Oczy szeroko otwarte – spacer uliczkami Tallina

JULEK W PODRÓŻY

Oczy szeroko otwarte – spacer uliczkami Tallina

Tallin kryje wiele tajemnic Moje oczy nie nadążają za tą feriom barw i atrakcji. Spacerując uliczkami starówki Tallinna musicie się rozglądać, zaglądać. Każdy zakręt odkrywa kolejną atrakcję miasta Uwalnia się we mnie poszukiwacz i wścibski  nos – trudno najwyżej ktoś mnie pogoni z podwórka. Warto zaglądać w podwórka – można odkryć niezwykłe smaczki miasta Ale nie potrafię sobie odmówić wchodzenia i zaglądania. Właśnie w takim jednym podwórku – niezwykłe malowidło ścienne Czy to jest naruszanie cudzej prywatności? I w którym momencie przekraczam tą umowną granicę? Co jeden zakamarek piękniejszy i ciekawszy od drugiego Czy sam chciałbym, aby ktoś łaził po moim prywatnym terenie? Ale jak inaczej poczuć ducha miasta? Tego nie wiem, ale z natury jesteśmy ciekawscy. A skoro coś nie jest zakazane to z odpowiednią dozą i kulturą można zaglądnąć. Ten niepozorny budynek to kościółek – ukryty przy jednej z uliczek miasta Zresztą jakby ktoś nie chciał, nie życzył sobie to by najzwyczajniej zamknął bramę i na podwórko nie wpuścił. Z jednej strony Stolica z drugiej zaś takie małomiasteczkowe cukiereczki Miasto jest bardzo specyficzne (o czym już pisałem) i mimo niewielkich rozmiarów starówki, przejście jej z dokładnym obejrzeniem wszystkich zakamarków i odkrywaniem tajemnic zajmie więcej niż jeden dzień. Specyfika miasta i jego elektryczność to też łączenie starego z nowym Na pierwszy plan wysuwają się ciasne acz urokliwe uliczki. Zamiast dróg asfaltowych – kocie łby – co dodaje charakteru. Stare miesza się z nowym, eklektyczne, odważne połączenia są widoczne na każdym kroku. Odważne połączenie? Na mnie wrażenie robią spotykane praktycznie wszędzie bogato zdobione drzwi wejściowe do kamienic – praktycznie krok za krokiem pojawiają się kolejne, bardziej zdobne, tak jakbym brał udział w konkursie wyborów Miss tylko tutaj zamiast uczestniczek w roli głównej są rzeczone drzwi właśnie. Drzwi Tallinna Drzwi Tallinna Drzwi Tallinna To też drzwi tylko bardziej średniowieczne Drzwi Tallinna Drzwi Tallinna Atrakcji miasta jest wiele – na wzgórzu Toompea tylko usadowiony jest zamek (obecnie siedziba Estońskiego parlamentu) Siedziba parlamentu Dokładnie na przeciwko Cerkiew Św. Aleksandra Newskiego – i dotarło do mnie, że mam więcej szczęścia niż rozumu (to już kolejny raz w tym roku – pierwszy DUBAJ, przez przypadek i specjalnego planowania), bo raz że otwarta, dwa tłumnie wchodzą wierni, trzy w obrządku prawosławnym jest niedziela palmowa. Cerkiew Św. Aleksandra Newskiego Bez namysłu wchodzę do środka i zamieram w bezruchu. Uczestniczenie w obrządku innej (acz dla mnie niesamowicie bliskiej) religii jest wzniosłe. Wszyscy zapalają świece, w dłoniach dzierżą palemki z bazi przewiązane kolorowymi wstążkami – prostota, z balkonu przepiękne dźwięki pieśni śpiewanych przez chór. Jeżeli kiedykolwiek będziecie mieć okazję – wsłuchajcie się w ich pieśni – magiczne. Niedziela palmowa w obrządku prawosławnym W sąsiedztwie Cerkwi znajduje się Katedra Najświętszej Maryi Panny w Tallinie – najważniejsza świątynia w stolicy. Estończycy to głównej mierze luteranie i ten kościół do takich się zalicza. Katedra Najświętszej Maryi Panny w Tallinie Gdy chciałem wejść do środka trwało nabożeństwo i mnie nie wpuszczono, ale gdy nabożeństwa nie było – oczywiście już wejść można, ale po wykupieniu biletu – sprytne i praktyczne. Wzdłuż murów miejskich także trzeba się rozglądać uważnie Bez względu w którą stronę bym nie ruszył, wcześniej czy później wszystkie drogi prowadzą do ratusza miejskiego. Ratusz na starym mieście W podcieniach którego gości zaprasza średniowiecznie stylizowana knajpa Dragon – i co ciekawe jest to miejsce zarówno z charakterem jak i jedno z najtańszych w mieście.

