Dobas

Nik Collection za darmo

Jakiś czas temu Google przejęło NIK SOFTWARE. Dziś udostępniło wtyczki do darmowego użytku. NIK to kolekcja prostych intuicyjnych wtyczek dla fotografów dzięki którym praca rzeczywiście może być łatwiejsza Po krótkim zaprzyjaźnieniu się z interfejsem wtyczek okazuje się że są one dość intuicyjne i łatwo się ich nauczyć. Kilka lat temu, każda z wtyczek wchodzących w skład kolekcji kosztowała około 100 USD. Po przejęciu firmy NIK Software przez Google – ceny poleciały w dół o jakieś 25 % ale chyba nikt nie spodziewał się że nagle Google powie ” OK dajemy Wam to za darmo ” Oczywiście pytanie czy rzeczywiście za darmo i czy jest jakiś ukryty cel w takim ruchu giganta, ale z całą pewnością z punktu widzenia użytkownika nagle nie musimy płacić za którąkolwiek z wtyczek i mamy możliwość pobrania pełnego pakietu 7 pluginów. Dostępne są : Analog Efex Pro, Color Efex Pro, Silver Efex Pro, Viveza, HDR Efex Pro, Sharpener Pro i Dfine. Co więcej, każdy, kto kupił ten zestaw w 2016 roku dostanie pełen zwrot poniesionych wydatków… Myślę że warto pobrać ten pakiet – nawet jeśli nie jesteście do niego przekonani. Troszkę poużywać, bo może się Wam spodoba.   Google NIK Collection można pobrać z tej strony Zaś tu krótkie wprowadzenie jak zainstalować wtyczki The post Nik Collection za darmo appeared first on Marcin Dobas.

Zależna w podróży

Jak święta to przecież Jerozolima, czyli top 10 stolicy Izraela

Zastanawiałam się nad artykułem na Wielki Tydzień. W końcu lubię pisać tematycznie. Przed dniem Wszystkich Świętych zawsze piszę coś o cmentarzach. Przed gwiazdką w tym roku mieliśmy tekst o atrakcjach bożonarodzeniowych w Saksonii, a w zeszłym mówiliśmy o Betlejem. Wtem spojrzałam na spis tekstów do napisania i odpowiedź na pytanie,...

Dolina Kościeliska zimą

Podróże MM

Dolina Kościeliska zimą

Jaworzyna Krynicka – centrum turystyki i narciarstwa

marcogor o gorach

Jaworzyna Krynicka – centrum turystyki i narciarstwa

Będąc w tym roku w Alpach nauczyłem się profesjonalnie jeździć na nartach. Wcześniej to były tylko takie dziecięce zabawy na śniegu. Dopiero tam w Austrii instruktor nauczył mnie co i jak… i przede wszystkim miałem na sobie sprzęt narciarski na miarę obecnego wieku. Przed końcem zimy postanowiłem podszlifować swoje umiejetności zjazdowe, a przede wszystkim utrwalić, to co się nauczyłem. Korzystając z ostatniego ładnego weekendu wybrałem się więc na Jaworzynę Krynicką, jeden z moich ulubionych szczytów beskidzkich, który oferuje oprócz walorów turystycznych, także znakomite warunki dla miłośników białego szaleństwa. Ta góra leżąca w Beskidzie Sądeckim, nieopodal znanego kurortu i uzdrowiska Krynicy – Zdroju należy do najczęściej odwiedzanych przeze mnie górek, pewnie z racji tego, że mam tam stosunkowo blisko.  nartostrada na Jaworzynie Krynickiej widziana z Czarnego Potoku Krynica-Zdrój jest dużym ośrodkiem lecznictwa uzdrowiskowego i sanatoryjnego. W mieście znajdują się liczne sanatoria i szpitale uzdrowiskowe, a także odwierty, pijalnie i rozlewnie wód mineralnych i leczniczych. Krynica-Zdrój to także ważny ośrodek turystyczny. Leży na terenie Popradzkiego Parku Krajobrazowego i stanowi bazę wypadową w okoliczne góry, z czego wiele razy już skorzystałem, robiąc sobie wycieczki piesze po okolicy. Miasto jest również jednym z największych polskich ośrodków sportów zimowych. Narciarstwo uprawiać można na stokach w Krynicy-Słotwinach i na Jaworzynie (1114 m n.p.m.), gdzie funkcjonuje stacja narciarska. Właśnie tu tym razem skierowałem swe kroki, aby skorzystać z dwóch otwartych jeszcze nartostrad. plan nartostrad na Jaworzynie Autem dojechałem do przysiółka Czarny Potok, gdzie jest kilka parkingów, hoteli i pensjonatów oraz co najważniejsze stoi tam dolna stacja kolei gondolowej, która wywozi turystów i narciarzy na szczyt. Ja też skorzystałem z tej możliwości. Przy okazji wypróbowałem ciekawy sposób na jazdę kolejką… otóż użyłem swojej karty PKL pass, która pozwala wcześniej online, bedąc w domu doładować sobie w dowolny sposób osobistą kartę czipową, którą mogę używać zamiast tradycyjnego biletu. Jej przewagą jest fakt, że planując wyjazd mogę sobie wcześniej wykupić bilet na kolejki, czy całodzienny skipass w jednej z kilku lokalizacji stacji narciarskich, które należą do Polskich Kolei Liniowych. Bez potrzeby stania w kolejkach na miejscu. automat do zakupów skipassów i biletów oraz doładowań PKLpassa PKL pass to program, którego celem jest połączenie zalet karnetu oraz programu lojalnościowego dla narciarzy. Dzięki karcie fani sportów zimowych mają możliwość zakupu biletów i skipassów na 6 ośrodków PKL z poziomu jednej karty. Wspomniane ośrodki to Kasprowy Wierch, Jaworzyna Krynicka, Gubałówka, Palenica, Góra Żar oraz Góra Parkowa. Program jest całoroczny, ale szczególnie zimą głównymi beneficjentami PKL pass będą narciarze. Wśród nich w głównej mierze lokalni miłośnicy narciarstwa, dla których liczą się przede wszystkim rabaty na skipass przy wielu zakupach, ale także narciarze z dalszych zakątków kraju, którzy odwiedzają południe Polski przy okazji ferii, wakacji czy świąt. Dla tej drugiej grupy najważniejszą kwestią jest przecież ułatwienie sobie pobytu poprzez wcześniejszą rezerwacje skipassów i biletów w ośrodkach PKL, czyli zaplanowanie wolnego od stresów urlopu. PKL pass umożliwia narciarzom korzystanie z 31 km tras i nartostrad. karta PKlpass – wszystko w jednym Programem PKL pass objęte są 23 koleje i wyciągi. Wśród nich dwie gondole, trzy koleje terenowe, pięć kolei krzesełkowych oraz trzynaście wyciągów narciarskich. Dzięki posiadaniu PKL pass turysta ma możliwość zakupu biletów i skipassów na stronie internetowej. Kupiony bilet wystarczy odebrać w całodobowym automacie i udać się prosto z parkingu przy kolejce na trasy narciarskie. Kartę PKL pass można nabyć na cztery sposoby: bez wychodzenia z domu poprzez sklep online, w kasie PKL, biurze obsługi klienta PKL lub w automatach biletowych. Po nabyciu rejestrujemy się na stronie http://www.pkl.pl/pklpass.html i już możemy korzystać z dobrodziejstw karty. Karta PKL pass pozwoli również na rejestrowanie kart kilku uczestników na jedno konto, co stanowi spore ułatwienie w przypadku użytkowania skipassów przez rodziny. Docelowo, korzystający z PKL pass, będą zbierać punkty wymienne na nagrody (zniżki, bilety, karnety PKL). Więcej szczegółów dowiecie się na stronie PKL, ale korzystanie z niej to nic trudnego, po rejestracji karty w systemie PKL pass. górna stacja kolejki gondolowej na Jaworzynie Wracając do mego pobytu na Jaworzynie Krynickiej, to jest ona najwyższym szczytem w paśmie Jaworzyny. Wierzchołek jest silnie zagospodarowany, nie brakuje restauracji, barów, czy bufetów, więc energię potrzebną na narciarskie szaleństwa możemy szybko uzupełnić. Dzięki dużym trawiastym obszarom na jej grzbiecie, Jaworzyna jest dobrym i masowo odwiedzanym punktem widokowym, oczywiście w dobrą pogodę! Panorama widokowa (z różnych miejsc) obejmuje cały horyzont. Zobaczyć można nie tylko beskidzkie szczyty, jak Lackowa, czy pasmo Cergova, ale przede wszystkim wspaniałą panoramę Tatr, na czele z gniazdem Łomnicy. W górnej części północnego stoku znajduje się bardzo klimatyczne schronisko PTTK, obok którego stoi dyżurka GOPR i Muzeum Turystyki Górskiej PTTK, a także od niedawna pomnik Jana Pawła II.  Polecam odwiedzenie tej świetnej miejscówki i skosztowanie pysznej zupy pomidorowej… schronisko PTTK na zboczu Jaworzyny Jaworzyna jest ważnym węzłem szlaków turystyki pieszej, rowerowej i narciarskiej. Na szczycie znajduje się maszt radiowo-telewizyjny, dzięki czemu ta góra jest łatwo rozpoznawalna z daleka. Szczyt w większości jest zalesiony, ale są też tutaj jaskinie i wychodnie skalne. Największa z nich znajduje się na wschodnim stoku, jest to słynny Kamień Diabelski. Mając dużo czasu oczywiście nie mogłem sobie odmówić spaceru po okolicy i ponownego odwiedzenia tych wszystkich opisanych miejsc. Dodam tylko, że wokół wierzchołka prowadzi ścieżka przyrodnicza łącząca te ciekawe lokalizacje. Na dole w Czarnym Potoku istnieją też tereny do uprawiania narciarstwa biegowego. Należące do Krynicy osiedle Czarny Potok oferuje także mnóstwo możliwości noclegowych, więc fani białych sportów nie muszą zbytnio martwić się o zaplanowanie sobie dłuższego pobytu. nartostrada z wierzchołka Jaworzyny Krynickiej Wracając do moich narciarskich treningów nie ma się czym chwalić, lepszy ze mnie górołaz, niż narciarz, ale możliwości zjazdowe na tej górze możecie ocenić na fotkach w fotorelacji z pobytu tutaj. Sama Stacja Narciarska Jaworzyna Krynicka jest jednym z największych ośrodków narciarskich w Polsce. Ma do zaoferowania 8 tras narciarskich, obsługiwanych przez kolejkę gondolową i 7 wyciągów. Łącznie jest tutaj 14 km tras zjazdowych (w tym najdłuższa oświetlona trasa narciarska w Polsce), planowane są też następne. Na szczycie jest także szkółka narciarska dla dzieci. Jest też sala zabaw dla dzieci, gdy chcemy poszaleć na stoku sami. Kto jeszcze ma chęć poszaleć na nartach może wybrać się tu na weekend świąteczny, lub bedzie musiał poczekać do następnej zimy. panorama Tatr ze szczytu Jaworzyny Jaworzyna Krynicka to góra do której czuje duży sentyment i lubię tutaj powracać, z racji tego, że była moim pierwszym zdobytym szczytem w dzieciństwie. Obie trasy prowadzące na szczyt z Czarnego Potoku, czyli zielony i czerwony szlak znam jak własną kieszeń, podobnie jak drogę dojazdową do schroniska. Legenda o diable niosącym Diabli Kamień była jedną z pierwszych jakie poznałem. A mówiła ona, że został upuszczony przez diabła, który go niósł, by zniszczyć nim zdroje krynickie. Jednak w Krynicy zapiał kogut i diabeł upuścił kamień nie doniósłwszy go do celu. Teraz dodatkowo będę powracał na tę górę, w celu potrzymywania umiejętności narciarskich. Zapraszam więc gorąco turystów i narciarzy na Jaworzynę Krynicką, każdy znajdzie tu coś odpowiedniego dla siebie… Na koniec jak zawsze zachęcam do obejrzenia fotorelacji z wycieczki i stoku. Z górskim pozdrowieniem Marcogor panorama ze szczytu w stronę Beskidu Niskiego [See image gallery at marekowczarz.pl]   Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Zależna w podróży

Rabczańska wiosna – tak już teraz będzie!

Rabka-Zdrój na weekend Weekend oddzielający zimę od wiosny. Może być wszystkim. Może być kolejnym bezbarwnym czasem, który spędzamy na Facebooku i przed serialami. Może być weekendem wykorzystanym na spacer po okolicy, obiad w fajnej restauracji i wyjście na piwo z przyjaciółmi – weekendem przyjemnym, ale jednym z wielu. Może też...

Smreczyński Staw zimą

Podróże MM

Smreczyński Staw zimą

Smreczyński Staw to polodowcowe jezioro położone w Tatrach Zachodnich na wysokości 1227 m n.p.m.. Według góralskiej legendy nie ma on dna. Ponoć gdy pewien gazda chciał wykopać rów, by odprowadzić wodę i stworzyć w tym miejscu polanę, głos z jeziora ostrzegł górala, że zatopi on wszystkie miasta aż po Bałtyk. Dziś wiemy, że Smreczyński Staw - o dziwo - posiada dno. Jego najniższy punkt sięga 5,3 metra, zaś średnia głębokość wynosi zaledwie 1,8 m. Smreczyński Staw zimąNad Smreczyński Staw dotrzemy czarnym szlakiem prowadzącym z Hali Ornak. Czas przejścia to około godzina drogi w dwie strony. Szlak prowadzi niezbyt stromą ścieżką przez las. Staw oczywiście najpiękniej prezentuje się przy bezchmurnym niebie. Przy dobrej widoczności nad taflą wody dostrzec można Smreczyński Wierch, Błyszcz, Bystrą (najwyższy szczyt Tatr Zachodnich), oraz masyw Ornaku.GALERIA ZDJĘĆ ZE SZLAKU NAD SMRECZYŃSKI STAW:Rozwidlenie szlaków na Hali OrnakSmreczyński Staw zimą - widok na grań OrnakuPOWRÓT DO: TATRY

Zależna w podróży

Kirgistan to nie tylko Issyk-Kul! Jezioro Toktogul jest równie piękne!

