Kuchnia Suwalszczyzny, kuchnia podlaska

Zależna w podróży

Kuchnia Suwalszczyzny, kuchnia podlaska

Spontaniczny wyjazd do Sopotu, czyli relacja z acer@sea

Podróżniczo

Spontaniczny wyjazd do Sopotu, czyli relacja z acer@sea

Spontaniczny wyjazd do Sopotu, czyli relacja z #aceratsea

Podróżniczo

Spontaniczny wyjazd do Sopotu, czyli relacja z #aceratsea

With love

Poradnik: A co, gdyby Beskidy były mężczyznami? – Którego wybrać

Każdy jest inny. Uwodzą, intrygują, nie dają o sobie zapomnieć. Prężą dumnie pierś lub kuszą tajemnicą. Jednego spotkasz przypadkiem i masz ochotę spędzać z nim każdy dzień, do końca życia. Drugiego znasz od dawna i choć go lubisz, doskonale wiesz, że to friendzone bez wyjścia. Wystarczy, że trzeci szepnie Ci do ucha: „Hej mała, chcesz ze mną szczytować?”, by momentalnie zmiękły Ci kolana. Moje Beskidy. Beskid Śląski – Gryfny karlus Fajny chłopak. Spoko ziom. Wyluzowany typ. Być może dlatego, że mieszka niedaleko czeskiej granicy. Nie da się go nie lubić – pójdzie z Tobą na imprezę, wesprze dobrym słowem w czasach kryzysu i zawsze będzie się śmiał z Twoich żartów, nawet jeżeli są suche jak bułka po trzech dniach noszenia w plecaku. Jeżeli poznasz go w podstawówce, możesz mieć pewność, że na starość nadal będziecie najlepszymi kumplami. Dobry kompan niespiesznych wędrówek. Chętnie pije piwo na szlaku. Beskid Żywiecki – Johny Bravo Najwyższy, najładniejszy, najlepszy. Nieco narcystyczny. Lubi być podziwiany i zdobywany, ciągle stara się uwieść młode, atrakcyjne kobiety. „Hej, mała. Mówił ci już ktoś, że mam piękne oczka?”. Dobra partia na dzielni, budzi zazdrość innych mężczyzn. „Hej, mała. Wskoczmy na motor miłości i zróbmy to, o czym myślisz, ale boisz się powiedzieć”. Przystojny i świadom swoich atutów, szczyci się dużą liczbą ciekawych miejsc, które ochoczo pokazuje. „Hej, mała. Patrz na moją klatę!”. Lubi placki. Beskid Mały – Ale wariat Cichy, niepozorny, ciągle na uboczu. Obserwator wydarzeń, nie lubi być w centrum uwagi. Pomijany w zaproszeniach na szkolne prywatki. Przy bliższym poznaniu zyskuje na wartości. Ośmielony opowiada rasistowskie dowcipy i śmieje się z grubych ludzi. Trzeba wiedzieć, jak go podejść. Kiedy spotykasz go po raz pierwszy, myślisz: „E, chujowy ten Beskid! Nic ciekawego tu nie ma!”. W ostatecznym rozrachunku można się w nim zakochać. Nawet jeżeli w dzieciństwie był rudy. Beskid Średni Kto? Gorce – Swój chłop Mimo, że nie ma iPhone’a i nigdy nie był w Starbucksie, wszyscy mają do niego szacunek. Mądry prostą, życiową mądrością, do której dochodzi się pasąc owce i często spoglądając w rozgwieżdżone niebo. Ludzie ze wsi często zwracają się do niego po radę. Odczynia uroki, nastawia złamane kości, zna się na amatorskich aborcjach. Ma za sobą ciężką przeszłość, doskonale pamięta wojenne czasy, nie lubi o tym rozmawiać. Często popada w zadumę. Beskid Wyspowy – Mąż z rozsądku Ani taki, ani siaki. Wystarczająco przystojny, by nie wstydzić się wyjść z nim na ulicę, ale zbyt mało, by chwalić się nim na Fejsie. Ma stałą pracę, 10-letni samochód i mieszkanie własnościowe. Zarabia tyle, by utrzymać 3-osobową rodzinę, ale nie dość, by częściej niż raz w roku wyjechać na wakacje nad polskie morze. Powie Ci, że masz fajne cycki, ale nigdy nie wpadnie na to, by przypiąć Cię kajdankami do łóżka. Ciocie go lubią. On lubi ich jarzynową sałatkę. Beskid Sądecki – Kolega z podwórka Prawdopodobnie macie ze sobą wiele wspólnego. Lubicie te same rzeczy. Śmiejecie się z tych samych żartów. Jest świetnym kumplem, ale możesz się spodziewać, że nic więcej z tego nie będzie. Mówi, że jesteś jego przyjaciółką i skrycie się w Tobie podkochuje, choć uparcie temu zaprzecza. Gdy nie patrzysz, on patrzy na Ciebie. Miał trudne dzieciństwo, jego rodzice się rozwiedli. Czasem trzeba się nieźle namęczyć, by do niego dotrzeć. Jeżeli w środku nocy powiesz, że jesteś głodna, przywiezie Ci burgera. Beskid Niski – Ciekawie brzydki Nigdy nie zwróciłabyś na niego uwagi, gdybyś nie poznała jego historii. Masz wrażenie, że mogłabyś przegadać z nim całe życie. Z uwagą słuchasz każdego zdania, które wypowiada z nabożną czcią, znając wartość słowa. Tradycjonalista, ceni sobie głębokie relacje międzyludzkie i bliskość natury. Introwertyk, nie lubi tłumów. Często chodzi sam na spacer i docenia swoje własne towarzystwo. Od ulic miasta woli zapuszczone, leśne ścieżki. Przytula się do drzew. Bieszczady – Dziki outsider Stary hippis, pamięta Tęczowe Kręgi na Tworylnem. Dziki, zarośnięty, nadal nosi długie włosy, choć już dawno zaczął łysieć. Umie grać na gitarze. Nie lubi konwenansów. Gdyby miał zostać postacią literacką, byłby Włóczykijem. Nie potrzeba mu wiele do szczęścia, a jego dom jest tam, gdzie jest jego serce. Dziewczyny mówią, że „ma to coś”, choć żadna nie jest w stanie tego zdefiniować. Wie, czym jest prawdziwe życie i nie zamieniłby go na żadne inne. A Ty, którego wybierzesz? Post Poradnik: A co, gdyby Beskidy były mężczyznami? – Którego wybrać pojawił się poraz pierwszy w WITH LOVE.

