Lion. Droga do domu – recenzja filmu

Obserwatorium kultury i świata podróży

Lion. Droga do domu – recenzja filmu

14 edycja KFG – była moc, wzruszenia i inspiracje!

Obserwatorium kultury i świata podróży

14 edycja KFG – była moc, wzruszenia i inspiracje!

Toksyczna skóra z Hazaribag – recenzja filmu

Obserwatorium kultury i świata podróży

Toksyczna skóra z Hazaribag – recenzja filmu

Dzięki Fundacji Kupuj Odpowiedzialnie mogłam obejrzeć film przed jego pokazem w Warszawie 8-go grudnia w Kinie KC. Miło mi, że jako bloger poruszający tematy podróżnicze mogę Wam opowiedzieć o moich wrażeniach z filmu. Chcę Wam powiedzieć, że podejmowanie tematów trudnych można traktować jak ogromne wyzwanie. Ten film porusza bardzo trudny temat – ciężką pracę ludzi w Bangladeszu przy obróbce skóry w warunkach niegodziwych, strasznych, przekraczających jakiekolwiek normy.  Na obrzeżach Dhaki, stolicy Bangladeszu, znajduje się gigantyczny slums Hazaribag. Mieszka w nim około 500 tysięcy osób będących tanią siłą roboczą dla garbarni dostarczających skórzane wyroby do Europy. Ludzie żyją tu w biedzie i ubóstwie. Zazwyczaj ich domami są slamsy. Łapią się każdej pracy, chociaż wiele osób pozostaje bezrobotnych. Nie raz nie stać ich na jedzenie w ciągu dnia, już nie wspomnę o innych podstawowych kwestiach, które mają przytrzymać człowieka przy życiu. Życie za wszelką cenę … Powyższe stwierdzenie wydaje się być dość przewrotne, bo cena życia codziennego sanowi tu około 2 euro jak nie mniej zarobku za ogrom pracy wykonanej w ciągu dnia. W filmie pokazana jest historia młodej kobiety, ale także innych jej kolegów z pracy. Na niej jednak skupia się główny temat. Nasza bohaterka żyje bardzo skromnie, wychowuje z mężem córeczkę. W domu jest ich wiele. Nie stać ich praktycznie na nic, ale by żyć muszą pracować. Kobieta zajmuje się odcinaniem zniszczonych resztek z płatów skóry. Z minuty na minutę serce mi pęka podczas oglądania tego filmu. Nie będę opowiadała całej historii, bo powinniście wybrać się na ten film i sami tego doświadczyć. Nie mniej jednak … boli.W dokumencie do dialogu zaproszeni są ludzie z różnych środowisk. Pracownicy, ludzie ze świata polityki, ochrony środowiska a także rodzina kobiety. Zobaczycie w jakich warunkach ludzie pracują by zarobić na miskę ryżu. Zobaczycie jak wygląda ich codzienność. Jak żyją, co jedzą. Jak spędzają czas. Być może zrobi Wam się źle, że właśnie patrząc na ten film siedzicie w ciepłej sali czy domu, ubrani od stóp do głów, zrobi Wam się źle że jesteście najedzeni, że czeka na Was potem kolejny posiłek. fot. http://www.terradituttifilmfestival.org/ Problem jest globalny  Dramat pracy w takim miejscu nie polega tylko na tym, iż ludzie mają warunki niegodziwe, i zarabiają zbyt mało. Cały proces przygotowania skór do produkcji np. butów to szereg niekorzystnych działań dla środowiska, a co za tym idzie zdrowia i śmiało mogę napisać życia. Nie do pojęcia jest dla mnie, że żyjemy w XXI wieku, gdzie ludzie nadal w krajach trzeciego świata pracują w taki a nie inny sposób. Nie rozumiem, dlaczego skupiamy się na „taniej sile roboczej” kosztem zdrowia i życia społeczeństwa, tylko po to by mieć ładne ciuchy lub buty. Mamy przecież dostęp do „nowoczesności”. Jak zwykle chodzi o pieniądze. Lepiej poszukać „roboli”, którzy niskim kosztem odwalą robotę a w Europie i innych rozwiniętych krajach biznes dzięki temu przetrwa. Co możesz zrobić? Wydaje się, że jako jednostka nic. I jest w tym wiele racji, ale dzięki takim filom jak ten poszerzamy swoją wiedzę. Świadomość. To bardzo ważne słowo. Bardzo często nie mamy świadomości o tym, co dzieje się „obok”. Siedzisz w wygodnym fotelu, popijasz kawę, stukasz coś w laptopie – w tym samym czasie młoda kobieta z filmu i tysiące innych ludzi stoi po łydki w chemikaliach do kolorowania skóry, wdychając okropny odór i ciężko fizycznie pracując walczą o przetrwanie. Ty zamykasz laptopa i idziesz na obiad do restauracji. Oni wychodząc z fabryki wracają do domu, karmią ostatkami ryżu rodzinę i wierzą, że jakoś przetrwają. Te fakty są przerażające. Od jakiegoś czasu śledzę tematykę nielegalnej pracy na Wschodzie, gdzie w ogromnych fabrykach ludzie pracują przy produkcji obuwia czy ubrań w warunkach ekstremalnie strasznych. Staram się „kupować odpowiedzialnie”. Zwracam uwagę na metki. Trudny jest dla mnie wybór co robić? Bo gdy widzę na metce ” Made in Bangladesh” to ściska mnie w żołądku. Kupić ? – jak kupię, to nadal „daję” pracę tym ludziom, a jak nie kupię to odbieram im właśnie miskę ryżu. W wielu sieciówkach ceny są dla nas korzystne, stąd robimy w nich zakupy. Nie każdego stać na ekologiczne lub bardzo markowe ciuchy, które produkowane są całkiem innych warunkach. Sieciówki ulokowały swoje produkcje na Wschodzie i to właśnie tam małym kosztem robi się wielki biznes. Trudno jest się dostosować i zdecydować. Można jednak starać się ograniczać. Odpowiedzialnie podchodzić do tematu zakupów. Sprawdzać sklepy czy nie było kiedyś z nimi afer związanych z nielegalną pracą ludzi lub pracą w trudnych warunkach. Mam nadzieję, że ten film Was poruszy i da do myślenia. Chciałabym abyście kupowali odpowiedzialnie. Rozmawiajcie z innymi na ten temat. Im więcej osób zrozumie na czym polega problem, tym łatwiej będzie walczyć z problemem. Chciałabym by kiedyś w tych krajach powstały normalne i godziwe miejsca pracy. Pokaz filmu „Toksyczna skóra z Hazaribag” odbędzie się 8 grudnia (czwartek) o godz. 19:00 w Kinie KC (ul. Nowy Świat 6/12). Po pokazie odbędzie się spotkanie „Wyprodukowano w Azji, czyli skąd pochodzą nasze buty?”.  Kategoria: Książki i filmy Tagged: bangladesh, niegodziwa praca, pomoc dla innych, produkcja butów azja

