Bałkańskie smaki we Wrocławiu – Akropol na Solnym

BAŁKANY WEDŁUG RUDEJ

Bałkańskie smaki we Wrocławiu – Akropol na Solnym

Pomysły na majówkę – wybierz Polskę!

Zastrzyk Inspiracji

Pomysły na majówkę – wybierz Polskę!

TROPIMY PRZYGODY

Las Lajas – kościół jak z bajki

Nie jesteśmy fanami sztuki sakralnej, nie odwiedzamy każdego kościoła, jaki spotkamy na naszej drodze. Ale jest kilka świątyń, które zrobiły na na spore wrażenie. Jedną z tych, obok których nie można przejść obojętnie jest kościół wyglądający jak pałac z bajki. Nazywa się Bazylika Las Lajas i czeka na odwiedzających na południu Kolumbii. Las Lajas to niewielka miejscowość położona tuż przy granicy Kolumbii z Ekwadorem. Nie byłoby w niej nic ciekawego do oglądania, gdyby nie „cud”, który wydarzył się tu w 1754 roku. Mieszkanka Ipiales, María Mueces wracała przez góry ze swoją głuchoniemą córką do domu. Na jednej ze skał na zboczu […] Artykuł Las Lajas – kościół jak z bajki pochodzi z serwisu Tropimy Przygody.

Kami and the rest of the world

Fairy-tale-alike Kashan – my last stop in Iran

Kashan was my last stop in Iran, before heading back to the airport and leaving the country after amazing 10 days of discovering Persia. To be honest I didn’t have big expectations, I thought by then I’ve seen all top places in Iran that could have impressed me a lot and there was no way […] Post Fairy-tale-alike Kashan – my last stop in Iran pojawił się poraz pierwszy w Kami and the Rest of the World.

Wystawa – 27 kwietnia Kielce

Dobas

Wystawa – 27 kwietnia Kielce

How to travel by train in Italy? Case study of trenitalia.com

ITALIA BY NATALIA

How to travel by train in Italy? Case study of trenitalia.com

Italian railways. Some people like it, others hate it. It is fast, clean, usually air-conditioned, it's lacking in the punctuality and often providing additional attractions, while nearby sits person (usually a woman) who wants to discuss over the phone the personal problems with a friend screaming so loudly, that after finishing a trip know them all the passengers from the carriage ( I love this country). Despite this, the Italian railways can be very helpful in traveling around Italy and relatively inexpensive, especially if you buy tickets on the Internet. I invite you! Source: Italia by Natalia

Ale piękny świat

Działam – TRAMPki w sieci

Kto jeszcze nie widział mojego irańskiego pokazu zapraszam do sieci na streaming:)Streaming brzmi jak zapowiedź rejsu z prądem opowieści ze wszystkich stron świata. Ola Fasola opowie o rodzinnej wyprawie rowerowej przez Maroko, Agnieszka Siejka o krainie bez cienia, wystąpią dziewczyny na fali czyli Dorota Jeziorowska i Kasia Pawelczyk. Ja też pogadam sobie o Iranie z perspektywy bambusowego roweru. To tylko kilka punktów z programu TRAMPki 2016, czyli Spotkań Podróżujących Kobiet. A wszystkie, od rana do wieczora zobaczycie w streamingu na HTTP://sorus.live/Już trzeci raz Anita Demianowicz, czyli B*Anita, autorka banita.travel.pl organizuje ucztę duchową dla samotnie podróżujących kobiet, dla tych, które chcą zacząć samotnie podróżować i dla wszystkich, którzy chcą posłuchać czasem na prawdę dość abstrakcyjnych marzycielek. Może zainspirujemy was do podróżniczych działań, albo po prostu do działań w myśl zasady – chcieć to móc!Spotykajmy się zatem na TRAMPkach w Europejskim Centrum Solidarności w Gdańsku jutro, czyli 24 kwietnia. Oto program:

Sprawdzone jedzenie za granicą

SISTERS92

Sprawdzone jedzenie za granicą

KOŁEM SIĘ TOCZY

Jak nie dać się okraść na Irlandii? Czyli o zarabianiu pieniędzy na dziełach natury

Długo myślałem od czego by zacząć relację z Irlandii. Od północnej jej części przynależącej do Wielkiej Brytanii, od Belfastu, ciekawych klifów? Albo od najpiękniejszych irlandzkich zamków, których wiele odwiedziłem w centralnej części wyspy? Może napisać poradnik praktyczny, bo sporo ludzi zachęconych tanimi biletami planuje tam wyjazd? Nic z tych rzeczy! Tym razem zacznę od czepiania się. The post Jak nie dać się okraść na Irlandii? Czyli o zarabianiu pieniędzy na dziełach natury appeared first on Kołem Się Toczy.