Kolejny kierunek – Lwów

JULEK W PODRÓŻY

Kolejny kierunek – Lwów

Szybkie review Julka podróży do Tallinna

JULEK W PODRÓŻY

Szybkie review Julka podróży do Tallinna

Tallinn jak na dłoni – a teraz czas zaplanować trasę zwiedzania Sama podróż do Tallina nie jest trudna. Ehh może kiedyś i takim polecę Ja zdecydowałem się na przelot LOT-em. Bilet kupiłem dość wcześniej bo z pół rocznym wyprzedzeniem za 248zł. Cena bardzo dobra zważywszy, że lot rejsowy. Aktualnie jest dostępny kalendarz biletów od lipca 2015 aż do lutego 2016 w cenie 329zł w dwie strony np. tutaj https://www.flipo.pl/pl/calendars/list/420 Ceny się zmieniają regularnie więc można trafić i na tańszy bilecik. Chwila po stracie i już piękny widok na Warszawę z lotu ptaka Ale po kolei: Tallinn jest stolicą Estonii 1219 roku. Na przestrzeni wieków, miasto przechodziło z rąk do rąk, zapewne samo nadmorskie położenie przyczyniało się do regularnych walk o taką miejscówkę. Dysponuje nowoczesnym i niezbyt zatłoczonym lotniskiem międzynarodowym położonym zaledwie 7 minut jazdy taksówką od centrum miasta. Generalnie brać żółtą, białą lub czarną taksówkę – i zawsze przed kursem pytać o cenę!! Lotnisko do tego stopnia dba o swoich gości, że na każdym kroku można spotkać liczne podpowiedzi mające zadbać o Ciebie. Dbałość o każdy detal – tutaj wyjście z toalety A jak ktoś potrzebuje krawat założyć to instrukcja jak się patrzy (co wisi w kobiecej niestety nie wiem) Ważne, aby skorzystać z rekomendowanych korporacji, gdyż do dziś nie brakuje czyhających na biednego turystę kierowców, chcących Ciebie oszukać. Kurs z lotniska nie powinien kosztować więcej niż 8-10 EURO. Warto uzgodnić cenę (mimo taksometru w aucie)  jeszcze przed rozpoczęciem kursu. Mapę i informator o mieście można za darmo otrzymać na lotnisku. Z racji dość długiego okresu duńskiego w historii Estonii, można się dopatrzyć w architekturze klimatu rodem z Kopenhagi. Trzeba wchodzić, zwiedzając miasto, w każdą bramę, podwórko – wtedy odkrywamy prawdzie skarby i klimat miasta W 1265 roku Duńczycy rozpoczęli budowę fortyfikacji średniowiecznej warowni z najdłuższym 2,5 km murem obronnym ówczesnej Europy i 45 basztami. Całość budowli przetrwała do czasów współczesnych, czyniąc miasto atrakcją turystyczną wpisaną w 1997 roku na listę zabytków UNESCO. Jedna z atrakcji miasta – mury miejskie Dobre zaplanowanie zwiedzania stolicy pozwoli na odkrywanie tajemnic i skarbów. Nie twierdzę, że mnie się to udało w pełni, bo jak się w trakcie okazało ilość ciekawych miejsc jest tak liczna, że spokojnie można by było spędzić tutaj tydzień a i tak myślę, że to w pełni nie da satysfakcji. I weź tutaj coś zaplanuj Na samą starówkę można poświęcić dzień, dwa (zależy ile macie aktualnie wolnego czasu) – jednak zaznaczam, że najwięcej odkryjecie gubiąc się w zaułkach uliczek, podwórek itp. Za każdym zakrętem robi się coraz bardziej ciekawie Całe centrum utrzymane jest w klimacie średniowiecznego miasta i na każdym kroku można natrafić na nawiązujące do tamtego okresu elementy. Każdy taki straganik obsługuje osoba ubrana w stój średniowieczny Tallinn w moim odczuciu do tanich miast nie należy. Doba w hotelu w centrum miasta to koszt rzędu 50 EURO (ze śniadaniem wliczonym w cenę), ceny w restauracjach zbliżone do tych na zachodzie Europy (obiad około 12-20 EURO za osobę). Jeżeli dobrze jednak poszukasz, trafisz na bardzo dobre promocje co pozwoli uniknąć nadmiernego nadszarpnięcia budżetu. W sklepach spożywczych regularnie natrafiałem na akcenty polskie, ale w cenach unijnych. Mimo wszystko gęba się uśmiecha i duma narodowa budzi się w człowieku na sam widok produktów z polskim językiem. Jakby ktoś bardzo głodny był to zupka Knora dostępna i niedrogo Miałem ochotę na orzeszki – ale jak je znalazłem to mi ochota przeszła Wracając do miasta. Tallinn od zawsze był miastem portowym. Położenie wzdłuż linii brzegowej morza Bałtyckiego, daje możliwości oderwania się na chwilę od spacerowania po starówce. Jest mała plaża miejska, olbrzymi port (do którego regularnie wpływają statki pasażerskie – tez dobra opcja, żeby np. zwiedzić kilka stolic w kilka dni z uwzględnieniem St. Petersburga, który jest oddalony od Tallina o 369 kilometrów). Prom do Helsinek – kursy regularne, miasto w całej linii brzegowej położone jest nad morzem Z portu także wypływają regularnie promy do Helsinek i Sztokholmu. Więc przy dłuższym pobycie Tallinn może być świetną bazą wypadową do odkrywania tamtego rejonu Europu. W kolejnych wpisach zabiorę Was na spacer po starówce, wyjdziemy też za mury starego miasta i oczywiście posmakujemy trochę serwowanych tutaj delicji.

