Śmierć w Tatrach

marcogor o gorach

Śmierć w Tatrach

Ostatnio ciągle giną ludzie w naszych najwyższych górach, nie przeglądałem statystyk, ale być może to najgorszy rok od dawien dawna! Turyści nie wracają już do swoich domów z różnych przyczyn, nieszczęśliwe wypadki, brak zdrowego rozsądku, głupota, fatalne zbiegi okoliczności, nagła niedyspozycja zdrowotna…nie nam to oceniać, już niedawno pisałem o tym tutaj na blogu. Ale ta niepotrzebna śmierć pokazuje dobitnie jacy my jesteśmy małostkowi, nieraz nieludzcy, bez empatii i dobrego smaku, czy kultury wobec tajemnicy ODEJŚCIA. Wspaniale podsumowała to moja koleżanka, poetycka dusza – Gabi. I za jej zgodą przekaże Wam jej piękne i trafiające w sedno sprawy słowa. Zresztą publikowane nie tylko tutaj. Ale tyle w nich miłości do gór, prawdziwej pasji, że czuje, że jakby wyjęte także z wnętrza mego serca, bo czuję tak samo! My ludzie gór wielokrotnie czujemy to samo, będąc tam, w Tatrach, wobec ich potęgi i odczuwając wszechogarniającą nas magię ICH – GÓR, to przecież cały nasz, ten lepszy świat…zostawiam Was już sam na sam ze słowami Gabi: „18-latka spadła w przepaść podczas wędrówki przez masyw Granatu” – kolejna śmierć. I kolejne komentarze pozbawione sensu, smaku. Potrzeba nam tragedii, by dobrze się bawić ludzkim nieszczęściem? Tyle w komentarzach jadu i niezrozumienia, a nawet komediowych uszczypliwości. „To nawet jej krzyż nie pomógł?” „mogła siedzieć na Krupówkach i pić piwo” „JEDNYM SŁOWEM NIE UMIAŁA FRUWAĆ, NIE WIERZYŁA TO SIĘ PRZEKONAŁA” Reszty nie przytoczę , nie mam sumienia. Tak,  góry zbierają żniwo. I po co tam polazła?  „Mogła siedzieć na Krupówkach i pić piwo”. Ci, którym muzyka w sercu gra, wiedzą co człowiek czuje będąc na szlaku. Kiedy krok za krokiem zbliżasz się do upragnionego szczytu. Kiedy chłoniesz całe to piękno, a serce bije jak szalone. Endorfiny skaczą w organizmie, a Ty masz ochotę krzyczeć z radości. Czujesz wilgotne skały, przytulasz się do nich i szepczesz dziękczynną modlitwę. Ilu z nas szło w pewnej intencji, po drodze robiąc rachunek sumienia? W dziwny sposób Tatry działają na ludzi, potrafią wydobyć z nas te pokłady człowieczeństwa zalegające w zakamarkach. Czujesz, że jesteś wyjątkowy, a góry akceptują Cię takim jakim jesteś. Taka audiencja na wysokości, często pośród chmur, mgielnych kotar. Wszystko staje się nieziemsko piękne. Jakby z innego wymiaru. symboliczny cmentarz na Polanie Wiktorówki Zrozumie to ten, któremu dane było zostawić w Tatrach kawałek swojego serca. Śmierć zawsze przychodzi nie w porę, zawsze za wcześnie. Elżbieta Fijałkowska „Glajza” zginęła w masywie Czarnego Szczytu na wys. ok.2000 m n.p.m. Taterniczka, instruktorka i ważna postać środowiska wspinaczkowego. Mieczysław Karłowicz -  kompozytor, dyrygent, publicysta. Zginął w 1909 r. pod lawiną śnieżną podczas samotnej wycieczki na nartach, w drodze z Hali Gąsienicowej do Czarnego Stawu. Kazimierz Kupczyk – świetny taternik, niezwykły polski wspinacz. Zginął podczas wspinaczki na południowej ścianie Ostrego Szczytu. Jan Długosz – taternik, alpinista, literat. Przyczyną śmierci było poślizgnięcie lub urwanie stopnia na eksponowanej Grani Kościelców. Klimek Bachleda -  „król przewodników tatrzańskich”, zginął w 1910 r. na stokach północnej ściany Małego Jaworowego Szczytu idąc na ratunek wzywającemu pomocy. Władysław Cywiński – alpinista, przewodnik tatrzański. Zginął w Dolinie Złomisk w rejonie Zmarzłego Stawu. Miał 74 lata. Powiesz, że za stary?  Że mógł siedzieć na Krupówkach i pić piwo ? Mógł, ale On wiedział czym jest pasja, miłość do gór. To bogactwo, o którym wielu z nas może pomarzyć. Krzyś Miler – zaledwie 18 lat. Dobrze zapowidający się taternik. Zginął podczas wspinaczki na Cubrynę. Powiesz, że za młody? Że mógł siedzieć na Krupówkach i pić piwo? Praktyka czyni mistrzem, kto wie… może za parę lat usłyszelibyśmy o tym, że zdobywa Koronę Ziemi? Krzysztof Sadlej – taternik, alpinista, fizyk, naukowiec. Zginął podczas wspinaczki na Zamarłej Turni. Zginął, zginął, zginął…. taternik, naukowiec, poeta, alpinista – CZŁOWIEK. symboliczny cmentarz na Polanie Wiktorówki Widzisz – nie ma znaczenia status, doświadczenie, tytuł naukowy, konto w banku. Giną ludzie, którzy mieli pasję, radość przebywania w górach, obcowania z nimi. Młodzi, starsi, kobiety, mężczyźni … w odpowiednich butach, markowych ciuchach czy nie. W góry nie idę z myślą, że nie wrócę. Gdyby tak było, siedziałabym na Krupówkach i piłabym piwo. Idę , bo to mój sposób na życie. Idę, by naładować akumulatory. Idę, bo Tatry uczą mnie szacunku i pokory. Idę, bo to moja kolejna odsłona miłości. I w końcu chcę i będę witała się z Tatrami, będę kłaniała im się nisko dziękując za każde spojrzenie, za oddech , za miłość. Życie szybko mija, nazbyt szybko. Ale dziś wiem, że moje z górami witanie to magia. Kiedy stoisz na szczycie i wiatr wplata Ci we włosy „słowa”, a Ty próbujesz dłońmi je ogarnąć. I kiedy patrzysz w zachwycie na nieba otchłań nic nie ma dla Ciebie znaczenia. Romans z czasem, wszystko stoi w miejscu. Zamykam oczy i zastanawiam się czym zasłużyłam sobie na takie szczęście? Dusza „wypuszczona” na wybieg, a Ty stajesz się przezroczysty. Z Twojej twarzy można czytać jak z otwartej księgi. I nagle stajesz się zupełnie nowym, „oczyszczonym” człowiekiem. Istne sanktuarium, gdzie nie ma znaczenia Twoja wiara, wyznanie i wszyscy jesteśmy tacy sami. Wszyscy jesteśmy ludźmi. Kiedy „to ” poczujesz, zrozumiesz po co i dlaczego chodzimy w góry. I nigdy już nie skomentujesz ludzkiej śmierci słowami ” mogła siedzieć na Krupówkach i pić piwo”.   Moja miłość jest „młoda”, poznaje Tatry po części. Składam je dbając o każdy szczegół. Do „zbudowania” tej układanki brakuje mi sporo klocków. Nie zaliczam szczytów, nie zdobywam. Jeśli góra zechce  – zaprosi mnie na audiencję  Mam nadzieję, że przyjdzie taki czas, kiedy siedząc w fotelu z pomarszczoną twarzą , w dłoniach szeleścić będą moje wspomnienia na setkach zdjęć. Wtedy powiem, że przeżyłam swoje życie tak jak chciałam. Z moimi umiłowanymi Tatrami pod powiekami  Każdemu z nas życzę takiej miłości, pasji a przede wszystkim szacunku do drugiego człowieka!!! Z pozdrowieniami. Gabi. Hej. Autor tekstu: Gabi Kantarska