Rejs tratwą w Skalnym Mieście

SISTERS92

Rejs tratwą w Skalnym Mieście

PEWNEGO RAZU W CHILE

Wulkan Calbuco przed, podczas i po erupcji

/Przed/ Parę dni przed erupcją Wulkanu Calbuco, która miała miejsce dokładnie rok temu (22 kwiecień 2015 ), Miguel wybrał się ze znajomymi do Rezerwatu Llanquihue, aby wspiąć się na swój ulubiony wulkan.. Tak właśnie ten wulkan, który potem wyzionął z siebie hektolitry lawy i dymu. Wyjechał bardzo wcześnie rano, aby móc zdążyć zrobić całą trasę w …

Biegun Wschodni

Najważniejszej podróży życia czas start

Wsiadłam do pociągu, zamknęłam drzwi przedziału, z wilgotnymi oczami spojrzałam przez okno, aby raz jeszcze pożegnać dobrze mi znaną i bezpieczną okolicę. Skąd ta wilgoć? Ze wzruszenia? Strachu? Szczęścia? Z żalu po tym, do czego już nie wrócę? Ze wszystkiego na raz? Artykuł Najważniejszej podróży życia czas start pochodzi z serwisu Biegun Wschodni | Blog podróżniczo - turystyczny ze startem w Rzeszowie.

WHERE IS JULI+SAM

Muchy w nosie i magiczne kamienie – Uluru

Hipnotyzuje. Zmusza do refleksji. Po prostu – coś w sobie mama. Uluru i magia jego otoczenia.  Wycieczka na Uluru. Część druga Trzy muchy usiadły mi na ramieniu. Trzy inne zabzyczały wkurzająco z obu stron. Jedna bezczelnie wylądowała w nosie. Skutecznie przypomniały mi, że zakup siatek do osłonięcia twarzy to najważniejsze, co musimy teraz zrobić. Tu, […] The post Muchy w nosie i magiczne kamienie – Uluru appeared first on Where is Juli + Sam.

Jedzenie na wagę – skusiłbyś się?

SISTERS92

Jedzenie na wagę – skusiłbyś się?

