata kalendarzowego. wejście do jaskini Zimna Dziura Po zwiedzeniu jaskinii pozostało nam dojść tylko do wsi Lubień. Po drodze minęliśmy jeszcze ładną kapliczkę i ogrodzone miejsce na ognisko, zapewne własność wspólnoty myśliwskiej. Potem jeszcze były domki letniskowe i doszliśmy do centrum wsi. Od razu rzucił się nam w oczy strzelisty gmach kościoła, więc postanowiliśmy go odwiedzić. Bogato zdobione wnętrze przekonało nas, że warto było nań wejść. Jako ciekawostkę dodam fakt, że konsekracja tej świątyni była pierwszą posługą nowego biskupa krakowskiego Karola Wojtyły. Nam pozostało natomiast powrócić tylko autobusem do samochodu w Naprawie. Jako, że kursowych busów na zakopiance nie brakuje, nie było z tym żadnych problemów. kościół parafialny w Lubniu Na długo przed zmrokiem dotarliśmy więc na parking, gdzie czekało autko. I to był już koniec kolejnej górskiej przygody. Pozostały wspomnienia i naładowane pozytywną energią akumulatory. Jak już wspominałem Beskid Wyspowy jest przepiękny, choć wymagający. Najcudowniejszy jak wszystko w górach – jesienią. Na koniec zapraszam do obejrzenia fotorelacji z wypadu i zawitania kiedyś do gościnnych apartamentów na stacji w Kasinie Wielkiej. A tu znajdziecie graficzny opis wycieczki. Odkryjcie i wy kolorowy Beskid Wyspowy! Z górskim pozdrowieniem Marcogor   [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

marcogor o gorach

Na skalnym Podhalu

„Stoją one tam gdzieś teraz wielkie, szare i smutne w jesiennej mgle i deszczu. Tam jest owa Liliowa Przełęcz, z której tylekroć patrzałem do Wierchcichej, do doliny na dole, która wydawała mi się jak cudowny, złocisty sen… Tam są te pustki pod Żelaznymi Wrotami, gdzie nie ma nic prócz motyli skalnych i głazów. Tam są gdzieś orły rozpięte na powietrzu, jak krzyże o półkolistych olbrzymich ramionach. Ale ja już z inną duszą urodziłem się pod tymi górami. Powracam do nich co rok, zawsze z tęsknotą, jak mieszkaniec nadmorski do morza. Powracam – a one są dla duszy mojej jakby kamieniem próbnym dla metalu, jakby konfesjonałem spowiedniczym. Wydaje mi się, że one patrzą mi w duszę i widzą. Radości moje i smutki, marzenia moje i chęci, zawody i upadki, kochania i tęsknoty, ogromne, niezmierne, szalone do obłędu tęsknoty – one widziały i znają. Czyż raz wylatywała mi tu dusza z piersi jak ptak skrzydlaty, aby zataczać kręgi szerokie jak łuki tęczowe, nagłe jak halny wiatr, dumne jak obłok spiętrzony ku niebu… I czyż raz upadałem tu na wznak bez sił, bez pamięci, bez czucia prawie, zabity poznaniem mojej nicości, mojej bezgranicznej niemocy, mojej niewoli ludzkiej… Czyż raz łamał mi się tu duch o przekleństwo fizycznego istnienia!… Tu wydawało się duszy mojej, że tętno jej bytu jest jednym z tętnem wielkiego serca świata; a potem błąkała się od drzewa do drzewa, od skały do skały, od chmury do chmury i od gwiazdy do gwiazdy, czując, że wszystkiemu jest obcą, że z niczym nie jest związana i spójna, że jest jak blask na wodzie, który się z falą nie łączy, ale tylko na niej drży – i gaśnie, i niknie… I tu roztapia się, kiedyś tam, dawno – w wyobraźni swoich pragnień, swoich chceń. Oto ogromny konfesjonał skalny, ogromna spowiedź duszy mojej, te Tatry. Kocham je. Patrzą na mnie zawsze jednakowe, zawsze jednako zimne i smutne – i zawsze wierne. Kocham je. Nauczyły mnie myśleć i czuć, słowa w rytmy układać i barwić, i zsyłają mi sny, lekkie palce kładą mi na oczy i przymykają mi powieki, a potem chylą mi głowę w tył, dotykają palcem mych ust i mówią cicho: milcz… Widzę wtenczas życie potęg i żywiołów natury, widzę, jak szmer liści bukowych i smrekowego boru przelata przez światło słoneczne, jak woń kwiatów górskich wnika w skały i wody, słyszę rozmowę chmur z odwiecznym gruzem szarych kotlin zapadłych. Mnie oderwane iglice, które leżą gdzieś w gąszczach i moczarach, skarżą się, że tam był wiatr i słońce, że tam były burze i noce miesięczne, noce o skrzydłach anielskich, tam, wysoko… Mnie się objawia jakiś Bóg tych gór, który wywraca lasy i pajęczyny srebrne rzuca po trawach, Bóg groźny, dumny i cichy, jak toń. Ze mnie dusza wyrywa się ku tym potęgom i żywiołom natury, dusza, która poznała tragedię fizycznego istnienia. Kocham Tatry. Kocham ich pustkę i milczenie, ich martwość i spokój posępny. W ich mgłach błąka się myśl moja i szuka dawnych swoich wierzeń i miłości, uczuć i siły. Po ich dolinach i przełęczach chodzi myśl moja i smuci się, że nie można być ogniem w ogniu, wichrem w wichrze, światłem w świetle; że nie można być z wami, być waszym, o duchy żywiołów! Nad potokami usiada myśl moja i smuci się, że nie można być częścią poezji świata, ale tylko dręczyć się trzeba tym, że się ją widzi i czuje, niedostępną, daleką, świętą i wzgardy pełną.” Kazimierz Przerwa Tetmajer „Stara książka” (1903) Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Zależna w podróży