Pątniczym szlakiem, przez górę Żwir na Eliaszówkę

marcogor o gorach

Pątniczym szlakiem, przez górę Żwir na Eliaszówkę

Od dawna planowałem odwiedzić małą słowacką wioskę, blisko polskiej granicy, obok której przejeżdżałem wielokrotnie, ale zawsze nie było czasu, żeby tam zboczyć. Mowa o wsi Litmanova, leżącej 10 km od Starej Lubowli. Miejscowość zamieszkała jest przez ludność pochodzenia łemkowskiego i początkowo należała do Polski. Nieopodal wioski znajdują się dwie grupy malowniczych Litmanowskich Skałek. Wieś stała się jedną z najliczniej odwiedzanych miejscowości w północnej Słowacji po roku 1990 dzięki objawieniom maryjnym. Własnie tę historię chciałem osobiście poznać wybierając się w tamten rejon. Obecnie na końcu wsi, na zboczach Eliaszówki stoi Sanktuarium Matki Boskiej Litmanowskiej.  Sanktuarium Matki Boskiej Litmanowskiej Na polanie Zvir na południowo-wschodnim grzbiecie Eliaszówki 5 sierpnia 1990 roku w szałasie pasterskim objawiła się dwom dziewczynkom Matka Boska. Była to 12-letnia wówczas Ivetka Korcakova i 13-letnia Katka Ceselkova. Gdy wystraszone burzą schroniły się do szałasu i żarliwie modliły, na ławeczce obok nich usiadła Matka Boska i zaczęła z nimi rozmawiać. Potem objawiała się im jeszcze przez 5 lat w niedzielę po pierwszym piątku miesiąca. Początkowo dziewczynki widziały i słyszały co do nich mówi, potem już tylko ją widziały. Wiadomość o tych objawieniach szybko rozeszła się po Słowacji i na polanę Zvír w czasie, gdy dziewczyny miały objawienia zaczęli przybywać ludzie. Matka Boska życzyła sobie, by ludzie regularnie przychodzili się tam modlić. kaplica z obrazem Matki Boskiej Litmanowskiej Gdy kult stał się masowy, na polanie wybudowano kaplicę modlitewną z obrazem Matki Boskiej, potem ołtarz i na zewnątrz trybuny z ławkami dla pielgrzymów. W górnej części polany znajduje się źródło uzdrawiającej wody. Uważa się, że ma ona oczyszczające własności. Źródło zostało obudowane i zamontowano w nim krany. Każdy pielgrzym może pobrać sobie z niego wodę. Powyżej źródła stoi zadaszona wiata ze stołami i ławkami, gdzie pielgrzymi mogą sobie przygotować i spożyć posiłek. Przy ścieżce wiodącej od dolnego parkingu przy potoku Wielki Lipnik do sanktuarium wykonano stacje drogi krzyżowej. W każda niedzielę po pierwszym piątku miesiąca odbywają się w sanktuarium msze święte w obrządku greckokatolickim. zabudowane źródło z uzdrawiającą wodą Jedyna droga dojazdowa do tej miejscowości prowadzi ze Starej Lubowli i ślepo kończy się w Litmanowej. Powyżej zabudowań Litmanowej, w widłach potoku Rozdziel i Wielki Lipnik, przy wapiennych Litmanowskich Skałkach droga zakręca w prawo prowadząc doliną Wielkiego Lipnika. U podnóży Eliaszówki jest parking. Dalej obowiązuje zakaz wjazdu autobusów i motocykli, samochodem osobowym można jednak wyjechać szosą przez las bezpośrednio na parking przy sanktuarium. Od dolnego parkingu można do sanktuarium dojść pieszo ścieżką przez las (ok. 20 min.) Litmanowskie Skałki na końcu Litmanowej Sanktuarium i jego otoczenie jest w trakcie dalszej rozbudowy. Znajduje się tu np.wielki dom spowiedzi, ale najważniejsza jest kaplica objawień, gdzie wewnątrz nadal możemy zobaczyć ławeczkę, na której siadywała Matka Boska. Oprócz dojazdu możemy także dojść tutaj pieszo. Z Mniszka nad Popradem prowadzi szlak pątniczy stokami Eliaszówki. Z Polski dojdziemy z pobliskich Jaworek, leżących u stóp wąwozu Homole, przez przełęcz Rozdziela. Jezst też prowizorycznie znakowana ścieżka spod szczytu Eliaszówki do Sanktuarium Matki Boskiej Litmanowskiej. rozdroże na końcu Litmanowej, w prawo do sanktuarium, prosto na przełęcz Rozdziela i do Jaworek Ja właśnie ją wykorzystałem do dalszej wędrówki. Przecież moim głównym celem wycieczki było zdobycie Eliaszówki – najwyższego szczytu Gór Lubowelskich (słow. Ľubovnianska vrchovina). To część graniczna Beskidu Sądeckiego, wchodziłem na szczyt już kiedyś z Piwnicznej, teraz była pora poznać pątniczy szlak z Góry Żwir. Z górnej części polany, powyżej sanktuarium odchodzi w las wyraźna ścieżka, znakowana tylko świętymi obrazkami i wstążkami. Potem rozdziela się, bo w prawo odchodzi droga do Mniszka, więc trzeba mieć się na baczności. Na początku mijamy chatkę pustelnika, potem tylko prowadzi nas pątnicza ścieżka na szczyt i dalej do Polski. wierzchołek Eliaszówki, rozejście szlaków Eliaszówka to najwyższy szczyt Gór Lubowelskich, czyli słowackiej części Beskidu Sądeckiego (słow. Ľubovnianska vrchovina). Z Polski na szczyt prowadzą szlaki turystyczne różnego typu, ale można się tam dostać także z drugiej strony granicy. Mimo braku szlaków, ze względu na brak prawnej ochrony przyrody, wejście jest dozwolone. Na północno-wschodnim stoku usytuowany jest ośrodek narciarski Sucha Dolina, jeden z większych w regionie. Dawniej stoki Eliaszówki były znacznie bardziej bezleśne, trawiaste i służyły jako wielkie pastwisko. Widoki z Eliaszówki były też znacznie bardziej rozległe. wieża widokowa na Eliaszówce Obecnie wierzchołek Eliaszówki zarósł już lasem i jest nieciekawy i był pozbawiony widoków. Był, bowiem w tym roku wybudowano tam nową, ogromną wieżę widokową, która wyrasta ponad las i pozwala oglądać panoramy na wszystkie strony świata. Zatem mogłem podziwiać widoki na Beskidy, Pieniny, czy najodleglejsze Tatry. Teren wokół wieży jest wzorcowo zagospodarowany, dookoła ławeczki i zadaszona wiata turystyczna.  Stoi tam również tablica z regulaminem szlaków, zawierająca bardzo przydatne informacje, jak postępować w górach. regulamin szlaków na szczycie Eliaszówki, same przydatne porady Po dłuższej chwili tą samą trasą wróciłem na polanę Żvir, gdzie zostawiłem na parkingu samochód. Tak zakończyła się moja krajoznawczo-górska wycieczka z elementami pielgrzymki. Czasami przydają się nam momenty wyciszenia, miejsce jest naprawdę godne zobaczenia na własne oczy. Więcej dowiecie się o tym miejscu odwiedzając stronę centrum pielgrzymkowego www.horazvir.sk. Obejrzyjcie też resztę fotek w galerii zdjęć. Z górskim pozdrowieniem Marcogor