Jedziemy na północ na wieloryby

Orbitka

Jedziemy na północ na wieloryby

Zoo w Toruniu

SISTERS92

Zoo w Toruniu

Łódź

MAGNES Z PODRÓŻY

Łódź

Żyrardów – a perfect day trip from Warsaw

Kami and the rest of the world

Żyrardów – a perfect day trip from Warsaw

Go where the wind blows

Picking the Pictures

Go where the wind blows

If you are in Lisbon, make sure you get to Cabo da Roca. It’s only rocks, you might say. But they are magnificent rocks that happened to occupy a truly mind-blowing spot.Mind-blowing? Yeah, wind is gonna blow in your face so hard that both your mind and your camera might get slightly confused. I literally couldn’t get a picture that wouldn’t be totally blurry. The wind was tossing the camera in my hand! And I’m a photoblogger, who is supposed to know how to deal with these things. Huh. Hold on to your gear, because, you guys, no matter how windy it gets, you won’t stop taking pictures. It’s just too beautiful. You will have to capture it. The fact that it’s been photographed gazillion times before won’t matter. It actually never does, right?Cabo da Roca is the most western point of Europe. This is where the old, good continent starts, and where it ends. All you can see from there is azure blue water and a promise of faraway lands.Sometimes I argue that borders only exist in the people's minds, but, when I get to stand in a place like Cabo da Roca, I suddenly believe in them. They are like gates, places of natural transition, and points of change. They exist, but their meaning belongs to us. We form it. We are the ones who decide if they are a beginning, or rather an end. Scroll down, see the images and decide. Or just make a wish. 