Panie a za czym ta kolejka??? Odkryj swój nieznany Rzym..

JULEK W PODRÓŻY

Panie a za czym ta kolejka??? Odkryj swój nieznany Rzym..

Kierunek Tallin – Estońska Wielkanoc

JULEK W PODRÓŻY

Kierunek Tallin – Estońska Wielkanoc

Stuknęło 500 polubień na FB!! – review po marcu i zmiany na blogu

JULEK W PODRÓŻY

Stuknęło 500 polubień na FB!! – review po marcu i zmiany na blogu

Czas na małe, szybkie podsumowanie Skończył się marzec. Powinno być ciepło. Tym czasem za oknem wieje okropnie, tak że spać nie można, deszcz zacina, szaro i ponuro. Dla uważnych i rozglądających się widać jednak, że wiosna wciska się na siłę do nas. Krzewy i drzewa się zielenią, codziennie rano budzi mnie ćwierkanie ptaków. Ale się zagalopowałem. Minął pierwszy kwartał 2015 roku. Mamy 500 polubień na FB – dla mnie mały sukces i historyczny moment. Po niespełna roku istnienia. Jest pierwsza 500!!! Na bloga trafiają i powracają regularnie czytelnicy z całego świata. Odkryłem właśnie nową flagę (a nawet nie wiedziałem o jej istnieniu) – Isle of Man. Ponadto zawitali do mnie ostatnio goście z Boliwii, Ekwadoru, Hondurasu, Kazachstanu, Dominikany, Madagaskaru, Botswany i Malezji. Czyli się kręci . Na dniach dobiję do 25000 odsłon na blogu. A właśnie sam blog. 1Q2015 to intensywne poszukiwanie i zmiany. Aktualnie, na początek małe, kosmetyczne malowanie na stronie. Zniknęła kategoria BLOG, bo sama strona jest blogiem i nie ma potrzeby mieszać Wam w głowach. W moim odczuciu jest bardziej przejrzyście. Doszły nowe kraje i jest także zupełnie nowa kategoria – Jump for a weekend – zainspirowana moimi regularnymi, sobotnio – niedzielnymi wypadami (których jest, prawdę powiedziawszy, najwięcej) – liczę na to, że znajdziecie w niej swoje inspiracje na w miarę niedrogie podróże. A dla tych, którzy do tej pory nie złapali jeszcze tego bakcyla, będzie to inspiracja, żeby zacząć. I gdzie tutaj jechać? Na razie inspiracji i pomysłów jest sporo – właśnie do mnie dotarło, że do czerwca końca czerwca dość intensywnie mam napięty kalendarz – co oczywiście przełoży się na blogowe wpisy. Już nie mogę się doczekać by znów wyruszyć w kolejną podróż. Ale to już niebawem – w najbliższą sobotę kierunek Tallin.

Horsham – takie małe, angielskie miasteczko idealne na weekendowy wypad

JULEK W PODRÓŻY

Horsham – takie małe, angielskie miasteczko idealne na weekendowy wypad

Ile możliwości i za ile kasy … czy można podróżować za przysłowiowe grosze???

JULEK W PODRÓŻY

Ile możliwości i za ile kasy … czy można podróżować za przysłowiowe grosze???

Recommended by Julek. Moscow. Best things to see / do.

JULEK W PODRÓŻY

Recommended by Julek. Moscow. Best things to see / do.

