Dla tych, którzy odeszli

marcogor o gorach

Dla tych, którzy odeszli

Przez masyw Lubonia Wielkiego na Szczebel

marcogor o gorach

Przez masyw Lubonia Wielkiego na Szczebel

Beskid Wyspowy z racji swego rozczłonkowania, gdzie poszczególne szczyty są oddzielone od siebie w pewnej odległości, przez co z daleka wyglądają jak wyspy, jest najpiekniejszą częścią olbrzymiej połaci Beskidów. Te górskie wyspy szczególnie cudnie wyglądają jesienią z racji wyjątkowych kolorów, jakimi są ubarwione. Niektóre z masywów są rozległe, a podejścia na ich wierzchołki bardzo strome. Każdy kto chce zrobić sobie górską wyrypę, najlepiej niech wybierze Beskid Wyspowy. Zrobienie sobie trasy przez kilka szczytów, gdzie przełęcze między nimi są bardzo głebokie jest wymagającą wycieczką kondycyjną. Pięknych miejsc tam nie brakuje, widokowych górek także, więc staram się odwiedzać to pasmo górskie co roku. Tym razem wybrałem się tam na zaproszenie właścicielki apartamentów Stacja Kasina., w samym sercu tego Beskidu. Ale po kolei. Jesień tego października nie rozpieszcza, bardzo mało mamy słonecznych dni. Większość weekendów była deszczowa, gdzieś schowała się „złota polska jesień”. Mimo tego z parą najlepszych kumpli wybrałem się na poszukiwanie kolorków jesieni. Deszczowa sobota została wykorzystana tylko na dojazd na nocleg i zwiedzanie najlepszej knajpy w Mszanie Dolnej. Mowa o Folwarku Stara Winiarnia, który oferuje gościnę w zamkowej scenerii XVI-wiecznego kasztelu. Udało nam się zobaczyć nawet piwnice, pełne różnych trunków. Na nocleg dotarliśmy jednak do Kasiny Wielkiej, kojarzonej zapewne przez większość z Was jako miejsce, skąd pochodzi nasza super narciarka Justyna Kowalczyk. Stacja Kasina PKP Ale od teraz wiem, że jest tam jeszcze jedno miejsce, które stanie się wkrótce znane i lubiane wśród turystycznej gawiedzi. Mowa o starym dworcu PKP w Kasinie, gdzie obecnie urządzono stylowe, bo zachowane w kolejowej tradycji, a zarazem nowoczesne apartamenty. Budynek pochodzi z XIX w., jako stacja kolejowa został oddany do użytku w roku 1884 stanowiąc część Galicyjskiej Kolei Transwersalnej, która początek swój znajdowała w Czadcy na Słowacji, biegła przez Żywiec, Rabkę, Nowy Sącz, Sanok, aż po Husiatyń na Ukrainie. Stanowi najwyżej położony przystanek kolejowy pośród innych znajdujących się na trasie Kolei Podkarpackiej (580 m.n.p.m.). Przystanek osobowy zbudowano w stylu neorenesansowym i do dnia dzisiejszego zachował swój historyczny charakter. Całość dopełnia pasmo zieleni zlokalizowane wokół stacji. Dziś w okresie letnim kursuje tu pociąg retro, gratka dla miłośników kolejarstwa. apartament Stacja Kasina Urokliwość stacji oraz bliskość skansenu kolejowego w Chabówce sprawia, iż chętnie w niej pojawiają się znani reżyserzy filmowi. Najsłynniejszym był Steven Spielberg który kręcił tutaj sceny do „Listy Schindlera”, a także Andrzej Wajda do filmu „Katyń”. W Kasinie Wielkiej realizowano także ujęcia do ekranizacji „Szatana z siódmej klasy” oraz „Bożych skrawków”. Ostatnio stacja stanowiła plener do historycznego serialu „Szpiedzy w Warszawie”. I właśnie w tym niezwykłym miejscu miałem okazję nocować wraz z przyjaciółmi, dzięki serdeczności gospodarzy. Znajduje się ono w miejscu przecięcia szlaków górskich prowadzących na szczyty urokliwych pasm części Beskidu Wyspowego i Makowskiego. W zimie dużym atutem jest bliskość krzesełkowego wyciągu narciarskiego Śnieżnica -zaledwie 50 metrów! Więcej szczegółów o możliwości noclegu znajdziecie tutaj. urokliwe położenie stacji PKP Kasina Kasina Wielka leży również na szlaku architektury drewnianej, nie brakuje tu też ciekawych tras rowerowych. Obok budynku położony jest cmentarz wojenny z okresu I wojny światowej, na lewo od głównej drogi wjazdowej na dworzec kolejowy. Spaliśmy w jednym z pięciu luksusowych apartamentów, gdzie każdy zaaranżowany jest w innej tonacji kolorystycznej. Bardzo ciekawie jest zachowane historyczne przeznaczenie wnętrza budynku. Ale wróćmy do gór… Rankiem, gdy okazało się, że zaczyna się wypogadzać niezwłocznie wpakowaliśmy się do samochodu i ruszyliśmy w kierunku „zakopianki”. Tam mianowicie, na obszernym parkingu obok przystanku PKS Luboń Mały zaczęła się nasza wędrówka beskidzkim szlakiem. W planie było przejście całego masywu Lubonia Wielkiego. Kiedyś już tam byłem, co opisałem tutaj, ale podchodząc z Rabki. parking przy karczmie „Pod sosnami” na zakopiance Luboń Wielki o wysokości 1022 m n.p.m. to najwybitniejszy szczyt górski w Beskidzie Wyspowym, nazywany przez miejscowych Biernatką. Z racji bliskości Krakowa jest popularnym celem turystów. Początkowo nasza wycieczka odbywała się pośród niskich chmur, ale z biegiem dnia widoki były coraz lepsze. Jednak na Luboniu Małym, niewybitnym wzniesieniu w długim zachodnim grzbiecie Lubonia chmury zasłaniały jeszcze wszystko. W pobliżu odnaleźć można niewielki kopczyk z krzyżem, a w nim fragmenty helikoptera czechosłowackiego, który rozbił się tutaj w 1985 lecąc na przegląd do Świdnika. Idąc dalej dotarliśmy na Polanę Surówka. To miejsce wyjątkowe, z polany można zaobserwować bardzo rozległe widoki na Kotlinę Rabczańską, pasmo Gorców i Pasmo Orawsko-Podhalańskie. Ponad nimi wznoszą się Tatry – z polany widać cały ich grzbiet. We wschodnim kierunku widoczny natomiast jest szczyt Lubonia Wielkiego z charakterystyczną wieżą przekaźników. Niestety tym razem ta szeroka panorama  nie ukazała się moim oczom! zamglona Polana Surówki Na Polanie Surówki, zwanej też Krzysiami znajdują się dwa samotne zabudowania gospodarcze. Na drugiej części polany znajdują się natomiast 4 gospodarstwa, wszystkie znacznie oddalone od centrum wsi. Centralne miejsce zajmuje duży krzyż i stacje drogi krzyżowej prowadzące do niego. Pewną ciekawostką jest odnowiony dom na polanie, to dom rodzinny Gacków, skąd wywodzi się siostra zakonna Maria Gacek ze zgromadzenia sióstr miłosierdzia św. Wincentego A’Paulo. Stąd już blisko mieliśmy na szczyt Lubonia Wielkiego. Po drodze mijaliśmy wielu myśliwych, którzy niedawno obchodzili swoje patronalne święto św.Huberta i wybrali się gromadnie na polowanie! Po dotarciu na najwyższy wierzchołek wyszło słońce i ubarwiło nasz świat. otoczenie schroniska PTTK na Luboniu Wielkim Oprócz potężnego masztu radiowo-telewizyjnej stacji nadawczej centralnym miejscem jest tu schronisko PTTK wybudowane w 1931 r. Jest jedynym górskim schroniskiem w całym Beskidzie Wyspowym. Budynek schroniska jest wpisany do rejestru zabytków. Jest to schronisko o bardzo oryginalnym wyglądzie, przypominające nieco domek Baby Jagi. Jako jedyne wśród schronisk posiada duży 10-osobowy pokój z oknami na cztery strony świata, z których rozpościera się rozległa panorama. Oprócz wspomnianego 10-osobowego pokoju ma 15 miejsc w letniej przybudówce oraz 2-osobowy pokój na parterze. Posiada także świetlicę, bufet turystyczny, prysznic. W otoczeniu schroniska znajduje się duża stacja przekaźnikowa, zadaszona kaplica, budka telefoniczna, stoły i ławki dla turystów, miejsce na ognisko. Z polany przy schronisku rozpościera się widok na północną i zachodnią stronę, szczególnie dobrze widać stąd Szczebel, Lubogoszcz, Babią Górę i Beskid Makowski. W bacówce obok schroniska znajduje się siedziba Akademickiego Klubu Radiowo-Turystycznego „Ryjek”. W „pokoju krótkofalarskim” jest dostęp do kilku anten na paśmie KF i UKF. Po wypiciu pysznej kawki ruszyliśmy dalej. Jako, że pogoda robiła się jak marzenie postanowiliśmy zdobyć kolejną wyspę – Szczebel. Szczebel widziany znad przełęczy Glisne Najpierw należało jednak zejść bardzo stromym zejściem na przełęcz Glisne. Czasami (np. gdy jest zlodzone, lub po większych opadach deszczu) jest śliskie i trudne do przejścia. Tym razem mimo wczorajszych opadów daliśmy radę. Rejon przełęczy jest bezleśny, zajęty przez pola uprawne i zabudowania miejscowości Glisne, dzięki temu jest dobrym punktem widokowym. Błekit nieba i słońce dodawało nam animuszu i szybko wdrapaliśmy się na Małą Górę, znajdującą się już w masywie Szczebla. Stamtąd już łatwiej dotarliśmy na kulminację Szczebla. To piękna góra, o której pisał już Eugeniusz Janota, autor pierwszego polskiego przewodnika tatrzańskiego (1860 r.). krajobraz wierzchołka Szczebla Na szczycie znajduje się pomnik poświęcony papieżowi Janowi Pawłowi II, który był tutaj dwukrotnie w czasie swych górskich wędrówek, a także powiewa wysoko na maszcie flaga Polski. W pobliżu jest też krzyż upamiętniający śmierć w tym miejscu księdza z Krakowa. W 2010 roku w ramach akcii „Odkryj Beskid Wyspowy” na szczycie Szczebla ustawiono kilka stołów i ławek, miejsce ogniskowe oraz mapę powiatu myślenickiego. W maju 2011 roku, niedaleko szczytu, przy czarnym szlaku z Lubnia z inicjatywy ludzi uprawiających paralotniarstwo powstało miejsce, z którego przy dobrej pogodzie startują paralotnie. Nie można go przegapić, bo to najlepszy punkt widokowy na wierzchołku. Rozpościera się stąd rozległy widok na Lubomir, Lubogoszcz i dolinę Raby oraz odleglejsze szczyty Beskidu Wyspowego. Ten widok też już znałem z pierwszej bytności tutaj kilka lat wczesniej. Śnieżnica i Ćwilin widziane z przełęczy Glisne Po dłuższym odpoczynku udaliśmy się w dół czarnym szlakiem. Zejście poniżej wierzchołka Małego Szczebla zrobiło się tak strome, że jedno z kolan zaczęło odmawiać mi posłuszeństwa! Ale wybrałem ten wariant, żeby zobaczyć Zimną Dziurę, jaskinię osuwiskową, powstałą w piaskowcu magurskim, zwaną również Grotą Lodową. Położona jest przy szlaku turystycznym i jest łatwo dostępna dla turystów. Znajduje się na wysokości 655 m n.p.m., otwór wejściowy ma rozmiary 3 × 4 m. Pochyłe wejście prowadzi do komory głównej o długości do 6 m i szerokości do 3 m. Dno tej komory znajduje się na głębokości ok. 5 m. Od komory tej prowadzą jeszcze 3 boczne, ciasne szczeliny. Długość korytarzy (w większości trudnodostępnych) wynosi około 25 metrów. W jaskini panuje temperatura niższa o kilka lub kilkanaście stopni od temperatury na zewnątrz. Zdarzają się lata, że lód zalega w jaskini do okresu lata kalendarzowego. wejście do jaskini Zimna Dziura Po zwiedzeniu jaskinii pozostało nam dojść tylko do wsi Lubień. Po drodze minęliśmy jeszcze ładną kapliczkę i ogrodzone miejsce na ognisko, zapewne własność wspólnoty myśliwskiej. Potem jeszcze były domki letniskowe i doszliśmy do centrum wsi. Od razu rzucił się nam w oczy strzelisty gmach kościoła, więc postanowiliśmy go odwiedzić. Bogato zdobione wnętrze przekonało nas, że warto było nań wejść. Jako ciekawostkę dodam fakt, że konsekracja tej świątyni była pierwszą posługą nowego biskupa krakowskiego Karola Wojtyły. Nam pozostało natomiast powrócić tylko autobusem do samochodu w Naprawie. Jako, że kursowych busów na zakopiance nie brakuje, nie było z tym żadnych problemów. kościół parafialny w Lubniu Na długo przed zmrokiem dotarliśmy więc na parking, gdzie czekało autko. I to był już koniec kolejnej górskiej przygody. Pozostały wspomnienia i naładowane pozytywną energią akumulatory. Jak już wspominałem Beskid Wyspowy jest przepiękny, choć wymagający. Najcudowniejszy jak wszystko w górach – jesienią. Na koniec zapraszam do obejrzenia fotorelacji z wypadu i zawitania kiedyś do gościnnych apartamentów na stacji w Kasinie Wielkiej. A tu znajdziecie graficzny opis wycieczki. Odkryjcie i wy kolorowy Beskid Wyspowy! Z górskim pozdrowieniem Marcogor   [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

