marcogor o gorach

Marzenia realizowane na wariata w książce „Alpy na wariata. Na początku były ferraty.”

Niedawno przeczytałem bardzo ciekawą i optymistyczną książkę. O grupce młodych ludzi, którzy postanowili spełniać swoje marzenia. I udowodnili, że jak się bardzo czegoś pragnie to wcale nie jest takie trudne. Po prostu wystarczy zacząć działać i robić swoje. A potem jeden z uczestników zdecydował, aby opisać swoją historię i determinację w dążeniu do zamierzonego celu. Jego opowieść jest bardzo humorystyczna, lekka i przyjemnie się ja czyta. Dla mnie wytrawnego górołaza opisane przygody świadczą o całkowitej ignorancji i braku doświadczenia. Ale może tak właśnie trzeba, żeby realizować swój plan i nie odkładać go ciągle na nieokreśloną przyszłość? Książka ” Alpy na wariata” napisana  przez Dariusza Kujawskiego jest taką lekturą motywującą, skłaniającą również czytelnika do działania. Może być impulsem, żeby samemu zacząć od zaraz wypełniać swoje marzenia. Gorąco zachęcam do sięgnięcia po tę pozycję. Wydaną przez wydawnictwo ” FLOSART” „Alpy na wariata” to książka – przynęta. Na tych, którzy ciągle na przyszłość odkładają realizację swoich marzeń. Przekładają na później zamianę wizji w  czyny, uciszają drzemiące w nich emocje i pasje. Jej bohaterowie potrafią bowiem bez oporów wsiąść w samochód i pędzić przed siebie tysiące kilometrów, by zdobyć upragniony szczyt. Książka zawiera cztery opowieści o górach, wędrówce wśród skał oraz męskiej przyjaźni. Tu nie ma hoteli, a zamiast tego noclegi co najwyżej w namiocie, chociaż częściej w samochodzie lub pod gołym niebem. Książka pokazuje, że w dzisiejszych czasach można jechać w nieznane, nawet w centrum Europy. ” W nieznane” znaczy po prostu na oślep wybierając kierunek, nie do końca wiedząc, gdzie droga poprowadzi. Jej bohaterowie, gdy tylko mogą, ruszają w góry, by dać się ponieść swojemu szaleństwu. Ich ambicja nie opada wraz z upływem potu i zmęczeniem ciała. Nie ustępują, mimo porażek i błędów. Siła gór kontra siła grupy śmiałków – to esencja czterech wypraw bohaterów książki. Przyznaje, że ich postawa jest mi bardzo bliska, więc śmiało polecam jako lekturę na długie wieczory. Z górskim pozdrowieniem Marcogor 

marcogor o gorach

W Górach Sanocko – Turczańskich, przez pasmo Żukowa i Jaworników

Pewnie nigdy bym nie trafił do tych gór, gdybym wcześniej nie kupił „Atlasu Gór Polski”, który uświadomił mi ostatecznie, że  w naszym pięknym kraju jest jednak 29 pasm górskich. Ten temat zaczął mnie szczególnie interesować, gdy postanowiłem zdobyć Koronę Gór Polski. I właśnie na deser zostawiłem sobie to najmniejsze, mało znane i rozpoznawalne pasmo, nie ujęte nawet w spisie szczytów do zdobycia w projekcie KGP. Ja jestem skrupulatny, więc postanowiłem zrobić to po swojemu i te góry też odwiedzić. Kocham wszystkie góry, więc zamierzam wszystkie możliwe zwiedzić. Może to małe i niewysokie pasmo, ale jak każde ma swój niezaprzeczalny urok. GÓRY SANOCKO – TURCZAŃSKIE Góry Sanocko-Turczańskie, bo o nich mowa to niewielkie pasmo górskie w Karpatach Wschodnich, przecięte granicą polsko-ukraińską. Rozciągają się na powierzchni około 930 km² na północ od Bieszczadów, a na południe od Pogórza Przemyskiego, między dolinami środkowego Sanu i Stryja. Najwyższym szczytem jest Magura Łomniańska (1024 m n.p.m.), na terenie Polski Jaworniki (909 m n.p.m.).  Główne pasma Gór Sanocko-Turczańskich to Chwaniów, Góry Słonne, Żuków i Wyżyna Wańkowej, Grupa Laworty, masyw Ostrego, Jawor i Stożek, Hoszowskie Góry Rusztowe, masyw Jaworników, masyw Magury Łomniańskiej. Czasami niektórzy zaliczają tu również pasmo Otrytu, z najwyższym Trohańcem.  W tych górach brak jest schronisk turystycznych oraz chatek studenckich. Natomiast istnieje tu stosunkowo rozbudowana infrastruktura narciarska, najlepsza na Podkarpaciu, dlatego Ustrzyki Dolne nazywane są często zimową stolicą tego regionu. PASMO  ŻUKÓWA Jedną z najciekawszych tras rejonu jest szlak śladami dobrego wojaka Szwejka: Sanok – Orli Kamień – Słonna – Przełęcz Przysłup – Tyrawa Wołoska – Rakowa – Zawadka – Truszowskie – Brańcowa – Przełęcz pod Brańcową. Ale ja chciałem w czasie mej pierwszej wizyty tutaj zdobyć Jaworniki, najwyższy szczyt całego pasma. Wcześniej odwiedziłem jednak pasmo Żukowa,  z którego ładnie prezentuje się Zalew Soliński. Najwyższe są środkowe partie Żukowa z kulminacją Holicy (768 m n.p.m.). Najłatwiej tam wyjść z Ustjanowej Górnej. Ja wchodziłem ścieżką przyrodniczą nadleśnictwa Brzegi Górne. Wyjście zajmuje tylko 40 minut na wierzchołek Holicy, skąd tak ładnie prezentuje się Zalew Soliński. W samej wsi warto zwiedzić przepiękną  drewnianą cerkiew greckokatolicką pw. św. Paraskewy, zbudowaną w 1792. Niedaleko szczytu Holicy znajduje się fajne miejsce rekreacyjne z wiatą, ławkami, stołami i miejscem na ognisko. To idealna miejscówka na romantyczne biesiady. RÓWNIA Po zejściu do auta ruszyłem w dalszą trasę. Kolejnym celem były Jaworniki, ale po drodze postanowiłem zobaczyć jedną z perełek Bieszczad, cudowną cerkiew w Równi. Świątynia w Równi należy do nielicznych zachowanych, na terenie południowo-wschodniej Polski, trójdzielnych cerkwi kopułowych. Góry Sanocko – Turczańskie dawniej były nazywane Bieszczadami Niskimi i nikt prawie ich nie zauważał. W moim przypadku też tak było, ale obecnie będę zachęcał do przyjechania tu wszystkich miłośników spokoju i błogiej ciszy. Gwarantuje, że nie spotkacie tutaj żywej duszy! JAWORNIKI Ostatnim moim celem było pasmo Jaworników, najwyższe w tych górach. Po przejechaniu widokowej Przełęczy nad Żłobkiem, gdzie jest parking i nowe karczmy, zjechałem do wsi Żłobek. Stamtąd najbliżej w pasmo Jaworników. A wszystko to przy trasie Czarna –  Ustrzyki Dolne. Ze względu na brak jednoznacznie ustalonej granicy Gór Sanocko-Turczańskich z Bieszczadami Zachodnimi, według niektórych podziałów regionalizacyjnych włączających całe pasmo Otrytu z Trohańcem do Bieszczadów, Jaworniki są najwyższym szczytem polskiej części Gór Sanocko-Turczańskich. Do niedawna nie przebiegały tędy znakowane szlaki turystyczne; całkowicie zalesiony szczyt nie przedstawia walorów widokowych. Ale dla zdobywców KGP nie ma trudności z wejściem na niego. Z wioski wyznakowano niedawno zielony szlak na przełęcz pod Jawornikami, a stamtąd na szczyt to już rzut beretem. W czasie jesieni między drzewami przebijają się ciekawe widoczki. Po zejściu do auta postanowiłem odwiedzić jeszcze pasmo Otrytu i słynną Chatę Socjologa, z racji tego, że wciąż do zmroku było daleko .Ale o wizycie tam przeczytacie już w kolejnej opowieści. Dodam tylko, że kto szuka ucieczki od wszystkiego i świętego spokoju, odnajdzie go właśnie w opisanych górach. Na koniec zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z wycieczki. I dziękuję Mariuszowi za cierpliwe towarzystwo. Z górskim pozdrowieniem Marcogor

Wschód słońca na Babiej Górze, czyli spotkanie z legendą

marcogor o gorach

Wschód słońca na Babiej Górze, czyli spotkanie z legendą

Masyw Babiej Góry dobrze widoczny jest z Tatr, czy innych sąsiednich pasm górskich. Jego charakterystyczna czapa wierzchołkowa jest łatwo rozpoznawalna, nawet, jeśli tylko widoczny jest sam czubek. Najwyższy punkt masywu, zwany Diablakiem jest doskonałym punktem widokowym, według mnie najlepszym w górskiej części Polski. Dlatego górę tę zwaną z racji swej wybitności Królową Beskidów odwiedzam bardzo często, chyba właśnie na nią zanotowałem najwięcej wejść, o każdej porze roku zresztą. Jest to najwyższy szczyt całych Beskidów Zachodnich, poza Tatrami najwyższy szczyt w Polsce i drugi co do wybitności (po Śnieżce). Jednak ta niezwykła góra mimo, że przyciąga olbrzymie rzesze turystów niechętnie odsłania swe pełne magii uroczyska i wspaniałe panoramy ze szczytu. Dlatego nazywana jest też Matką Niepogody. Na dziesięć moich wejść, tylko nieliczne były w pełni widokowe. Najwyższy wierzchołek, Diablak, odznacza się wybitnymi walorami widokowymi. Roztacza się z niego panorama na wszystkie strony, obejmująca Beskid Żywiecki, Śląski, Mały, Makowski, Wyspowy, Gorce, Kotlinę Orawsko-Nowotarską, Tatry oraz góry Słowacji na czele z Małą Fatrą, czy Górami Choczańskimi. Babia Góra widziana z Sokolicy Pochodzenie nazwy Babia Góra tłumaczą liczne legendy ludowe. Jedna z nich mówi, że jest to kupa kamieni wysypanych przed chałupą przez babę – olbrzymkę, według innej to kochanka zbójnika, która skamieniała z żalu widząc, jak niosą jej zabitego ukochanego. Według innych legend nazwa góry pochodzi od tego, że w jaskiniach pod tą górą zbójnicy ukrywali swoje branki. Masyw Babiej Góry rozciąga się od Przełęczy Jałowieckiej Północnej po przełęcz Krowiarki. Wyróżniają się w nim dwa wybitne wierzchołki; Diablak ( 1725 m)  i Mała Babia Góra (1517 m), ale w głównej grani topografowie wyróżniają jeszcze wiele pomniejszych wierzchołków, grzbietów i przełęczy.  Partie wierzchołkowe pokrywa największe w całych polskich Beskidach Zachodnich rumowisko skalne zwane Rumowiskiem Babiej Góry. Najpopularniejszym szlakiem na szczyt jest wejście z przełęczy Krowiarki. Dawniej przełęcz nazywana była Lipnickim Siodłem lub Przełęczą Lipnicką. Na przełęczy znajduje się polana Krowiarki, na której aktualnie trwają prace wykończeniowe przy nowym parkingu. Ten stary, znajdujący się poniżej, w sezonie letnim nie był w stanie pomieścić wszystkich aut. nowy parking na Przełęczy Krowiarki Przełęcz ta stanowi najwyższą dostępną komunikacyjnie przełęcz górską Beskidów Zachodnich. Przed II wojną światową rozpoczęto budowę szosy, zrealizowano odcinek z Zubrzycy Górnej na przełęcz Krowiarki. Przy budowie tego odcinka w 1938 pracował w Junackim Hufcu Pracy Karol Wojtyła (był wówczas studentem). Upamiętnia to obelisk na polanie Krowiarki. Na polanie jest punkt sprzedaży biletów wstępu do Babiogórskiego Parku Narodowego, punkt informacji turystycznej, bufet oraz także symboliczny grób prof. Zenona Klemensiewicza, który zginął w katastrofie lotniczej na Policy w 1969. Przełęcz Krowiarki jest także ważnym węzłem szlaków turystycznych: to tu znajduje się koniec szlaku ze Skawicy przez Policę i Cyl Hali Śmietanowej – ostatniej wycieczki górskiej Karola Wojtyły przed wyborem na papieża (informuje o tym również tablica ustawiona na przełęczy). Właśnie stąd o czwartej  w nocy ruszyliśmy z moją ekipą na spotkanie przygody. Szlak z przełęczy do schroniska na Markowych Szczawinach jest wciąż zamknięty  z powodu remontu i dostosowywania trasy dla potrzeb osób niepełnosprawnych. ścieżka na Sokolicę z Krowiarek W planie nocnej eskapady było wyjście na wschód słońca na Babiej Górze. Te spektakle na niegościnnym wierzchołku Diablaka obrosły już legendą. To najlepsze miejsce do obserwacji takich cudownych zjawisk! Odnowiona czerwona trasa jest obecnie bardzo wygodna. Zrobiono nowy chodnik i teraz dojście do celu zajmuje około 2,5 godziny. Jedyną trudnością były oblodzenia w lesie, ale daliśmy radę bez raków. Już po dojściu na Sokolicę, gdy zobaczyłem gwiaździste niebo wiedziałem, ze czeka nas niezwykły spektakl. Wychodząc coraz wyżej i zdobywając kolejne kulminację, tj. Kępę i Gówniaka coraz wyraźniej zdawaliśmy sobie sprawę, że jesteśmy ponad chmurami. To gwarantowało mega doznania na szczycie i tak się stało. Wszystkie szczyty po drodze są obecnie fajnie ogrodzone i stanowią ciekawe punkty widokowe. Mimo jesieni powyżej Sokolicy znaleźliśmy się w strefie zimy. Śniegu jeszcze było niewiele, ale przeróżne formacje jakie utworzyła Matka Natura w kompilacji zimowej wykorzystując przyrodę i martwą naturę przyprawiały bez przerwy o zachwyt. W pełni podziwiać mogliśmy je dopiero przy schodzeniu w dół tą samą trasą, już za dnia. Diablak widziany z okolic Gówniaka W samą porę, czyli przed oczekiwanym wschodem wyszliśmy na szczyt Diablaka – kulminacji Babiej Góry. Na górze było około trzydziestu osób i wszyscy byliśmy świadkami niesamowitego widowiska, gdy tarcza słońca powoli wyłaniała się za horyzontu oświetlając wierzchołki Tatr. Byliśmy jak na atolu- samotnej wyspie, a dookoła nas morze chmur, które przesuwało się jak fale na morzu…nie ma chyba piękniejszego widoku  w górach niż bycie nad chmurami, tak blisko nieba pełnego gwiazd. Babia Góra pokazała swoje najcudowniejsze oblicze, jak dobra królowa, która zdecydowała się dać nam magiczną audiencję!  O dziwo, nawet wiatr, który uwielbia tutaj urządzać swoje harce, tym razem był łaskawy. W promieniach słońca było całkiem ciepło. Chmury utworzyły biały pomost, który zachęcał do wędrówki w stronę Tatr, których szczyty zapłonęły czerwoną łuną!  Ze szczytu poza Tatrami widzieliśmy tylko wierzchołki Małej Fatry, Wielkiego Chocza, Pilska oraz Małej Babiej Góry. Cała reszta była przykryta gęstą pierzynką chmur. Było tak bajecznie, że żadne słowa tego nie oddadzą więc niech przemówią zdjęcia z wycieczki. W 1954 w masywie Babiej Góry  utworzono Babiogórski Park Narodowy. W uznaniu niezwykłych walorów przyrodniczych Babiogórski Park Narodowy został wpisany w 1977 przez UNESCO na listę światowych rezerwatów biosfery. wschód słońca widziany z Babiej Góry i morze chmur Była to moja dziesiąta wyprawa na tą majestatyczną górę, zdecydowanie najwspanialsza ze wszystkich! Wiem, że wrócę tu wkrótce, tym razem w środku zimy. Zejście w dół po dwóch godzinach pobytu w tej baśniowej krainie było długie i nieśpieszne. Bo po co się śpieszyć do codzienności? Chcieliśmy przedłużyć nasze chwile szczęścia do oporu. Wędrówka w dół po śniegu była bardzo przyjemna, dopiero w lesie , na lodzie trzeba było bardzo uważać. Ale najgorszy był powrót samochodem po nieprzespanej nocy do domu… Nasz kierowca był jednak bardzo dzielny! Wiem, że warto było zarwać tę noc, bo przecież dla takich radosnych i niesamowitych chwil żyjemy. Każdemu polecam choć raz przeżycie takiego widowiska w górach! Na koniec zapraszam do fotorelacji z wypadu i na krótki film. Dziękuję Amelce, Madzi, Arturowi oraz Mariuszowi za wspólne przeżywanie tej górskiej magii! Z górskim pozdrowieniem Marcogor