marcogor o gorach

Jesteśmy mali wobec potęgi gór

  „Wobec potęgi gór prościej odkrywa się siebie, a przynajmniej to, że większość granic i lęków to tylko ułomność naszego umysłu, poza którą zaczyna się wolność” Jacek Teler Nad wszystkich i nad wszystko ja was miłowałem, o góry, wieczny szukacz bezwiedny nadżycia - dziś wiem, czego pragnąłem – z przedczasu ukrycia wstała dusza i moim oblekła się ciałem. Ogień, wiatr, mgły i deszcze, zewrzała upałem płyta skalna, przepastne krze nie do przebycia, pustynie i otchłanie, burz ciągnących wycia: wszystko to w moim sercu wyżłobione miałem. Witałem tak dzicz świata, jak znajomą dawną, jako moje siedlisko jedynie prawdziwe, nic nie było mi obce, dłonią moją sprawną chwytałem igłę skały i wicher za grzywę, ale to było dawno, bardzo, bardzo dawno - wczoraj mi i lat bezmiar temu – równo żywe. K.Przerwa- Tetmajer

marcogor o gorach

Powrót w Góry Czerchowskie, czyli Mincol po raz trzeci

To miał być krótki górski wypadzik, na pół dnia, gdyż tylko tyle czasu miałem do wykorzystania w nieoczekiwany wolny dzień. Skorzystałem z gotowego plany awaryjnego na takie okazje i po raz kolejny, a trzeci tego roku odwiedziłem Góry Czerchowskie. To pasmo leżące na Słowacji, znajduje się blisko polskiej granicy i mam tam tylko około 90 km dojazdu. Postanowiłem zakończyć wędrówkę główną granią tych gór i poznać ostatni nieznany mi kawałek pasma.  Z poprzednich wypadów wiedziałem, że są to  malownicze, odludne i dzikie góry, idealne do pobycia z samym sobą. Miejsce pełne ciszy, spokoju i bliskiego kontaktu z naturą. Prędzej można tam spotkać wilka niż turystę. W czasie mej wędrówki spotkałem tylko dwie osoby, zbierające jagody. Pierwsze me wyjście w te góry opisałem tutaj,  a kolejne zetknięcie z Mincolem tu.  GÓRY CZERCHOWSKIE Góry Czerchowskie, czyli słowackie pasmo Cergov leży we wschodniej Słowacji, w historycznym regionie Szarysz. Należy do Beskidów Zachodnich w łańcuchu Zewnętrznych Karpat Zachodnich. Najwyższy szczyt to Minčol (1157 m). Pasmo Gór Czerchowskich ma kształt elipsy o dłuższej osi przebiegającej z północnego zachodu na południowy wschód. Długość pasma wynosi 29 km, maksymalna szerokość – 17 km. Od północnego zachodu Góry Czerchowskie na krótkim odcinku graniczą z polskim Beskidem Sądeckim, od północnego wschodu i wschodu – z Pogórzem Ondawskim, od południa – z Kotliną Koszycką, od południowego zachodu – z Bachureniem, od zachodu – z Górami Lewockimi. Otaczają je doliny środkowego Popradu, górnej Torysy, jej dopływu Sekčova i górnej Topli. CERGOV Góry Czerchowskie są zbudowane głównie z fliszu karpackiego, któremu od południowego zachodu towarzyszą wapienne skalice Pienińskiego Pasa Skałkowego. Grzbiety gór są dość zrównane, stoki strome lub bardzo strome, porozcinane licznymi, głębokimi dolinami potoków. Szczytowe partie pasma pokrywają połoniny przypominające bieszczadzkie. I własnie wędrówka nimi po stosunkowo krótkich, acz treściwych podejściach należy do bardzo przyjemnych. Góry Czerchowskie od lat pozostają na uboczu turystyki, w tym również na skutek słabo rozwiniętej infrastruktury turystycznej. Nie są więc tłumnie odwiedzane przez turystów. Istnieje tu właściwie tylko jedno schronisko turystyczne na przełęczy pod Čergovem. Poza stosunkowo licznymi znakowanymi pieszymi szlakami turystycznymi istnieje przyzwoita sieć szlaków rowerowych. Tak więc dla turysty chcącego zaszyć się gdzieś w górach i mieć czas na przemyślenia to idealne miejsce! LIVOVSKA HUTA Wycieczkę rozpocząłem we wsi Livov, gdzie na placyku koło pomnika ku pamięci ofiar SNP można zostawić samochód. Niedaleko jest przystanek SAD i mi udało się idealnie trafić na nadjeżdżający autobus kursowy, który podwiózł mnie do następnej wioski Livovska Huta, gdzie rozpocząłem swą wędrówkę. Livovská Huta leży w samym sercu Gór Czerchowskich, w zamknięciu doliny Topli. Wieś leży na wysokości 650 ÷ 670 m n.p.m., lecz jej kataster sięga po najwyższy szczyt tej grupy górskiej – Minčol (1157 m n.p.m.). Jak się przekonałem własnie stąd biegnie najkrótsza trasa na ten szczyt! Mi udało się wejść na wierzchołek w 1,5 godziny. We wsi zachowało się kilka ostatnich drewnianych chałup zrębowych z dachami krytymi gontem. Dlatego wygląda ona bardzo malowniczo i bardzo mi się spodobała. ŁAZY Bardzo szybko doliną Topli wspinałem się coraz wyżej, żeby