Końca świata nie było – Anita Demianowicz (recenzja)

Obserwatorium kultury i świata podróży

Końca świata nie było – Anita Demianowicz (recenzja)

Muszę zacząć od przytoczenia momentu, kiedy poznanałam się z Anitą. Było to tak: pewnego dnia okazało się, że widzimy się na festiwalu podróżniczym w Rzeszowie. Ona – ma prezentację. A ja piszę z tego wydarzenia relację. Trafiamy do tego samego pokoju. Znamy się „online”. Obie cieszymy się z racji bytu razem w pokoju, choć właściwie pojęcia o sobie nie mamy. Anita przyjeżdża bardzo późno. Już śpię. Budzę się rano i widzę Ją pracującą na laptopie. Widzi, że się obudziłam i wita mnie ogromnym uściskiem jak jeszcze leżę w łóżku i całusem w policzek. Już wtedy wiedziałam, że to wyjątkowa dziewczyna – i wcale się nie pomyliłam!  Dlaczego o tym piszę w recenzji książki? Ta spontaniczność Anity przekłada się na zwroty akcji w jej książce. Anita taka jest. Dynamiczna, wesoła, pełna energii i ma wiele pomysłów. Kieruje nią kreatywność, ciekawość świata i konieczność poznawania innych ludzi. „Końca świata nie było” to tytuł dość symboliczny. Zaczniecie czytać to zrozumiecie, że może chodzi o odwiedzoną wioskę Majów? Tylko, że jak przeczytacie książkę, to nasunie Wam się jeszcze inna refleksja. Książka Anity pokazuje jej oswajanie się z pojęciem samotnego podróżowania. Autorka doświadcza swojej pierwszej dalekiej podróży solo. Jest tylko ona, jej plecak i głowa pełna obaw! Nie ma ludzi idealnych, a strach jest zjawiskiem naturalnym jeżeli stoimy przed nowym wyzwaniem. Anita decyduje się na 5 miesięcy w Ameryce Środkowej. Nie zna hiszpańskiego, dopiero będzie się go uczyć. Ma wiele obaw i nie wie jak przeżyje tak długie rozstanie z mężem. Im dalej czytam, tym sama zastanawiam się, czy odważyłabym się na tak wielki krok. Bo nam się fajne mówi, ale nie każdy z nas coś takiego zrobi. Myślę, że byłoby to dla mnie ciekawe wyzwanie, tym bardziej, że zauważyłam między mną a Anitą wiele podobieństw o czym napiszę później. Gwatemalala, Honduras, Salwador i Meksyk – brzmi egzotycznie? To zapomnijcie o karaibskim kurorcie i wczujcie się w klimat poznawania życia miejscowych. Anita podczas swojej podróży odwiedza kraje zupełnie jej obce kulturowo i religijnie. Trafia także na wiele wyjątkowych sytuacji. Ma szansę doświadczyć Świąt Bożego Narodzenia w zupełnie innym wymiarze. Smakuje lokalnej kuchni, poznaje zwyczaje miejscowych. Każdego dnia uczy się czegoś nowego. Widać w jej podróży postępy nie tylko w sferze radzenia sobie w różnych sytuacjach. Anita poznaje coraz lepiej siebie i nie rezygnuje z marzeń. Jest silną i konsekwentną kobietą. Bardzo podoba mi się, że nie kreuje siebie na superbohaterkę. Bardzo często wspomina błędy jakie popełniała, przyznaje się, że zawsze inaczej odczuwała np. Święta Bożego Narodzenia. Stara się przy okazji być przeźroczysta dla mężczyzn, by nie wzbudzać ich zainteresowania. W krajach Ameryki Środkowej nie jest to łatwe, gdyż biały kolor skóry działa jak magnes. Anita niestety doświadcza przykrej sytuacji, ale na szczęście wszystko kończy się dobrze. Co ciekawe podczas swojej podróży duży nacisk daje na poznawanie ludzi. Przyznam, że poznała wiele ciekawych osobowości. Spotkani po drodze ludzie na pewno mieli ogromny wpływ na jej postrzeganie świata ale także samej siebie. Cieszę się, że mogłam poczytać o Ameryce Środkowej, bo mało jest o niej książek. Anita opisuje wiele ciekawych miejsc, które mam nadzieję w przyszłości uda mi się zwiedzić. Autorka także radzi na podstawie własnych doświadczeń co tak naprawdę jest warte uwagi. Nie zdawałam sobie sprawy, że jesteśmy tak podobne do siebie. W wielu sytuacjach opisanych przez Anitę widziałam siebie. Rozpoznawałam emocje, które również towarzyszą mi podczas moich podróży. Może świadczy to o tym, że mimo doświadczania kompletnie innych wymiarów podróżowania potrafimy mieć podobne emocje, które w jakiś sposób kształtują naszą osobowość. Mam wrażenie, że dogadałabym się z Anitą podczas wspólnej wyprawy. Mam nadzieję, że kiedyś uda się jej doświadczyć, nawet jakby miała być krótka i bliska. Koniecznie przeczytajcie „Końca świata nie było” bo to taka parabola życia i wnikania w głąb siebie. To nie tylko Ameryka Środkowa, to klucz do zrozumienia siebie w odniesieniu do pojęcia samotnego podróżowania. Tekst: Katarzyna Irzeńska Zdjęcia: https://www.facebook.com/BanitaTravelPlKategoria: Książki i filmy Tagged: anita demianowicz, demianowicz książka, końca świata nie było, podróż wgłąb siebie