Apeniny północne: Wędrowałam w krainie kasztanów

Wychodzimy z samochodu, bierzemy z bagażnika plecaki. Sprawdzamy wodę, pakujemy kanapki i zostawiamy auto. Szczęśliwi patrzymy dookoła. Przed nami rozciągają się Apeniny. Dziesiątki szczytów górskich, z których najwyższe przekraczają 2000 metrów. Pogoda jak marzenie, słońce sprzyja robieniu zdjęć, a drzewa i krzewy powoli się czerwienią. Wygląda na to, że będzie...

Nowy numer Taternika – a w nim moja relacja z Zakopanego!

Obserwatorium kultury i świata podróży

Nowy numer Taternika – a w nim moja relacja z Zakopanego!

Rajd na Magurę Małastowską, czyli mój sercu bliski Beskid Niski

marcogor o gorach

Rajd na Magurę Małastowską, czyli mój sercu bliski Beskid Niski

Mieć z kim wspólnie wędrować po górach to wspaniała sprawa. Dlatego staram się dbać o swoich górskich przyjaciół i robić im od czasu do czasu drobne przyjemności. Ważne są spotkania, nie tylko te w górach, ale przeważnie udaje mi się to połączyć. Jednym z tegorocznych pomysłów na integrację mojej Gorlickiej Grupy Górskiej był rajd po beskidzkich bezdrożach połączony z wieczornym ogniskiem przy bacówce na Magurze Małastowskiej. Odbyło to się już wiosenną porą, gdy przyroda w Beskidach budziła się do życia i wszędzie królowała zieleń. Postanowiłem zorganizować dwudniowy rajd na Magurę i z powrotem, a ognisko miało być kulminacją tego spotkania. Ale od początku, rajd rozpoczął się w Gorlicach w sobotnie przedpołudnie. Niestety niewiele osób mogło wędrować z nami już w sobotę, ale większa grupa GGG dołączyła już wieczorem na wspólne pieczenie kiełbasy i zimne piwko. Wystartowaliśmy niebieskim szlakiem, który początkowo prowadzi uliczkami miasta, częściowo malowniczo wzdłuż rzeki Sękówki. Potem przechodzi pod urwiskiem, na którym położony jest pałac Długosza w Siarach. To eklektyczny pałac potentata naftowego Władysława Długosza. Choć historią sięga XIV wieku, to dopiero gdy właścicielem został Władysław Długosz, pałac zyskał charakter reprezentacyjny. Okazały budynek usytuowany jest na wysokiej, pionowo spadającej w dolinę Sękówki skarpie. Pałac otoczony jest rozległym parkiem z unikatowymi rzeźbami. Obecnie obiekt stanowi własność prywatną Edwarda Brzostowskiego, więc zwiedzanie jest utrudnione. pałac Długosza w Siarach Dalsza nasza trasa przebiegała obok słynnego XVI w. kościółka w Sękowej. Z racji dużego znaczenia dla kultury i dziedzictwa ludzkości, wpisano go na prestiżową Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Kościół pw. św. Filipa i Jakuba, bo o nim mowa, wzniesiony na początku XVI wieku (~1520 r.), należy do najpiękniejszych polskich zabytków drewnianych. Jednonawowy z trójbocznie zamkniętym prezbiterium, konstrukcji zrębowej. Ściany z ręcznie ciosanych, modrzewiowych bali pokryte są w całości gontem. Węższe prezbiterium i szerszą nawę nakrywa wspólny stromy dach jednokalenicowy o więźbie storczykowej. Jego widok od każdej strony robi wrażenie. Zwiedzałem go nie raz, ale tym razem cel był inny, poszliśmy więc dalej. XVI w. kościół w Sękowej Szlak wyprowadził naszą małą grupkę na wzgórze górujące nad Sękową, skąd rozpościera się doskonały widok na Dolinę