Długo się zastanawiałem jak tutaj w telegraficznym skrócie podsumować to co zobaczyłem / doświadczyłem w Moskwie. Myślę sobie, że dla każdego z nas, wyjazdy to pewne stereotypy, zderzenia kulturowe, wyobrażenia w naszej głowie o tym co powinniśmy spotkać, zobaczyć. Dlatego przygotowałem, swoją listę. Zaznaczam, w moim odczuciu najlepszych miejsc, rzeczy w Moskwie. 1. I od razu biję się w pierś i może jakiś ułomny jestem, ale najbardziej rozwalił mnie widok kolorowych limuzyn na ulicach Moskwy. Właśnie takiego kiczu i przepychu jednocześnie spodziewałem się i miasto mnie nie zawiodło. Widzieliście gdzieś takie cuda?? O czym myślisz jak pada hasło Moskwa?? Plac Czerwony, Mauzoleum Lenina, Kreml, Teatr Bolshoy?? 2. Dla mnie bez dwóch zdań Teatr Bolshoy. Niestety, pomimo podjętej próby zakupu biletu na balet, marne szanse a szkoda. Widać Julek musi wrócić tutaj jeszcze raz. Wiem, że teatr wewnątrz to istny majstersztyk (zdobienia, wykonanie, zabytkowe loże). Z zewnątrz jest to wielka budowla i wcale nie wzbudza wielkich emocji (przynajmniej u mnie) – sami oceńcie. To czego szukałem w Moskwie, zgodnie z moimi oczekiwaniami to ślady przeszłości. I zgadnijcie? w Olbrzymim luksusowym pasażu GUM odnalazłem taki oto telefon – który na dodatek jeszcze działa. Jest to zdecydowanie mój typ numer 3. Archaiczny element starej Rosji. Takich cudeniek, można znaleźć więcej. Za to plus dla tego miasta. 4. O metrze moskiewskim krążą opowieści i legendy. Przewodniki po tym mieście, rekomendują całodzienne trasy do zwiedzania tylko wybranych stacji metra. Prawdą jest, że jest to jedno z najstarszych metr w Europie, i faktycznie stacje jak i wejścia, przejścia są wysokiej klasy majstersztykiem. Każdy powinien odnaleźć własne. Mnie ujął wyjazd z metra, gdzie w tle słychać było dźwięki muzyki poważnej, umilającej podróż długimi schodami. 5. Sobór Chrystusa Zbawiciela, jeden z punktów orientacyjnych Moskwy. Olbrzymia budowla, położona nad brzegiem rzeki Moskwy olśniewa swoją wielkością i licznymi zdobieniami. 6. Mój typ klimatu Rosji i Moskwy zarazem. Ulica Warwarka. Dlaczego? Tutaj odnalazłem w jednym skupisku zarówno zabytkowy Monastyr Znamieński jak i cerkiew Św. Jerzego – obie budowle bardzo dobrze zachowane, przy tym kolorowe i dokładnie w klimacie jakiego szukałem. Podczas zwiedzania monastyru trafiłem na koncert dzwonkowy. Takiej uczty duchowej dawno nie miałem, od razu włącza mi się wyobraźnia, zamykam oczy i cofam się w czasie. (ostatnio tak się poczułem w Istambule, gdy z setek minaretów jednocześnie rozpoczęło się nawoływanie muezinów na modlitwę – niesamowite, ciarki przechodzą przez cale ciało). 7. Nie może zabraknąć Kremla (który już opisywałem szczegółowo we wcześniejszych relacjach „Z wizytą u Pana Putina… Kreml wita”)   Jak napisałem we wstępie, to są moje typy i moje subiektywne spojrzenie na całą wizytę. Myślę, że bardzo dużo jeszcze zostało do odkrycia w tym cudownym mieście i jak już raz powiedziałem, na pewno muszę tutaj koniecznie wrócić, aby odkryć to czego jeszcze nie odnalazłem. Ale to już będzie odrębna podróż. Zdecydowanie zaraziłem się tym miastem i spełniło ono moje wcześniejsze oczekiwania. I Wszystkim Wam je bardzo polecam.

Pracoholizm czy tylko zakupoholizm podróżniczy?

JULEK W PODRÓŻY

Pracoholizm czy tylko zakupoholizm podróżniczy?

Kartka z podróży. Singapur / dzielnica arabska

JULEK W PODRÓŻY

Kartka z podróży. Singapur / dzielnica arabska

Nasi Goreng, Mie Ayan, Soto Ayan – WTF???

JULEK W PODRÓŻY

Nasi Goreng, Mie Ayan, Soto Ayan – WTF???

„Walka o bagaż” – czyli kto zyskuje na pozostawionym, zagubionym bagażu?

JULEK W PODRÓŻY

„Walka o bagaż” – czyli kto zyskuje na pozostawionym, zagubionym bagażu?

