idziemy dalej
Kanion Colca – śladami polskich odkrywców
Peru wiele zawdzięcza Polakom. To naszym rodakom przypisuje się między innymi odkrycie źródeł Amazonki. Z kolei znani z telewizji Elżbieta Dzikowska i Tony Halik są uznawani za odkrywców ostatniej stolicy Inków – Vilcabamby. Konstruktorem Kolei Transandyjskiej był inżynier Ernest Malinowski, którego pomnik stoi dziś na przełęczy Ticlio – w najwyższym punkcie linii kolejowej. Inny polski inżynier – Edward Habich – założył pierwszą Politechnikę w Ameryce Łacińskiej, która obecnie jest najważniejszą wyższą uczelnią w Peru. Z kolei Ryszard Małachowski zaprojektował rekonstrukcję Placu Broni w Limie z budynkami Pałacu Prezydenckiego, Biskupiego, katedry i gmachu Rady Miejskiej. Zbudował też kilka kościołów, szkół i przepiękne rezydencje w peruwiańskiej stolicy. Jan Kalinowski sklasyfikował ptactwo i motyle dżungli peruwiańskiej oraz odkrył wiele nieznanych dotąd gatunków. Natomiast w okolicach Arequipy niemal każdy słyszał o Polsce i Polakach, a dokładniej o kajakarskiej wyprawie krakowskich studentów do kanionu Colca w 1981 roku. To właśnie oni jako pierwsi spenetrowali to miejsce i rozsławili je w świecie. To właśnie w te okolice udaliśmy się na dwudniową wycieczkę. Kanion Colca jest ponoć dwa razy głębszy niż Wielki Kanion Colorado w USA. Przez jakiś czas uważany był za najgłębszy kanion świata, ale potem palmę pierwszeństwa odebrał mu położony nieopodal kanion Cotahuasi. Najnowsze badania znów jednak dają wygraną kanonowi Colca. Jego ściany wznoszą się miejscami na wysokość 3200 m z jednej i 4200 m z drugiej strony. Z Arequipy ruszyliśmy busem i zaczęliśmy wspinać malowniczymi górskimi serpentynami już o 8 rano. Droga poprowadzona jest częściowo przez Park Narodowy, więc z okien autobusu podziwialiśmy wikunie, lamy i alpaki oraz przepiękne, choć surowe krajobrazy górskie. Na wysokości 4000 m mieliśmy pierwszy przystanek – na herbatę z liści koka, która pomaga zwalczać objawy choroby wysokościowej. Niedługo później docieramy do Patapampa, najwyższego punktu na trasie – ponad 4900 m n.p.m! Po wyjściu z autobusu łapie nas lekka zadyszka i zaskakuje (mimo wszystko) padający śnieg. Resztę dnia spędzamy w Chivay (3635 m n.p.m.), niewielkim miasteczku, które jest bazą wypadową dla większości turystów. Niestety nie mieliśmy okazji zwiedzić miasta ani przyjrzeć się jego kolorowo ubranym mieszkańcom, bo Krzysia zmogło paskudne zatrucie. Uważamy na każdym kroku, a jednak nie ustrzegliśmy się przed peruwiańskimi bakteriami ;) Następnego dnia bladym świtem ruszamy w kierunku punktu widokowego Cruz del Condor (Krzyż Kondora). Po drodze mijamy malutkie, bardzo urokliwe miejscowości oraz zatrzymujemy się by podziwiać uprawy tarasowe. Samym kanionem jesteśmy trochę zaskoczeni. Wyobrażaliśmy sobie, że będzie to głęboki wąwóz otoczony z dwóch stron prostopadłymi niemal ścianami skalnymi i że w pewnym momencie urwie się ziemia i stojąc nad przepaścią zobaczymy te tysiące metrów w dół. Kanion Colca ma tymczasem zupełnie inną budowę i wije się między szczytami sześciotysięczników. Trudno nam sobie wyobrazić jak w tej sytuacji mierzy się jego głębokość. Godzinny treking na tej wysokości dobitnie uświadamia nam, że nie jesteśmy ludźmi gór, zwłaszcza po zatruciu pokarmowym. Na szczęście piękne widoki i latające nad naszymi głowami kondory, trochę łagodzą niedogodności. Po 6 godzinach jazdy po krętych drogach i krótkim przystanku na lunch w Chivay wracamy do Arequipy. Tu możemy głębiej odetchnąć. Tym bardziej, że następnego dnia ruszamy w kierunku Puno i jeziora Titicaca.