marcogor o gorach

Na skalnym Podhalu

„Stoją one tam gdzieś teraz wielkie, szare i smutne w jesiennej mgle i deszczu. Tam jest owa Liliowa Przełęcz, z której tylekroć patrzałem do Wierchcichej, do doliny na dole, która wydawała mi się jak cudowny, złocisty sen… Tam są te pustki pod Żelaznymi Wrotami, gdzie nie ma nic prócz motyli skalnych i głazów. Tam są gdzieś orły rozpięte na powietrzu, jak krzyże o półkolistych olbrzymich ramionach. Ale ja już z inną duszą urodziłem się pod tymi górami. Powracam do nich co rok, zawsze z tęsknotą, jak mieszkaniec nadmorski do morza. Powracam – a one są dla duszy mojej jakby kamieniem próbnym dla metalu, jakby konfesjonałem spowiedniczym. Wydaje mi się, że one patrzą mi w duszę i widzą. Radości moje i smutki, marzenia moje i chęci, zawody i upadki, kochania i tęsknoty, ogromne, niezmierne, szalone do obłędu tęsknoty – one widziały i znają. Czyż raz wylatywała mi tu dusza z piersi jak ptak skrzydlaty, aby zataczać kręgi szerokie jak łuki tęczowe, nagłe jak halny wiatr, dumne jak obłok spiętrzony ku niebu… I czyż raz upadałem tu na wznak bez sił, bez pamięci, bez czucia prawie, zabity poznaniem mojej nicości, mojej bezgranicznej niemocy, mojej niewoli ludzkiej… Czyż raz łamał mi się tu duch o przekleństwo fizycznego istnienia!… Tu wydawało się duszy mojej, że tętno jej bytu jest jednym z tętnem wielkiego serca świata; a potem błąkała się od drzewa do drzewa, od skały do skały, od chmury do chmury i od gwiazdy do gwiazdy, czując, że wszystkiemu jest obcą, że z niczym nie jest związana i spójna, że jest jak blask na wodzie, który się z falą nie łączy, ale tylko na niej drży – i gaśnie, i niknie… I tu roztapia się, kiedyś tam, dawno – w wyobraźni swoich pragnień, swoich chceń. Oto ogromny konfesjonał skalny, ogromna spowiedź duszy mojej, te Tatry. Kocham je. Patrzą na mnie zawsze jednakowe, zawsze jednako zimne i smutne – i zawsze wierne. Kocham je. Nauczyły mnie myśleć i czuć, słowa w rytmy układać i barwić, i zsyłają mi sny, lekkie palce kładą mi na oczy i przymykają mi powieki, a potem chylą mi głowę w tył, dotykają palcem mych ust i mówią cicho: milcz… Widzę wtenczas życie potęg i żywiołów natury, widzę, jak szmer liści bukowych i smrekowego boru przelata przez światło słoneczne, jak woń kwiatów górskich wnika w skały i wody, słyszę rozmowę chmur z odwiecznym gruzem szarych kotlin zapadłych. Mnie oderwane iglice, które leżą gdzieś w gąszczach i moczarach, skarżą się, że tam był wiatr i słońce, że tam były burze i noce miesięczne, noce o skrzydłach anielskich, tam, wysoko… Mnie się objawia jakiś Bóg tych gór, który wywraca lasy i pajęczyny srebrne rzuca po trawach, Bóg groźny, dumny i cichy, jak toń. Ze mnie dusza wyrywa się ku tym potęgom i żywiołom natury, dusza, która poznała tragedię fizycznego istnienia. Kocham Tatry. Kocham ich pustkę i milczenie, ich martwość i spokój posępny. W ich mgłach błąka się myśl moja i szuka dawnych swoich wierzeń i miłości, uczuć i siły. Po ich dolinach i przełęczach chodzi myśl moja i smuci się, że nie można być ogniem w ogniu, wichrem w wichrze, światłem w świetle; że nie można być z wami, być waszym, o duchy żywiołów! Nad potokami usiada myśl moja i smuci się, że nie można być częścią poezji świata, ale tylko dręczyć się trzeba tym, że się ją widzi i czuje, niedostępną, daleką, świętą i wzgardy pełną.” Kazimierz Przerwa Tetmajer „Stara książka” (1903) Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Rajd na Magurę Małastowską, czyli sercu bliski mój Beskid Niski

marcogor o gorach

Rajd na Magurę Małastowską, czyli sercu bliski mój Beskid Niski

Mieć z kim wspólnie wędrować po górach to wspaniała sprawa. Dlatego staram się dbać o swoich górskich przyjaciół i robić im od czasu do czasu drobne przyjemności. Ważne są spotkania, nie tylko te w górach, ale przeważnie udaje mi się to połączyć. Jednym z tegorocznych pomysłów na integrację mojej Gorlickiej Grupy Górskiej był rajd po beskidzkich bezdrożach połączony z wieczornym ogniskiem przy bacówce na Magurze Małastowskiej. Odbyło to się już wiosenną porą, gdy przyroda w Beskidach budziła się do życia i wszędzie królowała zieleń. Postanowiłem zorganizować dwudniowy rajd na Magurę i z powrotem, a ognisko miało być kulminacją tego spotkania. Ale od początku, rajd rozpoczął się w Gorlicach w sobotnie przedpołudnie. Niestety niewiele osób mogło wędrować z nami już w sobotę, ale większa grupa GGG dołączyła już wieczorem na wspólne pieczenie kiełbasy i zimne piwko. Wystartowaliśmy niebieskim szlakiem, który początkowo prowadzi uliczkami miasta, częściowo malowniczo wzdłuż rzeki Sękówki. Potem przechodzi pod urwiskiem, na którym położony jest pałac Długosza w Siarach. To eklektyczny pałac potentata naftowego Władysława Długosza. Choć historią sięga XIV wieku, to dopiero gdy właścicielem został Władysław Długosz, pałac zyskał charakter reprezentacyjny. Okazały budynek usytuowany jest na wysokiej, pionowo spadającej w dolinę Sękówki skarpie. Pałac otoczony jest rozległym parkiem z unikatowymi rzeźbami. Obecnie obiekt stanowi własność prywatną Edwarda Brzostowskiego, więc zwiedzanie jest utrudnione. pałac Długosza w Siarach Dalsza nasza trasa przebiegała obok słynnego XVI w. kościółka w Sękowej. Z racji dużego znaczenia dla kultury i dziedzictwa ludzkości, wpisano go na prestiżową Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Kościół pw. św. Filipa i Jakuba, bo o nim mowa, wzniesiony na początku XVI wieku (~1520 r.), należy do najpiękniejszych polskich zabytków drewnianych. Jednonawowy z trójbocznie zamkniętym prezbiterium, konstrukcji zrębowej. Ściany z ręcznie ciosanych, modrzewiowych bali pokryte są w całości gontem. Węższe prezbiterium i szerszą nawę nakrywa wspólny stromy dach jednokalenicowy o więźbie storczykowej. Jego widok od każdej strony robi wrażenie. Zwiedzałem go nie raz, ale tym razem cel był inny, poszliśmy więc dalej. XVI w. kościół w Sękowej Szlak wyprowadził naszą małą grupkę na wzgórze górujące nad Sękową, skąd rozpościera się doskonały widok na Dolinę Sękówki, pobliskie Gorlice oraz pasmo Magury Wątkowej. W tym miejscu, zwanym Puste Pole kończy się droga asfaltowa, którą zmuszeni byliśmy maszerowac do tej pory. Wkrótce weszliśmy w las, by po dość stromym podejściu, przez wierzchołko Obocza i Huszczy dotrzeć na Przełęcz Owczarską. To był kolejny świetny punkt widokowy, tym razem na szczyty okalające dolinę potoku Siary. Stąd idąc znowu ostro pod górę wdrapaliśmy się na Ostry Dział, skąd już łagodnym podejściem zdobyliśmy szczyt Magury Małastowskiej. Na zboczach Magury znajdują się pamiątki po przebiegającej jej zboczami podczas I wojny światowej linii frontu austriacko-rosyjskiego: okopy i cmentarze. Sam szczyt jest zalesiony, Do wieczora było jeszcze sporo czasu, więc postanowilismy odwiedzić odrestaurowany cmentarz wojenny nr.58 z I wojny światowej, leżący tuż poniżej wierzchołka. cmentarz wojenny z I wojny św. nr. 60 na Przeł.Małastowskiej W tej okolicy jest kilka takowych cmentarzy, a najbardziej znany jest ten na Przeł. Małastowskiej, gdzie przebiega droga nr.977 na Słowacje. Jak większość zaprojektowany został przez Dušana Jurkoviča. Uwagę zwraca stojąca tam w głębi masywna budowa z bali kryta gontem, z ażurową kompozycją z drewnianych krzyży na szczycie i malowanym wizerunkiem Matki Boskiej. A my po zwiedzaniu ruszyliśmy dalej wzdłuż wschodnich zboczy Magury, gdzie znajduje się m.in. ośrodek narciarski SkiPark Magura. Ale to nas nie interesowało, bo nie ta pora roku, więc już prosto udaliśmy się do schroniska im. prof. St. Gabriela.  To małe, przytulne schronisko znajduje się przy nartostradzie ośrodka narciarskiego, 300 m poniżej górnej stacji wyciągu krzesełkowego. Obiekt posiada 30 miejsc noclegowych oraz prowadzi bufet. Obok schroniska znajduje się pole namiotowe z sanitariatami oraz miejsce na ognisko. schronisko PTTK na Magurze Małastowskiej Bardzo przyjazny i pomocny jest tutejszy chatkowy Wati, który przygotował dla nas opał na grupowe, wieczorne ognisko. Dodam jeszcze jako ciekawostkę, że to pierwsze schronisko turystyczne PTTK w tej części Beskidu powstało dzięki zaangażowaniu gorlickiego działacza turystycznego i bibliotekarza Stanisława Gabryela – obecnie patrona obiektu. Jego budowę rozpoczęto w 1954 roku, a budulcem było drewno z rozbieranych domów łemkowskich w Gładyszowie i Zdyni. Budowa była prowadzona przez brygadę cieśli z Zakopanego pod kierownictwem Franciszka Giewonta. Słynna już jest jedyna w kraju winda, łącząca kuchnię z jadalnią. Tak więc zamówienia składamy przez głośne okrzyki w dół, a potrawy jadą do nas windą w górę! W samym obiekcie jest też mnóstwo historycznych pamiątek związanych z tym miejscem. ognisko grupowe przy bacówce Wreszcie zapadł wieczór i przyszła pora na kulminację rajdu, czyli wspólne ognisko ze wszystkimi przyjaciólmi, z którymi połączyły mnie góry. Nie każdy mógł dotrzeć z naszej licznej społeczności, ale przybyło i tak siedemnaście osób. Magia płonącego ognia, pyszne kiełbaski, muzyka gitarowa i śpiew przygodnego barda oraz napoje wyskokowe gwarantowały wyśmienitą zabawę do ostatnich spalonych kłod drzewa. Oby więcej takich wesołych spotkań ludzi gór w górach, w przyjaznej, miłej atmosferze. Po imprezie niektórzy poszli spać, a inni udali się na nocne focenie cmentarzy w świetle zniczy. Rano miał nastapić powrót inna trasą do Gorlic ekipy, która została na nocleg, ale intensywny deszcz od rana zmienił nasze plany. Skorzystaliśmy z nadarzającej się okazji, żeby autostopem wrócić do miasta. Jako, że droga przebiegająca przez przełęcz była oddalona zaledwie kwadrans od naszego noclegu nie było to trudne. Na Przełęczy Małastowskiej jest także duży parking, gdzie można zostawić samochód i szybko dotrzeć do schroniska. słynna schroniskowa winda Szkoda, bo ominęła nas powrotna wędrówka innym szlakiem do Gorlic. Liczę, że za rok uda się to zrealizować! Tak więc już w niedzielne południe byliśmy z powrotem w moim rodzinnym mieście. Gorlice to małe, ale ładnie położone miasto w dolinie Ropy, w sercu tzw. Beskidu Gorlickiego. Miasto powstało w XIV w. u zbiegu rzek Ropy i Sękówki. W XIX w. region gorlicki stał się kolebką przemysłu naftowego. W latach 1853–1858 pracownię miał tu Ignacy Łukasiewicz, farmaceuta, konstruktor lampy naftowej, ojciec przemysłu naftowego, który rozsławił miasto. Również jedna z największych bitew I wojny św. rozsławiła to miasto. W tym roku w maju obchodziliśmy okrągłą, setną rocznicę tego wydarzenia. Pod Gorlicami, po wielkiej bitwie 2 maja 1915 r., został przerwany front rosyjski, co odwróciło losy wojny. Pierwsza na świecie uliczna lampa naftowa w Gorlicach- Zawodzie Mimo, że był to niedokończony rajd, to spacer po rodzinnej, górskiej okolicy i spotkanie z moimi współtowarzyszami górskich eskapad przy ognisku było mega pozytywnym wydarzeniem. I chciałbym, aby sie powtarzało cyklicznie. Beskid Niski jak wielokrotnie pisałem to najdziksze góry w Polsce, gdzie próżno szukać turystów, a przygodne spotkanie z takowymi należy do rzadkości. Zwłaszcza memu sercu bliski Beskid Gorlicki jest oazą spokoju na turystycznych szlakach. To potoczna nazwa zachodniej części Beskidu Niskiego, która położona jest na południe od Gorlic. Tutaj niemal w każdej miejscowości można oglądać cerkwie łemkowskie, zabytkowe drewniane kościoły, jak te w Sękowej i Szymbarku, kamienne krzyże, czy renesansowy dwór obronny w Szymbarku oraz cmentarze z I wojny światowej – pozostałość słynnej Bitwy pod Gorlicami. zdjęcia Gorlic, kolaż, źródło:Wikipedia W Beskidzie Gorlickim znajduje się również zapora wodna na rzece Ropie w miejscowości Klimkówka (Jezioro Klimkówka). Na obrzeżach Beskidu Gorlickiego warto zobaczyć Biecz z zachowaną średniowieczną zabudową ( zwany małym Krakowem), oraz cmentarz wojskowy nr 123 na wzgórzu Pustki w Łużnej – największy pod względem zajmowanej powierzchni cmentarz z I wojny światowej, a także drewniany, barokowy kościół w Szalowej. Zapraszam więc w moje okolice, sercu bliski Beskid Niski. Na koniec zachęcam do obejrzenia galerii zdjęć z eskapady oraz dziękuję wszystkim przyjaciołom z GGG za udział w rajdzie i ognisku integracyjnym. Tu znajdziecie graficzny opis trasy. Oby do nastepnego razu! Z górskim pozdrowieniem Marcogor  [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Rajd na Magurę Małastowską, czyli mój sercu bliski Beskid Niski

