JULEK W PODRÓŻY
Przygód kilka Julka świrka – wycieczka na SOUQ w DEIRA
Na najstarszym SOUQ w Deira – bazar z przyprawami
Z czym Wam kojarzy się Dubaj??
No śmiało – pierwsza rzecz, która Wam pojawia się w głowie, gdy ktoś wymienia tą nazwę?
Najdroższy hotel świata Burj Al Arab? A może sztuczna wyspa Palm Jumeirah w kształcie palmy widziana z kosmosu? Emirates Airlines? Wieżowce, luksus, nowoczesne miasto?
Stereotypy, ale z domieszką prawdy powielane przez ustne i pisemne przekazy utwierdzają wielu w przekonaniu, że taki właśnie jest Dubaj.
Ale czy faktycznie?
Tradycyjna zabudowa miejska w starym Dubaju
Szukając mety noclegowej wiedziałem, że nie ma to być żadne Down Town czy Jumeirah, ale właśnie Deira. Najstarsza część Dubaju położona nad Zatoką Dubaiską (Dubai Creek).
To właśnie tutaj odwiedzić można do dziś najstarszy, XIX wieczny bazar zwany Golden Souq, – złoty bazar, znany głównie z handlu złotem oczywiście.
Ale nie tylko.
Wyruszam rano spacerkiem wzdłuż zatoki, kierując się na Deira Spice Souq. I tutaj jestem Wam winien przyznanie się do mojej niewiedzy. Biję się w pierś, bo chyba jestem pierwszym turystą, który w ogóle nie zakodował, że Deira, znana jest ze złota…
W ogóle, jakoś tak przygotowałem się do tego wyjazdu, że najważniejsze było dla mnie spędzić czas w klimacie arabskim (który uwielbiam), bez szczegółowego rozpisywania co i kiedy. Powolne odkrywanie nieznanego.
Jedne z krużganków na starym bazarze w dzielnicy Deira
Podążam sobie zatoką w kierunku bazaru z przyprawami. I zachwycam się zacumowanymi nad brzegiem statkami pasażerskimi (trochę przypominającymi te sprzed 50-60 lat), które licznie wieczorem pływają po zatoce, wypełnione po brzegi turystami z całego świata, zwożonymi do zatoki autobusami.
Pstryk, pstryk – poszło kilka fotek i idę dalej, bo coś mnie zaciekawiło.
Hałdy, nawet nie, misternie poukładane paczki z towarami zalegają przy ulicy.
Ale ile tego?? Lodówki, klimatyzatory, mikrofale, pralki, telewizory, meble, olbrzymie bele materiału i nie wiem czego jeszcze…
Przy brzegu natomiast mnóstwo statków (domniemuję, że transportowych) na które, jak mróweczki, jeden za drugim, najemni tragarze wnoszą te towary, wyładowując łajby do maksimum możliwości.
Statek transportowy przed załadunkiem – sprawia wrażenie wielkiego
Widok jak ze starego filmu przygodowego. Nie miałem pojęcia, że tak się jeszcze przewozi towar. Moje zdziwienie jest tym większe, że jestem w nowoczesnej metropolii!!!
Kurcze chwilę temu śmigałem przez miasto najnowszą, elektryczną kolejką zwaną metrem a teraz stoję, gapię się (mało to kulturalne) i nie wierzę.
Dokąd płyną te łajby (trzymające się na zmiłowanie)? Nie mam pojęcia, ale zakładam, że do Indii.
Zaintrygował mnie ten klasyczny sposób ładowania statków
Gdy z partyzanta chcę zrobić tragarzom fotki, spotykam się z mieszanym podejściem. Jedni chętni uśmiechnięci kiwają z aprobatą głową, inni odwracają się zniesmaczeni a jeszcze inni ignorują mnie z obojętnym spojrzeniem traktującym mnie z góry.
Po całym dniu pracy czas na zasłużony odpoczynek
Drepczę dalej wzdłuż tych wszystkich gór kartonów i materiałów i docieram do miejsca przypominającego przystanek wodny.