Gdy rozpoczynam jakąkolwiek podróż, zaczynam od spakowania się, jak chyba każdy. Zabieram ze sobą rzeczy potrzebne, (kosmetyki, ciuchy, podręczną apteczkę, scyzoryk, latarkę) ale czasami pakuję drobiazgi, do których jestem bardzo przywiązany i bez nich nigdy się nie ruszam (chociażby notesik z adresami – pamiątka po mamie). Macie tak? Linia lotnicza nie odpowiada niestety za dobra, jakie zamieścimy w walizce, chyba że ją ubezpieczycie, i mimo porad, ostrzeżeń – wielu pasażerów nadal co cenniejsze przedmioty wkłada do bagażu nadawanego zamiast do podręcznego. Z chwilą, gdy nadajesz walizkę na lotnisku, zaczyna się jej niezależna podróż, znika Ci z oczu i tylko liczysz, że jest gdzieś z Tobą w trakcie całej podróży. A finalnie na lotnisku docelowym, będzie na Ciebie czekała na taśmie z bagażami. No właśnie, ile razy widziałem jakieś samotne walizki krążące na „belcie”  i za każdym razem zastanawiałem się – czy ktoś celowo nie odbiera swojego dobytku, czy może trafił on na to lotnisko przez pomyłkę? I jedna i druga hipoteza są słuszne. Każdego dnia na wszystkich lotniskach samej UE ginie do 10.000 bagaży, na świecie to już 90.000!!!! Oznacza to, że średnio w roku około 32 mln pasażerów na całym globie, boryka się z tematem poszukiwania swojego bagażu. 1 na 3000 pasażerów nigdy go nie odzyskuje. Jeżeli szybko policzyć daje to liczbę 10 666 walizek rocznie. Zgubionych, pozostawionych, zapomnianych. I co dalej?? Jeden z bohaterów programu „Walka o bagaż” Dalej oczywiście są procedury, które dokładnie określają co z takimi bagażami należy robić. Lotniska nie lubią tych przepisów, gdyż specyficznie określają np. jak długo bagaż musi „leżakować” – a to oznacza tylko koszty magazynowania. Nic więc dziwnego, że na świecie – USA wiedzie prym, podejmuje się próby odzyskania chociażby części utopionych pieniędzy – a jak? Licytuje się bagaże na aukcjach. W Polsce pierwsza i jak na razie jedyna taka aukcja, odbyła się 15 lutego 2014 roku w Warszawie – i niestety mało kto wyszedł usatysfakcjonowany. Widać Polacy nie są skorzy do przewozu drogocennych, rzeczy, pamiątek w walizkach. Inaczej już rzecz się ma we wspomnianych Stanach Zjednoczonych. Tam aukcje odbywają się regularnie, a chętnych do zakupu są setki. Ludzie walczą jak tygrysy a co lepsze kąski. A wśród wystawianych ofert, oprócz walizek są tajemnicze skrzynie (które mogą mieścić skarb, albo zwykłe „nic”), mini kontenery, pudła tekturowe itd. Bohaterowie programu „Walka o bagaż” – to oni wyrywają najlepsze kąski na aukcjach. Od lewej Mark Meyer, Billy Leroy oraz Laurence i Sally Martin Bardzo dobrze jest to pokazane w jednym z programów Travel Chanel – „Walka o bagaż”. 4 znających się, ale i rywalizujących ze sobą antykwariuszy z różnych części Ameryki, odwiedza regularnie wyprzedaże w nadziei upolowania okazjonalnych skarbów. I jak pokazują kolejne odcinki – czasami można ustrzelić niesamowite rzeczy, jak chociażby zabytkową maszynę do szycia legendarnej marki Singer, czy pamiątki z czasów wojny secesyjnej. O biżuterii czy kolekcjonerskich zbiorach nie wspomnę (choć jak patrzę na te zawartości walizek – włącza mi się lampka – kto pakuje takie cacka do walizek??). Nowe serie już w TV Może to efekt skali? W Polsce nie ma dużo lotów transatlantyckich, do Stanów natomiast, codziennie latają setki, tysiące samolotów, więc i przemiał większy. Jak wspomniałem wcześniej, na aukcji można się nieźle obłowić, ale i niestety stracić również. Bo finalnie mierząc efektywność pakujących się pasażerów, częściej trafisz na stare majtki niż złoty zegarek. Idąc za ciosem wraz z kanałem Travel Chanel zapraszam wszystkich do konkursu. Zasada jest prosta, trzeba odpowiedzieć na jedno pytanie: „Co znajduje się w Twym bagażu podczas każdej podróży i dlaczego?” Dla najciekawszych prac, przewidziane są nagrody (zaprezentowane również w trakcie tego wpisu): I miejsce – plecak i apteczka, II miejsce – latarka i torba płócienna. Konkurs trwać będzie od jutra 02.03.2015 roku do 05.03.2015 roku. Swoje odpowiedzi zamieszczajcie pod wpisem na blogu lub wysyłajcie na julekwpodrozy@gmail.com