marcogor o gorach

Problemy z quadami na szlakach turystycznych

Coraz częściej spotykamy się z problemem rozjeżdżania szlaków turystycznych przez miłośników quadów. Dotyczy to zwłaszcza rejonów górskich, które nie są chronione statusem Parków Narodowych, czy rezerwatów przyrody. Nastała moda na szaleństwa motorowe z dużą dawką adrenaliny i ryczącym silnikiem. Ten problem dotyczy także crossowców, jeżdżących na motorach. Czują się bezkarnie, bo ciężko ich rozpoznać i ukarać! Prawo, które ogranicza tereny ich przejażdżek jest bardzo często bezsilne. Każdemu turyście w górach, szukającego spokoju i wytchnienia od zgiełku tego świata zapewne przeszkadza ryk motorów w górach i dziurawy szlak. Jak z nimi walczyć, jak zachowywać się przy spotkaniu takich na szlaku? Może widzieliście już kiedyś film jak quadowiec potrąca turystę na szlaku turystycznym…tacy zuchwali i bezkarni się czują. Jak Wy sobie radzicie z tym problemem w górach? Macie jakieś doświadczenia? Propozycje rozwiązania problemu…? Ja nieraz spotykałem takich zmotoryzowanych ludzi, byłem ochlapany błotem, bo nie chciało się im zwolnić, przed kałużą, albo półmetrowym bagnem. Nauczyłem się, że idąc w grupie najlepiej się zatrzymać, wziąć kije i kamienie do rąk i czekać…na ten widok rozbrykani młodzi ludzie zwalniają i potrafią spokojnie, pomału przejechać. Tylko prawo siły na nich działa, bo to przeważnie rozpasani synkowie bogatych rodziców, którzy myślą, że wszystko im wolno…gorzej jak się jest samemu na szlaku, wtedy najlepiej zejść im z drogi, z daleka od ścieżki. Ludzie różnie sobie radzą, walczą z nimi zwłaszcza mieszkańcy działek, mających swe pola i łąki przy granicy lasów, bo ich poletka są też rozjeżdżane. Czytałem kiedyś jak rozciągają druty między drzewami, żeby skrócić o głowę bezmyślnych użytkowników quadów. Wiem, że to drastyczna metoda, mocno przesadzona…ja nie mam nic do tych zmotoryzowanych, ale powinni mieć wyznaczone trasy do jazdy i się ich trzymać, tak jak są trasy konne, rowerowe, piesze, wodne, czy narciarskie! Nie mogą myśleć, że mają prawo bezkarnie hasać po każdym lesie i na każdej leśnej drodze. Policja i straż leśna nie mają skutecznego sposobu na walkę z nielegalną jazdą quadami i motorami po górskich szlakach. Dlatego zmęczeni ich uciążliwością ludzie biorą sprawy w swoje ręce. Ostatnim przykładem są „wilcze doły” na leśnej drodze między Gorlicami i Bielanką w Beskidzie Niskim, o czym donosi lokalny portal. Głębokie prawie na metr wykopy mają ukrócić szaleństwa osób rozjeżdżających las motocyklami crossowymi i quadami, które nie tylko niszczą przyrodę, ale też zagrażają turystom na szlakach. Beskid Niski to najdziksze obecnie góry w Polsce i niech tak zostanie. Mają być oazą ciszy i spokoju i dlatego jako mieszkaniec tego Beskidu będę popierał takie akcje! Tak wyglądał najgłośniejszy przypadek celowego rozjechania turysty w górach…zobaczcie!   Kom. Agnieszka Giżyńska z KWP w Krakowie mówi, że policja prowadzi wspólne akcje ze Strażami Parków Narodowych, Strażą Leśną i Strażą Graniczną. Często jednak kierowcy wymykają się kontrolom w lasach. – A szanse na ich identyfikacje są żadne. Pojazdy nie mają rejestracji, a kierowcy w kaskach na głowach też są nie do rozpoznania – dodaje. Z kolei dyrektor Gorczańskiego Parku Narodowego Janusz Tomasiewicz zauważa, że konsekwentne akcje strażników parkowych pozwoliły na ograniczenie problemu w Gorcach. Ale całkowite jego wyeliminowanie będzie trudne, potrzeba do tego zmiany mentalności posiadaczy quadów i ich podejścia do przestrzegania prawa – podkreśla. A Wy jak myślicie? Macie jakieś doświadczenia, pomysły, podzielcie się nimi tutaj w komentarzach. Może warto by przedsięwziąć wspólnie jakąś akcje w górach typu: ” Stop quadom w górach”. Zrobić jakiś informacyjny szum w mediach społecznościowych, uczyć postaw przyjaznych przyrodzie, piętnować złe zachowania, rozsyłać petycje do urzędów gmin, żeby zajęły się na serio walką z tym problemem…liczyć na zmianę mentalności tych ludzi to za bardzo nie ma co, bo żeby dojść do kultury choćby na Zachodzie, to daleka jeszcze droga i wiele lat czekania!  Ten artykuł to moje zwrócenie uwagi na problem. Wydaje mi się, że nie trzeba specjalnych restrykcji – wystarczy odpowiednie prawo, które wszyscy będą znali i wiedzieli co za co się dostanie, na Zachodzie są ludzie zamożniejsi niż u nas i takich zjawisk na taką skalę nie ma…. może obecne prawo jest zbyt łagodne? Wszyscy na wsi wiedzą kto jeździ, a policja i straż leśna nie. Do schronisk podjeżdżają, parkują jakby nigdy nic. Często są to wpływowi ludzie w okolicy lub ich synkowie i policja boi się robić im kłopoty. Tym bardziej na szlakach musimy się bronić sami! Może by dobre było takie prawo, że za łamanie przepisów i zasmradzanie lasów i ogłuszanie zwierzyny w Parku Narodowym robić konfiskatę mienia. Piszcie co myślicie, komentujcie… z górskim pozdrowieniem Marcogor  

marcogor o gorach

Jesiennie w Tatrach Bielskich, na Szerokiej Przełęczy i dalej…

Tatry Bielskie to najpiękniejszy kawałek całych Tatr. I nie zmienią tego ani wyniosłe, strzeliste turnie Tatr Wysokich, ani zielone, rozłożyste szczyty Tatr Zachodnich. Ta część tych gór ma w sobie coś niezwykłego, niesamowitego, odmiennego, ale za to jest to wyjątkowe, nieskazitelne piękno natury. Można je streścić w trzech słowach: to prawdziwa magia gór. Tatry Bielskie to część Tatr ustawiona poprzecznie do grani głównej Tatr, doskonale je widać z wielu miejsc w Polsce, gdyż są najbliżej położone polsko-słowackiej granicy. Grań główna Tatr Bielskich o całkowitej długości ok. 15 km ciągnie się od wschodnich podnóży Kobylego Wierchu w Tatrzańskiej Kotlinie po Dolinę Jaworową oddzielająca zachodni kraniec Tatr Bielskich od Tatr Wysokich. Tylko 6% powierzchni pasma to formacje skalne. Zaledwie 5 szczytów ma wysokość ponad 2000 m., ale ich uroda bije na głowę większość szczytów tych gór. widok z Szerokiej Przełęczy Bielskiej Szeroka Przełęcz Bielska (Široké sedlo) dzieli Tatry Bielskie na część zachodnią z wyższymi szczytami oraz łagodnie pofałdowaną część wschodnią, w której przełęcze mają średnie wcięcie tylko ok. 50 m. Właśnie to miejsce, na które prowadzi szlak ze Żdziaru i ścieżka edukacyjna odwiedzam dość często. Panorama stamtąd, choć niezbyt rozległa oczaruje każdego na zawsze! Zresztą tutaj niech przemówią fotki z galerii. W odróżnieniu od Tatr Wysokich i Zachodnich Tatry Bielskie zbudowane są prawie wyłącznie ze skał osadowych: wapieni, margli i dolomitów, dominują białe wapienie murańskie. I one z porastającą je specyficzną roślinnością decydują o niepowtarzalnej urodzie masywu. To wietrzenie wapieni doprowadziło do powstania na tym terenie urodzajnych gleb, na których rozwinęła się bujna roślinność. Jest ona bogatsza niż w Tatrach Wysokich, a botanicy wyodrębniają ja w oddzielny podokręg botaniczny. W graniowych partiach licznie występują kozice, praktycznie nigdzie indziej nie spotkamy ich w takich ilościach. panorama Tatr Wysokich z Szalonego Przechodu Na Szeroką Przełęcz najlepiej dostać się z Monkowej Doliny, u wylotu której stoi hotel Magura z dużym parkingiem, gdzie można zostawić samochód. Stąd już jest bardzo blisko do wejścia na szlak dydaktyczny poprowadzony ze Zdziaru przez Dolinę do Regli (Monkova dolina) i Szeroką Przełęcz do Przełęczy pod Kopą. Obecnie szlak ten jest dwukierunkowy. Inne warianty wędrówki główną granią zostały zamknięte w 1978 r. decyzją TANAP-u. Ta dziwna decyzja zniweczyła 300 letnie tradycje turystycznie w tym regionie. Obecnie pasmo można głównie  podziwiać podczas wędrówki z Doliny Kieżmarskiej szlakiem przez Dolinę Białych Stawów, Przełęcz pod Kopą i Dolinę Zadnich Koperszadów (Zadné Meďodoly), a więc wzdłuż ich głównej grani. To nie znaczy, że turyści nie chodzą starymi szlakami, ścieżki nadal są dobrze zachowane i przyciągają wędrowców żądnych mocnych wrażeń! Na przykład powyżej Szerokiej Przełęczy, na wyżej położonym siodle, zwanym Szalonym Przechodem oddziela się wyraźna ścieżka wśród bujnych traw w kierunku malowniczej grani Jatek i Bujaczego Wierchu. Po dojściu do rozległej Szalonej Przełęczy skręcając w lewo bardzo łatwo możemy wyjść na oferujący szeroką panoramę wierzchołek Szalonego Wierchu. Szczególnie widok na gniazdo Hawrania i Płaczliwej Skały pozostawia niezatarte doznania. W językach polskim i słowackim szczyt nosił dwie różne nazwy: Głupi Wierch (Hlúpy vrch) oraz Szalony Wierch (Šialený vrch). Polska literatura używała najpierw pierwszej, potem drugiej nazwy. Według Stanisława Eljasza-Radzikowskiego nazwa szczytu „zalicza się do przezwisk nadawanych na urągowisko szczytom bystro wznoszącym się, a więc uciążliwym przy wychodzeniu”, tak jak i w przypadku Durnego Szczytu czy Świnicy. widok z Szerokiej Przełęczy w kierunku Szalonego Wierchu Ciekawostką jest fakt, że pod koniec II wojny światowej w grani Szalonego Wierchu został utworzony przez żołnierzy niemieckich bunkier, połączony linią telefoniczną z Jaworzyną Tatrzańską. Stanowił on wraz ze stanowiskami obronnymi na Szalonej Przełęczy fragment linii obronnej, jednak ostatecznie nie doszło do walk w tym rejonie. Miałem tą frajdę, że odnalazłem go, robi naprawdę duże wrażenie! Równie czarujący widok mamy także z pobliskiego wzniesienia Szalonej Kazalnicy, po drugiej stronie Szalonego Przechodu (słow. Vyšné Kopské sedlo), które znajduje się przy szlaku na Przełęcz pod Kopą.  Walery Eljasz-Radzikowski w 1900 r. tak opisywał widoki stąd: „Sąsiedztwo najwyższych szczytów tatrzańskich około Łomnicy daje pyszny widok, tchnący dzikością, w przeciwstawieniu do zielonych trawiastych zboczy Tatr Bielskich.” Obecnie Szalony Wierch to obszar ochrony ścisłej TANAP-u i z tego względu wszelkie wejścia na szczyt są zabronione. Zboczami przebiega jednak szlak turystyczny, którego bliskość kusi…ostatnio spotkałem tam wielu Słowaków, nawet rodziny z dziećmi. Moja wędrówka miała zakończyć się spektakularnym zachodem słońca, ale niski pułap chmur i porywisty wiatr odwiódł mnie od tego pomysłu.Wizyta w tym czarownym miejscu zachwyci każdego, dlatego ja wracam do tej baśniowej krainy kiedy tylko mogę. Resztę tej magii zobaczycie na zdjęciach, słowa są zbędne. Zapraszam do fotorelacji. Z górskim pozdrowieniem Marcogor

Wielki Chocz tym razem w jesiennych barwach

marcogor o gorach

Wielki Chocz tym razem w jesiennych barwach

Góry Choczańskie to takie niewielkie pasmo górskie na Słowacji, ale na tej małej przestrzeni kryje się tyle różnorakich cudów natury, że zaliczam je do ulubionych gór Słowacji i odwiedzam bardzo często. Największym darem pasma jest najwyższy szczyt – Wielki Chocz, według mnie najbardziej widokowa góra tego górzystego przecież kraju. Ale jeśli z jednego miejsca widać Tatry, Niżne Tatry, Małą Fatrę, Wielką Fatrę, Beskidy i samo pasmo Gór Choczańskich to jest już coś… Góry Choczańskie (słow. Chočské vrchy) to grupa górska należąca do Łańcucha Tatrzańskiego. Ma formę pasma rozciągniętego ze wschodu na zachód na długości ok. 18 km, przy szerokości od 4 do 8 km. Góry te mają charakter szeregu odrębnych masywów, z najwyższą grupą Wielkiego Chocza, która ma tyle do zaoferowania turystom, że mnie przyciągnęła już czwarty raz. Za każdym razem odwiedzałem go o innej porze roku i naprawdę ciężko mi rozstrzygnąć kiedy prezentuje się najkorzystniej. Zapewne wszystko zależy od okoliczności przyrody i pogody w danym dniu.  panorama Gór Choczańskich i Tatr Zachodnich znad Liptowskiej Mary Grupa Wielkiego Chocza tworzy zwarty masyw, zbudowany głównie z dolomitów i wapieni. Roślinność ma charakter wysokogórski, zaznacza się wyraźnie piętrowość roślinna – w dolnych piętrach przeważa buk i świerk (piętra reglowego), powyżej 1300 m rozpoczyna się piętro kosodrzewiny i hal z bogatą florą o charakterze alpejskim. We florze gór występuje wiele gatunków storczykowatych oraz innych gatunków, podlegających ochronie. Najcenniejsze fragmenty tych gór objęto więc ochroną rezerwatową. Grupa ta ma postać wielkiego rozrogu górskiego, w którym liczne ramiona rozchodzą się we wszystkich kierunkach od centralnie położonego Wielkiego Chocza. tablica kierunków na szczycie Tzw. płaszczowina choczańska wytworzyła szereg interesujących form skalnych w postaci urwistych ścian, progów skalnych, grzebieni skalnych i samotnych turni, z których najbardziej okazałe zobaczymy nie tylko w partiach szczytowych Wielkiego i Małego Chocza, ale również w niższych położeniach. Ta góra naprawdę wygląda cudnie, nie tylko z daleka, ale przy bliższym poznaniu zyskuje jeszcze więcej. Spotkamy tu strome podejścia, kwieciste polany, dzikie jary, a nawet łańcuchy. szczytowa grań Wielkiego Chocza widziana z przełęczy Wrótka Jak pisałem stoki są tu strome, często skaliste, rozwinęła się na nich bogata rzeźba z licznymi ścianami skalnymi, turniami, głęboko wciętymi dolinkami, jaskiniami, osuwiskami i gołoborzami. Na niedostępnych turniach i półkach skalnych ujrzymy reliktowe sosny. Wielki Chocz ma kształt pochylonej piramidy. Wznosi się około 900 m ponad okoliczne doliny. Dlatego nic nie ogranicza z niego widoków, panoramy z niego są chyba jednymi z najlepszych jakie widziałem. Z wierzchołka roztacza się widok na większość gór Słowacji. Jak świadczą zbiory muzealne, znajdujące się w Muzeum Tatrzańskim w Zakopanem, w lipcu 1878 r. na Choczu był również Tytus Chałubiński, odkrywca Tatr dla turystyki. panorama z przełęczy Wrótka na Góry Choczańskie Wycieczkę tym razem rozpocząłem ze swoją grupą, której chciałem w większości pokazać po raz pierwszy piękno tej góry w miejscowości Łączki ( słow.Lúčky ). Wybrałem dlatego tą lokalizację, ponieważ znajduje się tam najwspanialszy wodospad mający swoje lokum w centrum miasteczka. W jesiennej scenerii jeszcze go nie widziałem, więc postanowiłem to zmienić. Wodospad Luczański (słow. Lúčanský vodopád), bo o nim mowa znajduje się na potoku Teplianka. Tworzy go kilka kaskad o wysokości 12 m, spadających ze skraju trawertynowego tarasu do położonych niżej jeziorek; od 1974 r. objęty ochroną jako pomnik przyrody. Leży naprawdę w sercu miasta w parku miejskim, więc łatwo go znajdziecie, jadać główną szosą w górę miasteczka. Nieopodal znajdują się kolejne ciekawe obiekty, a mianowicie Luczańskie Trawertyny (słow. Lúčanské travertíny), tj. trawertynowe ścianki i skałki zwane Zápoly i Skaličky, wytworzone działalnością wód mineralnych z jakich słyną Łączki. Luczański wodospad w Łączkach Jadąc w górę miasta mijamy właśnie jedno z najstarszych uzdrowisk na Słowacji, czyli Lucky-Kupele. W uzdrowisku leczy się choroby kobiece już od połowy XVIII w. Zaczyna się tu czerwony szlak na Chocza, ale warto podjechać jeszcze kilka kilometrów asfaltem w górę, do małej polanki w Dolinie Jastrzębiej, gdzie szlak skręca w drogę leśną, a miejsca jest dosyć na pozostawienie nawet kilku aut. Oszczędzimy w ten sposób nogi na strome podejścia, które czekają wkrótce w ilości prawie 1000 m przewyższenia. Początkowo droga jest przyjemna, choć błotnista, a potem ścieżka prowadzi dzikim jarem, w którym błota jeszcze więcej o tej porze roku. Najgorsze jak się okazało było dopiero przed nami… widok na Góry Choczańskie znad wód Liptowskiego Morza Po wyjściu na boczny grzbiet masywu napotkaliśmy pobojowisko drzew, pnączy i gałęzi, po niedawnym chyba huraganie. Przejście przez wiatrołomy nie było łatwe, ale turyści przed nami wydeptali nowe obejścia, które prowadziły nas zamiast brakujących znaczków na drzewach. W chwili obecnej odradzam jednak wędrówkę tym szlakiem do czasu udrożnienia trasy. Idąc w górę ścieżka jest w kilku miejscach oberwana, a powalone drzewa, czy wyrwy w ziemi, raz po raz utrudniają przejście. Mimo takich trudności wszyscy w naszej grupie byli dzielni i dali radę w wyśmienity sposób. wiata na polanie poniżej przełęczy Wrótka Pierwszy przystanek był na polanie przy wiacie turystycznej, gdzie można nawet awaryjnie przenocować na pięterku. Później po pokonaniu widokowej łąki i długim trawersie pod skałami Małego Chocza doszliśmy pokonując najstromszy odcinek trasy na przełęcz Wrótka (sedlo Vráca), która oddziela Małego Chocza od Wielkiego. Finiszowe podejście widokową skalistą granią to już czysta przyjemność i tak po niecałych trzech godzinach osiągnęliśmy wierzchołek Wielkiego Chocza. Potem to już tylko było podziwianie, oglądanie panoram i radość ze zdobycia tego wymagającego szczytu. Jest tu szczytowa księga wpisów i metalowa okrągła tablica objaśniająca widoki na wszystkie strony świata. Warto tutaj być choć raz, żeby zobaczyć te cuda. Choć tego dnia chmury ograniczały dalekie widoki i tak było pięknie. Mieliśmy tu czekać na zachód słońca, ale zniszczony, ryzykowny, bo także mokry i śliski szlak odwiódł nas od tego pomysłu. panorama z Wielkiego Chocza Po delektacji tym miejscem i widokami, a także wspaniałym towarzystwem, bo było nas na tym grupowym wypadzie, aż dwanaście osób z GGG rozpoczęliśmy zejście tym samym szlakiem do samochodów. Śmiechu w tak doborowym towarzystwie było mnóstwo, ale bez większych przygód udało się nam zejść, bez uszczerbku na zdrowiu, jeszcze przed zupełnym zmrokiem na parking, gdzie zakończyła się ta genialna wycieczka. Dziękuję wszystkim za wspólną super wyprawę i zapraszam na koniec do obejrzenia galerii zdjęć autorstwa naszej utalentowanej pani fotograf Natalii, która ponownie dołączyła do nas. Warto było jechać tyle kilometrów dla tylu emocjonujących doznań. A dodam tylko, że pierwszym przystankiem na naszej drodze była wizyta na plaży Liptowskiego Morza o poranku. O wcześniejszych mych odwiedzinach na Wielkim Choczu przeczytacie tutaj, lub tu. Wszystkie pory roku na Wielkim Choczu zaliczone! Z górskim pozdrowieniem Marcogor