Środkową Azję pierwszy raz odwiedziłem w 2008 roku – padło na Kirgistan. Pięcioosobową ekipą wylecieliśmy z Warszawy do Biszkeku. Celem wyjazdu był trekking w rejonie Ak-Shiyrak i dolinie Kara-say. Dzięki koleżance nawiązałem kontakt z pracującymi tam jezuitami z Polski. Ważną osobą okazał się pracujący w Dżalalabadzie brat Damian, który w...

marcogor o gorach

Z Jaworek przez rezerwat Biała Woda na Wysoką i Durbaszkę

Początek marca zaowocował wycieczką w Pieniny. Z okazji świętowania Dnia Kobiet zebrałem ekipę, w tym czternaście pięknych dam i po wynajęciu busa, który pomieścił 26 osób, czyli wszystkich uczestników zawitaliśmy w Jaworkach, gdzie swe ujście ma kilka cudnych wąwozów wapiennych. Udaliśmy się jednym z nich w pasmo Małych Pienin, gdzie przekornie znajduje się najwyższy szczyt Pienin – Wysokie Skałki, zwany też Wysoką, o wysokości 1050 m. Wystartowaliśmy na szlak ze wsi Jaworki, leżącej w dolinie potoku Grajcarka, na obszarze historycznie określanym jako Ruś Szlachtowska. Najbardziej rozpoznawalnym miejscem tutaj poza wąwozem Homole jest klub muzyczny Muzyczna Owczarnia.  ocalała kapliczka przy wejściu do rezerwatu Biała Woda Wybrałem drogę przez rezerwat Biała Woda, ponieważ uważam go za najwspanialszy cud natury w tym regionie. Przy wejściu na teren parku stoją tablice informacyjne, a trochę wcześniej stoi zabytkowa kapliczka, z cebulastą kopułą drewnianą, pozostałość po nieistniejącej już rusińskiej wiosce Biała Woda. Tutaj jest też ostatni parking, także dla busów. Wieś położona była w dolinie potoku Biała Woda, który miał nas prowadzić w górę doliny. Od drugiej połowy XIV wieku okoliczne tereny były wypasane przez pasterski lud Wołochów, którzy przynieśli z sobą kulturę pasterstwa. Niestety po II wojnie światowej w 1947 r. w ramach Akcji „Wisła” cała ludność wsi została wysiedlona, a zabudowania spalone. pozostałości zabudowań po wsi Biała Woda Z całej wsi ocalał jeden tylko dom oraz urocza, murowana kapliczka kryta gontami przed wejściem do tego rezerwatu, co już nadmieniłem. Wzdłuż naszej trasy można było jeszcze odnaleźć fundamenty domów, resztki podmurowań i zdziczałe drzewka owocowe, a także nasadzone okazy lipy szerokolistnej i kasztanowca zwyczajnego. Na stromych górskich stokach widoczne są z kolei tarasy dawnych pól uprawnych, częściowo już zarastające drzewami. Opustoszałe tereny wykorzystywane były przez jakiś czas w celach pasterskich – w okresie socjalizmu istniała tu spółdzielnia. Idąc w górę, już w pobliżu przełęczy Rozdziela w lesie na zboczach Wierchliczki zobaczyć można drewniany, zrujnowany budynek. ruiny spalonej bacówki, pozostałości spółdzielni poniżej Wierchliczki Ale wróćmy do poczatku naszej wycieczki. Tak wesołej ekipy na górskim szlaku to ja nie pamietam jak żyję… już w busie chichotu i zdrowego śmiechu było co nie miara, na górskim szlaku mej wzorowej grupie nie brakło również sił na dalsze figle i swawole! Ale świętowaliśmy Dzień Kobiet, więc nie mogło być tego dnia inaczej i było, aż do samego końca, co liczni świadkowie zaświadczą…  Już w 1963 utworzono tutaj rezerwat przyrody, jeden z najładniejszych rezerwatów Pienin, i dlatego też jest licznie odwiedzany przez turystów. Na dawnych polach uprawnych prowadzony jest obecnie tzw. wypas kulturowy owiec i bydła, a przez teren wsi prowadzą popularne szlaki turystyki pieszej, rowerowej i konnej. Przyczyną dużej ich popularności są rozległe widoki na Pieniny, Tatry, Beskid Sądecki, Gorce i słowackie góry, jakie roztaczają się z otwartych, bezleśnych partii wierzchołkowych wzniesień ponad doliną Białej Wody. wejście do wąwozu Międzyskały Za ocalałą kapliczką skończyły się domostwa mieszkańców, a zaczęły ukazywać prawdziwe cuda natury. Mogliśmy podziwiać cenny i niezwykły krajobraz, z licznymi elementami przyrody nieożywionej, jak skały wapienne i turnie, kamieniste koryto potoku z uroczymi kaskadami oraz interesującą florę naskalnych roślin wapieniolubnych i innych rzadkich roślin. Dominują tu skały wapienne z okresu jury i kredy, tworzące urozmaicone formy przestrzenne. W miarę marszu przez dolinę naszym oczom pokazywały się fantazyjne skałki, czy wyrzeźbione cudacznie meandry potoku. W przekraczaniu strumienia pomocne były ładnie wkomponowane w przyrodę drewniane mosty i kładki. ocalała kapliczka przydrożna Idąc po kolei tuż za wejściem do rezerwatu, po lewej stronie znajduje się skała zwana Czubatą. W sąsiedztwie rezerwatu, ok. 200 m przy polnej drodze na północnych zboczach doliny leży duża rzadkość – Bazaltowa Skałka, wulkanicznego pochodzenia. Natomiast po południowej stronie potoku znajduje się duże urwisko Smolegowej Skały. W tym miejscu zbocza doliny zwężają się tworząc Wąwóz Międzyskały. Potok tworzy liczne kaskady, bystrza, skałki i głębokie, wybite przez spadającą wodę baniory. To moje ulubione miejsce, prawdziwy raj dla oczu i ukojenie dla duszy! Jednak po przejściu cieśniawy trzeba było iść dalej, nadal łagodnie pod górę, cały czas wygodną drogą. największa kaskada w dolinie na potoku Biała Woda Nieco na wzgórzu znajduje się charakterystyczna Czerwona Skałka, zwana też Skałą Sfinks. Naprzeciwko niej, po drugiej stronie potoku stoją dumnie tworzące skalny amfiteatr Konowalskie Skały. Z kolei dalej za Czerwoną Skałką znajdują się Kornajowskie Skały. W końcu w miejscu, gdzie Brysztański Potok uchodzi do Białej Wody, naprzeciwko składu drzewa znajduje się duża Kociubylska Skała o ścianach stromo opadających do potoku. U jej wschodnich podnóży odnajdziemy tablice informacyjne rezerwatu . W tym miejscu wygodna droga się kończy, a dalszy szlak prowadzi coraz stromiej przez halę, na której w okresie letnim często spotkamy owce. Kociubylska Skała nad składem drewna Mozolnie pięliśmy się do góry, po świeżym błotku, by dotrzeć na przełęcz Rozdziela. Dla mnie to znowu jedna z najbardziej uroczych przełęczy górskich, z racji obłędnej panoramy, jaką oferuje. Uwielbiam zwłaszcza widok w dole Smolegowej Skały, która stąd przypomina swoim kształtem grzbiet dinozaura, lub jeżozwierza. Przez siodło przełęczy biegnie granica polsko-słowacka, oddziela ona także Pieniny od Beskidu Sądeckiego, a konkretnie należący do Beskidu Sądeckiego Szczob (920 m) od Wierchliczki (960 m) należącej do Małych Pienin. Przechodzi tu polna droga do Litmanowej, miejsca objawień maryjnych. Przełęcz Rozdziela leży na północnej granicy Pienińskiego Pasa Skałkowego, który w tym miejscu „wychodzi” za granice Polski. Poniżej przełęczy istnieje bacówka, w której kupić można w lecie oscypki. w środku grzbiet dinozaura, czyli Smolegowa Skała, z lewej Trzy Korony Zrobiliśmy sobie tu dłuższy popas, jako, że widoki nie pozwalały na pośpiech. Zresztą nikomu się nie śpieszyło, w końcu byliśmy tu się zrelaksować. Oczywiście nie mogło braknąć grupowej fotki. Rozdziela to szerokie i płaskie siodło. Jako, że duży obszar zboczy jest odkryty i trawiasty rozciągają się stąd kapitalne i szerokie widoki na Pieniny, Beskid Sądecki i Gorce. Z rejonu dawnego przejścia granicznego i szlaków prowadzących do Beskidu Sądeckiego doskonale widać Tatry, oczywiście trzeba trafić pogodę… Po dłuższym odpoczynku ruszyliśmy niebieskim szlakiem granicznym w stronę pobliskiego wzniesienia Wierchliczki, gdzie znajdują się wciaż spalone zabudowania bacówki. okolice przełęczy Rozdziela Trasa prowadziła nas łagodnie pod górę, więc wciąż skupialiśmy się na delektacji widokami. Mimo kalendarzowej zimy, tylko miejscami marsz utrudniał nam mokry śnieg. Aura tej pochmurnej niedzieli była zdecydowanie wiosenna. Wierzchołek Wierchliczki minęliśmy z boku, zgodnie z przebiegiem szlaku, przez tereny widokowej polany Podskałka. Jest to najdalej na wschód wysunięty szczyt polskich Małych Pienin. Kolejnym szczytem do zdobycia było Watrisko, jednak tu znowu szlak prowadził bokiem, przez obfitujacą w widoczki polanę. Następny wierzchołek, czyli Smerekową także nasza trasa omijała, prowadząc przez polanę Zaskalskie, z której to widoczny jest znajdujący się poniżej Wąwóz Homole.   panorama z polany Zaskalskie na Wysoką Dodam tu, że część naszej ekipy twardo trzymała się słupków granicznych zaliczając te wszystkie kulminacje, Główna grupa jednak szła jednak szlakowo, choć postanowiła wejść skrótem na ostatni i najwyższy szczyt, czyli Wysoką! Nie chciało się nam obchodzić znowu dołem, z prawej strony wierzchołek, aż do połączenia z zielonym szlakiem z Homoli. W ten nietypowy sposób zostały zdobyte Wysokie Skałki, gdzie czekała nagroda. Genialne widoczki na najwyższe szczyty Tatr ponad wałem chmur. Zwłaszcza gniazdo Łomnicy prezentowało się fenomenalnie, co obejrzycie na zdjęciach. Wysoka to najwyższy szczyt całych Pienin i Pienińskiego Pasa Skałkowego. Góra zaliczana jest do Korony Gór Polski. galeria widokowa na Wysokiej Szczyt zbudowany jest z czerwonych wapieni. Od wschodniej i południowo-wschodniej strony tworzy strome urwiska skalne o wysokości 5-20 m, w kierunku zachodnim na jego grani występuje kilka skalistych garbów oraz wystające skałki: Szurdakowa Skała i Fidrykowa Skała. Cała góra porośnięta jest lasem, jedynie sam wierzchołek ma charakter kopuły skalnej wystającej ponad linię świerkowego lasu. Roztaczają się stąd imponujące widoki na Tatry, Babią Górę, Pasmo Radziejowej, Magurę Spiską, Góry Lewockie i Pieniny. Nic dziwnego, że góra ta przyciąga rzesze turystów. Nie inaczej było tym razem. Podziwiania widoków, fotek i radości ze wspólnego szczytowania nie było końca, tym bardziej, że pogoda zaczęła się poprawiać i mogliśmy liczyć w końcu na promienie słońca. panorama z Wysokiej w stronę Beskidu Sądeckiego i Magury Spiskiej Kiedyś w końcu trzeba było wrócić do rzeczywistości i rozpocząć marsz w kierunku schroniska Durbaszka. Ścieżka na szczyt prowadzi z przełęczy Kapralowa Wysoka i tam też zawróciliśmy. Z przełęczy prowadzi ślepa odnoga szlaku turystycznego. Ścieżka początkowo biegnie lasem i następnie stromym zboczem, miejscami przy pomocy żelaznych, oporęczowanych schodów, osiągając piętro skałkowe. Ostatecznie turysta trafia na skalną kopułę wierzchołka Wysokich Skałek z galerią widokową ubezpieczoną poręczami. Trasa do schroniska prowadziła przez kilka kolejnych wzniesień, więc znowu czekały nas strome podejścia, ale to już były ostatnie tego dnia. gniazdo Łomnicy z Wysokiej Choć było obejście z prawej wszyscy zgodnie wspięli się na Borsuczyny, by zejść na siodło Stachurówki. Zejście na tę przełęcz od wschodniej strony jest kamieniste, strome i ubezpieczone poręczą. Tak dotarliśmy na ostatnie wzniesienie, mało wybitny wierzchołek Durbaszki.  Na grzbiecie, oraz po północnej, polskiej stronie ciągną się wielkie połoniny opadające do doliny Grajcarka. To kolejne cudowne miejsce na naszej trasie wędrówki. Z górnej części grzbietu Durbaszki mieliśmy ładne widoki na Pasmo Radziejowej i Pieniny Właściwe, z kulminacją w Trzech Koronach. W zimie czynny jest tu wyciąg narciarski, bo to doskonałe tereny narciarskie. Tak dotarliśmy akurat w porze obiadowej do schroniska. Pieniny Właściwe i Trzy Korony w centrum z Durbaszki Schronisko pod Durbaszką, a właściwie Górski Ośrodek Szkolno-Wypoczynkowy MDK to wspaniała placówka, a jej gospodarz bardzo miły i przychylny turystom. A do tego serwuje gościom doskonały bigos i pierogi. Schronisko powstało na bazie wzorcowej bacówki. Obecnie posiada 86 miejsc noclegowych oraz prowadzi wyżywienie dla gości pobytowych. Po najedzeniu się do syta, w świetnych humorach rozpoczęliśmy zejście w dół, wzdłuż drogi dojazdowej.  Po drodze mijaliśmy jeszcze kilka grup ładnych skałek wapiennych, m.in. Czerszlowe Skałki, Czerszlę oraz będącą orograficznie lewą ścianą Wąwozu Homole Prokwitowską Homolę. schronisko pod Durbaszką Nieznakowana ścieżka doprowadziła nas prosto na parking, tuż przed Wąwozem Homole, gdzie czekał już nasz bus. W czasie zejścia skupiłem się na foceniu ostatnich promieni słońca, zapowiadających bliski jego zachód. Ładnie oświetlały one dolinę, którą schodziliśmy. Tak zakończyła się ta cudna przygoda w wyśmienitym towarzystwie górołazów i pięknych kobiet. Oby więcej tak wesołych, radosnych i szczęśliwych wyjazdów w nasze cudne góry. Jako, że święto było wielkie tego dnia wycieczka zakończyła się dodatkowym postojem w Szczawnicy, a sam powrót do domu znowu obfitował w wiele łez wylanych ze śmiechu. Na koniec zapraszam jak zawsze do obejrzenia galerii zdjęć z wyprawy. Tu znajdziecie opis wiosennej eskapady w ten rejon. Z górskim pozdrowieniem Marcogor  [See image gallery at marekowczarz.pl]   Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Wołowiec zimą, Tatry

Podróże MM

Wołowiec zimą, Tatry

Zależna w podróży

EKUZ: Czy wiesz, że w Europie jesteś ubezpieczony? Tak, ty!

Znacie ten moment na wycieczce, że czujecie, że coś jest nie tak? Macie gorączkę, na skórze pojawia się dziwna wysypka, ledwo wstajecie z łóżka lub od kilku godzin wymiotujecie. Zwykle w Polsce poszlibyście do lekarza. Ale w Polsce nie jesteście. Wyjechaliście na podbój Europy. To miała być dwutygodniowa przyjemna wycieczka,...