Z weekendową wizytą w Przywidzu

JULEK W PODRÓŻY

Z weekendową wizytą w Przywidzu

Zawędrowałem do miejsca w Polsce, gdzie oficjalnie używa się dwóch języków Odkrywanie Polski jest niesamowite!! Dlaczego? Bo bez względu, gdzie bym się nie wybrał, jakiego regionu nie odwiedził, ciągle mi mało. Mam niedosyt piękna w jakim przyszło mi żyć. Polska ma wszystko. Morze, góry, jeziora, połoniny, lasy, łąki, pory roku, które zachwycają. Jasne, egzotyka mnie tez kręci – taka Tajlandia, Kuba, Dubaj. Ale to na chwilkę. A gdy wracam do Domu, koła samolotu dotykają pasa startowego, słyszę komunikat: Witamy w Warszawie na lotnisku imienia F. Chopina Po prostu się wzruszam i czuję, że to jest moje miejsce na ziemi. Ten widok już poznaliście W ramach szczegółowego poznawania piękna kraju, wziąłem na tapetę tym razem Kaszuby (a przynajmniej ich fragment). Polska północna jest dla mnie teraz bardziej osiągalna, więc trzeba korzystać. Obudziłem się i przywitał mnie widok jakiego daremnie szukać w wielkim mieście. Tafle jezior, gdzieś dumnie na pierwszy plan wpycha się ceglany kościół a po lewej, cały w bieli, skromnie prezentuje się pałac (Zielona Brama). Tego się nie spodziewałem Mam jeden dzień i chcę go maksymalnie wykorzystać. Zaczynam od wyprawy do Kartuz – stolicy Kaszub. A raczej jednej ze stolic, bo mówią tutaj, że to do końca nigdy nie zostało ustalone. Słyszę dziwną mowę i gęba mi się śmieje. Teraz dopiero czuję charakter tego miejsca. Tłumacz potrzebny od zaraz W Kartuzach znajduję się dawny kościół zakony Kartuzów z 1383-1405 roku (obecnie kolegiata WNMP), ale powszechnie mówi się o tym miejscu klasztor z dachem w kształcie trumny (symbolika ma przywoływać o przemijalności życia) Sami oceńcie ile w tym prawdy:   kolegiata WNMP Dalej kieruję się do rynku, gdzie centralnie pręży się kościół pw. Św. Kazimierza. Sam układ i położenie świątyni jest bardzo charakterystyczny dla miast w których mieszkali luteranie. Kościół pw. Św. Kazimierz Niska zabudowa kamienic, wąskie uliczki, każde spojrzenie powoduje zachwyt w mych oczach. Jedynym minusem dla mnie jest ilość banków (jak na tak małą miejscowość to lekka przesada). Centrum Kartuz Kolejny punkt mojej całodziennej wycieczki to spacer po Przywidzu. Spacer urozmaica mi opowieściami mój kolega, który stąd pochodzi i wiedzę zdobył z opowiadań swojego dziadka, który z kolei pamiętał dość dokładnie co i gdzie się mieściło. Widoki zapierające dech Mówię Wam, nie ma lepszego przewodnika. Dzięki temu spacer po okolicy zamienia się trochę w podróż w czasie. (Najlepsze są właśnie takie historyjki przekazywane z ust do ust, przez mieszkańców danego miejsca, człowiek czuję prawdę i duszę miejsca w którym jest). Aż gęba sama się cieszy Tutaj był sklep kolonialny, kino, tutaj pałac, w tym budynku mieszkał dziadek, tam w niskiej zabudowie był ośrodek zdrowia, tu szkoła, tam domek rybaka. Uff czasy, kiedy mieszkali tutaj Niemcy, narzuciły niezłą infrastrukturę i jak słyszę  nieźle byli zorganizowani w życiu codziennym. Widok na całą okolice – aż chce się tutaj wracać Dziś pozostało tylko wspomnienie, ale i tak jestem zaskoczony pięknem jakie tutaj mieszkańcy utrzymali i dodatkowo widać, że bardzo o to miejsce dbają. Przywidz Miałem okazję posmakować i odczuć tutejszej gościnności, która od razu przywołała mi wspomnienia z mojego rodzinnego domu i panującego w nim ducha życzliwości, troski i ciepła jakim obdarzają Cię gospodarze. Spacer po pięknej okolicy Na deser mojej wizyty, zostałem zaproszony na wizytę w Lawendowej osadzie – miejscu, które w klimatyczny sposób połączyło komfort, tradycję i zabawę. Basia i Bartek, właściciele osady, oddają swoim gościom namiastkę marzeń tego co region oferuje, czyli otaczającej nas przyrody, smaków oryginalnych regionalnych przysmaków jak mozzarella z kozieradką, lawendą czy czarnuszką – niebo w gębie, albo nalewka z lawendy czy pigwy – smaki jakich ciężko szukać w mieście. Przywidz Człowiek po prostu odlatuje a gęba mu się cieszy, bo właśnie wtedy czuć fun z pobytu w tym regionie. Największą atrakcją dla mnie była nocna kąpiel w jacuzzi (wmontowanym w drewnianej bali) na otwartym polu, tuż przy lasie i pod niebem usłanym milionem gwiazd. Unosząca się para z gorącej wody dopełnił obrazka niesamowitości tej atrakcji. I to wspomnienie pozostanie długo w mej pamięci. Przywidz – cisza, spokój i moje myśli Już teraz wiem, że ta wizyta była zdecydowanie za krótka i będę chciał wrócić tu na troszkę dłużej, aby móc dalej odkrywać ten piękny region. Gdzieś na Kaszubach

