Kami and the rest of the world

My love affair with Central Europe

It’s no secret that Central Europe is probably my favorite part of the world. Every year I do couple of trips around, discovering new areas and cities that until recently I had no idea that even existed. I’m falling in love with places more often than ever, every second city I visit make my heart […] Post My love affair with Central Europe pojawił się poraz pierwszy w Kami and the Rest of the World.

WOJAŻER

Bratysława. Przewodnik na jeden dzień po jednej z najbardziej niedocenianych stolic Europy

Jest to na swój sposób intymne doznanie przyjechać i wejść w Bratysławę o piątej rano w sobotę. Śpi ona wtedy swoim prowincjonalnym snem i jedynie niedobitki brytyjskich imprezowiczów obijające się o ściany odnowionych kamienic bądź śpiący na knajpianych stolikach, uświadamiają człowieka, że nie jest to miasto opuszczone. Nad ranem w późnoletni weekend, stolica Słowacji sprawia wrażenie jakby była miastem, które należy tylko do ciebie. Przez wiele lat niedoceniana, mijana przez podróżnych pędzących do imperialnego Wiednia, wiodła swój żywot stolicy nieszczęśliwie położonej. Za blisko do Austriaków, za blisko do Węgrów, za daleko do całej reszty swojego górzystego kraju. Sam nie byłem bez winy w swoim myśleniu o tym miejscu, ale pewnego dnia, gdy zmierzałem do Wiednia i gdzieś w oddali mignął bratysławski zamek, obiecałem sobie, że kiedyś przyjadę, nie po drodze gdziekolwiek, tylko dla niej, specjalnie. Zastanawiałem się wielokrotnie nad tym kiedy, jak i właściwie dlaczego i po co? Przeglądałem relacje innych i nadal nie byłem przekonany, aż pewnego dnia znalazłem klucz – większość relacji ze stolicy Słowacji miała zimowe lub jesienne zdjęcia, ludzi w kurtkach …

Tuzla i Panonika, czyli relaks w środku miasta

BAŁKANY WEDŁUG RUDEJ

Tuzla i Panonika, czyli relaks w środku miasta

Muzeum Morskie w Szczecinie

SISTERS92

Muzeum Morskie w Szczecinie

KOŁEM SIĘ TOCZY

[PKST 007] Kulisy powstawania „Twojej Samodzielnej Podróży”, wyniki sprzedaży oraz szybka promocja i zawieszenie sprzedaży

Kilka słów podsumowania tego co działo się w ciągu ostatnich miesięcy wokoło „Twojej Samodzielnej Podroży”. Będzie o liczbach, pieniądzach, momentach, w których dałem ciała, o tym co bym zmienił, z czego jestem zadowolony, a także, dlaczego wydawanie książki samodzielnie (nawet jeśli jest to ebook i audiobook) jest lepsze niż z wydawnictwem. Ogólnie mam nadzieję sporo porad, The post [PKST 007] Kulisy powstawania „Twojej Samodzielnej Podróży”, wyniki sprzedaży oraz szybka promocja i zawieszenie sprzedaży appeared first on Kołem Się Toczy.

Co robić z dzieckiem w Groningen?

wszedobylscy

Co robić z dzieckiem w Groningen?

Biegun Wschodni

Wydma Czołpińska – pustynny krajobraz kilka kroków od morza

Mniej więcej w połowie drogi między Rowami a Łebą, na terenie Słowińskiego Parku Narodowego, znajduje się miejsce magiczne. Kraina piasku. Pustynia w środku lasu, kilka kroków od morza i jednej z najpiękniejszych plaż polskiego wybrzeża Bałtyku. Mowa o Wydmie Czołpińskiej, jednej z największych ruchomych wydm w Polsce i jednocześnie takiej, na którą wolno wejść. Wyznaczono… Artykuł Wydma Czołpińska – pustynny krajobraz kilka kroków od morza pochodzi z serwisu Biegun Wschodni | Blog podróżniczo - turystyczny ze startem w Rzeszowie.