Rovaniemi - Laponia i wioska Świętego Mikołaja

Podróże MM

Rovaniemi - Laponia i wioska Świętego Mikołaja

Oto ostatni etap naszej podróży do Finlandii. Spędziliśmy 12 godzin w podróży, by tu dotrzeć. 840 km autobusem z Helsinek, by przekroczyć granicę koła podbiegunowego na równoleżniku 66°33'39"N. Tak wysoko jeszcze nie byliśmy. Zobaczyliśmy na żywo renifery, odwiedziliśmy wioskę św. Mikołaja, grzebaliśmy się w śniegu po pas, do pełni szczęścia zabrakło tylko polarnej zorzy. Oto magiczna Laponia!♦ JAK DOTRZEĆ DO ROVANIEMI?Rovaniemi to stolica Laponii, fińskiej prowincji. Miasto posiada lotnisko, z którego odlatują samoloty do Helsinek linii Norwegian i Finnair. Najtaniej do Rovaniemi można dostać się OnniBusem (także z Helsinek) - fińskim odpowiednikiem PolskiegoBusa. Ceny zaczynają się już od 1€ (potwierdzone info :)). Podróż autobusem na dystansie 830 km trwa niespełna 12 godzin. OnniBus do Rovaniemi kursuje jedynie w piątki i weekendy. Szczegóły znajdziecie na stronie internetowej przewoźnika. ♦ JAK DOJECHAĆ Z ROVANIEMI DO WIOSKI ŚW. MIKOŁAJA?Wioska św. Mikołaja znajduje się 8 km od centrum Rovaniemi. Na trasie z dworca kolejowego do Napapiiri kursuje średnio co godzinę autobus linii 8. Bilet w jedną stronę kosztuje 3,90 €, zaś tam i z powrotem - 7,20 €. Główne przystanki znajdują się przy dworcu autobusowym (za budynkiem) oraz w centrum Rovaniemi. Aktualny rozkład i cennik znajdziecie tutaj: [ link ]. Można także próbować sił autostopem. To prosty odcinek i zaledwie 8 km.♦ ROVANIEMIRovaniemi to miasto leżące tuż pod kołem podbiegunowym. Zamieszkuje je nieco ponad 60 tyś. mieszkańców. Choć nie jest to duże miasto, to mimo to stanowi główny ośrodek wymiany handlowej i transportowej w całej Laponii. Mowa tu o fińskiej prowincji, wszak Laponią można nazwać także obszar północnej Skandynawii. RovaniemiZimowe temperatury wcale nie są w Rovaniemi aż tak niskie jak mogłoby się z pozoru wydawać. Ta rekordowa padła w 1999 roku i spadła do -47'C. Zazwyczaj jednak temperatura zimą utrzymuje się w okolicach -12'C (styczeń), zaś latem około +15'C (lipiec).Choć bynajmniej nie panuje tu arktyczny klimat, to miasto zasypane jest śniegiem statystycznie przez 175 dni w roku. I tutaj naprawdę porządnie sypie. Na nic się zdadzą łopaty z Castoramy. Finowie odśnieżają ulice na odległej północy ciężkim sprzętem, wyposażonym w szerokie, masywne szufle. Hałdy zepchniętego śniegu sięgają nawet 4 metrów wysokości. Choć służby drogowe pracują nienagannie, to i tak nie ma szans by nadążyć za śniegiem. Dlatego też ulice, autostrady i chodniki są wiecznie zasypane. Finowie jednak zdają się być przyzwyczajonymi do takich warunków i nikt tam nie narzeka, że ślisko. Okolice dworca autobusowego w RovaniemiPługi spychające śnieg z drogi utworzyły nie lada przeszkodę do pokonania. Na zdjęciu Martyna usiłuje przedostać się do chodnika.Bajkowo...Rovaniemi to miasto stosunkowo nudne, nowoczesne, pozbawione zabytków. Podczas II wojny światowej w 1944 roku wycofujące się z Laponii niemieckie wojska otrzymały rozkaz zniszczenia wszystkich budynków w mieście. Spalono wtedy fińskie, drewniane domy, a te wykonane z trwalszych materiałów zrównano z ziemią. Nie ma specjalnie co słodzić - w Rovaniemi łatwo o nudę. Główną atrakcją miasta jest Arktikum - muzeum i centrum naukowe poświęcone kulturze i historii Laponii, a także jej rodowitym mieszkańcom. Część wystaw jest stała, część tymczasowa. Przed wizytą warto zatem zapoznać się z harmonogramem muzeum na stronie internetowej Arktikum. Godziny otwarcia i szczegółowe ceny biletów znajdziecie [ tutaj ]. Arktikum, RovaniemiArktikum, RovaniemiCentrum Rovaniemi to głównie sklepy z pamiątkami, galerie handlowe, restauracje i budynki mieszkalne / biurowce. Nie ma tu nic do oglądania, ale przejść się zawsze można :) Dorzucę jeszcze ciekawostkę, że w Rovaniemi znajduje się uwaga (tu werble, moment napięcia)...najdalej położony na północ McDonald's na świecie! Nie omieszkaliśmy odwiedzić, choć wcale nie jesteśmy miłośnikami fast foodów. A to my (obok choinki) na kamerce online z Rovaniemi. Źródło: international.rovaniemi.fiRovaniemi, FinlandiaRovaniemi, FinlandiaNajdalej położona na północ restauracja McDonald's. ♦ WIOSKA ŚWIĘTEGO MIKOŁAJAChoć samo Rovaniemi nie jest szczególnie atrakcyjnym miejscem, to oddalona od niego o 8 km wioska św. Mikołaja przyciąga tłumy turystów. Przyciągnęła i nas. O tym jak dotrzeć do miasteczka napisałem wyżej, więc nie będę się powtarzać. Zainteresowanych odsyłam wyżej. Wstęp do wioski Mikołaja jest całkowicie darmowy. Można przyjąć, że do powstania owej wioski znacznie przyczyniła się sama Eleonora Roosevelt, żona prezydenta Stanów Zjednoczonych. Przybyła ona do Rovaniemi by zobaczyć jak przebiega odbudowa miasta po wojnie. Krótko przed jej wizytą postanowiono nieco ożywić ruch turystyczny w regionie, dlatego też zainicjowano budowę chaty, przed którą miała przebiegać granica koła podbiegunowego. Po odwiedzinach Pierwszej Damy USA, do Rovaniemi zaczęli się licznie zjeżdżać ciekawscy turyści. Wkrótce ośrodek turystyczny wymagał znacznej rozbudowy, a ponieważ powszechnie uważano okolice stolicy Laponii za miejsce, gdzie zamieszkuje św. Mikołaj, postanowiono w latach '80 wybudować jego siedzibę w miejscu, gdzie stoi ona do dziś. Wcześniej za dom Świętego uznawano górę Korvatunturi, lecz po wojnie fińsko-sowieckiej stała się ona punktem granicznym między państwami, więc niestety Mikołaja trzeba było eksmitować. Wioska Świętego Mikołaja w LaponiiGranica koła podbiegunowego w wiosce św. Mikołaja w LaponiiWioska św. Mikołaja w LaponiiNaszym zdaniem największą atrakcją w wiosce św. Mikołaja jest wyraźnie wyznaczona linia koła podbiegunowego. Jej przekroczenie sprawia, że znajdujemy się na obszarze Arktyki, za powszechnie znanym równoleżnikiem 66°33'39"N. Granicy koła podbiegunowego nie sposób przeoczyć. Gdy nie ma śniegu, dostrzec ją można pod nogami. Kiedy zaś Laponię pokrywa gruba warstwa białego puchu, o charakterystycznej granicy informują latarnie z oznaczeniem Arctic Cirle. Muszę przyznać, że przekroczenie słynnego równoleżnika zapisało się w naszej pamięci jako naprawdę niesamowite doświadczenie. Świadomość, że jesteśmy tak wysoko jest wręcz trudna do pojęcia. Polecam :)Granica koła podbiegunowego, wioska św. Mikołaja, LaponiaWioska Świętego Mikołaja i granica koła podbiegunowegoPoczta Świętego Mikołaja to miejsce, gdzie można kupić kartkę pocztową i wysłać do rodziny (od razu, lub z dostarczeniem dopiero na święta), lub napisać list z życzeniami do samego Mikołaja. Na adres Tähtikuja 1, Rovaniemi 96930 Arctic Circle Lapland przychodzi około 500 tyś. listów rocznie, co czyni świętego rekordzistę w liczbie otrzymywanych korespondencji. Przychodzą one z całego świata (dosłownie) i są sortowane według poszczególnych państw przez elfów. Ponoć każdy z listów jest przez Mikołaja przeczytany osobiście. Poczta Świętego Mikołaja w LaponiiBiuro Świętego Mikołaja to miejsce, gdzie można się spotkać z naszym idolem z dzieciństwa. Brodaty dziadek (przepraszam za te nędzne synonimy, ale muszę unikać powtórzeń :)) przyjmuje swoich gości nawet latem. Spotkanie z Mikołajem jest darmowe, lecz fotografować mogą jedynie elfy, od których można odkupić dwa pamiątkowe zdjęcia za 25 €, lub 49 € za dwa zdjęcia i film ze spotkania. Rodzice mogą także kupić wcześniej prezenty dla dzieci, które później Święty wręczy osobiście. Cóż, turystyczny biznes. Mikołaj trzepie kasę i to niezłą. Ciężko w takich okolicznościach na sentymentalne powroty do dzieciństwa. Być w Finlandii, w Laponii, w Rovaniemi, i nie zobaczyć "najprawdziwszego" św. Mikołaja, to jak być w Watykanie i nie zobaczyć papieża. Można? Można. O dziwo papież wcale nie stoi całą dobę w oknie. Mikołaj znacznie częściej ale...Byliśmy w wiosce Papy Noela i wcale świętego nie widzieliśmy. Wolimy sobie wmawiać, że istnieje ten prawdziwy święty, który podróżuje w zaprzęgu z reniferami, wkrada się przez kominy i rozdaje prezenty grzecznym dzieciom. Niestety u tego Pana z Rovaniemi trzeba za prezenty płacić. Idź pan z takim Mikołajem. Reniferowe Safari. W parku Świętego Mikołaja odwiedzający mogą wykupić przejażdżkę kuligiem z reniferami. Taka atrakcja to wydatek rzędu około 30 € za 1 km trasy. Sanie ciągnie jeden renifer, tworząc kolumnę/konwój zwierząt. Renifery w wiosce Świętego Mikołaja w LaponiiReniferowe Safari, wioska Świętego MikołajaZamiast reniferów, można wybrać przejażdżkę psim zaprzęgiem (Husky Safari). Czytałem, że zwierzaki te uwielbiają ciągnąć sanie i mają z tego ogromną frajdę. Moja osobista wizyta u psów utwierdziła mnie w tym przekonaniu, ale nie w sposób, w jaki bym chciał. Husky są bardzo szczęśliwe, gdy przychodzi klient, ponieważ jest to okazja, by wyjść z ciasnej klatki. Niestety obraz był bardzo przygnębiający, przynajmniej dla nas. Psy wyły, szczekały, niecierpliwiły się, poruszały na bardzo małej przestrzeni zamknięte w kojcach, często przypięte smyczą. Nie jestem pewien, ale przypuszczam, że zwierzęta przebywały w klatkach całymi dniami, a wypuszczane były jedynie wtedy, gdy turyści przychodzili z gotówką. Nie mam pełnego oglądu na sytuację, nie wiem jak psy są traktowane na co dzień. Nam udzieliła się wrażliwość. Ceny za przejazd zaprzęgiem 2 km to 35€ (dorośli) lub 25€ (dzieci). W przypadku trasy 5 km - 55€ (dorośli) i 35€ (dzieci).Husky Safari, wioska Świętego Mikołaja, LaponiaHusky, LaponiaMimo wszechobecnej komercji warto przyjechać do wioski w Napapiiri, szczególnie z dziećmi. Nam na pewno dokuczała świadomość globalnego oszustwa :) Sam pobyt w wiosce Mikołaja nie zrobił na nas oszałamiającego wrażenia, ale pobyt na terenie Arktyki i frajda z ogromnej ilości śniegu wynagrodziły nam 12-godzinną podróż autobusem. ♦ WZGÓRZE OUNASVAARAPonieważ nasz pobyt w Laponii ograniczał się jedynie do okolic Rovaniemi, postanowiliśmy udać się na szlak prowadzący na wzgórze Ounasvaara o wysokości 203 m n.p.m.. Nie musieliśmy wcale oddalać się daleko od miasta, żeby poczuć namiastkę lapońskiej przyrody. Zmarznięte drzewa, których gałęzie uginały się pod ciężarem śniegu, specyficzny dźwięk chrupotania, wydobywający się spod butów podczas marszu, a na koniec - piękny widok na lasy rozciągające się po horyzont i jeszcze dalej. To było wspaniałe pożegnanie z Laponią. 

Zależna w podróży

Jezioro Issyk–Kul – Największa atrakcja turystyczna Kirgistanu

Rokrocznie w sezonie letnim tłumy urlopowiczów z całego Kirgistanu, Kazachstanu i Rosji jadą nad Issyk-Kul by zamoczyć nogi w ciepłym górskim jeziorze. Tutaj na swojej daczy wypoczywał Breżniew oraz Jelcyn. Wódka, piwo, arbuzy i melony to wyposażenie prawie każdego „sowieckiego kuracjusza”. Kirgistan to mekka dla wszystkich wielbicieli palenia „anaszy” (konopi)....

marcogor o gorach

Fotograficzne pamiątki z gór

Wszyscy wedrujący po górach lubią przywozić stamtąd pamiątki. Dla wielu najlepszym sposobem zapisania cudownych chwil tam spędzonych są zdjęcia. Lubimy przecież wspominać w zaciszu domowym nasze wyprawy i przeglądać fotki obrazujące zdobyte szczyty, strome podejścia, cudne doliny czy górskie kwiaty. Przypominają nam najlepsze momenty, które ulatują z biegiem czasu. Wiadomo, że nic nie zastapi tego, co zostaje w sercu po każdej wycieczce. Bo to najlepsze uczucia, pozytywne doznania, ale jedno drugiemu nie przeszkadza. Turyści lubiący inne formy spędzania czasu także nie zapominają o robieniu pamiątkowych zdjęć. Praktycznie każdy z nas ma obecnie do dyspozycji aparat, chociażby w komórce. Ale cyfrowe zdjęcia to nie to samo, co te na papierze. Wiele osób ma sentyment do papierowej fotografii. Lubi przeglądać albumy pełne wspomnień, ja też do nich należę. Teraz mało kto jednak wywołuje fotki, biegając do fotografa. Jednak żyjemy w czasach, że albumy możemy sobie sami stworzyć bez wychodzenia z domu. Ja skorzystałem z takiej możliwości, bo to również dobry pomysł na różne okazje, np. jako prezent, choćby dziś na Dzień Kobiet. Chciałem polecic Wam firmę http://printu.pl/, która ma przygotowaną bardzo dobrą ofertę fotoksiążek. Fotoksiążka PRINTU to profesjonalnie wydrukowany i oprawiony album z Twoimi zdjęciami, stworzony przez Ciebie i według Twojego pomysłu! Łatwo i szybko zaprojektujesz oraz wydrukujesz niepowtarzalną Fotoksiążkę. Możecie wybrać z kilku gotowych, tematycznych szablonów i samemu zaprojektować projekt. Wszystko łatwo i intuicyjnie, wypróbowałem na sobie. Można wybrać także format albumu i oprawę. Minimalna liczba stron to 20, a maksymalna zależy od formatu książki. Tak więc wybieracie fotki, wysyłacie na serwer, tworząc własną kompozycję, a po kilku dniach dostaniecie album do domu. Kto ma ochotę na sprawienie sobie takiego prezentu zapłaci teraz mniej korzystając z rabatu, jaki dostałem dla swoich czytelników. To całe 39% taniej od ceny normalnej, więc może warto sprawić sobie piękną pamiątkę. Możecie zaskoczyć swoich bliskich czymś nowym, gdzie znajdą się wasze wspólne wspomnienia. Wystarczy wykorzystać ten unikalny link, aby otrzymać kupon rabatowy… http://printu.pl/lp/marekowczarz/. Jak wygląda taki album zobaczycie na kilku fotkach mojej fotoksiążki. Robienie zdjęć fotografiom nie wychodzi za dobrze jakościowo, ale zapewniam, że jakość na żywo jest dobra. To bardziej fotki poglądowe, jak może wyglądać kompozycja albumu. Obejrzyjcie, że warto, ale wybór należy oczywiście do Was. Z górskim pozdrowieniem Marcogor [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Zależna w podróży

Luty w słońcu pustyni

Minął drugi zimowy miesiąc 2016 roku. Zimy w nim mieliśmy jak na lekarstwo, ale o dziwo większość z nas się z tego powodu cieszyła. Bywały dni, gdy z radością wychodziłam z kawą do miasta i spacerowałam po swoim Krakowie. Moim, ale już niedługo. W moim niepodróżniczym życiu szykują się duże...

Helsinki - co warto zobaczyć?

Podróże MM

Helsinki - co warto zobaczyć?