Sękówki, pobliskie Gorlice oraz pasmo Magury Wątkowej. W tym miejscu, zwanym Puste Pole kończy się droga asfaltowa, którą zmuszeni byliśmy maszerowac do tej pory. Wkrótce weszliśmy w las, by po dość stromym podejściu, przez wierzchołko Obocza i Huszczy dotrzeć na Przełęcz Owczarską. To był kolejny świetny punkt widokowy, tym razem na szczyty okalające dolinę potoku Siary. Stąd idąc znowu ostro pod górę wdrapaliśmy się na Ostry Dział, skąd już łagodnym podejściem zdobyliśmy szczyt Magury Małastowskiej. Na zboczach Magury znajdują się pamiątki po przebiegającej jej zboczami podczas I wojny światowej linii frontu austriacko-rosyjskiego: okopy i cmentarze. Sam szczyt jest zalesiony, Do wieczora było jeszcze sporo czasu, więc postanowilismy odwiedzić odrestaurowany cmentarz wojenny nr.58 z I wojny światowej, leżący tuż poniżej wierzchołka. cmentarz wojenny z I wojny św. nr. 60 na Przeł.Małastowskiej W tej okolicy jest kilka takowych cmentarzy, a najbardziej znany jest ten na Przeł. Małastowskiej, gdzie przebiega droga nr.977 na Słowacje. Jak większość zaprojektowany został przez Dušana Jurkoviča. Uwagę zwraca stojąca tam w głębi masywna budowa z bali kryta gontem, z ażurową kompozycją z drewnianych krzyży na szczycie i malowanym wizerunkiem Matki Boskiej. A my po zwiedzaniu ruszyliśmy dalej wzdłuż wschodnich zboczy Magury, gdzie znajduje się m.in. ośrodek narciarski SkiPark Magura. Ale to nas nie interesowało, bo nie ta pora roku, więc już prosto udaliśmy się do schroniska im. prof. St. Gabriela.  To małe, przytulne schronisko znajduje się przy nartostradzie ośrodka narciarskiego, 300 m poniżej górnej stacji wyciągu krzesełkowego. Obiekt posiada 30 miejsc noclegowych oraz prowadzi bufet. Obok schroniska znajduje się pole namiotowe z sanitariatami oraz miejsce na ognisko. schronisko PTTK na Magurze Małastowskiej Bardzo przyjazny i pomocny jest tutejszy chatkowy Wati, który przygotował dla nas opał na grupowe, wieczorne ognisko. Dodam jeszcze jako ciekawostkę, że to pierwsze schronisko turystyczne PTTK w tej części Beskidu powstało dzięki zaangażowaniu gorlickiego działacza turystycznego i bibliotekarza Stanisława Gabryela – obecnie patrona obiektu. Jego budowę rozpoczęto w 1954 roku, a budulcem było drewno z rozbieranych domów łemkowskich w Gładyszowie i Zdyni. Budowa była prowadzona przez brygadę cieśli z Zakopanego pod kierownictwem Franciszka Giewonta. Słynna już jest jedyna w kraju winda, łącząca kuchnię z jadalnią. Tak więc zamówienia składamy przez głośne okrzyki w dół, a potrawy jadą do nas windą w górę! W samym obiekcie jest też mnóstwo historycznych pamiątek związanych z tym miejscem. ognisko grupowe przy bacówce Wreszcie zapadł wieczór i przyszła pora na kulminację rajdu, czyli wspólne ognisko ze wszystkimi przyjaciólmi, z którymi połączyły mnie góry. Nie każdy mógł dotrzeć z naszej licznej społeczności, ale przybyło i tak siedemnaście osób. Magia płonącego ognia, pyszne kiełbaski, muzyka gitarowa i śpiew przygodnego barda oraz napoje wyskokowe gwarantowały wyśmienitą zabawę do ostatnich spalonych kłod drzewa. Oby więcej takich wesołych spotkań ludzi gór w górach, w przyjaznej, miłej