Zależna w podróży

Śląskie smaki i kuchnia województwa śląskiego

Po niesłabnącym zainteresowaniu tekstem o kuchni Podlasia i Suwalszczyzny i po waszych częstych pytaniach czy będą podobne teksty o innych kuchniach regionalnych Polski, postanowiłam spakować plecak, zarezerwować kilka restauracji i kontynuować cykl. Cel: kuchnia śląskiego. Jak rozumiem kuchnię województwa śląskiego? Już przy tekście o największych atrakcjach śląskiego krzyczeliście, że nie...

Zależna w podróży

Trekking w Kirgistanie. Jak zobaczyć Chan Tengri i Szczyt Zwycięstwa i nie wydać tysięcy dolarów?

Kirgistan – trekking w górach Tien Szan. Czy musi kosztować? Chcesz zobaczyć na własne oczy potężne azjatyckie góry, a nie posiadasz dużego wakacyjnego budżetu? Marzysz o tym, by przejść po jednym z najdłuższych lodowców świata? Jeziora lodowcowe, seraki, siedmiotysięczniki, dzika flora i fauna – tak, to wszystko znajdziesz w Kirgistanie,...

Nauka jazdy na nartach w Saalbach-Hinterglemm oraz wizyta na hali Lindling Alm

marcogor o gorach

Nauka jazdy na nartach w Saalbach-Hinterglemm oraz wizyta na hali Lindling Alm

Saalbach-Hinterglemm to tętniący życiem ośrodek narciarski położony w dolinie Glemm w ziemi salzburskiej. Tutejsze tereny narciarskie okresla się mianem „Skicircus”. Należą one do dziesiątki najlepszych w całej Austrii i to nie tylko ze względu na ilość i rozmaitość tras zjazdowych, ale również niezwykle bogatą ofertę apres ski. I właśnie w tym niezwykłym miejscu dane mi było ostatnio się znaleźć i po wielu latach przerwy przypominać sobie narciarskie szaleństwo. Żeby odważyć się ponownie na zjazdy musiałem pobrać lekcje jazdy w szkółce narciarskiej, których tam nie brakuje. Posiadają one łatwe i łagodne łąki do nauki i szlifowania umiejętności. Instruktorzy mówią także po angielsku, ale mojego mogłem zrozumieć obserwując nawet jego mowę ciała i powtarzając jego ruchy. ośla łączka przy wyciągu Unterschwarzach Na stokach otaczających dolinę Glemm od południa (Reiterkogel, Bernkogel, Kohlmaiskopf) przeważają nasłonecznione trasy. Po przeciwnej stronie doliny szczególnie atrakcyjne są trzy zjazdy: trasa północna ze szczytu Schattberg do Saalbach (tylko dla narciarzy o bardzo dobrych umiejętnościach), zjazd zachodni do Hinterglemm i rodzinna trasa kończąca się przy dolnej stacji kolejki na Schönleiten. Kolejką tą można dostać się do ośrodka narciarskiego Kohlmais, należącego do Saalbach. Wyzwaniem nawet dla wytrawnych narciarzy ze sportowym zacięciem będzie z pewnością trasa zawodnicza przy wyciągu Unterschwarzach w Hinterglemm, gdzie można przejechać na tyczkach slalom, slalom gigant, albo slalom równoległy. przy jednej z wielu wypożyczalni sprzętu w Hinterglemm Doskonałe warunki czekają w Saalbach-Hinterglemm również na snowboardzistów, kilka halfpipe’ów na Bernkogel i Turmwiese, oświetlony Flood-Lit Fun Park przy wyciągu Unterschwarzach i inne atrakcje. Narciarze biegowi także znajdą coś dla siebie, choć ilość tras jest raczej skromna. Są natomiast tutaj doskonałe warunki do uprawiania zimą turystyki pieszej. Wiele wyratrakowanych dróg sprzyja spacerom między schroniskami i zwykli turyści też mają możliwości podziwiania pięknych alpejskich widoków i opalania na leżakach przy górskich chatach. A przecież przygotowane trasy można wykorzystać też do spacerów w rakietach śnieżnych, które także dostaniemy w licznych wypożyczalniach sprzętu w regionie. Dużo pięknych i spokojnych tras ku temu znajdziemy zwłaszcza w górze doliny, np. w pobliżu Lindling Alm. szkółka narciarska w Hinterglemm Możemy również pojeździć tu na sankach, nawet wieczorami. Jeden z narciarskich stoków zjazdowych także jest oświetlony i przystosowany do nocnych szusów. Baza apres ski należy do najlepiej rozwiniętych w całej Austrii. Nawet najbardziej wybredni znajdą coś interesującego dla siebie. Miasteczko Saalbach jest najczęściej wybierane przez młodzież i urlopowiczów z upodobaniem do zabawy do białego rana. W pełni sezonu ulice Saalbach przybierają niemal miejski charakter. W Hinterglemm jest spokojniej i przytulniej. Nie ma również aż tylu pensjonatów, gospód i hoteli. Nie można sobie wyobrazić narciarskiego ośrodka w Austrii bez rozsianych tuż przy trasach przytulnych górskich gospód i chat narciarskich. Takowych także tu nie brakuje w Saalbach-Hinterglemm. kursanci z instruktorem już wyposażeni na stok Swoją naukę na nartach pobierałem na oślej łączce pod lasem, nieopodal wyciągu orczykowego Unterschwarzach, leżącej na wysokości od 1050 m do 1373 m. W sam raz na pierwszy raz poważnej jazdy w profesjonalnym sprzęcie z wypożyczalni Alpinskischule. Instruktor Casper okazał się bardzo komunikatywnym i wesołym młodzieńcem, dla którego nauka jazdy dla pary czterdziestolatków, bo także mojej partnerki stanowiła zapewne nie lada wyzwanie. Jego cierpliwość i zaangażowanie oraz dobry humor pozwoliły nam w cztery godziny przypomnieć sobie podstawy narciarstwa, które możemy teraz szlifować w Polsce. Po trzech godzinach zjeżdżałem już z samej góry bez strachu. Casper okazał się super nauczycielem i pozdrawiam go teraz serdecznie. Zresztą na stoku uczyli się nawet turyści z Japonii, czy małe dzieciaki, więc moje poranne obawy szybko prysły. ciuchcia na stoku pod wyciągiem Unterschwarzachbahn A narciarzy na stok podwoziła nawet kolejka jak w Dolinie Chochołowskiej. Blisko była też gospoda, co by móc uzupełnić pokłady energii. Muszę przyznać, że to bardzo energetyczny sport. Podsumowując region Saalbach-Hinterglemm oferuje około 270 km tras o różnych stopniach trudności i 2 trasy biegowe. A wszystko na wysokości 950 m – 2096 m. Sezon narciarski trwa od początku grudnia do połowy kwietnia. Wyciągi zaś czynne są od 9 do 16 godziny. Wszystkie areały narciarskie dostępne są dzięki systemowi 70 różnych kolejek i wyciągów. Prawie wszędzie można wjechać gondolą lub orczykiem, albo na kanapie. Kolejki są usytuowane bardzo blisko głównej drogi przebiegającej przez obszar „Skicircus”. Oczywiście przy każdej dolnej stacji wyciągu do dyspozycji gości jest także parking. najmłodsi adepci narciarstwa na kursie jazdy Po narciarskich szaleństwach i odpoczynku popołudniu wybraliśmy się jeszcze z przewodnikiem wgłąb doliny Glemm pochodzić na rakietach śnieżnych. A dokładnie poszliśmy w górę Glemmtal na uroczą halę Lindling Alm. Miejsce to jest ulubionym terenem rodzinnego spędzania czasu. Oprócz restauracji jest tu stajnia z końmi, w zimie można odbyć uroczą przejażdżkę saniami. Niedaleko znajduje się parki linowy i plac zabaw dla aktywnych dzieci. Uwagę turystów przyciąga olbrzymi wiszący stalowy most nad doliną, który prowadzi nas na spacerową, podniebną trasę prowadzącą po wysokich drewnianych pomostach. Wycieczka oferuje świetne widoki na okoliczne szczyty, na czele z wyniosłym Tristkogelem. w krainie krasnali, na hali Lindling Alm Dostępu do tych cudów broni mały troll w kasie, który sprzedaje bilety wstępu na te atrakcje. Zwiedzający otrzymują wraz z biletem gustowne kapelusze jakie noszą krasnale w bajkach. Był też z nami kolega Cosmin z Rumunii, w trójkę wyglądaliśmy niezwykle bajkowo, bo tak tu można się bawić i czuć! Powyżej zabudowań tego centrum rodzinnego wypoczynku stoi odosobniona kaplica, w regionalnym stylu. Poszliśmy jeszcze wyżej wgłąb doliny, by bliżej przyjrzeć się dostojnym szczytom zamykającym dolinę Glemm oraz licznym lodospadom na stromych szczytach. Dostrzegłem, że jest tu bardzo wiele różnorodnych dróg spacerowych, czy szlaków turystycznych dla miłośników aktywnego spędzania wolnego czasu. stalowy most nad doliną w Lindling Alm W lecie z hali kursuje turystyczna  kolejka „dziecięca” do ostatniego przystanku autobusowego, tzw. Talschlusszug. Miejsce jest cudowne i na pewno tutaj powrócę, by zobaczyć w lecie ukwieconą halę i wejść na stromiznę Tristkogela. Po intensywnym spacerze był jeszcze czas na wyborną kawę w restauracji w Lindling Alm i zjechaliśmy już na dół terenowym autem przewodnika Hansa, bo zbliżała się noc. Ale o życiu nocnym i samym Saalbach-Hinterglemm przeczytacie już w kolejnym wpisie. Na koniec zachęcam do obejrzenia fotorelacji z tego wyczerpującego dnia, bo działo się naprawdę dużo. Ale dla takich atrakcji jakie czekały tu na mnie warto było dawać z siebie wszystko. Z górskim pozdrowieniem Marcogor górska chata na hali Lindling Alm na końcu Glemmtal [See image gallery at marekowczarz.pl]     Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Paryż: Ceny biletów wstępu