Koszyce po godzinach

Zależna w podróży

Koszyce po godzinach

Travel Flashback #21

Picking the Pictures

Travel Flashback #21

They say that a well-traveled person can never be in only one place. It’s so true. Our hearts always wander. They always long for distant lands we fell for. Mine is not an exception. That’s why every week from now on I will be posting one picture of a place that has been on my mind lately.Taken somewhere in Beirut, Lebanon.

Jak fajnie spędzić dzień we Wrocławiu?

URLOP NA ETACIE

Jak fajnie spędzić dzień we Wrocławiu?

Gdzie wyjechać

Nowe kierunki LOT do Azji i nie tylko. Tokio od 1937zł

Nowe kierunki LOT do Azji i nie tylko. Tokio od 1937zł W końcu! Tajemnica została wyjawiona. Wiemy o jakie kierunki rozbuduje swoją siatkę połączeń nasz narodowy przewoźnik. Wielu spekulowało, że będzie to Singapur lub Kuala Lumpur, ale stratedzy LOT-u skierowali swój wzrok trochę wyżej na globusie. Od 2016 roku polecimy z Warszawy do Seulu i Bangkoku a jeszcze wcześniej do Tokio (styczeń 2016). Ponadto pojawia się […]

With love

Beskid Niski: Marsz od wschodu do zachodu Słońca

Im częściej wyjeżdżam z miasta, tym ciężej mi się do niego wraca. Najgorsze są poniedziałki. Niby jestem, niby siedzę za biurkiem, niby pracuję, a tymczasem moja głowa ciągle jest gdzieś w lesie, stopy nadal maszerują, a w uszach słyszę dźwięk przyspieszonego tętna, krążącej w żyłach krwi, która dostarcza do mózgu wyprodukowany przez setki tysięcy liści tlen. I kiedy kolejny dzień mija mi niepostrzeżenie, a z 8:00 robi się nagle 16:00, myślę sobie, że tak właśnie mija życie – przelewa się przez palce rytmicznie stukające w klawiaturę i setki skrollowanych na myszce metrów. Budzik zadzwonił o 3:45. Niechętnie otworzyłam jedno oko i spojrzałam za okno. Powoli zaczynało robić się jasno. Największą tragedią najdłuższych dni w roku jest to, że jest ich tylko kilka. Euforia nie zdąży nawet dobrze rozgościć się w mózgu, bo wypiera ją świadomość, że zaraz rozpocznie się powolny proces umierania, a w codzienność leniwie zacznie wkradać się mrok. I choć lato oficjalnie dopiero się zaczęło, dla mnie (paradoksalnie) w tym samym momencie zaczęło się kończyć. Im jestem starsza, tym bardziej ten moment przełomu lubię. Z większym zainteresowaniem przyglądam się światu. Zwracam uwagę na szczegóły. Chłód poranka był orzeźwiający. Zimna rosa osadzała się na palcach, kiedy idąc przez łąkę przeczesywałam rękami mokrą trawę. W powietrzu wisiała mgła. Rozmyte nią krajobrazy zawsze wydają mi się trochę nierealne, zawieszone gdzieś pomiędzy jawą a snem, pomiędzy tym, co prawdziwe, a tym, co wyobrażone, kiedy kolorów i kształtów czasami trzeba się domyślać. Las o 5 rano ma w sobie coś magicznego, coś intymnego, czego nie widać za dnia. Wkracza się w niego jak w cudzą prywatną przestrzeń, jak do sypialni śpiącego człowieka – spojrzenie na delikatny ruch rzęs, na drgające lekko kąciki ust i rozrzucone bezładnie ręce zawsze mnie onieśmiela. Zapowiadano deszcz i kiepską pogodę, tymczasem przez gałęzie drzew przebijać zaczęło się Słońce, któremu wreszcie udało się dźwignąć nad horyzont. Szliśmy już trochę, a dzień nie zdążył jeszcze na dobre się rozpocząć. Perspektywa kilkunastu godzin wędrówki była na swój sposób podniecająca. Jest jakaś perwersja w długim marszu – z każdym krokiem człowiek jest coraz bardziej zmęczony, a jednocześnie coraz bardziej szczęśliwy. O ile dawniej miałam z tym problem, o tyle teraz (może to kwestia wprawy) niemal automatycznie przestawiam się na tryb „natura”, zostawiam za sobą miasto, pracę, wyłączam myślenie i zaczynam odczuwać – wdychać zapach mokrej ziemi, słuchać szmeru wiatru w liściach, dostrzegać różne odcienie zieleni. I nie wiem, co takiego jest w paprociach, w tej delikatnej roślinnej tkance, że zawsze najbardziej przyciąga moją uwagę i często każe mi się zatrzymać, tylko po to, żeby popatrzeć, jak na poszarpanych brzegach liści załamuje się światło. Zbliżała się Noc Kupały i ich obecność w lesie była dla mnie jeszcze bardziej niezwykła. Legendy o kwiecie paproci, magicznym, obdarzającym bogactwem, siłą i mądrością, widzialnym tylko przez okamgnienie, znane są już przecież od wieków. Szukało go wielu. Niektórzy zbłądzili w ciemnych zagajnikach i mokradłach, nigdy już nie wracając. Zdobycie rośliny nie było bowiem wcale takie łatwe – strzegły jej widzialne i niewidzialne straszydła, czyniące okropny łoskot, gdy tylko ktoś próbował się do perunowego kwiatu zbliżyć. W przededniu lata wierzyłam w to bardziej, niż zwykle. Tym, co najbardziej kojarzy mi się z latem, jest zapach siana. Ogłupiający. Pamiętam z dzieciństwa koszenie trawy, suszenie jej na łące i układanie w wielkie kopy, w których mieszkały robaki. Leżenie w nosem w wysuszonych źdźbłach i świdrujący w nosie zapach, od którego się kichało, a im bardziej się kichało, tym bardziej miało się go ochotę wdychać. Widok kop zawsze przenosi mnie o kilkanaście lat wstecz, do czasów wakacji, kiedy dni były tak długie, jak ten i niemal nie miały końca. Kiedy wychodziło się rano z domu i wracało późnym wieczorem z perspektywą tego, że nazajutrz będzie zupełnie tak samo. Nie wiem, kiedy dotarliśmy z powrotem do Bartnego. Wędrówka ma w sobie coś hipnotyzującego, jest jak medytacja w ruchu, kiedy każdy krok uspokaja swoją powtarzalnością. Tym specyficznym rodzajem zawieszenia na „teraz”, kiedy „wczoraj” i „jutro” przestają istnieć i jest to bardzo oczyszczające. Byłam zmęczona. Tym dobrym rodzajem zmęczenia, który zalewa mózg falą endorfin i uzależnia od radości z rzeczy prostych, których nie dostrzega się na co dzień. 28 km. 16 godzin i 22 minuty szczęścia. Marzy mi się, by wędrować w ten sposób w każde przesilenie i w każdą równonoc. Cztery wędrówki w ciągu dwunastu miesięcy, które pozwolą w pełni doświadczyć danej pory roku. Już nie mogę się doczekać września. Post Beskid Niski: Marsz od wschodu do zachodu Słońca pojawił się poraz pierwszy w WITH LOVE.