5 propozycji wyjazdu na jesienny weekend

SISTERS92

5 propozycji wyjazdu na jesienny weekend

,,Hormonia” Natasza Socha

SISTERS92

,,Hormonia” Natasza Socha

[75] 20 powodów, dla których warto pokochać jesień

STOPEM PO PRZYGODE

[75] 20 powodów, dla których warto pokochać jesień

Nosowska napisała (i wyśpiewała) kiedyś, że jesień to czas kaloszy, peleryn, mgły i szpetnej aury. O ile twórczość Kasi bardzo lubię, tak zupełnie nie zgadzam się z tymi słowami. Nigdy nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego ta pora roku przez wielu traktowana jest jako przykra konieczność; coś między konkretnym, gorącym latem, a jeszcze konkretniejszą, mroźną zimą. Efekt uboczny, parę przejściowych miesięcy. Koniecznie należy kojarzyć je z deszczem, ciemnymi wieczorami i wszechobecną depresją. A przecież jesień ma tyle do zaoferowania!Co prawda, słowa polska, złota jesień stają się już raczej znanym wszystkim frazesem i mało kto zastanawia się nad jego sensem. Tymczasem uważam, że naprawdę wiele w nim prawdy. Może nie udaje się co roku, jednak wciąż występuje u nas częściej niż w wielu innych europejskich (i nie tylko krajach). A wtedy grzechem jest nie skorzystać z jej dobrodziejstw!Dlaczego w takim razie warto pokochać jesień?1. Góry są najpiękniejsze jesieniąTo chyba wystarczający powód sam w sobie i nie ma potrzeby, by udowadniać tę teorię. Choć każda pora roku w górach prezentuje się pięknie, to właśnie jesień jest moją ulubioną. Staram się wtedy jeździć w Bieszczady tak często, jak tylko się da; o ile jestem akurat w domu. Rude, łysiejące połoniny i bezkresne lasy oblane różnokolorowymi plamami – na taki widok nogi zmiękną największemu twardzielowi. Do tego zwykle temperatura jest wprost idealna na trekking – ani za gorąco, ani za zimno. Nic, tylko pakować plecak i ruszać na szlak!2. Premiery muzyczneRzecz, którą co roku ekscytuję się najbardziej! W zeszłym sezonie moim zdecydowanym faworytem stała się płyta Smolik / Kev Fox, a zaraz po niej Bokka – Don’t kiss and tell oraz The Dumplings – Sea you later. Tymczasem już teraz – ponad półtora miesiąca przed premierą – przebieram niecierpliwie nogami na myśl o albumie Drony autorstwa Fisz Emade Tworzywo (płyta pojawi się 21 października). Za parę dni (9 września) wyjdzie z kolei nowa płyta Gaby Kulki, a miesiąc później (7 października) album Archive. I jak tu się nie cieszyć tak płodną muzycznie jesienią?3. Palone liście pięknie pachną!Nie wiem czy to już poziom głupi argument z dupy czy jeszcze nie, ale serio to lubię. Gdy czuję zapach palonych liści, wciągam go z całych sił i się narkotyzuję. Jest piękny!4. KasztanyJednym z moich ukochanych rytuałów z dzieciństwa było chodzenie z rodzicami na długie spacery w poszukiwaniu kasztanów. Paradoksalnie, najwięcej było ich zawsze na cmentarzu – za czasów dinozaurów ktoś wymyślił, żeby wzdłuż cmentarnych alejek zasadzić kasztanowce, które lata później osiągnęły naprawdę gigantyczne rozmiary. Zawsze do domu wracałam z całymi siatami kasztanów i sprawiedliwie dzieliłam je między domowników – uwzględniając oczywiście koty, które przez następne dni bawiły się nimi niemal bez przerwy. Do czasu, aż wszystkie zgubiły pod meblami.Do dzisiaj mi to zostało. Co roku wyciągając jesienną kurtkę, w kieszeniach znajduję kasztany z poprzedniej jesieni. I co roku zbieram nowe. Czy z tego się kiedykolwiek wyrasta?5. Kasztanowe ludkiNigdy nie byłam dobra w robieniu ich. Zwalałam tę czynność na tatę, a sobie zostawiałam zabawę. Najlepsze są oczywiście samochody z kasztanów i pudełek po zapałkach – koniecznie czerwonych, czerwone są najszybsze!6. Kolory!Wspominałam już, że chyba żadna pora roku nie jest tak intensywnie kolorowa jak jesień?7. GrzańceNie ufam ludziom, którzy nie lubią grzanego alkoholu. Jesienią to moja ulubiona alternatywa; zaraz po herbacie z cytryną i kawie z mlekiem oczywiście. Grzane wino z goździkami i pomarańczą, piwo z sokiem malinowym lub z imbirem… A na przeziębienie i rozgrzanie koniecznie wódka z karmelem na ciepło. Niebo!8. Wszystkich ŚwiętychTo od zawsze jedno z moich ulubionych świąt. Szczególnie wieczór pierwszego listopada – uwielbiam przejść się wtedy na cmentarz, który jest już prawie pusty, za to jasny i ciepły. Przecież ten dzień nie jest powodem do smutku!9. Dynie, wszędzie dynie!Na samo wspomnienie kremowej zupy z dyni i imbiru mam ślinotok. Przekonałam się do dyni dopiero w zeszłym sezonie i szybko pożałowałam, że nie zrobiłam tego wcześniej. Dynia jest pyszna, dynia jest hiper-tania (parę dni temu kupiłam taką za 1 zł za kilogram, a przypuszczam, że im dalej w sezon, tym będzie taniej), dynia jest wydajna, najadająca i jeszcze można z niej zrobić ciasto. Absolutne 10/10.10. OrzechyLaskowe! Albo świeże włoskie, prosto z drzewa, które trzeba godzinami obierać z gorzkiej skórki, która