Polscy wspinacze na 14. Krakowskim Festiwalu Górskim

Obserwatorium kultury i świata podróży

Polscy wspinacze na 14. Krakowskim Festiwalu Górskim

Do wybitnych gości z zagranicy (Lynn Hill, Tim Emmett, Marc-André Leclerc czy Alex Txikon) dołączą rodzimi wspinacze, którzy coraz odważniej doganiają światową wspinaczkową czołówkę. Pora na przybliżenie sylwetek Polaków, którzy pojawią się na początku grudnia na Uniwersytecie Ekonomicznym. Będzie sporo zajmujących opowieści, bo przecież w mijającym roku działo się wiele ciekawego i nierzadko przełomowego dla naszego wspinania. Andrzej Bargiel Alpinista, skialpinista, trzykrotny mistrz Polski w narciarstwie wysokogórskim, od tego roku rekordzista wśród zdobywców Śnieżnej Pantery (pięć najwyższych szczytów byłego ZSRR). 16 lipca wszedł na Pik Lenina. 25 lipca zdobył leżący w Tadżykistanie Pik Korżeniewskiej. 2 sierpnia wszedł na najwyższy w projekcie Pik Komunizma (7495 m), 10 sierpnia dołożył czwarty szczyt, Chan Tengri. Projekt zakończył wejściem na Pik Pobiedy, znajdującym się na granicy Kirgistanu i Chin. Osobny rozdział w dorobku Andrzeja zajmują Himalaje. W 2013 roku wejściem na centralny wierzchołek Shisha Pangma (8013 m) i zjazdem na nartach z tego szczytu rozpoczął pięcioletni projekt „Hic sunt leones”. W 2014 roku zrealizował w jego ramach kolejny cel – nie tylko zdobył Manaslu (8156 m) w ekspresowym czasie 14 h i 5 min, lecz także rekordowo szybko pokonał trasę baza – szczyt – baza (zmieścił się w czasie 21 h i 14 min). W 2015 roku stanął na wierzchołku Broad Peak (8051 m) i dokonał trzygodzinnego, pierwszego w historii zjazdu z tego szczytu. Piotr Schab Jeden z naszych czołowych wspinaczy skalnych, już jako 10-latek poprowadził klasyk Doliny Bolechowickiej – Chińskiego maharadżę VI.5, w ciągu kolejnych lat stopniowo podnosił poprzeczkę, wytyczając także własne drogi sięgające stopnia VI.7. Z roku na rok jest coraz skuteczniejszy. Sezon 2016 był dla niego (i dla polskiego wspinania sportowego) wyjątkowy. Podążając śladem najlepszych, wiosną Piotrek poprowadził dwie swoje najtrudniejsze drogi: najpierw Papichulo 9a+ w Olianie (czym wyrównał rekord Mateusza Haładaja, który właśnie tą drogą wprowadził Polaków na poziom 9a+), niedługo później Stal Mielec VI.8/8+, ostatnie wielkie wyzwanie Jaskini Mamutowej. Do Piotrka należy też niespotykany dotąd onsajt wśród naszych wspinaczy. W tym stylu pokonał jesienią drogę Nuska 8c w grocie Baltzola (Kraj Basków). Vimeo: Stal Mielec 9a/+ Piotrek Schab (Wojciech Kozakiewicz) Kinga Ociepka-Grzegulska Od lat liderka kobiecego wspinania w Polsce. Dwukrotnie zdobywała juniorskie mistrzostwo świata w konkurencji na prowadzenie. Siedmiokrotna mistrzyni Polski w prowadzeniu, sześciokrotna w boulderingu. Wielokrotnie wygrywała Puchar Polski w prowadzeniu i boulderingu. W tym roku doczekaliśmy się w wykonaniu Kingi przełomowego przejścia w skałach. We wrześniu pokonała Sprawę honoru VI.8 w Jaskini Mamutowej. Żadna Polka nie zawiesiła dotąd poprzeczki tak wysoko. Co więcej, przejście to plasuje Kingę w czołówce światowej, podobne trudności pokonuje bowiem jeszcze stosunkowo niewiele kobiet. Po drodze do Sprawy honoru Kinga przeszła w Mamutowej także kilka innych ekstremów: Mechanikę pręta cienkiego VI.6+/7, Fumar perjudica VI.7 i Szaleństwo ludzi zdrowych VI.7+. Vimeo: Sprawa Honoru 9a – Kinga Ociepka-Grzegulska (Wojciech Kozakiewicz) Karolina Ośka i Łukasz Dębowski Ona – jedna z najciekawszych postaci naszego wspinania, obok czysto sportowych dróg stawia sobie coraz ambitniejsze wyzwania górskie. On – wspinacz skalny, ma na koncie drogi do VI.7 RP i 8a OS, prowadzi sekcję wspinaczkową KW Katowice. W tym roku wspólnie poprowadzili słynny, rzadko powtarzany Filar Kantabryjski (Pilar del Cantábrico, 8a+, 500 m) na Naranjo de Bulnes. Również w tym sezonie Karolina, tym razem w zespole z Małgorzatą Grabską, zrobiła czwarte klasyczne powtórzenie historycznego Filara Kazalnicy IX+ na Kazalnicy Mięguszowieckiej. Na topie dziewczyny zameldowały się jako pierwszy zespół kobiecy. Kilka dni później poprowadziły klasyk Mnicha, Wariant R VIII+/IX-. Na Kazalnicę Karolina wróciła z Adamem Karpierzem, by zmierzyć się, z sukcesem, z Wędrówką dusz IX+. Łukasz Dudek i Jacek Matuszek Łukasz jest pierwszym Polakiem, który wspiął się na drogę o trudnościach 9a (Martin Krpan, 2009) i jedynym, który sięgnął poziomu 8C na boulderach (autorska Obsesja, 2015). Jacek doszedł w skałach do poziomu VI.7. Od kilku lat Łukasz z Jackiem tworzą sprawdzony zespół wielowyciągowy realizujący projekt Alpine Wall Tour. W tym roku znów połączyli siły i dokonali pierwszego powtórzenia Drogi Hiszpańskiej (8b+, 500 m) na Cima Grande di Lavaredo. Rok wcześniej w ramach Alpine Wall Tour zrobili drugie przejście drogi Brento Centro (8b, 1000 m) na zachodniej ścianie Monte Brento w Valle del Sarca, przeszli także głośną Bellavistę 8b+ Alexa Hubera na Cima Ovest di Lavaredo. Łukaszowi poddał się również Silbergeier (8b+, 200 m) w Rätikonie. Małgorzata Jurewicz i Józef Sosiński Taternicy, alpiniści (oboje reprezentują KW Trójmiasto), od lat wspólnie realizują się w górach. W sierpniu tego roku pokonali legendarną, 1000-metrową Manituę (6c, A3+, 70°) na północnej ścianie Grandes Jorasses. W maju prawdopodobnie jako pierwsi powtórzyli drogę El Pinche Borrego (VI, 5.10d, A3+) na południowej ścianie Mongejury. Mają na koncie wiele znaczących przejść, zarówno letnich (Norwegia), jak i zimowych (Tatry, Alpy). W 2015 roku przeszli drogą klasyczną północną ścianę Eigeru, a Małgorzata dokonała tego jako pierwsza Polka. Wielokrotnie też wracali na Grandes Jorasses, m.in. po drogi La Belle Helene i Colton–MacIntyre. Oprócz polskich i zagranicznych wspinaczy mocną reprezentację będzie miała także literatura. Podczas festiwalu odbędą się spotkania między innymi z Dariuszem Kortką i Marcinem Pietraszewskim – autorami biografii Jerzego Kukuczki Kukuczka, Piotrem Tomzą i Dominikiem Szczepańskim – autorami Nanga Parbat. Śnieg, kłamstwa i góra do wyzwolenia, oraz Moniką Rogozińską – autorką książki Lot koło Nagiej Damy. Wreszcie z historią narciarstwa, czyli Magią nart przyjedzie do Krakowa Beata Słama (współautorka publikacji, obok Wojciecha Szatkowskiego). Będzie też cały wachlarz warsztatów, w tym znane już bywalcom KFG prezentacje Holimedica i Motion Lab, którym wielu naszych czołowych wspinaczy zawdzięcza świetną kondycję fizyczną. A w przerwach między spotkaniami, prelekcjami, filmami i warsztatami przyda się chwila oddechu na kiermaszu sprzętu i odzieży outdoorowej, gdzie zaprezentują się czołowe polskie i zagraniczne marki. Festiwalowi towarzyszyć będą zawody KFG Krak’em All. Na finały zaprasza w niedzielę 4 grudni Centrala Ruchu Avatar. Więcej informacji o festiwalu znajduje się na stronie: http://www.kfg.pl. Na 14. Krakowski Festiwal Górski zapraszają: Wspinanie.pl, Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie, TKN Wagabunda oraz magazyn Góry.Kategoria: Góry Tagged: 14 krakowski festiwal górski, kfg, kraków festiwal

Florencja, Siena, Piza i Bolonia – co warto zobaczyć w tych włoskich miastach ?

