Fizyk w podróży
Czy warto wracać do Polski?
Zresztą nie chodzi konkretnie o Polskę, tylko ogólnie Europę czy tam szeroko rozumiany "zachód" czy "północ" świata. Miejsca, w których - jak mówi znajomy strażak-Hiszpan, który na stałe przeniósł się za ocean - pracuje się, żeby płacić: kredyt, rachunki, podatki, drugi kredyt, itd. "W Ameryce Południowej pracujesz, żeby żyć" - i to chyba najkrótsze z możliwych podsumowań różnic między dwiema stronami Atlantyku. Dlatego, kiedy koleżanka Kasia (znacie Państwo koleżankę Kasię?) no więc kiedy koleżanka Kasia mówi mi, że ona to by chciała, żebym wrócił do Polski, czasem chciałbym jej odpowiedzieć: "naprawdę mi tego życzysz?".Puerto Lopez, Manabi, EkwadorJacobo (Wenezuelczyk) na przykład twierdzi, że nagonka medialna na Amerykę Południową jest celowa. Wszędzie tylko trąbi się, że niebezpieczeństwo, ubóstwo, kradzieże, morderstwa, narkotyki i tak dalej, i tak dalej. "Jakby Europejczycy wiedzieli jak jest naprawdę w Ameryce, jeszcze w tym tygodniu połowa z nich by tu przyjechała!" - mówi. I kto by wtedy utrzymał system? Mowa o tej połowie, która w życiowej perspektywie ma dwie opcje: (1) wynajmować mieszkania i co roku drżeć o to o ile podniosą koszt wynajmu i czy aby nie trzeba będzie znowu się przeprowadzać, (2) zadłużyć się na 40 lat, żeby pod koniec życia z wątpliwą satysfakcją ukończyć spłacanie ciasnego mieszkania na przedmieściu brudnego miasta.Bo przecież nie wszyscy dostaną mieszkanie po rodzicach. I nie wszyscy są informatykami albo menadżerami w zagranicznych korporacjach. I nie chodzi nawet o to, że cała reszta to niewykształcony tumult (a nawet jeśli by tak było: czy niewyksztalcony tumult nie ma prawa do godnego życia?). Niektórzy są specjalistami w swoich dziedzinach, pracują z pasją do nocy, tylko że popełnili grzech bycia animatorami kultury, a nie znawcami języków programowania, i tak zamiast 8 tysięcy złotych miesięcznie, dostają niecałe dwa i w wieku trzydziestu paru lat nie stać ich nawet na wynajęcie samodzielnego mieszkania.Połowa Polaków zarabia mniej niż 2400zł netto miesięcznie (a wielu blisko dwa razy mniej). Niech to będę ja: kawaler, bez dzieci, 28 lat, niech prowadzę względnie skromne życie wydając 900zł miesięcznie na jedzenie, rachunki i tym podobne. Zaoszczędzone 1500zł wydam na spłatę kredytu i w ten sposób już po dwudziestu latach stanę się właścicielem niewielkiego, dwupokojowego mieszkanka na przedmieściu, z którego dojazd do centrum codziennie doprowadza mnie do szału. Będę miał wtedy 48 lat. Oczywiście nie będzie mnie stać na samochód ani zagraniczne wakacje podczas mojego dwutygodniowego urlopu, bo wydaję tylko 900zł miesięcznie. Mógłbym wydawać więcej, ale wtedy okres spłaty kredytu wydłużyłby się do jakichś 30 czy więcej lat. Po dwudziestu czy trzydziestu latach nieustającej pracy (nie mogę się zwolnić, mam kredyt do spłacenia) i życia we względnej niewygodzie będę zmęczonym życiem dziadem. Wlaśnie tak. Może się jeszcze stać, że mnie wyrzucą z pracy, a bank zabierze mi mieszkanie. Ale nawet jak się nie wydarzy to ostatnie, to ta propozycja życia na wiecznej pentelce na szyi zwanej kredytem przez 20 lat mojego życia, przez