Podróże MM

Paryż: Ceny biletów wstępu

W poście Paryż - zwiedzanie miasta i informacje praktyczne opisaliśmy z Martyną miasto i wszystko to, co warto w nim zobaczyć wedle naszej obiektywnej sugestii. Ten zaś wpis ma na celu pomóc Wam w tworzeniu planu zwiedzania stolicy Francji od strony finansowej. Poniżej znajdziecie ceny biletów wstępu i godziny otwarcia najciekawszych atrakcji Paryża. Jeżeli macie jakieś pytania - piszcie śmiało w komentarzach! Postaram się pomóc :)♦ Komunikacja miejsca w ParyżuKLIKNIJ, ABY POWIĘKSZYĆ        CENY BILETÓW:          - jednorazowy:                                     1,70 €          - karnet 10 biletów jednorazowych:  13,70 €          - karnet 10 biletów (do 10 lat):           6,65 €          - jednodniowy na strefy 1-2:               6,60 €          - jednodniowy (do 26 lat), strefa 1-3: 3,65 €          - jednodniowy (do 26 lat), strefa 1-5: 7,85 €♦ Ceny biletów wstępu i godziny otwarcia:WIEŻA EIFFLA to żelazna konstrukcja o wysokości 324 metrów (81 pięter). Na jej szczycie znajduje się platforma widokowa, na którą można dostać się windą lub schodami. Jest to najwyższa wieża w Europie udostępniona dla zwiedzających. Szczegóły na stronie: www.toureiffel.paris/en.godziny otwarcia:sezon wakacyjny (czerwiec-wrzesień)codziennie od 9:00 - 0:45 (ostatnia winda na górę: 23:00). poza sezonem wakacyjnymcodziennie od 9:30-23:45 (ostatnia winda na górę: 22:30).ceny biletów wstępu (2016): dorośli 12-24 lat ulgowy* 2. piętro - schodami €7,00 €5,00 €3,00 2. piętro - windą €11,00 €8,50 €4,00 szczyt wieży €17,00 €14,50 €8,00 * dzieci od 4-11 lat oraz niepełnosprawni ŁUK TRIUMFALNY, będący niezwykle ważnym elementem architektury Paryża, został wzniesiony ku chwale tych, którzy walczyli i polegli w służbie ojczyźnie podczas wojen rewolucji francuskiej oraz okresu napoleońskiego. Triumfalna brama ukończona została w roku 1836, osiągając wysokość 51 metrów. Z budowli rozciąga się niezwykle urzekająca panorama miasta. Szczegóły na stronie: www.arc-de-triomphe.monuments-nationaux.fr.godziny otwarcia:1 kwietnia - 30 września: 10:00-23:001 października - 31 marca: 10:00-22:30ceny biletów:dorośli: €9dzieci i studenci (do 26 lat): freeWIEŻA MONTPARNASSE to 56-piętrowy budynek o wysokości 210 metrów, na którego szczycie znajduje się punkt widokowy z chyba najpiękniejszym widokiem na miasto z Wieżą Eiffla w roli głównej. Szczegóły na stronie: www.tourmontparnasse56.com/en.godziny otwarcia:1 kwietnia - 30 września: codziennie 9:30-23:301 października - 31 marca: niedziela - czwartek: 9:30-22:30piątek - sobota (oraz święta): 9:30-23:00ceny biletów: dorośli uczniowie i studenci dzieci w wieku7-15 lat niepełnosprawni dzieci do lat 7 €15 €12 €9,50 €7,50 free LE LOUVRE jest najbardziej znanym muzeum na świecie. Kompleks budynków zajmuje łączną powierzchnię 60 600 m². Luwr szczyci się kolekcją 300 000 dzieł sztuki od najstarszych dziejów aż po XIX wiek. Najpopularniejszymi i najbardziej obleganymi przez odwiedzających eksponatami są Kodeks Hammurabiego, Wenus z Milo, Nike z Samotraki oraz Mona Lisa. Szczegóły na stronie: www.louvre.fr/en.godziny otwarcia:poniedziałki, czwartki, soboty, niedziele: 9:00-18:00środy, piątki: 9:00-21:45wtorki: zamknięteceny biletów:normalny: €15dzieci i młodzież do lat 25: freeKATEDRA NOTRE-DAME to gotycka katedra, którą budowano około 180 lat - od roku 1163 do 1345. Wstęp jest darmowy, lecz trzeba się liczyć z ogromnymi kolejkami. Z wieży kościoła można podziwiać ciekawą panoramę miasta. Szczegóły na stronie: www.notredamedeparis.fr, oraz notre-dame-de-paris.monuments-nationaux.fr. godziny otwarcia katedry (wstęp wolny) godziny otwarcia wieży widokowej od poniedziałku do piątku 8:00-18:45 1 kwietnia – 30 września 10:00-18:30 lipiec i sierpień (pt-sb) 10:00-23:00 soboty i niedziele 8:00-19:45 1 października – 31 marca 10:00-17:30 ceny biletów wstępu na taras widokowy:normalny: €15, ulgowy: €12PANTHEON został wybudowany w XVIII wieku w łacińskiej dzielnicy jako kościół pod wezwaniem świętej Genowefy. Styl architektury określany jest jako wczesny neoklasycyzm, z fasadą wzorowaną na Panteonie z Rzymu. Obecnie budynek pełni funkcję mauzoleum znanych Francuzów. W podziemnych grobowcach spoczywają między innymi Marshal Lannes, Saint-Hilaire, Voltaire, Jean-Jacques Rousseau, Honoré Mirabeau, Victor Hugo, Emile Zola, Jean Jaurès, Louis Braille, Paul Langevin, Pierre Curie, Marcelina Berthelot, Maria Skłodowska-Curie czy Jean François Marcel Moulin. Szczegóły na stronie: www.pantheon.monuments-nationaux.fr.godziny otwarcia:1 kwietnia - 30 września: 10:00-18:301 października - 31 marca: 10:00-18:00ceny biletów:dorośli: €8,50dzieci i młodzież do 25 lat: freeMUZEUM ORSAY zawiera dzieła m.in. Paula Cezanne'a, Edgara Degas, Paula Gaugin, Edouarda Manet, Claude'a Monet, Augusta Renoir, czy Vincenta van Gogha. Miłośnicy sztuki na pewno będą zachwyceni kolekcją i spędzą w tym miejscu miło czas. Więcej na www.musee-orsay.fr.godziny otwarcia:od wtorku do niedzieli: 9:30-18:00czwartki: 9:30-21:45ceny biletów:dorośli: €12dzieci i młodzież do 25 lat: freeMusee d'Orsay + Musee Rodin: €18Musee d'Orsay + Musee de l'Orangerie: €16PAŁAC INWALIDÓW to kompleks budynków, wybudowany z inicjatywy Ludwika XIV. Z początku znajdował się tutaj szpital dla niepełnosprawnych żołnierzy. Całość składa się z pałacu (Palais des Invalides) oraz kościoła, którego budowę datuje się na rok 1706. To tutaj znajdują się szczątki Napoleona Bonaparte. Więcej na www.musee-armee.fr.godziny otwarcia: 1 kwietnia - 31 października: 10:00-18:001 listopada - 31 marca: 10:00-17:00ceny biletów:dorośli: €11dzieci i młodzież do 25 lat: freeBAZYLIKA SACRE-COEUR to przepiękna świątynia na wzgórzu Montmartre, z którego rozciąga się ciekawy widok na miasto. Wstęp do kościoła jest darmowy. Szczegóły na stronie www.sacre-coeur-montmartre.com/polonais.godziny otwarcia:codziennie w godz. 6:00-22:30MOULIN ROUGE to chyba najsłynniejszy kabaret na świecie. Ze względu na pełne erotyzmu, skąpo ubrane panie, wstęp mają jedynie osoby pełnoletnie ubrane w przyzwoity strój. Moulin Rouge jest niezwykle popularny, zatem bilety na spektakle szczególnie w piątki oraz weekendy należy nabyć ze znacznym wyprzedzeniem. Szczegóły na www.moulinrouge.fr.Rezerwacji można dokonać [ tutaj ].Cena biletu na spektakl to min. €100. PAŁAC WERSALSKI znajduje się na obrzeżach Paryża. Od 1682 roku pełnił funkcję rezydencji francuskiego króla stając się tym samym symbolem monarchii absolutnej. Oficjalna strona internetowa pałacu w Wersalu: en.chateauversailles.fr godziny otwarcia 1 listopada – 31 marca 1 kwietnia – 31 października Pałac wtorek-niedziela 9:00-17:30 wtorek-niedziela 9:00-18:30 Petit Trainon i majątek Marii Antoniny wtorek-niedziela 12:00-17:30 wtorek-niedziela 12:00-18:30 ogród codziennie 8:00-18:00 codziennie 8:00-20:30 park codziennie 8:00-18:00 codziennie 7:00-20:30 ceny biletów dorośli dzieci i młodzież do 25 lat Pałac €15 free Petit Trainon imajątek Marii Antoniny €10 free CONCIERGERIE (Palais de la Cite) to jedno ze skrzydeł Pałacu Sprawiedliwości. W X wieku pałac był siedzibą królów z dynastii Merowingów. Później było to więzienie, w który na egzekucję czekali m.in. Maria Antonina czy Maximilien Robespierre. Więcej na stronie www.conciergerie.monuments-nationaux.frgodziny otwarcia:codziennie od 9:30-18:00ceny biletów:dorośli: €8,50dzieci i młodzież do 25 lat: freeKOŚCIÓŁ DE LA MADELAINE to katolicka świątynia, wzniesiona w stylu neoklasycystycznym. Jej budowę zakończono w 1828 roku. To tu odbył się pogrzeb Adama Mickiewicza oraz msza żałobna po śmierci Fryderyka Chopina. Strona internetowa świątyni: www.eglise-lamadeleine.comgodziny otwarcia:codziennie 9:30-19:00, wstęp wolnyCENTRE GEORGES POMPIDOU to specyficzny budynek, w którym mieści się muzeum sztuki współczesnej. Ze specyficznego tarasu znajdującego się w jednej z rur elewacji można podziwiać widok na miasto (wstęp: 3€, dzieci do 25 lat za darmo). Szczegóły na www.centrepompidou.frgodziny otwarcia:codziennie 11:00-22:00 (w czwartki do 23:00)ceny biletów do muzeum sztuki:dorośli: €14dzieci i młodzież do 25 lat: free (należy zgłosić się po bezpłatny bilet)MUZEUM RODINA to muzeum sztuk pięknych poświęcone dziełom słynnego rzeźbiarza, Augusta Rodina. Ekspozycję każdego roku podziwia 500 000 gości. Musee Rodin jest czwartym najpopularniejszym muzeum w Paryżu, po Luwrze, Wersalu i Musee d'Orsay. Więcej informacji: www.musee-rodin.frgodziny otwarcia:od wtorku do niedzieli 10:00-17:45ceny biletów:normalny: €10dzieci i młodzież do lat 25: €4MECZE KLUBU PARIS SAINT-GERMAIN - kiedy kobieta będzie przepuszczać wypłatę na Polach Elizejskich, mężowie mogą udać się na futbolowy spektakl na słynnym Parc des Princes. Bilety można kupić na oficjalnej stronie internetowej. Ceny biletów na mecze PSG: liga francuska: od €28 - €500Liga Mistrzów: od €94 - €2500Jeżeli pominąłem coś ważnego lub macie jakieś pytania - piszcie w komentarzach! Postaram się pomóc :)

Zależna w podróży

Styczeń w krainach śniegu – podsumowanie miesiąca

Styczeń podróżniczy Jak zaczynamy pierwszy stycznia, tak będzie trwał cały rok, prawda? Cóż, w takim razie przepowiadam sobie rok doskonały. Pierwszego stycznia obudziłam się nie dość że bez kaca, nie dość że wyspana, to jeszcze w przepięknym, umieszczonym na liście UNESCO, miasteczku w Czechach – w Telczu. Tak zaczął się...

Zależna w podróży

25 zdjęć, które pokażą ci, że Kirgistan to piękny kraj

-Co pani/pan wie o Kirgistanie? -A gdzie to jest? Czy tam jest bezpiecznie? Gdyby na ulicy zadać przypadkowym przechodniom pytanie o Kirgistan, najpewniej będą kojarzyć go z Afganistanem. Dlaczego? Bo w nazwie pojawia się „-stan”. Zabawne, prawda? Jeszcze kilka lat temu dokładnie tyle wiedziałem o „stanach”. Spotkania z podróżnikami, którzy...

Zależna w podróży

Trip Variator – wyszukiwarka samodzielnych wakacji

Na polskim rynku internetowych usług turystycznych pojawił się nowy byt. To TripVariator – prosta wyszukiwarka wakacji. Trip Variator to dostępna w Niemczech, na Białorusi, w Ukrainie, a od grudnia 2015 roku także w Polsce, strona-wyszukiwarka, na której w prosty sposób możemy obliczyć koszty swojej indywidualnie zaplanowanej wycieczki. W wyszukiwarce wpisujemy...