Obserwatorium kultury i świata podróży

Florencja, Siena, Piza i Bolonia – co warto zobaczyć w tych włoskich miastach ?

Nauka angielskiego z Beatą Pawlikowską – fiszki podróżnicze +praktyczny kurs (recenzja)

Obserwatorium kultury i świata podróży

Nauka angielskiego z Beatą Pawlikowską – fiszki podróżnicze +praktyczny kurs (recenzja)

Toskania i Bolonia w 3 dni – przejechałam prawie 500 km!

Obserwatorium kultury i świata podróży

Toskania i Bolonia w 3 dni – przejechałam prawie 500 km!

Nie każdy Brazylijczyk tańczy sambę. Tony Kososki (recenzja książki)

Obserwatorium kultury i świata podróży

Nie każdy Brazylijczyk tańczy sambę. Tony Kososki (recenzja książki)

Co warto zwiedzić w Bergen?

Obserwatorium kultury i świata podróży

Co warto zwiedzić w Bergen?

Gruzja. Magiczne Zakaukazie (recenzja przewodnika Bezdroży)

Obserwatorium kultury i świata podróży

Gruzja. Magiczne Zakaukazie (recenzja przewodnika Bezdroży)

Wycieczka na fiordy w okolicy Bergen (Fjord cruise Bergen-Mostraumen)

Obserwatorium kultury i świata podróży

Wycieczka na fiordy w okolicy Bergen (Fjord cruise Bergen-Mostraumen)

Ostatnia rodzina – recenzja filmu o Beksińskich

Obserwatorium kultury i świata podróży

Ostatnia rodzina – recenzja filmu o Beksińskich

Wołyń – film, który długo będziesz pamiętać (recenzja)

Obserwatorium kultury i świata podróży

Wołyń – film, który długo będziesz pamiętać (recenzja)

Obserwatorium kultury i świata podróży

Sri Lanka w pigułce

Poniżej przedstawiam ściągę dla tych, którzy wybierają się na Sri Lankę. Zamieściłam tu opisy wielu miejsc oraz przydatne informacje związane z przygotowaniami do wyjazdu a także z samym pobytem na miejscu. Mam nadzieję, że się przyda Szczepienia dla podróżujących – kierunek Sri Lanka Z Pragi na Sri Lankę – lot liniami Emirates Co się czuje gdy leci się pierwszy raz do Azji ? – wrażenia z pobytu na Sri Lance Miasta na Sri Lance Katamaran – czyli płyniemy przez dżunglę na Sri Lance Spotkani ludzie podczas podróży po Sri Lance Habarana – masaż Ajurweda Sierociniec dla słoni na Sri Lance Kandy i okolice Ostre jedzenie na Sri Lance Transport na Sri Lance Recenzja przewodnika po Sri Lance Filmy na You Tube Kategoria: Podróże Tagged: co warto zwiedzić na sri lance, podsumowanie wyjazdu sri lanka, sri lanka przydatne informacje, sri lanka w pigułce