Jedzenie na Sri Lance – ceny i ostre smaki

Glob Blog Team

Jedzenie na Sri Lance – ceny i ostre smaki

OOPS!SIDEDOWN

Żaden z ciebie podróżnik

Jakiś czas temu byłam świadkiem rozmowy kilku osób, które przechwalały się na temat własnych osiągnięć w podróży. – Ja to przejechałem na rowerze pół Europy. – Ja tam wolę góry, ale jak się wspinać, to na te najwyższe. – A ja na tym rowerze to spałem gdzie popadnie, a ile kraks po drodze było! Cud że przeżyłem. – Mnie by się nie chciało. Ale za to do Azji to bym sobie pojechał, wygrzać kości i poleżeć na piaseczku. – No, Azja… ale w sumie to już za dużo turystów tam ciągnie, więc ja unikam. I tak sobie pomyślałam: ludzie, i po co to wszystko?  Komu chcecie zaimponować? Chyba tylko i wyłącznie sobie. Ja też kiedyś myślałam, że to, co robię, co robimy, jest na swój sposób wyjątkowe. Bo na palcach jednej ręki mogę policzyć znajomych (nie licząc tych z blogosfery podróżniczej), którzy wyjeżdżają ze swojego miasta częściej niż 2-3 razy w roku, wliczając w to pobyt w Zakopanem i wakacje w Turcji. Na rozpoczęcie w miarę regularnego podróżowania mogliśmy sobie pozwolić dopiero dwa lata temu, wcześniej nie było o tym mowy, głównie ze względów finansowych i czasowych. I gdy już tak zaczęliśmy wyjeżdżać, a w związku z tym, poznawać na swojej drodze wielu ludzi, szybko zorientowałam się, że nikt z nas nie jest wyjątkowy. Za każdym razem gdy zaczynasz myśleć, że jako jeden z nielicznych dotarłeś do mało turystycznego miejsca, objechałeś rowerem Islandię, mieszkałeś przez tydzień z plemieniem w dżungli amazońskiej albo objechałeś rowerem Europę, ba, nawet cały świat, w pewnym momencie okazuje się, że ludzi, którzy zrobili to co Ty, a nawet dotarli dalej, widzieli więcej i zrobili to lepiej, są setki, jeśli nie tysiące na całym świecie. I ta Twoja rozdmuchana gwiazda gdzieś blednie, no bo jak to możliwe, że ktoś mógł być lepszy od Ciebie? A nawet gdy już się o tym dowiesz, zawsze możesz udawać że pierwsze słyszysz i że na pewno ta osoba miała pomoc z zewnątrz albo na pewnym etapie minęła się z prawdą, opowiadając o swoich dokonaniach. Prawda jest jednak taka, że gdziekolwiek byś nie dotarł, ktoś był tam już przed Tobą. Czasami lubimy o sobie myśleć, że jesteśmy odkrywcami, eksplorujemy tereny, których nikomu innemu eksplorować by się nie chciało. A gdy wracamy z wojaży, zbieramy wokół siebie wianuszek znajomych, którzy patrzą na nas z podziwem, chwalą, czasami zazdroszczą i zawsze są gotowi wysłuchać tego, co im powiemy. Jedyne, co przychodzi mi na myśl, to: bzdura! Odkrywcami możemy nazywać Kolumba, Diasa, Vasco da Gamę, Magellana i innych słynnych podróżników z przełomu XV i XVI wieku. To właśnie oni odkrywali nowe, nieznane dotąd, kraje, kontynenty i opływali świat dookoła. Jak my możemy nazywać siebie odkrywcami, gdy plemię z którym mieszkaliśmy w Amazonii, od dawna bierze pieniądze za prowadzenie swojego pierwotnego życia, tak ładnie wyglądającego na zdjęciach, takiego bardzo pod zachodnią turystykę? Wiem, że teraz jest hype na bycie wielkim podróżnikiem, bo to modne, fajne i cool. Tak bardzo różniące się od zwykłego, codziennego życia. Wydaje mi się jednak, że – jak zwykle w internetach – temat jest bardziej rozdmuchany, niż na to zasługuje. Oczywiście, podróżowanie jest cudowne i o zaletach prowadzenia życia otwartego na świat i nowych ludzi nie muszę nikogo przekonywać – przecież inaczej Was by tu nie było ;-) Ale żeby od razu nazywać się lub myśleć o sobie jako o nieustraszonym podróżniku? Kilka lat temu, gdy jeszcze nie było bloga, spotkaliśmy się z Ulą z The Adamant Wanderer, która podczas rozmowy powiedziała, że nie czuje się podróżniczką. Wtedy byłam w szoku: – ale jak to, tyle świata widziałaś, dziewczyno i nie uważasz się za podróżniczkę? Ale teraz przyznaję jej rację, nikt z nas nie jest podróżnikiem. Wszyscy jesteśmy turystami. Turysta to nie obelga, to