marcogor o gorach

Rajd na Magurę Małastowską, czyli mój sercu bliski Beskid Niski

Mieć z kim wspólnie wędrować po górach to wspaniała sprawa. Dlatego staram się dbać o swoich górskich przyjaciół i robić im od czasu do czasu drobne przyjemności. Ważne są spotkania, nie tylko te w górach, ale przeważnie udaje mi się to połączyć. Jednym z tegorocznych pomysłów na integrację mojej Gorlickiej Grupy Górskiej był rajd po beskidzkich bezdrożach połączony z wieczornym ogniskiem przy bacówce na Magurze Małastowskiej. Odbyło to się już wiosenną porą, gdy przyroda w Beskidach budziła się do życia i wszędzie królowała zieleń. Postanowiłem zorganizować dwudniowy rajd na Magurę i z powrotem, a ognisko miało być kulminacją tego spotkania. Ale od początku, rajd rozpoczął się w Gorlicach w sobotnie przedpołudnie. Niestety niewiele osób mogło wędrować z nami już w sobotę, ale większa grupa GGG dołączyła już wieczorem na wspólne pieczenie kiełbasy i zimne piwko. Wystartowaliśmy niebieskim szlakiem, który początkowo prowadzi uliczkami miasta, częściowo malowniczo wzdłuż rzeki Sękówki. Potem przechodzi pod urwiskiem, na którym położony jest pałac Długosza w Siarach. To eklektyczny pałac potentata naftowego Władysława Długosza. Choć historią sięga XIV wieku, to dopiero gdy właścicielem został Władysław Długosz, pałac zyskał charakter reprezentacyjny. Okazały budynek usytuowany jest na wysokiej, pionowo spadającej w dolinę Sękówki skarpie. Pałac otoczony jest rozległym parkiem z unikatowymi rzeźbami. Obecnie obiekt stanowi własność prywatną Edwarda Brzostowskiego, więc zwiedzanie jest utrudnione. pałac Długosza w Siarach Dalsza nasza trasa przebiegała obok słynnego XVI w. kościółka w Sękowej. Z racji dużego znaczenia dla kultury i dziedzictwa ludzkości, wpisano go na prestiżową Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego UNESCO. Kościół pw. św. Filipa i Jakuba, bo o nim mowa, wzniesiony na początku XVI wieku (~1520 r.), należy do najpiękniejszych polskich zabytków drewnianych. Jednonawowy z trójbocznie zamkniętym prezbiterium, konstrukcji zrębowej. Ściany z ręcznie ciosanych, modrzewiowych bali pokryte są w całości gontem. Węższe prezbiterium i szerszą nawę nakrywa wspólny stromy dach jednokalenicowy o więźbie storczykowej. Jego widok od każdej strony robi wrażenie. Zwiedzałem go nie raz, ale tym razem cel był inny, poszliśmy więc dalej. XVI w. kościół w Sękowej Szlak wyprowadził naszą małą grupkę na wzgórze górujące nad Sękową, skąd rozpościera się doskonały widok na Dolinę Sękówki, pobliskie Gorlice oraz pasmo Magury Wątkowej. W tym miejscu, zwanym Puste Pole kończy się droga asfaltowa, którą zmuszeni byliśmy maszerowac do tej pory. Wkrótce weszliśmy w las, by po dość stromym podejściu, przez wierzchołko Obocza i Huszczy dotrzeć na Przełęcz Owczarską. To był kolejny świetny punkt widokowy, tym razem na szczyty okalające dolinę potoku Siary. Stąd idąc znowu ostro pod górę wdrapaliśmy się na Ostry Dział, skąd już łagodnym podejściem zdobyliśmy szczyt Magury Małastowskiej. Na zboczach Magury znajdują się pamiątki po przebiegającej jej zboczami podczas I wojny światowej linii frontu austriacko-rosyjskiego: okopy i cmentarze. Sam szczyt jest zalesiony, Do wieczora było jeszcze sporo czasu, więc postanowilismy odwiedzić odrestaurowany cmentarz wojenny nr.58 z I wojny światowej, leżący tuż poniżej wierzchołka. cmentarz wojenny z I wojny św. nr. 60 na Przeł.Małastowskiej W tej okolicy jest kilka takowych cmentarzy, a najbardziej znany jest ten na Przeł. Małastowskiej, gdzie przebiega droga nr.977 na Słowacje. Jak większość zaprojektowany został przez Dušana Jurkoviča. Uwagę zwraca stojąca tam w głębi masywna budowa z bali kryta gontem, z ażurową kompozycją z drewnianych krzyży na szczycie i malowanym wizerunkiem Matki Boskiej. A my po zwiedzaniu ruszyliśmy dalej wzdłuż wschodnich zboczy Magury, gdzie znajduje się m.in. ośrodek narciarski SkiPark Magura. Ale to nas nie interesowało, bo nie ta pora roku, więc już prosto udaliśmy się do schroniska im. prof. St. Gabriela.  To małe, przytulne schronisko znajduje się przy nartostradzie ośrodka narciarskiego, 300 m poniżej górnej stacji wyciągu krzesełkowego. Obiekt posiada 30 miejsc noclegowych oraz prowadzi bufet. Obok schroniska znajduje się pole namiotowe z sanitariatami oraz miejsce na ognisko. schronisko PTTK na Magurze Małastowskiej Bardzo przyjazny i pomocny jest tutejszy chatkowy Wati, który przygotował dla nas opał na grupowe, wieczorne ognisko. Dodam jeszcze jako ciekawostkę, że to pierwsze schronisko turystyczne PTTK w tej części Beskidu powstało dzięki zaangażowaniu gorlickiego działacza turystycznego i bibliotekarza Stanisława Gabryela – obecnie patrona obiektu. Jego budowę rozpoczęto w 1954 roku, a budulcem było drewno z rozbieranych domów łemkowskich w Gładyszowie i Zdyni. Budowa była prowadzona przez brygadę cieśli z Zakopanego pod kierownictwem Franciszka Giewonta. Słynna już jest jedyna w kraju winda, łącząca kuchnię z jadalnią. Tak więc zamówienia składamy przez głośne okrzyki w dół, a potrawy jadą do nas windą w górę! W samym obiekcie jest też mnóstwo historycznych pamiątek związanych z tym miejscem. ognisko grupowe przy bacówce Wreszcie zapadł wieczór i przyszła pora na kulminację rajdu, czyli wspólne ognisko ze wszystkimi przyjaciólmi, z którymi połączyły mnie góry. Nie każdy mógł dotrzeć z naszej licznej społeczności, ale przybyło i tak siedemnaście osób. Magia płonącego ognia, pyszne kiełbaski, muzyka gitarowa i śpiew przygodnego barda oraz napoje wyskokowe gwarantowały wyśmienitą zabawę do ostatnich spalonych kłod drzewa. Oby więcej takich wesołych spotkań ludzi gór w górach, w przyjaznej, miłej atmosferze. Po imprezie niektórzy poszli spać, a inni udali się na nocne focenie cmentarzy w świetle zniczy. Rano miał nastapić powrót inna trasą do Gorlic ekipy, która została na nocleg, ale intensywny deszcz od rana zmienił nasze plany. Skorzystaliśmy z nadarzającej się okazji, żeby autostopem wrócić do miasta. Jako, że droga przebiegająca przez przełęcz była oddalona zaledwie kwadrans od naszego noclegu nie było to trudne. Na Przełęczy Małastowskiej jest także duży parking, gdzie można zostawić samochód i szybko dotrzeć do schroniska. słynna schroniskowa winda Szkoda, bo ominęła nas powrotna wędrówka innym szlakiem do Gorlic. Liczę, że za rok uda się to zrealizować! Tak więc już w niedzielne południe byliśmy z powrotem w moim rodzinnym mieście. Gorlice to małe, ale ładnie położone miasto w dolinie Ropy, w sercu tzw. Beskidu Gorlickiego. Miasto powstało w XIV w. u zbiegu rzek Ropy i Sękówki. W XIX w. region gorlicki stał się kolebką przemysłu naftowego. W latach 1853–1858 pracownię miał tu Ignacy Łukasiewicz, farmaceuta, konstruktor lampy naftowej, ojciec przemysłu naftowego, który rozsławił miasto. Również jedna z największych bitew I wojny św. rozsławiła to miasto. W tym roku w maju obchodziliśmy okrągłą, setną rocznicę tego wydarzenia. Pod Gorlicami, po wielkiej bitwie 2 maja 1915 r., został przerwany front rosyjski, co odwróciło losy wojny. Pierwsza na świecie uliczna lampa naftowa w Gorlicach- Zawodzie Mimo, że był to niedokończony rajd, to spacer po rodzinnej, górskiej okolicy i spotkanie z moimi współtowarzyszami górskich eskapad przy ognisku było mega pozytywnym wydarzeniem. I chciałbym, aby sie powtarzało cyklicznie. Beskid Niski jak wielokrotnie pisałem to najdziksze góry w Polsce, gdzie próżno szukać turystów, a przygodne spotkanie z takowymi należy do rzadkości. Zwłaszcza memu sercu bliski Beskid Gorlicki jest oazą spokoju na turystycznych szlakach. To potoczna nazwa zachodniej części Beskidu Niskiego, która położona jest na południe od Gorlic. Tutaj niemal w każdej miejscowości można oglądać cerkwie łemkowskie, zabytkowe drewniane kościoły, jak te w Sękowej i Szymbarku, kamienne krzyże, czy renesansowy dwór obronny w Szymbarku oraz cmentarze z I wojny światowej – pozostałość słynnej Bitwy pod Gorlicami. zdjęcia Gorlic, kolaż, źródło:Wikipedia W Beskidzie Gorlickim znajduje się również zapora wodna na rzece Ropie w miejscowości Klimkówka (Jezioro Klimkówka). Na obrzeżach Beskidu Gorlickiego warto zobaczyć Biecz z zachowaną średniowieczną zabudową ( zwany małym Krakowem), oraz cmentarz wojskowy nr 123 na wzgórzu Pustki w Łużnej – największy pod względem zajmowanej powierzchni cmentarz z I wojny światowej, a także drewniany, barokowy kościół w Szalowej. Zapraszam więc w moje okolice, sercu bliski Beskid Niski. Na koniec zachęcam do obejrzenia galerii zdjęć z eskapady oraz dziękuję wszystkim przyjaciołom z GGG za udział w rajdzie i ognisku integracyjnym. Tu znajdziecie graficzny opis trasy. Oby do nastepnego razu! Z górskim pozdrowieniem Marcogor  [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Odwiedź koniecznie moje piękne góry