Wielkie obżarstwo w Belgradzie…

JULEK W PODRÓŻY

Wielkie obżarstwo w Belgradzie…

Mam tylko 12 godzin na zwiedzanie Belgradu…

JULEK W PODRÓŻY

Mam tylko 12 godzin na zwiedzanie Belgradu…

Każdy ma swoją La Manchę

JULEK W PODRÓŻY

Każdy ma swoją La Manchę

Strach ma wielkie oczy…

JULEK W PODRÓŻY

Strach ma wielkie oczy…

Tery ma kasę. Czyli Terima kasih

JULEK W PODRÓŻY

Tery ma kasę. Czyli Terima kasih

Programy lojalnościowe a podróże – jak to się ma?

JULEK W PODRÓŻY

Programy lojalnościowe a podróże – jak to się ma?

Olbrzymia, luksusowa oaza na pustyni

JULEK W PODRÓŻY

Olbrzymia, luksusowa oaza na pustyni

Nic nie może przecież wiecznie trwać….

JULEK W PODRÓŻY

Nic nie może przecież wiecznie trwać….

Moje TOP 9 – co trzeba i warto w Dubaju.

JULEK W PODRÓŻY

Moje TOP 9 – co trzeba i warto w Dubaju.

Wymarzona podróż z biurem podróży czy na własną rękę?

JULEK W PODRÓŻY

Wymarzona podróż z biurem podróży czy na własną rękę?

Kartka z podróży. Czyli jak nas mafia w Wietnamie oskubała!!!!

JULEK W PODRÓŻY

Kartka z podróży. Czyli jak nas mafia w Wietnamie oskubała!!!!

Wjechałem na Burj Chalifa – najwyższy budynek świata

JULEK W PODRÓŻY

Wjechałem na Burj Chalifa – najwyższy budynek świata

JULEK W PODRÓŻY

Zafundowałem sobie vichy w Dubaju.

Jak można szybko zafundować sobie mokre ciuchy w Dubaju, stojąc pod gwieździstym niebem?? Nie dostrajajcie odbiorników to sianie to nic innego jak olbrzymie ilości wody!! Nic prostszego, wystarczy odpowiednio stanąć przy barierce podczas pokazu tańczących fontann. Dziś już ostatni pokaz – serdecznie zapraszam – podziwiajcie:

JULEK W PODRÓŻY

Crazy Dubai Fountain show – odsłona trzecia

Jako, że obiecałem to podrzucam kolejne show z fontannami w Dubaju w roli głównej – jest co oglądać, bo to prawdziwy majstersztyk: 

W poszukiwaniu prawdziwej kuchni arabskiej w Dubaju…

JULEK W PODRÓŻY

W poszukiwaniu prawdziwej kuchni arabskiej w Dubaju…

Arabski targ vs. centrum handlowe – czyli gdzie najlepiej kupować w Dubaju??

JULEK W PODRÓŻY

Arabski targ vs. centrum handlowe – czyli gdzie najlepiej kupować w Dubaju??