boleśnie wchodzi pod paznokcie, które ciężko potem doczyścić… Ale jest warto. Orzechy są ekstra.11. JabłkaTo nie tak, że ja tylko o jedzeniu. No ale o pysznych jabłkach malinówkach muszę wspomnieć. Świeżych i chrupiących, równie wyśmienitych po zapieczeniu z cynamonem i kostką czekolady. Albo w cieście francuskim. Albo w szarlotce. Albo w każdej innej postaci.12. Powroty do domuZałóżmy, że jesień nie jest wcale złota. Tym razem przypomina raczej wietrzną chlapę, wyginającą parasole w drugą stronę, psującą fryzury i przemaczającą buty. Czy w takiej sytuacji jest coś przyjemniejszego niż… powrót do domu? Ja zawsze błogosławię moment, w którym mogę zdjąć wszystkie przemoczone ubrania, zrobić sobie pyszną herbatę i zaszyć się pod kocem w celu rozgrzania. Hej, nie doświadczysz tego latem!13. Pierwsze przymrozkiZa dzieciaka, codziennie przed szkołą, pierwszą rzeczą, którą robiłam jesiennym porankiem był spacer do łazienki. Z jej okna miałam dobry widok na ogród sąsiada, a tylko po trawie właśnie tam potrafiłam rozpoznać, czy w nocy był przymrozek czy nie. Istnieje prawdopodobieństwo, że nie do końca ogarniałam wtedy ideę tego zjawiska, jednak lubiłam patrzeć na oszroniony trawnik i drzewa. Wyglądają wtedy naprawdę ładnie!14. Spadające gwiazdyWiększość osób (w tym do niedawna ja) kojarzy to zjawisko z sierpniem – właśnie wtedy występuje największe nasilenie Perseidów. Ale nie jedyne! Jak się okazuje, gwiazdy całkiem intensywnie spadają również… w listopadzie.Pamiętam jak kilka lat temu, właśnie w listopadzie, wracałam do domu z imprezy. Mój stan był delikatnie wskazujący, wobec czego nie próbuję nawet logicznie tłumaczyć sobie, dlaczego postanowiłam stanąć przed samym domem z głową zadartą do góry. Bujałam się tak przez parę minut patrząc w górę i marznąc w stopy, kiedy nagle niebo przeszyła duża i strasznie wolno spadająca gwiazda. Pierwsza moja myśl brzmiała: Idź spać, chyba jesteś troszkę pijana. Ale następnego dnia poszperałam w Internecie i faktycznie – Perseidy odwiedzają nas ponownie jesienią. Bądźcie czujni!15. Liście, liście i jeszcze więcej liściJeśli miałabym przyznać się, kiedy ostatnio rzuciłam się w stertę liści w parku, powiedziałabym, że było to jakiś rok temu. Dokładnie ostatniej jesieni. Nie była to tak pyszna zabawa jak w dzieciństwie (wtedy najpierw usypywało się w ogrodzie specjalną górę liści, a podczas krakowskich spacerów niestety nie noszę przy sobie grabi), jednak bawiłam się świetnie. A jeszcze lepszy humor miałam, gdy okazało się, że udało mi się nie trafić podczas tego tarzania po ziemi w żadną psią kupę. Zdecydowanie polecam!16. Duże swetryPewnie, można je nosić obojętnie kiedy. Ale jesienią jest najprzyjemniej! Mój dotychczasowy faworyt został podstępem ukradziony tacie – gruby, z golfem, sięgał mi do kolan. Chodziłam w nim po domu niemal non stop, do czasu, aż psica zbyt mocno wczuła się z zabawę ze mną i powygryzała dziury w losowych miejscach.17. KoceTen czas już się zaczął. Choć jesień – przynajmniej u mnie – jeszcze na dobre się nie rozkręciła, jak na moje standardy, jest zwyczajnie zimno. Pierwsza rzecz, którą robię po wstaniu z łóżka to obwinięcie się szczelnie kocem. Przy obiedzie dla odmiany siedzę w kocu, nie wspomnę już o czytaniu książek. Koc to bez dwóch zdań jeden z lepszych wynalazków ludzkości.18. Wyprzedaże linii lotniczychFesjbukowa tablica pęka ostatnio od informacji o lotniczych promocjach! Loty za grosze do Hiszpanii, Norwegii, Wielkiej Brytanii… I za trochę większe grosze (ale wciąż bardzo tanio!) do Tajlandii czy Australii. Przewoźnicy widocznie mają jakieś fantastyczne plany co do kierunków lotów na przyszły rok. Nic tylko korzystać!19. Czas, żeby zwolnićJeśli już serio nie przemawia do ciebie stanie przy garach, żeby zrobić zupę z dyni, skakanie w liście jak młoda gazela ani picie gorącego alkoholu, to chociaż pozwól sobie zwolnić. Jesień idealnie się do tego nadaje, a słuchanie ulubionej muzyki i czytanie ulubionych książek w towarzystwie świętego spokoju też bywa konstruktywne. 20. Jesień sprzyja zakochaniu!Jak powszechnie wiadomo (lub niepowszechnie, bo wymyśliłam ten fakt dopiero niedawno), jesienna aura idealnie uzupełnia się z miłymi uczuciami. Nosowska co prawda twierdzi, że wyziębia nam serca wiatr, ale kto by jej wierzył. Z takimi kolorami za oknem i takimi zapachami w kuchni?No to jak: zakochasz się (w) tej jesieni? :)* W bonusie dorzucam mój bezzębny i jakże szczęśliwy uśmiech, dokładnie z dnia 6. (słownie: szóstych) urodzin, czyli… dosyć dawno temu. W liściach oczywiście!**A to dziecię bez twarzy obok to siostra moja rodzona (zapraszam i polecam, jej twórczość jest super!), ale dlaczego nie ma twarzy, to już nie wiem.***Pozostałe zdjęcia nie są zupełnie moje, bo nie umiem robić takich ładnych. Pochodzą z Internetu, który umie.