atmosferze. Po imprezie niektórzy poszli spać, a inni udali się na nocne focenie cmentarzy w świetle zniczy. Rano miał nastapić powrót inna trasą do Gorlic ekipy, która została na nocleg, ale intensywny deszcz od rana zmienił nasze plany. Skorzystaliśmy z nadarzającej się okazji, żeby autostopem wrócić do miasta. Jako, że droga przebiegająca przez przełęcz była oddalona zaledwie kwadrans od naszego noclegu nie było to trudne. Na Przełęczy Małastowskiej jest także duży parking, gdzie można zostawić samochód i szybko dotrzeć do schroniska. słynna schroniskowa winda Szkoda, bo ominęła nas powrotna wędrówka innym szlakiem do Gorlic. Liczę, że za rok uda się to zrealizować! Tak więc już w niedzielne południe byliśmy z powrotem w moim rodzinnym mieście. Gorlice to małe, ale ładnie położone miasto w dolinie Ropy, w sercu tzw. Beskidu Gorlickiego. Miasto powstało w XIV w. u zbiegu rzek Ropy i Sękówki. W XIX w. region gorlicki stał się kolebką przemysłu naftowego. W latach 1853–1858 pracownię miał tu Ignacy Łukasiewicz, farmaceuta, konstruktor lampy naftowej, ojciec przemysłu naftowego, który rozsławił miasto. Również jedna z największych bitew I wojny św. rozsławiła to miasto. W tym roku w maju obchodziliśmy okrągłą, setną rocznicę tego wydarzenia. Pod Gorlicami, po wielkiej bitwie 2 maja 1915 r., został przerwany front rosyjski, co odwróciło losy wojny. Pierwsza na świecie uliczna lampa naftowa w Gorlicach- Zawodzie Mimo, że był to niedokończony rajd, to spacer po rodzinnej, górskiej okolicy i spotkanie z moimi współtowarzyszami górskich eskapad przy ognisku było mega pozytywnym wydarzeniem. I chciałbym, aby sie powtarzało cyklicznie. Beskid Niski jak wielokrotnie pisałem to najdziksze góry w Polsce, gdzie próżno szukać turystów, a przygodne spotkanie z takowymi należy do rzadkości. Zwłaszcza memu sercu bliski Beskid Gorlicki jest oazą spokoju na turystycznych szlakach. To potoczna nazwa zachodniej części Beskidu Niskiego, która położona jest na południe od Gorlic. Tutaj niemal w każdej miejscowości można oglądać cerkwie łemkowskie, zabytkowe drewniane kościoły, jak te w Sękowej i Szymbarku, kamienne krzyże, czy renesansowy dwór obronny w Szymbarku oraz cmentarze z I wojny światowej – pozostałość słynnej Bitwy pod Gorlicami. zdjęcia Gorlic, kolaż, źródło:Wikipedia W Beskidzie Gorlickim znajduje się również zapora wodna na rzece Ropie w miejscowości Klimkówka (Jezioro Klimkówka). Na obrzeżach Beskidu Gorlickiego warto zobaczyć Biecz z zachowaną średniowieczną zabudową ( zwany małym Krakowem), oraz cmentarz wojskowy nr 123 na wzgórzu Pustki w Łużnej – największy pod względem zajmowanej powierzchni cmentarz z I wojny światowej, a także drewniany, barokowy kościół w Szalowej. Zapraszam więc w moje okolice, sercu bliski Beskid Niski. Na koniec zachęcam do obejrzenia galerii zdjęć z eskapady oraz dziękuję wszystkim przyjaciołom z GGG za udział w rajdzie i ognisku integracyjnym. Tu znajdziecie graficzny opis trasy. Oby do nastepnego razu! Z górskim pozdrowieniem Marcogor  [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Rajd na Magurę Małastowską, czyli sercu bliski mój Beskid Niski