fakt. I nie ma się czego wstydzić. Ja jestem turystką i jestem z tego dumna, że mam siłę i chęci do samodzielnego zwiedzania świata, mimo że nie zawsze jest to przyjemne, wygodne i pachnące. Spójrzcie na blogosferę. Większość blogów pisze o tych samych miejscach w ten sam sposób, suche fakty z Wikipedii i przewodników poprzecinane kilkoma refleksjami i namiastką własnego zdania. Do tego kilka zdjęć największych atrakcji w tych samych ujęciach, co to robi je reszta świata, zdjęcia na Instagram z tymi samymi hasztagami (#vsco #vscotravel #natgeo itp., bo gwarantują największą liczbę polubień). A gdzie historie, gdzie przygody, gdzie indywidualne przeżycia? A gdzie oryginalny styl pisania, humor i osobowość autora? To już wiecie, dlaczego bloga prowadzimy tak, a nie inaczej. Chcemy przemycać przydatne informacje i lokalne ciekawostki, ale nie za wszelką cenę, bo o wiele bardziej liczy się indywidualizm. A tego czasem mi brakuje. Jedyne, co liczy się dla mnie w tym momencie, w tym świecie i w tej blogosferze to osobiste doświadczenia, wspomnienia które ze sobą przywozimy i którymi możemy dzielić się z najbliższymi. Ale tylko z tymi, których to naprawdę interesuje. Nie każdy musi chcieć i lubić podróżować. Niektórzy wolą założyć rodzinę, odpoczywać na kanapie, oglądać seriale i zagryzać je chipsami, albo żyć spokojnie w swojej małej, przewidywalnej strefie komfortu, gdzie każdy dzień jest podobny do poprzedniego, ale nikomu to nie przeszkadza. Jeszcze do niedawna wydawało mi się to nie do pomyślenia, a teraz? Teraz to szanuję i się nie wtrącam. OK, Twoje życie, robisz co uważasz za słuszne. Tylko nie próbuj mnie naprostowywać, przekonywać, że skoro wszyscy tak robią, to i ja powinnam (gdzie własne mieszkanie, gdzie samochód, gdzie pięć magisterek, ślub i mąż idealny?). I nie pytaj, dlaczego nie powiedzieliśmy Ci o planowanej podróży, bo może wybrałbyś się z nami (nie wybrałbyś się, uwierz, że wiemy z autopsji, bo proponowaliśmy Ci to co najmniej kilka razy). Szanujmy się nawzajem i szanujmy swoje style życia. Szacunek. Bardzo ważna sprawa, dlatego zostawiłam ją sobie na sam koniec. Podróżując, chcąc nie chcąc wkraczamy na obce sobie tereny, spotykamy obcych ludzi, poznajemy odmienne obyczaje. Możemy próbować je zrozumieć, ale nigdy nie będziemy jak lokalesi, zawsze będziemy się wyróżniać i warto to zaakceptować. Zawsze będziemy turystami, zawsze będziemy gośćmi. Zachowujmy się jak goście, traktujmy ludzi z szacunkiem i sympatią, a gwarantuję, że odwdzięczą się nam tym samym. Bez względu na to, czy mieszkają w mieszkaniu obok, czy w małej afrykańskiej wiosce. Nie ma nic bardziej denerwującego niż widok narzekającej na brud, przesadnie wymalowanej, pobrzękującej pstrokatymi bransoletkami turystki kroczącej przez przemysłową dzielnicę, w której roi się od pracujących kilkuletnich dzieci (historia prawdziwa, pani była Polką, a wydarzyło się to w Maroku, AD 2011). A skoro już w temacie jestem, szanujmy też miejsca, które odwiedzamy. Wielokrotnie słyszałam, że ktoś gdzieś nie pojedzie (np. do Tajlandii), bo „przecież było tam już zbyt wielu turystów”. A Ty, przepraszam, kim jesteś? Papieżem, Jamesem Bondem czy angielską królową? Każde miejsce, każdy kraj, każde najbardziej zapyziałe miasteczko zasługuje na uwagę, bo w każdym możemy znaleźć dla siebie coś wyjątkowego. I nie ma nic do rzeczy, czy było tam już milion turystów, czy tylko piętnastu. Czy chciałabym przynajmniej raz w życiu odwiedzić jeszcze Egipt, Tunezję, Wyspy Kanaryjskie i tę przedeptaną milionem turystycznych stóp Tajlandię? Jeśli tylko sytuacja polityczna, czas i pieniądze na to pozwolą – z wielką i nieukrywaną chęcią! Na całe szczęście szacunek i kulturę można w sobie wytrenować. Wystarczy chcieć, a reszty nauczymy się w podróży. Artykuł Żaden z ciebie podróżnik pochodzi z serwisu OOPS!sidedown | travel & video | blog podróżniczy.