POSZLI-POJECHALI

Moskiewskie metro, śladami „Metro 2033”

Moskiewskie Metro 2033 Mimo oglądanych w internecie zdjęć bogato zdobionych stacji, dla mnie prawdziwa fascynacja metrem moskiewskim zaczęła się po lekturze książki „Metro 2033”, autorstwa Dimitra Glukhovskiego, opowiadającej o tym, jak po globalnej wojnie nuklearnej nieliczni ludzie przetrwali właśnie w tunelach moskiewskiego metra. Pod radioaktywnymi zgliszczami miasta Artykuł Moskiewskie metro, śladami „Metro 2033” pochodzi z serwisu Poszli-Pojechali.

Roweroterapia - lekarstwo na ciało i duszę

Ale piękny świat

Roweroterapia - lekarstwo na ciało i duszę

Jazda na rowerze uzdrawia i ciało i duszę! Załoga Velocity Cafe z Inverness ma na to dowody. Nie znam bardziej rowerowej kawiarni od Velocity Cafe. Przed drzwiami stoi cała masa rowerów, w oknie wyścigówka, a w środku same pozytywne świry. Rowerowe. Czy ja się też do nich zaliczam? Jeszcze przedwczoraj byłam w stanie zrobić każdą głupotę na hasło: „co, ja nie dam rady?”. Przez ostatnie kilka dni za tymi właśnie słowami na ustach osadzałam sakwy na bagażniku i ruszałam w drogę przez szkockie górki i pagórki w kierunku na Orkady. Ale wczoraj droga dała mi w kość. Tak, że dziś jak zbity pies siedzę w Velocity Cafe, tępo patrzę na jeden rower w oknie, kolejne za oknem, na rower bambusowy nie patrzę, bo chyba mam go dość, szczególnie siodełka... Na szczęście w miejscu, które powstało z miłości dla rowerów, kocha się wszystkie rowery łącznie z ich właścicielami. Dlatego do mojego stolika podeszła Ferga.Pozytywnie zakręceniPozytywny świr jest jak wiatr na pełnym morzu. Kręci łódką, którą złapie w swoje ramiona, kręci zanim doprowadzi portu. Dla grupy rowerowo zakręconych z Inverness tym portem stało się Velocity Cafe – kawiarnia i warsztat rowerowy w jednym. Pomysł jednak swój ostateczny kształt przybierał stopniowo. – Wszystko zaczęło się od Penny i Lourie – zaczyna Ferga. – Dziewczyny postanowiły stworzyć miejsce dla takich jak one. Gdzie każdy mógłby wypić kawę, coś przekąsić, w razie potrzeby naprawić swój rower i ruszyć w dalszą drogę. Zaczęły wokół siebie gromadzić ludzi gotowych do współpracy. W pewnym momencie do dołącza do nich Ferga Perry. Dla niej jednak rower nigdy nie był pasją samą w sobie. – Kocham rowery, bo dają poczucie wolności, autonomii, pomagają mi się wyluzować, ale moja praca zawsze związana była z ludźmi. – mówi.Ferga tak samo marzyła o kawiarence z warsztatem rowerowym. Najlepiej gdzieś w lesie, za miastem, gdzie poprzez jazdę na rowerze mogłaby uczyć innych, jak radzić sobie ze stresem, jak żyć i patrzeć pozytywnie na siebie. Obydwa nurty – czysto rowerowy i rowerowy z zacięciem społecznym wkrótce połączyły się w Velocity Cafe – warsztat rowerowy i kawiarnię w jednym. WyzwaniaRowerowa karta dań na pozór wygląda zupełnie przeciętnie. Jej format jest zbliżony do szkolnego zeszytu, a białe przestrzenie wypełniają literki. Na pierwszych stronach opisują napoje, potem sałatki, są też zupy, jakieś kanapki...– Wszystko na bazie produktów organic i w miarę możliwości od lokalnych producentów. – zaznacza Ferga, kiedy przerzucam kolejną stronę i zatrzymuję się na „Women's Cycle to Health”.– A to co? Jak to się je?– Zwyczajnie. Raz w tygodniu. Spotykamy się w Velocity i jedziemy.Jednak grupy Women's Cycle to Health nie formuje się przypadkowo. – Na początku każdą z pań zapraszamy na indywidualną rozmowę, po której jedziemy na przejażdżkę rowerową, żeby się lepiej poznać i sprawdzić umiejętności. Te najczęściej są naprawdę podstawowe. Z dziewięćdziesięciu kobiet, które przeszły przez program, dziewięć uczyło się jazdy rowerowej od zera. Sporo zaś jedynie umiało utrzymać równowagę, bo ostatni raz siedziało na rowerze jeszcze w czasach szkolnych. Kolejne spotkanie odbywa się w czteroosobowej grupie. Tym razem ruszają na miasto. – Za sprawą Women's Cycle to Health dajemy kobietom szansę powrotu na rower. Mogą podciągnąć swoje umiejętności, bez niepotrzebnego wstydu i stresu, że ktoś na nie patrzy i się z nich śmieje. Na kolejnych spotkaniach instruktorzy zabierają kobiety na bardziej ambitne trasy. Dzięki temu po zakończeniu kursu mogą bez strachu cieszyć się jazdą po ulicy. – I tylko tyle?– Nie, najważniejsza jest zmiana, jaka dokonuje się w ich głowach. Kobiety nabierają wiary w siebie i swoje możliwości. Stopniowo też, budują w sobie poczucie przynależności do grupy, która uformowała się wokół Velocity Cafe. Wiele z nich dołącza do cotygodniowych Social Ride. Elitarnej imprezy, bo zwykły śmiertelnik tej pozycji w menu nie znajdzie. W swoim gronieKobiety wspólnie jeżdżą, w swoim gronie naprawiają też swoje rowery w swoim gronie w ramach innego projektu o nazwie Bike Academy. Raz w tygodniu bowiem warsztat rowerowy należy tylko do nich! – Pomysł zrodził się 6-7 lat przy okazji innego kobiecego projektu – tłumaczy Ferga. – Jego uczestniczki powiedziały nam wtedy, że w swoim gronie czują się bezpieczniej i że łatwiej im przyznać, że czegoś nie umieją, jeśli w okolicy nie ma faceta. Kobiety w swoim gronie, nie mają oporów, by zadawać naprawdę podstawowe pytania, na przykład jak wymienić detkę. – Też tego nie umiem...– To przyjdź w środę do warsztatu – nauczymy cię.– Nie mogę, będę jechała przez góry i górki...– To żałuj, bo warsztaty z kobietami są naprawdę bardzo wesołe. Od września za Velocity Cafe postanowiła otworzyć nowy kurs – Men's Cycle to Health. Tylko czy będzie tak samo wesoły? Akademia rowerowaBike Academy przede wszystkim jednak skierowany jest dla młodzieży. Do tej trudnej młodzieży, co nie słucha się rodziców, nie uczy w szkole. Kiedy nie ma już na nią pomysłu, kierowana jest do Velocity Cafe.– Na początku każdemu z kursantów dajemy zepsuty rower. – tłumaczy Ferga. – Na kolejnych spotkaniach krok po kroku pokazujemy im jak mają naprawić poszczególne cześci. W ten sposób po sześciu tygodniach mogą na tych rowerach wyjechać z warsztatu. Wraz z rowerem otrzymują od nas dyplom ukończenia kursu mechanika rowerowego. Często jedyny dyplom jaki otrzymają w życiu.RoweroterapiaFerga zaangażowała się w jeszcze jeden program – roweroterapię dla przypadków beznadziejnych w wieku od 6 do 18 lat. Tym razem jednak niezależnie od Velocity Cafe. – Wiele z tych dzieciaków pochodzi z patologicznych rodzin, albo przeszło traumę, zazwyczaj ma problemy w szkole lub zostało z niej usuniętych. Tym razem zajęcia nie odbywają się w grupie, lecz indywidualnie. Ferga nie zabiera ich też do warsztatu, lecz jadą wspólnie w teren. – I udaje ci się do nich dotrzeć?– Znakomicie! Wyobraź sobie klasycznego terapeutę, który siada naprzeciwko dziecka czy zbuntowanego nastolatka i mówi: porozmawiajmy o twoich problemach. Na nie to nie działa! Co innego, jeśli zabieram ich na rower, gdzieś w góry albo do lasu, gdzie mogą rozwinąć nowe umiejętności i usłyszeć – dobra robota, zobacz, ile się nauczyłeś, co wspaniałego osiągnąłeś! Rower górski jest doskonałym środkiem do zbudowania pozytywnej relacji. Sprawia, że młody człowiek zaczyna ci ufać i słuchać.– Rzeczywiście widać efekty?– Tak. Dzieciaki najczęściej wracają do szkoły. Poprawiają swoje relacje z rodzicami i z otoczeniem. Uczą się też jazdą na rowerze regulować emocje i poprawiać samopoczucie. Rowerem do pracyNiedawno w menu Velocity pojawiło się nowe danie – Go ByCycling. Akcja tym razem skierowana jest do wszystkich, którzy postanowili przesiąść się z samochodu na rower i w ten sposób jeździć do pracy. To dla nich powstały niebieskie rowery przed wejściem. – Każdy uczestnik programu może pożyczyć od nas rower. Jeśli natomiast boi się jeździć po mieście i przyjedzie pod Velocity o 8.30 rano, to pomożemy przejechać przez miasto. Kółko roweroweW ten sposób rok po roku powiększa się społeczność skupiona wokół Velovity Cafe. – Należą do niej zarówno siedemdziesięciolatkowie, jeżdżący na starych miejskich rowerach jak i młodzi, od stóp do głów ubrani w lycrę, na rowerach za kilka tysięcy funtów. Są wśród nas też ludzie, którym po prostu smakowała serwowana u nas kawa i dopiero z czasem, przez zapatrzenie wsiedli na rower i zaczęli jeździć. Ja też napatrzyłam się na rowery, na ich siodełka... I znowu hasło: To ja nie dam rady?” nabrało dawnej mocy. Skoro oni mogą, to ja też! Następnego dnia pojechałam w dalszą drogę na Orkady. http://velocitylove.co.uk/Ferga we wnętrzu Velocity CafeDuncan w warsztacie