Pierwszy raz w Alpach, czyli odnalezienie raju w regionie Saalbach-Hinterglemm

marcogor o gorach

Pierwszy raz w Alpach, czyli odnalezienie raju w regionie Saalbach-Hinterglemm

Marzenia jednak się spełniają… ledwo zaczął sie rok, a już jedno z największych moich pragnień zrealizowało się! Od dawna chciałem zobaczeć Alpy na własne oczy i ta nierealna do niedawna chęć teraz urzeczywistniła się. Niespodziewany dla mnie wyjazd związany był bardziej z sezonem narciarskim w pełni, bo w końcu mamy środek zimy, ale przy okazji nauki jazdy na nartach w jednym z najlepszych alpejskich kurortów, mogłem poznać też okoliczne góry i klimat małych austriackich miejscowości zagubionych pośrodku Alp. Dolina Glemmtal w dole Pojechałem w Alpy Kitzbühelskie, do jednego z największych centrów sportów zimowych; Saalbach -Hinterglemm. Ta położona w Dolinie Glemmtal gmina ma do zaoferowania olbrzymi areał narciarski, zwany pod nazwą Skicircus Saalbach Hinterglemm Leogang Fieberbrunn ( narciarski cyrk ). Położona jest w kraju związkowym Salzburg, w powiecie Zell am See, na wschodnim krańcu Alp Kitzbühelskich. miasteczko Hinterglemm widziane ze szczytu Schattberg West Jest znaną bazą narciarską i rozległym ośrodkiem sportowym, który swoją światową sławę zawdzięcza organizacji tutaj w 1991 r.  Mistrzostw Świata w Narciarstwie Alpejskim. Od tego czasu rozwija się cały czas, modernizując infrastrukturę, by trzymać światowy poziom dla wymagających fanów zimowego szaleństwa. kolejka Reiterkogelbahn z centrum Hinterglemm Tereny narciarskie Saalbach-Hinterglemm połączone są przez tzw. schischaukel ( narciarską huśtawkę ) z terenami Schonleiten- Leogang w sąsiedniej dolinie. Należą one do dziesiątki najlepszych w całej Austrii i to nie tylko ze względu na ilość i rozmaitość tras zjazdowych, ale również niezwykle bogatą ofertę apres ski. Do możliwości dla narciarzy jeszcze powrócę, ale pora narazie wrócić do początku mej wycieczki… Hinterglemm widziane z gondoli Westgipfelbahn Po przebyciu tysiąca kilometrów dotarłem do hotelu w centrum Hinterglemm korzystając z usług przewoźnika, który transferuje turystów z lotniska w Salzburgu. Na miejscu miała się rozpocząć moja szalona i niezwykła przygoda z Alpami. Pierwszy dzień przeznaczyłem na poznanie najbliższego regionu, a zwłaszcza szczytów okalających Dolinę Glemmtal oraz możliwości narciarskich. biegowo-spacerowa trasa u podnóży wierzchołka Reiterkogela na biegówki i nie tylko Posłużyły mi w tym bardzo dziesiątki kolejek i gondoli, którymi mogłem się szybko i sprawnie poruszać dzięki karnetowi na cały dzień na wszystkie kolejki. Zwiedzanie miałem ułatwione przez obecność przewodnika, który zaplanował dla mnie trasę eskapady. Dodam tylko, że warunki do uprawiania turystyki pieszej są tu równie znakomite. A to dzięki utrzymaniu wielu kilometrów tras dla narciarstwa biegowego, które umożliwiają też wygodne spacery po górach i dolinach. schronisko Rosswaldhütte, baza dla narciarzy i turystów Wyciągi są w Hinterglemm na wyciągnięcie ręki, więc skorzystałem z najbliższego, czyli Reiterkogelbahn, by szybko dostać się na górską drogę prowadzącą u podnóża szczytów. Już po wyjeździe na wysokość 1451 m mogłem podziwiać pierwsze panoramy na okoliczne wierzchołki gór, okalające Saalbach-Hinterglemm. Przy górskich chatach Sportalm oraz Wieseralm przewodnik poprowadził mnie na wygodną drogę, którą spacerowym tempem, cały czas podziwiając nieziemskie widoki dotarliśmy do schroniska Rosswaldhütte. dolna stacja kolejki Reiterkogelbahn w Hinterglemm Po drodze spotkałem ciekawą rzeźbę Berg-Kodoka, tj. miejscowego ducha gór. Przy bardzo ładnym schronisku, o typowym dla tego regionu góralskim wyglądzie dochodziła z góry nartostrada, którą sunął nieprzerwany sznur narciarzy. I fanów narciarstwa miałem tego dnia oglądać już bez końca, bowiem wszędzie pojawiały się kolejne trasy zjazdowe, a obok nich następne kolejki. jedna z wielu nartostrad obok schroniska Rosswaldhütte Z tego miejsca zeszliśmy skrajem nartostrady do przysiółka Kolling, gdzie wsiedliśmy w kolejną gondolę, tym razem Zwölferkogel-Nordbahn, która wywiozła nas na szczyt Zwölferkogel o wysokości 1983 m. Ten bardzo popularny wierzchołek posiada oczywiście na swoim czubku metalowy krzyż, przy którym odbyła się obowiązkowa sesja fotograficzna. Stoi tam interesujące urządzenie, zwane Snapshot, służące robieniu sobie samodzielnie fotek. wierzchołek Zwölferkogela -1983 m z panoramą Alp Kitzbühelskich Jest też oczywiście zaplecze dla narciarzy. Po długiej obserwacji rozległych panoram, nie tylko Alp Kitzbühelskich, ale nawet masywu Wysokich Taurów, na czele z Großglocknerem zjechaliśmy kolejną gondolą do schroniska Die Winkler Alm na lunch. Ta górska chata na przełęczy na wysokości 1553 m oferuje bardzo smaczne jadło, jak też smakołyki, jest zatem oblegana przez aktywnych turystów i narciarzy. górska chata Die Winkler Alm na przełęczy – mekka narciarzy Zjadłem tu pyszny strudel z jabłkami w sosie wanilowym z cynamonem jako dodatek do kawy i odzyskawszy energię postanowiłem zaliczyć kolejny szczyt. Po zjeździe, tym razem kolejką Zwölferkogelbahn do Hinterglemm pożegnałem się z przewodnikiem, Panem Hansem Ederem, którego serdecznie pozdrawiam i postanowiłem samodzielnie dostać się nastepną kolejką na wierzchołek Schattberga West, mierzący 2096 m. panorama Alp ze szczytu Schattberg West -2096 m Wykorzystałem tu kolej Westgipfelbahn, by zdążyć przed końcem dnia jeszcze raz podziwiać alpejską panoramę szczytów. Jako, że szczyt wyższy to i widoki były rozleglejsze. Dzięki bardzo dobrej tego dnia pogodzie zobaczyć mogłem góry w promieniu około trzydziestu kilometrów. Tylu wyniosłych, olbrzymich szczytów nie widziałem nawet w Tatrach. Ale to nic dziwnego, bo przecież Alpy są kilkukrotnie rozleglejsze od naszych największych gór. genialne widoki na alpejskie szczyty z wierzchołka Schattberga West Obowiązkowa była oczywiście sesja na szczycie z krzyżem i klimatyczną ławeczką nastrajającą do długiej delektacji niesamowitymi widokami. Była ze mną też dzielna towarzyszka mej eskapady Amelka. Do pobliskiego schroniska Westgipfelhütte nawet nie chciało nam się wchodzić, żeby nie uronić nic z boskich widoczków i zbliżajacego się zachodu słońca. Jako, że kolejka kursowała tylko do 16 godziny musieliśmy jednak zjechać z powrotem do Hinterglemm, ale to nie był jeszcze koniec naszej przygody. O następnych wydarzeniach, a także więcej o areałach narciarskich przeczytacie w kolejnej części mej alpejskiej opowieści. schronisko Westgipfelhütte na zboczach Schattberga West Jednego byłem już pewien po tym pierwszym zetknięciu z Alpami, że trafiłem do raju… Na własne oczy przekonałem się o magii takich miejsc, alpejskich górskich dolin, z zagubionymi tam wioskami i morzem szczytów dookoła. A wszystko to okraszone wszystkimi wygodami i pełną infrastrukturą, jaką potrzebują narciarze, czy turyści, chcący przeżyć tu bajkowy urlop, nie martwiąc się o nic. Na koniec jak zawsze zapraszam do obejrzenia fotorelacji z wypadu. A tam mnóstwo alpejskich panoram i widoków nartostrad. Z górskim pozdrowieniem Marcogor [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Z Łabskiej Boudy przez Śląski Grzbiet na Przełęcz Karkonoską

marcogor o gorach

Z Łabskiej Boudy przez Śląski Grzbiet na Przełęcz Karkonoską

Opisując moją ostatnią wędrówkę przez Karkonosze, zostawiłem was drodzy czytelnicy w Łabskiej Boudzie. Pora wrócić do tej górskiej opowieści, która rozpoczęła się w czeskim miasteczku Szpindlerowym Młynie. Chciałem tam powrócić, więc musiałem kontynuować swoją wycieczkę zaplanowaną pętelką. Po wielu pozytywnych wrażeniach wyniesionych z Doliny Łaby ruszyłem podgraniowym zielonym szlakiem w stronę Martinovej Boudy. Wędrując pośród cudownych pejzaży dostrzegłem też wiele innych budynków (boudy), których jest znacznie więcej niż po polskiej stronie Karkonoszy. Pogoda była wyśmienita, więc nie mogłem się powstrzymać, aby co chwilę nie pstrykać fotek zmieniającym się krajobrazom. Wkrótce dotarłem łagodnym, wygodnym chodnikiem z kamieni do mego kolejnego celu, czyli Martinovej Boudy. Martinova Bouda – położona na 1288 m To schronisko położone jest na zboczu Wielkiego Szyszaka przy węźle szlaków turystycznych na wysokości 1288 m. Czeska buda należy do najstarszych w Karkonoszach. Jego poprzednik został założony w tym miejscu w roku 1642 i chronił uciekinierów wojennych podczas wojny trzydziestoletniej. Schronisko odnowił w roku 1785 Martin Erlebach, od którego zyskało swą nazwę. Schronisko jest (według niektórych źródeł) miejscem urodzin i lat dziecięcych Martiny Navratilovej. Ot taka ciekawostka dla fanów tenisa. Wnętrze budynku jest bardzo klimatyczne, o ciekawym wystroju, tak, że nie chciało mi się go opuszczać, tym bardziej, że spotkała mnie tam wielka niespodzianka, czyli spotkanie na żywo z wirtualną znajomą górołazką z Sieradza! na zielonym szlaku Trzeba było w końcu ruszyć dalej, bo cudne przestrzenie czekały na mnie, aż do końca dnia. Po krótkim podejściu znalazłem się na Czarnej Przełęczy, leżącej już na głównym karkonoskim grzbiecie. Ponownie znalazłem się na pięknej i widokowej grani Śląskiego Grzbietu. Wyraźne siodło przełęczy oddziela masyw Śmielca od Czeskich Kamieni. Otoczenie przełęczy stanowi obszerna górska polana porośnięta kosodrzewiną. Jest też tu obszerna zadaszona wiata turystyczna, gdzie można awaryjnie przenocować oraz ławki i stoły dla utrudzonych turystów. Niedaleko przełęczy stoi pomnik czeskiego dziennikarza Rudolfa Kalmana, który zmarł tragicznie w tym miejscu w zimie 1929. Ja byłem wypoczęty i najedzony więc poszedłem dalej w kierunku pobliskich Czeskich Kamieni. otoczenie Czarnej Przełęczy Czeskie Kamienie to szczyt i grupa skał o tej samej nazwie. Wraz z leżącymi na wschodzie Śląskimi Kamieniami tworzą rozległą kulminację grzbietu. Nieopodal szczytu, na jednym z głazów wykuta jest data 14 stycznia 1929 r., upamiętniająca śmierć w czasie burzy śnieżnej dziennikarza Rudolfa Kalmana. Wierzchołek porośnięty jest kosodrzewiną, poza skałkami na szczycie w masywie występuje kilka innych grup skałek. Nie musze chyba dodawać, że widoki z niego dookoła to miód dla duszy i balsam dla oczu spragnionego estetycznych wrażeń turysty. Czeskie Kamienie Leżący nieopodal masyw Śląskich Kamieni także zbudowany jest z karkonoskiego granitu. Ta grupa skał wydała mi się jeszcze ładniejsza z racji finezyjnych, niezwykłych kształtów. Na niektóre skałki na szczycie można się wspiąć. Ciekawa legenda mówi o śmierci młodej dziewczyny w miejscu Śląskich Kamieni – stąd czeska i niemiecka nazwa Dívči kameny/Mädelsteine (Kamienie Dziewczęce). Zszedłem stąd do Petrovej Boudy, a raczej do tego co z niej zostało… Historia tego czeskiego schroniska górskiego w rejonie Hutniczego Grzbietu sięga roku 1790. Po pożarze w 2011 r. planowana jest jego odbudowa do roku 2019. Pozostałości obecnych ruin tego tętniącego kiedyś życiem miejsca robią przygnebiające wrażenie. Dlatego uciekłem stamtąd szybko, by wkrótce dotrzeć na Przełęcz Dołek. Śląskie Kamienie To wyraźne obniżenie w połowie Śląskiego Grzbietu składa się z dwóch przełęczy. Pierwszą od zachodu i głębszą (1178 m n.p.m.) jest właśnie Przełęcz Dołek, a za Ptasim Kamieniem, na wschód znajduje się Przełęcz Karkonoska o wysokości 1198 m n.p.m., do której zarówno od czeskiej, jak i od polskiej strony prowadzi asfaltowa droga. W Czechach całe siodło (oba obniżenia) nosi nazwę Slezské sedlo. Na Dołku odnalazłem krzyż, upamietniający śmierć tutaj turysty. Po chwili zadumy nad ludzkim losem wspiąłem się szybko na ostatni tego dnia wierzchołek – Ptasi Kamień. Przez ten niezbyt wybitny szczyt w środkowej części Śląskiego Grzbietu dotarłem do końca swej całodziennej wędrówki przez niezwykle urocze tereny najwyższego pasma Sudetów. okolice nieistniejącej Petrovej Boudy Właśnie na Przełęczy Karkonoskiej planowałem zakończenie wytyczonej sobie trasy, choć była też opcja schodzenia na nogach asfaltem do Szpindlerowego Młyna, gdzie zostawiłem auto. Bardzo dobrze utrzymana droga jezdna z Czech wykorzystywana jest jednak do połączeń autobusowych z miasteczkiem poniżej. Dzięki temu udało mi się zaoszczędzić nogi i zdążyć do punktu wyjścia przed nocą. Nieco nad przełęczą znajduje się polskie schronisko Odrodzenie oraz niżej czeski hotel Špindlerova bouda o standardzie 3 gwiazdki, zaś na samej przełęczy stoi dawny budynek straży granicznej. Po czeskiej stronie, około 300 metrów niżej od Špindlerovej boudy mieści się także wojskowy ośrodek wypoczynkowy VS Malý Šišak, który powstał w okresie międzywojennym. W pobliżu, przy drodze prowadzącej do Szpindlerowego Młyna, znajduje się jeszcze kilka innych obiektów turystycznych. okolice Przełęczy Karkonoskiej z widocznym Małym Szyszakiem Jako ciekawostkę dodam, że droga od polskiej strony wykorzystywana jest przez cyklistów i należy do najstromszych podjazdów w Polsce. Polski odcinek jest bardzo zniszczony i zamknięty dla ruchu motorowego. Biorąc pod uwagę różnice nachyleń, która od dołu podjazdu z Podgórzyna (347 m n.p.m.) na przełęcz wynosi 891 m (na długości 12,44 km), jest to najtrudniejszy asfaltowy podjazd w Polsce. Jej nachylenie miejscami dochodzi do 29%, a średnia najbardziej stromego odcinka – 16%. Kto się zmierzy? Tutaj nawet zawodowcy schodzą z rowerów. Natomiast ze Szpindlerowego Młyna 8-kilometrową drogą kursuje autobus na samą przełęcz, dojazd samochodem jest ograniczony. Jest to jakaś alternatywa dla bardziej leniwych turystów. Szpindlerova Bouda z prawej i dawny budynek straży granicznej Widoki z przełęczy choć ograniczone są bardzo ładne, zwłaszcza jesienią, ze względu na kolorowe trawy. A moja wyprawa odbyła się właśnie jesienną porą. Udało mi się złapać więc ostatni autobus i wygodnie zjechać do samochodu na parkingu. Druga część mej eskapady, którą opisałem, przebiegająca głównie grzbietem Karkonoszy była bardzo przyjemna i niewymagająca. Nie było, gdzie się zmęczyć… ale czy zawsze jest to konieczne? Miałem jeszcze czas na zwiedzanie wspaniałego, klimatycznego miasta -Szpindlerowego Młyna. Na koniec mej opowieści zapraszam jak zwykle do obejrzenia galerii zdjęć z wycieczki. Dzięki genialnej pogodzie fotki w pełni oddają piękno, jakie było moim udziałem w czasie tego wypadu. Oby więcej tak świetnych i widokowych wypraw. Z górskim pozdrowieniem Marcogor okolice przełęczy Dołek [See image gallery at marekowczarz.pl]   Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Zależna w podróży

#kącikzależnego, czyli mężczyzna na blogu!