marcogor o gorach

Rajd na Magurę Małastowską, czyli sercu bliski mój Beskid Niski

Mieć z kim wspólnie wędrować po górach to wspaniała sprawa. Dlatego staram się dbać o swoich górskich przyjaciół i robić im od czasu do czasu drobne przyjemności. Ważne są spotkania, nie tylko te w górach, ale przeważnie udaje mi się to połączyć. Jednym z tegorocznych pomysłów na integrację mojej Gorlickiej Grupy Górskiej był rajd po beskidzkich bezdrożach połączony z wieczornym ogniskiem przy bacówce na Magurze Małastowskiej. Odbyło to się już wiosenną porą, gdy przyroda w Beskidach budziła się do życia i wszędzie królowała zieleń. Postanowiłem zorganizować dwudniowy rajd na Magurę i z powrotem, a ognisko miało być kulminacją tego spotkania. Ale od początku, rajd rozpoczął się w Gorlicach w sobotnie przedpołudnie. Niestety niewiele osób mogło wędrować z nami już w sobotę, ale większa grupa GGG dołączyła już wieczorem na wspólne pieczenie kiełbasy i zimne piwko. Wystartowaliśmy niebieskim szlakiem, który początkowo prowadzi uliczkami miasta, częściowo malowniczo wzdłuż rzeki Sękówki. Potem przechodzi pod urwiskiem, na którym położony jest pałac Długosza w Siarach. To eklektyczny pałac potentata naftowego Władysława Długosza. Choć historią sięga XIV wieku, to dopiero gdy właścicielem został Władysław Długosz, pałac zyskał charakter reprezentacyjny. Okazały budynek usytuowany jest na wysokiej, pionowo spadającej w dolinę Sękówki skarpie. Pałac otoczony jest rozległym parkiem z unikatowymi rzeźbami. Obecnie obiekt stanowi własność prywatną Edwarda Brzostowskiego, więc zwiedzanie jest utrudnione. pałac Długosza w Siarach Dalsza nasza trasa przebiegała obok słynnego XVI w. kościółka w Sękowej. Z racji dużego znaczenia dla kultury i dziedzictwa ludzkości, wpisano go na prestiżową Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Kościół pw. św. Filipa i Jakuba, bo o nim mowa, wzniesiony na początku XVI wieku (~1520 r.), należy do najpiękniejszych polskich zabytków drewnianych. Jednonawowy z trójbocznie zamkniętym prezbiterium, konstrukcji zrębowej. Ściany z ręcznie ciosanych, modrzewiowych bali pokryte są w całości gontem. Węższe prezbiterium i szerszą nawę nakrywa wspólny stromy dach jednokalenicowy o więźbie storczykowej. Jego widok od każdej strony robi wrażenie. Zwiedzałem go nie raz, ale tym razem cel był inny, poszliśmy więc dalej. XVI w. kościół w Sękowej Szlak wyprowadził naszą małą grupkę na wzgórze górujące nad Sękową, skąd rozpościera się doskonały widok na Dolinę Sękówki, pobliskie Gorlice oraz pasmo Magury Wątkowej. W tym miejscu, zwanym Puste Pole kończy się droga asfaltowa, którą zmuszeni byliśmy maszerowac do tej pory. Wkrótce weszliśmy w las, by po dość stromym podejściu, przez wierzchołko Obocza i Huszczy dotrzeć na Przełęcz Owczarską. To był kolejny świetny punkt widokowy, tym razem na szczyty okalające dolinę potoku Siary. Stąd idąc znowu ostro pod górę