Obrazy spod powiek – Agata Błachnio

Obserwatorium kultury i świata podróży

Obrazy spod powiek – Agata Błachnio

Litwa, Łotwa i Estonia – travelbook Bezdroży

Obserwatorium kultury i świata podróży

Litwa, Łotwa i Estonia – travelbook Bezdroży

Relacja z 12 Spotkań z Filmem Górskim w Zakopanem

Obserwatorium kultury i świata podróży

Relacja z 12 Spotkań z Filmem Górskim w Zakopanem

Jak co roku Organizatorzy zadbali o dobry program. Żaden uczestnik nie miał najmniejszych szans by się nudzić. Co ciekawe – nie ważne czy interesuje cię bardziej wspinaczka, trekking, biegi górskie lub inne formy aktywności . program został skonstruowany tak, że przyciągnie uwagę każdego górołaza. Dodam, że spotkania z wybitnymi postaciami ze świata gór wysokich, a także możliwość obejrzenia tylu filmów otworzyła zapewne niejednej osobie szerzej oczy na pewne górskie względy.  W dniach 31 sierpnia – 4 września Kino Sokół i Kino Giewont przepełnione były ludźmi z pasją. „jest wiele tras, różni ludzie. jedne góry”.  Zgadzam się z tym stwierdzeniem w 100 %. Podczas spotkań na twarzach wielu osób widać było zachwycenie. Uczestnicy 12 spotkań byli w różnym wieku. Od maluchów nie mających nawet roku (tak, rodzice nie bali się i zabrali swoje pociechy) po osoby starsze. Szczególnie na twarzach widzów w wieku 60+ było widać zachwyt, a zarazem ich oczy błądziły po wspomnieniach sprzed lat. W trakcie 12 Spotkań organizowany był międzynarodowy konkurs filmowy. Jego wyniki znajdują się tutaj: http://www.spotkania.zakopane.pl/filmy/221/wyniki-miedzynarodowego-konkursu-filmowego-12szfg-. Warto zwrócić uwagę na poziom filmów a także niesamowity skład jury, w którego skład wchodziła między innymi sławna Bernadette McDonald. Nie sposób zapomnieć o specjalnych gościach zaproszonych na wydarzenie. W ciągu tych kilku dni mieliśmy okazję spotkać się i wysłuchać prelekcji takich osób jak: Alex Txikon, Simione Moro, Bernadette McDonald, John Porter, Janusz Gołąb, Krzysztof Wielicki, Andrzej Bargiel i wielu innych. Przez kilka dni organizowane były także zawody boulderowe, o których więcej przeczytacie tutaj: http://www.spotkania.zakopane.pl/zako-boulder-power/199/11-zako-boulder-power-pucharu-polski-w-boulderingu. W niedizelę 4-go września widzowie mieli okazję w kinie Giewont zobaczyć spektakl teatralny, który pokazał słowacki teatr Kontra pt” Chiński Macharadża”. 12 Spotkania z Filmem Górskim to nie tylko projekcie. To także spotkania z wyjątkowymi osobami. W piątek 2 września w Kinie Sokół wystąpił Andrzej Bargiel opowiadając o zmaganiach ze Śnieżną Panterą, a także Janusz Gołąb, który opowiadał o swoim 30-leciu wspinania. Zdecydowanie ogromną uwagę widzów w sobotę skupiło dwóch bohaterów: Simione Moro oraz Alex Txikon. Ich prezentacja o zimowym wejściu na Nangę Parbat była niesamowita. Himalaiści opowiadali o trudzie wspinaczki i zdobywaniu góry. O Tamarze, której się nie udało … jednakże, pięknie Alex Txikon podkreślił, że nie udało jej się formalnie … Po prostu nie ma jej w dokumentacji na szczycie, bo tak naprawdę poszli w 4-kę i właśnie w 4-kę zdobyli górę, mimo, ze Tamara na końcówce nie dała rady.  Alex bardzo wyraźnie podkreślił, że liczyła się praca zespołowa i nie wyobraża sobie myśleć inaczej. Nie sam szczyt jest ważny a droga jaka pokonali. Bardzo utkwiło mi to w pamięci. Poza tym w duecie z Moro tworzą genialny team do prezentacji. Wspinacze mieli ogromne poczucie humoru i niesamowity dystans do siebie. Trzeba przyznać, że wykonali kawał dobrej roboty. Bardzo ciekawym spotkaniem była dyskusja na temat najnowszej książki Diny Štěrbovej. W spotkaniu brała udział także francuska himalaistka Christine de Colombel. Panie wspomniały Wandę Rutkiewicz. Zrobiło się kobieco i bardzo ciekawie. Kolejnym spotkaniem, które utrwaliło mi się w pamięci była rozmowa z Moniką Rogozińską na temat jej książki ” Lot koło Nagiej Damy”. Niesamowita i silna kobieta. Autorka zdradziła nam wiele szczegółów na temat wyprawy, w której brała udział jako korespondent. Poznaliśmy oblicze kobiety, która stanęła przed ogromnym wyzwaniem. A co najciekawsze, wokoło siebie miała tylko mężczyzn. Rogozińska z humorem opowiadała jak przetrwać z kolegami w górach wysokich. To było bardzo ciekawe spotkanie. Podczas konferencji prasowej moja uwagę przykuły dwie osoby: Dariusz Kortko i Marcin Pietraszewski, którzy podjęli się wyzwania napisania biografii Jurka Kukuczki. Odbyło się także spotkanie z nimi oraz żoną Jurka – Celiną w niedzielę 4-go września. Burzliwa dyskusja na scenie Kina Sokół panowała także wokół książki ” Lider” Ewy Matuszewskiej. Wielicki tak się rozgadał na jej temat, że prawie autorki nie dopuścił do głosu, a to tylko dlatego, że mowa była o Zawadzie. Wybitnym i wspaniałym himalaiście, którego Krzysztof Wielicki kazał nam widzom wspominać często! W niedzielę ciekawym spotkaniem było także odbycie wędrówki z Moniką Witkowską, która opowiadała o Koronie Ziemi. Podczas spotkań obejrzałam także kilka filmów. Moją szczególną uwagę zwrócił: I-View (dokument o Simione Moro), a także film o trzęsieniu ziemi w Nepalu z 2015 roku. Podczas tych kilku dni można było posłuchać inspirujących opowiadać, zobaczyć niesamowite filmy i rozpocząć nowe plany górskie. Takie spotkania bardzo motywują i pozwalają na poszerzanie swojej wiedzy na wiele tematów górskich. Nie sposób opisać wszystkiego, gdyż na temat wrażeń mogłaby powstać nawet i książka! Motywacja, siła, ciekawość – to pozostaje w mojej głowie po 12 edycji. Już nie mogę doczekać się 13 edycji Spotkań. Do zobaczenia za rok!Kategoria: Góry Tagged: 12 spotkania z filmem górskim, festiwal górski, festiwal zakopane, filmy zakopane

Z plecakiem przez świat. Vademecum podróżnika – Monika Witkowska

Obserwatorium kultury i świata podróży

Z plecakiem przez świat. Vademecum podróżnika – Monika Witkowska

Mój dziennik podróży – gratka dla najmłodszych odkrywców!

Obserwatorium kultury i świata podróży

Mój dziennik podróży – gratka dla najmłodszych odkrywców!

Mała lekka książeczka, może stać się najwspanialszą księgą wspomnień z wyprawy dla najmłodszych. Podróżujesz z dzieckiem? Chcesz pokazać maluchom, jak stworzyć zapiski z podróży? Śmiało skorzystaj z dziennika. Dzięki niemu, dziecko może się wiele nauczyć. Dlaczego tak stwierdzam? Podróżnicy zazwyczaj robią notatki z każdego swojego wyjazdu. Taki „zapis” może mieć różną formę. Jedni siedzą z zeszytem pod drzewem i z zapartym tchem tworzą notatki. Inni w zaciszu kawiarni podłączają laptop do gniazdka i kreują na ekranie komputera swoją przygodę. Są tacy, którzy nagrywają filmiki i na ich podstawie tworzą wspomnienia z podróży. Każdy sposób jest dobry, by zachować wspomnienia na …. na zawsze Dziecko w podróży nie odczuwa konieczności spisywania momentów, a 6 latka nawet byśmy o to chyba nie posądzali, gdyż pisać to może i już potrafi, ale bez przesady. Ta książeczka pozwoli dziecku nabyć cenny zmysł odkrywcy. Bo przecież każdy odkrywca musi sobie zdobyć ważną wiedzę, a potem ją wykorzystać. Po powrocie do niej wracać. Mój dziennik podróży rozwinie w dziecku kompletowanie wiedzy na temat danego miejsca. Książeczka ma czarno-białe obrazki, pola do uzupełnienia, miejsca do wklejania zdjęć, opisów, a także rysowania czy kolorowania. Dziecko wkleja swoje zdjęcie, podpisuje książeczkę i od tej pory to jego niezwykła podróż. Mały podróżnik musi wypełnić najważniejsze bardzo wiele ważnych pól. Co ze sobą zabierze, dzięki obrazkom i opisowi zachowa na zawsze wspomnienie tego co mu smakowało najbardziej a co najmniej. Narysuje lub wklei herb i flagę Państwa, narysuje swoją przygodę, wklei pamiątki z podróży lub je opisze i wiele innych. A jak jeszcze wy jesteście podróżnikami i wasze dzieciaki, was obserwują i słyszycie „Mamo, Tato będę taka jak wy, będę podróżować po świecie” to taka książeczka sprawi im więcej frajdy niż zabawki na plażę. I nie musicie przecież jechać na drugi koniec świata. Gdziekolwiek będziecie odkryjcie w dziecku odkrywcę. Dziennik jest bardzo twórczy i moim zdaniem stanowi rewelacyjne narzędzie edukacyjne dla dzieci. Kategoria: Książki i filmy Tagged: dziennik podróżnika, mały odkrywca, mój dziennik podróży bezdroża