Stało się. Mój chłopak tydzień temu poinformował mnie, że chciałby pisać na blogu. Już nie tylko dawać mi zdjęcia, nie tylko pomagać przy ich edycji. On naprawdę chce pisać! Tworzyć teksty. O tych miejscach, w których byliśmy razem, ale i tych, gdzie podróżował, zanim zostaliśmy parą. Już kilka blogerek przez...

Zależna w podróży

25 zdjęć, które zmienią Twoje postrzeganie Kazachstanu

Styczeń to czas wspomnień. Wspominamy ubiegły rok, lato, wszystko co nam wyszło i przez co chętnie schowalibyśmy głowę w piasek. Wczoraj rozmawiając z Piotrem wspominaliśmy nasz Kazachstan. Dziką wycieczkę, na której byliśmy we wrześniu i którą z upływem czasu wspominamy lepiej i lepiej. Postanowiłam wykorzystać ten moment i pokazać wam...

marcogor o gorach

Doliną Łaby do Łabskiego Wodospadu i jej źródeł oraz Łabskiej Budy

Po weekendzie spędzonym w Karkonoszach z noclegiem w Śląskim Domu na płaskowyżu pod Śnieżką postanowiłem przenieść się z akcją górską na czeską stronę tych uroczych gór. Polskie oraz graniczne szlaki poznałem już dość dobrze, co opisałem ostatnio tutaj i tu, pora więc była najwyższa na zaznajomienie się z atrakcjami czeskich Karkonoszy. Najwyższy szczyt Czech, czyli Śnieżkę zdobywałem już kilka razy, ale przecież góry skrywają wiele innych cudów. Za cel obrałem sobie klimatyczne czeskie miasteczko, czyli Szpindlerowy Młyn, skąd zamierzałem zrobić górską pętelkę.                                                                                                                                            Hotel w Karpaczu, gdzie spędziłem ostatnią noc pozwolił mi dobrze wypocząć. Pisałem już o tym noclegu, który oferuje komfortowe warunki w centrum miasta, posiada nawet saunę i basen z jacuzzi, co otwiera drogę do super relaksu po górskiej wyrypie. Dobre zaplecze noclegowe, gdzie można zregenerować siły w trakcie kilkudniowej wyprawy to podstawa. Spędzając kilka dni w Sudetach musiałem o to zadbać i znalazłem ten świetny obiekt. widok na Dolinę Łaby spod schroniska Ale wracając do konkretów Szpindlerowy Młyn to największy ośrodek narciarski w Czechach. Tutaj również ma swoją główną siedzibę Horská služba. Miasto jest odpowiednikiem Karpacza po czeskiej stronie granicy i również skupia główny ruch turystyczny regionu. Wychodzi stąd mnóstwo szlaków w góry. Na północny-zachód od miasta ma swoje źródło Łaba. I to właśnie mnie zaciekawiło najbardziej, w końcu to jedna z największych rzek Europy. Postanowiłem zwiedzić cudowną, jak się sam przekonałem Dolinę Łaby, której źródła są wysoko w górach, blisko głównego grzbietu tego pasma. A dokładnie źródła Łaby znajdują się na Łabskiej Łące, poniżej Łabskiego Szczytu, na wysokości 1387 m n.p.m. Potem płynie ona na wschód tworząc na początku cudną dolinę górską. Największymi jej ozdobami są wodospady i liczne kaskady, czy bystrzyny na wartkim, początkowym nurcie strumyka, a później coraz większej rzeki. Mały Łabski Wodospad Wybrałem zatem niebieski szlak pozostawiwszy auto na parkingu przy aquaparku w górze miejscowości. Prowadzi on  początkowo po dnie doliny, po tzw. Harrachowej Drodze wybudowanej już w 1896 r. Jej górne zakończenie stanowi dopiero początek właściwej ścieżki wysokogórskiej, tutaj kończy się też Labský důl, czyli najstromsza część doliny.   Cała ta polodowcowa dolinka ciągnie się na długości 8km. Jest wcięta między Śląskim Grzbietem od północy a niewielkim grzbietem Karkonosz (czes. Krkonoš), stanowiącym część Czeskiego Grzbietu (czes. Český hřbet), od południowego zachodu i południa. Stanowi fragment Sedmídolí, czyli systemu siedmiu dolin. Charakteryzuje się stromymi skalnymi ścianami dochodzącymi do 300 m wysokości, po których spływają źródliskowe cieki Łaby, tworząc długie ciągi kaskad i wodospadów, co dla turysty idącego bardzo długo wzdłuż biegu Łaby stanowi nie lada gratkę. Dno doliny usłane jest głazami moreny dennej oraz bocznych. kopczyki w Dolinie Łaby Idąc w górę doliny i podziwiając stale różne wodne atrakcje nie sposób było nie zauważyć także olbrzymich lawinisk składających się z ogromnych głazów. Im dalej, tym było piękniej, rzeka coraz węższa zamieniła się w szemrzący wartkim nurtem górski potok. Dalej dolina rozszerza się i skręca ku zachodowi. Północne zbocze jest łagodniejsze i porośnięte lasem. Południowe jest skaliste. Znajduje się tu Kocioł Harracha lub Harrachowy Kocioł (Harrachova jáma) oraz liczne zerwy skalne. Najwspanialszym miejscem jest Mały  Łabski Wodospad. Wędrując wyżej, po wyjściu ponad las z oddali widzimy natomiast Pančavský vodopád (Wodospad Panczawy) o wysokości 148 m – najwyższy wodospad Karkonoszy oraz Czech. Całkowita wysokość wszystkich jego kaskad wynosi 250 m. Niedaleko zobaczyć można słynną tzw. Głowę Krakonosza. A blisko mojej trasy widoczne były też Łabskie Kaskady, spadające z nieokiełznanym hukiem. kaskady Łaby Dolina ponownie rozszerza się i skręca na północ. Jej wschodnie zbocze jest strome, sterczą z niego pojedyncze skały i grzędy skalne. Zbocze zachodnie jest bardzo strome, skaliste. Znajduje się tu Naworski Kocioł (Navorská jáma) i Łabski Wąwóz (Labská rokle), otoczony skalistymi ścianami. Właśnie w tej roklinie spada wysoki 20-metrowy Łabski Wodospad (Labský vodopad). Całkowita wysokość kaskad wynosi 50 m. Możliwe jest dojście na skraj urwiska, żeby zobaczyć próg wodospadu. Umożliwia to zainstalowana tam platforma widokowa. Z tego miejsca rozpościera się już także szeroka panorama na czeską krainę. Całość mieści się w pobliżu Łabskiej Budy, czyli jednego z najbardziej znanych karkonoskich, czeskich schronisk. Łabski wodospad Olbrzymi gmach „Labskiej boudy” widoczny był już w trakcie podchodzenia do wodospadu. Wygodna ścieżka pozwoliła mi na skupieniu się na coraz piękniejszych karkonoskich krajobrazach. Schronisko położone jest nad górnym obrzeżem doliny Labský důl i posiada obecnie 120 miejsc noclegowych w 79 pokojach. Do dyspozycji gości są 2 restauracje, sauna i siłownia oraz sprzęt do uprawniania sportów, jest też możliwość skorzystania z internetu. Zjadłem tu ciepły posiłek, delektując się widokami z tarasu. Niestety wielkość tego budynku w żaden sposób nie pasuje do górskiego otoczenia, architekci przesadzili, ale cóż poradzić… W odległości 1 kilometra znajdują się źródła rzeki Łaba (stąd nazwa obiektu) i na dojściu tam się skupiłem. studzienka symbolizująca źródła Łaby Miejsce łatwo odnaleźć przy zielonym szlaku, bo zrobiono tam studzienkę z tablicą informacyjną. Poza tym niczym się nie wyróżnia, ale zaliczyć trzeba było, bedąc tak blisko. Powróciłem z powrotem do schroniska na pyszną kawkę, aby skierować się w przeciwną stronę, nadal malowniczym zielonym szlakiem, pośród urokliwej scenerii, cudnej przyrody kontrastującej z zimnymi głazami. Moim kolejnym celem była Martinova Bouda, ale o tej wędrówce przeczytacie już w kolejnej opowieści. Na koniec jak zawsze zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z wycieczki. Z górskim pozdrowieniem Marcogor olbrzymi gmach schroniska Łabska Bouda widoczny z podejścia doliną [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Hiszpańskie opowieści: Zagubieni w Granadzie.

PO PROSTU MADUSIA

Hiszpańskie opowieści: Zagubieni w Granadzie.