wdrapaliśmy się na Ostry Dział, skąd już łagodnym podejściem zdobyliśmy szczyt Magury Małastowskiej. Na zboczach Magury znajdują się pamiątki po przebiegającej jej zboczami podczas I wojny światowej linii frontu austriacko-rosyjskiego: okopy i cmentarze. Sam szczyt jest zalesiony, Do wieczora było jeszcze sporo czasu, więc postanowilismy odwiedzić odrestaurowany cmentarz wojenny nr.58 z I wojny światowej, leżący tuż poniżej wierzchołka. cmentarz wojenny z I wojny św. nr. 60 na Przeł.Małastowskiej W tej okolicy jest kilka takowych cmentarzy, a najbardziej znany jest ten na Przeł. Małastowskiej, gdzie przebiega droga nr.977 na Słowacje. Jak większość zaprojektowany został przez Dušana Jurkoviča. Uwagę zwraca stojąca tam w głębi masywna budowa z bali kryta gontem, z ażurową kompozycją z drewnianych krzyży na szczycie i malowanym wizerunkiem Matki Boskiej. A my po zwiedzaniu ruszyliśmy dalej wzdłuż wschodnich zboczy Magury, gdzie znajduje się m.in. ośrodek narciarski SkiPark Magura. Ale to nas nie interesowało, bo nie ta pora roku, więc już prosto udaliśmy się do schroniska im. prof. St. Gabriela.  To małe, przytulne schronisko znajduje się przy nartostradzie ośrodka narciarskiego, 300 m poniżej górnej stacji wyciągu krzesełkowego. Obiekt posiada 30 miejsc noclegowych oraz prowadzi bufet. Obok schroniska znajduje się pole namiotowe z sanitariatami oraz miejsce na ognisko. schronisko PTTK na Magurze Małastowskiej Bardzo przyjazny i pomocny jest tutejszy chatkowy Wati, który przygotował dla nas opał na grupowe, wieczorne ognisko. Dodam jeszcze jako ciekawostkę, że to pierwsze schronisko turystyczne PTTK w tej części Beskidu powstało dzięki zaangażowaniu gorlickiego działacza turystycznego i bibliotekarza Stanisława Gabryela – obecnie patrona obiektu. Jego budowę rozpoczęto w 1954 roku, a budulcem było drewno z rozbieranych domów łemkowskich w Gładyszowie i Zdyni. Budowa była prowadzona przez brygadę cieśli z Zakopanego pod kierownictwem Franciszka Giewonta. Słynna już jest jedyna w kraju winda, łącząca kuchnię z jadalnią. Tak więc zamówienia składamy przez głośne okrzyki w dół, a potrawy jadą do nas windą w górę! W samym obiekcie jest też mnóstwo historycznych pamiątek związanych z tym miejscem. ognisko grupowe przy bacówce Wreszcie zapadł wieczór i przyszła pora na kulminację rajdu, czyli wspólne ognisko ze wszystkimi przyjaciólmi, z którymi połączyły mnie góry. Nie każdy mógł dotrzeć z naszej licznej społeczności, ale przybyło i tak siedemnaście osób. Magia płonącego ognia, pyszne kiełbaski, muzyka gitarowa i śpiew przygodnego barda oraz napoje wyskokowe gwarantowały wyśmienitą zabawę do ostatnich spalonych kłod drzewa. Oby więcej takich wesołych spotkań ludzi gór w górach, w przyjaznej, miłej atmosferze. Po imprezie niektórzy poszli spać, a inni udali się na nocne focenie cmentarzy w świetle zniczy. Rano miał nastapić powrót inna trasą do Gorlic ekipy, która