idziemy dalej
Machu Picchu – naprawdę warto!
Jeśli jakieś miejsce w Peru można uznać za prawdziwą wizytówkę tego kraju, to zdecydowanie będzie to Machu Picchu. Chyba większość turystów, którym pokaże się zdjęcie ruin, charakterystycznie położonych u zbocza dwóch gór, bezbłędnie nazwie to miejsce.
Gdy wylądowaliśmy prawie 3 tygodnie temu w Limie, pierwszym plakatem jaki przywitał nas na lotnisku, było oczywiście zdjęcie Machu Picchu. Od tamtej pory widzieliśmy te ruiny wszędzie – na autobusach, produktach spożywczych, pamiątkach, bilbordach, itd.
Gdy trwało głosowanie na siedem współczesnych cudów świata, peruwiańskie władze ustawiały na rynkach miast specjalne terminale, by mieszkańcy mogli zagłosować na swój największy skarb. Akcja się udała i Machu Picchu znalazło się wsród wyróżnionych.
Oczywiście popularność ma też negatywne strony. W sezonie Machu Picchu jest tak chętnie odwiedzane, że w obawie o zabytek władze wprowadziły dzienne limity turystów, którzy mogą wejść na jego teren. Ale nie to jest dla turystów najwieksza bolączką. Od dawna wiadomo, że jak coś jest popularne, to może być drogie… Jednak ceny wstępu wyprawy na Machu Picchu są jak na warunki peruwiańskie zupełnie poza wszelkiemu kategoriami.
Większość turystów zaczyna swoją wyprawę z Cuzco, oddalonego od najważniejszych peruwiańskich ruin o ponad 70 kilometrów. Jeśli masz gruby porfel możesz odrazu pojechać pociągiem niemal pod same ruiny, do miejscowości Aguas Calientes. Będzie to kosztować w zależności od warunków jazdy od 75 do prawie 400 dolarów w jedna stronę.
Oczywiście można oszczędzać. Połowę drogi można pokonać lokalnym busikiem – powinno się to udać za jakieś 10 dolarów w jedna stronę. Ale to tylko połowa drogi – drugą musisz pokonać pociągiem, bo drogi nikomu nie opłaca się budować. Z Ollantaytambo do Aguas Calientes za 1,5 godziny jazdy pociągiem zapłacisz minimum 50 dolarów… w jedną stronę! Jeśli znowu nie masz pieniędzy, za to masz czas i dobrą kondycję, możesz dojść do Aguas Calientes niejako od drugiej strony, wzdłuż torów, przez dżunglę. Jest to opcja najtańsza, ale i najtrudniejsza i tym samym najmniej popularna.
Pomyślicie może, że w sumie 120 dolarów w wersji ekonomicznej, to nie tak dużo żeby się dostać do jednego z cudów świata. Jasne, ale to nie koniec wydatków.
Aguas Calientes to tylko baza wypadowa na Machu Picchu. Małe hotelowo-restauracyjne miasteczko położone w dolinie rzeki Urubamba, z którego do Inkaskiej twierdzy jest już niby tylko parę kroków, ale za to jakże trudnych do zrobienia.
Opcje są dwie… Pieszo – dwukilometrową wspinaczką pod bardzo strome zbocze. Przy dobrej pogodzie (nie leje, i nie ma tropikalnego upału) wprawnemu wspinaczowi zajmie to około 1,5 godziny. Busem – 12 dolarów w jedną stronę i już prawie jesteśmy. Jeszcze tylko 40 dolarów opłaty za wstęp i zdobyliśmy Machu Picchu.
Trzeba jeszcze wziąć pod uwagę, że najprawdopodobniej będziecie zmuszeni do noclegu w Aguas Calientes (choć niektórym udaje się tego uniknąć), a to kolejne powiedzmy 20 dolarów. Oczywiście trzeba jeszcze,coś jeść i pić, a ceny – jak na Peru – są stosunkowo wysokie.
Podsumowując przeciętny turysta wyda na zdobycie Machu Picchu około 250 dolarów. Co w skali wydatków na inne peruwiańskie atrakcje jest wielkością nieporównywalna z niczym innym.