        Gdy za oknem radośnie pada śnieg i otula cały Kraków białą pierzynką, jedyne na co mam ochotę, to schować się pod kocyk i nie ruszać się nigdzie. Na szczęście, mam teraz kilka wolnych dni, więc oczywiście się rozchorowałam i leżę z gorączką pod wyżej wymienionym kocykiem. Nie przeszkadza mi to jednak we wspominkach, którymi zwykle zajmuję się zimą, gdy pogoda nie dopisuje. I dzisiaj mnie naszło, żeby powrócić do Granady, w której rozpoczęliśmy naszą wielką andaluzyjską przygodę. A początki te były szalenie wesołe i zamotane. ;)       Nie od dzisiaj wiadomo, że aby naprawdę poznać miasto najlepiej jest się w nim zgubić. Myśmy nigdy nie stosowali tej metody w życiu, takie mamy charaktery, że wolimy być przygotowani i raczej zwykle wiemy gdzie iść. Nie inaczej było w Granadzie, do której pojechaliśmy niemalże od razu po przylocie do Alicante. A że przylot mieliśmy kilkadziesiąt minut przed północą, to tylko szybciutko przespaliśmy się w Ibis Budget nieopodal lotniska i z samego rana wyruszyliśmy samochodem prosto do serca Andaluzji. Po drodze zatrzymaliśmy się tylko w centrum handlowym, żeby zrobić zakupy  żywieniowe, bo jednak przed nami było pięć godzin jazdy. Po drodze zatrzymywaliśmy się dość często, bo mijany krajobraz podbijał z każdą kolejną minutą coraz bardziej nasze serduszka. centrum handlowe na świeżym powietrzu.zdecydowanie mój ulubiony znak na hiszpańskich drogach. ;)         W Granadzie zatrzymaliśmy się w cudownie przytulnym hoteliku, którego niewątpliwym atutem było naprawdę niezłe położenie i przede wszystkim - parking, bo woleliśmy nie ryzykować i zostawiać auta na wąskich uliczkach. Dodatkowym autem były także niezwykle mile panie recepcjonistki, które przez kilkanaście minut tłumaczyły nam i zaznaczały na mapie wszystkie miejsca, gdzie znajdują się rzeczy warte zobaczenia czy też zjedzenia, bo pytanie o knajpy było jednym z pierwszych jakie zadaliśmy. Po tej rozmowie mieliśmy przepięknie opisaną mapę i dokładnie wiedzieliśmy co gdzie i jak. I wszystko byłoby cudownie, gdybym po kilku minutach od wyjścia z hotelu nie zorientowała się, że mapa została w drugiej torebce, bo na wieczorne zwiedzanie wybrałam się z nieco mniejszą niż zwykle noszę. A że nie chciało nam się wracać, zdecydowaliśmy że idziemy prosto przed siebie i zobaczymy co nam z tego wyszło. Bo oczywiście zgubiliśmy się już na samym początku. ;)          Ledwo wyszliśmy z naszej uliczki i doszliśmy do ronda z flagą Hiszpanii, zamiast skręcić od razu w prawo, poszliśmy prosto. I tak sobie szliśmy i szliśmy ciągle pod górę. Początkowo nic nie budziło naszego niepokoju, bo wiedzieliśmy, że idziemy na punkt widokowy, więc zakładaliśmy, że pewnie ma być wysoko. Trochę pokręciliśmy się po wąskich uliczkach stykających się ze sobą pod naprawdę bardzo różnymi kątami, aż stwierdziliśmy, że trzeba się jednak zacząć posiłkować mapą w telefonie. Jej też nie do końca dowierzałam, szczególnie w momencie gdy Tomasz wskazał prawidłową drogę wiodącą wzdłuż jezdni, gdzie nawet chodnika nie było. Ale w sumie było nam już wszystko jedno, więc doszliśmy do wniosku, że byle do przodu. I poszliśmy. ;)        Po kilkudziesięciu krokach naszym oczom ukazała się przecudowna panorama miasta i okolicy. Okazało się, że kompletnym przypadkiem trafiliśmy na Mirador de San Cristobal, skąd właśnie rozciągały się absolutnie przepiękne widoki. I tutaj po raz pierwszy zobaczyliśmy potężną Alhambrę - nasz cel dnia kolejnego. W tym miejscu już Tomasz przestał wypominać mi zostawienie mapy w pokoju, bo dzięki temu udało nam się trafić do tego miejsca, którego zupełnie nie mieliśmy w planach. Nim bowiem był inny Mirador -San Nicolas, gdzie i tak zamierzaliśmy dotrzeć.        Na szczęście tutaj już mieliśmy ułatwione zadanie, gdyż zaczęły się pojawiać znaki prowadzącego do niego. Nieco też posiłkowaliśmy się mapą w telefonie, ale droga była w miarę prosta. Oczywiście dalej krążyło się po małych wąskich uliczkach, ale teraz już się nie stresowaliśmy niczym i mogliśmy się w pełni zachwycać pięknem okolicy. I chociaż chwilowo krajobrazów żadnych nie było, to sama architektura robiła wrażenie. Zresztą, mnie w Hiszpanii od pierwszego momentu podobało się wszystko i właściwie nic tego nie zmieniło. :)        Mirador San Nicolas jest najpopularniejszym miejscem widokowym w Granadzie, co wyjaśnia dlaczego praktycznie zawsze są tam tłumy ludzi. Nie tylko turystów, ale też i tubylców, którzy radośnie i baaaaardzo głośno grają i śpiewają. Ponoć flamenco, ale ciężko było rozróżnić. ;) Ale nawet nie przeszkadza to w podziwianiu naprawdę absolutnie przepięknej panoramy Alhambry, która w blasku zachodzącego słońca (bo wszystkie przewodniki radziły, żeby właśnie o tej porze wybrać się tutaj) wygląda olśniewająco. Zdjęcia nie są w stanie tego oddać, to trzeba koniecznie zobaczyć na własne oczy. Do pełni szczęścia brakowało jedynie ośnieżonych szczytów Sierra Nevada, które powinny być widoczne w tle, niestety jednak ciut pochmurno było. Ale i tak było cudownie. :))       Próbowaliśmy jeszcze wejść na wieżę kościoła stojącego tuż przy placu, ale niestety osoba odpowiedzialna za nią była nieobecna. Jak się dowiedzieliśmy od pani ze sklepiku, poszła gdzieś sobie i może kiedyś wróci. Poczekaliśmy kilka chwil, ale jednak nie wróciła, więc pani doradziła nam, żebyśmy wpadli rano. Stwierdziliśmy, że w sumie i tak nie udało nam się dzisiaj zobaczyć szczytów Sierra Nevada, to właściwie możemy przyjść jeszcze następnego dnia, bo zwiedzanie Alhambry mieliśmy dopiero od godziny czternastej. Zastanawialiśmy się jeszcze nad kawą z pięknym widokiem, ale szybko okazało się, że jest on wliczony w cenę i zrezygnowaliśmy.         W drodze powrotnej przeszliśmy przez dzielnicę San Pedro wzdłuż rzeki Darro i murów Alhambry. Powoli zaczynał dokuczać nam głód, ale żadne z mijanych miejsc nas nie zainteresowało, bo szukaliśmy typowych hiszpańskich tapas. Doszliśmy aż do pomnika królowej Izabeli Kastylijskiej i Krzysztofa Kolumba, po czym skręciliśmy w ulicę noszącą imię tego ostatniego. I nią prosto prościutko doszliśmy do naszego ronda, na którym źle poszliśmy na samym początku. W ten sposób zatoczyliśmy pętelkę i wróciliśmy do hotelu. :)        Poszukiwanie jedzenia było kolejną okazją do zgubienia się. Udało nam się w końcu znaleźć typowy hiszpański tapas bar, gdzie kłębił się tłum miejscowych, pijących głównie kawę. Dowiedzieliśmy się od pana za ladą, że karmić zaczynają dopiero od 19.30 i żebyśmy wtedy wrócili. Wychodząc z knajpy zamiast skręcić w prawo, poszliśmy w lewo i zrobiliśmy kolejną pętlę po uliczkach - tutaj naprawdę wąskich i kiepsko oświetlonych. Po kilkunastu minutach udało nam się dotrzeć do hotelu, ale zastanawialiśmy się, czy w ogóle trafimy z powrotem do tej knajpy, skoro powrót tak bardzo nam nie szedł. Stwierdziłam, że na pewno tam trafię i trafiłam, ale dzięki ogromnej dozie szczęścia. Okazało się bowiem, że knajpa znajduje się praktycznie tuż przy naszym pechowym rondzie i dotarcie do niej zajęło nam trzy minuty. A wiedzielibyśmy to, gdybyśmy wyszli tym wejściem, którym weszliśmy, a nie drugim, przez co totalnie się pogubiliśmy. ;) Generalnie, pierwszy dzień w Andaluzji obfitował w takie pomyłki, ale i tak szalenie nam się tam podobało. A o jedzeniu będzie osobna opowieść, bo sporo różnych specjałów przez tych kilka dni udało nam się spróbować. ;)~~Madusia.

Emocje w górach, a nawet miłość

marcogor o gorach

Emocje w górach, a nawet miłość

Dziś troszkę inaczej o górach. Z humorem, czy też powagą, zależy zapewne od naszej wyobraźni. Bo, że góry to miejsce magiczne, cudowne i niezwykłe na całym swiecie, w każdym miejscu naszego globu to wie każdy turysta. Nie muszę przekonywać, że górska kraina wyzwala w nas niesamowite uczucia, zachwytu, emocji, tęsknoty, zadumy, oczarowania. Ile to razy zachłysnęliśmy się nieodgadnionym klimatem gór, będąc w jednym, czy drugim pasmie górskim? Jak często magia, czar, urok tego świata, jakby z bajki, ale też czasami bardzo realnego, aż ocierającego nas o śmierć oczarowało nas bez pamięci? Jak wiele razy towarzyszyło nam w górach cierpienie, wysiłek, aż do utraty tchu, zniecierpliwienie, ból z wycofu, albo odwrotnie nadzieja i moc, która pozwalała przezwyciężyć wszystkie nasze słabości i dodawała sił. Nieraz górski szlak łączy nawet dwie spokrewnione dusze na całe życie. górski szlak nieraz łączy dwie spokrewnioje dusze, w Karkonoszach też Ludzkie uczucia są więc nierozerwalnie związane  z górami, bo tam życie także toczy się naprawdę, choć nieraz po przekroczeniu ich granic wydaje się nam, że wstąpiliśmy na scenę jakiejś baśni, w której gramy główne role i zakończenie musi być pozytywne. W świecie gór również uczucie miłości może się pojawić z nienacka i zawładnąć naszym sercem na długo. Piękna sceneria, wyluzowanie i pozytywne nastawienie do świata sprzyja przecież otwarciu się na drugą osobę i kontakty z bliźnimi. Już powiedziałem kiedyś w wywiadzie, że góry to doskonałe środowisko do zakochania się i znalezienia swej drugiej połówki. Bo tutaj nikt niczego nie udaje, pozostaje sobą, na inne zachowania i gierki po prostu nie ma się sił. Ja swoją miłość także odnalazłem w górach, bo tu możemy spotkać przecież osobę o podobnej pasji. A nic tak nie łączy jak wspólne zainteresowania… Uczucie zwykle spada na nas, jak grom z jasnego nieba, a to górskie niebo bywa wyjątkowe! A na deser dziś przygotowałem dla was erotyk górski znakomitego autora Lecha Kamińskiego: w bajkowej krainie każdy może się zakochać, w jesiennych Karkonoszach także Zapomniałem Twoje imię była przecież miłość dla mnie najważniejsza zdarzyło się i była gdyż góry i las potok pstrągami szumiał gdzieś w doliny pośpiesznie po drodze kamienistej daleko wśród gór wysokich byłaś ty jak ułuda czy zjawa a przecież się zdarzyło wbrew sobie wbrew nam czar lasu i gór kto zawinił że zapanowały zmysły że rozsądek i umysł się zapodział zasnęła wola świadomość sex szalony zapomniałem twoje imię pozostałaś gdzie potok i las pozostał na zawsze czar z sobą cząstkę zabrałem zachowałem twoje imię… wiem górska droga, tutaj karkonoska czasami może być wspólna dla drugiego wędrowca Na koniec jeszcze jedna sprawa. Jeśli ktoś niestety uległ wypadkowi, np. w górach i ma problem z wypłatą odszkodowania, lub sprawa się przeciąga może skorzystać z usług w zaprawionej w takich bojach Kancelarii Lex, którą znajdziecie tutaj http://www.polisolokaty.com/. Czasem warto skorzystać z pomocy prawnej, gdy wydaje się nam że już wszystko stracone. Firma poprowadzi też nam wiele innych spraw związanych z walką z silniejszymi zazwyczaj potentantami, polecam ich usługi. Z górskim pozdrowieniem Marcogor  Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Kto na Filipiny ?

Dobas

Kto na Filipiny ?

Usuwanie tłumu

Dobas

Usuwanie tłumu

Góry dają człowiekowi wszystko

marcogor o gorach

Góry dają człowiekowi wszystko

Pielęgnuj swoje marzenia. Trzymaj się swoich ideałów. Maszeruj śmiało według muzyki, którą tylko ty słyszysz. Wielkie biografie powstają z ruchu do przodu, a nie oglądania się do tyłu. — Paulo Coelho Góry dają człowiekowi, poprzez zdobywanie wzniesień nieograniczony kontakt z przyrodą – poczucie wewnętrznego wyzwolenia, oczyszczenia, niezależności. Kto chce naprawdę odnaleźć samego siebie, musi nauczyć się obcowania z przyrodą, bo oczarowanie jej pięknem wprowadza bezpośrednio w ciszę kontemplacji. Góry są wyzwaniem, góry prowokują człowieka, istotę ludzką, młodych i nie tylko młodych do dokonania wysiłku w celu zwyciężenia samego siebie. Dolinka Kobyla i mur Hrubego w tle oraz Ciemnosmreczyńskie stawy po lewej W górach wiosna zawitała Już zakwitły poziomki na łąkach podsudeckich wśród zielonej koniczyny bielutkie kwiatuszki i przyciągają wzrok swoją nieprzeciętną krasą. Ich niewinne wianuszki płateczki rozchyliły przyglądają sie starym Sudetom i lasom góry stoją całe w chmurach i błękicie nieba no i czego nam do szczęścia jeszcze więcej trzeba Śnieżka dumna cesarzowa szczyt w koronie śniegu Karkonosze przycupnęły także całe w bieli popatrz wokół tak wiosennie wesoło i pięknie w barwach żółci zieleni bieli i błękitach w śród kaczeńców poziomek stokrotek i fiołków Sudety groźnym kordonem szczelnie otoczyły te łąki pachnące i strumienie szemrzące pośród kwiatów kolorowych kamieni milczących A urok krajobrazu śpiew skowronka dopełnił i słońca złocistego gorące promienie. Kotlina Kłodzka widziana z Gór Stołowych Tak właśnie, marzy mi się już wiosna i długie słoneczne dni, gdy można wędrować przez góry bez końca, wylegiwać się na kwiecistych polanach z widokiem na szczyty i wsłuchać w dzwięki strumyka. A także zanurzyć się w budzącej do życia przyrodzie, a może usłyszeć cichy zew natury. Teraz mamy ferie w Małopolsce i mam ochotę wyskoczyć gdzieś z rodziną mimo wszystko. Bardzo bogatą ofertę, dostępne wczasy zarówno w Polsce jak i poza granicami kraju znalazłem na stronie http://www.jaworzyna.com.pl/. Biuro podróży Jaworzyna Tour ma ofertę wczasów wypoczynkowych dla dzieci, młodzieży i studentów. Może by wybrać się z córką do Kotliny Kłodzkiej i spenetrować dokładnie jej tajemnice? Stare miasta pełne historii, tajemnicze sztolnie, bajkowe zamki? Decyzja należy do mnie, ale każdy z nas może urwać się na kilka dni na ferie z dzieckiem… Z górskim pozdrowieniem Marcogor Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Zawrat i Tatry