marcogor o gorach

Przez Manińską i Kostolecką cieśniawę na Wielki Manin

Będąc w tym roku w Górach Strażowskich, co opisywałem już tutaj, odwiedziłem też ich północną część, przez słowackich kartografów wydzielaną jako osobne pasmo górskie Sulowskich Wierchów. Jedną z największych atrakcji tych gór są niesamowite wąwozy, prawdziwe cieśniawy wycięte w wapiennych skałach. Jedną z nich jest najbardziej znana Manínska tiesňava. Żeby ją zwiedzić należy jechać do wsi  Považská Teplá leżącej w granicach miasta Powaska Bystrzyca. Wąwóz Maniński obejmuje przełomowy odcinek doliny Manińskiego Potoku. Niezwykły  przełom, powstały na skutek wcięcia się Manińskiego Potoku w poprzek masywnej, wapiennej Skały Manińskiej podzielił jej skalne żebro na dwie części: Veľký Manín (891 m n.p.m.) na południu i Malý Manín (812 m n.p.m.) na północy. Tworzą go właściwie dwa mniejsze wąwozy, rozdzielone małą kotlinką. Ściany skalne otaczające wąwóz osiągają tu miejscami wysokość do 400 m. Stanowią one popularny teren dla wspinaczek skalnych. Niestety pochłonęły one wielu ofiar ludzkich, co obrazuje symboliczny cmentarz, jaki znajdziemy po prawej stronie wąwozu, idąc w jego górę.  Ten ciekawy przełom rzeczny powstał, gdyż rzeka rozwijała się na powierzchni zbudowanej ze skał osadowych pokrywających ukrytą pod nimi starą rzeźbę. Rzeka wcięła się więc w mało odporne osady (skały osadowe), następnie trafiła na materiały dużo odporniejsze na erozję. W ten sposób powstał piękny wytwór natury, który mogłem podziwiać wraz z przyjacielem Mariuszem. Ze względu na wysoką wartość krajobrazowo-przyrodniczą cały wąwóz jest objęty ochroną w Rezerwacie przyrody Manínska tiesňava. Niestety dnem wąwozu biegnie droga do położonych w górze doliny wsi Záskalie, Kostolec i Vrchteplá. Ze stromych zboczy na dno wąwozu spadają często zimą lawiny śnieżne, które niejednokrotnie aż na kilka dni odcinają wyżej wymienione wsie od świata. Idąc szlakiem turystycznym, który prowadzi wzdłuż tej drogi musimy uważać, choć ruch jest niewielki. Najlepiej jest dojechać autem na parking koło autocampingu u wylotu wąwozu. Na początku droga wiedzie przez najwęższe miejsce  cieśniawy po drewnianym moście do miejscowości Zaskalie. Szosa, a zarazem szlak prowadzą potem do kolejnego wąwozu, będącego rezerwatem ” Kostoleckiej tiesnavy”. Wąwóz charakteryzuje się imponującą skalną scenerią, w tym największą przewieszką skalną na Słowacji (i jedną z największych w całych Karpatach) oraz imponującym stożkiem piargowym pod nią. Skały Wąwozu Kostoleckiego są popularnym terenem wspinaczki skalnej. W 1974 r. odbyły się tu pierwsze międzynarodowe mistrzostwa Słowacji we wspinaczce skalnej. Zwiedziwszy go zawróciłem, bo nie był bym sobą, gdybym nie wdrapał się na najwyższą górkę w okolicy, czyli Wielki Manin. We wsi Zaskalie odbija zielony szlak na ten szczyt. Z łąki nad wioską wspaniale widać cieśniawy i obydwa szczyty Maninów. Później ścieżka prowadzi stromo na grzbiet Manina. Na niewielkiej polanie żółty już szlak prowadzi nas dalej na zalesiony wierzchołek, a następnie po bardzo stromym zboczu wąskimi zakosami do ujścia wąwozu i wsi Powazska Tepla. Szlak jest rzadko uczęszczany i roślinność wyrosła tu bardzo bujnie! Tak nasze kółko się zamyka. Veľký Manín wraz z Małym Maninem , od którego oddziela go na północy Wąwóz Maniński, tworzy wyraźnie wyodrębniająca się grupę górską, wysuniętą od głównego ciągu Sulowskich Wierchów blisko 4 km na zachód, w kierunku doliny Wagu. Zbudowany jest ze skał wapiennych, które na stokach wschodnich i północnych masywu wychodzą na powierzchnię w postaci licznych progów, ścian i baszt skalnych. Dlatego te góry są piękne i i przez charakterystyczny wygląd rozpoznawalne z daleka. Wierzchowina jak pisałem jest zalesiona, jedynie w jej środkowej części, w nieznacznym obniżeniu między dwoma „wierzchołkami” góry, którędy przebiega szlak jest niewielka widokowa łączka. Na skałach góry rośnie bogata roślinność wapieniolubna.Po zejściu z powrotem na parking ruszyliśmy z Mariuszem w kierunku Sulowskich skał, ale o tym przeczytacie już w innej opowieści. Jak zawsze zachęcam także do zajrzenia do fotorelacji z wycieczki. Z górskim pozdrowieniem Marcogor

W Janosikowych Dierach, w krywańskiej Małej Fatrze

marcogor o gorach

W Janosikowych Dierach, w krywańskiej Małej Fatrze

 Po przejściu masywu Rozsutca, co opisałem tutaj, dalsza część ostatniej mej wycieczki w górach Małej Fatry odbywała się przez Diery, zwane również Janosikowymi Dziurami. Minęła już godzina 15, gdy ja ze swoją ekipą zeszliśmy z przełęczy Medzirozsutce w kierunku ciemnych wąwozów Dier, czyli po słowacku dziur, co dobrze oddaje charakter tych obiektów. Początkowo minęliśmy malownicze i nasłonecznione skałki szczytu Tanecnicy, by schodzić coraz głębiej, po błotnistym szlaku. Tak to z polanki pod Tanecnicu znaleźliśmy się  w pierwszym z mrocznych wąwozów. Diery to nic innego jak zespół głębokich dolin o charakterze skalnych wąwozów położony pomiędzy masywami Małego i Wielkiego Rozsutca oraz Bobotów. Przejście nimi należy do nie lada atrakcji, dostarcza mnóstwa wrażeń z powodu nagromadzenia ciekawych turystycznie przejść. To kumulacja piękna dzikiej natury i ekstremalnych ścieżek. Dzięki systemowi sztucznych ułatwień dostępne jednak dla każdego. Całość obszaru Dier znajduje się na terenie Parku Narodowego Mała Fatra, w granicach rezerwatu przyrody Rozsutec. Diery, a zwłaszcza Dolne i Nowe Diery, są najliczniej odwiedzanym przez turystów miejscem w Małej Fatrze. Mogliśmy się o tym przekonać naocznie mimo późnej pory.  w cieśniawie Tesna Rizna W czasie dwóch godzin wędrówki przeszliśmy trzy spośród czterech udostępnionych wąwozów. Nowe Diery odwiedziłem w czasie innej eskapady, kilka lat temu. System wąskich, krętych wąwozów głęboko wyciętych w wapiennym podłożu tworzą: Dolné Diery, Horné Diery, Nové Diery i Tesná Rizňa. Dolné i Horné Diery wyrzeźbił główny ciąg Dierovego potoku, spływający spod przełęczy Medzirozsutce, między Wielkim a Małym Rozsutcem. Nové diery są kanionem wyciętym przez prawy dopływ wspomnianego potoku, płynący z północnych stoków Małego Rozsutca, a Tesná Rizňa przez lewy dopływ spod wzniesienia Tanečnica. Woda stworzyła tutaj niezwykle urozmaiconą rzeźbę, pełną załomów, cienistych szczelin, przewieszek i skalnych filarów, gwałtownych zwężeń i niespodziewanych rozszerzeń doliny. Dna wąwozów poprzegradzane są ciągami skalnych progów i większych wodospadów, pod którymi woda wymyła klasyczne kotły eworsyjne. W Dolnych Dierach znajdują się 2 wodospady (wys. 1 i 3,5 m), w Nowych Dierach – 4 wodospady (wys. 1–2 m), a w wąwozach Horné Diery i Tesná Rizňa – 9 wodospadów (wys. 2–4 m). Wszystkie wodospady są chronione jako pomniki przyrody. Do tego należy doliczyć całą masę pomniejszych kaskad, które powodują, że miejsce to kandyduje do jednych z najpiękniejszych uroczysk górskich. w Hornych Dierach Wszystkie kaniony są udostępnione turystycznie. W trudniejszych miejscach zainstalowano system schodków, drabinek, pomostów i poręczy, oraz łańcuchów i klamer, pierwotnie drewnianych, obecnie w większości stalowych. Jak byłem tu kilka lat temu, większość była drewniana, teraz w przewadze są stalowe. Wiodą nimi znakowane szlaki turystyczne. Najlepszymi punktami wyjściowymi do wycieczek w Diery są Štefanová – niewielka osada Terchowej w Dolinie Vrátnej oraz Biely potok – jedna z osad Terchovej, położona na wschód od centrum wsi, u wylotu Dolnych Dier, gdzie my mieliśmy zejść, jako, że tam właśnie zaparkowaliśmy auto. Sprzyja temu duży parking przy hotelu i restauracji Diery. Trzeba zapłacić 4 euro, ale na miejscu mamy do dyspozycji poza wymienionymi także kawiarnię i regionalną karczmę, gdzie po skończonej przygodzie zatrzymaliśmy się na dłużej, żeby przy piwku wspominać genialny wyjazd w góry. Polecam każdemu Terchowską Kolibę, Jest tam klimat, piękne kelnerki, regionalne dania i góralska muza. Ale wróćmy do przejścia wąwozami… typowy widoczek Hornych Dier Zapewne łatwiej jest iść tym systemem kanionów do góry, a my szliśmy w odwrotnym kierunku, więc mieliśmy utrudnione zadanie. Trzeba bardzo uważać, bo jest bardzo ślisko i mokro, błoto i woda towarzyszyły nam przez cały czas! Przejście jest naprawdę dobrze ubezpieczone wszelakim żelastwem, ale w paru miejscach ich brakuje i trzeba improwizować przechodzenie przez potok po mokrych kamieniach. Pierwszym wąwozem na naszej drodze zejścia była najwęższa Tesná Rizňa. Jest on najwyżej położony z systemu czterech wąwozów, w starszych opracowaniach wąwóz ten nie był wyróżniany, lecz uznawany za górną część Hornych Dier. Prowadzi tędy niebieski szlak turystyczny, który zaczyna się powyżej skrzyżowania szlaków, w miejscu zwanym Pod Tiesnou Rizňou. Początkowo jest to szeroka dolina o obydwu zboczach porośniętych bukowym lasem, na skałach gdzieniegdzie rośnie kosodrzewina. Właściwy wąwóz zaczyna się dopiero wyżej, gdzie miejsce buka zajmują świerki, a na potoku pojawiają się wodospady. Po skalnych ścianach obrośniętych mchami i wątrobowcami sączą się strużki wody. Tu rozpoczyna się właściwa zabawa przy pomocy systemu kładek, drabinek i łańcuchów. Ale zależy co kto lubi… turystyczna trasa w Janosikowych Dierach Kolejnym etapem przygody na naszej drodze miał się okazać wąwóz Horne Diery. Położony jest w środkowej części Dierovego potoku. Dolny koniec Hornych Dier znajduje się w lesie powyżej skrzyżowania szlaków turystycznych o nazwie Podžiar, górny poniżej rozszerzonego dna doliny o nazwie Pod Palenicou. Wąwóz jest zbudowany ze skał dolomitowo-wapiennych, a jego obydwa zbocza to pionowe lub bardzo strome ściany. Szlak turystyczny prowadzi to z jednej, to z drugiej strony potoku metalowymi kładkami, w niektórych miejscach również samym korytem potoku. Na potoku jest tu kilka cudnych, wysokich wodospadów, wszystkie te cuda zobaczycie na zdjęciach w galerii. Progi wodospadów pokonujemy za pomocą metalowych drabinek i kładek. W niektórych miejscach ścieżka trawersuje strome urwiska. Dzięki technicznym ułatwieniom szlak jest łatwy dla przeciętnego turysty, jedynie po większych deszczach i na wiosnę staje się ekstremalnie śliski i trudny do przejścia. jeden z wodospadów Dolnych Dier Tak doszliśmy na uroczą polankę na wysokości 715 m., zwaną  Podžiar, w niewielkiej kotlince Dierovego potoku, pomiędzy Dolnymi a Hornymi Dierami. Dopiero tu mogliśmy nieco odsapnąć z nadmiaru emocji i rozluźnić napięte mięśnie. Nie było jednak czasu na dłuższy odpoczynek, bo niebezpiecznie zbliżała się noc, a w mrocznym wąwozie mogło być ryzykownie i nieprzyjemnie!  Dodam jeszcze, że po zachodniej stronie potoku (przy żółtym szlaku turystycznym do Štefanovej) znajduje się bacówka, w której w okresie letnim działa bufet. My ruszyliśmy dalej w stronę Dolnych Dier. W ciągu setek tysięcy lat Dierový potok wyżłobił tu bardzo urozmaicony relief, pełen załomów, skalnych tuneli, gwałtownych zwężeń i niespodziewanych rozszerzeń doliny. Dno wąwozu poprzegradzane jest ciągami skalnych progów i wodospadów. Wszystkie trudniejsze miejsca są zabezpieczone poręczami, a przejście ułatwiają schodki, drabinki i pomosty, tak samo jak w poprzednich kanionach.  Miejscami spomiędzy skał ukazuje się masyw Bobotów. Tak bardzo zakochałem się w tym miejscu, które przecież odwiedziłem nie pierwszy raz, że myślałem, że już stąd nie wyjdę! Ale mi się zapomniało jak tu pięknie, więc aparat ciągle szedł w ruch, a czas niemiłosiernie upływał. Trzeba było zdążyć przed nocą na parking i to się udało na styk! kosmiczny pejzaż Dolnych Dier W wąwozach znajdziemy szereg gatunków roślin górskich i alpejskich. Jednocześnie na turniach i skalnych półkach, wysoko ponad dnem doliny rosną reliktowe okazy sosny zwyczajnej. To taka ciekawostka przyrodnicza. Schodząc coraz niżej, po drodze minęliśmy miejsce zwane Ostrvné, gdzie oddziela się szlak do Novych Dier, nazwanych tak dlatego, że ten wąwóz jako ostatni został udostępniony turystycznie. Nie było jednak już czasu na jego zwiedzanie, łatwą i szeroką już drogą wzdłuż bystrego wciąż potoku doszliśmy przed zmrokiem na parking. Tak dotarliśmy po dniu pełnym niezwykłych przygód i genialnych doznań do osiedla Terchowej - Biely potok, położonego na wysokości 575 m, przy głównej szosie, przy ujściu Dierovego potoku do Bielego potoku. Miejsce to ma duże znaczenie turystyczne, gdyż znajduje się tutaj początek kilku popularnych szlaków turystycznych Małej Fatry: do skalnego wąwozu Diery oraz w masyw Wielkiego Rozsutca i Małego Rozsutca. I oczywiście nie możemy przegapić karczmy Terchowska Koliba na dobry koniec dnia…. bajkowy krajobraz w Dierach Kto nie był jeszcze w górach Małej Fatry ma wiele do nadrobienia, a jak już tu przyjedzie obowiązkowym punktem zwiedzania muszą być Janosikowe dziury. Sam słynny zbójnik właśnie w Terchowej urodził się naprawdę, stoi tam jego olbrzymi metalowy pomnik przy drodze do Doliny Vratnej, poczytacie o tym tutaj. Mała Fatra jak już pisałem to dla mnie najładniejszy kawałek Słowacji i będę tu powracał stale. Na koniec zapraszam do obejrzenia fotorelacji z tego jakże widowiskowego przejścia opisanym systemem wąwozów Dier. Ostatnie zdjęcia troszkę ciemne z powodu zapadającej nocy, ale wszystkie warte obejrzenia! Zobaczycie jak tam jest naprawdę – kosmicznie i zarazem bajecznie…Dziękuję także super ekipie za wspólne przeżywanie tych mega wrażeń. Z górskim pozdrowieniem Marcogor                                                 