marcogor o gorach

Odwiedź koniecznie moje piękne góry

Jeśli chcesz poznać ojczyzny kontury To czym zadziwia przybysza w swej dumie Odwiedź koniecznie moje piękne góry Tam się przekonasz czy ty kochać umiesz Zobaczysz szczyty nieba tykające Lasem jesiennym przetkane złociście Zielone świerki jedliny szumiące W dole jarzębin rubinowe kiście Szare po plonach zaorane pole Ozimin żywe tu i owdzie łany Drżące na wietrze pożółkłe topole Krzyk wron i kawek w pejzaż wmalowany Gdzie sięgniesz okiem strojna jesień chodzi Cudownie barwi góry i doliny W zadumę wpada przygodny przechodzień Niewiarygodne podziwia ryciny Od lasu ku wsi po polach rozsiane W koralach krzewy i w kolorach drzewa W bogatych barwach ptaki rozśpiewane Pośród rubinów któż by nie zaśpiewał A u podnóża gór jak z bajki obraz Wille się szczycą dachami w czerwieni Zdobiąc w jaskółcze balkony krajobraz Że od przepychu aż się w oczach mieni Środkiem się snuje droga obok rzeki Olszyny szczodrze okalają obie Wstęgi siostrzane… a bieg ich daleki Dobro człowieka na tym ziemskim globie Za mostkiem kręta dróżka w las się wwierca Stroma i trudna szlakiem Pańskiej Męki Godna podziwu pamiątka od serca Rzeźbiona w drewnie samouka ręki. I to już koniec barwnej opowieści O pięknym miejscu mojego zrodzenia Każde wspomnienie błogo serce pieści Jedź i sam zobacz… godne zachwycenia Julka Tatry Bielskie A każdemu kto prowadzi własną działalność polecam firmę http://finka.pl/, która zajmuje się m.in tworzeniem programów księgowych oraz wielu innych przydatnych w firmie. Z górskim pozdrowieniem Marcogor Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Górzysty kraj

marcogor o gorach

Górzysty kraj

„Kochani rodacy ileż mamy zalet dzisiaj pomyślałem my są jak górale nie ważne skąd jesteś za swojego życia przed tobą nie jedna góra do zdobycia codziennie się wspinasz na tę swoją górę i jak byś nie patrzył zawsze masz pod górę codzienna wspinaczka czy to dzień czy w nocy halny i tak zawsze wieje prosto w oczy tylko ci nieliczni nie wiem skąd się wzięli i po czyich plecach na górę się wspięli na szczycie rozsiedli na łonie natury nas stamtąd nie widać przesłaniają chmury my się wciąż wspinamy często pot na czole ciężko nam to idzie dźwigając swą dolę lecz mamy przygodę codzienną z górami a szczytu nie widać zawsze za chmurami więc po cóż nam w góry jechać na wakacje przecież my codziennie mamy tą atrakcję Polska kraj górzysty taką ma strukturę u nas prawie każdy zawsze ma pod górę dziś obce wspinaczki w siną wiodą nas dal a w sercu melodia w której góral i żal” Tomek Tyszka Tatry – najpiękniejsze miejsce na świecie Ciężko podróżować i odbywać wycieczki górskie bez samochodu. Jeśli ktoś potrzebuje właśnie części do auta polecam skorzystanie z usług sklepu http://www.mamauto.pl/. Z górskim pozdrowieniem Marcogor

marcogor o gorach

Wiosennie w paśmie Magury Spiskiej, od Małej Polany, aż po Przełęcz Magurską

Magura Spiska to cudownie piękne pasmo górskie. Uwielbiam w nie powracać. Mam blisko, więc zawsze może być planem awaryjnym, gdy coś większego nie wypali. A widoki z jej głównego grzbietu są cudne. Z jednej strony niebotyczne Tatry, a z drugiej gniazdo Pienin i Beskidy oraz w oddali Gorce. Przeszedłem już prawie całą główną grań, w tym roku poznałem jej środkową, najbardziej widowiskową część. Zresztą co wam będę pisał, zobaczycie sami na fotkach z wycieczki. Magura Spiska to jest jeden tylko grzbiet, który rozciąga się na długości ponad 30 km. Jest ona niemal w całości zalesiona, ale liczne polany i wiatrołomy powodują, że prowadzące przez nią szlaki turystyczne są bardzo widokowe. Jej długi i stosunkowo płaski grzbiet tworzy boczne ramiona, szczególnie na północną stronę.  pasmo Lubania i pasmo Pienin z Trzema Koronami widziane z wieży Osobliwością jest występowanie na północnych stokach dwóch jezior pochodzenia osuwiskowego, są to Osturniańskie Jezioro (Osturnianské jazero) i Jezierskie Jezioro (Jezerské jazero). Jedno z tych cudów chciałem koniecznie zobaczyć w czasie mego wiosennego wypadu, dlatego wybrałem szlak ze słowackiej wsi Jezierno. Rejon jest mało popularny turystycznie i całymi dniami można tutaj nie spotkać żadnego turysty. Ale ja się zabezpieczyłem i zabrałem ze soba dużą ekipę wesołych ludków, aby nie czuć się samotnym. Szlaki są tam słabo oznakowane. Stąd też są to regiony dla turystów doświadczonych i ceniących sobie spokój i ciszę podczas wędrówek. Ale przez to nieobleganie ich są genialnym miejscem do ucieczki od świata w gronie przyjaciół kochających góry. A przeciez moja grupa – GGG, którą stworzyłem skupia samych takich pasjonatów łazikowania jak ja. okolice Spadika Wróćmy jednak do początku tej wiosennej eskapady. Wieś Jeziersko to mała wioska na Zamagurzu, gdzie mieszka ludność łemkowska, która do dzisiaj zachowała swój żywy folklor. Dojechałem tam z ekipą i zostawiwszy samochód u miłego gospodarza ruszyłem zielonym szlakiem, który doprowadził mnie dość szybko nad Jezierskie Jezioro. Po drodze idąc długo wzdłuż Jezierskiego Potoku mogłem podziwiać liczne kaskady. Samo osuwiskowe jezioro pięknie położone w gęstym świerkowym lesie zrobiło na mnie duże wrażenie. Położone jest na ono wysokości 919 m n.p.m. w dolinie Jezierskiego Potoku. Powstało w wyniku potężnego osunięcia się stoku. Przemieścił się on w kierunku południowym o około 100 m, równocześnie osuwając się o około 30 m w dół. Wiosną otaczała go soczysta zieleń, budzącej się do życia natury. Na północnym brzegu stoi drewniany krzyż i są ławeczki. Miło było posiedzieć w takich okolicznościach przyrody. z widokiem na Tatry Po odpoczynku ruszyłem dalej i powyżej jeziora skręciłem na szlak narciarki, który doprowadził mnie do areału narciarskiego Jeziersko. Dodam, że na północnych stokach, którymi wędrowałem mimo majowej pory wciąż w wielu miejscach zalegał śnieg, co utrudniało marsz. W paśmie Magury jest bardzo dużo szlaków rowerowych, narciarskich, czy konnych i warto z nich korzystać, dzięki nim robiąc sobie różne warianty tras, bez konieczności wracania po własnych śladach, czego nie lubię najbardziej. Po dojściu do narciarskiego stoku wspiąłem się nim na wierzchołek Małej Polany, gdzie mieści się górna stacja wyciągu i zabudowania narciarskie. Poniżej stoi zaś na właściwej polanie odremontowany łemkowski krzyż oraz od niedawna huśtawki! Najważniejszym punktem jest oczywiście wysoka, drewniana wieża widokowa. Jest tak szeroka, że na jej kilku piętrach można wygodnie się przespać. Z wieży mamy kapitalne widoki na dolinę Frankowskiego Potoku i górujące nad nią Pieniny, Magurkę i jej północny grzbiet oraz na Tatry. Cudownie prezentują się zwłaszcza pobliskie Tatry Bielskie. A z drugiej strony widać też oddalone Beskidy i pasmo Lubania w Gorcach. panorama z wieży w stronę Pienin Długo tutaj zabawiłem, ciesząc się z widoków, razem z przyjaciółmi z GGG. Trzeba było jednak ruszać dalej, teraz już grzbietem, jak prowadził niebieski szlak. Początkowo idzie się przez wierzchołek Bukowiny, nieco poniżej szczytu odgałęzia się od niego zielony szlak do Jezierska i na długim odcinku od Bukowiny do Przełęczy Magurskiej jest to ostatnie miejsce, w którym z graniowego, niebieskiego szlaku Magury Spiskiej można znakowanym szlakiem zejść w doliny. Odcinek od Bukowiny do Przełęczy Magurskiej przez turystów odwiedzany jest rzadko, bo brak na nim schronisk turystycznych i źródeł wody. Znajduje się na nim kilka niewybitnych wierzchołków, trasa prowadzi granią terenem niemal równym, z niewielkimi tylko podejściami. Dawniej odcinek ten był zalesiony, ale huragan w 2004 powalił niemal cały las na odcinku od Smreczyn po Spádik. Dzięki temu z trasy tej rozpościerają się szerokie panoramy widokowe, jednak z powodu słabego oznakowania jest trudna orientacyjnie. Stoki pocięte są licznymi drogami leśnymi, które powstały do zwózki drzewa z wiatrołomów. widok z wieży na Małą Polanę i Tatry Tak więc idąc dalej zdobyłem kolejny szczyt – Smreczyny (1158), od tego miejsca rozpoczął się najbardziej widokowy etap wędrówki. Cały już czas towarzyszyły mi panoramy na wszystkie strony świata. Krajobraz wiatrołomów, ale po uprzątnięciu powalonych drzew dla mnie nie jest przygnębiający. Wręcz przeciwnie ma swój niepowtarzalny klimat, jakby z innej planety i bardzo mi się podoba. Następnym zdobytym prawie niezauważalnie szczytem była Godšinová (1094 m), a kolejnym Spádik. Odcinek od Spádika do wierzchołka Smreczyny prowadzi granią niemal całkowicie przez wichurę ogołoconą z lasu (szczególnie stoki południowe). Tak dotarłem na Przełęcz Magurską, gdzie kończyła się moja zaplanowana trasa na ten dzień. Przez przełęcz poprowadzono drogę krajową z Białej Spiskiej do Spiskiej Starej Wsi. Tatry Bielskie z wierzchołka Małej Polany Rejon przełęczy jest odkryty, dzięki czemu rozciągają się stąd dość szerokie widoki. Znajduje się tu niewielki parking, wiata i ławki dla turystów. Często zatrzymują się tutaj kierowcy samochodów, bo widoki na Tatry są naprawdę niesamowite. Obok szosy i parkingu znajduje się łemkowski krzyż, gdzie urządziliśmy sobie z resztą ekipy długie suszenie butów. Tak się stało, że wielokrotne pokonywanie śnieżnych pozostałości na szlaku dało rady butom całej naszej ósemki. Śmiechu było przy tym co niemiara, ale ogarnęliśmy się jakoś i mogliśmy pozostawionym tutaj drugim autem zjechać na raty do Jezierska. Część ekipy wróciła stamtąd do domu, a ja zostałem na nocleg w przytulnej kwaterze u stóp wyciągu na końcu wsi. W ten oto sposób przeszedłem duży kawałek części zachodniej pasma, przez Słowaków nazywaną Repiskiem – tak jak jej najwyższy szczyt. To był koniec kolejnej górskiej przygody. widok z Przeł.Magurskiej na Tatry Nocleg na miejscu okazał się dobrym wyborem, mogłem od razu odpocząć po trudach wędrówki, bardzo często w mokrym śniegu. Gosposia dała mi pokój z wygodnym łóżkiem, gdzie spało mi się wybornie jak nigdy. Jak się rano dowiedziałem od właścicielki to zapewne była zasługa materaca nawierzchniowego od firmy http://www.dormeo.pl/materace_nawierzchniowe/, jakich od dawna używa na swoich łóżkach. Jak wyjaśniła mi miła Słowaczka każdy materac nawierzchniowy czyni nasze wysłużone materace lub stare sofy wymarzonym miejscem do snu. Co więcej, jest on tak lekki, że z łatwością można go umieścić na każdej powierzchni. Może być więc przydatny także w podróży. Odświeża każde łózko, ma naturalne właściwości termoregulacyjne, dopasowuje się do kształtu ciała i minimalizuje odczuwalność ruchów , które wykonuje osoba śpiąca obok. Tym samym spałem jak dziecko, co mi się dawno nie zdażyło. Kto ma problemy z dobrym snem, może dowiedzieć się więcej klikając w linka. panorama polskich Beskidów, foto by Waldemar.D Na koniec jak zawsze zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z wypadu. A wszystkich miłośników spokojnych, niezbyt wymagających wędrówek zachęcam do odwiedzenia tego urokliwego pasma górskiego. Czasami może warto, zamiast tłumów w Tatrach odnaleźć spokój w bliskim sąsiedztwie. Więcej o tych górach poczytacie także tutaj, w opisach mych wcześniejszych wycieczek. Teraz zostawiam was samych, byście mogli się w ciszy podelektować fotkami z tej pięknej krainy. Z górskim pozdrowieniem Marcogor [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