Geszeft w Katowicach

Zastrzyk Inspiracji

Geszeft w Katowicach

Sistersowe polecajki #41

SISTERS92

Sistersowe polecajki #41

Boliwia piękna i sroga – Eduardo Avaroa National Reserve

POJECHANA

Boliwia piękna i sroga – Eduardo Avaroa National Reserve

WOJAŻER

Plotki i ploteczki z cieszyńskiego spotkania blogerów podróżniczych

To jedna z podstawowych rzeczy, jakie trzeba się nauczyć, gdy zaczyna się pisać. Niech tytuł będzie taki, by zwrócić na siebie uwagę. Mógł więc wyglądać także tak: „Top 10 blogerów z Cieszyna” lub „15 pijackich cytatów ze Śląska Cieszyńskiego”. Mógłby, i pewnie też jakoś by to zadziałało. Będą więc plotki i ploteczki, czy nie? Czy zdradzi smaczki z zakrapianych rozmów? Czy opowie o tym jak bogaci rodzice sponsorują wyjazdy swoim dzieciom? Czy blogerzy podróżniczy to wyniosłe i zarozumiałe typy? Przeczytajcie dalej. Od jakiegoś czasu Wojażer opowiada Wam historie ze świata i wielu z Was wraca po to, by poczytać o gotowym daniu, jakim jest relacja lub historia. Niekoniecznie interesuje ludzi kuchnia, w której wszystko to się pichci. Ale kuchnia to miejsce niezwykle ważne, a ludzie, którzy przyrządzają dania, to równie ważne elementy jak świeże produkty. Z blogowaniem jest trochę jak z kuchnią. Jeśli pojawi się człowiek z sercem i oddaniem dla tego co robi, a do tego weźmie dobry produkt, czytelnik otrzyma rozkoszne danie, które z chęcią skonsumuje. O takiej właśnie kuchni rozmawiamy, gdy spotykamy się w …

TROPIMY PRZYGODY

Piękny wulkan Azufral

Był naszym pierwszym. Jak to krótki romans, przyniósł radość, adrenalinę, ale też i ból. Przez chwilę bujaliśmy w obłokach, a właściwie nad nimi. To od niego zaczął się nasz flirt z wulkanami i wysokością. I właśnie dlatego wulkan Azufral zawsze będzie zajmował wyjątkowe miejsce w naszym sercu. Wulkan Azufral nie jest największym ani nawet najpiękniejszym wulkanem w Ameryce Południowej. Ale dla nas pozostanie wyjątkowy, bo to na nim przekroczyliśmy po raz pierwszy granicę 4 000 metrów n.p.m. Ale to nie powód, dla którego Azufral wart jest poznania. Powodem jest piękna Laguna Verde (zielone jezioro) w kraterze tego kolumbijskiego wulkanu. Azufral […] Artykuł Piękny wulkan Azufral pochodzi z serwisu Tropimy Przygody.

BANITA

Zatrzymane w kadrze: skaliste wybrzeża Malty i Gozo

Na wzgórzu wieje. Osłaniam się przed wiatrem, ale nie ruszam się z miejsca. Z murów cytadeli w stolicy Gozo – Victorii roztacza się widok na zielone pola, które wyglądają jak zszyte z łat, każda w innym odcieniu zieleni. Jest pięknie. Pochmurne niebo wpasowuje się w tę przestrzeń lepiej niż jego błękitny odpowiednik. Patrzę na drogę, którą za chwilę, tocząc się rowerowym kołem, ruszę w stronę najpiękniejszego na wyspie miejsca. Wiatr […] The post Zatrzymane w kadrze: skaliste wybrzeża Malty i Gozo appeared first on B *Anita.

Zależna w podróży

10 najwspanialszych wspomnień znad północnej Gardy

Zaczęłam wam pisać artykuł-przewodnik po północnej Gardzie. I rozpisałam się na tyle, że wiedziałam, że nic z tego nie będzie. Już ponad dwie strony w wordzie, a ja wciąż piszę o tylko o dojeździe nad jezioro. Zapisałam więc plik i zaczęłam od nowa. Bo nie czas na praktykalia! Nie na...