marcogor o gorach

Zawrat i Tatry

Kocham je. Patrzą na mnie zawsze jednakowe, zawsze jednako zimne i smutne i zawsze wierne. Kocham je. Nauczyły mnie myśleć i czuć, słowa w rytm układać i barwić, i zsyłają mi sny, lekkie palce kładą mi na oczy i przymykają mi powieki, a potem chylą mi głowę w tył , dotykają palcem mych ust i mówią cicho: milcz. Kocham Tatry. Kocham ich pustkę i milczenie, ich martwość o spokój posępny. W ich mgłach błąka się myśl moja i szuka dawnych swoich wierzeń i miłości, uczuć i siły. Po ich dolinach i przełęczach chodzi myśl moja i smuci się, że nie może być ogniem w ogniu, wichrem w wichrze, światłem w świetle; że nie moża być z wami, być waszym, o duchy żywiołów! Nad potokami usiada myśl moja i smuci się…  grań Krywania z tyłu Stanąłem na przełęczy… świat czarów pode mną! Wzrok zdumiony weń topię – podziw duszę tłoczy… Dołem – stawy czernieją, jak piór pawich oczy, W górze – pieśń! … ale myślą stworzona nadziemną. Pieśń runami granitów pisana przede mną! Skamieniały sen Stwórcy, dumny sen, uroczy! Tam – ku krańcom pustyni gwiazda dnia się toczy, Płoną szczyty – tam z głębin wstaje wieczór ciemno. Siadłem – cisza na górach – oko stawów drzymie, Patrzę w Tatry, w te runy przedwiecznej zagadki; Chciałbym przejrzeć, przeniknąć jej myśli olbrzymie. Wiatr – bajarz lekkim palcem strunę marzeń trąca, Z wolna uchodzą z serca goryczy ostatki, O! tu siedzieć i słuchać, i dumać bez końca! ( Franciszek Nowicki ) Dolina Kieżmarska i Jastrzębia Turnia z przodu A wracając do rzeczywistości marzy mi się już lato i ciepełko na polu, co by można na działce rozłożyć np. baseny ogrodowe intex. I opalać się, a w góry chodzić bez potrzeby ubierania się na cebulkę… Firma Mumo sprzedaje także akcesoria turystyczne (kije do nordic walking, kije trekkingowe, plecaki, maty, śpiwory). Ale kupimy w ich sklepie również pontony, czy materace do szaleństw na wodzie, a nawet dmuchane sofy, gdy odwiedzą nas niezapowiedziani goście. Z górskim pozdrowieniem Marcogor Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Spacer nad karkonoskimi kotłami do Słonecznika i Pielgrzymów

marcogor o gorach

Spacer nad karkonoskimi kotłami do Słonecznika i Pielgrzymów

Pora na dalszą część opowieści o pewnym listopadowym weekendzie spędzonym w Karkonoszach w aurze bardziej przypominającej środek zimy niż jesień. Po nocy spędzonej na Równi pod Śnieżką w schronisku Śląski Dom, gdzie zakończyłem wcześniejszą wędrówkę, rano ruszyłem dalej przed siebie. Postanowiłem trzymać się ściśle głównego grzbietu, którą prowadzi arcywygodną droga, by polować na górskie panoramy, które miałem nadzieję znowu ujrzeć mimo przewalającej się mgły. I pogoda znowu była na tyle łaskawa, że dane mi było ujrzeć niejedno piękno natury tego dnia. Szlak po Równi nad Śnieżką prowadzi widokową granią Drogą Przyjaźni Polsko – Czeskiej. Mnóstwo tu zazwyczaj spacerowiczów, gdyż wygodny, prastary trakt, którym biegnie czerwono znakowany Główny Szlak Sudecki sprzyja rodzinnym, weekendowym spacerom. W taką zimową, mroźną aurę nie spotkałem jednak nikogo. Miałem więc góry tego dnia tylko dla siebie i swej towarzyszki wycieczki. Przemieszczając się tą trasą mogłem podziwiać głębokie kotły polodowcowe, które raz po raz wyłaniały się z czeluści mgły. Równia pod Śnieżką to płaska rozległa przestrzeń o powierzchnia ok. 9 km², położona na wierzchowinie Śląskiego Grzbietu. Idąc tym głównym grzbietem Karkonoszy po noclegu na Równi, najpierw po prawej podziwiałem Kocioł Łomniczki, gdzie w dole skryty jest Symboliczny Cmentarz Ludzi Gór. Kocioł ten, leżący u podnóża Śląskiego Domu jest najgłębszym kotłem karkonoskim. Natomiast po czeskiej stronie zachwycały urwiste skaliste stoki Úpskiej Jámy, będącej najwyższą częścią doliny Obří důl. Przyrzekłem sobie, że wrócę tu, aby przejść całą tę zachwycającą dolinę. Śnieżka widziana z Równi pod Śnieżką Idąc spokojnym tempem minąłem rozdroże szlaków przy pozostałościach schroniska Strażnica i zacząłem okrążać wspaniały Kocioł Małego Stawu, którym wędrowałem dzień wcześniej do schroniska Samotnia i dalej. Na dnie kotła powstało przecudne jezioro cyrkowe, zwane Małym Stawem. Patrząc na nie z góry, upewniłem się, że to jedna z najurokliwszych scenerii górskich jakie poznałem. W północno-wschodniej części kotła, właśnie nad Małym Stawem, znajduje się słynne schronisko PTTK „Samotnia”. Na garbie morenowym, zamykającym od północy Kocioł Małego Stawu, na wysokości 1158 m n.p.m. znajduje się z kolei dawny Domek Myśliwski, wzniesiony w 1924 r., pełniący obecnie funkcję ośrodka informacyjnego parku. Wszystko to, jak także znajdujące się powyżej schronisko Strzecha Akademicka, było doskonale widoczne tego dnia. Pogoda zaczęła mi coraz bardziej sprzyjać, co było też ważne w kontekście robienia ciekawych zdjęć. Kiedyś w Wielkim Żlebie (Slalomowym) opadającym stromo poniżej mego szlaku uprawiano, z przerwami ze względu na wymogi ochrony przyrody, zawody narciarskie („Slalom Wiosenny”, „Slalom Czekoladowy”, zawody o „Puchar Samotni”). Kocioł Małego Stawu i Śnieżka w tle Szedłem dalej, przyglądając się zmieniającym widokom na zerwy kotła Małego Stawu, by wkrótce ujrzeć kolejne jeziorko w dole, tym razem Wielki Staw w kotle Wielkiego Stawu. To największe polodowcowe jezioro cyrkowe w Karkonoszach. Zbocza kotła porasta bogata górska roślinność subalpejska i naskalna – sasanka alpejska, pierwiosnka maleńka, kosodrzewina. Głębokie kotły polodowcowe otoczone urwistymi skałami nadają Karkonoszom wysokogórski charakter, co doskonale rzucało się w oczy właśnie, gdy stałem nad wysokim, stromym urwiskiem. Na krawędzi kotła znajdowało się kiedyś schronisko im. Księcia Henryka, które spłonęło w 1946. Do dziś widoczne są dobrze zachowane fundamenty. formacja skalna Słonecznika Po tych emocjach wędrówki nad stromymi urwiskami dotarłem do jednej z najbardziej rozpoznawalnych skał karkonoskich, czyli popularnego Słonecznika. Również w zimowej szacie wygląda wspaniale i dumnie góruje nad otoczeniem. Ta formacja skalna, składająca się z kilku silnie spękanych granitowych ostańców, z których północny filar, oglądany od wschodniej strony przypomina wykutą w skale postać ludzką wznosi się na wysokość 12 m. Góruje nad Karpaczem Górnym i okolicami, jest najbardziej charakterystyczną i najlepiej widoczną skałą w Karkonoszach, którą widać prawie z całej Kotliny Jeleniogórskiej. W 1906 wrocławski oddział RGV ufundował przy Słoneczniku kamienną ławkę, zachowaną do dzisiaj. Na kamiennych tablicach są nazwiska fundatorów (Rentner H. Schultze; Professor dr W. Körber; Schulrat Dr P. Handloss) i data 1906. Ze „Słonecznika” roztacza się przepiękna panorama na wschodnią i północno-wschodnią część Karkonoszy, a na pierwszym planie w kierunku północnym są „Pielgrzymy” i „Polana” dalej zaś Karpacz i Kotlina Jeleniogórska. słynna kamienna ławeczka przy Słoneczniku I właśnie ta równie znana formacja skalna, czyli Pielgrzymy były kolejnym moim celem. Wystarczyło zejść trochę w dół żółtym szlakiem by znaleźć się przy nich. Te olbrzymy składają się z trzech potężnych grup skalnych, oraz kilku mniejszych i wielu pojedynczych bloków. Występują tu liczne spękania biegnące w trzech kierunkach (cios granitowy), kociołki wietrzeniowe, różne formy wietrzenia i inne zjawiska geologiczne. O każdej porze roku robią niesamowite wrażenie, jak mały człowieczek stanie przy tych olbrzymach! Z tego miejsca pozostało mi tylko zejść ponownie na znaną mi już Polanę Bronka Czecha, nazwaną tak na cześć naszego słynnego narciarza przedwojennego, a stamtąd dostać się do Karpacza, gdzie rozpoczęła się moja wycieczka i miała zarazem zakończyć. turystka przy Pielgrzymach Jako, że zszedłem do Karpacza Górnego mogłem jeszcze spokojnie zwiedzić słynną Świątynię Wang. To ewangelicki kościół przeniesiony w 1842 z miejscowości Vang, leżącej nad jeziorem Vangsmjøsa w Norwegii. Konstrukcja kościoła wykonana jest bez użycia gwoździ, wszystkie połączenia zrealizowano przy pomocy drewnianych złączy ciesielskich. Wnętrze świątyni ozdobione jest oryginalnymi zdobieniami i rzeźbami. Bryła obiektu podczas prac konserwatorskich, zgodnie z XIX-wiecznymi trendami konserwatorskimi, uległa znacznej rozbudowie. Dobudowano też wysoką kamienną dzwonnicę, która chroni drewnianą świątynię przed wiatrem znad Śnieżki. Po obejściu kościółka udałem się jeszcze na przykościelny cmentarz, gdzie pochowani zostali zarówno wierni z miejscowej parafii, jak również osoby, które zginęły w górach lub w nich zmarły. świątynia Wang w Karpaczu Po kolejnym intensywnym dniu, pełnym wielu doznań pozostało mi tylko znaleźć sobie nocleg i odnaleźć swój samochód pozostawiony u mechanika dzień wcześniej. Zawitałem więc ponownie do wypróbowanego już Hotelu Greno. Hotele w Karpaczu są różne, ale ten w centrum Karpacza, bezpośrednio przy krzesełkowym wyciągu narciarskim Biały Jar jest najlepszy. Oprócz pokojów i apartamentów dla gości dostępne są sauny i basen  z jacuzzi, co dla zmęczonego ciała ma kapitalne znaczenie. A rodziny z dziećmi znajdą tu również salę zabaw dla dzieci. Nocleg tutaj to był ostateczny koniec mej kolejnej przygody i spotkania z Karkonoszami oraz Karpaczem. Na koniec jak zwykle zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z wypadu. Z górskim pozdrowieniem Marcogor [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Śnieżka zdobywana w zimowej aurze