W Górach Lewockich –  na Čiernej Horze, czyli oswajanie dawnego poligonu

marcogor o gorach

W Górach Lewockich – na Čiernej Horze, czyli oswajanie dawnego poligonu

Od dawna ciekawiły mnie Góry Lewockie. Pasmo górskie położone w sumie dość blisko mego domu, a dzikie i mało znane. Po pierwszym zetknięciu z tymi górami co opisałem tutaj przyszła pora na kolejne. Jedyną rzeczą, która odstraszała był fakt, że do 2005 r istniał tam poligon wojskowy i dlatego na różnych forach szukałem informacji, czy jest już tam bezpiecznie i wstęp nie jest w jakiś sposób ograniczony. I wszystkie te przeszkody zostały usunięte, a góry dostępne do zwiedzania. Pozostał tylko problem, że nadal bardzo niewiele tam jest szlaków turystycznych i zero infrastruktury, ale dla wielu turystów to raczej zaleta. Mało w końcu jest w Europie zakątków, gdzie jest naprawdę dziko i nie ma tłumów. A w Górach Lewockich tak właśnie jest. Wystarczy dobra mapa i kompas, żeby powędrować, jak nas nogi poniosą. To nie jest trudne, bo wojsko zostawiło tam mnóstwo kilometrów bitych dróg w dobrym stanie, więc nie trzeba przedzierać się wcale przez chaszcze. Na szczyty także prowadzą wydeptane ścieżki, wychodzące z tych dróg. Bardzo pomocne w wędrówce i orientacji sa także ścieżki rowerowe, a tych jest już bardzo dużo. Zwłaszcza opisy i plany tych tras się przydają w terenie najbardziej. Przed odwiedzeniem tego pasma polecam zatem zakup słowackiej mapy rowerowej tego regionu, bo zawiera najświeższe informacje. krajobraz Gór Lewockich z głównego grzbietu w masywie Ciernej Hory Góry te leżą w Obniżeniu Liptowsko-Spiskim, w historycznym regionie Spisz. Góry Lewockie tworzy centralny masyw z wybiegającymi z niego promieniście krótkimi ramionami, rozdzielonymi głęboko wciętymi dolinami. Historia poligonu wojskowego na tych terenach sięga lat 50. XX w. Z dniem 31 grudnia 2005 r. poligon został oficjalnie zamknięty. Od 1 stycznia 2011 r. rozpoczął się proces przejmowania jego terenów przez władze cywilne i dawnych właścicieli. Otwarło to drogę do rozwoju turystyki  w tym rejonie. Najwyższym szczytem całego pasma jest Čierna Hora o wysokości 1289 m. I ona była moim celem w czasie tej wycieczki, jako brakujące ogniwo do Korony Gór Słowacji, którą chce zdobyć jako kolejną po KGP. pejzaż wsi Ihlany i wyłaniające sie Tatry za wzniesieniem W tym celu dojechałem do wsi Ihlany, leżącej niedaleko drogi Stara Lubowla – Kieżmarok. To ostatnia wieś przed masywem tych gór. Jak zauważyłem wszystkie wsie jakie mijałem zamieszkane są w dużym procencie przez Cyganów, więc trzeba być czujnym, choć wyglądają oni na dobrze zasymilowanych z lokalnymi społecznościami. Ihlany to dość ładna, schludna wioska z dwoma kościołami, wychodzą z niej dwie cyklotrasy i właśnie je chciałem wykorzystać jako główną oś mojej wędrówki, w celu zrobienia pętli od auta i z powrotem. Dojechałem samochodem do Majerki, przysiółka Ihlan, gdzie kończy się droga. Tam, obok wielkiej farmy owiec można bez obaw zostawić spokojnie auto. farma owiec w Majerce, początek zielonego szlaku rowerowego do Dol.Kamiennej Wróciłem jednak do centrum wsi, wybierając najpierw żółtą trasę rowerową, która doprowadziła mnie bitą drogą, aż na przełęcz Toćna. Już po kilku minutach marszu i wyjścia ponad wieś zobaczyłem po raz pierwszy Tatry. Panorama tych gór miała mi towarzyszyć przez resztę dnia, z racji bardzo bliskiej odległości od Gór Lewockich. Pogoda była niezbyt sprzyjająca dalekim obserwacjom, ale gniazdo Łomnicy i Tatry Bielskie można było rozpoznać bez problemu. Na przełęczy rozchodzą się szerokie drogi na wszystkie strony świata. Na szczęście pojawił się tu czerwony szlak turystyczny, który prowadził w okolice Podolińca, w dolinę Popradu. Jako, że okrążał on Čierną Horę wszedłem na niego, żeby podejść jak najbliżej najwyższego szczytu pasma. masyw Ciernej Hory znad przełęczy Toćna Gdy już dostałem się w pobliże wierzchołka, zboczyłem z wygodnej ścieżki i na skróty, na dziko, przedzierając się przez wysokie trawy dotarłem na szczyt. Cały masyw Čiernej Hory miał już cudne jesienne barwy, a wszechobecne trawy falowały na wietrze. Góry te są naprawdcę urokliwe, co zobaczycie na fotkach w galerii z wyprawy. Na środku masywu odnalazłem drewniany słupek, oznaczający zapewne wierzchołek, ale ponieważ wyraźnie było widać, że zachodnia część masywu jest wyższa poszedłem i tam, aby zdobyć najwyższy punkt góry. Na wyraźnie wydeptanej przez turystów ścieżce w pewnym momencie pokazała sie wielka żmija, co podwoiło moją czujność, bo wysokie trawy i nagrzane nieliczne skałki przyciągały te gady. Odnalezienie punktu triangulacyjnego utwierdziło mnie w przekonaniu, że Čierna Hora została zdobyta, jako kolejny już szczyt z KGS. Tym samym połowa kulminacji słowackich gór już jest za mną. turystyczny słupek na wierzchołku Ciernej Hory Długo zachwycałem się pięknem tych gór, by w końcu ruszyć dalej, tym razem na wschód i przez kulminację Szerokiego Wierchu dojść do siodła w głównym grzbiecie, gdzie powinien się pojawić z powrotem czerwony szlak. Na złość jednak nie pojawił się, więc intuicyjnie obrałem kierunek skąd przyszedłem, aby pomału zawracać w stronę parkingu. Przeróżnych wariantów dróg i ścieżek jest tam mnóstwo, więc trzeba cały czas trzymac rękę na pulsie. Jak sie okazało ta trasa była łatwiejszym sposobem zdobycia Čiernej Hory, bez potrzeby wspinania się po stromym, trawiastym stoku. Jedną z dróg wyjechało tutaj nawet terenowe auto, co mnie wcale nie ucieszyło, choć Słowak ze Starej Lubowli świetnie mówił po polsku. Schodząc w dół znowu mijałem myśliwskie ambony oraz paśniki dla zwierząt. Na jednej z polan stał nawet drewniany stół z fotelem, żywcem jakby od producenta http://kdcmeble.com/pl/fotele/, zachęcający do odpoczynku i zrobienia sobie przerwy obiadowej. na czerwonym szlaku, przed Cierną Horą Po ponownym dojściu do przełęczy Toćna, nie mając ochoty na powrót tą samą trasą, poszedłem dalej granią, wzdłuż czerwonego szlaku, który pokrywał się z niebieską cyklotrasą. Ominąłem szczyt Derežovej, z bólem serca nie zdobywając go, bo dzień się pomału kończył. W planie było zejście zielonym szlakiem rowerowym, prowadzącym według mapy do znanej mi farmy owiec, ale ponieważ bardzo długo nie pojawiał się, jako oczekiwane odbicie z głównego grzbietu górskiego na Ihlany, to postanowiłem zejść do znanej mi wsi napotkaną drogą leśną, żeby skrócić sobie trasę. Prowadziła ona cały czas na zachód, czyli tam gdzie trzeba, ale jak się okazało był to dobry kawałek drogi do przejścia. Wogóle odległości w tych górach są wielkie, z racji tego, że doliny wijące się pośród górskich grzbietów są bardzo długie. Dobrze zobrazuje to mapka z Endomondo, która ukazuje, że przeszedłem w czasie 8,5 h wedrówki ponad 31,5 km. w Dolinie Kamiennej, nieopodal rozstaju dróg W końcu zszedłem do Doliny Kamiennej, gdzie na rozdrożu miałem poważny dylemat, co do dalszego kierunku mego spaceru. Tę właściwą wskazali mi napotkani słowaccy cykliści, których nowiutka mapa rowerowa znacznie poszerzyła mą wiedzę o znakowanych trasach w tych górach. Wybrałem drogę na Lubicę, by kilometr za rozstajem dróg, zwanym Kotenhag odnaleźć dolną cześć zielonej trasy rowerowej, która doprowadziła mnie prosto do auta, pozostawionego obok farmy. Minąłem jeszcze jedne rozwidlenie, zwane ładnie Rosomak, by po kilku minutach ujrzeć znane mi tereny wypasu owiec, których liczba przekracza tam 700 sztuk. Ładna kapliczka, jedna z wielu w tych górach, obok farmy, na skrzyżowaniu dróg była znakiem, że dotarłem do celu i zakończyła się moja wielka przygoda z tymi górami. droga z krzyżówki na Rosomaku w stronę Majerki Czekał mnie jeszcze cudowny zachód słońca nad Tatrami widziany z drogi w Holumnicy. Góry Lewockie urzekły mnie swoim spokojem, bezludnością, pięknymi krajobrazami i widokami na Tatry. Przemawia za nimi też ciekawa historia związana z poligonem i możliwość spotkania niewybuchów… Całość składa się na niespotykany klimat tych gór i będę tutaj na pewno wracał. Tym bardziej, że możliwości penetracji tego pasma z racji rozbudowanej sieci dróg i ścieżek jest nieograniczona. A brak wyznakowanych dotąd szlaków w większości tego rejonu sprawia, że możemy się poczuć jak pionierzy w dzikich górach. To mnie osobiście kręci, więc należy się spieszyć z odkrywaniem Gór Lewockich, zanim i tam dotrze masowa turystyka wraz z infrastrukturą. zachód słońca nad Tatrami widziany z szosy w Holumnicy W Ihlanach zakończyła się ma fascynująca przygoda, ale z niecierpliwością czekam na następne wizyty w tym nowo odkrytym raju górskim, gdzie pejzaż jest malowniczy jak w ogrodach botanicznych, a sceneria wiatrołomów, z wieloma powalonymi pniami, uschniętymi drzewami, pniakami dodatkowo dodaje aury tajemniczości i jest rajem dla fotografa. Mogłem więc się wyżywać fotograficznie do woli, a efekty ocenicie w galerii zdjęć z wycieczki. Na koniec dziekuję współtowarzyszce eskapady za wytrzymałośc na trudy przedzierania się przez chaszcze i humor przez cały dzień. Do samochodu dotarliśmy niewiele przed zmrokiem, przeliczając się trochę z czasem przejścia. Z górskim pozdrowieniem Marcogor [See image gallery at marekowczarz.pl]   Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Góry – namiastka nieba