Gaijin w podróży

Dlaczego Japonia to Kraj Kwitnącej Wiśni?

Japońskie biura pustoszeją, a tłumy kierują się w stronę parków. Do Japonii zlatują się miliony turystów z całego świata. Kolorem przewodnim staje się różowy, a zapach kwiatów unosi się w powietrzu. Radośni mieszkańcy popijają sake na świeżym powietrzu. Oznacza to, że nadeszło święto hanami, a w Kraju Kwitnącej Wiśni… zakwitły wiśnie. Hanami nie jest nowym wymysłem Japończyków. Już od kilkuset lat świętuje się okres, w których drzewa wiśni zakwitną. Jako pierwsi hanami świętowali cesarze w Kioto, którzy urządzali przyjęcia połączone z oglądaniem kwiatów i piciem sake. Co ciekawe, początkowo praktykowano podziwianie kwitnących kwiatów moreli. Dziś tą tradycję podtrzymuje starsza część społeczeństwa. Kraj Kwitnącej Wiśni Kwiaty wiśni to jeden z najważniejszych symboli Japonii, który zobaczymy na różnych ozdobach, kimonach, naczyniach i wielu innych . Już na kilka miesięcy przed spodziewanym hanami, podawane są specjalne prognozy pogody, w czasie których próbuje się rozwikłać zagadkę okresu, w którym różowe, drobne kwiaty oblepią japońskie drzewa.  Czasem ciężko jest się wstrzelić, ponieważ wiśnie mogą kwitnąć zaledwie tydzień. Kiedy już jednak nadchodzi długo wyczekiwany okres, Japonia zamienia się w różową wyspę pełną zafascynowanych Japończyków i turystów z całego świata, którzy z aparatem w dłoniach próbują zatrzymać chwilę. Wiśnie w Japonii sadzone są wszędzie. Najwięcej z nich spotkamy oczywiście w parkach, gdzie sadzonych jest nawet kilka tysięcy drzew. Nic więc dziwnego, że Japonia nazywana jest „Krajem Kwitnącej Wiśni”. W największych i najpopularniejszych parkach hanami przybiera wręcz formę festiwali. Na scenach stają popularne zespoły. W parkach rozstawiają się liczne stragany, na których kupić można pamiątki, zjeść typowo azjatyckie przysmaki, spróbować przekąsek pakowanych w różowe pudełka, czy napić się piwa. A trzeba przyznać, że to ostatnie, w czasie hanami leje się strumieniami. Podobnie z resztą jak sake – najbardziej popularny, japoński trunek. Hanami Święto hanami to także doskonała okazja do rodzinnych spotkań. Całe rodziny gromadzą się pod drzewami piknikując niekiedy do białego rana. Popularne jest także puszczanie w niebo lampionów, co szczególnie nocą dodaje niesamowitego uroku całej imprezie. Z tych praktyk słynie przede wszystkim tokijski park Ueno. Hanami pokrywa się dodatkowo z pierwszym dniem roku szkolnego oraz zakończeniem roku podatkowego w Japonii, co staje się dodatkowym argumentem do hucznego świętowania. Okazuje się, że święto hanami jest tak popularne, że relacjonują je media na całym świecie. Turyści są w stanie przemierzyć pół świata, aby na własnej skórze poczuć tą magiczną atmosferę, która każdego roku, wczesną wiosną owiewa wyspy japońskie. Nic dziwnego. Udział w hanami to nie tylko okazja na podziwianie niezwykłej przyrody Japonii, ale także niesamowitej kultury, która doskonale uwidacznia się podczas wszelkich świąt. Artykuł Dlaczego Japonia to Kraj Kwitnącej Wiśni? pochodzi z serwisu Gaijin w Podróży.

TROPIMY PRZYGODY

Tęczowa Góra i Camino del Apu – niezwykły trekking w Peru

Zamarzyła nam się Tęczowa Góra. Poznany w Peru Cypryjczyk, Elias, zapytał nas, czy słyszeliśmy wcześniej o górze w siedmiu kolorach. Odpowiedź brzmiała: nie, nie słyszeliśmy. To pytanie wystarczyło, żeby nas zaintrygować i zainteresować Tęczową Górą. Przy najbliższej okazji wpisaliśmy w Google hasło i zobaczyliśmy ją: Tęczową Górę w Peru. I tak zrodziło się marzenie, żeby ją zobaczyć na żywo. A co robimy z marzeniami? Spełniamy je. To nie muszą być wielkie marzenia, które dojrzewają w głowie latami (jak cała nasza podróż). Wystarczy, że spodoba się nam zdjęcie, zainspiruje historia spotkanej osoby lub informacja z sieci przykuje naszą uwagę. Wtedy rodzi się […] Artykuł Tęczowa Góra i Camino del Apu – niezwykły trekking w Peru pochodzi z serwisu Tropimy Przygody.