Trzeci raz na Wielkim Rozsutcu, czyli w krainie wiecznej szczęśliwości

marcogor o gorach

Trzeci raz na Wielkim Rozsutcu, czyli w krainie wiecznej szczęśliwości

Mała Fatra to moje ulubione pasmo górskie. A znajdujący się tam Wielki Rozsutec to najpiękniejsza góra Słowacji. Dla mnie być może to najwspanialszy szczyt na jaki kiedykolwiek wszedłem. Dlaczego on jest taki wyjątkowy? Po prostu zobaczyłem go pierwszy raz i się zakochałem. To taka miłość od pierwszego wejrzenia! I teraz wracam na niego co jakiś czas. Skalisty wierzchołek, pełen iglic, wieżyczek, strzelistych turni, labiryntów skalnych wygląda nieziemsko, jakby przeniesiony z innego świata na tle sąsiednich połoninnych szczytów. Dookoła zalesione lub trawiaste górki, a tutaj w centrum tego pasma takie niezwykłe, wyjątkowe piękno. Ale po kolei… polana Podrozsutce i poranne morze mgieł Tęsknota za tymi górami była tak wielka, że znowu zebrałem ekipę i wyruszyliśmy na podbój Małej Fatry. Dla moich znajomych to miało być pierwsze zetknięcie z tym górskim rajem. Ja chciałem zobaczyć Wielkiego Rozsutca ubranego w jesienne barwy. Zresztą jesienią wszystko wygląda najlepiej w górach. Można łatwo wyjść ponad chmury i zobaczyć morze mgieł, aż po widnokrąg. Trafiliśmy właśnie taką pogodę. Bezchmurne błękitne niebo, przypiekające słońce, wyjątkowa przejrzystość powietrza gwarantująca widoki aż po horyzont i wspomniane już morze mgieł. Czuliśmy się chwilami jak na statku, na niezmierzonym oceanie. Do tego czekała na nas niezapowiadana niespodzianka. Cały szczyt od północnej strony był zaśnieżony. Podejście po lodzie i śniegu właśnie od tej strony było ryzykowne, ale okazało się mega przygodą. Wielki Rozsutec o poranku wraz z głównym grzbietem Małej Fatry Najszybciej na masyw Rozsutca dostać się  można z przysiółka Biała Woda, na przedmieściach Terchowej, miasta urodzin słynnego zbójnika Janosika. Tam stoi piękna restauracja i hotel Diery  z dużym parkingiem. Nie sposób go nie zauważyć jadąc od Dolnego Kubina. Za postój trzeba zapłacić cztery euro, ale po odbytej wycieczce warto zajrzeć do Terchowskiej Koliby, genialnej karczmy przy wejściu na szlak. Z parkingu wychodzi zielony szlak prowadzący najpierw na szczyt Małego Rozsutca, a w drugą stronę wybiega niebieski szlak prowadzący do słynnych wąwozów Małej Fatry, zwanych Dierami. Tamtędy mieliśmy wracać z powrotem. Szlak na masyw Rozsutca prowadzi początkowo przez łąkę, gdzie jeszcze w październiku trwa wypas owiec, o czym przekonaliśmy się naocznie. Dalej wyprowadza do wsi Podrozsutec, która wygląda jakby czas się tam zatrzymał dawno temu… stara zabudowa bardziej przypomina skansen i dlatego bardzo nam się spodobała. krajobraz Małej Fatry z Terchową w dole i porannymi mgiełkami Za wsią zaczyna się strome podejście wygodną ścieżką przez las, początkowo wzdłuż koryta bystrego potoku, na którym nie brakuje wielu uroczych kaskad. Potem prowadzi bocznym grzbietem wśród ciekawych gniazd skalnych. Im bliżej wierzchołka Małego Rozsutca, tym robi się coraz bardziej widokowo. Mijamy interesujący punkt widokowy i po chwili wchodzimy w bardzo kruchy teren, skalisty jar, gdzie w wejściu na szczyt pomagają łańcuchy. Już po drodze, gdy tylko wyszliśmy ponad chmury znaleźliśmy się w krainie szczęśliwości. Widok jaki czekał na nas na pierwszym zdobytym szczycie oczarował nas. Zawładnął moim umysłem, sercem i całą osobą na resztę dnia i jeszcze długo później… było przez resztę dnia już tylko pięknie, piękniej i jeszcze piękniej. Czar trwał i trwał i zdawał się nie mieć końca! widok z Małego Rozsutca na Wielkiego Rozsutca Z Małego Rozsutca doskonale było widać nasz główny cel, czyli Wielkiego Rozsutca, a poza tym kawał głównego grzbietu Małej Fatry. A w oddali majaczyły jakże wyraźne tego dnia szczyty Tatr, Wielkiej Fatry, Gór Choczańskich, Niżnych Tatr, czy Beskidów, na czele z Babią Górą. A poza tym cały Liptów, wszystkie śródgórskie doliny zalane były oceanem mgieł, który falował i wdzierał się coraz bliżej, a później cofał, żeby wyparować dopiero późnym popołudniem. Tego pięknego dnia spotykaliśmy na szlaku mnóstwo turystów, którzy tak jak my przeczuli, że to będzie jeden z najpiękniejszych dni w górach tego roku! Zejście na przełęcz Medzirozsutce prowadzi częściowo błotnistą, wąską ścieżyną,a potem stromym kominkiem skalnym, gdzie w zejściu pomaga bardzo długi łańcuch. Trzeba było być czujnym, ale szybko dotarliśmy na dół. panorama Małej Fatry z Wielkiego Rozsutca Rozłożyste siodło przełęczy powitało nas tłumem turystów i widocznym lodem na szlaku prowadzącym pod górę. Po konsultacjach z ludźmi schodzącymi w dół ze szczytu stwierdziliśmy, że my także damy radę zdobyć Wielkiego Rozsutca, mimo braku zimowego sprzętu. Na szczęście zejście południową ścianą było suche i zupełnie bez śniegu. Góra pokazała nam swoje dwa jakże różne, ale równie piękne oblicza. Zimowe wejście i jesienne zejście, odmienne klimaty, ale przygoda wyśmienita. Dotarcie na szczyt nastręczyło sporo trudności, ale wszyscy bezpiecznie dotarli na wierzchołek, który był podzielony przez jesienno- zimowe barwy. Takie połączenie jest mega atrakcyjne. Samo przejście wśród różnorodnych formacji skalnych wąską ścieżyną dostarcza mnóstwo adrenaliny i wrażeń, a do tego natura upiększyła to jeszcze dodatkowo fantazyjnymi zimowymi sceneriami. Trzeba zobaczyć to na żywo, ale zdjęcia może choć trochę oddadzą w jakim bajkowym świecie piękna się znaleźliśmy. To były fantastyczne doznania, panorama z Wielkiego Rozsutca zaś, to był prawdziwy majsztersztyk. Wszystko w promieniu 50 km mieliśmy jak na dłoni, upiększone morzem mgieł. Pokazałem swojej grupie Wielki Krywań, najwyższy szczyt Małej Fatry, nasz najbliższy cel przy kolejnej wycieczce w te majestatyczne góry. widok z Wielkiego Rozsutca na główny grzbiet Małej Fatry, Dolinę Vratną i Małego Rozsutca z prawej Zejście na kolejną przełęcz Medziholie było zdecydowanie łatwiejsze od podejścia, najbardziej przeszkadzało bardzo błotniste podłoże w wielu miejscach. Szlak prowadzi z tej strony również stromymi skałami, nieraz pomocne przy schodzeniu okazują się łańcuchy, klamry, a nawet metalowe drabinki. Specjalnie poprowadziłem naszą ekipę tą trasą, żeby mogli zobaczyć Wielkiego Rozsutca od tej drugiej strony. Z przełęczy Medziholie wygląda on najbardziej widowiskowo i niebotycznie. Doskonale stąd widać jak góruje swym strzelistym majestatem nad resztą łagodnej, zielonej krainy, zwanej Małą Fatrą. Małe, ale najcudowniejsze pasmo górskie Słowacji, kryjące w sobie wiele tajemnic. Wiele z nich już odkryłem, mam nadzieję, że niedawna tragedia zalanej Doliny Vratnej nie zepsuje tego wizerunku. Naprzeciw Rozsutca znajduje się kolejny szczyt – Stoh, który rzeczywiście wygląda jak kopa siana, z powodu swoich trawiastych, łagodnych zboczy. Byłem kiedyś na nim o czym przeczytacie tutaj. Ale niesamowita odmienność tych dwóch gór daje nam wspaniałe porównanie w bliskim sąsiedztwie, co wygląda piękniej. Wielki Rozsutec dla mnie jest jakby przeniesiony w te góry z innego świata, nie pasuje tu, ale dlatego jest wyjątkowy w tym krajobrazie. Mały Rozsutec z przełęczy Medzirozsutce Z przełęczy postanowiłem obejść szczyt trawersem i wrócić z powrotem na poprzednią przełęcz, między obu wierzchołkami. Jeszcze raz mogliśmy podziwiać niezwykłe pejzaże tej góry, połączenie skalnej scenerii z falującą, upstrzoną jesiennymi kolorami barwną trawą. Nieważne jakie kolory, magia tego miejsca i jego bijące piękno nie pozwalała ani na chwilę wytchnienia od tej nieskazitelnej górskiej scenerii. Cały czas czułem się, jakbym był w raju. Rajski krajobraz trwał bez końca i dopiero nadchodząca noc miała przerwać me obcowanie z tym jakby kosmicznym, jakby nie z tego świata górskim pejzażem. Po dotarciu na siodło Medzirozsutce rozpoczęliśmy zejście w dół poprzez wąwozy, czyli Diery. Ale tam czekało na nas znowu tyle emocji i pięknych widoczków, że można by obdzielić tymi przeżyciami następny wypad w góry. Dlatego o tym przeczytacie już w kolejnej mej opowieści. Na koniec zapraszam do obejrzenia zdjęciowej fotorelacji z wypadu. Naprawdę jest na co popatrzeć! Jeszcze raz dziękuję mojej ekipie za cudowną wspólną wycieczkę. Byliście wspaniali mimo pewnych trudności i mega błotka na szlaku. Spędziliśmy 9,5 godziny na turystycznej trasie, wracając do auta tuż przed zmrokiem. Z górskim pozdrowieniem Marcogor Zapraszam do zabawy w nowej ankiecie, odpowiedzcie w ile pasm górskich jeździcie, jedno ulubione, kilka ulubionych, czy wszystkie jakie się da? Note: There is a poll embedded within this post, please visit the site to participate in this post's poll.

marcogor o gorach

Obryw skalny i inne atrakcje Barda, czyli w sercu Gór Bardzkich

Kontynuując moje poznawanie Gór Bardzkich udałem się do Barda. To miejsce szczególne na mapie tych gór, prawdziwe serce tego pasma. Tutaj nagromadzone jest najwięcej atrakcji dla turysty. Miasteczko leży na rzeką Nysą Kłodzką i właśnie przełomy tej rzeki są największa atrakcją dla turysty oglądającego miasto z poziomu otaczających szczytów. Wijąca się wśród gór wstęga Nysy wieloma zakolami wygląda bajecznie. Ja oglądałem ją z urwiska nad miastem. W Bardzie znajduje się także Sanktuarium Maryjne w kościele pod wezwaniem NMP z figurą Madonny Tronującej, a także pocysterski klasztor z muzeum sztuki sakralnej. Wspaniale prezentuje się również kamienny most wzniesiony w XVI w., jak i obręb starego miasta z 1300 r. Najważniejsze z punktu widzenia wędrowcy są jednak góry, a te okalające Bardo mają wiele do zaoferowania. Bardzka Góra Z jednej strony Różańcowa – góra z zabytkowymi kapliczkami różańcowymi z XVIII i XIX w., na którą droga zaczyna się na samym rynku Barda. A z drugiej Kalwaria, zwana też Bardzką Górą, słynąca zwłaszcza z widokowego obrywu nad miastem. Na Kalwarię prowadzi mnóstwo ścieżek, w tym ta wzdłuż stacji drogi krzyżowej. Na szczycie stoi  barokowa kaplica górska NMP z 1619 ze skromnym wyposażeniem. Postawiono ją w miejscu, gdzie według tradycji w 1400 miała się objawić Matka Boża Płacząca. Obok znajduje się skałka z odbitą stópką Matki Boskiej, przy której stoją kapliczki kalwaryjne. Dla turysty górskiego największą atrakcją jest jednak Obryw Bardzki – osuwisko na zboczu Kalwarii. To pozostałość po olbrzymim osuwisku, które 24 sierpnia 1598 zablokowało koryto Nysy Kłodzkiej grożąc zatopieniem Barda. Na górnej krawędzi urwiska stoi krzyż i stąd roztacza się przepiękna panorama miasta i przełomu bardzkiego. W czasie mojego pobytu tam budowano właśnie wygodne drewniane schody prowadzące na skraj urwiska. Miałem szczęście, że dotarłem tam pod wieczór i mogłem podziwiać niezwykły zachód słońca. Kalwaria Na Bardzką Górę najłatwiej dotrzeć podjeżdżając na parking po drugiej stronie Nysy, gdzie rozpościerają się tereny rekreacyjne i jest wypożyczalnia pontonów. Tam wita nas wejście do Zespołu Przyrodniczo – Krajobrazowego „Obryw Skalny”. Możemy wybrać na górę trasę pokrywającą się z niebieskim szlakiem, który wiedzie, aż na Przełęcz Kłodzką, na którą opisałem wycieczkę tu. Szlak pokrywa się znacząco z drogą krzyżową. Mijamy więc ładne kapliczki, a także źródełko maryjne, które jest ulubionym miejscem wypoczynku strudzonych wędrowców, czy pątników. Nad ujęciem źródlanej wody wybudowano niewielką kamienną kapliczkę w kształcie małego domku, wewnątrz której mieści się kamienna cembrowina. Źródełko uchodzi za cudowne, podobno w 1672 r. miało tu miejsce uzdrowienie młodego Czecha. Według legendy to miejsce ma także moc spełniania najskrytszych pragnień. Wystarczy nabrać źródlanej wody w usta i trzykrotnie biegiem okrążyć kapliczkę. Obryw Bardzki Niedaleko stąd odchodzi w bok ścieżka, którą możemy dotrzeć do reliktów średniowiecznego zamku. Idąc niecałą godzinę pod górę docieramy na obryw skalny. To osuwisko skał i ziemi znajduje się na zachodnim stoku Kalwarii, opadającym do dna doliny Nysy Kłodzkiej. Górna krawędź osuwiska jest zakończona niewielką grzędą skalną położoną na wysokości około 390 m n.p.m. Dolna granica znajduje się na wysokości około 300 m n.p.m. i dochodzi do koryta Nysy Kłodzkiej. Osuwisko jest największym historycznie poświadczonym osuwiskiem zbocza górskiego w Sudetach, ma około 90 m wysokości i do 200 m szerokości. Ślady obrywu są doskonale widoczne w postaci skalistego urwiska na zboczu. Na górnej granicy osuwiska skalnego na stoku Kalwarii stoi krzyż, gdzie jest usytuowany właśnie punkt widokowy. Panorama jaką oferuje to miejsce jest warte odrobiny wysiłku jaki musimy podjąć wspinając się tutaj. Jest tu bezpiecznie, metalowe balustrady ograniczają ryzyko upadku w przepaść. Stąd jeszcze musimy piąć się pod górę, aby dojść na szczyt Bardzkiej Góry, do kaplicy. Ja już tam nie dotarłem, gdyż brakło dnia. Wystarczył mi zachód słońca nad urwiskiem. I panorama Barda, Przełomu Bardzkiego i północnej części Grzbietu Zachodniego Gór Bardzkich. Zejście w dół to kwestia pół godzinki, więc przed ciemną nocą dotarłem w powrotem do auta. Miałem jeszcze jechać na Przełęcz Srebrną, gdzie znajdują się słynne pruskie forty (Twierdza Srebrnogórska) oraz imponujące swoją wysokością nieczynne wiadukty kolejowe, ale brakło już na to czasu. Niestety nie można mieć wszystkiego, mając tak napięty plan odwiedzenia wszystkich pasm górskich Sudetów w dwa tygodnie! Góry Bardzkie z racji swej małej powierzchni i tak zwiedziłem w dużym stopniu. Choć zapewne powrócę kiedyś tu, żeby zwiedzić choćby Twierdzę Kłodzką w Kłodzku. Następny dzień miał przynieść nowe doznania i przygody, ale to już temat na następną część sudeckiej opowieści. Na koniec zapraszam do obejrzenia krótkiej fotorelacji z pobytu tutaj. Z górskim pozdrowieniem Marcogor

marcogor o gorach

W Górach Bardzkich – na Kłodzkiej Górze

Góry Bardzkie to pasmo górskie w Sudetach; najdalej wysunięte na wschód w Sudetach Środkowych. Długie na 20 km i szerokie od 6 do 10 km góry ciągną się od Przełęczy Srebrnej na północnym zachodzie po Przełęcz Kłodzką na południowym wschodzie. Na północnym wschodzie opadają wyraźnym uskokiem brzeżnym ku Przedgórzu Sudeckiemu a na południowym zachodzie przechodzą łagodnie w obniżenie Kotliny Kłodzkiej. Na północnym zachodzie graniczą z Górami Sowimi a na południowym wschodzie z Górami Złotymi. Całe pasmo o powierzchni ok. 200 km² rozdzielone jest przełomem Nysy Kłodzkiej – Przełomem Bardzkim – na dwie części: Grzbiet Zachodni i Grzbiet Wschodni. Przełęcz Kłodzka Odwiedziłem te niewielkie góry w tym roku przy okazji zdobywania Korony Gór Polski. Dlatego już wcześniej wiedziałem, że moim pierwszym celem będzie Kłodzka Góra – kulminacja tego pasma. Najłatwiej ją zdobyć z Przełęczy Kłodzkiej, która łączy Kłodzko ze Złotym Stokiem. Na przełęczy znajduje się przystanek PKS i mały parking, gdzie można zostawić samochód.  Rejon przełęczy jest widokowy, roztacza się stąd panorama ziemi kłodzkiej. Na szczyt prowadzi niebieski szlak będący częścią europejskiego długodystansowego szlaku pieszego E3, będący jednym z 11 europejskich szlaków wędrówkowych. Wejście na szczyt zajmuje niecałe dwie godziny, ale myli się ktoś, kto pomyśli, że jest łatwo i przyjemnie. Wbrew pozorom trasa daje trochę w kość przez konieczność pokonania wielu pomniejszych kopek po drodze na Kłodzką Górę.  Kłodzka Góra Po drodze musiałem przejść przez wzniesienie Grodziska i Jeleniej Kopy, aby skręcić na żółty szlak prowadzący do Kłodzka, który po chwili doprowadził mnie na wierzchołek Kłodzkiej Góry. Porośnięty w całości lasem świerkowym, częściowo przerzedzonym w partii szczytowej nie stanowi zbyt dużej atrakcji, więc jest bardzo rzadko odwiedzany. Ja nie spotkałem żywej duszy, mimo, że żółty szlak jest jedyną znakowaną pieszą trasą wychodzącą z Kłodzka. Od kilku lat w najkrótszą noc roku oddział PTTK w Kłodzku organizuje wejście z Kłodzka na Kłodzką Górę i z powrotem. Poza tym spotkać tu można chyba tylko zdobywców KGP. Zero widoków, kilka fotek i rozpocząłem zejscie z powrotem do auta na przełęczy. Żeby odmienić sobie trasę wykorzystałem po części przebiegającą zboczami góry czerwono znakowaną ścieżkę rowerową. Wycieczka zajęła mi niewiele ponad trzy godziny, więc wyruszyłem autem na drugą stronę Gór Bardzkich, do Barda, gdzie znajduje się największe w tym paśmie nagromadzenie atrakcji turystyczno- górskich. Ale o tym w kolejnej części opowieści. Na koniec zapraszam do obejrzenia krótkiej fotorelacji. Z górskim pozdrowieniem Marcogor