marcogor o gorach

Śnieżka zdobywana w zimowej aurze

Mamy teraz środek zimy, ale takiej bardziej na niby, która pojawia się i znika… Raz jest, a za chwilę jej nie ma. W wysokich górach dopiero obecnie dosypuje coś więcej śniegu, przedtem to były bardziej lodowe góry, niż śnieżne. Niższe pasma to nadal głęboka jesień, szlaki bardziej błotniste niż zmrożone… Ale nie zawsze tak było, jeszcze kilka lat temu od listopada do kwietnia potrafiła trzymać w górach ostra zima! Niektórzy tęsknią do takiej srogiej pogody i prawdziwie zimowych warunków na szlakach. Ja jako przedstawiciel ciepłolubnych bardziej czekam i tęsknię za wiosną, rozkwitem zieleni, ciepłym zefirkiem na dworze. I gorącym, upalnym latem, z długim dniem, gdy nie trzeba nakładać na siebie kilka warstw odzieży, żeby przetrwać górską wędrówkę… A także kolorową jesienią, gdy ubarwiona natura wszystkimi kolorami jest najpiękniejsza. Ale i mi zdarzaja się zimowe wypady w góry. Pory roku mamy obecnie tak przewrotne, że nawet w czasie listopadowej wycieczki na Śnieżkę, najwyższy szczyt Sudetów trafiła mi się zimowa aura z siarczystym mrozem! Ale to raczej wyjątek potwierdzający regułę ocieplenia klimatu.  Ale skupmy się na moim prawie zimowym spacerze na kulminację Karkonoszy odbytą z Karpacza. Doszedł on do skutku po pewnych perturbacjach z moim samochodem. Nieprzewidziana awaria podczas podróży zmusiła mnie do przymusowego postoju właśnie w tym regionie. Jako, że posiadam japońską starą brykę, byłem zmuszony szukać oryginalnych części zamiennych, w czym bardzo pomocna była firma http://www.mamauto.pl/. Sklep zajmuje się sprzedażą oryginalnych części samochodowych, a na ich stronie można znaleźć takowe do wielu modeli pojazdów. oznaczenie miejsca anomalii grawitacyjnej w Karpaczu Wracając do górskiej eskapady, mimo przelotnych opadów śniegu, mgły i siarczystego mrozu  miała ona swój urok, o czym przekonacie się oglądając zdjęcia z wypadu. Wyruszyłem Drogą B.Czecha z Karpacza, czyli wyznakowanym na zielono szlakiem, obok znanej anomalii grawitacyjnej. To zjawisko rejestrowane w Karpaczu Górnym na ul. Strażackiej, polegające na samodzielnym przemieszczaniu się obiektów kolistych i cieczy pozornie w górę po szosie. Uważa się, że zjawisko jest przykładem złudzenia optycznego, tak zwanej magicznej górki – w rzeczywistości szosa obniża się po zboczu doliny, mimo że prowadzi w górę rzeki. Jednak niektórzy uznają to za rzeczywistą anomalię i wierzą, iż w tym miejscu przyciąganie ziemskie jest o 4% słabsze. Żadna z tych teorii nie została poparta wiarygodnymi dowodami. Ot taka ciekawostka na drodze zwykłego, prostego turysty… Żeby ją odnaleźć musiałem trochę zboczyć ze szlaku. potok Łomnica w drodze do Samotni Tak doszedłem na Polanę Bronka Czecha, miejsce, gdzie ścieżki rozchodzą się w różne strony. Ja wybrałem niebieski szlak prowadzący do kotła Małego Stawu i schroniska Samotnia. Równoległe biegnie tam ścieżka przyrodnicza „Wokół Kotłów Wielkiego i Małego Stawu”. Szybko doszedłem nad brzeg stawu i do samego schroniska. To chyba jedno z najurokliwszych miejsc w całych Karkonoszach, a Samotnia to kultowe wręcz miejsce dla turystów. Niestety tym razem mgła spowiła wszystko dookoła pod białą, nieprzeniknioną płachtą. Wiem jednak jak wygląda niesamowity urok tego miejsca z czasów innego pobytu, który opisałem tutaj. Wtedy pozostało mi zagrzać się w przytulnym budynku schronu i ruszyć dalej pod górę. schronisko PTTK Strzecha Akademicka Już po kwadransie czekały na mnie progi kolejnego schroniska, równie słynnej Strzechy Akademickiej. Tu zjadłem ciepły, rozgrzewający posiłek przed dalszą wedrówką w coraz mroźniejsze górskie powietrze. Mimo zimna, śnieżne pejzaże dookoła mnie były cudne, a zimowe wytwory natury raz po raz zachwycały całego mnie. Taka zmrożona przyroda, ta żywa i także nieożywiona potrafi być niezwykła. Teraz czekało mnie dłuższe podejście Śląską Drogą na Przełęcz pod Śnieżką. Była to o tyle wygodna trasa, że w dużej części prowadziła równiutkim chodnikiem. Takie te Karkonosze są, bardzo skomercjalizowane i oplecione infrastrukturą dla spacerowiczów z kolejki krzesełkowej, która dociera na pobliską Kopę. Ale mimo tych cywilizacyjnych udogodnień Karkonosze urzekły mnie, tym bardziej, że w taką pogodę nie spotkałem na szlaku żadnych turystów! zmrożone trawy przy szlaku Z przełęczy bez przestoju zacząłem wspinać się skalistym, czarnym szlakiem, mimo oblodzeń dość sprawnie, przy pomocy metalowych barierek. Zamrożone poręcze, stopnie, łańcuchy, a zwłaszcza oblodzone ambony widokowe wyglądały bajecznie mimo braku górskich widoków. Sceneria podejścia na szczyt Śnieżki przypominała mi sceny z filmu o królowej śniegu… było naprawdę bosko. A wkrótce moim oczom ukazał się cały zalodzony budynek obserwatorium na szczycie, który na długi czas zamknął mi usta z zachwytu! Jak się okazało cały wierzchołek okazał się być krainą śniegu i lodu, a wszystkie budowle zalodzone, jakby  „nieżywe” i odcięte od realnego świata. Ale ten widok lepiej oddadzą fotki z wyprawy. Opisałem już to miejsce kiedyś tutaj. budynek Obserwatorium Wysokogórskiego Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej z restauracją (charakterystyczne „dyski”) z 1974. Pozwiedzałem wszystko, co sie dało, zwłaszcza zabytkową Kaplicę św.Wawrzyńca, która była dostępna i poszedłem do restauracji na szczycie, żeby się ogrzać. Siedząc tak po pewnym czasie stwierdziłem, że się przejaśnia, mgły zaczynają opadać, a tu i ówdzie pokazują się widoczki. Nawet słońce zaczęło nieśmiało, od czasu, do czasu pokazywać swoje oblicze. Wyskoczyłem więc z ciepełka, by złapać kilka ciekawych, górskich panoram. Pogoda zrobiła sie tak dynamiczna, że postanowiłem pomału schodzić z powrotem na Rówień pod Śnieżką, by zrobić po drodze kilka interesujących fotek. Zwłaszcza gra ruchomej mgły i nieśmiałych promieni słońca robiła wrażenie na czułej duszy fotografa. Oczywiście dektowałem się zejściem bardzo długo, by nałapać tych niezwykłych zjawisk jak najwięcej. W końcu i tak miałem zejść na przełęcz i przenocować w schronisku Śląski Dom. Stwierdziłem, że pogoda nastraja na tyle optymizmem, że nie warto schodzić w dół, tylko czekać do następnego dnia na rozwój wypadków. Rówień pod Śnieżką z widocznym schroniskiem Zarezerwowałem pokój w schronisku, do wieczora obserwując ciekawe zjawiska na niebie i fotografując odsłaniające się górskie uroczyska, jak pobliski Kocioł Upy. Niestety nie było mi dane obejrzeć efektownego zachodu słońca, gdyż na koniec dnia znowu wszystko spowiła mgła. Ale tak to już bywa w górach, nieraz tylko na chwilę odsłonią nam rąbka swojego, tajemniczego piękna. Ja tego krótkiego, bo listopadowego dnia przeżyłem wiele momentów, które urzekły mnie swoim czarem związanym z tą górską krainą. Jako, że wieczór był długi pozostało mi zdobywać nowe górskie znajomości na sali restauracyjnej w Śląskim Domu, przy kolejnych grzańcach na rozgrzewkę… Śląski Dom na Równi pod Śnieżką na wysokości 1400 m.npm A potem już w swoim pokoju przemyśliwać o Duchu Gór, czyli Karkonoszu, którego obecność można było tutaj wyczuć lepiej niż gdziekolwiek indziej. Ale w końcu to był jego teren, jego góry, a ja byłem tylko małym intruzem, którego znowu urzekła potęga i magia gór. Który to już raz…? Rano miały na mnie czekać kolejne doznania, ale o kolejnych mych karkonoskich przygodach przeczytacie w nastepnej części tej opowieści już niebawem. Na koniec zapraszam do obejrzenia fotorelacji z tej krótkiej wycieczki. Z górskim pozdrowieniem Marcogor [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Bergen

Podróże MM

Bergen

Tanie bilety to nasza specjalność. Tym razem nie było inaczej. Gdy tylko zobaczyliśmy ofertę linii lotniczych Wizz Air z ceną 39 zł, od razu przystąpiliśmy do realizacji naszego pierwszego w tym roku wyjazdu. Za przelot tam i z powrotem zapłaciliśmy łącznie 78 zł za osobę. Pierwszy raz Norwegię odwiedziliśmy w poszukiwaniu sera, a tak na poważnie chodziło o nasz debiut lotniczy w roli pasażerów. Za drugim razem wylądowaliśmy w Stavanger, spacerowaliśmy po plaży Solastranden, no i wisienka na torcie - fenomenalny klif Preikestolen i Lysefjord. Trzecia podróż przypadła na Bergen. Otwieramy zatem nasz podróżniczy kalendarz 2016!♦ Jak dostać się do Bergen?Do Bergen polecimy linią lotniczą Wizz Air z Gdańska, Szczecina, Warszawy (Chopin) i z Katowic. Ceny biletów zaczynają się od 39 zł za przelot - potwierdzone info!♦ Jak dojechać z lotniska do Bergen?Spod lotniska pasażerów zabiera do centrum miasta prywatny przewoźnik Flybussen. Cena biletu za przejazd w jedną stronę to 85 NOK (39 zł). Za taksówkę zapłacimy od 300 do 350 NOK.Tańszą opcją jest dojazd lokalnym autobusem Skyss. Bilet 90-minutowy kosztuje 35 NOK (16 zł). Niestety na przystanek busa trzeba się przejść ok. 2 km. Autobus numer 51 odjeżdża z zajezdni przy rondzie Birkelandskrysset lub z przystanka Kokstadflaten (patrz: mapka niżej). Dokładny rozkład jazdy i wszelkie inne informacje znajdziecie na bardzo intuicyjnej stronie Skyss.no. Lokalne autobusy zatrzymują się na stacji Bergen Busstasjon w samym centrum. ♦ Co warto zobaczyć w Bergen?Bryggen - szereg budynków handlowych z okresu związków hanzeatyckich. W 1360 roku Hanza (grupa europejskich miast handlowych) wzniosła w mieście swą placówkę. Dzięki temu Bergen stało się ważnym punktem wymiany handlowej, a miasto dynamicznie się rozwijało już od XIV wieku. W 1702 roku budynki Bryggen spłonęły w pożarze, lecz szybko je odbudowano. Ogień często trawił zabudowę miasta, ponieważ najczęstszym materiałem budulcowym było łatwopalne drewno. Bryggen zostało wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO w 1979 roku i jest do dziś największą atrakcją miasta. W budynkach mieszczą się obecnie restauracje, sklepy oraz muzea.Torgallmenningen - popularny deptak i główne miejsce spotkań mieszkańców Bergen, znajdujące się w centrum miasta. W 1993 roku ulokowano tam nieszczególnie uroczy pomnik Den blå stein (The Blue Stone). W budynkach otaczających Torgallmenningen znajdują się głównie sklepy, hotele i restauracje. Torget i Bergen - targ rybny pod gołym niebem nad zatoką Bergen Havn. Rybacy sprzedają tam swój towar na straganach pełnych świeżych ryb i owoców morza. Norweskie specjały można nabyć także w Fisketorget, znajdującym się w nowoczesnym budynku informacji turystycznej.Korskirken - kościół św. Krzyża, wybudowany w XII wieku. Obecna konstrukcja datowana jest na XVII wiek. Nazwa świątyni pochodzi od relikwii Prawdziwego Krzyża, która niegdyś się tu znajdowała. Została jednak skradziona przez duńskiego króla w okresie reformacji.Domkirken - luterańska Katedra w Bergen pod wezwaniem św. Olafa. Jej początki sięgają XII wieku. Świątynia wielokrotnie była niszczona przez pożary, przez co konieczne były prace nad odbudową katedry. Jej ostateczna forma datowana jest na XVII wiek. Mariakirken - Kościół Najświętszej Maryi Panny znajduje się w okolicy Bryggen. Budowę świątyni rozpoczęto w 1130 roku, co czyni ją najstarszym budynkiem w Bergen. Bergenhus Festning - forteca miejska, będąca jednym z najstarszych i najlepiej zachowanych zamków w Norwegii. Wzniesioną ją w 1240 roku u wejściu do portu. Wieża obronna Rosenkrantztårnet została wybudowana w 1270 roku i stanowi najbardziej wyróżniający się element fortecy.  Od 1299 roku Bergen było stolicą Norwegii, przez co Bergenhus stało się główną rezydencją władców. Odbywały się tu także koronacje królów. Obecnie twierdza jest siedzibą pod dowództwem norweskiej marynarki wojennej, lecz turyści mogą ją zwiedzać. Wzgórze Fløyen - szczyt o wysokości 399m n.p.m., z którego rozciąga się popularna panorama na miasto i zatokę Bergen Havn. Na punkt widokowy można dostać się pieszo (około 3,5 km) po szerokim, utwardzonym szlaku, lub za pomocą kolejki linowo-terenowej Fløibanen (czas przejazdu: 4 minuty). Dolna stacja Vetrlidsalmenning znajduje się 2 minuty drogi od targu rybnego.Festplassen, BergenDen bla stein - The Blue Stone, Torgallmenningen BergenBryggen, BergenBryggen, BergenFisketorget, BergenTorget i Bergen - targ rybny w BergenTorget i Bergen - targ rybny w BergenBergen, NorwegiaBryggen, BergenBergenBryggen, BergenBryggen, BergenBredsgarden Bryggen, BergenBryggen, BergenBryggen, BergenBryggen, BergenBryggen, BergenBryggen, BergenBryggen, BergenBryggen, BergenBryggen, BergenBergenhus Festing, Rosenkrantztarnet - forteca w BergenMariakirken - Kościół Najświętszej Maryi Panny w BergenKorskirken - kościół św. Krzyża w BergenKatedra św. Olafa w BergenDroga na Floien, BergenBergen nocą - panorama ze szczytu Floien.Bergen nocą - BryggenBergen nocą - Bryggen

mZD 300 PRO – review

Dobas

mZD 300 PRO – review

Zależna w podróży

Ceny w Czechach w 2016 roku

Na przełomie grudnia 2015 i stycznia 2016 wybrałam się z ukochanym do Czech na #sylwestrowyroadtrip. Przez 5 dni objeżdżaliśmy samochodem czeskie miasteczka i pałace, zatrzymując się w miejscach, które wcześniej – na skutek przeglądania blogów podróżniczych i przewodników – uznaliśmy za najciekawsze. Tradycyjnie już, jak wcześniej np. na Ukrainie, na...

Zależna w podróży

Sylwestrowy road trip po Czechach

Wjeżdżamy do ostatniej polskiej miejscowości na drodze z Wrocławia do Czech. Lubawka zdaje się być jedną z tych licznych przygranicznych miejsc, których nikt nie chce pokochać. Tutaj kupujemy alkohol i papierosy. Wymieniamy pieniądze i tankujemy samochód do pełna. Nie chcemy jednak w niej zostać. Nie chcemy wieczorem wyjść na kolację...