Top of the top. Sierpień 2016

SISTERS92

Top of the top. Sierpień 2016

WD MyPassport Wireless

Dobas

WD MyPassport Wireless

Finanse w podróży. Czym płacić na wakacjach?

wszedobylscy

Finanse w podróży. Czym płacić na wakacjach?

Nie straszcie nas Kosowem!

BAŁKANY WEDŁUG RUDEJ

Nie straszcie nas Kosowem!

Gaijin w podróży

Dlaczego Japonia wzięła udział w II wojnie światowej?

Japonia od zawsze wykazywała zapędy imperialne. Kiedy więc pojawiła się okazja do przejęcia władzy nad znacznym terytorium Dalekiego Wschodu, władze Japonii postanowiły skorzystać z okazji. 27 września 1940 roku na konferencji, nazistowskie Niemcy zaprosiły Włochy oraz Japonię do zacieśnienia współpracy i ustalenia zakresu wpływów. Tym sposobem powstało porozumienie na osi „Berlin – Rzym – Tokio”. 8 grudnia wojnę Japonii wypowiedziała Wielka Brytania, Kanada, Australia, Nowa Zelandia, Związek Południowej Afryki, Polska, Belgia, Etiopia i Komitet Wolnej Francji. Na mocy tzw. „paktu trzech” podpisanego z Niemcami i Włochami, Japonia miała wolną rękę aby ustalić nowy ład na Dalekim Wschodzie. W zamian za to, pozostawiła Niemcom i Włochom swobodę w działaniu w Europie. Postanowiono również wspierać się w działaniach wojennych. Był to idealny układ dla dążącej do podbojów Japonii. Zwłaszcza, że w tym czasie Kraj Kwitnącej Wiśni przechodził znaczny rozwój gospodarczy, a do dalszego rozkwitu potrzebne mu były pokłady surowców. Japonia zainteresowana była przede wszystkim europejskimi koloniami w Azji, które po klęsce Francji i Holandii, stały się łatwym celem. Po wielu rozmowach z Francją, Japonia rozpoczęła eksploatację surowców Indochin. Niestety ich działania doprowadziły do wielu konfliktów na Dalekim Wschodzie. Naruszano też interesy Wielkiej Brytanii, której kolonie również znajdowały się w tej części świata, oraz Stanów Zjednoczonych. Niepohamowany imperializm 7 grudnia 1941 roku, japońska armia zaatakowała amerykańską bazę Pearl Harbor na Hawajach. Tego samego dnia japońskie wojska wkroczyły do brytyjskich posiadłości. Wojna w Azji rozpoczęła się na dobre. 25 grudnia 1941 roku Japończycy zdobyli Hongkong, a 15 lutego 1941 roku Singapur. W tym samym czasie w ich rękach znalazł się Półwysep Malajski, Archipelag Filipiński i Indonezyjski oraz stolica Birmy. Wojska zostały zatrzymane dopiero w Nowej Gwinei. Jednak imperialne zapędy nie pozwalały Japonii poprzestać na zdobytych już terenach. Zamierzali opanować oni amerykańskie bazy na Pacyfiku, czego skutkiem była bitwa na Morzy Koralowym. Ogromne zniszczenia powstrzymały Japonię przed atakiem na Nową Gwinee oraz Australię. To zapoczątkowało defensywę Japonii i zahamowało jej podboje. Początek końca japońskiej potęgi Japonia zaczęła tracić kolejne zdobycze, a przypieczętowaniem jej klęski był atak z strony ZSRR oraz zrzucenie bomb atomowych na Hiroszimę i Nagasaki 6 i 9 sierpnia 1945 roku. 14 sierpnia 1945 r. Japonia zdecydowała się zakończyć swój udział w II wojnie światowej. Nie była to jednak decyzja cesarza Hirohito, który nie potrafił pogodzić się z klęską i postanowił walczyć do ostatniej kropli krwi. Japoński rząd podjął jednak decyzję o kapitulacji. Na mocy aktu kapitulacyjnego, Japonia musiała uznać niepodległość Korei. Zrzekła się również roszczeń wobec Wysp Rybackich, Kurylskich i południowego Sachalinu. Straciła również tereny przyznane jej po I wojnie światowej. Twarde postanowienia podyktowane przez Stany Zjednoczone i okupacja Wysp Japońskich miały za zadanie zahamować powrót Japonii na imperialną ścieżkę. Artykuł Dlaczego Japonia wzięła udział w II wojnie światowej? pochodzi z serwisu Gaijin w Podróży.

Co warto zobaczyć w Dębicy? [Podróżnicze ABC]

SISTERS92

Co warto zobaczyć w Dębicy? [Podróżnicze ABC]

TROPIMY

Samochodem po USA – poradnik dla żółtodziobów

Jeśli jakikolwiek kraj na świecie kojarzy się z jazdą samochodem to są to Stany Zjednoczone. W USA bez samochodu jesteście prawie jak bez ręki. Natomiast samochodowe podróże po Stanach Zjednoczonych to przygoda sama w... Dzięki, że czytasz nas przez RSS! :) Przemek i Magda Post Samochodem po USA – poradnik dla żółtodziobów pojawił się po raz pierwszy w TroPiMy.