poprzez szczyt Topolky osiągnąć siodło Łazy, gdzie rozchodzą się szlaki i potem już cały czas piękną widokową graniówą, przez niezliczone polany i łąki podszczytowe wędrowałem, aż do końca wycieczki głównym grzbietem Čergova. Z Łazów najpierw wychodzi się na przedwierzchołek, gdzie stoi krzyż i tablica objaśniająca widoki z tego miejsca. A panorama naprawdę jest fenomenalna. Widać pobliskie szczyty Gór Czerchowskich, ale także odleglejsze słowackie pasma, jak Góry Slańskie, Lewockie, Ondawską Wierchowinę, z Busovem i Magurą Stebnicką. W pobliskiej Polsce doskonale prezentują się szczyty Beskidu Niskiego i Sądeckiego, na czele z Lackową i Jaworzyną Krynicką. Przy dobrej pogodzie widać nawet Tatry, Niżne Tatry i Pieniny! Chyba przekonałem was, że warto zobaczyć to wszystko na własne oczy… MINCOL CERGOWSKI Po chwili dochodzimy już na główny wierzchołek Mincola Cergowskiego, którego przyozdabia betonowy obelisk, na którym widnieją herby trzech miast – siedzib powiatów, których granice stykają się na wierzchołku Minčola: Bardejowa, Preszowa i Starej Lubowli. Czwarta tablica upamiętnia XXVI zlot słowackich turystów w 1979 r. Szczyt pokrywa rozległa polana. Rejon szczytu i cały grzbiet od Minčola po Łazy są trawiaste. To pozostałości dawnych hal pasterskich, mocno już zarośnięte borówczyskami. Teraz jagód jest prawdziwy wysyp. Dzięki temu z Minčola i jego grzbietu do wierzchołka Łazy rozciąga się szeroka panorama widokowa. Na samym Minčolu widoki na południową stronę przesłaniają drzewa. Najszersze widoki są z nienazwanego wierzchołka z krzyżem pomiędzy Minčolem a Łazami. GŁÓWNA GRAŃ CERGOVA Po długim odpoczynku i obserwacji z oddali burzy, która przysłaniała Tatry ruszyłem dalej przed siebie w stronę Łazów, żeby później skręcić w kierunku Hyrovej. Jego zalesiony wierzchołek przetrawersowałem i dalej pobiegłem na przełęcz Zdiare. Tutaj jest kolejny węzeł szlaków, mnie nadal prowadził dobrze oznakowany niebieski szlak. Następnie minąłem bokiem zalesiony szczyt Forgáčki, żeby zejść na cudną polanę Uhliska. Widok z tego bajecznego miejsca tak mnie osłabił, że musiałem długo posiedzieć sobie i nacieszyć oczy panoramą cergowskich szczytów, od Cergova, do Łysej, które kiedyś już zdeptałem. Potem było łagodne podejście uroczymi polanami podszczytowymi na Dvorisko, niestety również zalesiony szczyt minąłem z boku dochodząc na następną widokową polanę, zwaną Capkova, gdzie posiliłem się korzystając z ławeczek i stołu. Nieopodal stoi nagrobek słowackiego turysty, chyba symboliczny. PRZEŁĘCZ PRIEHYBY Było już późne popołudnie i zorientowałem się, ze burze, które do tej pory omijały mnie bokiem okrążają mnie coraz bardziej. Przyśpieszyłem więc kroku, żeby jak najszybciej opuścić grzbiet górski. Na szczęście do pobliskiej przełęczy Priehyby miałem już blisko i udało się zejść tam przy odgłosach zbliżającej się nawałnicy. Tutaj pokropiło mnie pierwszy raz. Na siodle stoi odnowiona kaplica, gdzie wyjątkowo odbywają się msze, w dni odpustu. Przełęcz jest też ważnym węzłem szlaków, które schodzą się tu z każdej strony.  Burza było nade mną, więc wygodną, starą asfaltową drogą, która dobiega do tego miejsca ze wsi Livov zacząłem szybko schodzić w dół. Niestety gdzieś w połowie drogi do wsi, gdzie miała zakończyć się moja eskapada rozpętała się prawdziwa ulewa, istne oberwanie chmury, które towarzyszyło mi już do końca. Przemokłem zatem do suchej nitki, ale cóż to za życie bez górskich przygód? LIVOV Dopiero w wiosce deszcz ustał i mogłem się przebrać w suche ciuchy, zanim ruszyłem moim wozem w drogę powrotną do domu. Wieś Livov słynie z bohaterstwa. W czasie II wojny światowej w okolicy działał aktywnie antyfaszystowski ruch oporu, a na stokach góry Čekošov na zachód od zabudowań wsi, w miejscu zwanym Skałka, istniał tajny szpitalik partyzancki. Obejrzałem jeszcze pomnik poświęcony tym bohaterom i wyjechałem w kierunku domu. Tak zakończyło się moje już szóste spotkanie z tymi górami. Polecam to urocze, małe pasmo każdemu niestrudzonemu wędrowcy. Wkrótce opisy poprzednich przebytych tras Cergova. Jak zawsze zapraszam do obejrzenia opisanej galerii zdjęć z wycieczki. Zachęcam także do głosowania w nowej ankiecie. Z górskim pozdrowieniem Marcogor  Note: There is a poll embedded within this post, please visit the site to participate in this post's poll.  