Pierwszy kompletny przewodnik narciarstwa wysokogórskiego po Tatrach

marcogor o gorach

Pierwszy kompletny przewodnik narciarstwa wysokogórskiego po Tatrach

Przez grań Otargańców na Raczkową Czubę i Jarząbczy Wierch

marcogor o gorach

Przez grań Otargańców na Raczkową Czubę i Jarząbczy Wierch

Jesienią góry są najpiękniejsze. To truizm, ale taka jest prawda. Jeśli chodzi o Tatry to najcudowniejsze są o tej porze roku Tatry Zachodnie. Tam kolorki są najfajniejsze. Trawy przybierają kolory czerwieni, rudości i wiele innych barw. Wszystko, cała przyroda w swym kolorycie jest genialna. Korzystając z najlepszej chyba pogody tej jesieni, tej październikowej, w czasie ostatniego tygodnia wyruszyłem na wymarzoną wycieczkę razem ze swoją wspaniałą ekipą górołazów. Jako cel obrałem grań Otargańców z kulminacją w Jakubinie ( 2194 m.), rozdzielającą doliny Jamnicką i Raczkową. Szedłem już kilka lat temu tą trasą, ale jako, że to jeden z najwspanialszych szlaków w całych Tatrach, postanowiłem go powtórzyć. Przejście całym grzbietem Otargańców jest niezwykle widokowe i dostarcza mnóstwo emocji, z powodu wędrówki eksponowanymi nieraz miejscami, pośród mnóstwa malowniczych skałek, turni, turniczek. Czasami można poczuć się jak  w labiryncie skalnym.  panorama Łopaty, Wołowca i Rohaczy, foto by Natalia.P Szlak turystyczny prowadzący granią Otargańców nie sprawia trudności technicznych, jest jednak wyczerpujący ze względu na dużą ilość podejść (suma wzniesień 1440 m). Na szlaku istnieją miejsca eksponowane, więc trzeba być czujnym. Do pokonania mamy kilka dominujących  szczytów. Należy uważać na możliwość zmylenia drogi (np. podczas mgły), co może być niebezpieczne. Wycieczkę najlepiej rozpocząć w Przybylinie, a dokładnie przy ujściu Doliny Wąskiej, gdyż tam kończy się asfaltowa droga, którą możemy dojechać na parkingi obok autocampingu „Raczkowa Dolina”, czy przy „Horskiej Chacie”. Tam też dojechaliśmy i zaczęła się nasza przygoda. U wylotu Doliny Wąskiej znajduje się duże osiedle turystyczne, a na nim wspomniany autokemping  z polem namiotowym, hotele, restauracja, schronisko, domki kempingowe i parkingi. Przejście Doliną Wąską szybko wyprowadza nas do miejsca, gdzie dolina rozchodzi się na dwie: Raczkową i Jamnicką, a pośrodku nich ciągnie się długi i ekscytujący masyw Otargańców.  Grań Otargańców widoczna z Magury, foto by Natalia.P Jest to silnie poszarpana grań, w której wyróżnia się siedem szczytów i kilka przełęczy. Odbiega ona od znajdującego się w grani głównej Jarząbczego Wierchu w południowym kierunku. Grań Otargańców wznosi się wysoko ponad dnami sąsiednich dolin (800–900 m). Dolna część zboczy jest stromo podcięta przez ostatni lodowiec, stąd też spływające z nich potoki tworzą tu liczne wodospady, które możemy oglądać z oddali.  Z wysokich szczytów Otargańców możemy podziwiać jedne z najładniejszych panoram widokowych w Tatrach Zachodnich. Szczególnie efektownie prezentują się stąd Rohacze, Starorobociański Wierch, Bystra i Barańce. W oddali widoczne są wapienne masywy Bobrowca, czy Kominiarskiego Wierchu, a nawet Czerwonych Wierchów. Z najwyższej Jakubiny zobaczymy wszystkie szczyty Tatr Zachodnich, a także panoramę Tatr Wysokich z Krywaniem na czele, czy nawet naszą Orlą Perć. Szlak turystyczny prowadzący granią Otargańców jest rzadko uczęszczany i to zapewne największa jego zaleta. Możemy poczuć się tu naprawdę jak na łonie natury i w spokoju przemierzać cudną górską ścieżkę.  Niżna Magura widoczna z podejścia na Pośrednią, foto by Natalia.P Na rozstaju szlaków na Niżnej Łące rozpoczęła się nasza długa i żmudna wspinaczką granią, która miała potrwać z przerwami siedem godzin! Niżna Łąka  to obecnie jest tylko miejsce składowania drzewa. Znajduje się tutaj rozdroże szlaków turystycznych z ławkami i stołami dla turystów. Tuż poniżej Niżniej Łąki, w miejscu połączenia Doliny Jamnickiej i Doliny Raczkowej znajduje się drugie rozdroże szlaków turystycznych i wiata. Tutaj też Jamnicki Potok łączy się z Raczkowym Potokiem. W sierpniu 2007 r. silna wichura wyłamała całkowicie las na długości ok. 1 km w Dolinie Jamnickiej, tuż powyżej Niżniej Łąki. Dlatego też początek zielonego szlaku jest słabo oznakowany, ale na górę prowadzi dobrze widoczna ścieżka. Później w lesie jedynym utrudnieniem mogą być nie usunięte jeszcze wiatrołomy, ale sporadycznie i są obejścia. Początek aż do wyjścia ponad górną granicę lasu jest stromy, męczący i żmudny, choć droga prowadzi wieloma zakosami. Raczkowa Czuba i Starorobociański Wierch widziane z Wyżniej Magury, foto by Natalia.P Ale wszystko zostanie nam wynagrodzone, gdy wyjdziemy z lasu w piętro kosodrzewiny, a potem na pierwsze widokowe skałki. One pojawiają się na niższym szczycie Ostredoka.  Ostredok jest pierwszym od południa wzniesieniem  grani. Ma dwa wierzchołki: 1674 m n.p.m. (pierwszy od południa) i 1714 m n.p.m. Nazywane są często Małymi Otargańcami i wyglądają uroczo w scenerii skalno – trawiastej. W oddali doskonale widać stąd długą grań Niżnych Tatr.  Garby szczytowe i grań Małych Otargańców są skaliste i nagie, zbocza w partiach podszczytowych porośnięte kosodrzewiną. Powyżej górnego szczytu znajduje się w grani rów grzbietowy o długości ok. 100 m. Wszystko to wygląda nieziemsko, a przecież to dopiero był początek naszej wędrówki. Ale długo tutaj siedzieliśmy podziwiając i chłonąc całe to piękno przyrody. Rewelacyjna, słoneczna pogoda i błękit nieba pozwalały cieszyć się nieskazitelnym urokiem tego magicznego miejsca i boskimi widokami. gdzieś w masywie Otargańców, foto by Natalia.P Ruszyliśmy w końcu dalej, a nasza grań stawała się coraz bardziej rozczłonkowana i postrzępiona, a przez to ciekawsza i bardziej eksponowana. Miejscami robiło się przepaściście, ale bez większych trudności. Tak doszliśmy do Niżnej Magury. Szlak omija sam wierzchołek i prowadzi dalej postrzępioną granią, z kilkoma garbami do pokonania na wzniesienie Pośredniej Magury. To już wysokość ponad 2000 m, niektóre mapy podają nazwę Wyżnie Otargańce. Szczyt ma skalisty wierzchołek, a dalej grań w kierunku Wyżniej Magury jest odcinkami również skalista i przecięta ukośnym rowem grzbietowym. Te dwie Magury rozdziela płytka Rysia Przełęcz. Szczytów i garbów do pokonania było już trochę, więc czuliśmy zmęczenie, ale już tylko Jakubińska Przełęcz oddzielała nas od najwyższego wzniesienia całego masywu – Raczkowej Czuby ( słow.Jakubina – 2194 m.). Jest to zarazem drugi co do wysokości szczyt Tatr Zachodnich. Tutaj nastąpił długi, zasłużony wypoczynek i delektowanie się widokami.  Z jej górującego nad otoczeniem wierzchołka zobaczymy bardzo rozległą panoramę widoków, jedną z najładniejszych w Tatrach. Po wielu minutach ograniczonej przez mgłę widoczności, gdy niskie chmury zaczęły się przetaczać przez grzbiet dostaliśmy to na co wszyscy czekali- nieograniczony widok na całe Tatry Zachodnie i dużą część Wysokich. masyw Otargańców oraz Baraniec i Smrek na drugim planie, foto by Natalia.P Gdy nadeszła pora szybko dotarliśmy do ostatniego dziś szczytu – zwornikowego wierzchołka Jarząbczego Wierchu. Poniżej jego kulminacji przebiega granica polsko – słowacka. Góra słynie z genialnego widoczku na trzy Raczkowe Stawy z ich bajecznym otoczeniem. Ze szczytu mamy także rozległe widoki, szczególnie dobrze widać stąd pobliskie Rohacze, Starorobociański Wierch, Bystrą z Zadnią Kopą i masyw Barańca. Od tej chwili pozostało nam już tylko zejście w dół, z powrotem na parking. Jako, że było już późne popołudnie żwawo rozpoczęliśmy odwrót poprzez Niską Przełęcz i dalej bardzo  stromym żlebem, którym prowadzi zielony szlak do Doliny Jamnickiej. Czekało nas ponad 1200 metrów zejścia w dół, co dało się bardzo we znaki. Dopiero po zejściu na dno doliny szlak złagodniał i kolana miały trochę odpoczynku. Przy rozdrożu w Kokawskich Ogrodach czekał na naszą grupę kolega Staszek, który oddzielił się od pozostałej jedenastki i zdążył dojść aż na Wołowiec!  Wołowiec, Rakoń i Łopata oraz Jamnicki Staw w dole, foto by Natalia.P Dolina Jamnicka ma długość 9 km i powierzchnię 35 km². Zejście nią prowadzi początkowo stromo w lesie, potem wygodną drogą leśną, choć w ten dzień miejscami błotnistą z powodu zwózki drzewa. Już po zapadnięciu zmroku dotarliśmy na parking, do naszych aut. Przeszliśmy 19 km, pokonując olbrzymie przewyższenie. To była mega udana wyprawa. Pogoda, widoki, smak przygody, super towarzystwo, niezapomniane wrażenia i wspomnienia na całe życie. Dziękuję wszystkim współtowarzyszom wycieczki za wyśmienity humor i obecność. Wspólne przeżywanie piękna jest ciekawsze i łączy ludzi. Oby do następnego razu wkrótce. Na koniec zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć uczestniczki wyprawy, mojej uzdolnionej koleżanki – fotograf Natalii P. Dobra lustrzanka to jednak jest to… Jest naprawdę na co popatrzeć. Pamiętajcie, góry najpiękniejsze są jesienią! To prawdziwa magia dla każdego turysty. Z górskim pozdrowieniem Marcogor 

marcogor o gorach

W Tatry

  Hej za mną w Tatry! W ziemię czarów, Na strome szczyty gór. Okiem rozbijem dal obszarów, Czołami sięgniem chmur. Ponad przepaście nasza droga, Odważnie, bracie mój! Od ludzi dalej – bliżej Boga Ha, już jesteśmy – stój! Patrz, jak w głębinach białą pianą Potoków kipi war… Potężną falą rozhukaną W granitach żłobi jar. I siłą w hale się przerzyna, W juhasa Boży świat, Gdzie w szmaragd stroi się dolina I w różnobarwny kwiat. Tu znów iglica za iglicą W niebiosa piętrzy się; Patrz, jak urwiskiem – błyskawicą - Kozica trwożna mknie. I z bystrej turni nad jeziora Wieczysty zbiega chłód, Gdzie się przeciąga Mnich-potwora W zwierciadle czarnych wód. Tam wstęgą białą nurt szeroki Śle w przepaść głazów złom I błyskawica drze obłoki, Po gromie wali grom. Zda się, że wstrząsa gór posadę Grom zdwojon echem burz, Zda się, że niesie nam zagładę, Że koniec świata już. Lecz burza coraz niżej schodzi, Piorunów słabnie trzask - Wybiegłe szczyty z chmur powodzi Oblewa złoty blask. Gerlach, Łomnica i Lodowy Nad białe morze chmur Podnoszą swoje dumne głowy: Króle tatrzańskich gór. Uczucie wzniosłe, niepojęte W piersi nie mieści się. i jakieś tchnienie wonne, święte W niebiosa serce rwie. Oddalonemu od trosk ziemi Zda się, że niebios próg, Że stanął między wybranemi, Że tu zamieszkał – Bóg. / Władysław Ludwik Anczyc / 

marcogor o gorach

Zamykają schronisko w Dolinie Pięciu Stawów Polskich

Dla wszystkich tatrzańskich turystów ważna informacja. Schronisko PTTK w Dolinie Pięciu Stawów będzie nieczynne w dniach 27.10.2014 – 19.12.2014 z powodu wymiany urządzeń kuchennych i sanitarnych oraz konieczności przeprowadzenia prac konserwacyjnych – poinformowano na stronie obiektu. Schronisko jest najwyżej położonym schroniskiem w Polsce (1670 m n.p.m.) i uznawane jest za jedno z najpiękniejszych, a także cieszących się najlepszą atmosferą. Posiada 67 miejsc noclegowych dla turystów. Każdy z nas zna to miejsce, jest położone w przepięknej scenerii i jako, że leży blisko kultowej Orlej Perci nieraz ratuje nam życie jako awaryjny nocleg. Więc zapamiętajcie tę datę, żeby nie zostać na lodzie podczas zbliżającej się zimy… Teraz trochę z innej beczki. Zakończył się tegoroczny plebiscyt „Wielkie Odkrywanie Małopolski”. Najwięcej zaszczytnych, turystycznych tytułów, trafiło na Podhale. To chyba nie dziwi nikogo, bo Tatry są jedyne i niepowtarzalne. Miasto Zakopane zwyciężyło w kategorii  „miejsca niezwykłe”. W kategorii „atrakcja turystyczna” zwyciężyła trasa turystyczna Kopalni Soli Wieliczka z podziemną ekspozycją multimedialną w komorze Kazanów i Lill Górna. Z kolei za najlepsze wydarzenie uznano Międzynarodowy Festiwal Folkloru Ziem Górskich w Zakopanem. W kategorii „smacznie i z tradycją – baza gastronomiczna” laureatem został Malinowy Anioł w Zielonkach. Jeśli zaś chodzi o bazę noclegową, to zwyciężył Pensjonat Prezydent w Rabce – Zdroju. Natomiast w kategorii agroturystyka wskazano Gospodarstwo u Majki Biel na Przełęczy Knurowskiej w Ochotnicy Górnej. Miałem tutaj okazję nocować i zdecydowanie polecam to miejsce. Gospodyni Pani Majka dodaje uroku temu miejscu. Małopolską Osobowością Turystyki został Kajetan d’Obyrn, a miejscem z klimatem – Zakopane – czytamy w komunikacie województwa.   Małopolska to najatrakcyjniejszy turystycznie region naszego kraju. W 2013 roku odwiedziło go ponad 12,6 miliona gości, a badania ruchu turystycznego wykazują w tym zakresie od lat stałą tendencję wzrostową – zaznaczył Marek Sowa, marszałek województwa małopolskiego. Wszyscy to odczuwamy jadąc w weekend np. do Zakopanego. Okazją do wręczenia nagród były Małopolskie Obchody Światowego Dnia Turystyki, które odbyły się w Białce Tatrzańskiej. To już 15 wspólny plebiscyt Województwa Małopolskiego i Gazety Krakowskiej. Z górskim pozdrowieniem Marcogor źródło: onet.pl 

marcogor o gorach

Bieszczadzkie Anioły

  Anioły są takie ciche zwłaszcza te w Bieszczadach gdy spotkasz takiego w górach wiele z nim nie pogadasz Najwyżej na ucho ci powie gdy będzie w dobrym humorze że skrzydła nosi w plecaku nawet przy dobrej pogodzie Anioły są całe zielone zwłaszcza te w Bieszczadach łatwo w trawie się kryją i w opuszczonych sadach W zielone grają ukradkiem nawet karty mają zielone zielone mają pojęcie a nawet zielony kielonek Anioły bieszczadzkie bieszczadzkie anioły dużo w was radości i dobrej pogody Bieszczadzkie anioły anioły bieszczadzkie gdy skrzydłem cię dotkną już jesteś ich bratem Anioły są całkiem samotne zwłaszcza te w Bieszczadach w kapliczkach zimą drzemią choć może im nie wypada Czasem taki anioł samotny zapomni dokąd ma lecieć i wtedy całe Bieszczady mają szalona uciechę Anioły są wiecznie ulotne zwłaszcza te w Bieszczadach nas też czasami nosi po ich anielskich śladach One nam przyzwalają i skrzydłem wskazują drogę i wtedy w nas się zapala wieczny bieszczadzki ogień. Adam Ziemianin, SDM 

marcogor o gorach

Bieszczady

  Nie płacz kiedy smutek zapuka w twoje progi nie daj się kiedy los jest ci mniej łaskawy Przecież dobrze wiesz że na końcu drogi wciąż wierne jak pies czekają październikowe Bieszczady Trawa na jedno kolanko klęka w zachwycie porannym i łąka cicho śpiewa swoje zielone psalmy A sarny rodem z Balnicy schodzą na letnią spowiedź i jedno jest takie niebo bieszczadzkie niebo sierpniowe W niebie cerkiewki pękate rozmodlone nad podziw za ręce je prowadzą same Bieszczadzkie Anioły. /Adam Ziemianin/ 

marcogor o gorach

Góry to mały skrawek raju

  „Góry stanowią jedną z  najpiękniejszych ucieczek od nieszczęść naszego współczesnego świata. Góra, to istota więcej niż doskonała, którą czcimy, i przed którą wypada jedynie spróbować zatańczyć. Królestwo prawdziwej wolności, mały skrawek raju.” Francois Florenc „Ten kto czuje te góry w każdym ich fragmencie: od tej małej goryczki po najwyższe szczyty – ten jest taternikiem. A kto nie rozumie zostaje wspinaczem, bo wspinaczkę nosisz razem z liną i czekanem w plecaku, a taternictwo w sercu. Nie zapomnijcie o tym jak będziecie następny raz wyruszać na wyprawę, bo bez tego Tatr nie zobaczycie.”  

