POJECHANA
Rozumiem czemu się boicie
Słyszałam w domu historie o tym jak mój ojciec jeździł na handel do Rosji. Przy ubijaniu targu wódka lała się strumieniami, jak już popili to grali w pokera- na pieniądze rzecz jasna, jak prawdziwi mężczyźni. Ktoś oszukiwał, ktoś się wkurwił, ktoś komuś dał w ryj, ktoś sięgnął po broń. Rosjan uważałam za bandytów. Wszak czy to nie oni stali i z drugiego brzegu Wisły oglądali jak Niemcy obracają Warszawę w pył? Ci sami Niemcy co to pradziadkowie się przed nimi w stodole chowali, ci przez których prababcia w jedną noc osiwiała. Moja niechęć do niemieckiego narodu znalazła ujście w niechęci do języka (nic innego na podorędziu nie miałam, jako że wtedy jeszcze w życiu żadnego Niemca nie spotkałam)- tak ogromnej, że mimo obowiązkowych 7 lat nauki umiem po niemiecku powiedzieć jedynie, że gram na gitarze, co w rzeczywistości nie jest nawet prawdą. Cyganie ukradli siostrzenicy dziecięcy rowerek (nikt ich na gorąco nie przyłapał, wystarczyło że mieszkali na osiedlu) więc cyganie kradną. Chłopakowi z Afryki, z którym znajomy znajomego dzielił pokój w akademiku śmierdziały stopy więc czarnoskórzy są brudasami. A Chińczycy, to wszyscy przecież wiedzą, mają małe fiutki. Tyle widziałam o innych nacjach i rasach i wiedza (czy też niewiedza) na ich temat nie spędzała mi snu z powiek, ale że słuchałam co mówili znajomi i sąsiedzi, oglądałam telewizję, czytałam gazety, chodziłam do szkoły, szybko zrozumiałam, że inni są zwykle od nas gorsi. Dlatego rozumiem czemu się boicie. Tymczasem musiałam się mierzyć z innością z tej drugiej, gorszej właśnie strony. Gdy miałam 9 lat przeprowadziliśmy się z rodzicami i siostrą z Warszawy na wieś, a warszawiaków, wiadomo, nigdzie poza Warszawą się nie lubi. Nawet jak się żadnego nie zna i w Warszawie nigdy nie było (wiem, bo zaczęłam o te dwa fakty pytać). Gdy wchodziłam do miejscowego sklepu czy baru nagle zapadała cisza- wszyscy się na mnie patrzyli, pokazywali palacami, miejscowe dzieci nie chciały się ze mną bawić. Czym jako 9 latka zawiniłam? No jakże czym, pochodzeniem! Wszak to grzech, którego żaden szanujący się Polak nie odpuści. Kilka lat później czułam się już na tyle inna, że zebrałam się na odwagę by przestać uczęszczać na lekcje religii i zapisać się na etykę. W szkole podstawowej, mimo obowiązujących przepisów, nie dano mi takiej możliwości. W liceum byłam długo jedynym chodzącym na lekcje etyki dzieckiem w szkole. Pogodziłam się z przylepioną mi etykietką odmieńca i coraz odważniej podejmowałam życiowe wybory. Czy dzięki temu otworzyłam się na inność innych? A skąd! Ksenofobia siedziała we mnie głęboko, podlewana przez jednolite środowisko, białą Polskę dla Polaków. Choć budził się we mnie sprzeciw wobec nacjonalizmu, a nawet dalej- dumy narodowej, nie rozumiałam bowiem (i do dziś nie rozumiem) jak można być dumnym z czegoś, na co wpływu się nie miało, czyli z pochodzenia. Choć znajdywałam odpowiedzi na wewnętrze rozterki w liberalnych hasłach, choć uważałam się za osobę tolerancyjną, wciąż w mojej głowie siedziały krzywdzące stereotypy na temat innych ras i nacji. Czy wyzbyłam się ich gdy zaczęłam podróżować? A skąd! Sam fakt przekroczenia granic administracyjnych nie oznacza przekraczania granic w naszej głowie. Wyjeżdzałam z Polski i podświadomie szukałam potwierdzenia przygarniętych jako swoje opinii. Tak działa nasz umysł, tak budujemy swój obraz świata- na stereotypach. Pojechałam więc do Egiptu i naśladując sąsiadki Rosjanki zdjęłam nad hotelowym basenem stanik (sic!). A potem opowiadałam znajomym jak to się na mnie ten paskudny muzułmanin patrzył. Czy gdybym zdjęła stanik nad polskim basenem nie znalazłby się żaden prawy Polak katolik co by się na moje słońcem nietknięte piersi gapił? Biorąc pod uwagę niewybredne komentarze umieszczane pod moim zdjęciem na Facebooku w bikini (przytoczę tu jeden dla naświetlenia stylu narracji: „zapakowałby lufę w te buforki”- polszczyzna jak się patrzy, a ujęcie z plaży), a nawet pod fotką z dużym dekoltem (sic!) i to pisane również przez kobiety, śmiem podejrzewać, że mogłabym zostać posłana na stos. A już na pewno jakbym padła ofiarą gwałtu, to tylko na własne życzenie, bo przecież sama się prosiłam. Ale Egipcjaninowi nie wolno było bo on nie nasz. Gdy zamieszkałam na chwilę w Londynie, skarżyłam się na czarnoskórych mężczyzn którzy mnie zaczepiali, gwizdali, krzyczeli „I love you!”