Obserwatorium kultury i świata podróży

Trasa trekkingowa w górach w Bergen – filmik

Zapraszam do obejrzenia filmiku na którym opowiadam o trasie z Urliken na Floyen. Znajdziecie tu informację jak z centrum Bergen dostać się pod Urliken. Następnie wjechałyśmy na górę i rozpoczęłyśmy wędrówkę. Jest tu wiele emocji, które towarzyszyły mi podczas wędrówki. Trasa na pierwszy rzut oka nie wydaje się straszna. Na filmiku nie mam momentów, które sprawiły mi największą trudność, bo mogłabym się zabić nagrywając Kilka razy musiałam zjechać na tyłku żeby nie stracić zębów lub połamać nóg. Zejście po śliskich dwóch graniach także nie należało do najprzyjemniejszych, ale widoki i samo miejsce sprawiły, że mimo wysiłku i strachu jestem zadowolona z tego przejścia i chętnie tam wrócę. Kategoria: Podróże Tagged: filmik góry bergen, jak jest w bergen, z urliken na floyen

Obserwatorium kultury i świata podróży

Z Urliken na Fløyen – czyli trekking po górach w Bergen (Norwegia)

Lecąc do Bergen wiedziałam, że muszę obie góry zobaczyć i na nich stanąć. Na obie można wjechać kolejką, jednak chciałam przeżyć coś więcej. Czytając o trasach byłam coraz bardziej zaniepokojona. Większość wpisów informowała o złym oznakowaniu między górami, a także trudnościach technicznych.  No ale od początku  Bergen to miasto położone w Norwegii. Leży na styku morza Północnego i Norweskiego. To drugie co do wielkości miast w Norwegii. Co ma w sobie tak przyciągającego? 7 gór. Nie są to jakieś patetyczne liczby mierzące nad poziomem morza, ale nadają temu miastu tchnienia natury. Co ciekawe w górach (przykładowo na Fløyen) można spotkać drewniane trolle. Norwegia z nich słynie, ale o tym może innym razem. Poniżej przedstawiam nazwy 7 gór, które otaczają Bergen. Z Fløyen na Urliken – przejście w kwietniu 2016 roku Góry nie są trudne technicznie, ale nie mogę powiedzieć, że w kwietniu kiedy zalega jeszcze na nich śnieg było łatwo. Z nowo poznaną Tajwanką podjęłyśmy wyzwanie i wybrałyśmy się na trekking po górach Bergen. Z wszystkich wpisów jakie analizowałam na innych blogach wywnioskowałam, że najlepiej będzie jak zrobimy tę właśnie trasę. O samych emocjach zrobię osobny wpis wraz z filmikiem. Tu skupię się na sprawach technicznych. Wjechałyśmy na Urliken kolejką – nie z wygody, ale obliczając czas wyszło mi, że musimy wyjechać by spokojnie i bezpiecznie z przerwami na jedzenie i robienie zdjęć przejść cały odcinek. Wjazd w przeliczeniu na złotówki kosztował ok. 25 zł. By dostać się pod Urliken należy z centrum miasta autobusem, który ma przystanek praktycznie pod samą kolejką. Koszt biletu autobusowego porównałabym do ok. 8 zł. Startujemy z Urliken W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do oznaczeń szlaków. Opisów z czasem a także nazwą miejsca w jakim się znajdujemy, wiemy także ile mniej więcej zajmie nam droga do kolejnego celu. W Bergen oszalałam. Dostałyśmy w sklepiku na Urliken mapkę. Podobno są dwie trasy łatwiejsza i trudniejsza. Uznałyśmy z Tsu, że nie znamy tych gór to pójdziemy łatwiejszą. Każda z nich była słabo oznakowana. Okazało się, że zrobiłyśmy dłuższą trasę – trudniejszą… Znaki były, ale nie dokładne. Pojawiały się bardzo rzadko. Więcej liczyłam na swoją intuicję i szybkie tempo Tsu. Zanim zrobisz trasę z Fløyen na Urliken: upewnij się, że dopisze Ci podczas wędrówki pogoda, nie idź sam, to naprawdę wymagające góry, szczególnie w okresie gdy może zalegać na nich śnieg (nie raz Tsu podawała mi rękę lub ja jej), miej ze sobą zapas wody, jakieś słodkie batoniki i kanapki, wyposaż się w ubrania tak jak chodzisz po polskich górach, dodatkowo chroń głowę, tam mimo niskich wysokości bardzo wieje, zaopatrz się w mapkę, nie panikuj jak się zgubisz, staraj się co jakiś czas pytać ludzi czy idziesz w dorbym kierunku, nastaw się na piękne widoki, ale także konkretny marsz. Jaka jest ta trasa? Technicznie nie jest bardzo trudna. Problem pojawia się gdy przed oczami pojawia się śnieg. W naszym przypadku tak było. Zaliczyłam kilka zjazdów na tyłku ze względów bezpieczeństwa. Bywało, że trzeba było się ciut „powspinać”. Oczywiście to za duże słowo, ale wyobraźcie sobie wzniesienie, które z daleka wygląda jak wypukła forma skalna, po której „chyba da się swobodnie przejść”. Ludzie wyglądają na niej jak kropki. Jak zbliżasz się do celu okazuje się, że stoisz przed pionową formą skalną, na którą trzeba się wdrapać nie tylko nogami, ale także rękami. Dookoła masz błoto i śnieg. Jest ślisko, zimno i miejscami niebezpiecznie. Wieje silny wiatr. Gdyby nie Tsu, stałabym nie raz na środku tych formacji skalnych i wyła z bezsilności. Co najlepsze, Tsu idąc nie dała po sobie znać, że też jest wystraszona. Jednak na końcówce, gdy powiedziałam jej: „Tsu!!! We finished. Yesterday I have been here. We are heroes!” – Tsu rzuciła mi się w ramiona i pobeczała … mówiąc, że nie i trochę technicznie ale przede wszystkim psychicznie było jej trudno, bo ten śnieg, zimno, niepewne momenty i niebezpieczne przepaście między skałami … i tak beczałyśmy obie w uścisku. Ktoś może powiedzieć, a co ja tam gadam. Banał! Nie, dla mnie. Nie dla Tsu. Nie do końca świadome doświadczyłyśmy nowych dla nas dróg. Przełamałam wtedy wiele słabości. Chwilami wiedziałam, że nie ma odwrotu. Bo jak zjechałam na tyłku z stromej skały, to raczej się już na nią nie wdrapię. Wyjścia nie mam muszę dojść do Fløyen. A potem było już z górki. Można było skorzystać  z zjazdu kolejką, ale my schodziłyśmy pieszo. Słońce powolutku zachodziło. Drogę już znałam, bo byłam dzień wcześniej na Fløyen, dlatego wiedziałam, ze bezpiecznie zejdziemy krętym asfaltem na dół. Wykończone trafiłyśmy do hostelu, gdzie zjadłyśmy łososia z supermarketu -uwierzcie mi po takiej wyrypie był najlepszy na świecie. Najważniejsze podsumowania z tego trekkingu: trasa nie jest najtrudniejsza technicznie, ale pamiętaj, że jesteś w górach – zimą uważaj na siebie szczególnie, bo szlak wtedy jest bardziej niebezpieczny, przeszłyśmy całość w 5,5 h (podobno idzie się między 5-7 h). Udało nam się iść sprawnie z przerwami – Tsu narzuciła tempo, to za nią biegłam szukaj znaków, nie zbaczaj z trasy – pytaj ludzi o drogę, trasa jest malownicza i chwilami byłam bardzo wzruszona, że mogę podziwiać tak piękne widoki, nie wychodź zbyt późno – w Beren co prawda słońce późno zachodzi, ale dla twojego bezpieczeństwa nie szwendaj się po zmroku w górach, jeżeli nie wyrobisz czasowo to wjedź na Urliken lub zjedź z Fløyen. Trasa jest malownicza i sentymentalna. Byłam zachwycona i wzruszona. I szczęśliwa, że mogłam przeżyć te cudowne chwile z Tsu, która była dla mnie wsparciem, a ja dla niej.Kategoria: Podróże Tagged: co warto zobaczyć w bergen, góry w Bergen, z urliken na floyen