marcogor o gorach

W Górach Bystrzyckich – na Jagodnej i w poszukiwaniu Strażnika Wieczności

Góry Bystrzyckie to rozległy, słabo zróżnicowany masyw górski w Sudetach Środkowych. Graniczy na północy z Górami Stołowymi, a od zachodu z Górami Orlickimi. Większość obszaru pasma leży na terenie Polski, na teren Czech przechodzi jedynie mały skrawek w południowej części. Góry Bystrzyckie wyróżniają się dużą lesistością. Teren jest bardzo słabo zaludniony i ze względu na trudne warunki ciągle wyludniający się w wyniku procesu zanikania wsi. Małe urozmaicenie rzeźby terenu, znaczne zalesienie i słaba baza noclegowa powodują, że Góry Bystrzyckie nie są popularnym regionem turystycznym. Są one atrakcyjne dla wytrwałych piechurów i rowerzystów górskich poszukujących miejsc wolnych od masowej turystyki. Jako, że ja należę do tej grupy wytrwałych piechurów odwiedziłem to pasmo w trakcie zdobywania Korony Gór Polski. Obecnie region ten stawia na turystykę rowerową i narciarstwa biegowego, więc mnóstwo tu nowych ścieżek i dróg leśnych, które może wykorzystać także turysta górski. Istnieje również gęsta sieć śródleśnych dróg asfaltowych.  Przełęcz Spalona Pasmo nie jest zbyt atrakcyjne widokowo, ale rzeczywiście znajdziemy tutaj ciszę i spokój, możemy być sami z dala od zgiełku świata. Najwyższym szczytem według najnowszych pomiarów jest Sasanka (985 m.), choć mędrcy z KGP przyznali ten tytuł pobliskiej Jagodnej ( 977 m.). Głównym punktem wypadowym w te góry jest przełęcz Spalona, gdzie dojedziemy autem, prawie pod same drzwi schroniska. Ja też tak zrobiłem, żeby zaoszczędzić na czasie. Dojechałem na miejsce Drogą Sudecką zwana też Autostradą Sudecką, która została zbudowana w 1938 roku. Posiada ona duże walory widokowe i należy do najwyżej położonych szos asfaltowych w Polsce. Otwierają się z niej widoki Kotliny Kłodzkiej, Masywu Śnieżnika i Doliny Orlicy. Sama Przełęcz Spalona to powszechnie używana nazwa rozległej łąki na wierzchowinie Gór Bystrzyckich, położonej na wysokości 800-815 m n.p.m. Miejsce to nie przypomina ukształtowaniem przełęczy, ale dzieli Góry Bystrzyckie na część południową i północną. Na łące znajduje się węzeł szlaków turystycznych, a także połączenie widokowej Spalonej Drogi z Bystrzycy Kłodzkiej na przełęcz do tzw. Autostrady Sudeckiej.   Schronisko Jagodna Przy drodze koło skrzyżowania dróg, w budynku dawnej karczmy z 1895 roku znajduje się schronisko górskie „Jagodna”, a także stok i wyciąg narciarski oraz dwa przebudowane bunkry. To miejsce tętni życiem. Tutaj turystów nie brakuje, organizowane są różne zloty, sam byłem świadkiem spotkania zdobywców Korony Sudetów. Schronisko posiada 53 miejsca noclegowe w pokojach 2-9 osobowych, możliwe jest również rozbicie namiotu obok schroniska. Budynek posiada kanalizację, centralne ogrzewanie i ciepłą wodę. Do dyspozycji jest świetlica, jadalnia i bufet. Do schroniska niestety już od dawna nie można dotrzeć komunikacją publiczną. Spodobał mi się klimat tego miejsca, trafiają tu raczej prawdziwy miłośnicy wędrówek. Stąd wychodzi szlak w masyw Jagodnej, gdzie znajdują się najwyższe szczyty pasma.  Masyw Jagodnej Bardziej należałoby napisać, że na szczyt Jagodnej prowadzi szeroka, utwardzona droga leśna, którą jeżdżą nawet uprawnione pojazdy!  Wzniesienie wznosi się w środku wysokiego rozciągniętego południkowo masywu w kształcie niewielkiego grzbietu, który tworzy z dwoma sąsiednimi wzniesieniami. Grzbiet z trzema mało widocznymi wzniesieniami, położony jest między Przełęczą Spaloną na północy a Przełęczą nad Porębą na południu. Wyjście na szczyt ze schroniska zajęło mi godzinę czasu, powrót troszkę mniej. Przewyższenie jest bardzo nieznaczne, więc wędrówkę można potraktować bardziej jako spacer. Tak łatwo zdobywa się szczyty Korony Sudetów. Z przełęczy niebieskim szlakiem, przez wierzchołki Sasina i Sasanki na Jagodną i z powrotem. Trwają cały czas przepychanki, które wzniesienie masywu Jagodnej jest najwyższe. Na każdym z tych szczytów stoją ambony myśliwskie, a na Jagodnej wisi tablica z oznakowaniem miejsca. Inaczej trudna byłoby się połapać na tym płaskowyżu, gdzie się jest.  Na początku XX wieku miejscowy oddział Kłodzkiego Towarzystwa Górskiego zbudował na szczycie Jagodnej 17-metrową wieżę widokową. Przed 1939 r. na miejscu widokowej ustawiono wieżę triangulacyjną, której resztki stoją do dnia dzisiejszego. Obecnie w pobliżu znajdziemy niezalesioną polankę stanowiącą punkt widokowy na Kotlinę Kłodzką, Masyw Śnieżnika, Góry Orlickie i Rów Górnej Nysy. Strażnik Wieczności Po zejściu na dół do schroniska postanowiłem zobaczyć jeszcze jedno miejsce. Chyba najbardziej legendarne w całych Górach Bystrzyckich. Jest tutaj mnóstwo leśnych dróg i wiele z nich ma swoje, czasem fantazyjne nazwy. Przy jednej z nich, zwanej Wieczność stoi niezwykły kamienny posąg pana w kapeluszu, nazwany „Strażnikiem Wieczności”. Znajduje się na całkowitym odludziu, przy ścieżce rowerowej, w pobliżu wymarłej wsi Huty, gdzie pozostał chyba tylko jeden zamieszkały dom. Kamienna rzeźba człowieka w kapeluszu z niem. napisem Grauer Mann (Szary człowiek) i datą 1872 mimo wątpliwej wartości artystycznej zyskała sławę i krążą o niej legendy. Muszę przyznać, że spotkanie z tym samotnym panem na takim odludziu, jeszcze jak się samotnie wędruje robi wrażenie! Dojść tam możemy zielonym szlakiem z przełęczy Spalona, a we wsi Huta musimy skręcić na czerwony szlak rowerowy i po około kilometrze wędrówki przywitamy się z panem w kapeluszu.  Droga Wieczność Można też dojechać od strony Bystrzycy Kłodzkiej do końca wsi Wójtowice i tam dojść do zielonego szlaku. Wtedy po drodze obejrzymy ruiny Fortu Wilhelma, kolejną pozostałość starych czasów. Kamienna figura, razem z drogą „Wieczność”  jest symbolem tych gór. Źródła podają, że „Droga Wieczność” jest jedną z najstarszych i niegdyś ważnych dróg leśnych. „Wieczność” straciła na znaczeniu po wybudowaniu poniżej Spalonej Drogi na przełęcz. Dziś intryguje swą nazwą i marką związaną z dawnymi czasami, kiedy to oprócz zwykłego wędrowania po Sudetach liczyła się też aura związana z podaniami i legendami przysługującymi danemu miejscu. Dziś tak jak i kiedyś na początku „Wieczności” stoi wyrzeźbiony w kamieniu Strażnik. Dawniej figura nosiła nazwę Szarego lub Kamiennego Mężczyzny (niem.: Graue Mann lub Steinerte Mann). „Strażnik Wieczności” został postawiony w miejscu, gdzie najprawdopodobniej zginął miejscowy chłop. Stara rzeźba około roku 1975 została zniszczona, a następnie skradziona, na szczęście w latach dziewięćdziesiątych dwudziestego wieku postawiono nową figurę, wykonaną przez artystów z ASP Wrocław, która tak jak kiedyś tak i dziś służy za punkt odniesienia w tym fragmencie Gór Bystrzyckich. „Wieczność” jest to droga szczególna – można nią iść i iść, długo i długo, i cały czas prosto, a kto podejmie tę samotną wędrówkę, tego wkrótce ogarnie strach. Droga jest bowiem dostojna, a jednocześnie przygnębiająca, tajemnicza, budząca grozę, a zarazem pociągająca. Droga, którą lud nazwał „Wieczność”. Z boku dochodzi tu „Droga Wielkiego Strachu”. Legendy jakie czytałem o tym miejscu naprawdę przyprawiają o dreszcze. Polecam każdemu przeczytanie przedruków starych niemieckich podań o tym miejscu. Nie wyobrażam sobie wizyty tam ciemną nocą. Mi pozostał natomiast tylko powrót do schroniska Jagodna na nocleg, gdzie dają zniżki członkom PTTK i HDK. Jak już pisałem to bardzo klimatyczne miejsce z bogatą biblioteką. Dostaniemy tu również dobre jedzonko. Stąd już miałem blisko do Zieleńca i w Góry Orlickie, które opisałem tutaj. Uważajcie tylko w czasie pobytu tutaj na „Drogę zbłąkanych wędrowców”, bo z niej nigdy możecie nie powrócić! Na koniec zapraszam do obejrzenia fotorelacji z wycieczki. Wkrótce kolejne opisy najszybszych możliwości wejść na szczyty z KGP, ale nie tylko, bo w każdych górach jest wiele fascynujących miejsc, których staram się nie przeoczyć. Wiem, że życia braknie, żeby jednak wszystkie te cuda zobaczyć… Z górskim pozdrowieniem Marcogor        

marcogor o gorach

W Górach Orlickich – na Orlicy

Góry Orlickie to najwyższa część Sudetów Środkowych z kulminacją w Wielkiej Desztnej (1115 m). Większość pasma znajduje się na terenie Czech, do Polski należy jedynie niewielki skrawek głównego grzbietu (tzw. Czeski Grzebień) z najwyższym wzniesieniem w granicznej Orlicy  (czes. Vrchmezí, 1084 m n.p.m.). Pewnie by mnie tu nie było, gdyby nie kolejny urlop w Sudetach i chęć zdobycia Korony Gór Polski. Po polskiej stronie granicy turysta nie ma zbyt wiele ciekawych tras, więc ja swój pobyt ograniczyłem do poznania dzikiej i pięknej Doliny Orlicy oraz wejścia na najwyższy szczyt.  Dolina Orlicy uchodziła dawniej za krajobrazowy odpowiednik dolin alpejskich. Oddziela ona pasma Gór Orlickich i Bystrzyckich. Dzięki wyludnianiu tamtejszych wsi nadal zachowała swój dziki charakter. Przejeżdżałem przez nią przed zachodem słońca i urzekło mnie jej nieskazitelne piękno. Najciekawsze jej fragmenty znajdują się w rejonie Torfowiska pod Zieleńcem, gdzie znajduje się florystyczny rezerwat przyrody. Z Zieleńca prowadzi tam szlak turystyczny i ścieżka edukacyjna, a na środku torfowiska stoi wieża widokowa, skąd można podziwiać rezerwat.  Wieś Zieleniec to znany ośrodek sportów zimowych, obecnie będący częścią Dusznik – Zdroju. Wieś uważana jest za najwyżej położoną w Sudetach. Panuje tu specyficzny mikroklimat (jedyny taki w Polsce) – zbliżony do alpejskiego. Znajdziemy tutaj także jedyne schronisko PTTK „Orlica”, które jest dobrą bazą wypadową w pobliskie góry. Niestety w czasie mojego wrześniowego pobytu w tych stronach było nieczynne, z powodu zakończenia sezonu turystycznego! Turystów szukających noclegów przyjmuje znajdujący się naprzeciwko pensjonat „Szarotka”, po w miarę normalnych cenach. Ja też skorzystałem  z tej opcji. Wyjście na najwyższy szczyt zajmuje z tego miejsca 30 minut, a cała pętla, z powrotnym zejściem do Zieleńca – tym razem Słonecznej Doliny, gdzie przy głównej drodze jest mały parking na kilka aut, to tylko godzinna wycieczka. Nie są to więc góry wymagające, podejścia łatwe i przyjemne. Sam szczyt Orlicy jest zalesiony, ale dawniej było tu inaczej. Przed 1945 na Orlicy znajdował się uczęszczany punkt widokowy z rozległą panoramą na czeską stronę Gór Orlickich, pod szczytem stało całoroczne schronisko Hohe Mense-Baude i wieża widokowa. Schronisko to było zbudowane i prowadzone przez Heinricha Rübartscha (1852–1930), który był pionierem turystyki górskiej i narciarstwa w Sudetach i zostawił pierwsze ślady nart w Górach Orlickich. Po II wojnie światowej schronisko nie podjęło działalności, wkrótce spalone, popadło w ruinę. Pozostały po nim jedynie nikłe ślady podmurowań. Oprócz tego schroniska w okolicy znajdowało się jeszcze kilka innych, ale wszystkie zakończyły swoją działalność po 1945. Obecnie w Zieleńcu znajdziemy pomnik poświęcony temu niemieckiemu pionierowi turystyki, właśnie przy tym małym parkingu, gdzie zielony szlak schodzi z drogi głównej w las. 21 września 2012 na szczycie odsłonięto pomnik upamiętniający pobyt na wierzchołku Johna Quincy Adamsa - późniejszego prezydenta USA (w 1800), cesarza Józefa II (w 1779) oraz Fryderyka Chopina (w 1826).  Orlica należy do Korony Gór Polski i do Korony Sudetów Polskich.  Poniżej szczytu, po czeskiej stronie znajdziemy wiatę turystyczną, gdzie jest nawet księga wejść szczytowych, również z moim wpisem. Stąd już stosunkowo blisko do czeskiego schroniska górskiego Masarykowej Chaty, która jest dobrym punktem wyjściowym na najwyższą górę czeskich Orlickich Hor – Wielką Desztną. Stoi ono na rozległej odsłoniętej polanie, na wysokości 1013 m n.p.m. przy granicy państwowej z Polską. W pobliżu schroniska znajduje się punkt widokowy z panoramą na Góry Bystrzyckie, Masyw Śnieżnika, południowo-wschodnią część Gór Orlickich z Wielką Desztną czes.Velká Deštná. Ale wizyta tam jest jeszcze przede mną. Dobrze, że zostało mi coś na później. Przynajmniej będzie po co wracać!  Krótki pobyt w tych okolicach zaowocował tylko wejściem na Orlicę, ale przy okazji nabyłem dużo wiedzy i wiem, gdzie warto wrócić. Cały projekt KGP najbardziej zaowocował zdobyciem większej wiedzy o wszystkich górach w Polsce, poprzez czytanie mnóstwa przewodników, studiowania map i przeglądania internetu. Dzięki temu dowiedziałem się, gdzie warto się wybrać i co zobaczyć. I mogłem zaplanować optymalne trasy na czas mego dwutygodniowego urlopu w Sudetach. W tym czasie udało mi się odwiedzić wszystkie 16 pasm górskich Sudetów oraz czeskie pasmo Wysokiego Jesenika. Na koniec pierwszej części z cyklu opisu zdobywania mojej własnej Korony Gór Polski zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć. Z górskim pozdrowieniem Marcogor  