. Na Włochów krzyczących za mną „Ti amo” we Włoszech jakoś się nie skarżyłam. A choć Polaków pod budką z piwem zapobiegawczo omijałam szerokim łukiem, a gdy zdarzyło mi się ubranej w spódnicę mijać plac budowy, budynek technikum czy też inne skupisko polskich mężczyzn, przyspieszałam kroku, nigdy nie pomyślałam żeby cały Polski naród lub nawet białą rasę uznać za niebezpieczną i agresywną jak tych „innych” w Londynie. Dlatego rozumiem czemu się boicie. Na szczęście mój sposób postrzegania świata dojrzewa razem ze mną. Obcując z ludźmi o innym kolorze skóry, z innej kultury, mówiących innym językiem, mających inny system wartości zrozumiałam, że wszędzie na świecie, niezależnie od pochodzenia, religii, kształtu oczu ludzie bywają tak samo jak my- Polacy, dobrzy i źli, mądrzy i głupi. Na szczęście dobrzy „inni” ludzie sprawili, że otworzyłam się na świat z całą paletą odcieni człowieczeństwa- bo czy nie warto zrobić krok na przód, podać rękę, uśmiechnąć się, uwierzyć, gdy ma się szansę spotkać na swojej drodze kogoś o dobrym sercu? Ja w tym celu mogę podjąć ryzyko, że mój ciepły gest nie spotka się z należną mu odpowiedzią. I wiecie co? To się prawie nie zdarza! Na szczęście już się nie boję inności, choć wyraźnie dostrzegam różnice. Różnice z których mogę czerpać, uczyć się, których mam prawo też nie rozumieć, co nie znaczy podważać ich sens. Na szczęście, bo od kiedy lęk znikł, świat jest ciekawszy, pełniejszy, piękniejszy! Dziś muzułmanie na Jawie nie patrzą na mnie z pogardą, gdy odsłonię kolana, o czym byłam przekonana odwiedzając tą wyspę po raz pierwszy na początku mojej przygody z Azją i z innością. Dziś uśmiechają się do mnie serdecznie, częstują posiłkiem, nadkładają drogi by podwieźć mnie do celu podróży. Dziś „inni” dobrzy ludzie, zupełnie różni niż ja na wielu płaszczyznach, są moimi przyjaciółmi. A co z tymi zarozumiałymi Francuzami? Dziś dzielę z jednym z nim życie. Lecz wciąż rozumiem czemu się boicie- ze strachu. Ze strachu przed nieznanym, ze strachu przed zmianą, ze strachu przed zburzeniem porządku, do którego przywykliście. Rozumiem czemu się boicie, bo też się bałam i dlatego życzę Wam wyzwolenia od lęku przed innością, od stereotypowego, podsycanego medialną nagonką dzielenia ludzi na dobrych i złych wedle koloru skóry, religii czy narodowości (tego Wam życzę, bo Was lubię, a sama doświadczyłam o ile fajniej się żyje bez tego lęku). Rozumiem czemu się boicie, nie mogę jednak pojąć skąd w niektórych z Was tyle nienawiści- z tej nie wytłumaczę nigdy i nikogo. Nie mogę pojąć, że hasło „wojna”, będące jedynym obiektywnym faktem, nie zamyka dyskusji o tym „czy”. Nie mogę pojąć, że nie skupiamy się na tym „jak”, co bez wątpienia nie jest łatwym zagadnieniem. Zagadnieniem, rozwiązaniem którego zwyczajnie po ludzku się martwię. Moje obawy nie pozwalają mi jednak zapomnieć, że ci ludzie uciekają przed wojną, przed śmiercią, przed głodem. Część z nich ma dobre serca, część zapewne nosi w sobie nienawiść- jak niektórzy z Was. Część jest pracowita i odwdzięczy się po stokroć za każdą kromkę chleba. Część jest leniwa i wyciągnie rękę po więcej (a my to wszyscy tacy pracowici i sumienni- aha…). Część ucieka przed czymś, część dąży do czegoś. Czy to znaczy, że mamy my-ludzie im-ludziom odmówić pomocy? Czy mamy odmówić im prawa do godnego życia lub życia w ogóle dlatego, że urodzili się gdzie indziej? Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy. Post Rozumiem czemu się boicie pojawił się poraz pierwszy w Pojechana.