KOŁEM SIĘ TOCZY

A czym Ty się w życiu kierujesz? Co dla Ciebie jest ważne?

Potrafiłbyś określić siebie jednym zdaniem? Konkretnym, wyrazistym, w stu procentach odzwierciedlającym Twoją osobowość? Wyrażającym jednoznacznie Ciebie, to kim jesteś, czym się w życiu kierujesz, co jest dla Ciebie ważne.  Jedno zdanie, cytat, motto, najlepiej oddające Twoją pasję, światopogląd, wizję świata. Masz to? To zapraszam dalej! tekst ten powstał przy współpracy z marką STR8. Osobiście nigdy nie miałem potrzeby The post A czym Ty się w życiu kierujesz? Co dla Ciebie jest ważne? appeared first on Kołem Się Toczy.

KOŁEM SIĘ TOCZY

Wszystko czym się w życiu kieruję, zawarte jest w tym jednym zdaniu

Potrafiłbyś określić siebie jednym zdaniem? Konkretnym, wyrazistym, w stu procentach odzwierciedlającym Twoją osobowość? Wyrażającym jednoznacznie Ciebie, to kim jesteś, czym się w życiu kierujesz, co jest dla Ciebie ważne.  Jedno zdanie, cytat, motto, najlepiej oddające Twoją pasję, światopogląd, wizję świata. Masz to? To zapraszam dalej! tekst ten powstał przy współpracy z marką STR8. Osobiście nigdy nie miałem potrzeby The post Wszystko czym się w życiu kieruję, zawarte jest w tym jednym zdaniu appeared first on Kołem Się Toczy.

Spacer po Skalnym Mieście

SISTERS92

Spacer po Skalnym Mieście

Autobusy, pociągi i tuk tuki – Transport na Sri Lance

Glob Blog Team

Autobusy, pociągi i tuk tuki – Transport na Sri Lance

II Zawody DH Telegraf – Memoriał Edwina Chlewickiego. Kwiecień 2016

BAŁKANY WEDŁUG RUDEJ

II Zawody DH Telegraf – Memoriał Edwina Chlewickiego. Kwiecień 2016

WHERE IS JULI+SAM

Pierwsze spotkania w samym sercu – Uluru

Nie mogę uwierzyć, że nigdy mnie tu nie ciągnęło, że spotkanie z Uluru ciągle odkładałam na później. Tak się zaczęła wielka przygoda… Wycieczka na Uluru. Część pierwsza Gdzieś w tym zamglonym horyzoncie, przez malutkie, samolotowe okno pilnie go wypatruję, żeby pomachać na do widzenia. Niestety – upalne powietrze ogranicza widoczność. Zamykam oczy i macham w wyobraźni, szepcząc „Do […] The post Pierwsze spotkania w samym sercu – Uluru appeared first on Where is Juli + Sam.