dokładnie te 20 lat, kiedy mam najwięcej chęci działania, sił i zdrowia, nie za bardzo mnie pociąga.A teraz weźmy taki kraj, jak Ekwador. Płaca minimalna to 366$, a licząc z obowiązkową dla wszystkich trzynastką i czternastką, wyjdzie jakieś 427$ miesięcznie. Aha, i to jest już netto, bo kwota wolna od podatku w Ekwadorze to 10.000 dolarów rocznie. Tak więc w tytm zabiedzonym trzecim świecie, gdzie głód i trwoga, pracownik dostaje na rękę co najmniej 1650zł na miesiąc (w Polsce, dla porównania, 1355zł). A jak przypadkowo jesteś wykształcony, to w ogóle możesz zarabiać całkiem nieźle. Na przykład młody nauczyciel - 800$ miesięcznie, czyli ponad 3000zł.Zawsze jest ciepło. Gdzie rzucisz pestkę, tam wyrosnie owoc. Gdzie rzucisz banana, tam wyrośnie bananowiec. Nie ma głodu. Za trzy tysiące dolarów możesz sobie kupić mały domek z bambusa na palach. Z tarasem. Zarobisz na ten dom w rok. Potem go sobie możesz powiększyć, poszerzyć, dobudować piętro. Możesz się realizować modyfikując czy budując twój własny dom tak jak lubisz. U nas się nie da, bo trzeba utrzymywać kastę architektów prawem budowlanym, więc ludziom zatrudnionym w fabrykach i wykonującym tę samą czynność przez tysiące godzin pozostaje tuning samochodowy jako jedyna ścieżka samorealizacji.Ten dom, jak wspomniałem, jest z bambusa. Ale przecież i tak zawsze jest ciepło. A jak nie lubisz ciepla, to możesz pojechać w góry i będziesz miał zimno. Możesz w jeden dzień przejechać z żarzącej się plaży Manabi w ośnieżone góry w okolicach Riobamby. W zimie nie musisz czekać na lato. W lecie nie musisz czekać na zimę. Masz oba na raz, rzut beretem jedno od drugiego.Ktoś może zauważyć, że dom z bambusa to nie ten sam standard, co dom ceglany. Owszem, nie ten sam standard. Ale, z jednej strony, możesz jakiś czas w tym domu żyć i potem, jak zarobisz więcej, zbudować sobie ceglany, jak koniecznie musisz. A druga kwestia: w porządku, to nie ten sam standard. Ale czy my naprawdę potrzebujemy tego standardu? Przypomina mi się problem komunikacji miejskiej: a, że trzeba kupić nowe autobusy. Współcześnie mamy we wszystkich dużych polskich miastach najnowsze autobusy na świecie (prawie wszystkie zagraniczne, tak jakbyśmy nie mieli fabryki autobusów w Polsce, ale jako że w Polsce banki nie są polskie, tylko zagraniczne, to kredyty są na autobusy zagraniczne, a nie na polskie. A że wolny rynek i lepiej kupować zza granicy? No jasne, wolny rynek, wszyscy chcą kupować tanio zza granicy, no przynajmniej ci, którzy nie myślą poważnie o rozwoju własnego kraju i śmieją się z Anglików że im funto potaniał. A co takiego się stało Anglikom z tanim funtem? Wzrost eksportu się im stał, i turystyki. Wolny rynek... Jeśli wolny rynek jest taki wspaniały, to dlaczego dwóch największych piewcow tego rynku - Stany i UE - nie mają traktatu o wolnym handlu między sobą? Że sie o tym traktacie mówi? Mówić się mówi, ale chyba tylko Polacy chcą go podpisać, tak jak chcą czym prędzej stracić własną monetę i tym samym całkowicie zaprzepaścić wszelką możliwość wpływu na gospodarkę włąsnego kraju. No bo kto rządzi gospodarką? Ten kto ma pieniądze i środki produkcji, a w Polsce tych rzeczy bynajmniej