Trzęsienie ziemi we Włoszech

ITALIA BY NATALIA

Trzęsienie ziemi we Włoszech

Jest godzina 3:36, środek sierpniowej nocy, szczyt włoskiego sezonu urlopowego. Ludzie śpią w swoich łóżkach nie zdając sobie sprawy, co zaraz nastąpi. Gdy ziemia zaczyna się trząść, w ciemności, dopiero co obudzeni i zdezorientowani, mają na starcie mniejsze szanse w walce o życie. Sypią się stare dachy, ściany, całe budynki, miasta. 24 sierpnia 2016 roku, po siedmiu latach, czterech miesiącach, osiemnastu dniach i - co niezwykłe - czterech minutach (3:32) od tragedii w L'Aquila, środkowa Italia znów zmaga się ze skutkami tragicznego w skutkach trzęsienia ziemi.  Source: Italia by Natalia

WOJAŻER

Dawniej brody wyrażały światopogląd, dziś brak żyletek. Nie w Iranie

Przepraszam, że zadam Ci takie niedyskretne pytanie – zapytał recepcjonista w moim ulubionym hotelu tuż poniżej Hagia Sofia w Stambule – czy jesteś żydowskim szpiegiem? Wybuchłem śmiechem, popatrzyłem na jego poważną minę, uspokoiłem się i zupełnie poważnie odpowiedziałem – nie, nie jestem. Dlaczego pytasz? Spojrzał na mnie i zaciągając się papierosem przed wejściem na recepcję, odpowiedział – A nic, ta broda, nos, podróże, paszport pełen pieczątek, wiesz… wyglądasz po prostu, ale zdajesz się być fajnym człowiekiem, więc pewnie nie. Mehmet był człowiekiem ciekawym świata, który zadawał pytania bez najmniejszego skrępowania, toteż każdy powrót do hotelu kończył się ciekawą dyskusją na papierosie. Od tamtej rozmowy w 2012 roku, moda zmieniła się zupełnie. Brody wyrosły w ostatnich latach na twarzach Europejczyków jak grzyby po deszczu. Już nawet nie lekkie zarosty we włoskim stylu, ale pełne, bujne krzaki niczym u skandynawskich drwali. Są jednak miejsca na świecie, gdzie broda, oprócz uczynienia z człowieka członka hipsterskiego mainstreamu (ależ oksymoron!), mówi o nim znacznie więcej. Opowiada o jego przynależności społecznej, o poglądach, o tym, z kim mamy do czynienia. Takim miejscem jest na przykład Islamska Republika Iranu, …