Helsinki to niezbyt popularne miasto. Powszechnie wiadomo, że jest to stolica Finlandii. Ale czy jest tam coś ciekawego? Choć miasto nie jest szczególnie atrakcyjne pod względem turystycznym, to pobyt w Helsinkach będziemy wspominać bardzo miło. Stolica Finlandii ma swój specyficzny urok. Może to zasługa pięknej architektury, a może zimowej aury miasta na północy? Oceńcie sami.  ♦ JAK DOTRZEĆ DO HELSINEK?Połączenia z Polski do Helsinek (port lotniczy Helsinki-Vantaa) posiadają w swej ofercie takie linie lotnicze jak Finnair (Warszawa, Kraków, Gdańsk) czy LOT (Warszawa). Najtańszą opcją dotarcia do Helsinek jest lot z Gdańska do Turku WizzAirem. Bilety można kupić już za 34 zł. Z lotniska do Turku dojedziemy autobusem miejskim za 3€. Następnie przesiadamy się na OnniBusa na przystanku Hotelli Caribia. Dojazd do Helsinek przez Turku jest bardziej skomplikowany, lecz stanowi niewątpliwie najtańszą opcję dotarcia do stolicy Finlandii. O szczegóły dojazdu pytajcie w komentarzach lub bezpośrednio na maila. ♦ NOCLEG W HELSINKACHZatrzymaliśmy się w Eurohostelu, 15 min spacerem od Placu Senackiego. Za nocleg w dwuosobowym pokoju ze wspólną łazienką zapłaciliśmy 255 zł/noc. Szczegóły znajdziecie w osobnym poście [Eurohostel - tani nocleg w Helsinkach].♦ KOMUNIKACJA MIEJSKA W HELSINKACHTransport publiczny w stolicy Finlandii współtworzą autobusy, tramwaje, metro (jedna linia), pociągi lokalne oraz promy. Należy pamiętać, że wszystkie przystanki autobusowe są na żądanie. Normalny bilet jednorazowy (ważny jedną godzinę) na wszystkie środki transportu w obrębie miasta kosztuje €3,20 (u kierowcy) lub €2,70 (w automacie). Jeżeli zamierzamy częściej korzystać z komunikacji miejskiej, warto zainteresować się biletem dwugodzinnym (€4,30), dwunastogodzinnym (€5), całodobowym (€8), lub też biletami kilkudniowymi.Bilety ulgowe przysługują dzieciom w wieku 7-16 lat. Przejazdy nocne w godz. 2:00-4:30 są droższe. Szczegółowy cennik ważny na rok 2016 znajdziecie [ tutaj ]. Plan metra: [ link ]Pociągi regionalne: [ link ]Tramwaje i autobusy: [ link ]Zachęcam do skorzystania połączeń za pomocą Journey Plannera komunikacji miejskiej w Helsinkach na stronie: www.hsl.fi♦ CO WARTO ZOBACZYĆ W HELSINKACH?Katedra w Helsinkach (Helsingin tuomiokirkko) to najbardziej rozpoznawalny budynek w stolicy Finlandii. Luterańska świątynia znajduje się na Placu Senackim w centrum miasta. Kościół wzniesiono w latach 1820-1850 w stylu neoklasycystycznym. Co ciekawe budowa helsińskiej katedry została sfinansowana przez cara Rosji, Mikołaja I, a konstrukcja wzorowana była na petersburskiej świątyni św. Izaaka. Wokół Placu Senackiego oprócz katedry znajduje się także budynek senatu, gabinetu rządowego oraz sądu najwyższego. Obecnie jest to także siedziba premiera Finlandii. Po przeciwnej stronie znajduje się gmach Uniwersytetu Helsińskiego. Na środku placu w 1894 roku wzniesiono pomnik ku czci cara Aleksandra II Romanowa, wielkiego księcia Finlandii.Katedra w HelsinkachPlac Senacki, HelsinkiKatedra w Helsinkach nocąSobór Uspieński, inaczej Sobór Zaśnięcia Matki Bożej w Helsinkach (Uspenskin katedraali), to główna świątynia Fińskiego Kościoła Prawosławnego. Znajduje się ona na wyspie w dzielnicy Katajanokka. Sobór wzniesiono w 1868 roku za rządów wcześniej wspomnianego cara Aleksandra II. Od tamtego momentu kościół stanowi największą świątynię prawosławną w Zachodniej Europie.Sobór Uspieński, HelsinkiSobór Uspieński w HelsinkachSobór Uspieński w Helsinkach - wnętrzeSobór Uspieński, HelsinkiKauppatori, czyli Plac Targowy, znajduje się w centrum miasta i stanowi jedną z najbardziej reprezentacyjnych jego części. Wiosną, latem i jesienią na straganach handluje się tu żywnością i pamiątkami. Można także napić się tu kawy lub spróbować lokalnych przysmaków, np. słynnego lihapiirakka. Na początku października zaś na placu Kauppatori odbywa się silakkamarkkinat, czyli targ śledziowy. W bezpośrednim sąsiedztwie z targowiskiem znajdują się takie obiekty jak ambasada Szwecji, Sobór Uspieński (patrz wyżej), pałac prezydencki, czy fontanna Havis Amanda. Niektórzy Finowie wierzą, że obmycie twarzy wodą spod pomnika i trzykrotne wykrzyknięcie słowa rakastaa (pol. miłość) zwiększa zdolności seksualne mężczyzn :)Kauppatori i Havis Amanda - Plac Targowy w HelsinkachPlac Targowy, Kauppatori - Helsinki nocąVanha Kauppahalli to Stara Hala Targowa przy Kauppatori, w której od 1889 roku odbywa się handel żywnością. Można tu kupić owoce, warzywa, alkohole, a także wszelakie wyroby mięsne.Vanha Kauppahalli - hala targowa w HelsinkachVanha Kauppahalli - hala targowa w HelsinkachVanha Kauppahalli - hala targowa w HelsinkachVanha Kauppahalli - hala targowa w HelsinkachDesignmuseo znajduje się w dzielnicy Kaartinkaupunki i jest jednym z najstarszych muzeów na świecie. Jego inauguracja miała miejsce w 1873 roku. Stałe ekspozycje składają się z dzieł sztuki z dziedziny designu. Muzeum posiada w swych zbiorach 75 000 przedmiotów, 40 000 rysunków i 100 000 fotografii. Godziny otwarcia: - od 1 IX - 31 V poniedziałki nieczynne, we wtorki 11:00-20:00, od środy do niedzieli 11:00-18:00.- od 1 VI - 31 VIII od poniedziałku do niedzieli 11:00-18:00.Ceny biletów: ulgowy 5€, normalny 10€.Wszelkie niezbędne informacje znajdziecie na stronie: www.designmuseum.fi - visitors infoDesignmuseo, HelsinkiFińskie Muzeum Wojskowe to muzeum poświęcone Fińskim Siłom Zbrojnym, którego zbiory obejmują 200 000 artefaktów. Miłośnicy militariów podziwiać tu mogą broń, mundury, flagi, pojazdy czy medale. Część ekspozycji poświęcono kapitanowi fińskiej armii - Lauriemu Torni, uważanego za bohatera Finlandii walczącego z Sowietami. Muzeum otwarte jest od wtorku do czwartku 11:00-17:00, zaś od piątku do niedzieli 11:00-16:00. Ceny biletów: dorośli 5€, uczniowie i studenci 3€.Fińskie Muzeum Wojskowe w HelsinkachFińska Galeria Narodowa to największe muzeum sztuki w całej Finlandii, mieszczące się w budynku Ateneum naprzeciwko dworca kolejowego. Znajdują się tu najważniejsze dzieła czołowych fińskich malarzy takich jak Albert Edelfelt, Eero Jarnefelt, Pekka Halonen, Helene Schjerfbeck, Hugo Simberg, czy też zagranicznych artystów, m.in. dzieła bliżej znanego Rembrandta. W innym budynku (Kiasma) podziwiać można kolekcje z dziedziny sztuki współczesnej.Godziny otwarcia Ateneum:wtorki i piątki 10:00-18:00, środy i czwartki 10:00-20:00, weekendy 10:00-17:00.Ceny biletów wstępu do Ateneum (18 II - 8 V 2016):normalny 15€, ulgowy 13€, dzieci do lat 18 freeWszelkie szczegóły znajdziecie na oficjalnej stronie muzeum: www.ateneum.fi - opening hours and ticket pricesFińska Galeria Narodowa w Helsinkach - AteneumNaprzeciwko Galerii Narodowej znajduje się miejskie lodowisko (sezonowo), budynek Fińskiego Teatru Narodowego oraz gmach dworca kolejowego. Jest tu także największy w mieście węzeł komunikacyjny transportu publicznego. Podczas spaceru po mieście warto zwrócić uwagę na piękne zdobienia budowli otaczających ulice. Centrum lekko przytłacza swym monumentalizmem, a kamienice nadają stolicy status miasta bogatego i zadbanego. Choć nie jestem znawcą architektury, to wyczuwam tu nutę imperializmu rodem z sąsiedzkiego Petersburga. Lodowisko miejskie i Teatr Narodowy w HelsinkachJednym z najpopularniejszych muzeów w Helsinkach jest Fińskie Muzeum Historii Naturalnej, zawierające kolekcje z dziedziny botaniki, zoologii, geologii i paleontologii. Odwiedzających przyciąga przebogata oferta ekspozycji - 8 milionów zwierząt, 35 tysięcy okazów skał, 500 meteorytów, 6000 skamieniałości. Muzeum botaniczne posiada w swych zbiorach ponad 3 miliony eksponatów pochodzenia roślinnego. Szczegóły dotyczące m.in. godzin otwarcia znajdziecie na stronie: www.luomus.fi - opening hours and entrance fees. Ceny biletów wstępu (patrz link): dorośli 13€, studenci i seniorzy 8€, dzieci 7-17 lat 6€. Fińskie Muzeum Historii Naturalnej w HelsinkachKościół Temppaliaukio to jedna z najpopularniejszych atrakcji turystycznych Helsinek, znajdująca się w dzielnicy Töölö. Ta luterańska świątynia jest na swój sposób wyjątkowa, ponieważ została wbudowana w...skałę. Kościół Temppaliaukio konsekrowano w 1969 roku i od tego czasu za sprawą swej architektonicznej awangardy cieszy się popularnością wśród turystów.Kościół Temppaliaukio, HelsinkiKościół Temppaliaukio, HelsinkiKościół Temppaliaukio, HelsinkiNieopodal kościoła Temppaliaukio znajduje się Fińskie Muzeum Narodowe (Kansallismuseo). Odwiedzający poznają tam historię Finlandii od prehistorii po współczesność. Budynek wzniesiono w 1910 roku, a muzeum zostało otwarte 6 lat później. Eksponaty zbierano przez blisko dwa wieki, czego rezultatem jest możliwość podziwiania 135 tysięcy okazów historycznych, 85 tysięcy etnologicznych. 16 tysięcy ugrofińskich, 26 tysięcy etnograficznych i 170 000 egzemplarzy monet. Ponadto muzeum szczyci się kolekcją ponad 3 milionów dokumentów archiwalnych. Godziny otwarcia: od wtorku do niedzieli 11:00-18:00Ceny biletów: normalny 10€, ulgowy 7€, dzieci do 18 lat free. Wstęp darmowy w piątki 16:00-18:00.Szczegóły na stronie: www.kansallismuseo.fiFińskie Muzeum Narodowe w HelsinkachW Finlandii na każdym kroku spotkać można nazwisko Jeana Sibeliusa. W dzielnicy Töölö postawiono mu wręcz pomnik. Autorka rzeźby, Eila Hiltunen, poprzez formę monumentu chciała oddać esencję muzyki Jeana Sibeliusa. Nie ukrywam, że jest to jeden z moich ulubionych kompozytorów, stąd też nie mogłem przejść obojętnie obok pomnika w parku Sibeliuspuisto. Warto wiedzieć, że Sibelius uznawany jest za twórce narodowego stylu w muzyce fińskiej. Finowie tak zachwycają się jego twórczością, jak my zachwycamy się dziełami naszego Fryderyka Chopina. Pomnik Jeana Sibeliusa w HelsinkachHelsinki to miasto bardzo ciekawe. Nie nudziliśmy się, mimo, że spędziliśmy w stolicy Finlandii niespełna 3 dni. Choć dłuższy pobyt w Helsinkach może być dość uciążliwy, to całodniowy spacer po mieście pozostawia po sobie przyjemne wspomnienia. Rzeczywiście, nie ma tu zbyt wiele do oglądania. Obowiązkowymi punktami must see są słynna Katedra na Placu Senackim i Sobór Uspieński. Reszta zależy od indywidualnych upodobań. Helsinki posiadają bogatą ofertę muzeów, więc każdy znajdzie coś dla siebie. Ponieważ na stolicę Finlandii najlepiej przeznaczyć ok. 2 dni, warto ją włączyć do szerszego planu wyjazdu. Możliwości jest wiele - podróże po Finlandii OnniBusem, prom do Tallinna, a może pociągiem do Petersburga? Helsinki to przystanek warty uwagi, lecz wciąż tylko przystanek. 

Czerwone Wierchy zimowo – jesiennie grudniową porą

marcogor o gorach

Czerwone Wierchy zimowo – jesiennie grudniową porą

Jaką mamy zimę tego roku wszyscy widzimy już od samego początku, czyli od grudnia 2015. Korzystając z dobrych warunków i niewielkich ilości śniegu postanowiłem wybrać się ze swoją górską ekipą zaraz po świetach na wypad w Tatry Zachodnie. Zaplanowałem przedreptać cały masyw Czerwonych Wierchów, zaczynając od Doliny Kościeliskiej. Trzeba było przecież spalić gdzieś poświąteczne kalorie. Co prawda ta długa wycieczka wymagała bardzo wczesnego wstania z łóżka, ale dla takiej przygody, w takim towarzystwie i wreszcie dla takich widoków warto było zarwać noc. Uwielbiam takie długie spacery, w wyśmienitych warunkach, gdy stabilna pogoda pozwala delektowac się tylko górami i chłonąć je wszystkimi zmysłami. widok z Wielkiej Polany Małołąckiej Bo wędrówka po górach to dla mnie nie tylko obserwowanie cudnych panoram, czy zwykły wysiłek fizyczny, ale także czas na obcowanie z naturą i chłonięcie tego całego piękna całą duszą i sercem. To nie tylko percepcja wszystkimi zmysłami niezwykłego świata gór, ale zachłyśnięcie się nimi i pełna integracja z przyrodą na czas spędzony w górskim raju. Wyruszyliśmy więc dziesięcioosobowym zespołem już o siódmej rano z parkingu, by w spokoju i bez pośpiechu przedeptać wszystkie z Czerwonych Wierchów. Najpierw był więc krótki spacer dnem Doliny Kościeliskiej, która dopiero budziła się do życia, by później łagodnym podejściem dostać się na urokliwy Przysłup Miętusi. Kominiarski Wierch widziany z Przysłupu Miętusiego o poranku Tu po raz pierwszy zobaczyliśmy w oddali nasze cele na ten słoneczny dzień. Zeszliśmy następnie na Wielką Polanę Małołącką, by górną cześcią Doliny Małej Łąki podążyć w stronę kolejnej polany – Równie, a potem skryć się w lesie. Poranny widok na niesamowite urwiska Wielkiej Turni napawał nas grozą i dreszczykiem emocji. Wspinaczka Głazistym Żlebem na Kondracką Przełęcz nie okazała się jednak trudna, gdyż śniegu nie było, a pojawiający się miejscami lód można było ominąć. Tak więc dopiero na przełęczy ubraliśmy raki, gdy pojawiły się przed nami rozległe pola śnieżne w masywie Czerwonych Wierchów. Po postoju na drugie śniadanie rozpoczęliśmy mozolną wspinaczkę na Kopę Kondracką, pierwszy ze szczytów do zdobycia tego dnia. Na krańcach horyzontu dostrzec mogliśmy morza mgieł, jakie przykrywały tego dnia Beskidy. widok z Przeł.Kondrackiej na siodło w Giewoncie i Babią Górę, Pilsko oraz J.Orawskie w oddali Pojawiające się już tutaj wspaniałe widoki na strome szczyty Tatr Wysokich i obłe, kopulaste wierzchołki Tatr Zachodnich dodawały nam sił. A podejście było krótkie i wcale nie wymagające. Cudownie prezentowała się sylwetka śpiącego rycerza, czyli pobliskiego Giewontu. W dole podziwialiśmy też Halę Kondratową i Polanę Małołącką, a w oddali majaczyły dostojne wierzchołki Babiej Góry i Pilska. Między nimi odbijało się w słońcu Orawskie Jezioro, a dookoła mogliśmy  rozpoznać wiele innych pojedynczych wzniesień, czy pasm górskich. Wędrówka przy takiej dobrej widoczności, gdy dookoła nasze oczy cieszą inne góry, a słońce wesoło zagrzewa do dalszego marszu jest czystą przyjemnością i każdy turysta o takiej marzy. masyw Giewontu w jesiennych barwach Po sesji zdjęciowej ruszylismy dalej przed siebie zauroczeni panoramami i widokami niezwykłych tworów zimowej aury. Przebywanie w takiej zimowej krainie szczęścia sprawiło, że humory wszystkim dopisywały, a nasza radość zdawała się nie mieć końca. Przed nami były trzy kolejne szczyty Czerwonych Wierchów. Trasa góra -dół nie stanowiła dla nikogo większych problemów, gdyż wszyscy byliśmy jakby w transie spowodowanym ciągłym przeżywaniem magicznych chwil, które nie miały końca. Bo przecież po zejściu na Małołącką Przełęcz czekał na nas Małołączniak z trochę innymi widokami, zwłaszcza na przebytą już drogę. A potem była Litworowa Przełęcz i podejście na Krzesanicę oraz genialne widoki na Krywań i coraz bliższe morze szczytów Tatr Zachodnich. Na końcu była Mułowa Przełęcz i ostatni z wierzchołków, czyli Ciemniak, z którego doskonale mogliśmy dostrzeć ostre zerwy Krzesanicy. zerwy Krzesanicy widziane z Ciemniaka Wszędzie były oczywiście postoje na podziwianie z zapartym tchem tego, co przygotowała dla nas tego fascynującego dnia Matka Natura. Czuliśmy się jak w raju, więc trudno było wrócić do rzeczywistości, czyli uważnego zejścia z ostatniego wierzchołka przez Twardy Upłaz w stronę Chudej Przełączki i wreszczie na Cudakową Polanę, z której zostało nam tylko dostać się z powrotem do Kir. A jakby jeszcze było mało atrakcji, to poniżej przełęczy dostrzegliśmy wielkie stado kozic, spokojnie pasących się w jednej z bocznych dolinek. Mógłbym taki chodzić i obserwować wszelakie przejawy piękna jeszcze długo. Przecież te wszystkie niezapomniane chwile składały sie na coś, co potocznie nazywamy szczęściem. Czerpię więc z tego nieprzebranego zasobu pełnymi garściami chwile radości i zakopuje głęboko w sercu, by później pożywiać się nimi, gdy mi smutno, gdy mi źle… na pierwszym planie Małołączniak Będąc w górach uwielbiam jednak dzielić się swoją radością z innymi, dlatego zapraszam na wspólne wyprawy! Przebywanie w moich ukochanych Tatrach wyzwala we mnie takie pokłady pozytywnej energii, że chętnie się z nią dzielę z kompanami swoich eskapad. Przebywając w swoim drugim domu czuje, że przenika mnie magia gór, którą zanoszę potem w doliny i pozwala mi żyć ileś tam dni bez górskich wypraw. Dobrze mieć pasję, która pozwala nam ładować nasze akumulatory. Ważne, żeby także umieć się dzielić tą radością w codziennym życiu i przekazywać pozytywne fluidy na codzień. Staram się dzielić z Wami swoją miłością i oddawać część z tego, co przywożę z wycieczek również tutaj, pisząc tego bloga. Korzystając z okazji dziękuję Wam drodzy czytelnicy, że jesteście ze mną już przez całe cztery lata. panorama Tatr Wysokich z Krzesanicy Wędrujemy po tych przeróżnych górach, napawamy się ich pięknem, rozkoszujemy widokiem ze szczytów i smakujemy każdą chwilę, jakby to miała być nasza ostatnia. I tak powinniśmy według mnie delektować się górami, bez pośpiechu, biegania, radować się każdą drobnostką, tym małym cudem, które składają się w końcu na nasze szczęście z obcowania z górami. Dziewicze pejzaże, nieskażone cywilizacją, nadziemne krajobrazy, bliżej nieba zawsze były moją drogą do dobrego i owocnego przeżycia życia. A przed zmrokiem udało nam się zobaczyć jeszcze wspaniały zachód słońca z Polany Upłaz. A chwilę wcześniej, na siodle za Piecem ściągnęliśmy raki, bo śnieg skończył się na tej wysokości, czyli 1450 m. Kominiarski Wierch po zachodzie słońca widziany z Polany Upłaz Po dojściu na Adamicę zaczęło się na dobre ściemniać i przed Zahradziskami trzeba było ubierać czołówki. Dolinę Kościeliską pokonaliśmy więc już w nocy. Niestety takie krótkie dni są w grudniu. Życzyłbym sobie stale móc czerpać radość z tej krainy wiecznej dla mnie szczęśliwości. Wyprawa przez masyw Czerwonych Wierchów należała do tych najpiękniejszych, najdłużej wspominanych eskapad górskich, które na zawsze zostają w pamięci. Dziękuję wszystkim współtowarzyszom, że pozwolili mi dzielić się tymi magicznymi przeżyciami. A jak było pięknie tego wyjątkowego dnia przekonacie się ogladając fotorelację z wycieczki. Tutaj natomiast znajdziecie graficzny opis trasy. Oby więcej takich przeżyć w nowym roku. Tego życzę sobie i Wam wszystkim moi mili… Z górskim pozdrowieniem Wasz Marcogor  [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