marcogor o gorach

Moja Korona Gór Polski

Pomysł, żeby zdobyć Koronę Gór Polski zaświtał w mojej głowie w zeszłym roku, gdy po raz pierwszy zawitałem w Sudety. Wtedy po odwiedzeniu pięciu pasm sudeckich dotarło do mnie, że już tak niewiele pozostało, że warto by pokusić się o zdobycie korony. W tym roku postanowiłem zrealizować ten projekt do końca i ponownie odwiedziłem Sudety zdobywając resztę najwyższych, brakujących szczytów. Ale to było jakby przy okazji. Moim celem od dawna było poznanie wszystkich gór w Polsce. Chce kiedyś móc o sobie powiedzieć, że byłem, chodziłem i zdobywałem szczyty we wszystkich pasmach górskich w Polsce. Do tego jeszcze daleka droga, ale duży krok naprzód już uczyniłem. Udało mi się odwiedzić już wszystkie polskie góry, a reszta wyszła w praniu. O to chodziło też pomysłodawcom projektu KGP. Koncepcja została przedstawiona w 1997 roku przez Marka Więckowskiego i Wojciecha Lewandowskiego w czasopiśmie „Poznaj swój kraj”. Korona Gór Polski zatwierdzona została 13 grudnia 1997 r. na specjalnym spotkaniu zwołanym przez redakcję „Poznaj swój kraj”, inaugurującym jednocześnie powstanie Klubu Zdobywców Korony Gór Polski. Ogłaszając ideę KGP, redakcji „Poznaj swój kraj” chodziło nie tylko o odciążenie najpopularniejszych gór na czele z Tatrami i spopularyzowanie wielu innych, atrakcyjnych, lecz nieznanych pasm, ale także o dogłębne poznanie tych rejonów kraju, z ich historią, przyrodą, geologiczną przeszłością i współczesną kulturą. Zachęcam więc wszystkich do zdobywania KGP – co czynić można w dowolnym czasie i w dowolny sposób (pieszo, na rowerze, czy na nartach). Korona Gór Polski  to 28 szczytów, nieomal odpowiadających spisowi najwyższych szczytów wszystkich pasm górskich Polski. Różnica polega na tym, że za najwyższe uznano te szczyty, na które w chwili ustalania Korony prowadził znakowany szlak turystyczny, w wyniku czego nie uwzględniono najwyższych szczytów Gór Bialskich i Gór Złotych. Istotnym problemem jest też problem granic mezoregionów. Autorzy Korony opierają się w tym względzie na innych ustaleniach niż na regionalizacji Polski według Jerzego Kondrackiego, autora naukowo opracowanej regionalizacji geograficznej Polski. Skutkuje to tym, że np. według autorów Korony najwyższym szczytem Beskidu Makowskiego jest Lubomir, podczas gdy według regionalizacji Kondrackiego szczyt ten należy do Beskidu Wyspowego. Kolejną kontrowersją jest umieszczenie w Koronie Chełmca, którego punkt pomiarowy znajdował się na 18-metrowej wieży widokowej i dzięki temu został uznany za najwyższy w Górach Wałbrzyskich, jednak w rzeczywistości najwyższa jest Borowa. Największe kontrowersje wzbudza umieszczenie w Koronie Gór Bialskich, które są częścią Gór Złotych, więc Góry Bialskie nie powinny w ogóle być umieszczone w Koronie, natomiast najwyższym szczytem całych Gór Złotych po polskiej stronie jest Brusek lub Postawna (różne źródła podają różne wysokości), a nie Kowadło. Koronę zdobyłem dla przyjemności, przy okazji poznawania poszczególnych pasm górskich, dla siebie, nie dla dyplomu, czy oznaki. W związku z różnymi regionalizacjami zrobiłem swoją własną listę szczytów, obejmującą oczywiście te z wykazu KGP. Posłużyłem się też Atlasem Gór Polski wydawnictwa ExpressMap, które dołożyło kolejne 29 pasmo górskie. I tak wyszła lista 33 szczytów zdobytych przez wiele lat, gdyż wcześniej nie miałem takich planów, zdobywania jakichkolwiek narzuconych szczytów. Teraz, gdy już to zrobiłem, uważam, że lepiej chodzić swoimi ścieżkami, ale podzielę się z wami spostrzeżeniami, jak najlepiej to zrobić i najszybciej, przy okazji opisów wycieczek w poszczególne pasma. Dziś tylko lista szczytów według autorów Korony i fotki z najwyższych szczytów jako udokumentowanie moich wejść.   Lp. Szczyt Pasmo górskie Wysokość (m n.p.m.) 1 Rysy (wierzchołek graniczny) Tatry 2499 2 Babia Góra Beskid Żywiecki 1725 3 Śnieżka Karkonosze 1602 4 Śnieżnik Masyw Śnieżnika 1425 5 Tarnica Bieszczady 1346 6 Turbacz Gorce 1310 7 Radziejowa Beskid Sądecki 1262 8 Skrzyczne Beskid Śląski 1257 9 Mogielica Beskid Wyspowy 1171 10 Wysoka Kopa Góry Izerskie 1126 11 Rudawiec Góry Bialskie 1112 12 Orlica Góry Orlickie 1084 13 Wysoka (Wysokie Skałki) Pieniny 1050 14 Wielka Sowa Góry Sowie 1015 15 Lackowa Beskid Niski 997 16 Kowadło Góry Złote 989 17 Jagodna Góry Bystrzyckie 977 18 Skalnik Rudawy Janowickie 945 19 Waligóra Góry Kamienne 936 20 Czupel Beskid Mały 933 21 Szczeliniec Wielki Góry Stołowe 919 22 Lubomir Beskid Makowski (Średni) 904 23 Biskupia Kopa Góry Opawskie 889 24 Chełmiec Góry Wałbrzyskie 851 25 Kłodzka Góra Góry Bardzkie 765 26 Skopiec Góry Kaczawskie 724 27 Ślęża Masyw Ślęży 718 28 Łysica Góry Świętokrzyskie 612 Ja dorzuciłem jeszcze dodatkowo, żeby było więcej: 29. Starorobociański Wierch – Tatry Zachodnie – 2176 m. 30. Jałowiec – Beskid Makowski – 1111 m. 31. Trzy Korony -Pieniny Właściwe – 982 m. 32. Jaworniki – Góry Sanocko – Turczańskie – 909 m. 33. Borowa – Góry Wałbrzyskie – 854 m. ( najwyższa po nowych pomiarach ). Dlaczego 33 szczyty? Bo korona bliskiej mi Słowacji także liczy tyle gór, bo tyle tam pasm górskich. Mam blisko i uwielbiam ten górzysty kraj, więc ona będzie następna i ostatnia zapewne. Zapraszam do obejrzenia jak wyglądają poszczególne wierzchołki, na które się wdrapałem, na niektóre nawet po kilka razy, w galerii zdjęć. Z górskim pozdrowieniem Marcogor   materiały o KGP źródło Wikipedia

marcogor o gorach

Chodzenie po górach to nie tylko widoki – to przeżywanie magii

Chodzić po górach to zatrudniać nogi Jako tragarzy i głowy i serca, Na taką wspólną przygodę do miejsca, Gdzie może spokój panuje prawdziwy. Chodzić po górach to widzieć widoki I słyszeć dźwięki na co dzień nieznane, Kiedy na wietrze pojękuje sosna, Gdy turnie echem beczeń pobrzmiewają. Pod wodospadem, gdy woda się pieni, Serce tę podróż w sobie zapisuje Jako zdarzenie naprawdę pamiętne. /Robert Graves/   „Wróciłem do Was, znów na Was patrzę, czar piękna Waszego wchłaniam całą treścią swej duszy, z miłością dotykam chropawego granitu Waszych turni krzesanych, powietrzem się Waszym upijam… Skarby Wasze przyjmuję… Za tyle smutku, za tyle udręki… Tatry Wy Boże, niczyje…” Mariusz Zaruski      

marcogor o gorach

Od gór lepsze są tylko góry

Jak powiedział poeta ( nie pamiętam który… ) że od gór lepsze są tylko góry… więc pocę się na szlaku i męczę… i ciąglę chce więcej… „Jednemu się wierzchołki gór upodobały, Lubi szczyty wyniosłe, niedostępne skały, Chociaż go smutny koniec rzadko może minąć, Byle wzniósł się na chwilę, chętnie gotów zginąć.” - W. Potocki „Góry są święte, świętością stworzenia, świętością kosmiczną , bo stworzył je Bóg… Góry mówią o przemijaniu i przemijać uczą . Są krajobrazem prawdy o przygodności ludzkiej kondycji. Człowiek na dole żyje jak pijany, jak chroniczny narkoman, zamroczony chaosem i szybkością , pędem za materią i władzą. Żyje jakby miał tu i teraz żyć wiecznie. W rzeczywistości przemija szybciej niż myśli. Człowiek w górach, ocierając się o przemijanie jako oswojone zwierzę, żyje w świadomości gorzkiej prawdy.”

Nowe wieże widokowe w Beskidach i na Pogórzu

marcogor o gorach

Nowe wieże widokowe w Beskidach i na Pogórzu

marcogor o gorach

Pierwszy raz w Górach Strażowskich – na Strażowie

Kolejny dłuższy pobyt na Słowacji zaowocował wizytą w następnym, nowym dla mnie paśmie górskim. Niezbyt wysokich, ale malowniczych Górach Strażowskich położonych na południe od Żiliny. Góry te należą do Łańcucha Małofatrzańskiego w Centralnych Karpatach Zachodnich, położone są w rejonie Doliny Wagu. W górach tych występuje wiele ciepłych źródeł, które przyczyniły się do powstania znanych uzdrowisk. Rajeckie Teplice W jednym z nich Rajeckich Teplicach, znalazłem sobie nocleg. To urocze miasteczko u stóp Słonecznych Skał i góry Skałka. Przypomina nasze beskidzkie uzdrowiska, ale są tu baseny termalne, cudowny park zdrojowy i nie brakuje wszelakich możliwości noclegu. Najnowszą atrakcją są termy Afrodite, stylizowane na orient i antyk. Ceny niestety powalają. Za to zawsze można pospacerować po drugiej stronie drogi po terenie rozległego parku lub popływać łódką po sztucznym jeziorze wśród fontanny i grot. Do atrakcji należy też restauracja Baszta Rybacka na wysepce. Stąd też miałem blisko na wypad w Góry Strażowskie. Wystarczyło dojechać z tego popularnego słowackiego uzdrowiska kawałek na południe, a potem  Cicmiańską Doliną do wsi Cicmany –  żywego skansenu kultury słowackiej. Čičmany Obecnie Čičmany to rezerwat architektury – wieś słynie z drewnianych, zdobionych wapnem domów – wzornictwo nawiązuje do miejscowych haftów. Miejscowość jest tak słynna na Słowacji, że na ostatniej zimowej olimpiadzie reprezentanci tego kraju mieli logo właśnie z malowanymi domami Cicmanów.  Malowane domostwa są reklamowane od dawna we wszystkich słowackich albumach i folderach. Oprócz perełek architektury drewnianej są tutaj klimatyczne karczmy i restauracje z muzyką na żywo, mnóstwo agroturystyki, nic więc dziwnego, że wioska jest pełna turystów z różnych stron Europy. Większość ciemnobrązowych, pomalowanych białymi ornamentami chat skupiło się przy głównej drodze w dolnej części wioski. W środku wsi, przy głównej ulicy stoi piętrowa chałupa – Radenov Dom, mieszczące muzeum etnograficzne. Obok znajduje się niewielki skansen, złożony z jednej zagrody, z oryginalnie urządzonymi izbami i obejściem. Za wsią rozpoczyna się najkrótszy szlak na Strażov –  najwyższy szczyt Gór Strażowskich. Początkowo trasa wiedzie asfaltem, potem szeroką szutrową drogą, by minąwszy opuszczone zabudowania wejść do lasu. Tam rozpoczyna się strome, mordercze prawie podejście, centralnie na wprost do góry, wyprowadzając nas na zalesioną przełączkę. Stąd już łagodniej wędrujemy grzbietem dochodząc na rozległą łąkę pod szczytem Strażowa. Tutak krzyżują się szlaki i pojawiają się pierwsze widoki na pobliską Małą Fatrę. Na szczyt prowadzi specjalnie oznakowany szlak ( czerwone trójkąty ), którym w 15 minut docieramy na główny wierzchołek Strażowa. Strażov Strażov – 1213 m, najwyższa kulminacja tych gór  jest skalisty. Zapewnia on rozległą, dookolną panoramę. W ogóle w  masywie Strážova wyróżnia się pięć wierzchołków. Z góry roztacza się piękny widok na środkowo-zachodnią Słowację od Białych Karpat i Jaworników , przez Małą Fatrę, aż po Żar, Wielką Fatrę i zachodnią część Niżnych Tatr. Stoki masywu Strażova są generalnie strome, mocno rozczłonkowane głębokimi dolinkami, a w wielu miejscach najeżone grupami skał. Od strony zachodniej pod szczytem znajduje się Jánošíkova jaskyňa (niedostępna do zwiedzania), natomiast na stokach północnych dwa Wodospady Strażowskie. Poniżej głównego wierzchołka stoi drewniany krzyż, a na samym szczycie jest metalowa tablica opisująca panoramę. Skałki i urwiska widoczne z góry czynią tę górę naprawdę wyjątkową. Do tego dochodzą wspaniałe widoki, szczególnie pięknie prezentuje się pobliski, charakterystyczny wierzchołek Kłaka w Małej Fatrze. Jest też księga wejść i po wpisaniu się rozpocząłem odwrót tą samą trasą do Cicmanów. Tu w jednej uroczej knajpce i noclegowni w jednym -Penzion Katka wypiłem pyszną kawę i zjadłem pizzę o niespotykanym gdzie indziej smaku oscypka, polecam ten lokal każdemu. To był już koniec pierwszego kontaktu z tymi górami. Towarzyszył mi dzielny druh Mariusz i jego niezawodna bryka. Jak zawsze zachęcam do obejrzenia galerii zdjęć z wycieczki. Z górskim pozdrowieniem Marcogor 

Na Sipa i Zadnego Sipa, czyli z wizytą w Szypskiej Fatrze

marcogor o gorach

Na Sipa i Zadnego Sipa, czyli z wizytą w Szypskiej Fatrze

Lato tego roku wykorzystałem na maksa na poznawanie nowych rejonów Słowacji i odkrywanie kolejnych pasm górskich. W końcu udało mi się odwiedzić najważniejsze zakątki Wielkiej Fatry – olbrzymiego pasma górskiego w centralnej Słowacji.  Leży ono w Karpatach Zachodnich między Małą Fatrą a Tatrami Niżnymi. Długość pasma wynosi około 40 km. Znajdują się tam liczne lasy, łąki i pastwiska wykorzystywane do wypasu owiec. Wielka Fatra należy do łańcucha Wielkofatrzańskiego podobnie jak sąsiednie Góry Krzemnickie, Ptacznik i Hroński Inowiec. Większość szlaków w tych górach prowadzi po głównych grzbietach, więc są bardzo widokowe. Ze względu na duże odległości, znaczne różnice poziomów, a także słabe zagospodarowanie turystyczne, są to góry dla doświadczonych turystów. masyw Sipa widziany ze wsi Stankovany Dziś chce się zająć moją wizytą w odosobnionej części Wielkiej Fatry, zwaną Szypską Fatrą. Masyw ten obejmuje tereny położone na północ od rzeki Wag, zaliczane wcześniej do Gór Choczańskich, od Szypu (słow. Šíp) na zachodzie po Čebrať na wschodzie (czyli cały fragment leżący w widłach Wagu i Orawy). Wycieczkę rozpocząłem w miejscowości Stankovany, położonej blisko głównej drogi Rużemberok – Żilina. Tam przy stacji kolejowej rozpoczyna się szlak prowadzący przez cały masyw Sipa. Masyw Šípu wypełnia widły Wagu i jego prawobrzeżnego dopływu – Orawy. Podejście na górę prowadzi łagodnie Doliną Szkutową (słow. Škútova dolina), która wyprowadza nas na przełęcz Żaszkowską. Oddzielają one masyw Sipu od pozostałej części Szypskiej Fatry (masywu Ostrego i Havrana). Šíp po słowacku znaczy: cierń, kolec, strzała. Nazwa nawiązuje zapewne do ostrej, spiczastej sylwetki góry oglądanej od zachodu, od zbiegu Wagu i Orawy przy Królewianach ( słow.Kralovany). początek szlaku we wsi Stankovany Właśnie na ten ostry, pięknie wyglądający  z daleka szczyt miałem się wspiąć. Szlak w swej dalszej części obchodzi masyw z prawej strony, a strome podejścia wśród wychodnych skalnych urozmaicone są łagodnymi trawersami zboczy. W ten sposób mijamy przednią część grzbietu i wychodzimy wprost na najwyższy wierzchołek Sipa – 1169 m. Podstawę masywu Šípu, mniej więcej do poziomicy 700 m, charakteryzującą się mniejszą stromością i łagodniejszą rzeźbą stoków, tworzą mniej odporne skały. Wyższe piętro budują bardziej odporne skały: ciemne, żyłkowane wapienie i szare dolomity tzw. płaszczowiny choczańskiej – to w nich zostały wypreparowane charakterystyczne turniczki szczytowe nie tylko masywu Šípu. Stoki tego piętra są znacznie stromsze i silnie rozczłonkowane głębokimi dolinkami i żlebkami, u stóp skalnych turniczek często przykryte skalnym rumoszem. masyw Sipa widziany z polany Podsip Centralny fragment grzbietu Šípu jest rozwinięty na osi wschód – zachód. Główny wierzchołek Šípu jest stosunkowo płaski. W kierunku północno-wschodnim wybiega z niego wyraźny grzbiet, w którego zakończeniu nad ujściem Żaszkowskiego Potoku do Orawy wznosi się Žaškovský Šíp (940 m), natomiast w kierunku południowym – krótki, zwieńczony licznymi skałkami grzbiecik, spadający ku Stankowianom. W odległości ok. 900 m na zachód od głównego wierzchołka wznosi się Zadný Šíp (1143 m) – znacznie bardziej skalisty i zwieńczony wysokim, drewnianym krzyżem. I własnie przejście miedzy tymi wierzchołkami dostarcza największej frajdy turyście. Spotkamy tu nawet wąskie przesmyki między skałami i odcinki przepaścistej ścieżki. Widoki ze szczytu są niezwykłe, chyba bardziej rozległe z wyższego wierzchołka Sipa. panorama Wielkiej Fatry z najwyższego wierzchołka Sipa Jednak dookolny widok, jaki się kiedyś roztaczał ze szczytu Šípu, należy już do przeszłości. Podrastający las ograniczył panoramę do kierunków południowego i wschodniego. Widok obejmuje najwyższe szczyty Wielkiej Fatry aż po Krížną, Niżne Tatry z Chopokiem i Dumbierem, głęboko wciętą dolinę Wagu, rozległy masyw Wielkiego Chocza, spoza którego wystają dalsze szczyty Gór Choczańskich oraz szczyty Tatr Zachodnich. Punktem widokowym pozwalającym uzupełnić panoramę jest nieco niższe, niezalesione wzniesienie grzbietu nieco na zachód od głównego wierzchołka. Widok stąd obejmuje obie części Małej Fatry: tzw. Krywańską Małą Fatrę z najwyższym Wielkim Krywaniem i skalistym Wielkim Rozsutcem oraz, ponad przełomem Wagu, tzw. Luczańską Małą Fatrę (Martinské hole). Na północy widok sięga po Wielką Raczę, Muńcuł i Pilsko w Beskidzie Żywieckim. Dalszą panoramę Beskidów zasłania wał Magury Orawskiej. I te widoki stały się moim udziałem. Mimo zachmurzenia panoramy palce lizać! Pora  była schodzić w dół, z tej strony szlak prowadzi stromym zboczem, zakosami, po skalisto – trawiastym podłożu.  Stromizna miejscami jest  naprawdę wielka, trzeba uważać, żeby  nie zaliczyć dupozjadu…Na dole spotkamy tablicę upamiętniającą budowniczego tego szlaku.  panorama Gór Choczańskich, Niżnych Tatr i Wielkiej Fatry  Šíp stanowi charakterystyczny element krajobrazu u zbiegu Wagu i Orawy. Rzeźba skalistych fragmentów Šípu jest niezwykle urozmaicona. W grzbiecie, oprócz wspomnianych turniczek, wyróżnia się spiętrzenie Okrągłej Skały (słow. Okrúhla skala, nieco na wschód od głównego wierzchołka), zwanej też czasem Stołem Janosika, wywieszonej obłą ścianą ku południowi. U zachodnich podnóży spiętrzenia Zadniego Šípu znajduje się kompleks polan zwanych Podšíp (690-760 m n.p.m.) – kiedyś intensywnie wypasanych. Stanowiła ona dawniej żywy ośrodek pasterstwa; poczynając od lat 80. XX w. część zachowanych szałasów przerobiono na domki letniskowe. To  miejsce niezwykłe, wprost mnie zauroczyło. Tutaj jakby zatrzymał się czas, stary dąb na środku polany, chaty jak ze skansenu i ludzie, jakby z dawnych lat…i ta niesamowita panorama Małej Fatry, na czele z najpiękniejsza górą Słowacji -Wielkim Rozsutcem! szczyty Stoha i Wielkiego Rozsutca na zbliżeniu z polany Podsip Na Zadnim Sipie dowiedziałem się z informacji na drzewie, że nie ma kładki na Oravie, która pozwala zejść ze szczytu do wsi Kralovany. Nieoceniona okazała się jak zawsze mapa, na której wypatrzyłem trasę rowerową, która pozwoliła przetrawersować południowe zbocza masywu i dostać się z polany Podsip, z powrotem na parking nad Wagiem, we wsi Stankovany. Nie pierwszy raz dobra mapa uratowała mi tyłek! Trzeba jednak uważać, gdyż w jednym  miejscu ścieżka się urywa niespodziewanie i można się zakręcić. Cały czas jednak słychać stukot pociągów przejeżdżających linią kolejową wijącą się wzdłuż rzeki Wag, więc o zagubienie będzie trudno. Oznaczenia drogi rowerowej należy szukać własnie na starym dębie na polanie Podsip, również we wsi Stankowiany jest informacja o tej drodze. rzeka Wag wcina się miedzy szczyty Wielkiej Fatry Tak zakończyło się zwiedzanie ostatniej już części Wielkiej Fatry, o wcześniejszych wypadach w to pasmo przeczytacie już wkrótce. Na koniec zapraszam do obejrzenia fotorelacji i dziękuję współtowarzyszowi wyprawy Mariuszowi za cierpliwość. Tu zobaczycie dane o przebytej trasie z aplikacji Sport Tracker. Z górskim pozdrowieniem Marcogor  