Od Janosika do Lorda Vadera

Ale piękny świat

Od Janosika do Lorda Vadera

Granica między dobrą a zła stroną mocy jest mgłą, a dobre intencje mogą budzić demony. Wtedy Janosik staje się Lordem Vaderem... Gdzieś w Gwatemali jest miasteczko. Miasteczko leży nad jeziorem, a jezioro zatykają nieczystości tak szczelnie, że woda wzbiera, wzbiera i co trzydzieści lat z hukiem wszystkimi brzegami uchodzi i zalewa wszystko dookoła, również to miasteczko. Tego roku wody było jeszcze więcej niż trzydzieści lat wcześniej. Wdzierała się do domów. Kobiety pakowały dobytek, dzieci płakały, a mężczyźni radzili.– Kiedy tylko wyjdziemy, nasze domy splądrują maras.To było jasne jak słońce. Maras, czyli wytatuowani gangsterzy brodzili jak wszyscy po kolana w wodzie, ale już gotowi byli na przejęcie kontroli nad miastem.– Jeśli im pozwolimy wejść, nigdy nie wyjdą.I to też była święta prawda. Maras się nie wycofują, chyba, że na z góry upatrzone pozycje.– To co robimy?– Stwórzmy oddział samoobrony obywatelskiej. Podzielmy się na oddziały grupami na zmiany pilnujmy naszego dobytku. Prawo w Gwatemali owszem, istnieje, tylko nie ma wielkiej siły przebicia. Dlatego nikt nawet nie pomyślał o kilku policjantach, którzy teoretycznie z racji zajmowanej funkcji powinni się tym zająć. W obliczu nowych wyzwań, Gwatemalczycy muszą sami się zorganizować.– Ale tak z odkrytymi twarzami?– Nie, założymy kominiarki, czyli capuche – odpowiedział alcalde, czyli burmistrzTo miało sens. Gdyby ktoś z oddziału zestrzelił jakiegoś mara i któryś z kumpli zobaczyłby jego twarz, to nie tylko strzelec, ale i jego rodzina mieliby przechlapane. Każdy z nich w duchu pomyślał o tych kilku policjantów, których nawet nie wzięli pod uwagę. Jak się biedaczyny codziennie gimnastykują, by z jednej strony nie narazić się szefom, a z drugiej gangsterom. Przecież tak naprawdę w miasteczku wszyscy się znali. I tak 300 mężczyzn w kominiarkach, czyli encapuchados wyszło ulice. Wyciągnęli jakąś skitraną w domu broń, w końcu wojna domowa skończyła się całkiem niedawno i nikt tak naprawdę jeszcze nikogo nie rozbroił. Zaczęli w grupach, na zmianę, przez dzień i noc patrolować miasto.Aż w końcu woda opadła. Kobiety i dzieci wrócili do domów, mężczyźni zdjęli capuche. Tylko, że nie wszyscy. Kilku encapuchados w dalszym ciągu wieczorami ciągle strzegło miasta. Kiedy podpalili bar, w którym handlowano narkotykami, nikt nic nie powiedział. Kiedy sprali deleara, gdzieś wieczorem na mieście, nikt się nie oburzył – gdyby policjanci mieli jaja, już dawno chłopak dostałby po ryju. Ale kiedy znowu go sprali, tyle że w domu na oczach jego ciężarnej dziewczyny, zaczął się szum. Pewnego dnia zniknął człowiek...Wtedy na scenie pojawiła się Lucia – dziennikarka lokalnej gazety. Napisała tekst i wskazała zabójcę. – Wiedziałaś?– Fakty mówiły za siebie. Ostatni raz chłopaka widziano z encapuchados nieopodal jeziora. Kilka godzin później na brzegu pozostała po nim tylko koszula. Ciała nigdy nie znaleziono. – Ale to o niczym nie świadczy. – Ktoś ich widział, jak się szarpali. – To też nie dowód.– Jeden z encapuchados twierdził, że chłopak należał do maras. Powiedział to w wywiadzie, kilka dni po całym zajściu. To już większy kaliber. W Gwatemali każdy boi się maras, wytatuowanych gangsterów. Do tego stopnia, że ludzie jak ognia boja się wszelkich tatuaży. Kto ma wytatuowaną choćby niewinną różyczkę, pracy już nie znajdzie. A chłopak miał wytatuowane „18”!– Czyli jednak należał do maras.– Tak, kiedyś należał, ale wiele lat temu udało mu się odejść. Tatuaż zawsze ukrywał pod ubraniem. Wiedziała o nim tylko jego dziewczyna i ktoś, kto zdjął mu koszulę. – Wtedy, nad brzegiem jeziora...– Tak. – Wiecie, kto należy do encapuchados.– Jasne, znamy ich imiona. To są trzy osoby. – Kto?– Alcalde, i jego dwóch współpracowników z ratusza. ps. Alcalde Panajachel zagroził śmiercią Lucii w dzienniku telewizji publicznej. Sąd początkowo umorzył śledztwo. Dopiero po fali międzynarodowych protestów środowisk dziennikarskich i obrońców praw człowieka, proces ruszył ponownie. Alcalde został uznany winnym, ale Lucia musiała opuścić Panajachel w obawie o własne życie. Rok temu wszystkich oskarżonych uniewinniono. Lucia wciąż obawia się, że tak jak chłopak, pewnego dnia może się znaleźć na dnie jeziora Atitlan.Jezioro AtitlanJezioro AtitlanGłówna ulica Panajachel.Mur wokół domu