5 ulubionych destynacji podróżniczych.

PO PROSTU MADUSIA

5 ulubionych destynacji podróżniczych.

        29 lutego to szczególna data, która zdarza się raz na cztery lata. I z tej szczególnej okazji, zamiast paść na pysia po kolejnym długim i ciężkim dniu pracy, postanowiłam przezwyciężyć zmęczenie i napisać kilka słów na blogasku. Zaniedbywanym dość haniebnie w ostatnich czasach, co uczciwie stwierdzam i kajam się, obiecując zarazem poprawę. A okazji do niej w marcu nie zabraknie, bo wreszcie uda się rozpocząć sezon wyjazdowy. I to dość nietypowo jak na mnie, ale szczegółów na razie zdradzać nie będę, niech będzie niespodzianka. A dzisiaj, żeby trochę przełamać schematy, postanowiłam zrobić notkę tematyczną. Na wielu blogach można spotkać przeróżne wyliczenia i klasyfikacje i inspirowana właśnie nimi stworzyłam swoją własną listę pięciu ulubionych destynacji podróżniczych. Szczerze mówiąc myślałam, że będę miała problem z wymyśleniem aż pięciu miejsc, ale koniec końców nie było to wcale takie trudne. A nawet wprost przeciwnie - ciężko było wybrać tylko pięć i dlatego ograniczyłam się wyłącznie do tych nieco dalszych kierunków, leżących poza granicami naszego pięknego kraju. Stało się tak bynajmniej nie dlatego, że tutaj nigdzie mnie nie ciągnie, po prostu będzie o tym osobna opowieść. Dzisiaj skupimy się na europejskiej zagranicy i nie przedłużając zatem zapraszam Was na moją subiektywną listę pięciu ulubionych destynacji podróżniczych.         1) ANDALUZJA - postanowiłam zachować kolejną alfabetyczną, stąd taki, a nie inny numer jeden. Odkrycie zeszłego roku, absolutnie fantastyczna kraina, w której świętowaliśmy ukończenie studiów wyższych. Zaledwie dziesięć dni wystarczyło nam jedynie na zachłyśnięcie się jej klimatem i zrozumienie, jak bardzo prawdziwe jest wyrażenie, że kto przyjedzie raz do Andaluzji, będzie chciał tam wracać stale. Ja już się nie mogę doczekać powrotu, tyle jeszcze miejsc pozostało do zwiedzenia, tyle przeuroczych zakątków do odkrycia, a przecież od dwóch miesięcy o niczym innym nie piszę na blogasku. Tak zdecydowanie przejawia się miłość od pierwszego wejrzenia. Można znaleźć tutaj wszystko, o czym tylko się zamarzy - są i góry i ocean i morze i miliony cudnych widoków i pyszne jedzenie i przede wszystkim - duuuużo słońca. Nawet w listopadzie. Polecam z całego serduszka.Kadyks.Granada.        2) DALMACJA - chorwackie wybrzeże zdecydowanie jest jednym z moich wakacyjnych faworytów. Oczywiście przed bądź po sezonie, czyli w maju albo we wrześniu, gdy nie ma już takich szalonych tłumów turystów. Tutaj także można znaleźć wiele przepięknych miejsc, począwszy od niesamowitej architektury przez cudne widoki po przepyszne jedzenie. Czasem po nocach śnią mi się najpyszniejsze kalmary z giricami, jakie można zjeść w pewnej knajpce na Murterze. ;) Dodatkowo też Dalmacja ma niezwykle przyjemną linię brzegową i setki wysp, które sprzyjają żeglowaniu, co stwierdziliśmy na własnej skórze w maju zeszłego roku. I co, być może, potwierdzimy znów we wrześniu. ;) z widokiem na Split.w obiektywie P.N.                3) SIENA - żeby się nie skupiać wyłącznie na samych krainach. Podczas wyjazdu do Toskanii (która sama w sobie jest też kapitalnym miejscem) moją ogromną sympatię zyskała Siena. W przeciwieństwie do Florencji urzekła mnie swoją bezpretensjonalnością i takim totalnym luzem. Nie zauważało się tutaj dzikich tłumów, wszystko było zdecydowanie spokojniejsze i wydawało się, że czas płynie tutaj wolniejszym tempem. Szczególnie w momencie, gdy można było się rozsiąść na płycie rynku i chwytać promienie słońca, zajadając się przepyszną kanapką. To takie właśnie w moim stylu - siąść sobie tam, gdzie akurat ma się ochotę i niczym się nie przejmować. I pewnie dlatego właśnie w Sienie czułam się jak w domu. ;)        4) SŁOWACKI RAJ - któremu zawdzięczamy zarażenie pasją chodzenia po górach. Od niego bowiem zaczęło się nasze wspólne tuptanie szlakami i zdobywanie kolejnych szczytów. Słowacki Raj oferuje nam naprawdę sporo - są i piękne widoki, ale też i wspinaczka, trochę łańcuchów, drabin, mostków i kładek, czyli wszystko to, co Madzia lubi najbardziej. I nawet upadek nie sprawił, że przestało mi się tam podobać. Po prostu wstałam, otrzepałam zadek i ruszyłam dalej przed siebie. Zupełnie jak w życiu. ;) z widokiem na Tatry.           5) TENERYFA - będąca miejscem mojej pierwszej podróży studenckiej za granicę. Generalnie wypad był robiony na szalonym spontanie, dwanaście niemalże nieznających się osób, jeden samolot, dwa samochody i trzy domki. I tydzień niesamowitych przygód, cudownych widoków i niezapomnianych wspomnień. Zdecydowanie największą atrakcją Teneryfy jest Teide, czyli szczyt wulkanicznych wznoszący się na wysokość 3718 m.n.p.m., na który można wjechać kolejką, w której można przykładowo śpiewać na całe gardło "hiszpańskie dziewczyny" ku uciesze pozostałych pasażerów. ;) Polecam spróbować. ;)Madusia - rok 2008.Masca.Teide - widziany z drogi.prawie na szczycie wulkanu.fotografia kolegi M.W.~~Madusia.

Gala Twórców – Konkurs na Bloga Roku 2015

marcogor o gorach

Gala Twórców – Konkurs na Bloga Roku 2015

Po raz kolejny, a dokładnie czwarty raz z rzędu postanowiłem wystartować w Konkursie na Bloga Roku, w edycji za rok 2015 nazwany Galą Twórców. Stale przyświeca mi promowanie zdrowego stylu życia, aktywności na świeżym powietrzu i chęci odkrywania nowych, pieknych miejsc. A tych matka natura nie poskąpiła, więc ciagle znajduje nowe cele do podróży, choć najbardziej nadal uwielbiam górskie wędrówki… to oderwanie się od świata, problemów. Praktycznie cały czas wolny poświęcam na rozwijaniu swojej pasji i podróżniczych eskapadach w coraz to nowe pasma górskie. Bo góry to moja największa miłość, dlatego oprócz relacji z wypraw często pisze o nich poprzez poezję, bo ona najtrafniej przecież oddaje moje uczucia i emocje, jakie towarzyszą mi podczas kolejnych spotkań z dziką przyrodą.                                                                                                                                                                                  Od czterach już lat staram się eksponować i polecać taki styl życia, bo według mnie to najlepszy sposób na odnalezienie radości w tym zabieganym, stresującym świecie. Znowu ośmielam się prosić Was czytelników i fanów bloga o oddanie swego głosu na moją stronę w tegorocznym konkursie. Tym razem trafiłem do kategorii; Pasje i twórczość, co najlepiej oddaje profil mego bloga, gdzie są też recenzje wszystkiego co związane z górami, newsy ze świata ponad dolinami, ale przede wszystkim relacje z wycieczek, wiersze oraz  moje górskie przemyślenia, z punktu widzenia 25 lat wałęsania po górach Europy. Udało mi się odwiedzić już 50 pasm górskich w 6 krajach, zdobyć Koronę Gór Polski i wejść na niezliczoną ilość szczytów. Na mej stronie znajdziecie ponad czterysta opisów górskich wypraw i ponad dwieście albumów fotograficznych z gór, a także wielką ilość poezji górskiej. Mała Fatra, foto by wiktorbubniak.pl Liczę, że dzięki Wam blog górski zaistnieje w tym konkursie i wyróżni się na tle olbrzymiej konkurencji – 355 blogów w mej kategorii. Po przecież nasza górska pasja jest wspaniała, ale o tym nie muszę Was przekonywać. Proszę więc po raz kolejny o głos na mego bloga oraz polecanie znajomym mej strony, jako odskoczni choć chwilowej od problemów życia i również o zagłosowanie na mnie. Udostępniajcie więc wiadomość o konkursie dalej i pomóżcie jednemu z niewielu blogów górskich w sukcesie! Jak zawsze pieniądze zebrane podczas tygodniowego głosowania trafią na cele charytatywne. Tym razem zasilą konto Fundacji Dziecięca Fantazja. Środki uzyskane przez organizatora z głosowania SMS przekazane zostaną na realizację marzeń i potrzeb podopiecznych Fundacji. Sokolica, Pieniny, foto by wiktorbubniak.pl Koszt wysłania SMS-a to tylko 1,23 zł. Głosować można z terenu Polski tylko raz z każdego numeru. Głosujcie zatem na nr. telefonu: 7124, w treści wiadomości wpisując tekst: B11162 . Wszystko razem ( duże B i pięć cyfr łącznie). Z góry dziękuję za każdy głos i Wasze wsparcie. Głosowanie trwa od dzisiaj do 1.III, godz.12. Wtedy też poznamy skład finałowej dziesiątki, którą będzie oceniał juror konkursu. Tradycją konkursu jest to, że środki uzyskane przez organizatora z głosowania SMS przekazywane są na cele charytatywne. W tym roku zostaną powierzone Fundacji Dziecięca Fantazja na spełnienie marzeń i potrzeb dzieci zmagających się z nowotworami, wadami wrodzonymi i chorobami genetycznymi. Wielki Chocz, Góry Choczańskie, foto by wiktorbubniak.pl „W ciągu ponad 13 lat, dzięki darczyńcom udało się spełnić ponad 4500 marzeń i potrzeb naszych podopiecznych. Jednak na spełnienie wciąż czekają kolejne, w tej chwili ponad 1000. Ciężka choroba, ból, brak nadziei i osamotnienie. Wysokie wydatki związane z leczeniem dziecka sprawiają, że rodzinie (często niepełnej) nie wystarcza na podstawowe potrzeby. O marzeniach innych niż zdrowie nawet się nie wspomina… Tym bardziej jesteśmy wdzięczni za każdy głos oddany w konkursie – podaje Fundacja Dziecięca Fantazja.” W zeszłym roku organizatorzy zebrali ponad 63 tys. złotych. Warto pomagać tym maluczkim, a niejako przy okazji wesprzeć mnie swym głosem! Z górskim pozdrowieniem Wasz Marcogor   Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Zależna w podróży

Konkurs na bloga roku jak spacer po linie

Drodzy, Jak co roku o tej porze zaczyna się najważniejszy konkurs w polskiej blogosferze. Konkurs na bloga roku. W konkursie jest kategoria blogów podróżniczych – i to właśnie jej się przyglądam. Co roku się waham – walczyć czy nie walczyć? Nie walczyć, bo to jest męczące. Pierwszy etap konkursu będzie...