marcogor o gorach

Góry – namiastka nieba

Ze szczytu można dojrzeć jak wszystko jest małe. Tutaj nasze zwycięstwa i smutki przestają być ważne. To co zdobyliśmy i co straciliśmy zostaje w dole. Ze szczytu góry widzisz jak wielki jest świat i jak szeroki horyzont. Nikomu nie wolno drżeć przed nieznanym, gdyż każdy jest w stanie zdobyć to, czego mu potrzeba i to, czego pragnie. (Paulo Coelho) Góry pokryte zieloną pościelą Ułożę się w dolinie do snu Strumyki zagrają melodię na głosy Ukołysze matczyny szum. Jednak zasnąć nie dane mi będzie tej nocy Spojrzę, gdzie gwiazdy na góry spadają I jak księżyc ze wstydu się schował za skały Bo mu wszystkie gwiazdy ukradkiem w góry uleciały. Tak jak mech otula wielki kamień Ja do gór przyrosłem na stałe Tak jak korzeń świerku przeplata się i wije Duszą w górach zbłądziłem bo chciałem. Czuwa nade mną strzelisty Słonecznik Pielgrzymy zdumione zastygły jak skały I kłębią się, tłoczą odbicia nad stawem Góry szeptały, a ja słuchałem. Że ten księżyc się uśmiecha właśnie do mnie Że ta gwiazda która spadła jest na szczęście I że skoro przyleciała z tak daleka Może mamy tutaj w górach choć namiastkę nieba. Tomek Fojgt otoczenie Morskiego Oka z górującymi Rysami A jeśli ktoś czuje się zagrożony w związku z obecną sytuacją w Europie może skorzystać z systemu monitoringu obiektów dostarczanego przez firmę https://www.autoid.pl/rozwiazania/automatyzacja-zabezpieczen-danych-i-obiektow/25-kontrola-dostepu-do-obiektow. Z górskim pozdrowieniem Marcogor Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

marcogor o gorach

Ze schroniska Andrzejówka na Waligórę i Ruprechticki Szpiczak

Poznając olbrzymie połacie Sudetów na mojej drodze nie mogło braknąć również Gór Kamiennych, pasma w Sudetach Środkowych, ciągnących się wzdłuż granicy polsko-czeskiej. Dzielą się one na cztery mniejsze pasma: Góry Krucze, Czarny Las, Pasmo Lesistej i Góry Suche, oddzielone przełomowymi dolinami rzek i potoków. Wzniesienia Gór Kamiennych mają strome stoki, wąskie grzbiety o silnie urozmaiconej linii grzbietowej. Często mają wygląd stożków. Mając na uwadze swój plan zdobywania Korony Gór Polski pierwsze swe zainteresowanie skierowałem na Waligórę, najwyższy szczyt Gór Suchych i całego pasma. Góry Suche to pierwszy od wschodu człon Gór Kamiennych, jest to zarazem najwyższe, największe i najbardziej zróżnicowane ich pasmo górskie.  GÓRY SUCHE Przez partie szczytowe tych gór przechodzi granica państwowa Polski i Czech. W krajobrazie tych niskich gór uderza niezwykła różnorodność rzeźby terenu. Występują tu wąskie doliny wzdłuż górskich potoków, wdzierające się w zbocza. Szczyty stożkowe z wyraźnym podkreśleniem stromych zboczy. Ze zboczy tych roztaczają się piękne panoramy na okoliczne miejscowości i oddalone pasma górskie. Zachowany został w większości pierwotny charakter krajobrazu. Góry mimo niewielkich wysokości posiadają niespokojną, poszarpaną linię grzbietową. Nazwa gór związana jest z budową geologiczną oraz nieprzepuszczalnością podłoża, co ma wpływ na występowanie suchych dolinek, które cechuje ubóstwo w wodę. Jak pisałem ich najwyższym szczytem jest Waligóra -936 m n.p.m. PRZEŁĘCZ TRZECH DOLIN Leży on ponad Przełęczą Trzech Dolin (805 m n.p.m.). Podejście na szczyt było więc szybkie i krótkie, ale bardzo strome. Trudności potęgowało usypujące się kamienne podłoże na ścieżce. Sama Przełęcz Trzech Dolin to płaskowyż potocznie nazywany Halą pod Klinem. Znajduje się w centralnym punkcie Gór Kamiennych, gdzie schodzą się trzy grzbiety głównego grzbietu Gór Suchych. Na przełęczy znajduje się węzeł szlaków turystycznych i rowerowych. Przełęcz posiada także malownicze trasy biegowe i zjazdowe z licznymi wyciągami narciarskimi na stokach o różnym stopniu trudności. Corocznie w okolicach przełęczy rozgrywana jest w lutym popularna międzynarodowa impreza narciarska Bieg Gwarków. Dzięki bliskiemu położeniu góry są częstym obiektem wypadów weekendowych mieszkańców Wałbrzycha. SCHRONISKO ANDRZEJÓWKA Sto metrów niżej, na północny zachód od przełęczy znajduje się schronisko „Andrzejówka”. I tu właśnie była moja baza wypadowa w te góry. Nic dziwnego, bo przecież to jedno z najlepszych schronisk w Polsce, od lat w czołówce rankingu schronisk prowadzonym przez redakcję magazynu n.p.m. Długo by pisać o jego zaletach, ale nie o reklamę tu chodzi. Jedynym mankamentem według mnie jest fakt, że można dojechać tu kursowym autobusem z Wałbrzycha, więc zawsze pełno tutaj turystów. Po drugie pod samo schronisko dojedziemy też autem. Jako ciekawostkę podam tylko fakt, że w 1936 przez dwa tygodnie mieszkała w „Andrzejówce” królowa holenderska Wilhelmina z córką. Dominującym elementem krajobrazu tego miejsca jest jednak pobliski szczyt. Spod schroniska najlepiej widać północne zbocze masywu Waligóry, opadające bardzo ostro ku przełęczy. WALIGÓRA Mimo tego wejście na zalesiony wierzchołek Waligóry zajęło mi tylko kwadrans. Tak jest po prostu blisko, gdyż żółty szlak poprowadzono centralnie na szczyt w linii prostej, więc czasami trzeba iść prawie na czworakach, jak kamienie uciekają spod stóp. Szczyt stał się celem wycieczek już w XIX w., gdy był odsłonięty i stanowił dobry punkt widokowy. Po roku 1945 istniała na nim drewniana wieża triangulacyjno-widokowa, jednak popadła w ruinę i została rozebrana. Waligóra należy oczywiście do Korony Gór Polski, Korony Sudetów i Korony Sudetów Polskich. PRZEŁĘCZ POD GRANICZNIKIEM Po zejściu tym razem południowym, łagodnym zboczem, na rozdrożu zmieniłem kolor szlaku na czarny i dotarłem na granicę polsko-czeską. Czując niedosyt z powodu braku widoków z Waligóry zdecydowałem się dostać na pobliski czeski szczyt Ruprechticki Szpiczak, gdzie rozległe panoramy miała gwarantować stalowa wieża widokowa. Na wierzchołek wspinałem się już po zielonym, granicznym szlaku. Wszedłem na niego z Przełęczy pod Granicznikiem, gdzie znajduje się wiata turystyczna oraz węzeł szlaków turystycznych. Podejście nim było też dość strome i wymagające. Dlatego zauważyłem, że te góry mimo niewielkich wysokości są trudne i męczące dla niewprawnego turysty. RUPRECHTICKI SZPICZAK Szczyt Ruprechtickiego Špičáka, jak piszą Czesi ma wysokość 880 m n.p.m. i jest górą graniczną, ale jego kulminacja jest już po czeskiej stronie. Wzniesienie jest najwyższym szczytem czeskiej części pasma Gór Suchych (czes. Javoři hory). Jak pisałem na wierzchołku stoi stalowa wieża telekomunikacyjna z ogólnie dostępnym tarasem widokowym, zbudowana w 2002. Dzięki temu podziwiać możemy piękno Kotliny Broumovskiej, Broumowskie Ściany, Góry Stołowe oraz Karkonosze. Nasyciwszy oczy widokami, które obejmowały także mgiełki w dolinach zawróciłem po własnych śladach do bazy, czyli schroniska Andrzejówka. Tutaj czekało na mnie autko monitorowane dzięki systemowi GPS firmy http://www.gpsguardian.pl/. SOKOŁOWSKO Pożegnawszy się z tym uroczym, klimatycznym miejscem pojechałem jeszcze do Sokołowska. Ta taka mała miejscowość u podnóży tego pasma, zwana śląskim Davos, gdzie zachowały się zabytki po latach dawnej świetności. Tutaj w 1855 r. zostało uruchomione pierwsze na świecie specjalistyczne sanatorium dla gruźlików, w którym zastosowano nowatorską metodę leczenia klimatyczno-dietetycznego. Na jego wzór później został stworzony ośrodek leczenia gruźlicy w Davos. Ciekawy jest fakt, że pobyt we wsi Tytusa Chałubińskiego, znanego odkrywcy Tatr zaowocował pośrednio jego zainteresowaniem Zakopanem, gdyż rozpoczął poszukiwania okolicy zbliżonej do tego uzdrowiska dla zorganizowania w Polsce takiego samego ośrodka leczenia gruźlicy, jak tutaj na niemieckim Śląsku. GÓRY KAMIENNE Kolejną ciekawostką jest fakt, że w młodości mieszkał tu reżyser filmowy Krzysztof Kieślowski. We wsi przypominają o tym fakcie dwie tablice pamiątkowe, w tym na domu, w którym mieszkał. Warto zobaczyć tu historyczne założenie urbanistyczne, park, odbudowywane sanatorium Grunwald, zespół dawnego Sanatorium dr Brehmera oraz cerkiew prawosławną pw. św. Michała Archanioła. To prawdziwa perełka wśród uzdrowisk, obecnie zapomniana, więc na nowo musi czekać na ponowny rozkwit. To był już koniec dnia pełnego wrażeń, pierwszego mego spotkania z Górami Kamiennymi. Na koniec jak zawsze zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z wycieczki. Z górskim pozdrowieniem Marcogor [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Droga górska

marcogor o gorach

Droga górska

Nieraz zapewne schronienie w górach dawała wam, czy to przed ulewą, czy też burzą, albo zmrokiem  nieoceniona koleba tatrzańska. O niej dziś krótki wierszyk. „Moja kolebo! Tyś mnie w ciemną noc ratowała w smutku zachodzacego dnia, utuliła w czarnej nocy przestworzem gwiezdnym, byłaś mi przez Boga gniazdem uwitym podczas gromów co doliną wstrząsały. Tyś mi zaciszem pomiędzy skały moja kolebo! Z rana rześkim zapachem litworu wstaję pełen zachwytu i młodzieńczego wigoru.” Stefan Becker Pora też na kolejne wiersze o górach spośród nadesłanych na konkurs poezji górskiej… Dziś wiersz Natalii o górskiej drodze: Droga w górach szpital dla poranionych dusz okadzanych halnym i łatanych korą jodłową ciał oczyszczanych przez przędzę babiego lata boleśnie rozciąganych między tą a tamtą ścieżką przepuszczanych przez promienie słońca jak przez filtr ostateczny twarde bukowe serce przytula duszę od ciała bolesny proces uwieńczony zmęczonym szczęściem prostego wędrowca Piołun otoczenie Morskiego Oka – Wołowy Grzbiet, Mięguszowieckie Szczyty, Cubryna i Mnich A na koniec polecam usługi firmy http://www.kompensja.pl/odszkodowania/wypadek-samochodowy/. Potrafią konkretnie pomóc osobom poszkodowanym w uzyskaniu jak najwyższej kwoty odszkodowania. A przecież my podróżnicy często poruszamy się samochodami, a licho nie śpi… Z górskim pozdrowieniem Marcogor Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Z wizytą w Książanskim Parku Krajobrazowym- na zamku Książ i wśród przełomów Pełcznicy

marcogor o gorach

Z wizytą w Książanskim Parku Krajobrazowym- na zamku Książ i wśród przełomów Pełcznicy