Obserwatorium kultury i świata podróży

Z Fløyen na Urliken – czyli trekking po Górach Bergen

Lecąc do Bergen wiedziałam, że muszę obie góry zobaczyć i na nich stanąć. Na obie można wjechać kolejką, jednak chciałam przeżyć coś więcej. Czytając o trasach byłam coraz bardziej zaniepokojona. Większość wpisów informowała o złym oznakowaniu między górami, a także trudnościach technicznych.  No ale od początku  Bergen to miasto położone w Norwegii. Leży na styku morza Północnego i Norweskiego. To drugie co do wielkości miast w Norwegii. C ma w sobie tak przyciągającego? 7 gór. Nie są to jakieś patetyczne liczby mierzące nad poziomem morza, ale nadają temu miastu tchnienia natury. Co ciekawe w górach (przykładowo na Fløyen) można spotkać drewniane trolle. Norwegia z nich słynie, ale o tym może innym razem. Poniżej przedstawiam nazwy 7 gór, które otaczają Bergen. Z Fløyen na Urliken – przejście w kwietniu 2016 roku Góry nie są trudne technicznie, ale nie mogę powiedzieć, że w kwietniu kiedy zalega jeszcze na nich śnieg było łatwo. Z nowo poznaną Tajwanką podjęłyśmy wyzwanie i wybrałyśmy się na trekking po górach Bergen. Z wszystkich wpisów jakie analizowałam na innych blogach wywnioskowałam, że najlepiej będzie jak zrobimy tę właśnie trasę. O samych emocjach zrobię osobny wpis wraz z filmikiem. Tu skupię się na sprawach technicznych. Wjechałyśmy na Urliken kolejką – nie z wygody, ale obliczając czas wyszło mi, że musimy wyjechać by spokojnie i bezpiecznie z przerwami na jedzenie i robienie zdjęć przejść cały odcinek. Wjazd w przeliczeniu na złotówki kosztował ok. 25 zł. By dostać się pod Urliken należy z centrum miasta autobusem, który ma przystanek praktycznie pod samą kolejką. Koszt biletu autobusowego porównałabym do ok. 8 zł. Startujemy z Urliken W Polsce jesteśmy przyzwyczajeni do oznaczeń szlaków. Opisów z czasem a także nazwą miejsca w jakim się znajdujemy, wiemy także ile mniej więcej zajmie nam droga do kolejnego celu. W Bergen oszalałam. Dostałyśmy w sklepiku na Urliken mapkę. Podobno są dwie trasy łatwiejsza i trudniejsza. Uznałyśmy z Tsu, że nie znamy tych gór to pójdziemy łatwiejszą. Każda z nich była słabo oznakowana. Okazało się, że zrobiłyśmy dłuższą trasę. Znaki były, ale nie dokładne. Pojawiały się bardzo rzadko. Więcej liczyłam na swoją intuicję i szybkie tempo Tsu. Zanim zrobisz trasę z Fløyen na Urliken: upewnij się, że dopisze Ci podczas wędrówki pogoda, nie idź sam, to naprawdę wymagające góry, szczególnie w okresie gdy może zalegać na nich śnieg (nie raz Tsu podawała mi rękę lub ja jej), miej ze sobą zapas wody, jakieś słodkie batoniki i kanapki, wyposaż się w ubrania tak jak chodzisz po polskich górach, dodatkowo chroń głowę, tam mimo niskich wysokości bardzo wieje, zaopatrz się w mapkę, nie panikuj jak się zgubisz, staraj się co jakiś czas pytać ludzi czy idziesz w dorbym kierunku, nastaw się na piękne widoki, ale także konkretny marsz. Jaka jest ta trasa? Technicznie nie jest bardzo trudna. Problem pojawia się gdy przed oczami pojawia się śnieg. W naszym przypadku tak było. Zaliczyłam kilka zjazdów na tyłku ze względów bezpieczeństwa. Bywało, że trzeba było się ciut „powspinać”. Oczywiście to za duże słowo, ale wyobraźcie sobie wzniesienie, które z daleka wygląda jak wypukła forma skalna, po której „chyba da się swobodnie przejść”. Ludzie wyglądają na niej jak kropki. Jak zbliżasz się do celu okazuje się, że stoisz przez pionową formą skalną, na którą trzeba się wdrapać nie tylko nogami, ale także rękami. Dookoła masz błoto i śnieg. Jest ślisko, zimno i miejscami niebezpiecznie. Wieje silny wiatr. Gdyby nie Tsu, stałabym nie raz na środku tych formacji skalnych i wyła z bezsilności. Co najlepsze, Tsu idąc nie dała po sobie znać, że też jest wystraszona. Jednak na końcówce, gdy powiedziałam jej: „Tsu!!! We finished. Yesterday I hava been here. We are heroes!” – Tsu rzuciła mi się w ramiona i pobeczała … mówiąc, że nie technicznie ale psychicznie było jej trudno, bo ten śnieg, zimno, niepewne momenty i niebezpieczne przepaści … i tak beczałyśmy obie w uścisku. Ktoś może powiedzieć, a co ja tam gadam. Banał! Nie, dla mnie. Nie dla Tsu. Nie do końca świadome doświadczyłyśmy nowych dla nas dróg. Przełamałam wtedy wiele słabości. Chwilami wiedziałam, że nie mam odwrotu. Bo jak zjechałam na tyłku z stromej skały, to raczej się już na nią nie wdrapię. Wyjścia nie mam muszę dojść do Fløyen. A potem było już z górki. Można było skorzystać  z zjazdu kolejką, ale my schodziłyśmy pieszo. Słońce powolutku zachodziło. Drogę już znałam, bo byłam dzień wcześniej na Fløyen, dlatego wiedziałam, ze bezpiecznie zejdziemy krętym asfaltem na dół. Wykończone trafiłyśmy do hostelu, gdzie zjadłyśmy łososia z supermarketu -uwierzcie mi po takiej wyrypie najlepszy na świecie. Najważniejsze podsumowania z tego trekkingu: trasa nie jest najtrudniejsza technicznie, ale pamiętaj, że jesteś w górach – zimą uważaj na siebie szczególnie, bo szlak wtedy jest bardziej niebezpieczny, przeszłyśmy całość w 5,5 h (podobno idzie się między 599-7). Udało nam się iść sprawnie z przerwami – Tsu narzuciła tempo, to za nią biegłam szukaj znaków, nie zbaczaj z trasy – pytaj ludzi o drogę trasa jest malownicza i chwilami byłam bardzo wzruszona, ze mogę podziwiać tak piękne widoki, nie wychodź zbyt późno – w Beren co prawda słońce późno zachodzi, ale dla twojego bezpieczeństwa nie szwendaj się po zmroku w górach, jeżeli nie wyrobisz czasowo to wjedź na Urliken lub zjedź z Fløyen. Trasa jest malownicza i sentymentalna. Byłam zachwycona i wzruszona. I szczęśliwa, że mogłam przeżyć te cudowne chwile z Tsu, która była dla mnie wsparciem, a ja dla niej.Kategoria: Podróże Tagged: góry w Bergen, gdzie wejść w Bergen, z Fløyen na Urliken