marcogor o gorach

Nowa aplikacja pomoże szukać zaginionych turystów

Dotarłem niedawno do nowych, ciekawych informacji dotyczących bezpieczeństwa turystów w górach. W końcu jakiś pozytyw wśród natłoku tragicznych, przygnębiających danych o rekordowej ilości wypadków w tym sezonie tatrzańskim. Chodzi o nową aplikację, którą zaczną testować ratownicy TOPR-u już w sierpniu. Dzięki aplikacji będzie można szybciej i dokładniej poszukiwać turystów w górach. Umożliwi ona dokładne określenie miejsca osoby dzwoniącej na numer alarmowy.   Jeśli tylko okaże się, że aplikacja działa poprawnie, to np. dyżurny ratownik będzie w stanie określić gdzie znajduje się osoba, która prosi o pomoc. Mariusz Zaród, naczelnik Grupy Podhalańskiej GOPR, tłumaczy, że nowinka pozwoli na uniknięcie szukania po omacku osób, które zabłądziły. Będzie pokazywać lokalizację telefonu, z którego zgłaszane jest wezwanie o pomoc. Aby system zadziałał, posiadacz telefonu będzie musiał mieć w nim wgraną specjalną aplikację – będzie ona darmowa i ogólnodostępna dla każdego turysty. źródło:interia.pl

marcogor o gorach

Śmierć w górach

Za dużo ostatnio śmierci w górach. Chyba nigdy letni sezon w Tatrach nie rozpoczął się tak tragicznie! Co tydzień nowa śmierć, kolejne wypadki będące wynikiem rażącej głupoty w górach. Czytacie o nich zapewne w mediach, ja chcę przytoczyć wiersz jakże na czasie…bez żadnych komentarzy, krytyki itd. „Nie zapominajcie o tych, Którzy w górach zostali Strzegąc ognisk wśród nocy, Strzegąc szlaków wysokich Gdzieście też chcieli być! Nazywajcie „szaleństwem”, Ten ich upór wyniosły. I wspomnijcie te dni, Gdyście może też śnili Ten wasz w chmurach strzelisty, Ten od marzeń błękitny, Ten od pragnień złocisty, Urojony wasz szczyt. Nie zapominajcie tak prędko, Tych co w górach zostali Co uparli się trwać Może oni wciąż kroczą Ścieżką tam, podobłoczną. Podczas gdyście skręcili, Zeszli z drogi, Ruszyli w ten szeroki, Wygodny, udeptany już trakt.”

marcogor o gorach

Bóg mieszka w górach

Czujecie to też nie raz? Jego obecność blisko nas, tam w górach? Stwórcy wszystkiego, mieszkającego hen wysoko… „Ojcze nasz, który zamieszkujesz w niebie proszę, prowadź mnie doliną zieloną na samiusieńki szczyt pozwól bym ujrzał zło, co we mnie zamieszkało i daj siły, by na szlaku z każdym moim krokiem lżej mi było nie opuszczaj mnie w pół drogi, mów do mnie wiatrem mów dźwiękiem potoku i spokojem turni zawiąż mi dłonie wstęgą pokory niech dusza ma ochłonie, niech uniesie zmęczone powieki bądź mi Prawdą w każdej odsłonie w mgielną kurtynę, w nieba zmartwienie w słońce, co zmysł rozprasza bądź mi wodą wytchnienia zanurz me skalane ciało w zwierciadle stawu i odrodź na nowo , bym w dolinie życia każdego wieczora do stołu Tatrzańskiego mógł zasiąść.”

marcogor o gorach

Gdzie w Tatry?