Palaces of Marrakech

Picking the Pictures

Palaces of Marrakech

Well, I won’t discover anything if I say that Marrakech is rather hectic. Or that it attacks all your senses with its saturated colors and not always pleasant smells. This story has been told million times, I know.Maze of Moroccan cities would make every traveler worn off, sooner or later. Fortunately, Morocco has so much to offer that there is gazillion ways to escape smelly hustle and bustle of its overcrowded urban areas. You can always go hiking or beach bumming, but actually, you don’t have to leave the city to prevent exhaustion.While in Marrakech you can always go visit Marrakech palaces. I went on detour to see Bahia and Badi palaces and I loved both. They couldn’t be more different, yet both of them charmed me. Contrasts are always fascinating.Bahia Palace is the prettier friend. Its name means brilliance and it lives it up to the expectations. Built in late 19 century, the palace captures Moroccan style of the time. What used to be grand vizier’s house (or rather one of his houses) is a beautiful history lesson today. It also has marvelous gardens that were my favorite part of the visit.Bahia is rich, pretty and capricious while El Badi is poor, but proud.El Badi Palace is much older than Bahia. It was commissioned in 16 century and lived its golden days long ago. Nowadays we can see only ruins, but anyway, they are one of the most known Marrakech tourist spots. There is a photography gallery within the palace, where you can see exhibits of famous contemporary photographers from all over the world. I had no idea about this space. It was a very pleasant surprise to discover that Andre Kertesz’s images are on display. Both palaces are located in the Medina of Marrakech. Getting from Bahia to El Badi takes not more than ten minutes by walk, so you can see both places in one day. That’s what I did and I loved the contrast.Here is a little photo tour. Let me take you to the two palaces of Marrakech.Bahia PalaceEl Badi PalaceHave you been there? Which palace you liked better?

Plecak i Walizka

Powinnaś rodzić dzieci zamiast podróżować po świecie!

Drogie Panie, pamiętajcie, że jesteście bydłem hodowlanym, którego jedynym celem w życiu jest rodzenie dzieci. A jeśli tych dzieci jeszcze nie macie, to jesteście co najmniej dziwne. Przyznaję, podróżuję sporo. W tym roku właściwie jak zaczęłam jeździć 2. marca to w domu byłam najdłużej 2 tygodnie. Taką pracę sobie wybrałam i tej decyzji nie żałuję, […] Post Powinnaś rodzić dzieci zamiast podróżować po świecie! pojawił się poraz pierwszy w Plecak i walizka.

Gdzie wyjechać

Bajkowa Kotlina Jeleniogórska na styku wiosny i lata

Bajkowa Kotlina Jeleniogórska na styku wiosny i lata Sudety? Tu można przyjechać zawsze i za każdym razem odnajdzie się coś nowego. Tym razem do naszego cyklu postanowiliśmy dołożyć krainę, którą już teraz przyrównuje się do francuskich Zamków nad Loarą a ponadto leżącą tuż obok najpiękniej położonego miasta w Polsce. Tak mówi się o Jeleniej Górze Pożegnanie wiosny a przywitanie lata postanowiliśmy wyprawić sobie […]

Gdzie wyjechać

Etapy w życiu: Czy, kiedy i na jaką Podróż Życia pojedziemy?

Etapy w życiu: Czy, kiedy i na jaką Podróż Życia pojedziemy?   Czy przekroczenie trzydziestki to jakiś „punkt zwrotny” w życiorysie? Musielibyśmy podpytać znajomych trzydziestokilkulatków. Na pewno jest to moment, w którym planujemy lekko uspokoić się, wyciszyć. Choć i tak nie należymy do głośnych. Może poszerzyć motylową ekipę? – Hola, moment! Ja do trzydziestki mam jeszcze pół roku (przyp. Ania)

Leśno. Międzynarodowy Festiwal Archeologiczny 2014

droga/miejsca/ludzie

Leśno. Międzynarodowy Festiwal Archeologiczny 2014

- czyli średniowieczny gender w działaniu...W zeszłym roku zupełnie przez przypadek trafiłam do Leśna na Kaszubach na festiwal średniowieczny. Podział ról wiadomo - średniowieczny, ale podobała mi się dbałość o szczegóły i bardzo fajna atmosfera. Niestety w tym roku festiwal się nie odbył. 