została na nocleg, ale intensywny deszcz od rana zmienił nasze plany. Skorzystaliśmy z nadarzającej się okazji, żeby autostopem wrócić do miasta. Jako, że droga przebiegająca przez przełęcz była oddalona zaledwie kwadrans od naszego noclegu nie było to trudne. Na Przełęczy Małastowskiej jest także duży parking, gdzie można zostawić samochód i szybko dotrzeć do schroniska. słynna schroniskowa winda Szkoda, bo ominęła nas powrotna wędrówka innym szlakiem do Gorlic. Liczę, że za rok uda się to zrealizować! Tak więc już w niedzielne południe byliśmy z powrotem w moim rodzinnym mieście. Gorlice to małe, ale ładnie położone miasto w dolinie Ropy, w sercu tzw. Beskidu Gorlickiego. Miasto powstało w XIV w. u zbiegu rzek Ropy i Sękówki. W XIX w. region gorlicki stał się kolebką przemysłu naftowego. W latach 1853–1858 pracownię miał tu Ignacy Łukasiewicz, farmaceuta, konstruktor lampy naftowej, ojciec przemysłu naftowego, który rozsławił miasto. Również jedna z największych bitew I wojny św. rozsławiła to miasto. W tym roku w maju obchodziliśmy okrągłą, setną rocznicę tego wydarzenia. Pod Gorlicami, po wielkiej bitwie 2 maja 1915 r., został przerwany front rosyjski, co odwróciło losy wojny. Pierwsza na świecie uliczna lampa naftowa w Gorlicach- Zawodzie Mimo, że był to niedokończony rajd, to spacer po rodzinnej, górskiej okolicy i spotkanie z moimi współtowarzyszami górskich eskapad przy ognisku było mega pozytywnym wydarzeniem. I chciałbym, aby sie powtarzało cyklicznie. Beskid Niski jak wielokrotnie pisałem to najdziksze góry w Polsce, gdzie próżno szukać turystów, a przygodne spotkanie z takowymi należy do rzadkości. Zwłaszcza memu sercu bliski Beskid Gorlicki jest oazą spokoju na turystycznych szlakach. To potoczna nazwa zachodniej części Beskidu Niskiego, która położona jest na południe od Gorlic. Tutaj niemal w każdej miejscowości można oglądać cerkwie łemkowskie, zabytkowe drewniane kościoły, jak te w Sękowej i Szymbarku, kamienne krzyże, czy renesansowy dwór obronny w Szymbarku oraz cmentarze z I wojny światowej – pozostałość słynnej Bitwy pod Gorlicami. zdjęcia Gorlic, kolaż, źródło:Wikipedia W Beskidzie Gorlickim znajduje się również zapora wodna na rzece Ropie w miejscowości Klimkówka (Jezioro Klimkówka). Na obrzeżach Beskidu Gorlickiego warto zobaczyć Biecz z zachowaną średniowieczną zabudową ( zwany małym Krakowem), oraz cmentarz wojskowy nr 123 na wzgórzu Pustki w Łużnej – największy pod względem zajmowanej powierzchni cmentarz z I wojny światowej, a także drewniany, barokowy kościół w Szalowej. Zapraszam więc w moje okolice, sercu bliski Beskid Niski. Na koniec zachęcam do obejrzenia galerii zdjęć z eskapady oraz dziękuję wszystkim przyjaciołom z GGG za udział w rajdzie i ognisku integracyjnym. Tu znajdziecie graficzny opis trasy. Oby do nastepnego razu! Z górskim pozdrowieniem Marcogor  [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]