Ostatnie niepokojące wydarzenia w Tatrach zmusiły mnie do zabrania głosu w sprawie bezpieczeństwa w górach. Przez ostatnie dni ciągle słyszymy o kolejnych wypadkach turystów w najwyższych polskich górach. Mija dopiero pierwszy tydzień wakacji, za nami niecałe dwa tygodnie lata, a w Tatrach mnóstwo wypadków, także śmiertelnych! Z czego to wynika? Na wielu portalach, forach, mediach społecznościowych ludzie wypowiadają się na temat bezpieczeństwa w górach, podejmowania niepotrzebnego ryzyka. Wylewa się fala krytyki albo zrozumienia dla wyczynów „niedzielnych” turystów, bo jakże ich inaczej nazwać? Wypadkom ulegają przeważnie niedoświadczeni górsko ludzie, nieobeznani z chodzeniem po wysokich partiach Tatr o tej, jakże złudnej porze roku. Własnie ten czas, początek lata objawia się u ludzi wielką nieroztropnością, brakiem rozsądku i totalną bezmyślnością. Dlatego jeszcze raz, w tym miejscu zaapeluje do ludzi o ostudzenie zapałów i włączenie myślenia! Wiem, że nadejście lata, początek wakacji sprzyja u wielu turystów w realizacji swoich górskich planów, odkładanych nie raz i zaplanowanych już dawno, może nawet w czasie długiej zimy. Ale proszę Was, bo liczę, że czytają moją stronę także początkujący wędrowcy, którzy szukają tutaj natchnienia, czy wskazówek – wyluzujcie! Początek lata nie oznacza od razu, że w wysokich górach, jakimi są niewątpliwie Tatry również, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, nastaje upalne lato! Jest wręcz odwrotnie, lato jest zimne, w wysokich partiach gór dosypuje śnieg, temperatura spada powyżej 2000 m czasami poniżej zera. Śnieg z ostatniej zimy nadal zalega w wielu miejscach, zwłaszcza wysoko w Tatrach, w zacienionych miejscach, w żlebach podejściowych, na północnych stokach. Mimo, że na równinach, w miastach mamy lato, nieraz upalne, to tam w górach wysokich warunki panują często nadal zimowe! Weźcie to pod uwagę przy planowaniu wycieczek, jeśli nie macie sprzętu, ani doświadczenia zimowego nie pchajcie się na trudne, nadal zaśnieżone miejsca. Grozi to pośliźnięciem, niekontrolowanym zjazdem, upadkiem, rozbiciem na skałach! Sprawdzajcie zawsze prognozy pogody dla Tatr, warunki w górach na stronie TOPR-u chociażby, albo zapytajcie na miejscu. A jak idziecie już na szczyt i widzicie trudne, zimowe warunki, a nie jesteście przygotowani, to zawróćcie. Nie przeceniajcie swych sił, ani możliwości, nie róbcie niczego na siłę, bo Wy dacie przecież radę…to innym coś się przytrafia…nie myślcie tak, bądźcie czujni! Góry na nas poczekają, one tam będą zawsze czekały, wymarzony szczyt uda się jeszcze Wam zdobyć innym razem. Ja stosuję tę zasadę ograniczonego zaufania i chodzę bezpiecznie po górach już 23 lata, bez żadnego wypadku, ani urazu. Żyjemy przecież w XXI w., gdzie wszystko można w internecie sprawdzić dokładnie, podejrzeć kamerki internetowe, które zaglądają do serca Tatr. Można zadzwonić do toprowców i dopytać o warunki na konkretnym szlaku. Ludzie wrzucają w sieci także bez przerwy fotki z wypraw i piszą o sytuacji na szlakach. I jeszcze jedno, Tatry to nie tylko Rysy, Orla Perć, Kościelec, Świnica…a tak myślą co niektórzy i od razu biegną prosto z pociągu na te najtrudniejsze odcinki . Dlatego już kilka wypadków wydarzyło się na Rysach, bo każdy chce tam wyjść, wielu za wszelką cenę. Nieważne w jakich warunkach, ilu ratowników będzie nas musiało potem ratować, media trąbią o głupocie, nieodpowiedzialności dorosłych podobno ludzi, którzy popełniają dziecinne błędy, bo nie potrafią odpuścić! Aż przykro już o tym słuchać, a przecież jak pisałem, jak nie teraz, to zdobędziemy wymarzony szczyt innym razem. Może lepiej poszukać alternatywy jak widzimy trudne warunki na wysokościach, a nie mamy sprzętu, ani doświadczenia, żeby sobie w takiej sytuacji poradzić. A inne szczyty czekają, te czasem mniejsze, mniej horniejsze, ale bardziej bezpieczne i wielokrotnie piękniejsze. Na zimny i śnieżny początek lata dobrym wyborem są łagodniejsze Tatry Zachodnie, a także szczyty po słowackiej stronie, gdzie od południa słońca dociera znacznie więcej, nawet do dolin. Nie ma obecnie problemu z dojazdem tam i zdobyciem np. Sławkowskiego Szczytu, który ma ponad 2400 m., czy Krywania wysokiego prawie na 2500 m. Te góry są na skraju łańcucha Tatr i śnieg schodzi tam o wiele szybciej. Jest tych szczytów cała masa na Słowacji, bo powierzchnia Tatr u naszych południowych sąsiadów jest czterokrotnie większa. Zdobyłem wszystkie znakowane szczyty Tatr, więc wiem, że wiele z nich jest niezwykle urodziwych i też wejścia na nie wyzwalają adrenalinę.  Polecam każdemu, ale nade wszystko zachowujcie zdrowy rozsądek w górach i mierzcie siły na zamiary, choć wiem, że to łatwo się pisze, gorzej wykonuje, gdy głowy gorące. Mi się na razie udaje, czego i wam życzę.Wędrujcie spokojnie tego lata i miejcie tyle samo wejść, co powrotów. Pamiętajcie, że najlepsze warunki, typowo letnie w Tatrach, spotykamy przeważnie w tych górach między 15.VII, a 15.IX. Pomyślnych wiatrów i weźcie sobie do serca rady starego górołaza. Z górskim pozdrowieniem….zbulwersowany wypadkami Marcogor