[74] Polombians, souvlaki i wielka woda - wolontariat w Megalopolis

STOPEM PO PRZYGODE

[74] Polombians, souvlaki i wielka woda - wolontariat w Megalopolis

Megalopolis – niewielka, bo zaledwie kilkutysięczna miejscowość, położona w centrum Peloponezu, w sercu malowniczej Arkadii. Zagubiona w dolinie, z każdej strony otoczona górami. Miejsce, w którym każdy każdego zna, a okrążenie miasta piechotą zajmuje nie więcej niż półtorej godziny.Gdzieś w pobliżu centrum znajduje się ogromny dom, nazywany pieszczotliwie przez właściciela willą. Parter jest niski, ma coś sutereny – jest chłodno i raczej ciemno. Osiem pokoi, duża kuchnia, dwie łazienki. Całość do dyspozycji couchsurferów i workawayersów. Piętro zamieszkałe przez rodzinę właściciela.Docieramy tam w środku nocy, której przychodzi nam spać we trójkę na dwuosobowym łóżku. W poprzek. Budzę się o świcie, bo nogi, które przez całą noc zwisały nad ziemią, proszą o litość i rozprostowanie. Korzystając z chwili spokoju, idę na zwiady. Wychodząc z willi tylnymi drzwiami, zamieram w zachwycie.Wszędzie zieleń. Pod drzewami, tuż przy drzwiach, stoi ogromny stół z chyba tuzinem krzeseł; każde z kompletnie innej parafii. Prostopadle do stołu biegnie alejka obrośnięta u góry winoroślą. Ogród jest ogromny i dziki, zdecydowanie dawno nie koszony. Pierwsza rzecz, którą robię, to powieszenie przy stole hamaka.Już tego wieczoru okaże się, że stół jest najważniejszym miejscem w domu. Tam jemy wspólnie wszystkie posiłki przez kolejne dwa tygodnie, tam gramy w gry, plotkujemy, dyskutujemy o życiu, uczymy się nawzajem swoich języków, śpiewamy. Tam spędzamy praktycznie cały czas wolny. Całe szczęście, że krzeseł jest dużo, chociaż często ich brakuje – mam wrażenie, że z każdym dniem jest nas, wolontariuszy, coraz więcej.Na początku jakieś dziesięć osób. Ktoś wyjeżdża, ktoś przyjeżdża. Robi się trzynaście. Z Alexem i Dimitrą – piętnaście. Do tego Kanelo – nasz pies oraz jego najlepsza przyjaciółka Lisa – psica sąsiadów - którzy non stop plączą się pod nogami i domagają pieszczot. W krzaku, z którego jest świetny widok na stół, pomieszkuje kot-przybłęda. Młody, rudy, niesamowicie chudy i płochliwy. Szybko diagnozujemy złamaną kiedyś tylną łapkę, która musiała krzywo się zrosnąć – jest nienaturalnie wygięta, przez co kot kuleje. Boi się ludzi, ale jednocześnie wie o jakiej porze spodziewać się obiadu. Dokarmiamy go codziennie, z czasem przestaje na nas warczeć i nie ucieka. Okazuje się kotką; nazywamy ją Penelope.Lisa KaneloPracy jest dużo. Alex nie do końca wie, czego chce. Owszem, ma wizję, jednak jest ona nieco oderwana od rzeczywistości. Ostatecznie dzielimy się na drużyny – część pracuje w hotelu przy remoncie pokoi oraz na recepcji, część w domu. A jest tam co robić. Trzeba doprowadzić do porządku ogród oraz graciarnię i kuchnię w naszej suterenie, odnowić łazienkę, pomalować meble ogrodowe… Nikt się nie nudzi, nie ma na to czasu. Polombian team podczas remontu pokojuSzybko przyjmujemy system zmian w kuchni. Jedna lub dwie osoby robią obiad dla wszystkich, ktoś inny po nich zmywa. Kolejni ochotnicy przygotowują kolację dla całej ekipy, pozostali myją naczynia. Zawsze bez słowa; nikt nie musi o to nikogo prosić, ot, naturalna kolej rzeczy. A posiłki są codziennie inne, kolorowe i międzynarodowe. Pyszne!W wolnym czasie zdarza nam się włóczyć. W pobliżu znajduje się najstarszy antyczny teatr w Grecji – niestety mocno nas rozczarowuje, bo… jest w remoncie. Kupa kamieni zasłonięta rusztowaniami. Na szczęście w pobliżu udaje nam się skręcić w las i zgubić, dzięki czemu trafiamy nad rzekę z malowniczymi widokami.spektakl (po grecku) w plenerze, wystawianyw miejscu antycznego teatru Megalopolis jest urocze. Lubię obserwować życie przy głównym placu; ludzi przysiadających na kawę w mikroskopijnych kawiarenkach, dzieci jeżdżące jak szalone na rowerze, kolorowe stragany z owocami. Brak pośpiechu, za to dużo czasu na rozmowę. Mamy dwa samochody, więc czasami udaje nam się zapakować do nich w pełnym składzie i odwiedzić jakieś ładne miejsce. Takie jak wodospady. Jest ich w Arkadii mnóstwo! Tamtejsze drogi przypominają mi te bieszczadzkie – wąskie, strome i kręte. Czuję się trochę jak w domu. Do wodospadów trzeba się nieco powspinać. Krótki szlak z dużymi kamieniami – wygodnymi do wchodzenia. A na miejscu błękitna, czysta i zimna woda. Zbawienie w tym trzydziestosiedmiostopniowym upale. zachód słońca nad Arkadią - widowisko warte milionów!Po dniu chodzenia po skałach nikomu nie chce się gotować. Jedziemy do zaprzyjaźnionej knajpy po souvlaki. Ilość hurtowa, jest w końcu piętnaście wygłodniałych gęb do wykarmienia. Właściciel śmieje się z nas, gdy po raz kolejny przy składaniu zamówienia mówimy, że to na rachunek Alexa.a po powrocie do domu... niespodzianka!W ostatni weekend pobytu w Megalopolis postanawiamy wybrać się pięcioosobową grupą na camping. Trzy Polki i kolumbijski duet – drużyna zwana Polombians. Do tej pory wszystkie prace wykonujemy razem – gotujemy, malujemy pokoje, naprawiamy meble. Wszystko przy akompaniamencie południowoamerykańskiej muzyki. Jesteśmy zgrani, każda robota idzie nam dwa razy szybciej niż pozostałym. Do tego świetnie się dogadujemy.Alex zawozi nas do Kalamaty. Nie taki był pierwotny plan, jednak szybko przekonujemy się, że nie pożałujemy tej decyzji. Plaża nie jest ani duża, ani tłoczna, jednak decydujemy się przejść na jej drugi koniec i znaleźć całkowicie ustronne miejsce na rozbicie obozu. Marzy nam się wieczorne ognisko z widokiem na morze. Znajdujemy klif. Rozwieszamy hamak, rozbijamy namiot, otwieramy Ouzo i kupioną dzień wcześniej paczkę kart Uno. Wieczór zapowiada się idealnie; nawet mimo faktu, że parę minut po zapuszczeniu korzeni na klifie okazuje się, że rozbiliśmy się na plaży nudystów – stąd niewielki ruch. Gdy się ściemnia, z pobliskiego baru zamawiamy pizzę. A możecie mi wierzyć, że nie ma na świecie nic lepszego niż pizza zjedzona z przyjaciółmi pod gołym, pełnym gwiazd niebem, nad brzegiem morza w upalny, letni i beztroski wieczór. Do tego popijana Ouzo. plaża w Kalamacie Gdy kilka kolejek w Uno i kilka drinków później ognisko dogasa, bierzemy koc i szukamy najciemniejszego zakątka plaży. Kładziemy się i w ciszy oglądamy spadające gwiazdy. Spać – Nathalia z Ivanem do namiotu, dziewczyny na plaży, a ja w hamaku – idziemy z planem wstania na wschód słońca, jednak ranek jest siny od mgły. Nic nie widać. Wstajemy o dziewiątej.Droga powrotna autostopem do Megalopolis nie jest najprostsza. Dzielimy się na trzy drużyny: Ivan jedzie sam, Iga z Justyną, a ja z Nathalią. Chociaż spędzamy na autostradzie kilka godzin, nie ma tego złego. Poznajemy bardzo sympatycznych ludzi i... zaprzyjaźniamy się z panem pracującym w punkcie poboru opłat. Do tego stopnia, że zostawia nam swój numer telefonu – tak na wszelki wypadek, gdybyśmy gdzieś utknęły.Ostatnie dwa dni są smutne. Na zmianę lepimy pierogi na ostatnią wspólną kolację, snujemy się po domu, szukamy dodatkowej pracy, żeby nie myśleć o tym, że lada moment wyjeżdżamy. Wtedy jeszcze nie wiemy, że wszelkie próby heroizmu nic nam nie dadzą – i tak ostatniego ranka będziemy płakać jak bobry, choć obiecałyśmy przecież, że wrócimy do Megalopolis wiosną – na ślub siostry Alexa. Dimi powie tylko: Hej, nie płaczmy już! Nie żegnamy się przecież – po prostu do zobaczenia później, jak zawsze!międzynarodowe dzieło alkoholowe  Selfie z Rihanną! Wspominałam już, że NIENAWIDZĘ się pakować? 

Wały Chrobrego w Szczecinie

SISTERS92

Wały Chrobrego w Szczecinie

Langtang  Valley trek / Nepal

KANOKLIK

Langtang Valley trek / Nepal

Na ulicach Aten.

Wandzia w podróży

Na ulicach Aten.

Finlandia jesienią – musisz to zobaczyć!

Zastrzyk Inspiracji

Finlandia jesienią – musisz to zobaczyć!

Paryżewo. Akt II

OOPS!SIDEDOWN

Paryżewo. Akt II

Co warto zobaczyć w Opolu

Traveler Life

Co warto zobaczyć w Opolu