Polacy nie mają i jedyne co im zostaje to NBP i korygowanie kursu złotego, nic więcej, dlatego tak bardzo wszyscy na zachodzie pilnują, żeby NBP było niezależne od rządu, bo wtedy rząd nie może zrobić już po prostu nic, o. Że rząd nie powinien mieć wpływu na gospodarkę? A który kraj rozwinął się bez wpływu rządu na gospodarkę? Ja bardzo, bardzo proszę podać choć jeden przykład. Stany Zjednoczone i Anglia? Wzrosły przede wszystkim na ostrym protekcjonizmie. Niemcy, Japonia, Korea? Na narodowych planach rozwoju. Wolny rynek... Wolny rynek to narzędzie narzucane niedorozwiniętym krajom po to, żeby na zawsze pozostały niedorozwinięte, żeby zawsze kupowały - uwaga, tanio! - zza granicy i nigdy nie rozwinęły własnej produkcji przemysłowej. Te kraje nie popadną w biedę, na pewno nie, bo to nie jest na rękę tym, którzy sprzedają im towary przetworzone. Ale te kraje nie będą też nigdy bogate, nigdy nie dorównają poziomowi życia "pierwszego świata", to się nie mieści w niczyich kalkulacjach. Jedyne co może wzrosnąć, to przepaść między biednymi i bogatymi wewnątrz takiego kraju. Jak sie chce dorównać poziomowi życia w Niemczech to trzeba robić coś więcej niż skręcać mercedesy z komponentów i wysyłać je - bez cła, na tym polega Unia Europejska - na zachód, gdzie będą szły jak świeże bułeczki głównie dlatego, że skręcała je tania siła robocza i można było obniżyć cenę. Filia w Polsce nie zapłaci podatku, bo formalnie wykaże stratę, pracownicy dostaną swoją minimalną krajową, żeby spłacać swoje trzydziestoletnie kredyty we francuskich i niemieckich bankach i tu się kończy nasz udział w rynku światowym.)Aha, ale miało być o domku z bambusa i o autobusach miejskich. No więc kupują te nowe autobusy Volvo i Mercedes. Są piękne, lśniące, mają klimatyzacje i automatycznie otwierane wszystko, tyle że w imię ich kupna bilet wzrósł do przeszło czterech złotych. Tym samym komunikacja miejska przestała mieć jakikolwiek sens. Jest dwa razy taniej jeździć samochodem, a pracownik, ktory jeździ komunikacją traci jedną godzinę na dojazd, a drugą godzinę (już pracy) żeby opłacić bilety. I ja naprawdę nie wiem, czy tak strasznie go rajcuje klimatyzacja i telewizor w tym autobusie. Może lepiej byłoby naprawdę jeździć autosanem i nie cierpieć za każdym razem, kiedy trzeba wyskoczyć z kasy na bilet.Tak samo może nie warto tracić trzydziestu lat życia na kredytowym sznurze szubienicznym tylko po to, żeby mieć "porządny dom". To znaczy nie wiem, może warto: masz mieszkanie z solidnej cegły, ciepłą wodę, piękne szyby i włoską armaturę łazienkową. Na ulicach jest spokój i porządek. Słyszysz delikatny szum? To jedzie śmieciarka marki mercedes benz żeby zabrać twoje worki na śmieci: jeden z plastikami, drugi ze szkłem, trzeci z odpadkami organicznymi. Wszystko jest gotowe i doskonałe, ty musisz tylko płacić, nic więcej. Może tak jest dobrze, nie wiem. Ja się po prostu zastanawiam czy warto wracać do Polski. Bo może bardziej warto kupić chatkę z bambusa, położyć się w hamaku, uprawiać banany, żyć w ciepełku niedaleko ekwadorskiej plaży, z której w lipcu i sierpniu widać, jak humbaki wyskakują swoimi wielotonowymi cielskami z turkusowej wody.