marcogor o gorach

Tam w górze jest pięknie

Tam w górze jest pięknie miałem kiedyś marze­nie wiesz? nie jed­no, nie dwa lecz kil­ka… chciałem płynąć wśród chmur chciałem być lek­ki jak skrzydła mo­tyl­ka… urucho­mić wiel­ki ba­lon i pat­rzeć chciałem z góry… na wszys­tko za­topić się w przes­tworzach ptaków skrzy­deł do­tykać niebies­kie podzi­wiać bez­droża i mus­ka­ną dłonią wiat­ru chciałem tak się snuć do­nikąd gwiez­dny pył we włosy łapać i krzyczeć i wołać do gór, do nieba, do słońca skąd? dokąd? znikąd?? upo­jony szczęściem chciałem być wiesz? zachłyśnięty wi­dokiem… por­tre­ty aniołów w głowie ma­lować i czuć, że umiem, że mogę objąć to wszys­tko swym wzro­kiem. i na ko­niec po­wiem ci… co chciałem jeszcze… chciałem czuć… niczym ptak jak sma­kuje praw­dzi­we po­wiet­rze… Marcogor  

marcogor o gorach

Cudowny dzień w górach zawsze się kończy – delektujmy się każdą chwilą

  „Do końca drogi zostało nam niewiele, a poza tym trudności drogi mamy już poza sobą. Z minuty na minutę wszystko wokół ciemnieje. Znikają szczegóły. Znów, jak wiele godzin temu, tak dawno, że niemal o tym zapomniałem, widać tylko kontury szczytów. Kątem oka widzę, że po niższym stawie suną jaśniejące Kropki. Wytrwale podążają do światła i ciepła, do zapachów i smaku. Wracają do herbaty z cytryną, do naleśnika z serem, do chińskiej zupki. Z całej duszy nienawidzę tej chwili. Tej szarości. Powolnego, ale nieuchronnego umierania. Milczenia, w jakim odchodzi od nas ten cudowny dzień. Kolejny. Czuję, jak ktoś nakłada mi jarzmo. Znika gdzieś moja siła, moja pewność. Nie jestem już zdobywcą, pogromca skalnych zerw odszedł wraz z ostatnimi refleksami dnia. Gdzieś w dole ledwie widoczne Kropki wciąż idą. I mają w nosie, że ten dzień odchodzi. Że już nie wróci. Że my tu jesteśmy. Że są tu góry. Nie zostawiajcie nas samych! Proszę…” / Antoni Hakówka /

Pikuj – najwyższy szczyt Bieszczad zdobyty majową porą

marcogor o gorach

Pikuj – najwyższy szczyt Bieszczad zdobyty majową porą

Drugi dzień mego majowego wyjazdu na Ukrainę, w ramach wycieczki oddziału PTTK Sanok upłynął na zdobywaniu Pikuja, najwyższego szczytu całego pasma Bieszczad. Pogoda na ten drugi dzień wędrówki od rana nadal była znakomita, choć prognozy zapowiadały popołudniowe burze. Po noclegu w dość przyjemnym hotelu w mieście Wołowiec, leżącym u stóp pasma górskiego Borżawy wyjechaliśmy wcześnie rano w kierunku Pikuja. Autokar dowiózł nas do miejscowości Biłasowica, skąd ścieżką znaną tylko naszemu przewodnikowi Panu Markowi wyruszyliśmy w góry. Szlak na szczyt rozpoczyna się przy głównej drodze Użgorod- Lwów, tzw. „olimpijce”. Podejście w bardzo ładnej scenerii łąk i pól uprawnych nie było zbyt wymagające. Z polan ponad wioską roztaczały się piękne widoki w stronę pasma Borżawy oraz Beskidów Skolskich. Łagodnymi wzniesieniami zdobywaliśmy wysokość wchodząc w pewnym momencie do lasu, który dał nam trochę ochłody od palącego słońca. Tak weszliśmy na Wielyki Menczył, skąd widać było część Łuku Karpat, którym szliśmy dzień wcześniej. widok na część Łuku Karpat z okolic Wełykiego Menczyła Na szczyt Pikuja było już stąd blisko, było troszkę stromo na podejściu w malowniczym jałowcowym gaju, ale po niecałych trzech godzinach wędrówki zdobyliśmy koronę Bieszczad! Pikuj bardzo ładnie prezentował się już z dołu, widziany z różnych miejsc na podejściu, ale widok samego wierzchołka zwieńczonego kamiennym obeliskiem i drewnianym krzyżem pośród wielu malowniczych skałek, porozrzucanych wśród soczystej wiosennej zieleni robił naprawdę mega wrażenie.  Wierzchołek jest bardzo rozłożysty, miejsca na nim dość nawet dla dużej grupy jaką weszliśmy na górę. Panorama dookoła ze szczytu jest niesamowita, widać nie tylko pobliskie szczyty Bieszczad Wschodnich, ale także leżące w oddali wierzchołki polskich Bieszczad. Doskonale prezentuje się także nieodległa Połonina Równa, czy Ostra Hora. Zobaczyć możemy też  dalsze pasma górskie Karpat Ukraińskich, jak Borżawa, Beskidy Skolskie, czy Góry Sanocko-Turzańskie. Wyśmienicie widać również zakończenie Łuku Karpat. widok z Pikuja na koniec Łuku Karpat i Borżawę Spełniło się w końcu jedno z moich marzeń, zdobyłem najwyższy szczyt Bieszczad, wyższy o 42 metry od Tarnicy. Nie jeden raz stałem na najwyższym wierzchołku polskich Bieszczad patrząc w stronę Pikuja, w ten dzień było w końcu odwrotnie. Spędziliśmy tu długi czas delektując się pięknem, dzikością i spokojem tego miejsca. Mnie zwłaszcza cieszyło, że byłem tutaj w gronie przyjaciół, którzy także kochają górski świat. W tym miejscu dziękuję Natalii, Agnieszce, Joasi, Mariuszowi i Waldkowi za ten wspólny dwudniowy wyjazd. Oczywiście cieszy mnie również poznanie mnóstwa nowych, serdecznych górołazów. Niektórych spotkałem na Ukrainie już po raz drugi. Specjalne podziękowania dla naszego przewodnika z PTTK, Pana Marka Kusiaka , który dobrym tempem nas prowadził po nieznakowanych ścieżkach. Dzięki temu zobaczyliśmy bardzo dużo nowych terenów górskich. autor na szczycie Pikuja Kiedyś trzeba było ruszyć dalej, w dół. Zeszliśmy na Połoninę Szerdowską, skąd mogłem obejrzeć Pikuja z drugiej strony. O pewnego czasu w oddali widzieliśmy oznaki burzy i deszczowe chmury, które otaczały nas. W tym momencie opady zbliżyły się do nas na tyle blisko, że przewodnik podjął decyzję o schodzeniu w dół do wioski, mimo, że wcześniej w planach było przejście jeszcze kawałka Łuku Karpat. To była dobra decyzja, gdyż niedługo po wejściu przez naszą grupę do lasu rozpętała się prawdziwa ulewa, połączona z wyładowaniami, co zmusiło nas do szukania schronienia w lesie przed burzą. Jak się okazało opady miały mieć charakter ciągły przez najbliższe kilka godzin, dlatego ruszyliśmy w dół, po przeczekaniu najgwałtowniejszych oznak burzy. Prowadziła nas wyraźna droga, więc czuliśmy się pewnie. Zejście po błotnistej, mokrej i śliskiej ścieżce nie należało do łatwych. Deszcz cały czas moczył nas z góry, a w dole największą przeszkodą były wezbrane nagle potoki. Kilka razy musieliśmy przekraczać ich nurty, co normalnie dałoby się uczynić suchą stopą, a w ten dzień musieliśmy robić to wpław, brodząc po kolana w potoku. Wiele razy moje buty zostały poddane działaniu wody, z każdej strony. Niektórzy próbowali omijać, przeskakiwać, ale nie zawsze się dało, gdyż idąc coraz dalej potoki były coraz większe. górska przygoda, czyli przejście przez górski potok po ulewie Z takimi to przygodami dotarliśmy w końcu do schroniska „Zastawa Pikuj”, które okazało się niestety nieczynne, w trakcie przebudowy. W międzyczasie przeżyliśmy akcję szukania dwójki turystów, którzy zawieruszyli się gdzieś w trakcie zejścia. Wszystko dobrze się skończyło i tak dotarliśmy do wsi Husne Wyżne, gdzie czekał na nas autokar. Przemoknięci do suchej nitki, ale szczęśliwi i radośni, z wykonania planu, przebraliśmy się w suche ciuchy i rozpoczęliśmy drogę powrotną do Polski. To był już prawdziwy koniec naszej dwudniowej górskiej przygody z Bieszczadami Ukraińskimi. Dla mnie osobiście drugie już spotkanie z pięknymi górami po drugiej stronie granicy. Dzikość, cisza, brak tłumów turystów, nieznane ścieżki, odkrywanie na nowo, przemawiały do mnie bardzo skutecznie i skutkują zakochaniem w Karpatach Ukraińskich. Wiem, że do takich urokliwych miejsc będę powracał zawsze kiedy się tylko da. W ten drugi dzień przeszliśmy ponad 20 km przez „cudne manowce”, jak w piosence SDM. Nawet potężna ulewa, która nas dopadła przy zejściu nie zepsuła wesołego nastroju i przeżytego szczęścia. Oby były następne takie przygody. Z górskim pozdrowieniem Marcogor