Straszne zamieszanie, pełno ludzi przechodzących trapami w tą i z powrotem. Wsiadają i wysiadają z małych łódeczek.
Taksówki wodne – szybko, tanio – czy bezpiecznie nie wiem.
Czytam sobie informację na tablicy umieszczonej tuż przy wejściu na pomost, iż jest to tzw. tramwaj wodny” czy jakoś tak. Przeprawiający ludzi z jednej na drugą część zatoki.
I co ważne, nie jest to jakieś luksusowe, turystyczne naciąganie – tylko żywo funkcjonujący biznes, pomyślany pod autochtonów. Koszt przeprawy 1 AED czyli jakaś 1zł. – dość tanio.
Niewiele myśląc wsiadam do jednej z łodzi i chwilę później już rozkoszuje się rejsem po zatoce Dubajskiej, kierując się do Dubai Old Souq Marine.
To właśnie w tej części znajduje się inna odsłona bazaru arabskiego – tekstylia!! Komu znudziło się bieganie za orientalnymi przyprawami czy tonami złota, w tej części znajdzie abaje, toby, arafatki, zdobione damskie nakrycia głowy i egzotycznie obszywane buty. Jeżeli nie jesteś zainteresowany zakupami, samo spacerowanie krętymi uliczkami bazaru jest przyjemnością.
Na bazarze tekstylnym – do wyboru do koloru
Tutaj widać ducha arabskiego handlu. Jakiego w żadnym dubajskim centrum handlowym nie znajdziecie.
Zaczepiają Cię sprzedawcy, zachęcają do oglądania, negocjacji, próbowania i przymierzania. Oczywiście wszystko za darmo i tylko do popatrzenia.
Jedna z głównych ulic bazaru z tekstyliami.
Nie dajcie się zwieść, gdyż każdy z tych zabiegów ma doprowadzić do tego abyś wszedł do środka a wtedy już po Tobie. Bo nagle jak spod ziemia wylatują kolejne szale, koszule, bluzki – każdy kolor, fason i wzór a wszystko po to abyś tylko coś kupił.
Liczni sprzedawcy oferują także dla ochłody pożywne, świeżo wyciskane soki z pomarańczy i trzciny cukrowej.
Soku??
Warto się skusić na taki smakołyk, choć kubek 0,4 l. (tak około) soku to cena 15 AED, trzcinowy za 10 AED, – jeżeli zamawiacie to zaznaczcie, że bez lodu. Zyskujecie wtedy faktycznie sam sok niczym nie zmieszany i większe bezpieczeństwo nie zachorowania.
Pyszności z ulicy – zdecydowanie rekomenduje bez lodu
Labirynt prowadzi mnie do uliczki, która przypomina mi te z Varanasi bo, okazuje się, że wszedłem w obręb jednej z ważniejszych świątyń hinduskich w tej części miasta. Nic tutaj nie przypomina mi arabowa natomiast, liczne stragany z kwiatami i obrazkami Ganeszy i Shiwy, okopcone kadzidełkami sprawiają, że czuję się przez moment jak w Indiach.
Czas wracać na targ przypraw, czyli najpierw przeprawa przez zatokę a potem wbijanie się w arabsko – hinduski tłum. Tutaj niestety ginę ja, bo nie umiem obojętnie przejść przez bazar z przyprawami. Musze powąchać, spróbować, napatrzeć się, porozmawiać z handlarzami – wtedy dopiero czuję, że jestem w jakimś egzotycznym miejscu.
To lubię i tak mogę spędzać całe dnie. Niezliczone ilości przypraw i ziół. Nie dziwię się, że po powrocie do Polski moja walizka zawsze jest taka ciężka
Oczywiście na rozmowach się nie kończy. I do mojego plecaka trafiają jakieś orzeszki i inne ziarenka (te legalne do przewiezienia, żeby nie było), ale taki jest właśnie Julek.
c.d.n.