Siedmiogród, czyli tam i z powrotem

droga/miejsca/ludzie

Siedmiogród, czyli tam i z powrotem

"Krajobraz jak malowany ręką dziecka. W posiniałej dali trójkąty szczytów, na pierwszym planie pagórki, łąki, tu i tam ciemniejsza plama drzew. Między nimi równo zaczesane prostokąty pól i wieś nakryta rdzawymi dachami, z białą kreską dzwonnicy pośrodku. Ludzi nie widać, nawet psy nie wałęsają się po drodze. Pusty nieruchomy pejzaż popołudnia, rozgrzana ziemia pachnie spokojem" - cały tekst Bartka już na stronie "Voyage".

Jastrzębia Góra – Gwiazda Północy

Nasz cały świat

Jastrzębia Góra – Gwiazda Północy

Lato, słońce i zbliżające się wakacje. Zabieramy Was nad morze – nasze polskie morze. Do Jastrzębiej Góry od Władysławowa prowadzi tzw. „droga nadmorska”. Zbudowana w latach 1921-1931 z kostki bazaltowej spajanej asfaltem nazywana była wtedy „autostradą słońca”, „autostradą nadmorską” lub „bulwarem morskim”. Poprowadzona wówczas przez otwarty teren w bliskiej odległości od linii brzegowej Morza bałtyckiego była jedną z najpiękniejszych dróg w Polsce. I my również tą sama drogą, po tej … Post Jastrzębia Góra – Gwiazda Północy pojawił się poraz pierwszy w Nasz Cały Świat.