Turku - na drodze do Helsinek

Podróże MM

Turku - na drodze do Helsinek

Turku to miasto położone w południowo-zachodniej Finlandii. Od wczesnego średniowiecza aż do 1812 roku było stolicą państwa. Turku znane jest głównie z przemysłu stoczniowego oraz popularnego uniwersytetu, najstarszego w całej Finlandii. Miasto posiada tylko jedno połączenie lotnicze z Polską - takowe w swej ofercie posiada WizzAir, bezpośrednio z Gdańska. Z racji tanich biletów, postanowiliśmy włączyć Turku do planu naszego pobytu w Finlandii. Przelot w dwie strony kosztował nas 150 zł, zaś podróż OnniBusem do Helsinek jedynie 1€. Choć Turku miało być tylko miejscem przesiadki, to postanowiliśmy spędzić tu jeden dzień i sprawdzić, co też miasto ma do zaoferowania. ♦ Jak dojechać z lotniska do TurkuDojazd z lotniska do miasta jest banalnie prosty. Wychodząc z niewielkiego budynku terminala trafimy wprost na przystanek, skąd odjeżdża autobus nr 1. Kursuje on średnio co 20 minut. Zatrzymuje się m.in. przy dworcu kolejowym, rynku Kauppatori (Market Place), Linnankatu (ulica), przy zamku (Turun Linna) oraz w porcie (Turun Satama). Warto pamiętać, że przystanki w Turku są na żądanie, dlatego czekając przy zatoce trzeba machnąć ręką kierowcy, zaś w samym autobusie wcisnąć stop. Cena biletu za przejazd z lotniska do miasta to 3€. Podróż trwa od 20-40 minut (zależy gdzie wysiadamy). Szczegóły o przystankach i rozkładach jazdy znajdziecie korzystając z journey plannera na stronie foli.fi.Turku♦ Zabytki TurkuZamek w Turku to jeden z najważniejszych zabytków miasta. Jego budowę rozpoczęto około 1280 roku. Stanowił wtedy warownię Korony Szwedzkiej u ujścia rzeki Aurajoki. W latach 1555-1563 zamek był siedzibą księcia Finlandii i króla Szwecji Jana III Wazy oraz jej małżonki, Katarzyny Jagiellonki (córki króla Polski, Zygmunta I Starego). Wtedy też miała miała miejsce poważna przebudowa twierdzy, która nadała jej cechy stylu renesansowego. W II. poł. XVIII wieku rezydencja została przekształcona w więzienie, zaś sam zamek stał się spichlerzem. Obecnie w zamku można zwiedzać lochy, sale zamkowe, a także muzeum poświęcone historii Finlandii i miasta Turku. W pobliżu twierdzy znajduje się stocznia i port.Ceny biletów wstępu na zamek i godziny otwarcia (link):normalny: 9€ulgowy (7-15 lat): 5€, (4-6 lat): 2 €, do lat 4: freeod wtorku do niedzieli 10:00-18:00w sezonie (6 VI - 4 IX) od poniedziałku do niedzieli 10:00-18:00strona www.: www.turku.fi/en/turkucastleZamek w TurkuZamek w TurkuZamek w TurkuZamek w TurkuŻaglowiec Suomen Joutsen w porcie, TurkuStokrotka :)Katedra w Turku to najważniejsza świątynia w całej Finlandii. Dźwięk jej dzwonów bijących w południe nadawane jest przez narodowe radio w całym kraju. Katedrę początkowo wzniesiono z drewna w XIII wieku, lecz później w jej miejsce wybudowano świątynię z kamienia. Ta została poświęcona w 1300 roku jako kościół katedralny Najświętszej Maryi Panny i Świętego Henryka, pierwszego biskupa Finlandii. Katedra była rozbudowywana w kolejnych latach, szczególnie po Wielkim Pożarze Turku, który w 1827 roku strawił zarówno świątynię jak i całe miasto.Katedra otwarta jest w godzinach 9:00-18:00. Katedra w TurkuKatedra w TurkuKatedra w TurkuTurkuKatedra w TurkuKatedra w TurkuKilka kroków od katedry, na placu Vanha Suutori znajduje się Ratusz Staromiejski (Vanha Raatihuone) wybudowany w roku 1736. Obecnie w jego wnętrzu znajdują się galerie oraz sale bankietowe i koncertowe. Po lewej stronie od ratusza znajduje się Hjelt Mansion, wzniesiony w 1830 roku. Majestatyczny budynek reprezentuje styl imperialistyczny, nawiązujący do architektury Sankt Petersburga. Przy placu znajdują się także atrakcyjne budynki, m.in. Brinkkala Mansion, czy wyższa szkoła Katedralskonan i Abo. Stary Rynek Vanha Suutori był centrum administracyjnym i handlowym od początku istnienia miasta. Tuż obok znajduje się inny średniowieczny rynek (Turun kaskiaikaiset markkinat), na którym odbywają się sezonowo wszelakie występy i rekonstrukcje historyczne.Stary Rynek - po lewej Hjelt Mansion, dalej Ratusz Staromiejski i na wprost Brinkkala Mansion.Muzeum Sztuki w Turku (Turun Taidemuseo) to drugie najstarsze muzeum w Finlandii. Znajduje w jednym z najbardziej rozpoznawalnych budynków miasta. Siedzibę muzeum wzniesiono na wzgórzu w 1904 roku. Kolekcje muzeum obejmują niespełna 7000 dzieł sztuki, będące sztandarowymi ekspozycjami fińskiego dziedzictwa kulturowego i artystycznego. Ceny biletów wstępu i godziny otwarcia (link):od wtorku do piątku 11:00-19:00soboty i niedziele 11:00-17:00bilet normalny: 9€, ulgowy 6€, dzieci do lat 16 freew piątki od 16:00-19:00 wstęp wolnyMuzeum Sztuki w Turku (Turun Taidemuseo)Aurakatu i Muzeum Sztuki w TurkuMuzeum rzemieślnicze Luostarinmäki to muzeum pod gołym niebem, zawierające osiemnaście oryginalnych budynków datowanych na XVIII i XIX wiek. Cały teren cudem ocalał od Wielkiego Pożaru Turku w 1827 roku jako jedyny większy obszar niestrawiony przez ogień. W muzeum można zaobserwować życie codzienne finów w XVIII wieku. Prezentowane są rękodzieła, sztuka rzemieślnicza, a także charakterystyczne stroje z epoki. Ceny biletów wstępu oraz godziny otwarcia (link):normalny - 6€, ulgowy (seniorzy, studenci, dzieci 7-15 lat) - 4€dzieci 4-6 lat - 1€, dzieci do lat 4 - free2 V - 5 VI, od wtorku do niedzieli 10:00-18:006 VI - 4 IX, od poniedziałku do niedzieli 10:00-18:005 IX - 18 IX od wtorku do niedzieli 10:00-18:0026 XI - 6 I od wtorku do niedzieli 10:00-16:00Luostarinmaki, TurkuLuostarinmaki, TurkuKauppatori, czyli Plac Rynkowy w Turku, to centralny plac w dzielnicy biznesowej, a także węzeł komunikacyjny miejskich autobusów. Odbywają się tu liczne pokazy i koncerty, lecz zazwyczaj jest to miejsce handlu, gdzie sprzedawcy wystawiają towar tworząc swoisty jarmark. Można tu kupić owoce, warzywa, ubrania, kwiaty i najróżniejsze przedmioty. Rynek funkcjonuje od poniedziałku do piątku w godz. 7:00-18:00, oraz w soboty w godz. 7:00-15:00. Zimą z reguły nikt tu nie handluje.Najbardziej charakterystycznym budynkiem na placu Kauppatori jest Ortodoksyjny Kościół (Turun ortodoksinen kirkko). Neoklasycystyczną cerkiew wzniesiono w latach 1839-1845. Market Square (Kauppatori), Turun ortodoksinen kirkko - TurkuCzy Turku to miasto godne polecenia? Nie bardzo. Gdyby ktoś mi powiedział, że leci do Turku na kilka dni na wakacje, to skrzywiłbym się i stwierdził, że pewnie chodzi o Turków, o wakacje u Turków w Turcji. Nie ma tu zbyt wiele do oglądania. Fajnie miejsce na spacer, ale dłuższy pobyt w Turku może być nużący. Chyba, że ktoś jest miłośnikiem sztuki lub historii - tacy zawsze znajdą dla siebie coś fascynującego. Można sporo czasu spędzić w muzeach, ale to już kwestia indywidualnych upodobań. Ponadto ceny są tu fińskie, więc obfite zwiedzanie znacząco obciążać będzie portfel. Turku to miasto głównie przemysłowe, więc nie ma co się nastawiać na jakieś niesamowite wrażenia. Zimą jest tu dość przygnębiająca atmosfera. Choć w mieście znajdziemy bardzo ważny w kontekście historycznym zamek oraz najważniejszą w kraju katedrę, to i te zabytki nie powalą na kolana, nie naciągną powiek odkrywając ślepia i nie wybrzmi z Waszych ust dźwięk zachwytu w formie łał.Bilety lotnicze z Gdańska można kupić za śmieszne pieniądze. To kusząca propozycja podróży do Finlandii. Turku może być ciekawym miastem pod względem kulturowym, fajnym przystankiem na dalszej drodze wgłąb kraju. Tak było i w naszym przypadku. Czy warto? Oceńcie sami. 

Zależna w podróży

Kaprun Zell am See: Zjeżdżaj powoli!

Uważny czytelnik wie, że od małego dziecka jeżdżę na nartach. Kiedy pierwszy raz założono mi te diabelskie patyki na stopy, miałam pewnie z 5 lat. W wieku lat 6 namiętnie na stoku płakałam. W wieku lat 8 nienawidziłam rodziców za to, że mnie wiozą do Austrii. W wieku lat 15...

Zima w Bacówce nad Wierchomlą

marcogor o gorach

Zima w Bacówce nad Wierchomlą

Tegoroczna zima to nie zima. Raczej połączenie późnej jesieni i przedwiośnia. Śniegu mamy jak na lekarstwo. Ale pogoda także nie rozpieszcza, Prawie każdy weekend przynosi opady, albo huraganowe wiatry. Warunki pogodowe nieraz mogłem skwitować stwierdzeniem, że nawet psa by nie wygonił na pole. Mimo tego próbuje robić sobie chociaż krótkie spacery po małych górkach, aby nie stracić całkiem kondycji. Mimo tego forma spada, a człowiek popada w zimową depresję. Na szczęście są dni, że udaje się wyrwać z domu i naładować akumulatory. Tydzień temu zapowiadane okno pogodowe zaowocowało wyjazdem w Beskid Sądecki. Postanowiłem rozruszać kości podczas krótkiej wędrówki do Bacówki nad Wierchomlą. Udało mi się nawet wyciągnąć swoją gorlicką ekipę.  motto wycieczki, napis na drzwiach bacówki Pojechaliśmy popołudniem do Wierchomli Małej, licząc na efektowny zachód słońca, z widokiem na Tatry. Widoczki jakieś były, ale zachodzik został zniweczony przez niske chmury, które zepsuły całe widowisko. Spacer do bacówki czarnym szlakiem zajmuje tylko nieco ponad godzinkę. Powrót natomiast zrobiliśmy sobie wzdłuż drogi dojazdowej do bacówki, wracając do punktu wyjścia. Początek tego 10-kilometrowego marszu odbył się w miejscowości Wierchomla Mała. To znana od kilku lat nowoczesna stacja narciarska z 10 wyciągami, w tym najdłuższym w Polsce wyciągiem krzesełkowym (1600 m), czynnym także latem. Odbywają się tu liczne cykliczne imprezy sportowe – narciarskie, rowerowe, wyścigi psich zaprzęgów. poczatek szlaku przy potoku Mała Wierchomlanka Wierchomla Mała jest miejscowością turystyczną w Popradzkim Parku Krajobrazowym, pomiędzy Muszyną a Piwniczną-Zdrój. Inne atrakcje turystyczne przyciągające turystów do tego stale rozwijającego się letniska to stare połemkowskie chaty, liczne źródełka, jaskinie pod górą Pusta Wielka, grillowiska, pole do gry w paintball, skałki do wspinania, szlaki turystyczne piesze i rowerowe, basen kryty, park linowy ze ścianką wspinaczkową, bacówka nad Wierchomlą, niedaleko schronisko na Hali Łabowskiej, trasa piesza i rowerowa na Jaworzynę Krynicką, skąd można zjechać koleją gondolową do Krynicy. W zimę narciarze mogą przemieszczać się systemem wyciągów do Muszyny – Szczawnika. Bywałem tutaj wiele razy i zawsze jestem zaszokowany jak szybo rozwija się ta mała wioska. Jak grzyby po deszczu powstają także knajpy, pensjonaty, wypożyczalnie sprzętu narciarskiego. spacer do bacówki stąd to niecała godzinka przyjemnego marszu Wieś położona jest w dolinie potoku Mała Wierchomlanka. Od północno-zachodniej strony wznoszą się zalesione szczyty Gaborówki (790 m) i Lembarczka (917 m ), od wschodniej i południowej grzbiet ciągnący się od Bacówki nad Wierchomlą po Pustą Wielką (1061 m). My zostawiwszy samochód na dole miejscowości musieliśmy przejść całą, by wejść na właściwy górski szlak. Najpierw czekała nas mokra przeprawa przez potok, a potem wędrówka zaśnieżoną ścieżką przez las, która wyprowadziła nas w końcu na widokową polanę poniżej grzbietu. Była to Polana nad Wierchomlą, leżąca na grzbiecie Runek – Pusta Wielka, będąca bocznym grzbietem Pasma Jaworzyny w Beskidzie Sądeckim. Polana nad Wierchomlą i pierwsze słabe widoki na Eliaszówkę Polana zajmuje partie grzbietowe oraz zachodnie stoki tego grzbietu opadające do doliny Małej Wierchomlanki i ciągnie się od Bacówki nad Wierchomlą w południowym kierunku, po niewielki pas zadrzewień oddzielający ją od następnej polany tego grzbietu – polany Długie Młaki, gdzie znajdują się wyciągi narciarskie. Jest jedną z ciągu kilku polan na tym grzbiecie. Dawniej były to pola uprawne i pastwiska Łemków zamieszkujących te tereny. W niektórych miejscach dostrzec można jeszcze stare drzewa owocowe pozostałe po Łemkach i resztki fundamentów domostw. pierwsze słabe widoczki na Tatry Łąki pokryły się gęsto wielkimi kopcami mrówek porośniętymi trawą, co widać fajnie w lecie. W górnej części Polany nad Wierchomlą w 1978 zbudowano schronisko turystyczne – Bacówkę nad Wierchomlą. Z polany przy tym schronisku rozciągają się rozległe widoki na Pasmo Radziejowej, Góry Lubowelskie i Tatry. I ono w dużej mierze przyciągaja tutaj rzesze turystów, zwłaszcza latem. Panorama Tatr należy do najsłynniejszych w całych Beskidach. Niestety, tym razem widoki były marne, nie tak jak w czasie mej wizyty trzy lata wcześniej, co możecie obejrzeć tu. górna część polany z widoczną bacówką Bacówka PTTK Nad Wierchomlą mieści się w przebudowanym spichlerzu, który przeniesiono ze Złockiego (stąd nietypowa dla bacówek architektura). Należy do „Klubu Bacówkarza” wraz z trzema innymi beskidzkimi bacówkami: Bacówką PTTK na Krawcowym Wierchu (Beskid Żywiecki), Bacówką PTTK na Rycerzowej (Beskid Żywiecki) oraz Bacówką PTTK na Maciejowej (Gorce). W pobliżu znajduje się rezerwat przyrody Lembarczek, w którym objęto ochroną buczynę karpacką. Ok. 1,5 km od bacówki znajduje się stacja narciarska „Wierchomla”. Przez swoje położenie noclegi tutaj mają duże obłożenie. Schronisko słynie z prawdziwie górskiego klimatu, pysznej szarlotki i czekolady na gorąco. Obok znajduje się drugi budynek noclegowy, jest też plac zabaw dla dzieci, szałas i miejsce do grilowania, a nawet sauna. Miejsce to jest też skrzyżowaniem wielu szlaków turystycznych, blisko stąd do serca Beskidu Sądeckiego. bacówka nad Wierchomlą Spotkaliśmy tutaj turystów, którzy wędrowali przez Beskidy z olbrzymimi plecakami wyprawowymi na nartach. Byliśmy pełni podziwu dla nich, gdy sami próbowaliśmy zarzucić ten ciężar na swe plecy. Wnętrze bacówki jest też bardzo klimatyczne, z boku stoi widokowa weranda, skąd można przy dobrej widoczności podziwiać Tatry. Każdy posilił sie tu i trochę zawiedzeni brakiem spektakularnego zachodu słońca rozpoczęliśmy odwrót do auta. Z drogi odbytej już nocną porą świetnie prezentowały się w oddali oświetlone wyciągi stacji narciarskiej Wierchomla. Zrelaksowani i dotlenieni, w doskonałych humorach wróciliśmy na parking przed hotelem Resort Ski. Jeden z kompanów całą trasę nawet przebiegł, w ramach swego planu treningowego. namiastka zachodu słońca Każda, nawet najkrótsza wycieczka jest dobrym sposobem na oderwanie się od rzeczywistości. Ucieczka od  problemów i aktywne spędzenie czasu każdorazowo daje nam zastrzyk energii i nową siłę do walki z przeciwnościami losu. Bo bedąc na łonie natury, każde spotkanie z przyrodą jest lepsze niż siedzenie w domu. Mimo, że zima nie rozpieszcza, a chlapa i błoto, zamiast słońca i skrzypiącego mrozu pod stopami nie nastraja na wypady w góry, czasami trzeba się przemóc i ruszyć na spotkanie przygody. Ale tego nam, wędrowcom nie muszę chyba przypominać… Na koniec jak zawsze zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z wycieczki. A tu znajdziecie ślad wypadu w Endomondo. Z górskim pozdrowieniem Marcogor [See image gallery at marekowczarz.pl]     Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