marcogor o gorach

Umiłowałeś góry

  Nawet szum potoków, które tworzą kaskady maleńkich tęcz wśród kwiatów i głazów – nie uciszy serca Słońce ciepłem zachodzi i lśni jak tarcza obietnicy bezpieczeństwa, chociaż wkoło pełno śladów niedźwiedzi. Noc w Ciemnych Smreczynach skrzy się milionami srebrnych gwiazd i kusi namiętnością nagich szczytów… W kotlinie, wśród kamieni i pordzewiałych traw, w posępny blask się mieni ciemny i cichy staw. (K.P.Tetmajer)   Umiłowałeś góry które uczą wielkości i pokory w mozole kroków - drobnych ziarenek zmęczenia umiłowałeś rzeki i jeziora czyste lustro, w którym zawsze można oglądać uśmiech Boga Umiłowałeś ciszę która mieszka w poplątanych gałęziach drzew w głuszy leśnych uroczysk szczęśliwych, że nie znają smaku ludzkiego buta najbardziej umiłowałeś człowieka którego Bóg uczynił mieszkaniem Swojej Miłości i na którego czeka na progu nieskończoności W.Buryła

marcogor o gorach

Rysy po raz piąty, czyli przejście z Polski na Słowację

Rysy – korona gór Polski, najwyższy szczyt w kraju jest marzeniem każdego turysty przyjeżdżającego w Tatry. Ja mam takie szczęście, że udało mi się go zdobyć pięć razy, za każdym razem przy dobrej pogodzie. Mogłem więc cieszyć się niezwykłymi widokami. Rysy słyną z panoramy, określanej jako jedna z najlepszych w całych Tatrach. Widać z wierzchołka przecież sto szczytów i przełęczy. Wszystkie najważniejsze miejsca w Tatrach. Lubię zawsze przejść cały masyw Rysów, z Polski na Słowację, lub odwrotnie. Średnio raz na pięć lat robię sobie taką próbę kondycyjną. Tym razem padło na podejście z polskiej strony, gdzie do pokonania jest ponad 1500 m różnicy poziomów! Wyrypa niezła, to wszystko w czasie niewielu ponad 18 km wędrówki jakie robi się z parkingu w Palenicy Białczańskiej do Szczyrbskiego Jeziora, bo taką trasę przeszedłem. Za każdym razem mam tę radość, że idzie ze mną super ekipa, tym razem także udało się zebrać grupę siedmiu śmiałków, którym niestraszne były strome podejścia i wspinaczka w eksponowanym terenie, często przy pomocy żelastwa. Same łańcuchy mają od polskiej strony na Grzędzie, gdzie rozpoczyna się wspin ponad 360 metrów. Od Czarnego Stawu średnie nachylenie szlaku wynosi aż 30 stopni. Na odcinku 1,5 km trzeba pokonać 900 m wzniesienia! Wcześniej jest miejsce wyjątkowe, Bula pod Rysami, skąd tak doskonale wygląda panorama Morskiego Oka i Czarnego Stawu, pospołu z granią Mięguszowieckich Szczytów. Wyrypa jest, choć każdy wprawny turysta, z dobrą kondycją, bez lęku wysokości, przy dobrej pogodzie sobie poradzi. Uważać trzeba jednak zawsze, od czasu otwarcia polskiego szlaku na Rysy zginęło na nim ponad 50 osób. Ale po kolei… Rysy (słow. Rysy, niem. Meeraugspitze, 2503 m n.p.m.) – góra położona na granicy polsko-słowackiej. Ma trzy wierzchołki, z których najwyższy jest środkowy (2503 m n.p.m.), znajdujący się w całości na terytorium Słowacji. Wierzchołek północny, przez który biegnie granica, stanowi najwyżej położony punkt Polski (2499 m n.p.m.). Szczyt Rysów jest prawdziwym unikatem, jeśli chodzi o bogactwo flory. Na wysokości 2483–2503 m występują tu jeszcze 63 gatunki roślin kwiatowych, głównie z grupy roślin alpejskich. Z rzadkich roślin występują m.in. ukwap karpacki, skalnica odgiętolistna i wiechlina tatrzańska – gatunki w Polsce występujące tylko w Tatrach i to na nielicznych stanowiskach. Na południowych zboczach przebywają kozice i świstaki. Na sam szczyt dochodzi lis. Występuje tu również stale kilka gatunków ptaków i szereg gatunków niższych zwierząt: owadów i mięczaków.  Nazwa Rysy nie pochodzi, jak powszechnie się uważa, od ukośnego żlebu widocznego w masywie góry (tzw. Rysy), ale od pożłobionych zboczy całego kompleksu Niżnich Rysów, Żabiego Szczytu Wyżniego i Żabiego Mnicha. Nazwę utworzyli polscy górale i była ona w użyciu co najmniej od początków XIX w. „Skalne żleby albo rysy (Risse), wypełnione wiecznym śniegiem, sięgają od głównego grzbietu aż do powierzchni Czarnego Stawu” – pisał niemiecki turysta już w 1827 r. Wkrótce Rysami określali polscy turyści całą grań, zamykająca kocioł Czarnego Stawu: „Rysy to jest grzbiet okalający Czarny Staw” (Feliks Berdau, 1855); „Olbrzymie skały zwane Rysy obstąpiły półkolem jezioro” (Maria Steczkowska, 1858); „Staw ten otoczony olbrzymimi skałami nazwanymi Rysy” (Onufry Trembecki, 1861); „Dzikie turnie Rysami zwane w krąg otaczają Czarny Staw” (Walery Eljasz, 1873). W połowie XIX w. turyści niemieckojęzyczni ze strony węgierskiej zaczęli używać dla szczytu nazwy Meeraugspitze, natomiast Polacy – w miarę rozwoju taternictwa i zagęszczania nazw poszczególnych formacji grzbietu – zawęzili stosowanie nazwy Rysy do najwyższego szczytu w grani. Podsumował to wkrótce Tytus Chałubiński: „Szczyt sterczący nad Czarnym Stawem zowią zakopianie Rysami, węgierscy i niemieccy turyści Morskookim Szczytem (Meer-Augenspitze), Słowacy zaś Wagą”. Szczyt swoją popularność zawdzięcza niezrównanej panoramie: przy dobrej pogodzie jak pisałem można podziwiać widoki w promieniu do 100 km. Z wierzchołka można rozróżnić 80 szczytów tatrzańskich i ok. 50 szczytów w innych grupach górskich, podziwiać 13 większych jezior tatrzańskich oraz dostrzec nawet odległy o ok. 90 km Kraków. Ja ze swoją ekipą byłem na parkingu w Palenicy już o 6.30 i o dziwo, cały pierwszy rząd był już zapełniony autami! Taki teraz mamy boom na turystykę górską. 9 km asfaltu pokonaliśmy szybko, niektórzy nawet w sandałach, żeby oszczędzać nogi, potem było szybkie drugie śniadanie nad Morskim Okiem i dłuższy odpoczynek nad Czarnym Stawem. Później rozpoczęło się mozolne podejście piargami, a potem w Kotle pod Rysami na Bulę pod Rysami. Dopiero tu rozpoczyna się właściwa zabawa, czyli wspinaczka po skalistej Grzędzie, często przy pomocy łańcuchów. To już wysokość około 2150 m. Lity i dobrze urzeźbiony granit sprawia, że trudności są umiarkowane. Tak naprawdę całe to żelastwo przydaje się dopiero przy załamaniu pogody i mokrej skale. Tak to spokojnie można wspinać się nie korzystając z nich. Większym problemem są zatory ludzkie i mijanie się na szlaku. My byliśmy na tyle wcześnie, że nie było z tym problemu. Ogólnie uważam, że to właśnie tłok jest największym zagrożeniem na Rysach. Tuż przed szczytem mamy do przejścia mały trawers, dość wąski i eksponowany, ale po chwili emocji możemy cieszyć się ze zdobycia najwyższego szczytu Polski, który należy do Korony Gór Polski, Korony Tatr oraz Korony Europy. W sezonie wakacyjnym Rysy to swoista wieża Babel, gdzie mieszają się języki turystów z wielu stron świata. Tak samo było tym razem. Spodobała mi się polska ekipa z Afrykańczykiem w oryginalnych koszulkach opisujących ekspedycję, ale jeszcze fajniejszy pomysł mieli Słowacy, którzy zorganizowali sobie wejście na szczyt w ludowych, narodowych strojach.  Tak więc znowu, po pięciu latach przerwy mogłem cieszyć się  z widoków ze szczytu. Już węgierski uczony w XIX w. pisał w swej geografii Węgier, że ze wszystkich szczytów Tatr, nie wyłączając najwyższych , najwspanialsza panorama roztacza się z Rysów. Opinia ta obowiązuje do dziś, a Rysy są najliczniej odwiedzanym, „pieszym” szczytem Tatr Wysokich. Szczególne wrażenie wywiera gniazdo Ganku z jego jedyną w swoim rodzaju galerią i podwójnym szczytem Gierlachu na drugim planie. Również pobliska dwuwierzchołkowa Wysoka robi kolosalne wrażenie, a na południe i i północ oko ucieka ku pozornym równinom Liptowa, Spisza i Podhala. Reszta mojej ekipy, nie licząc Amelki, która towarzyszy mi od zawsze zdobyła szczyt pierwszy raz, więc radość była wielka co zobaczycie na filmie pod wpisem. Po godzinnym pobycie rozpoczęliśmy zejście na słowacką stronę, co jest jeszcze łatwiejsze. Najpierw było dojście na przełęcz Waga, skąd najlepiej prezentuje się słynna Galeria Gankowa, a potem poprzez Kotlinkę pod Wagą dotarliśmy do odnowionej Chaty pod Rysami. O dziwo w kotlince trzeba było pokonać dwa duże płaty śniegu. Najwyżej położone schronisko w Tatrach po przebudowie wygląda okropnie, jak metalowy hangar, ale może będzie bardzie odporne na lawiny zimą. Niezmienny za to pozostał sławny kolorowy kibelek, z widokiem na Wysoką. Nadal też można wnosić różne rzeczy z rozejścia nad Popradzkim Stawem do schroniska za darmową herbatę z rumem. Tutaj poczuliśmy pierwsze krople deszczu, które wróżyły, ze burza, która pomrukiwała z daleka od pewnego czasu, nadejdzie i do nas. Postanowiliśmy schodzić więc bez zwłoki dalej i szybko po pokonaniu progu skalnego znaleźliśmy się z Żabiej Dolince Mięguszowieckiej. Tu własnie znajdziemy jedyny, po słowackiej stronie kawałek łańcucha, oczywiście przydatny tylko przy niepogodzie. Potem już bez trudności zeszliśmy do głębokiej Doliny Mięguszowieckiej, by po chwili zobaczyć Popradzki Staw. Tutaj rozpętała się taka ulewa, prawdziwe oberwanie chmury, że po kilku minutach byliśmy przemoczeni do suchej nitki. W ten sposób zmoknięci jak kaczki na wodzie dotarliśmy do Szczyrbskiego Jeziora. Dobrze, że burza przeszła, to trochę woda zdążyła z nas wyparować, zanim wsiedliśmy to popularnej ‚elektriczki”. Ta kolejka kursująca przez cały dzień wzdłuż Tatr Wysokich bardzo ułatwia poruszanie się w ich obrębie. Tutaj znajdziecie najważniejsze informacje. Kursuje średnio co godzinę od 5 do 22 h. Zdążyliśmy na styk, a potem po prawie godzinnej podrózy czekała nas przesiadka w Starym Smokowcu do autokaru linii Poprad-Zakopane, które obsługuje zakopiański przewoźnik Strama w sezonie wakacyjnym i też jest bardzo pomocny w planowaniu takich wycieczek na przełaj przez całe Tatry. I tym sposobem około 19 h byliśmy z powrotem na Łysej Polanie, skąd bus zawiózł nas na Palenicę i wkrótce mogliśmy rozpocząć drogę powrotną do domu. To była mega udana wyprawa i dziękuję wszystkim uczestnikom za udział i humor mimo dużego wysiłku. Następny raz na Rysach pewnie spotkamy się za pięć lat… Na koniec zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z wycieczki i filmu autorstwa naszego niezawodnego filmowca, który doskonale oddaje jak było! Tu znajdziecie graficzny opis wyprawy. Z górskim pozdrowieniem Marcogor  

marcogor o gorach

Wracać tam pragnę zawsze

Wracać tam pragnę zawsze na zawsze, przy zachodzie słońca wzdychać do ciebie tak pragnę czekać i patrzeć na twe piękno całe chodzę i myślę wędruję i czekam patrzę podziwiam serce me pęka z zachwytu i cudu jaki mam przed sobą Bóg stworzył całe wzniesienia i zbocza góry doliny i wszystko wkoło. Wchodzę wysoko i coraz wyżej zejść nie chcę wcale pozostać tu pragnę  na wieki wieków Amen. „Wspinać się po górach i uzyskać ich dobrą nowinę. Pokój Natury popłynie do Ciebie jak słońce wpada do drzew. Wiatr będzie niósł powiew własnej świeżości do ciebie i burze ich energii, a troska spadnie z dala od ciebie, jak liście jesienią . „ John Muir

marcogor o gorach

Przyjacielu ze szlaku

  Witaj przyjacielu z gór wysokich wytapetowanych dostojnymi smrekami patrzących z góry pogardliwie na ceprów Anna Graniczkowska wyniosła smagana wichrem słońcem wyzłocona ścieżki górskie wyszlifowane stopami strumyki jak wąż między kamieniami płynące błyszczące w słońcu srebrem hale owiec pełne – kolibą pokrzepione Tak cię witam przyjacielu ze szlaku Szedłem twym śladem krok w krok stąpałem po kamiennych ścieżkach jak ty chłostał nas ten sam wiatr paliło to same słońce odurzało to same powietrze My w ciszy bracia ze szlaku gdzie szum deszczu zawieją ryczy rodzi przyjaźnie i zażyłości na lata życie całe Lech Kamiński