No dobrze, ale gdy już zdecydujemy się na wyprawę do Machu Picchu, to czy będziemy usatysfakcjonowani tym co zobaczymy? Czy turystyczny charakter miejsca i jego komercjalizacja nie sprawią, że uznamy wydane pieniądze i przeznaczony czas za stracone? Naszym zdaniem zdecydowanie warto, a to co zobaczycie jest jednym z najbardziej niesamowitych miejsc na świecie.
Nasza dwudniowa wycieczka do Machu Picchu, rozpoczęła się w Cuzco, z którego busikiem, przez góry, dojechaliśmy do Ollantaytambo. Tu wsiedliśmy w IncaRail do Aguas Calientes. Całą drogę tory wiodą doliną, wzdłuż rzeki Urubamba.
Początkowo krajobraz jest typowo peruwiański. Surowe zbocza gór z rzadka porośnięte trawami, krzewami i kaktusami. Od czasu do czasu pola uprawne, krowy i osły. Ale z biegiem rzeki, krajobraz dość niespodziewanie zmienia się. Roślinność staje się coraz bardziej bujna, a zbocza gór zielone, pełne drzew. Nawet nie wiemy w którym momencie zaszła ta zmiana – jedziemy przez prawdziwą dżunglę. Dolina robi się coraz węższa, a strome zbocza gór znikają w chmurach i zdają się nie mieć końca.
Po półtoragodzinnej podróży docieramy do Aguas Calientes, zwanego czasem Machu Picchu Pueblo. To małe miasteczko wciśnięte w dolinę, miedzy rzekę a potężne góry. Tu w jednym z dziesiątek hoteli zostaniemy na noc, by zgodnie z planem z samego rana (pierwsze busy ruszają już po 5:00) pojechać do inkaskiej twierdzy.
Dziwny traf, a może ręka inkaskiego Boga sprawia, że zamiast wstać po 4:00, budzimy się przed 6:00. Szybkie śniadanie, krótki marsz do busa, 25 minut niesamowitej wspinaczki wąskimi serpentynami i jesteśmy na szczycie. Przechodzimy przez bramę, kontrola biletów i już… naszym oczom ukazuje się… no właśnie nic się nie ukazuje. Jesteśmy w środku chmur. Blisko nas widać jakieś kamienie stanowiące zapewne zabytkowe zabudowania. Ale poza tym nic, zupełnie nic. Wkoło same chmury. Widoczność ma jakieś 20 metrów. Aparat nie jest w stanie na niczym złapać ostrości.
Pytamy schodzących z góry francuskich turystów, którzy zapewne nie zaspali tak jak my, czy coś widzieli. Zupełnie nic. Są tu juz 1,5 godziny i widzieli tylko chmury.
Zaczynamy w myślach przeklinać i zastanawiać się czy jest jakakolwiek szansa na poprawę pogody. Jest kilka minut po 7:00. Mamy czas. Będziemy czekać. Jeden z przewodników, próbuje pocieszać rozczarowanych turystów, że tak Machu Picchu jest jeszcze bardziej tajemnicze.
Nadzieja przychodzi od wschodu, po około 30 minutach. Chmury powoli się rozchodzą, a my możemy podziwiać niesamowity spektakl. Natura postanowiła dawkować nam ten widok. Najpierw z wolna odsłaniają się zabudowania, następnie bardzo nieśmiało naszym oczom ukazuje się lewy (niższy) szczyt.
Całość miasta Inków i wszystkie szczyty stają w pełnym słońcu koło 9:00. Dobrze, że nie stawiliśmy się tu z samego rana – na wschód słońca. Przybyliśmy w najbardziej odpowiednim momencie. Przewodnik miał rację – Machu Picchu wyłaniające się z chmur jest naprawdę tajemnicze.
Obejście całego terenu wraz z przewodnikiem zajmuje 2-3 godziny. My zachwyceni widokami, chcąc jak najlepiej poczuć magię tego miejsca , nie mogliśmy rozstać się z Machu Picchu. Spędziliśmy w ruinach ponad 7 godzin. Nie żałujemy nawet jednego dolara który wydaliśmy, by tu się dostać. A obraz Machu Picchu wyłaniającego się z chmur zostanie w naszej pamięci do końca życia.