OnniBus - tanie podróżowanie po Finlandii

Podróże MM

OnniBus - tanie podróżowanie po Finlandii

OnniBus to fiński odpowiednik naszego PolskiegoBusa. Przewoźnik oferuje połączenie praktycznie z każdym większym miastem Finlandii. Ceny najtańszych biletów zaczynają się od zaledwie 1€. Dystans nie ma tu znaczenia. Przejazd z Turku do Helsinek kosztował nas właśnie 1€, podobnie jak jeden z czterech biletów na trasie Helsinki - Rovaniemi (odległość: ok. 850 km). Firma została założona w 2011 roku przez czterech Finów, lecz w 2014 roku aż 75% udziałów wykupił szkocki biznesmen Brian Souter, właściciel m.in. PolskiegoBusa. OnniBus na przystanku w Turku Hotelli CaribiaZaryzykuję stwierdzenie, że OnniBus całkowicie zdominował rynek transportowy w Finlandii. Charakterystyczne autobusy widziane są na dworcach w całym kraju. Głównym atutem fińskiego przewoźnika, jest doskonale nam znany z PolskiegoBusa system niskich cen. Im więcej wolnych miejsc, tym tańsze bilety. Ceny zaczynają się od symbolicznego 1€ i rosną wraz z popytem na przewóz na danej trasie w danym terminie. strona internetowa: www.onnibus.comOnniBus kursuje na 17 trasach obejmujących terytorium Finlandii:F1: Helsinki – TurkuF2: Helsinki – PoriF3: Helsinki – Tampere – VaasaF3C: Helsinki – Tampere F4: Helsinki – Jyväskylä – Oulu/RovaniemiF4-SKI: Helsinki – Jyväskylä – Oulu – Ylläs – Levi (w okresie zimowym)F5: Helsinki – Mikkeli – Kuopio - (w okresie zimowym: - Kuusamo - Ruka)F6: Helsinki – Lappeenranta – JoensuuF7: Helsinki – KotkaF8: Helsinki – Turku C – PoriF9: Turku – Tampere – Jyväskylä – KuopioF11: Tampere – PoriF13: Helsinki – Jyväskylä – KokkolaF14: Helsinki – Mikkeli – SavonlinnaF23: Helsinki – Mikkeli – JoensuuF45: Helsinki/Jyväskylä – Kuopio – KajaaniMapa sieci połączeń © OnniBusPodróż OnniBusem niczym nie różni się od podróży PolskimBusem. Autobusy w obu przypadkach są tej samej firmy i posiadają takie same wyposażenie. W czasie podróży do dyspozycji mamy rozkładane siedzenia, gniazdka elektryczne umieszczone pod siedzeniami, oraz dostęp do internetu poprzez WiFi. Na długich trasach przydaje się toaleta umieszczona przy schodach. Komfort podróży zależy od indywidualnych wymagań. Miejsca na nogi nie ma specjalnie dużo, lecz nie jest także szczególnie ciasno. Podróżowaliśmy OnniBusem czterokrotnie i za każdym razem docieraliśmy do celu punktualnie, mimo zimowych, niesprzyjających warunków. Kupno biletów jest bardzo proste dzięki sprawnie działającemu systemowi płatności. Wystarczy wyszukać połączenie, wybrać datę podróży, zaznaczyć odpowiadającą godzinę odjazdu oraz dodać bilety do koszyka. Płatność następuje poprzez logowanie do banku. Nie trzeba wpisywać żadnych danych do przelewu, wystarczy wpisać hasło SMS i puścić przelew. Kupione bilety powinniśmy otrzymać na maila chwilę po zakończeniu transakcji. Dokument można wydrukować, zapisać na telefonie, bądź po prostu spisać numer rezerwacji, który trzeba okazać na miejscu pracownikowi OnniBusa przy wsiadaniu do autobusu. OnniBus miażdży konkurencję. Czerwonymi autobusami z wizerunkiem łosia dojedziemy praktycznie wszędzie. Nie znam tańszego sposobu na podróżowanie po Finlandii (oprócz autostopu). Za dojazd z Turku do Helsinek i z powrotem zapłaciliśmy łącznie 2€ za osobę. Dalej udaliśmy się ze stolicy aż za koło podbiegunowe do Rovaniemi. Ta podróż z kolei kosztowała nas po 30€ na głowę, czyli ok. 130 zł w dwie strony (1700 km!). OnniBus działa w Finlandii, PolskiBus w Polsce, SuperBus w Estonii, ManaBus w Nowej Zelandii. Z niecierpliwością czekam, aż Highland Global Transport otworzy działalność w kolejnych krajach, umożliwiając nam tanie podróżowanie.

Hiszpańskie opowieści: Tarifa z widokiem na Afrykę.

PO PROSTU MADUSIA

Hiszpańskie opowieści: Tarifa z widokiem na Afrykę.

       Dzień ucieka za dniem, czasu na wszystko coraz mniej, generalnie życie człowieka pracującego i to w dość nieregularnych porach nie jest sielanką. Ostatnio jedyne na co mam siłę po powrocie do domu, to zjedzenie obiadu i zaszycie się pod kołdrą ze stosikiem książek. O większej aktywności nie ma mowy, na szczęście pogoda nie zachęca do niczego, więc przynajmniej nie mam wyrzutów sumienia. Może w marcu będzie lepiej, taki generalnie jest plan. A co z niego wyjdzie, okaże się. Dzisiaj doszłam jednak do wniosku, że po prostu nie wypada już robić tak długiej przerwy od pisania i trzeba sięgnąć do przepastnej skarbnicy mojego dysku i wyciągnąć na światło dzienne kolejną opowieść z absolutnie cudownej Hiszpanii. Nic nie poprawia lepiej humoru w deszczowy i szary dzień w Krakowie jak solidna dawka pozytywnej energii ze słonecznej Andaluzji. Zapraszam zatem dziś do Tarify - najbardziej wysuniętego na południa miasta kontynentalnej Hiszpanii, gdzie do Afryki jest dosłownie rzut kamieniem. ;)z marokańskim wybrzeżem w tle. :)         Tarifa początkowo nie znajdowała się w planach naszej podróży. Było to miejsce, do którego chcieliśmy zajrzeć, o ile czas pozwoli. Początkowo wydawało się, że po prostu olejemy jakiekolwiek zwiedzanie tego wieczoru, bo oboje czuliśmy się fatalnie i jedyne na co mieliśmy ochotę, to zaszyć się w łóżku pod kocem i odpoczywać. Pogoda jednak była przepiękna, widoki rewelacyjne i trochę głupio było nam tracić okazję do zobaczenia czegoś interesującego z powodu złego samopoczucia. Zdecydowaliśmy więc, że zatrzymamy się w tym małym hiszpańskim miasteczku. Niewiele jednak zabrakło, żebyśmy tam nie dojechali, bo po drodze mijaliśmy fantastyczne zatoczki z mnóstwem kitesurferów, których kolorowe latawce wyglądały jak ogromne wielobarwne motyle. Przejechaliśmy niestety odpowiedni zjazd i nie chciało nam się już zawracać, toteż pojechaliśmy już prosto do Tarify.        Wjechaliśmy do centrum, zaparkowaliśmy między blokami i ruszyliśmy przed siebie. Po pierwszych kilkunastu krokach miałam dość i chciałam już wracać. Jakoś tak w pierwszym odruchu nie skojarzyłam, że skoro te okolice są mekką kitesurferów, to musi być ku temu powód. I był - wiatr. Potężne podmuchy od razu usiłowały mnie zwalić z nóg, co przy mojej posturze chwilami nawet się zdarza. Nawet nie był szczególnie zimny, ale kilka minut obcowania z nim skutecznie odbierało wszelkie chęci. I tak jak wcześniej Tomasz czuł się kiepsko, tak teraz wszystkie złe emocje przeszły na mnie jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. W tym przypadku miała postać tego przeklętego wiatru. Już dawno nie zdarzyło mi się tak marudzić jak wtedy. A tak naprawdę to był dopiero sam początek, gdyż przed nami rozpościerała się otwarta przestrzeń plaży i morza. róża wiatrów.          Widoki chwilowo mnie zachwyciły. Tutaj także było kilku zapaleńców z latawcami, śmigających na deskach. Nie dało się nie zauważyć, że warunki mieli naprawdę rewelacyjne - z każdą chwilą dmuchało coraz mocniej. Moje marudzenie zostało przerwane, gdy dotarliśmy na Punta de Tarifa. Jest to najbardziej wysunięty na południe punkt kontynentalnej Europy i przy dobrej widoczności jak na dłoni można zobaczyć afrykańskie wybrzeże, oddalone zaledwie o dwadzieścia kilometrów. Aż tak dokładnie go nie widzieliśmy, ale takie mgliste zarysy zdecydowanie robiły większe wrażenie. Przyznam szczerze, iż w pierwszym odruchu nie za bardzo doceniłam ten fakt, ale z każdą kolejną chwilą czułam, że jesteśmy w naprawdę wyjątkowym miejscu. I że warto jednak było tutaj dotrzeć. :)          Widok po drugiej stronie nie był aż tak niezwykły, aczkolwiek muszę powiedzieć, że to co wyczyniali ci faceci na deskach, budziło mój szczery podziw. Chociaż jeszcze większy był chyba u Tomasza, bo nie mógł się oderwać od aparatu i co chwilę strzelał im foty i kręcił filmiki. Zresztą, nie tylko on, bo obok niego siedziała jakaś babeczka i też pstrykała zdjęcia. A panowie bardzo się z tego powodu cieszyli i podpływali jak najbliżej, żeby ładnie zapozować na fotografiach. I chwilami naprawdę im to wychodziło. Sami zobaczcie. przylądek fotografów. ;)         Gdyby nie fakt, że pizgało tutaj wiatrem naprawdę mocno, miejsce byłoby absolutnie doskonałe. Z drugiej strony, bez niego nie było tak cudnych pokazów w powietrzu. Trochę żałowałam, że nie ubrałam się cieplej, bo może wtedy wytrzymałabym dłużej. Po kilkunastu jednak minutach stania niemalże w miejscu (bo przejście kilku kroków w jedną i drugą stronę niewiele dawało), musieliśmy się ewakuować do samochodu, bo po prostu nie dawałam już rady. I nawet przecudowne widoki już nie były mi w stanie zrekompensować tego, że zamarzałam. Ciężko zachwycać się okolicą, gdy kostnieją Ci ręce z zimna. trochę wieje...         Przede wszystkim żałowaliśmy, że nie udało nam się doczekać do zachodu słońca, ale wtedy na pewno odnaleźliby następnego dnia nasze zamarznięte ciała nad brzegiem morza. Opcja z pójściem do samochodu i przebraniem się w coś ciepłego i ponowny powrót na plażę nie wchodziła w grę, bo przy aucie zdaliśmy sobie sprawę, jak bardzo nas ten wiatr wymęczył. A przed nami jeszcze było kilkadziesiąt kilometrów do miejsca noclegowego. Dlatego też porzuciliśmy pomysł powrotu i zajechaliśmy tylko do Lidla stojącego na wyjeździe z miasta. Okazało się, że był on naprawdę rewelacyjnie usytuowany, bo na niewielkim wzniesieniu, przez co fantastycznie był widoczny zachód słońca. Zrobiliśmy szybkie zakupy i stwierdziliśmy, że jednak poczekamy tutaj na ten niezwykły rytuał, który słońce wykonuje co wieczór. Na wzgórzu też wiało niemiłosiernie, więc głównie siedzieliśmy w samochodzie. Doszłam do wniosku, że coś mi się od życia należy i popijałam z wielkiej plastikowej butli pyszną sangrię, żeby się rozgrzać oczywiście. ;)  Z auta wychodziliśmy jedynie na kilka chwil, żeby złapać niezłe ujęcie i wrócić z powrotem do ciepłego wnętrza. Zachód nas nie zawiódł - wyglądał naprawdę uroczo, potwierdzając po raz kolejny, że jednak nad morzem są zdecydowanie najpiękniejsze. :)           Mimo mojego marudzenia (które jest doskonale widoczne w całej opowieści nawet teraz) uważam, że warto tutaj zajrzeć. O samym miasteczku nie mogę się wypowiedzieć, bo właściwie wcale po nim nie chodziliśmy, zdecydowanie bardziej interesowało nas same jego położenie. Trzeba przyznać, że naprawdę robi wrażenie. Ta bliskość Afryki sprawia, że czuje się w sobie zarazem chęć i pęd do dalszych podróży, ale także i lęk przed nieznanym lądem. Jest to też ogromna pokusa, żeby odkryć coś nowego. I zapewne odczuwałam ją nie tylko ja, ale także wielu przede mną i wielu po mnie. Tak się teraz zastanawiając mogę stwierdzić, że to miejsce ma w sobie niezwykły urok, bo mimo tak niesprzyjających okoliczności i warunków, dalej jestem nim oczarowana. Chociaż to oczarowanie przyszło z czasem. ;)przygotowana na zmierzenie się z wiatrem. ;)~~Madusia.

Zależna w podróży

Kreta – opowieść o dobrej kuchni

Zapada zmrok. Świecące nad Kretą słońce powoli układa się do snu, malując wyspę milionem odcieni czerwieni. Na dworze króla Minosa panuje codzienna wrzawa. Król, nie bacząc na hałasy, idzie dostojnie do sali jadalnianej. Drepczący przy władcy architekt Dedal dyskutuje z nim o planach labiryntu, a podążający za nimi Ikar puszcza...