Jak poleciałam sama do Bergen – czyli strach ma (nie!)wielkie oczy …

Obserwatorium kultury i świata podróży

Jak poleciałam sama do Bergen – czyli strach ma (nie!)wielkie oczy …

Twoja samodzielna podróż – Karol Werner. Recenzja książki

Obserwatorium kultury i świata podróży

Twoja samodzielna podróż – Karol Werner. Recenzja książki

Pieszo do irańskich nomadów – Łukasz Supergan. Recenzja książki

Obserwatorium kultury i świata podróży

Pieszo do irańskich nomadów – Łukasz Supergan. Recenzja książki

Dziewczyny inne niż wszystkie – recenzja filmu

Obserwatorium kultury i świata podróży

Dziewczyny inne niż wszystkie – recenzja filmu

Nie ważne gdzie powędrujemy, to zawsze napotkamy na podobne problemy wszystkich nastolatek na całym świecie. „Dziewczyny inne niż wszystkie” to fińska opowieść o czterech przyjaciółkach, które jak na swój wiek przeżywają bunt. Nie polega on tylko na oczywistym buncie z racji wieku. Ich zachowanie, a także kolejne działania są skutkiem wielu historii, które wpłynęły na ich życie. Ten film to taka ciekawa metafora oczywistości. Z jednej strony nie odkrywamy tu nic nowego. Cztery historie dziewczyn wplatają się w szarą codzienność współczesnej nastolatki. I nie ważne czy akcja dzieje się w Finlandii, czy na drugim końcu świata. Ten wiek zobowiązuje do szaleństwa, buntu, a także podejmowania dziwnych decyzji. A co za tym idzie, decyzji trudnych. Jessica zakochuje się w przystojnym Węgrze i mimo ostrzeżeń przyjaciółek i matki, wyjeżdża za ukochanym do Wilna… tylko po to, by zostać porzuconą na lotnisku. „Wszystko byłoby idealnie, gdybym nie była taka głupia…” Aino nie może zaakceptować swojego wyglądu i kompleksy zajada czekoladkami. Nawet nie zauważa szkolnego adoratora, który zakochuje się w niej po uszy. „Patrząc w lustro, widzę oko, rękę, ale nie mogę zaakceptować całości. Dlaczego ktoś inny miałby to zrobić”. Taru zachodzi w ciążę, jednak jej chłopak nie wydaje się być najlepszym kandydatem na ojca. Sama również musi poznać samą siebie, zanim podejmie odpowiednią decyzję. „Miałam być jak Kate Moss i umrzeć przed 30-tką. Gdybym tylko nie była trochę w ciąży…” Jenny boryka się z samotnością i niezrozumieniem. Jej przyjaciółka nie odwzajemnia jej uczuć. „Tutaj nie życie jest wredne. Moja najlepsza przyjaciółka powinna zrozumieć, że ją kocham. A może powinnam być jak wszyscy? Kto tu oszalał? Świat czy ja?”. Tytuł jest przewrotny. Dziewczyny wcale nie są inne, są takie same jak wszystkie nastolatki. Wyróżnia je jednak podejście do sytuacji w jakich się znalazły. Z jednej strony mamy obraz szablonowej wrednej nastolatki, która rządzi się swoimi prawami. Z drugiej, bardzo przenikliwe i dojrzałe przemyślenia dziewczyn, na temat ich problemów. Każdy problem w tym filmie ukazany jest osobno. Jakbyśmy podzielili jeden tort na cztery części. Coś je ze sobą łączy a zarazem sprawia, że trzeba było przedstawić ich historie oddzielnie. Bardzo dobry zabieg reżyserski. Mimo, że odbiegam zainteresowaniami od tematyki – a dokładniej, perypetie nastolatek już dawno mnie nie interesują, to ten film naprawdę mnie zaciekawił. Został zrobiony mądrze i dobrze. Nasze życie to stała podróż. Wędrujemy długimi i krytymi korytarzami w poszukiwaniu szczęścia, które jest ulotne. Czy ktoś może nam zapewnić dożywotnią radość? Albo na ile możemy być pewni drugiej osoby? Czy warto cieszyć się chwilą? Nawet tą najkrótszą? Odpowiedzi znajdziecie w tym filmie. Film wchodzi do polskich kin 15 lipca 2016 roku! Więcej na: http://spectator.com.pl/ Kategoria: Książki i filmy Tagged: dziewczyny inne niż wszystkie, nowości spectator, problemy nastolatek film

Twoja samodzielna podróż – Karol Werner

Obserwatorium kultury i świata podróży

Twoja samodzielna podróż – Karol Werner

Podróżowanie samemu – jechać czy nie?

Obserwatorium kultury i świata podróży

Podróżowanie samemu – jechać czy nie?

Kogo spotkasz w podróży? Tego nigdy nie wiesz …

Obserwatorium kultury i świata podróży

Kogo spotkasz w podróży? Tego nigdy nie wiesz …