Z Piwnicznej szlakiem granicznym przez Eliaszówkę do rezerwatu Biała Woda

marcogor o gorach

Z Piwnicznej szlakiem granicznym przez Eliaszówkę do rezerwatu Biała Woda

Z Piwnicznej szlakiem granicznym przez Eliaszówkę do rezerwatu Biała Woda i Jaworek

marcogor o gorach

Z Piwnicznej szlakiem granicznym przez Eliaszówkę do rezerwatu Biała Woda i Jaworek

Hiszpańskie opowieści: poszukiwania mostu w Rondzie. ;)

PO PROSTU MADUSIA

Hiszpańskie opowieści: poszukiwania mostu w Rondzie. ;)

        Nowy rok przywitał nas trzaskającym mrozem, a później spadł śnieg. Zrobiła się zima pełną gębą i coraz bardziej zaczynam tęsknić za wiosną. I jak zwykle w takich chwilach pocieszam się wspomnieniami słonecznych dni spędzonych w przepięknej Andaluzji. Mimo iż był to listopad, to trafiło się nam kilka naprawdę wspaniałych dni, gdy pogoda była totalnie wakacyjna. I właśnie jednym z takich dni był ten, w którym zawitaliśmy do miasteczka z najbardziej chyba znanym mostem w całej Hiszpanii - Rondy. W przeciwieństwie do poprzednich miejsc, które opisałam na blogu, a których szukać można w przewodnikach ze świecą w ręku, Ronda występuje w nich zawsze. Obok Alhambry w Granadzie jest to chyba najpopularniejsze miejsce w Andaluzji. Trochę nas ta opinia przerażała, bowiem  na miejscu spodziewaliśmy się dzikich tłumów, ale  na szczęście, nie było tak źle. ;)       Jadąc do Rondy byliśmy przekonani, że wiemy o niej wszystko. A mimo to nas zaskoczyła. ;)  Wszystkie przeczytane przez nas przewodniki i artykuły wychwalały niesamowite położenie tego miasteczka, a przede wszystkim absolutnie fantastyczny most przerzucony nad głębokim wąwozem, więc spodziewaliśmy się, że będzie to wszystko widoczne z daleka. A akurat wjeżdżaliśmy z takiej strony, że zupełnie nic widać nie było. I nawet chwilami się zastanawiałam czy przypadkiem GPS nam się nie zepsuł, bo wydawało mi się to niemożliwe. Jednak mimo iż strona nie była najlepsza, to miasteczko było właściwe. Zaparkowaliśmy na podziemnym parkingu, których w Hiszpanii nie brakuje i ruszyliśmy przed siebie typową spacerowo-handlową ulicą, gdzie oczywiście kłębił się tłum ludzi. Szybko więc uciekliśmy w boczną uliczkę, kierując się nadal prosto przed siebie, mając nadzieję, że gdzieś tam znajduje się słynny most. ;)         W trakcie szukania mostu udało nam się dotrzeć do pięknego rynku, ze świetną fontanną i uroczym pomnikiem przesympatycznego pana w okularkach. Tutaj zdecydowanie kwitło życie miasta, bowiem wszystkie stoliki wokół rynku były okupowane przez turystów, pijących przedobiednią jeszcze kawkę. Nawet chwilę się zastanawialiśmy czy nie szukać jakiegoś miejsca, ale we wcześniejszym miasteczku wypiliśmy już jedną kawusię, a i nie za bardzo chcieliśmy marnować czas, zwłaszcza że jeszcze nie znaleźliśmy mostu. Pokręciliśmy się chwilę tutaj i ruszyliśmy dalej przed siebie. ;)       Miałam nadzieję, że na końcu niezwykle długiego spacerniaka będzie wreszcie most, ale nic bardziej mylnego. Natrafiliśmy za to na drugie miejsce, z którego słynie Ronda. Jest to Plaza de toros de Ronda, czyli arena walki z bykami. I to najstarsza arena, bowiem pochodząca z 1785 roku, a będąca ciągle w użyciu, chociaż obecnie tylko dwa razy w roku. Mieści się tutaj także muzeum corridy, ale nie wchodziliśmy do środka, bo nasze myśli ciągle były zaprzątnięte mostem. Przecież nie mógł się ot tak schować przed nami. ;)        Doszliśmy jednak do wniosku, że takie szukanie po omacku jest nieco bez sensu, więc zahaczyliśmy o centrum informacji turystycznej, szczęśliwie znajdujące się tuż obok areny walki. Dostaliśmy piękną mapę, a sympatyczna Hiszpanka wytłumaczyła nam, gdzie mamy się udać, żeby odnaleźć cel naszej wędrówki. Okazało się, że właściwie jesteśmy już całkiem blisko, wystarczyło skręcić w prawo, przejść kawałek i bylibyśmy na moście. Jednak pani z informacji doradziła nam, że o wiele ładniejsza jest droga naokoło. Zaraz obok centrum informacji i areny walk znajduje się Park Alameda del Tajo, który kończy się na skraju wysokiego i niezwykle malowniczego urwiska. Z tego miejsca po raz pierwszy zobaczyliśmy jak interesujące położenie ma Ronda.           Pierwsze wrażenie było niesamowite. Tak fantastycznego miejsca chyba jeszcze w swoim życiu nie widziałam i w pełni rozumiałam zachwyty, z jakimi spotykałam się w internecie. A ciągle nie zobaczyłam na żywo słynnego mostu. ;) Brzegiem wąwozu na skałach wytyczono ścieżkę, którą można było do niego dotrzeć. Aż tak wielu ludzi się na niej nie znajdowało, dzięki czemu można było podziwiać piękno okolicy. Szczególnie uderzyło mnie umiejscowienie tarasu widokowego, z którego kilka chwil wcześniej zachwycałam się okolicą. Gdybym najpierw zobaczyła go z tej strony, to zapewne nie weszłabym na niego. Stojąc tam zupełnie nie zdawałam sobie sprawy, jak wielka przepaść znajduje się pode mną. Nawet na zdjęciach wygląda to imponująco. andaluzyjskie kociaki. ;)gdzie ja tam wlazłam. ;)        I wreszcie dotarliśmy do mostu. I nie rozczarował mnie, oj wprost przeciwnie. Na żywo wygląda jeszcze piękniej i jeszcze bardziej monumentalnie niż na jakimkolwiek zdjęciu. I naprawdę jest położony absolutnie niesamowicie. Łączy ze sobą dwie części miasta - arabską i tą powstałą po rekonkwiście, ma sto metrów wysokości i góruje nad wąwozem El Tajo. A do tego po obu stronach wąwozu znajdują się casas colgadas, czyli kamienice przylegające bezpośrednio do jego krawędzi. Nie da się nie zachwycać tym miejscem. :)         Przechodząc przez most zauważyliśmy, że w dole wąwozu znajdują się ludzie. Od razu postanowiłam, że ja też tak chcę, bo głównie zdjęcia z takiej perspektywy można zobaczyć w sieci. Nie bardzo jednak wiedzieliśmy jak tam dotrzeć, więc znowu zdaliśmy się na czuja. Oczywiście wybraliśmy najgorszą z możliwych dróg, bo zamiast po prostu skręcić od razu w prawo i iść wzdłuż ścian wąwozu, poszliśmy prosto, a później w lewo. W rezultacie przeszliśmy na drugą stronę miasteczka, gdzie też nie brakowało niezłych widoków. ;)tu trzeba było skręcić.       Dzięki wybraniu takiego kierunku, trafiliśmy na Puerta de Almocábar, czyli bramę, na którą nawet można było się wdrapać. Zrobiliśmy sobie krótką przerwę przy placu Plaza de la Duquesa de Parcent, gdzie znajduje się kościół Santa María La Mayor, wybudowany na miejscu dawnego meczetu. Trzeba przyznać, że robi wrażenie. Nam spodobał się także sam plac, bowiem słońce zaczęło dość mocno przygrzewać i przyjemnie było się schronić na kilka chwil w cieniu drzew rosnących przy skwerze. Przy jednym z jego boku znajduje się niezwykle charakterystyczny budynek Ayuntamiento De Ronda. Jest to po prostu ratusz z przepiękną arkadową fasadą, który został przebudowany w XX wieku. Też prezentuje się całkiem nieźle. ;)       Przerwę na placu wykorzystaliśmy nie tylko na odpoczynek, ale także na bliższe zapoznanie się z mapą, żeby nie błądzić po raz kolejny. Ta część Rondy charakteryzuje się typową zabudową pueblos blancos, czyli uliczki są wąskie, kręte i nigdy nie wiadomo gdzie nas zaprowadzą, dlatego musieliśmy się wreszcie zacząć posiłkować mapką. Po kilku minutach udało nam się dotrzeć do miejsca, gdzie można było zejść w dół wąwozu. Od razu na początku znajdował się znak, że ścieżka tam wiodąca nie jest w najlepszym stanie, dlatego też należy zachować na niej szczególną ostrożność. upragniona droga w dół wąwozu. :)        Muszę przyznać, że dotarcie do tego miejsca było warte tylu chwil błądzenia. I gdyby nie udało nam się tutaj przyjść, byłabym bardzo rozczarowana i uważałabym wizytę w Rondzie za niekompletną. Dopiero z tej perspektywy widać dokładnie jak spektakularnie wygląda Puente Nuevo. Można było także dojrzeć mały wodospad, jaki tworzyły wody rzeki Guadalevín. Absolutnie przepiękne miejsce. I do tego jeszcze udało nam się trafić na świetną miejscówkę do robienia zdjęć, chociaż nieco się bałam, że rodzina je okupująca nie zejdzie z niego przez następną godzinę. Miejscem tym był bowiem kamień, na którym można było spokojnie pozować do fotografii z idealnym widokiem na most. Sami też spędziliśmy na nim kilka chwil. ;)kamień widokowy. :)        Nasyceni widokami ruszyliśmy w drogę powrotną. Akurat musiał zacząć się czas sjesty, bo ulice nieco opustoszały, część sklepów została zamknięta. Zastanawialiśmy się nad zjedzeniem czegoś w knajpach w widokiem na most, ale niestety piękno okolicy było wliczone w cenę posiłku, więc musieliśmy z niego zrezygnować. Rzuciliśmy jeszcze okiem co widać po drugiej stronie, ale ta nieco mniej widowiskowa jest, toteż nie zajęło nam to zbyt wiele czasu. Zahaczyliśmy jeszcze o Mc Donalda, żeby kupić coś zimnego do picia i poszliśmy prosto do samochodu. :)dzień bez alkoholu - 15 listopada. ;)       Wyjeżdżaliśmy z Rondy inną drogą niż ta, która nas tutaj przywiodła, więc przez dłuższy czas wypatrywałam, czy przypadkiem nie będziemy mijać jakiegoś miejsca, gdzie będzie ją widać z daleka. Tym razem nam się poszczęściło, bo po kilkunastu kilometrach udało się znaleźć takie miejsce. I jak to zwykle bywa w takich sytuacjach, Tomasz szybko zjechał na pobocze, ja wypięłam się z pasów, wyskoczyłam z samochodu i zrobiłam szybko kilka zdjęć. Niestety, w Andaluzji nie spotkaliśmy zbyt wielu miejsc, gdzie można się spokojnie zatrzymać i porobić zdjęcia okolicy, co we Włoszech zdarzało się dość często. Nie mówię, że nie było takich miejsc, tylko nie do końca rozumiałam intencje, które kierowały tymi, którzy je budowali/wyznaczali. Ja bym zrobiła to zupełnie inaczej. Chociaż z drugiej strony, znając mnie, byłoby co kilkaset metrów, bo mniej więcej co tyle uważałam, że trzeba się zatrzymać, bo jest piękny widoczek. Dobrze, że Tomasz jest wyrozumiałych kierowcą i zwykle się zatrzymuje tam, gdzie poproszę. Nawet jeśli czasem jest to po prostu okrzyk: "zatrzymaj się, tutaj, teraz". Ale za to go kocham. ;)         Na zakończenie muszę stwierdzić, że warto poszukać mostu w Rondzie, warto pobłądzić po miasteczku, warto się nawet w nim zgubić. Jest to naprawdę absolutnie fantastyczne miejsce, położone niezwykle malowniczo. Całkowicie rozumiem jego popularność i chociaż zwykle nie przepadam za tak popularnymi i turystycznymi miejscami, to Ronda totalnie podbiła moje serduszko. Jest to jedno z tych miejsc, które chce się zobaczyć na własne oczy i chce się je zapamiętać na zawsze. I w moim przypadku na pewno tak będzie. :)))~~Madusia.

Zależna w podróży

Gdzie jechać na wakacje za granicę w 2016 roku? Wg polskich blogerów

Każdego roku najważniejsze wydawnictwa podróżnicze i turystyczne portale internetowe publikują listę krajów, do których będziemy najchętniej jeździli na wakacje w nadchodzącym roku. Tym samym wyznaczają trendy podróżnicze i zapalają w nas iskrę marzenia o krajach, o których wcześniej nie myśleliśmy. Za minus tych list zawsze uważałam brak informacji. Dowiaduję się,...

M.Zuiko Digital ED 300 PRO

Dobas

M.Zuiko Digital ED 300 PRO

M.Zuiko Digital ED 300 PRO

Dobas

M.Zuiko Digital ED 300 PRO