W czasie mojego pierwszego zetknięcia z Górami Wałbrzyskimi nie mogło zabraknąć czasu na odwiedzenie Zamku Książ, jednej z najbardziej znanych i rozpoznawanych budowli w kraju. Leży on administracyjnie na terenie Wałbrzycha, w dzielnicy Książ, na obszarze Książańskiego Parku Krajobrazowego. Właśnie rejon tego parku zaciekawił mnie na tyle, że poświęciłem pół dnia na jego zwiedzanie. Park odznacza się wielkim zróżnicowaniem biotopów. Na terenie parku znajduje się 17 pomników przyrody, głównie cisów, m.in. cis Bolko, a także 3 zabytkowe aleje drzew: 2 lipowe i jedna kasztanowa, arboretum – Sudecki Ogród Dendrologiczny oraz 130 drzewa egzotyczne i 126 drzew zabytkowych. Zwłaszcza rosnące na urwistych zboczach dolin Pełcznicy i Szczawnika stare cisy robią duże wrażenie.  Przez park przebiega kilka pieszych szlaków turystycznych oraz ścieżek spacerowych. Mnie najbardziej interesowały te biegnące w pobliżu zamku Książ, czyli przez tereny Książańskiego Zespołu Krajobrazowego oraz przez rezerwat przyrody Przełomy pod Książem. To są najciekawsze miejsca dla aktywnego turysty i tutaj zrobiłem sobie spacer okrężną kompilacją szlaków. Dzięki temu mogłem połączyć odkrywanie piękna natury i zabytków oraz niezwykłej historii tego regionu. Na pierwszy ogień poszedł oczywiście Zamek Książ, którego potężna sylwetka widoczna jest z daleka. Przykuła moją uwagę już przy dojeździe do Wałbrzycha. W pobliżu zamku są usytuowane liczne parkingi, na obrzeżach parku, skąd już blisko miałem do zamku. rezydencja Książ Tak naprawdę to olbrzymi zespół rezydencjalny obejmujący trzeci co do wielkości zamek w Polsce (po zamku w Malborku i Zamku Królewskim na Wawelu). Jego niewielka część, w tym znajdujący się w części centralnej zamek piastowski, jest udostępniona zwiedzającym. Książ posiadający ponad 300 pomieszczeń wznosi się nad przełomową doliną Pełcznicy, zwaną Wąwozem Książ. Jego budowę rozpoczęto już w XIII w., po wielu przeróbkach reprezentuje połączenie różnych stylów architektonicznych. W zamku możemy obejrzeć komnaty, Gabinet Figur Woskowych oraz Wystawę Osobliwości Przyrody. Przez wiele lat mieszkała tutaj księżna Daisy, której niezwykłe losy dodały uroku temu miejscu. Natomiast po hitlerowcach pozostał system tuneli, sztolni i podziemny schron. Obecnie te okolice zostają na nowo odkrywane przez zamieszanie ze „złotym pociągiem”. jedna z alejek parkowych Warto też przespacerować się po pięknym parku w stylu angielskim okalającym zamek oraz po całym 15-hektarowym parku zamkowym z wieloma egzotycznymi roślinami oraz innymi zabudowaniami rezydencji. W kompleksie znajdziemy także część gastronomiczną i hotel. Gdybym miał więcej czasu zapewne zaliczyłbym również palmiarnię w pobliskim Lubiechowie oraz Jeziorko Zielone w rezerwacie przyrody Jeziorko Daisy. Z braku czasu zobaczyłem tylko cisa Bolko rosnącego u wylotu wąwozu Książ. Ma on 278 cm obwodu i jest najstarszym cisem w Sudetach Środkowych. Prawdopodobnie ma około 500 lat. Do samego zamku także nie wchodziłem, odstraszyła mnie cena i wybrałem podziwianie cudów natury jak zawsze. przełomy Pełcznicy w wąwozie Książ Bowiem następnym moim celem był właśnie Wąwóz Książ, u stóp zamku, gdzie rzeka Pełcznica wyżłobiła w skałach osadowych ponad 3-kilometrowy wąwóz, którego ściany wznoszą się prawie na 100 metrów. Porasta je stary mieszany las z licznymi okazami pomnikowych cisów. Niedaleko rzeki możemy znaleźć też zaślepione otwory hitlerowskich sztolni. Całość tworzy niezapomniany klimat, a ścieżka wijąca się wzdłuż potoku, nieraz poprzez metalowe kładki daje okazję do bardzo bliskiego obcowania z Matką Naturą. Dodam jeszcze, że w pobliżu znajduje się drugi, rzadziej odwiedzany, bardziej dziki wąwóz Szczawnika, którego skałki eksplorują wspinacze. zamek Stary Książ Odpuściłem go sobie, żeby wspiąć się do ruin Starego Książa. To dopiero jest ciekawa historia. Jak się dowiedziałem, te romantyczne ruiny zostały sztucznie wybudowane pod koniec XVIII w. na wzór dawnego zamku Bolka I świdnickiego z wykorzystaniem fragmentów murów prawdziwego zamku piastowskiego z XIII w. Zamek Stary Książ wkomponowany jest w krajobraz z urozmaiconą rzeźbą krętych jarów, głębokich dolin Pełcznicy i odsłoniętych wychodni skalnych. Rzeka na długości 4 km tworzy liczne zakola o stromych zboczach z urwiskami i skalnymi żlebami, więc tak położony zamek wygląda bardzo malowniczo. Stoi na skalnym cyplu nad zachodnim krańcem wąwozu Pełcznicy. Położenie to gwarantuje, że naprawdę warto tutaj się pofatygować. Jest to bowiem doskonały punkt widokowy na park otaczający Książ i zamek. platforma widokowa nad urwiskiem przy Starym Książu Wnętrze Starego Książa zaaranżowano w duchu średniowiecza. Do dziś zachowała się sztuczna ruina z końca XVIII w. z pozostałością głównego budynku zamku z zachowanym podziałem wewnętrznym. Brak w nim stropów, a z wieży zamkowej ocalały tylko fragmenty. Zachowały się również dwa renesansowe portale i część muru dawnego ganku prowadzącego do kaplicy, z której pozostały tylko ściany i resztki przykaplicznej wieży. Aby zobaczyć nowy zamek i park trzeba dojść do samego skraju urwiska, nad wąwozem. Widok naprawdę jest świetny, więc kto zamierza zwiedzić Książ, niech nie przeoczy tego miejsca, oddalonego tylko niecałą godzinkę spaceru od nowego zamku. widok na rezydencję Książ z punktu widokowego na skraju parku Z ruin wydostałem się inną ścieżką, by nową trasą wracać w kierunku Książa. Emocji dostarczyło przechodzenie metalowego mostku zawieszonego bezpośrednio nad urwiskiem. Z dna doliny musiałem wspiąć się z powrotem na teren zamkowego parku. Dzięki obraniu tej drogi odkryłem najlepszy chyba punkt widokowy na rezydencję Książa. Zobaczycie to na fotkach, widok znany zapewne też z wielu pocztówek, czy folderów. Piękny, dumny, olbrzymi zamek górujący nad dnem doliny Pełcznicy. Parkowymi alejkami dotarłem w końcu na parking, gdzie zakończyło się moje zwiedzanie tego niezwykłego parku krajobrazowego, pełnego tylu niewyjaśnionych tajemnic zamku Książ. Wsiadłem do autka lśniącego kosmetykami od http://motoneo.pl/ i ruszyłem na dalszy podbój tych gór. Czekały na mnie szczyty Gór Wałbrzyskich do zdobycia. Na koniec zapraszam jak zawsze do obejrzenia galerii zdjęć ze spaceru. Z górskim pozdrowieniem. Marcogor [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Góry to magia w kamieniu zaklęta

marcogor o gorach

Góry to magia w kamieniu zaklęta

  Góry często pozwalają nam zrozumieć, Że nasze umęczone człowieczeństwo Oczyszcza się i uszlachetnia przez cierpienie.     Giuseppe Mazzotti To mądre zdanie, bo gdzież lepszy czas i miejsce na przemyślenia niż na górskim szlaku. A znacie dekalog prawdziwego turysty, bywalcy parków narodowych? Oto on: DEKALOG PARKÓW NARODOWYCH 1. Będziesz miłował Przyrodę Parku Narodowego i podziwiał, krzywdy jej nie czyniąc. 2. Nie zabijaj. 3. Nie niszcz. 4. Nie pal ognia. 5. Nie zbieraj. 6. Nie wprowadzaj. 7. Nie poruszaj się poza szlakami dozwolonymi i przy użyciu niedozwolonych sposobów. 8. Nie zostawiaj. 9. Nie nocuj. 10. Nie hałasuj. Na koniec dzisiejszej refleksji kolejny piękny wiersz o naszej miłości, jaki odnalazłem… Tatry moje Tatry, mój świecie odległy i bliski Jesteście nie moje, a jednak wszystkim Nie dacie się podbić, zdobyć, zawładnąć Pozwalacie wciąż marzyć, tęsknić, pragnąć. Góry, to magia zaklęta w kamieniu Spotkać się z Wami, dać szansę pragnieniu Poznawać poprzez dotyk stopą i dłonią Mokrą koszulą i skórą spoconą. Na piechotę, kilometry z plecakiem Nieśpiesznie, ścieżkami z wyznaczonym znakiem W ścian skałach rozgrzanych, z wielką radością Z bólem kontuzji, z przemokniętą złością. Jak arcydzieło skrywam pod powieką Każdą doskonałość Waszej skalnej grani Letnim porankiem widzianą z polany. Moc emanującą z urwisk surowych. Świetlistość szczytów w dniach popołudniowych Szelest traw targanych wiatrami jesieni I twarze tych, co na szlakach minęli. Góry to magia w kamieniu zaklęta Nieświadoma, bezwolna, zajmująca Każąca marzyć i tęsknić bez końca. autor elka 123 widok z Łomnickiej Przełęczy na masyw Sławkowskiego Szczytu i masyw Pośredniej Grani A przy okazji polecam firmę, która m.in. wypożycza namioty okolicznościowe http://www.mastermarket.com.pl/namioty-handlowe-ekspresowe/targowe/. Mi się bardzo przydało na osiemnastkę córki… Z górskim pozdrowieniem Marcogor   Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Pierwszy raz w Górach Opawskich – na Biskupiej Kopie i na Przedniej Kopie