Tani nocleg w Helsinkach

Podróże MM

Tani nocleg w Helsinkach

Zimowy spacer do bacówki na Maciejowej

marcogor o gorach

Zimowy spacer do bacówki na Maciejowej

Początek tego roku zaowocował w pierwszy zimowy spacer odbyty w Gorcach. Jako, że dopiero po świętach zrobiła się prawdziwa zima mogłem w bardziej śnieżnych warunkach wybrać się w góry. Za cel obrałem sobie kultową bacówkę gorczańską na skraju tego pasma, niedaleko Rabki. Pogoda udała się piękna, a warunki niezbyt trudne, więc wycieczka była bardzo udana i relaksująca. Ale przecież nie zawsze góry muszą kojarzyć się z wyrypą. To miał być krótki rozruch po okresie świąteczno-noworocznym i taki był. Kilkugodzinny wypad pozwolił rozruszać ciało rozleniwione obżarstwem i świętowaniem. To było mi bardzo potrzebne, bo długi rozbrat z górskim szlakiem powoduje odrazu spadek formy i kłopoty kondycyjne w stosunku do młodszych kolegów, których zabrałem ze sobą. Wyruszyliśmy z centrum Rabki-Zdroju, gdzie w parku zdrojowym jest wiele parkingów do pozostawienia auta. Rabka- Zdrój to jedno z najpiękniejszych górskich uzdrowisk i ważny ośrodek leczenia chorób dziecięcych. Położona jest w Kotlinie Rabczańskiej, na wysokości 500–560 m n.p.m., u ujścia potoków Poniczanki, Słonki i Skomielnianki do Raby. Rabka nazywana jest „Miastem Dzieci Świata”. Tytuł ten w 1996 roku na wniosek Międzynarodowej Kapituły Orderu Uśmiechu nadał miastu wojewoda małopolski. W tym samym roku utworzono w Rabce Muzeum Orderu Uśmiechu, obecnie znajdujące się na terenie rodzinnego parku rozrywki „Rabkoland”. kierunek Maciejowa, tuż nad Rabką-Zdrojem Tam też znajduje się Muzeum Rekordów i Osobliwości. Rabka ma własną scenę teatralną, jest nią Teatr Lalek „Rabcio”, a także pomnik Świętego Mikołaja stojący przed zabytkowym budynkiem czynnej stacji kolejowej, nazwanej wówczas Domem Świętego Mikołaja. Jedną z atrakcji miasta jest także fontanna przed Kawiarnią Zdrojową oraz uruchomione w czerwcu 2009 tężnie solankowe w Parku Zdrojowym. Jak widać tych ciekawostek zwłaszcza dla dzieci jest tutaj mnóstwo, ale to nie było moim celem tego dnia, bo nieraz zwiedzałem to urocze miasteczko ze swoją małoletnią kiedyś córką. zmrożona droga na szczyt Ciekawostką etnograficzną jest fakt, że niektórzy badacze miejscową ludność miejską określają jako: „Lud rabczański”. Jest ona specyficzna i nieco różna od innych grup góralskich. Pierwotnie ziemię rabczańską zamieszkiwała grupa górali zwanych „Kliszczakami”, lecz teraz na Rabkę-Zdrój duży wpływ ma kultura górali podhalańskich. Spora grupa osób uważa, że jest to północna podgrupa Podhalan. Z Rabki prowadzą szlaki piesze i rowerowe na okoliczne szczyty Gorców (Turbacz), Beskidu Wyspowego (Luboń Wielki) i Pasma Babiogórskiego (Babią Górę). W Rabce znajduje się również Stacja Centralna Grupy Podhalańskiej Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego, w której mieści się pierwsze w Polsce Centrum Koordynacji Ratownictwa Górskiego. obelisk ku pamięci ukochanego konia przy szlaku My wybraliśmy czerwony szlak, który jest częścią Głównego Szlaku Beskidzkiego. Szybko wyprowadził on nas na łąki ponad miasto, gdzie prowadziła nas szeroka droga polna. Przy całej naszej trasie napotykaliśmy na wiele kapliczek, które potwierdzają religijność miejscowej ludności. Ale najbardziej zdumiał mnie fakt spotkania przy drodze obeliska poświęconego ukochanemu koniowi! Po dojściu do lasu ukazały się naszym oczom pierwsze widoki na szczyty Beskidu Wyspowego i potężny masyw Babiej Góry, które towarzyszyły nam już przez cały czas. Na jednej z polan w lesie dotarliśmy do górnej stacji wyciągu narciarskiego, aby potem iść już wygodnym, grzbietowym szlakiem, aż na sam szczyt Maciejowej. Niebawem naszym spragnionym oczom okazała się panorama Tatr, trochę za chmurami, ale i tak bedąca balsamem na całe zło… i widok na Tatry nie odstępował nas do samej bacówki. pierwsze spojrzenie na Tatry z grzbietu Szczyt Maciejowej jest zalesiony, ale widoki na Babią Górę, Policę i najwyższe wierzchołki Beskidu Wyspowego z polany przy tym małym schronisku są kapitalne! W dalszej perspektywie (przy dobrej pogodzie) widoczny jest łańcuch Tatr oraz słowackie góry Wielki Chocz i Mała Fatra. Samo miejsce jest niezwykłe, a sama bacówka bardzo klimatyczna, kto jeszcze tutaj nie był musi sam się o tym przekonać – magii tej miejscówki. To schronisko turystyczne PTTK położone jest dokładnie na polanie Przysłop, na grzbiecie odchodzącym od Turbacza do Rabki. Nazwa schroniska jest więc myląca, znajduje się ono bowiem około 1 km na południowy wschód od szczytu Maciejowej (815 m n.p.m.), na wysokości 852 m n.p.m. klimatyczna bacówka na Maciejowej Bacówka została wybudowana w 1977. Należy do „Klubu Bacówkarza” wraz z trzema innymi beskidzkimi bacówkami: Bacówką PTTK na Krawcowym Wierchu (Beskid Żywiecki), Bacówką PTTK na Rycerzowej (Beskid Żywiecki) oraz Bacówką PTTK nad Wierchomlą (Beskid Sądecki). Wnętrze schroniska ma oryginalny wystrój; ściany pokryte są rzeźbami wykonanymi przez absolwentów Liceum Sztuk Plastycznych im. A. Kenara z Zakopanego, również pozostałe detale wykończenia i sprzęt (krzesła, osłony grzejników i inne) są stylowe. Posiada miejsca noclegowe, bufet z ciepłymi posiłkami. Organizuje spotkania literackie, okolicznościowe imprezy, obozy i sylwestra. widok z polany na Babią Górę i pasmo Policy Inna nazwa polany na Maciejowej to właśnie Polana Przysłop, jest to duża polana zajmująca szczytowe partie grzbietu. Oprócz łąk i pastwisk znajdują się na niej pola uprawne. Jak już pisałem z Przysłopu roztacza się szeroka panorama, zarówno na stronę południową, jak i północną. W północnym kierunku widoki na Beskid Wyspowy, obejmują wiele szczytów, jak Luboń Wielki, Szczebel, Lubogoszcz, Śnieżnicę i Ćwilin, które miałem okazję już zdobywać nieraz. Od południowej strony horyzont zamyka łańcuch Tatr i to jest jedna z ładniejszych tatrzańskich panoram, jakie możemy zobaczyć z oddali. zbliżenie na Tatry spod bacówki Po wypiciu pysznej kawki z obowiązkową tutaj szarlotką i rozmowie z miejscową biegaczką, którą pozdrawiam ruszyliśmy w drogę powrotną, nadal delektując się fantastycznymi widokami i zimowymi pejzażami. Po chwili powrotu czerwonym szlakiem zboczyliśmy na czarny, by tym innym wariantem powrócić do Rabki. Mijaliśmy drugi wyciąg funkcjonujący w okolicy Maciejowej, by po przygodach na zalodzonym miejscami na całej szerokości szlaku dotrzeć do przysiólka Rabki- Plasówki. Moją uwagę zwrócił malowniczy, zamrożony w wielu miejscach potok. potok Poniczanka w Rabce Stąd pozostało nam tylko przemaszerować przez kilka ulic tego uzdrowiska, by dojść do samochodu na parkingu. Mogliśmy zatem pozwiedzać mimochodem trochę miasto. Zrewitalizowany niedawno park zdrojowy był naszym ostatnim przystankiem, gdzie zakończył się nasz krótki, a jakże owocny w doznania spacer. Bo wędrówka nie zawsze musi być wyczerpująca, aby dawać turyście satysfakcję. Wystarczy czasem kilka chwil oderwania się od szarej rzeczywistości i obcowania z czarowną naturą, by przynieść nam ukojenie i radość. Pewnie też tak macie… Dziękuję też wesołym kompanom za ich twórcze towarzystwo. ekipa GGG w komplecie pod bacówką Jako, że piszę tę opowieść w Walentynki to podzielę się z wami pomysłem na frapujący prezent. Mianowicie zamówiłem sobie fotoalbum ze zdjęciami, gdzie umieściłem pamiątki fotograficzne z wycieczek górskich i wakacji nad morzem. Zresztą możecie dodać do albumu co zechciecie i wszystko bez wychodzenia z domu, a album przyślą Wam do domu. Po prostu wystarczy wybrać fotki, wysłać na serwer danej firmy, która się tym zajmuje i stworzyć wirtualnie własny fotoalbum. Firma http://printu.pl/, bo o niej mowa daje nam do dyspozycji wiele różnych wariantów, czy szablonów do wyboru. Taki nietypowy prezent może się sprawdzić przy okazji różnych rocznic, świąt, czy np. nadchodzacego Dnia Kobiet. Możecie zaskoczyć swoich bliskich czymś nowym, gdzie znajdą się wasze wspólne wspomnienia. Wkrótce kolejna zimowa opowieść. Z górskim pozdrowieniem Marcogor [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Zależna w podróży

10 miejsc na wakacje w Polsce wg polskich blogerów

Minęło już trochę czasu, od kiedy pokazałam wam 10 miejsc za granicą, gdzie w 2015 roku jeździli polscy blogerzy. Obiecałam wtedy, że w niedługim czasie pojawi się edycja polska – 10 miejsc na naszym podwórku, które zostały w ubiegłym roku świetnie opisane w polskiej podróżniczej blogosferze. Trochę się ociągałam –...

Latamy

Dobas

Latamy

Przygoda życia w Alpach Kitzbühelskich

marcogor o gorach

Przygoda życia w Alpach Kitzbühelskich

To było jak dar niebios, gwiazdka z nieba, potwierdzenie, że marzenia się spełniają, choć czasami nic tego nie wróży w naszym życiu. Warto więc wierzyć i walczyć o realizację swoich pragnień. Piszę tu o swoim wyjeździe w Alpy Kitzbühelskie. To była dla mnie górska przygoda życia, choć nie tylko. Nigdy wcześniej nie byłem w najwyższych górach Europy, a to nie był jedyny pierwszy raz podczas tego niespodziewanego wyjazdu. Miałem okazję zwiedzić malutki ich wycinek – region Saalbach-Hinterglemm i piękną górską dolinę Glemm i wykorzystałem to na maxa. widok z okna hotelu Sonnblick w Hinterglemm Przez te kilka dni starałem się poznać nie tylko okoliczne szczyty, ale także areały narciarskie, bo próbowałem swych sił na nartach, ale też urocze austriackie, śródgórskie wioski i miasteczka, które dotychczas znałem tylko z klimatycznych fotek z internetu. Te niezwykłe, przepiękne miejsca znajdziecie również w kraju salzburskim w Alpach Wschodnich, w pobliżu Zell am See, gdzie byłem, czyli właśnie tam, gdzie powstał jeden z największych w Europie ośrodków narciarskich, zwany Skicircus Saalbach Hinterglemm Leogang Fieberbrunn. wypoczynek przy schronisku Rosswaldhutte Po podróży lotniczej z Krakowa do Salzburga, z przesiadką w Wiedniu, co też było dla mnie nowością dotarłem w wymarzone Alpy dzięki Holiday-Shuttle-Service, która to firma transferuje pasażerów do wybranych centrów narciarskich. Widoki z samolotu na Tatry, czy Babią Górę, a potem oświetlone miasta nocą z lotu ptaka ( zwłaszcza olbrzymi Frankfurt n/Menem)  na zawsze zostaną już w mej pamięci. Dotarłem do hotelu Sonnblick w samym centrum Hinterglemm, gdzie czekało na mnie mnóstwo atrakcji. hotel Sonnblick w centrum Hinterglemm Między innymi bezgraniczna przyjemność szusowania – bez samochodu, ponieważ wyciągi wywożą narciarzy oraz snowboardzistów bezpośrednio z centrów miejscowości na wysoko położone stoki. Również szkółki dla początkujących adeptów narciarstwa znajdują się w centrum, a wypożyczalnie sprzętu za każdym rogiem. To była moja pierwsza oczywiście przygoda z narciarstwem zjazdowym, nie licząc zabawy w dzieciństwie. nauka jazdy w szkółce narciarskiej Alpin-Skischule Najnowocześniejsze wyciągi zapewniają szybki wjazd na stoki oraz komfort we wszystkich warunkach pogodowych. Bezgraniczne białe szaleństwo możliwe jest na ponad 270 km bajkowo przygotowanych tras. Począwszy od stoków z delikatnym spadkiem po czarne trasy mistrzowskie, od parków rozrywki poprzez odcinki wyścigowe na stokach z muldami skończywszy. Natura wspierana jest przez 900 armatek śnieżnych – i to na wszystkich głównych trasach – dzięki czemu nic nie stoi na przeszkodzie do pełnej przyjemności białego szaleństwa. tłumy narciarzy przy górnej stacji kolejki Westgipfelbahn Saalbach Hinterglemm Leogang to największy region narciarski w Austrii. Każdy znajdzie coś dla siebie – zarówno narciarze jeżdżący rekreacyjnie jak i lubiący szybkość narciarze z ambicjami, czy „karwingowcy”. W całym regionie istnieje 40 schronisk oferujących kulinarne przysmaki takie jak „Kaspressknödel“, „Kaiserschmarrn“ czy „Stelzen“. W dolinie natomiast darmowe, kursujące od godz. 9 do 17 pomiędzy poszczególnymi miejscowościami skibusy odwożą narciarzy z powrotem do punktu wyjścia. górska chata na stoku – Winkler Alm, gdzie podają pyszne jabłkowe strudle To raj niczym nieograniczony. Udało mi się odwiedzić kilka takich górskich chat i jedzenie jest tam naprawdę dobre, a każda praktycznie oferuje też możliwości wypoczynku, gdy potrzebujemy naładować akumulatory w trakcie szusowania. Po zachodzie słońca zabawa się nie kończy. Kto ma jeszcze siłę w nogach, może przedłużyć sobie dzień w parku rozrywki na oświetlonym stoku w Hinterglemm lub oświetlonym stoku przy wyciągu Schanteilift w Leogang. Kto woli zjeżdżać z góry na dwóch płozach, ma w regionie do wyboru pięć oświetlonych torów saneczkowych. jedna z głównych ulic Hinterglemm nocą Natomiast niezliczone bary w całym regionie zapraszają do miłego spędzenia wieczorów na tańcach i przy dobrym regionalnym piwie. Kto jednak preferuje spokój i romantykę może wybierać pomiędzy nocnymi wędrówkami z pochodniami, romantycznymi kuligami czy kondycyjnymi wędrówkami po zaśnieżonych trasach na biegowkach lub rakietach śnieżnych. pod jedną z popularnych dyskotek w centrum Hinterglemm Udało mi się odbyć taką nocną eskapadę po lokalach w Hinterglemm i rzeczywiście miejsc do dobrej zabawy tam nie brakuje. Już przy głównej ulicy jest kilka pubów i dyskotek, które umożliwiają imprezę do ostatniego gościa. Szczególnie w okresie świątecznym miasteczko wygląda cudownie oświetlone fajerwerkami i niezliczonymi światełkami, a właśnie mi się udało tam być w styczniu w okresie postnoworocznym. nocna sceneria w centrum Hinterglemm Samo miasteczko, gdzie mieszkałem to spokojna okolica, jedna z tych cudnych górskich miejscowości z widokówek. Nigdy nie sądziłem, że do takiej kiedyś trafię. W sezonie zimowym zapełnia się jednak ludźmi, także na stokach spotkamy tysiące miłośników sportów zimowych. Również w nocy życie rozrywkowe kwitnie, dzięki wielu ośrodkom apres ski. drogowskaz w samym środku miasteczka Jeżeli po wyczerpującym dniu na stoku będziemy chcieli kontynuować aktywności fizyczne to staniemy przed bardzo szerokim wyborem – pojeździmy tu na lodowisku, zagramy w curling, tenisa, czy squasha. Bardziej ambitnym narciarzom przypadnie do gustu tutejsze centrum fitness. A kiedy nasze mięśnie odmówią nam posłuszeństwa – możemy udać się na basen lub saunę, albo do fińskiej łaźni. Czyli żyć i nie umierać… jedna z wielu tras spacerowych w regionie Ludzie tu są bardzo przyjaźni, prawie każdy napotkany przy stole, czy w kolejce zagaja rozmowę. Łatwo więc tu rozpocząć nowe znajomości, czy po prostu podszlifować język. Możemy też poznać inną kulturę, ludzi z różnych zakątków świata, bo nie brakuje turystów z odległych części Europy. Miłośnicy kuchni poznają nowe smaki. w parku aktywności dla dzieci na hali Lindlingalm Muszę przyznać, że kuchnię preferują tutaj ostrą, jedzenie jest mocno przyprawione, ale smaczne. Po wizycie tu, do moich ulubionych dań będzie należał strudel z jabłkami na ciepło, podawany z sosem waniliowym ze szczyptą cynamonu, jak ten zpałaszowany przeze mnie w chacie Winkler Alm, na zboczu Zwölferkogela. A do tego pierwszy raz spróbowałem w swoim hotelu krewetki! strudel jabłkowy z sosem waniliowym i miejscowe piwo Region Saalbach-Hinterglemm stanowi też dobry wybór na letni urlop. Mam nadzieję, że uda mi się tu powrócić z rodziną w wakacje, żeby poznać bliżej turystyczne szlaki. Choć możliwości spedzania wolnego czasu jest tutaj znacznie więcej. Region słynie z setek kilometrów doskonałych tras rowerowych. Można trenować same zjazdy korzystając z trzech czynnych latem kolejek. górna stacja Schattberg-sprinter i panorama Alp Bardzo wiele jest zarazem tras spacerowych, np. dla pasjonatów nordic walking. Bardziej szaleni turyści mogą w rejonie Saalbach uprawiać kanioning, paralotniarstwo, jazdę na letnich sankach, czy hulajnogach, czy nawet łucznictwo. W sezonie letnim odbywaja się też festiwale muzyczne oraz festyny, które przyciągają tysiące turystów. różne zimowo-letnie atrakcje w krainie „Kodoka” Na dzieci czekają parki linowe, czy inne strefy aktywnego wypoczynku, jak te w Lindlingalm. Na pewno nikt nie będzie się tu nudził, a każdy, młody, czy starszy znajdzie coś dla siebie. Jak już pisałem miejsce jest piękne, cały region i jego górski klimat niesamowity i to wszystko tylko 100 km od Salzburga, gdzie miejscowe lotnisko oferuje połączenia z wielu krajami. Z Polski południowej, mojego domu to tysiąc kilometrów, ale warto było jechać zobaczyć takie cuda na własne oczy. Znaleźć się w takiej baśniowej krainie to naprawdę gwarantuje niezwykłe wrażenia, a przeżycia przywiezione  z tej wyprawy zostaną na zawsze w mej pamięci. górski duch Berg Kodok- atrakcja nie tylko dla dzieci Ten region owszem jest drogi dla przeciętnych turystów, ale możliwości narciarskie przewyższają wszystkie nasze polskie o kilka klas. Polaków też tutaj spotkałem, więc jednak można przyjechać tu na sielankowy, niezapomniany urlop, czy ferie zimowe. Marzenia warto spełniać, a zwłaszcza walczyć, jeśli chcemy choć na kilka dni trafić do raju. Na koniec zapraszam do obejrzenia ostatnich niepublikowanych jeszcze fotek z pobytu. Zobaczycie miasto, nartostrady i alpejskie pejzaże. Polecam również waszej uwadze do obejrzenia film zmontowany posród narciarskich tras i wyciągów. To już koniec alpejskiej trylogii, oby były kiedyś następne… Tu znajdziecie wcześniejsze części opowieści. Z górskim pozdrowieniem Marcogor    [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]