Takie cudeńka tylko na lokalnych bazarach Na wyjeździe jestem trochę jak sroczka (myślę, że część czytelników a zwłaszcza czytelniczek mnie zrozumie). Potrafię godzinami szwendać się po lokalnych targowiskach, jarmarkach, oglądać każdą pierdołkę jaka zostanie wystawiona na sprzedaż. Magnesiki, kubeczki, ale też np. owoce i warzywa z danego miejsca czy inne robale lub słodycze. Hibiscus z niego robi się Karkade (pierwszy raz próbowałem w Egipcie). Karkade pomaga w odchudzaniu, w związku z czym może być alternatywą dla dietetycznych herbatek!! W Dubaju nie było inaczej, bo każde odwiedzane przeze mnie miejsce zostało tak zaprojektowane, żeby kusić. No dobra, zgodzić się muszę, że nie jest to do końca taki klimat jaki lubię. Poza opisywanymi SOUQ – ami w DEIRA, tam na szczęście jeszcze trochę tego lokalnego klimatu pozostało. Nie sposób nie trafić na targ złota Bo umówmy się co do jednego – Dubaj już dawno nie jest ani wioską rybacką, ani beduińską oazą. Jeszcze 193 lata temu zamieszkiwało go raptem 1200 osób a w przeciągu kolejnych 78 lat liczba ta wzrosła do 10.000 osób. Jak sami widzicie Dubaj jest stosunkowo młodziutkim państwem, ale skutecznie umacnia swoją pozycję na arenie międzynarodowej. Oryginalnych wyrobów tekstylnych opór Niestety coś za coś i jeżeli nastawiacie się na zwiedzenie lub pobyt w tym mieście raczej poczujecie się jak w Miami, NYC, Singapurze niż w pustynnym oriencie. I z tą różnicą, że miasta o których wspomniałem mają do zaproponowania „troszkę więcej” niż Dubaj. Po utyskiwałem sobie troszeczkę to teraz do brzegu. Co można kupić w Dubaju? Na pewno jak dobrze poszukacie, kupicie przyprawy i lokalne słodycze (bardzo słodkie), orzechy nerkowca, pistacje, herbaty (hibiskus). Przypraw tych znanych i takich bardziej orientalnych do wyboru, do koloru Niektórych ucieszą lokalne wyroby ceramiczne (mnie przypominały te z Bolesławca), kolorowe, szklane lampki oliwne i fajki wodne. Innych produkty tekstylne. No nie przypomina Wam ceramiki bolesławieckiej? Ale myślę, że każda Pani na dłużej by zakotwiczyła na „Złotym Targu”. Rok rocznie staje się on celem pielgrzymek licznie odwiedzających sklepiki z wyrobami z tego drogocennego kruszcu. Jeśli Cię nie stać, lub nie jesteś fanem aurum (AU) warto tutaj zawitać, chociażby po to, żeby podziwiać kunszt i pomysłowość lokalnych rzemieślników. Wyrobów ze złota setki Widziałem mnóstwo turystów fotografujących się z witrynami sklepowymi i muszę powiedzieć (choć złota nie noszę), że bylem pod wielkim wrażeniem wystaw ociekających wręcz bogactwem. Bransolety, łańcuszki, kolie, wisiorki, kolczyki i pierścionki i nie wiem co tam jeszcze się nosi – ale dosłownie wszystko. Także drogie panie, jeżeli byście chciały i miały taką możliwość gorąco rekomenduję wizytę na tym niepowtarzalnym targu. Dla szukających bardziej oryginalnych ozdób, też się coś znajdzie Ja pozostanę przy orzeszkach i magnesiku. Jeżeli jesteście już znudzeni wędrówkami starymi uliczkami souqów a nadal macie apetyt na olbrzymie zakupy i to bez pocenia się w arabskim słońcu, Dubaj zadbał o to, aby zaopiekować się Twoimi pieniędzmi. Pomysłowość dubajczyków jest niesamowita, alternatywą dla lokalnego targu jest stworzony SOUQ w centrum handlowym (ceny złota razy 2/3/4) W tych tętniących życiem fabrykach na prawdę jest co robić. I nie mówię tutaj tylko o samych zakupach w jednym z 1200 sklepów licznie odwiedzanych rok rocznie przez około 54 mln ludzi, ale o wszystkim tym co dzieje się wokół. Mieszkańcy Dubaju lubią chodzić po centrach handlowych, spędzają tutaj całe dnie – dla nas orientem jest patrzenie na nich (na nie w szczególności) Dubajczycy potrafią zorganizować Tobie czas więc masz możliwość wejść do Aquarium, popływać z rekinami i płaszczkami. To się nazywa akwarium Pojeździć sobie na łyżwach na olimpijskich rozmiarów lodowisku Mają wszystko, lato i zimę w jednym Zjeść w jednej z kilkudziesięciu restauracji, przespacerować się po części zwanej SOUQ (tyle, że tym razem na bogato) te atrakcje i wiele więcej czeka na Ciebie w Dubai MALL (największym centrum handlowym na świecie), ale pomysłowość lokalnych przedsiębiorców jest nieskończona. Jedna z licznych restauracji w centrum handlowym Dubai Mall Mają tutaj wszystko nawet dinozaura W innym centrum handlowym Mall of the Emirates (niestety nie dotarłem) wybudowano stok narciarski!!!! Zatem fani białego szaleństwa nawet gdy na zewnątrz panują upały sięgające plus 40 stopni, bez obaw, w minusowej temperaturze  mogą oddawać się swojej pasji. To się nazywa mieć fantazję i wyobraźnie. Reasumując: ja pozostanę fanem targów. Są tańsze, egzotyczne i jeszcze czuć tutaj prawdziwego ducha kraju. Centra Handlowe są dla mnie bezdusznymi, betonowymi fabrykami do wydawania pieniędzy. Ok. mogę raz wejść i zobaczyć bo największe na świecie, ale na tym koniec. A Wy co byście wybrali?