marcogor o gorach

Samotne obcowanie z górami

   Bardzo dobre i prawdziwe słowa o górach, wędrówce i co nam daje obcowanie z naturą, ciszą, sam na sam…podpisuje się pod nimi. „Dla mnie podróż, jeśli ma być naprawdę podróżą, musi odbywać się samotnie albo w bardzo małej grupie. Przemierzanie świata w tłumie staje się co najwyżej wycieczką, podczas której bardziej skupiam się na uczestnikach oraz relacjach między nami, niż na tym co mnie otacza. Jeśli podróż ma doprowadzić do wewnętrznej przemiany, a temu w dużej mierze służy, to musi odbywać się w ciszy, a tej nie zapewni tłum ludzi dokoła. Podobnie obecność wynajętego przewodnika odcina mnie od rzeczywistości, którą chcę poznać. Jego obecność ochroni mnie przed potencjalnymi zagrożeniami, ale nie pozwoli wtopić się w miejsce, do którego trafiłem. Przewodnik jest zawsze bezpieczną, ale jednak barierą, między mną, a światem.” Łukasz S. „Nie bój się ciszy i milczenia. Współczesny świat atakuje nas milionem bodźców. Tysiące reklam walczą o Twoją uwagę każdego dnia, na każdym rogu ulicy. Nasze miasta i drogi pełne są hałasu. Po pewnym czasie przyzwyczajamy się do nich i nasza wrażliwość zostaje stępiona, a gdy znajdziemy się nagle w zupełnej ciszy dopada nas coś w rodzaju ataku paniki. Nieprzywykli do pustki w uszach i w głowie, szybko włączamy to, co mamy pod ręką. Stąd chyba biorą się ludzie, idący przez góry z grającymi telefonami. Jeśli o mnie chodzi, uważam ciszę i milczenie za jedne z cenniejszych rzeczy, jakie daje mi samotna wędrówka. To także dla nich chodzę w góry i uważam, że warto ich szukać. Dzięki ciszy odkrywam na nowo, że potrafię usłyszeć bicie własnego serca lub kroki zwierząt za ścianą namiotu.” Łukasz S.

marcogor o gorach

Góry pozwalają odkryć prawdę

  „Człowiek wolny to człowiek świadom swego życia, jego wartości, również tych wartości, które w górach objawiają się najsilniej: jak strach, radość, jak przyjaźń. Dzięki górom wkracza się do świata, w którym proste słowa nabierają na powrót swoich pierwotnych, szlachetnych znaczeń. Opadają maski, kończy się udawanie i ludzie pokazują się takimi, jacy są naprawdę.” Artur Paszczak „Nie jest łatwo mieć marzenia, chociaż każdy je ma. Ale tylko kilku ludzi pracuje, aby je spełnić. Reszta wykręca się wymówkami: nie mam pieniędzy, nie mam stabilności finansowej, bla, bla, bla. To tylko wymówki, które mają nas powstrzymać przed przekroczeniem granicy codzienności i wkroczeniem we własny projekt życia.” Simone Moro