With love

Tam, gdzie zostawiłam kawałek siebie

- A wiecie co? – Co? – odpowiedzieli pytaniem na pytanie moi współtowarzysze podróży. – Adenozynotrójfosforan. – odparłam zadowolona. Mój mózg odgrzebał właśnie z mroków niepamięci bardzo trudne słowo i choć do końca nie pamiętałam, co w ogóle znaczy, wydało mi się świetnym testem na trzeźwość. Taka wiecie, językowa jaskółka, której zrobienia zawsze podejmują się tylko ci, którzy już trzeźwi nie są. Siedzieliśmy na sofie pod schroniskiem na Magurze Małastowskiej i sącząc słodką wiśniówkę świętowaliśmy rozdziewiczenie Szlaków Literatury, mojego nowego projektu, który od czasu, gdy go wymyśliłam, dostarcza mi tyle emocji, jak bym non stop ćpała. Zupełnie nie wiem, po co ludzie wydają pieniądze na narkotyki, kiedy organizm potrafi je sobie wyprodukować zupełnie sam. Przez długi czas wahałam się, czy jechać z kursem na Babią Górę, bo to ważny rejon, czy jechać w Beskid Niski realizować Szlak Antonycza, bo to ważne dla mnie, aż w końcu doszłam do wniosku, że Niski ciągnie mnie do siebie na tyle, że nie jestem w stanie dłużej się tej pokusie opierać. Magicznie było już w zimie, która jest najgorszą porą roku, spodziewałam się więc, że wiosną, która płynnie zaczyna przechodzić już w lato, totalnie oszaleję na jego punkcie. Co też się stało. Po czterech dniach na zadupiach powrót do Krakowa bolał mnie niemal fizycznie, pomijając fakt, że miałam ochotę siąść i płakać, bo zwyczajnie okropnie tęskniłam za lasami, łąkami i pustymi drogami wijącymi się przez łemkowskie wsie. Martyna mówi, że człowiek tęskni za miejscami, które odwiedził nie dlatego, że zostały one w nas, ale dlatego, że w tych miejscach zostawiliśmy cząstkę siebie. To ma sens. I tak: Zostawiłam kawałek siebie w lesie w Grybowie, w którym kiedyś mieszkały krasnoludki. Tarzałam się po mchu i będąc tak blisko natury czułam się najszczęśliwsza na świecie, nawet pomimo faktu, że okropnie pogryzły mnie komary. Wdychałam zapach ściółki i myślałam sobie, że gdybym przypadkiem umarła (wszyscy umrzemy), to chciałabym, żeby ktoś moje zwłoki zostawił właśnie w lesie, żebym z tym lasem na zawsze już mogła się połączyć. Nie przeraża mnie perspektywa końca – fascynuje wizja rozłożenia na atomy i wzięcia udziału w odwiecznym cyklu Natury. Zostawiłam kawałek siebie na Matelance, górce w Grybowie, na którą zawsze chodziło się na randki, gdzie udałyśmy się na spacer w towarzystwie przyjaciółki mej, Małgorzaty, z którą przez 12 lat siedziałam w jednej ławce i choć teraz nie spotykamy się już tak często, to nadal czujemy się tak, jak gdybyśmy widziały się wczoraj i to jest strasznie fajne. Siedziałam sobie na tej Matelance, patrzyłam z góry na Grybów i myślałam sobie o tym, że musiałam dorosnąć do tego, by to miejsce docenić i pokochać. I że zawsze będę lubiła tu wracać, gdziekolwiek by nie zamieszkała. Zostawiłam kawałek siebie gdzieś w drodze do Regietowa, kiedy podczas objazdowej wycieczki szlakiem cerkwi, zatrzymaliśmy się na chwile przy jednej z łąk, po której w oddali biegały konie, a na której, bliżej drogi, stał sobie kamienny krzyż pomalowany na niebiesko. Jedną z rzeczy, która najbardziej kojarzy mi się z Beskidem Niskim są właśnie te przydrożne krzyże. Jest ich mnóstwo i spotkać można je niemal wszędzie. Idealnie komponują się z naturą. Jeżeli miałabym wskazać, gdzie mieszka bóg, to właśnie tam: na łące, w lesie, pod drzewem. A nie w kościelnych murach. Nigdy, przenigdy nie dajcie sobie wmówić, że religijność i duchowość, to jedno i to samo. Zostawiłam kawałek siebie na pniu drzewa przy potoku, którym podążaliśmy skacząc z kamienia na kamień i słuchając pluskania wody. I kiedy zobaczyłam że opodal rosną intensywnie zielone paprocie, niemal bezwiednie podeszłam do nich i zaczęłam pleść wianek, który wcisnęłam sobie na głowę zostając samozwańczą Królową Lasu, który faktycznie mógłby być moim królestwem, w którym mogłabym się zaszyć i biegać między drzewami, a potem spać na mchu. Dzisiaj naszła mnie taka wizja, że siedzę na tym pniu (bo faktycznie tak było) i spoglądam na rzekę (bo faktycznie tak było) a za tą rzeką zbierają się leśne zwierzęta, które do mnie przyszły. A ja patrzę na te zwierzęta i myślę sobie, że są zajebiste (tak nie było, ale gdyby przyszły, to bym tak pomyślała). Byłby tam lis z rudą kitą, pomrukujący groźnie niedźwiedź i cały zastęp śpiewających ptaków. Zostawiłam kawałek siebie na cmentarzu w Leszczynach, położonym zaraz obok drewnianej cerkwi. Może to dziwne, ale od dawna bardzo lubię cmentarze. Zwłaszcza te stare, z kamiennymi nagrobkami porośniętymi mchem i zarośnięte trawą. Cmentarz w Leszczynach należy do jednych z najpiękniejszych, jakie miałam okazję odwiedzić. Kiedy czasem mówię ludziom o tych swoich zainteresowaniach pytają: „Cmentarze? Ale to takie smutne miejsca. Czy to Cię nie przytłacza?”. Nie. Cmentarze jawią mi się jako pomniki życia, nie śmierci. Zastanawialiście się kiedyś, jakie historie mogą się kryć za tymi wszystkimi nagrobkami? Zostawiłam kawałek siebie na wspomnianej na początku wpisu sofie pod schroniskiem na Magurze Małastowskiej, na której przegadaliśmy wiele godzin, dochodząc w pewnym momencie do wniosku, że jest już na tyle późno, że przecież możemy poczekać do wschodu Słońca, które pojawiło się w zupełnie innym miejscu, niż się spodziewałam. I kiedy świat coraz bardziej cichł, pogrążając się we śnie, nad ranem zaczął śpiewać pierwszy ptak. A potem kolejny i kolejny. W pewnym momencie śpiewał już cały otaczający nas las, jak gdyby ziemia była jednym, wielkim ptasim śpiewem, a uczucie to było tak porażające, że tkwi mi w głowie do teraz i zostanie tam już chyba na zawsze. To był jeden z tych momentów, kiedy zupełnie nie myśli się o tym, by go utrwalić, tylko chłonie się go – na tyle intensywnie, że wypala jakieś znamiona na mózgu. Zostawiłam kawałek siebie w Bartnem, do którego zabrał nas Łukasz (dziękuję), a które okazało się jednym z tych miejsc na Ziemi, do których człowiek przychodzi i od razu czuje się jak w domu, a kiedy je opuści to strasznie za nim tęskni. Zostawiłam kawałek siebie w przepysznym żurku i pierogach po łemkowsku, w dźwiękach gitary, w śpiewie i w rozmowach o innej Justynie, która też studiowała socjologię, też była kiedyś nianią i też kocha Bałkany. Opuszczałam Bartne z myślą, że prędzej  czy później tam wrócę i że zdecydowanie będzie to prędzej, niż później. Tam mieszka magia. „(…) gdy nadejdzie koniec, będziemy mieli tylko to, co przeżyliśmy. Umierając, utracimy to wszystko. Ale kto wie, czy właśnie na tym nie polega heroizm ludzkiego losu. Im życie było bogatsze, intensywniejsze, mocniejsze, tym więcej oddajemy śmierci. Możemy nasze dni przesiedzieć w kącie, nieruchomo, pozwalając by omijała nas uroda świata, ponieważ być może umrzemy z mniejszym żalem. Wybór należy do nas.” Andrzej Stasiuk / „Nie ma ekspresów przy żółtych drogach” Post Tam, gdzie zostawiłam kawałek siebie pojawił się poraz pierwszy w WITH LOVE.

Wsiąść do pociągu byle jakiego

Zależna w podróży

Wsiąść do pociągu byle jakiego

Pytanie do czytelników

Dobas

Pytanie do czytelników

Górski panieński, czyli spacerem po Beskidach

BAŁKANY WEDŁUG RUDEJ

Górski panieński, czyli spacerem po Beskidach

Co można robić w Szczyrku oprócz chodzenia po górach?

Obserwatorium kultury i świata podróży

Co można robić w Szczyrku oprócz chodzenia po górach?

POSZLI-POJECHALI

Katowice na wyrywki: magiczny Nikiszowiec

  Nikiszowiec – unikalne osiedle robotnicze górników bezpośrednio przy szybie Nickischschacht (stąd i nazwa) położone we wschodniej części Katowic. Liczy sobie już ponad sto lat i jest jedyne w swoim rodzaju na całym świecie pośród wszystkich innych osiedli wybudowanych dla robotników! Dlaczego? Czytaj dalej » Artykuł Katowice na wyrywki: magiczny Nikiszowiec pochodzi z serwisu Poszli-Pojechali.

kusiewbusie

Ślub, czyli „nie opuszczę Cię aż do śmierci”

Od mniej więcej miesiąca w Polsce mamy okres cotygodniowego szału na ślub i wesele, a na dokładkę dzisiaj światowy dzień buziaków. Ślub w miesiącu z „r”,  ma gwarantować szczęście aż po grób. W wielu krajach ten węzeł, okazuje się być raczej … Continued Post Ślub, czyli „nie opuszczę Cię aż do śmierci”. pojawił się poraz pierwszy w kusiewbusie.pl.

7 powodów, by jechać na Suwalszczyznę już w tym miesiącu

Zależna w podróży

7 powodów, by jechać na Suwalszczyznę już w tym miesiącu

A tale of tiles

Picking the Pictures

A tale of tiles