marcogor o gorach

Pierwszy raz w Górach Opawskich – na Biskupiej Kopie i na Przedniej Kopie

Góry Opawskie (czes. Zlatohorská vrchovina), to mezoregion wchodzący w skład pasma górskiego Jesioników (czes. Jeseníky), w Sudetach Wschodnich. Jest to zarazem najdalej na wschód położony na obszarze Polski fragment Sudetów. Polski obszar Gór Opawskich składa się z kilku części, ale najważniejsze to obszary Masywu Parkowej Góry i Masywu Biskupiej Kopy. Na terenie pasma znajduje się Park Krajobrazowy Góry Opawskie z licznymi zabytkami kultury i przyrody. Obszar tych gór w przeszłości określano popularnie jako Górnośląski Zakątek Górski, ponieważ był on jedynym obszarem z górami na Górnym Śląsku należącym do Niemiec. Z Górami Opawskimi wiąże się także wiele tajemnic, związanych ze znajdującymi się tu złożami złota oraz zaginionym miastem Rosenau. W Polsce pasmo to ciągnie się więc wąskim, niespełna 20-kilometrowym pasem wzdłuż granicy. Jako pierwszy odwiedziłem Masyw Biskupiej Kopy, aby zdobyć najwyższy szczyt tych gór do KGP. Z okien samochodu obejrzałem Prudnik, który widziany na tle Gór Opawskich jest jednym z najbardziej malowniczych miast Opolszczyzny. Stamtąd dotarłem w okolicę Jarnołtówka i Pokrzywnej, które stanowią najważniejsze ośrodki turystyczne w regionie. Odnalazłem gdzieś tam mały parking u ujścia Bystrego Potoku do Złotego Potoku. Właśnie wzdłuż potoku wiedzie malownicza ścieżka przyrodnicza z Pokrzywnej na Biskupią Kopę i tą trasę na szczyt wybrałem. Pomogło przeczytanie przewodnika o Sudetach zakupionego w księgarni Mapnik. Tuż nad parkingiem znajduje się polana z kaplicą polową, gdzie w lecie odbywają się msze św. Religijny wystrój polany robi duże wrażenie. Jest też tutaj miejsce na ognisko. A woda z pobliskiego źródełka podobno ma właściwości lecznicze. parking w Pokrzywnej nad Bystrym Potokiem Oprócz walorów przyrodniczych można w rejonie Bystrego Potoku spotkać ślady po kopalnictwie złota z okresu średniowiecza. Koryto potoku jest kamienisto-żwirowe z małymi progami kamiennymi, na których w kilku miejscach występują malownicze wodospady. Na obszarze rezerwatu Cicha Dolina utworzonego tutaj, na odcinku przebiegu ścieżki przyrodniczej potok tworzy atrakcyjny krajobrazowo przełom. I to wszystko przyciągło mnie, żeby wybrać ten wariant zdobycia Biskupiej Kopy. Ze zwierząt znajdują się tu stanowiska salamandry plamistej, które miałem okazję spotkać na ścieżce nie raz. Odnalazłem także starą sztolnię, pozostałość górniczej działalności człowieka. Po drodze minąłem też dawną skocznię narciarską zbudowaną w 1931 r., obecnie w ruinie. Cały czas prowadziły mnie szlakowskazy w kształcie jednorożca na drzewach. ołtarz polowy Tak dotarłem, pośród niezwykłej ciszy, przez nikogo nie niepokojony, na Mokrą Przełęcz, zwaną też Przełęczą pod Kopą. Większość trasy odbyłem wygodną, tzw. Płuczkową Drogą, by końcówkę przejść na dziko do siodła przełęczy. Znajduje się tu węzeł szlaków turystycznych oraz skrzyżowanie ścieżek i dróg leśnych, jedna z nich prowadzi od schroniska „Pod Biskupią Kopą”. Na stronę czeską odbiega stara ścieżka, którą wędrowali pierwsi turyści. Z ciekawostek dodam, że w pobliżu przełęczy znajdują się resztki murów niewiadomego pochodzenia ułożone z kamienia. Stąd już szybko granicznym szlakiem dotarłem na najwyższy szczyt Gór Opawskich. napis na cokole Krzyża Pojednania nieopodal Mokrej Przełęczy Najwyższy punkt góry, wraz z zabytkową wieżą widokową, znajdują się już po czeskiej stronie granicy. Biskupia Kopa jest najwyższym szczytem nie tylko w polskiej części Gór Opawskich, to również najwyższe wzniesienie województwa opolskiego. Po drodze z przełęczy w pewnym momencie z Czech dołącza tzw.Rudolfowa ścieżka i łączy się z granicznym szlakiem w miejscu nazwanym Krzyżem Pojednania. Oprócz krzyża stoi tam maszt telekomunikacyjny. Kiedyś stało tu czeskie schronisko Rudolfsheim, obecnie możemy odnaleźć pozostałości fundamentów. Idąc kawałek dalej odnalazłem kolejną ciekawostkę – Mnichowy Kamień oraz krzyż dziękczynny z 1925 r. postawiony przez gospodarza schronu. Na samym wierzchołku Biskupiej Kopy oprócz wieży widokowej zobaczyć możemy czeskie schronisko w budowie, jest także bufet i sklepik oraz ławki. Żeby wejść na wieżę trzeba zakupić bilet, który sprzedaje i  potem otwiera drzwi czeski właściciel góry! Ten miły Pan zamieszkał tu i powoli buduje schronisko, zbierając fundusze na różne sposoby, a wolnych chwilach nadaje na cb-radio ze szczytu. wieża widokowa na Biskupiej Kopie i schronisko w budowie-stan z IX.2014 Największą atrakcją jest tutaj oczywiście kamienna wieża widokowa o wysokości 18 m. Zbudowana w 1898 przez Morawsko-Śląskie Sudeckie Towarzystwo Górskie w jubileusz 50-lecia panowania cesarza Franciszka Józefa I. Przy wejściu do wieży stoi dawny austriacki kamień mierniczy z napisem „K.u.K. M.T. 1898”. Wejście na górną platformę zapewnia nam turystom szeroki widok na Jesioniki (czes. Jeseníky), Masyw Śnieżnika (czes. Králický Sněžník) i Góry Złote (czes. Rychlebské hory). Piękna jest też panorama miasta Zlaté Hory po czeskiej stronie. Widoczne są także zbiorniki wodne: Nyski i Otmuchowski. Podobno z wieży można zobaczyć nawet Karkonosze i Tatry! Natomiast niecały kilometr na północny zachód od wierzchołka znajdują się małe ruiny zamku Leuchtenštejn, który zbudowano w połowie XIII w. Dzięki tej niezwykłej budowli wieży w białym kolorze, w środku lasu, przypominającej swym wyglądem latarnie morską możemy zobaczyć więc przepiękne górskie panoramy. Mi pogoda niestety nie sprzyjała tego dnia do dalekich obserwacji. schody wewnątrz wieży Po rozmowie z nowym gospodarzem tego miejsca, który wszystko tak szczegółowo mi objaśnił ruszyłem w dalszą drogę. Moim kolejnym celem było polskie schronisko, poniżej szczytu, gdyż trzeba było w końcu coś zjeść ciepłego. To obecnie jedyne czynne schronisko turystyczne w Górach Opawskich. Posiada 50 miejsc noclegowych oraz salę restauracyjną na 65 miejsc, wraz z barem. Bardzo ciekawy jest wystrój wnętrza, na czele z kącikiem prezydenckim zawierającym podobizny wszystkich polskich prezydentów III RP wyrzeźbionych na drewnianych krzesłach. Obok schroniska jest też wiata turystyczna wraz z terenem na ognisko, a otoczenie upiększają dodatkowo interesujące rzeźby, m.in Ducha Gór. Bardzo przypadł mi do gustu klimat tego miejsca, gdzie turystów nigdy nie brakuje. Jako dowód przytoczę historyczny fakt, że Maria Borsutzky, przedwojenna turystka, w 1927 odwiedziła schronisko aż 74 razy. Trzy lata później ustanowiła nowy rekord – 86 odwiedzin. zabudowania schroniska pod Biskupią Kopą Po wpisaniu się do księgi pamiątkowej ruszyłem w dalszą drogę. Na powrót wybrałem żółty szlak, prowadzący wygodnie najpierw tzw. Ścieżką Langego, a potem tzw. Drogą Amalii. Przyznam szczerze, że nie mam pojęcia skąd w tym rejonie tyle takich chwytliwych nazw… Szybko dotarłem do Piekiełka, po drodze mijając kilka stanowisk daglezji, rzadko spotykanych drzew z rodziny sosnowatych. Piekiełko to kolejne niezwykłe miejsce w tych górach. Dawne wyrobisko po działalności górniczej kamieniołomu łupków fyllitowych. Wysokie, strome skały widziane z jego dna robią wrażenie, tym bardziej, że jest ukryty w lesie i łatwo go przeoczyć. W tym miejscu zboczyłem z żółtego szlaku i wszedłem na niebieski, którym dotarłem na Gwarkową Perć. jedyna taka drabinka w Sudetach- Gwarkowa Perć To kolejne wyrobisko na zboczu wzniesienia Bukowej Góry po nieistniejącym kamieniołomie łupków. Na stromym odcinku północnego zbocza powyżej przełomu Złotego Potoku rozciąga się niewielki skalisty grzbiecik z sterczącymi skałami nazwany „Karliki”. Żeby tu trafić trzeba pokonać metalową drabinkę o długości ponad 10 m, to jedyna taka w całych Sudetach! Pokonawszy tą stromą przeszkodę zszedłem na dno kamieniołomu i pośród malowniczych skałek dotarłem ponownie do Doliny Bystrego Potoku. Na jednej ze stromych ścian skalnych, poniżej wychodni łupków wmurowano kamienną tablicę w hołdzie poległym w latach 1939-1945. Znalazłem się znowu na znanej mi ścieżce dydaktycznej, którą wkrótce doszedłem na parking. Piekiełko To był koniec mego pierwszego spotkania z tymi górami. Mimo, że niewysokie i niezbyt rozległe jest to pasmo, to jak każde ma swoje walory i tajemnice. I doskonale nadaje się na wędrówki w poszukiwaniu ciszy i spokoju. Turystów tam nie za wielu, więc możemy samotnie spacerować przez długie godziny. Następnego dnia miałem jeszcze odwiedzić drugi ważny masyw Gór Opawskich, a nastąpiło to po noclegu w Głuchołazach, kolejnym ważnym miasteczku u stóp tych gór. Leżą one u podnóża Parkowej Góry, bardziej znanej, jako Góry Chrobrego. W mieście zachowała sie piękna, zielona dzielnica zdrojowa, jako pozostałość po dawnym uzdrowisku. Ten właśnie masyw postanowiłem jeszcze spenetrować, przed opuszczeniem tego pasma górskiego. Do masywu Góry Parkowej zalicza się szczyty górskie: Przednią Kopę (467 m n.p.m.), Średnią Kopę (543 m n.p.m.) i Tylną Kopę (527 m ). stacja drogi krzyżowej na Górze Parkowej Najciekawsza jest ta pierwsza – Przednia Kopa. Z Głuchołazów wychodzi na nią wiele dróg i ścieżek. Z wielu z nich ładnie się prezentuje masyw Biskupiej Kopy, widziany z oddali. Wzdłuż drogi na szczyt Przedniej Kopy znajdują się kamienne kapliczki drogi krzyżowej z 1930 r. Ponadto w masywie, nad Wiszącymi Skałami, znajduje się zabytkowa kapliczka św. Anny z 1908 r. W parkowych lasach odnajdziemy także wiele sztolni dawnych kopalń złota. Główną atrakcją historyczną jest jednak znajdująca się na szczycie Przedniej Kopy wieża widokowa z 1898 r. i otoczona w przyziemiu budynkiem schroniska, które spłonęło w 1996 r. Niestety sama wieża również jest obecnie w bardzo złym stanie technicznym, a wejście zabite dechami! Wyjście na kolejną wieżę widokową znowu przeszło mi koło nosa… jeden z dawnych szybów górniczych w masywie Góry Parkowej Historia tego miejsca jest niezwykła. Bowiem było tutaj schronisko turystyczne, później dom wycieczkowy, a nawet restauracja z dancingiem. Ciekawe czy nowy właściciel tego terenu zdoła przywrócić mu dawną świetność. Po odkryciu wszystkich tajemnic tej góry zszedłem na dół inną drogą, zaliczając przy tym bardzo ładny park zdrojowy z oczkiem wodnym i zabytkową tamą. To było moje pożegnanie z Górami Opawskimi. Wsiadłem do autka i udałem się na podbój dalszych terenów Sudetów. Na koniec zapraszam jak zawsze do obejrzenia fotorelacji z wycieczki. A tu znajdziecie graficzny opis mej trasy. Z górskim pozdrowieniem Marcogor [See image gallery at marekowczarz.pl]     Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Szybenik – jeden z cudów Chorwacji

marcogor o gorach

Szybenik – jeden z cudów Chorwacji

Kolejnym moim celem w czasie tegorocznego pobytu w Chorwacji było odwiedzenie Szybenika, jednego z cudów środkowej Dalmacji. Rozciągające się w połowie drogi między Rijeką, a Dubrownikiem miasto słynie z zabytkowej starówki wpisanej na listę UNESCO oraz wspaniałej katedry św. Jakuba – jednego z najcenniejszych kościołów w kraju. To  historyczne miasto  położone jest nad ujściem malowniczej rzeki Krka do Morza Adriatyckiego. Po raz pierwszy nazwa Szybenik pojawiła się w 1066 w statucie króla chorwackiego Petara Krešimira IV. W przeciwieństwie do innych miast w Dalmacji założonych przez Ilirów, Greków czy Rzymian jest najstarszym miastem rodowym Chorwatów na wschodnim wybrzeżu Adriatyku. Zatoka Szybenicka i plaże Szybenika oraz most na rzece Krka w oddali Miasto bardzo ładnie prezentuje się z morza, a także z wybrzeża, np. z mostu na rzece Krka koło hotelu Panorama, przy Adriatyckiej Magistrali. Warto przyjechać tutaj choćby po to, żeby zobaczyć katedrę św. Jakuba i takie właśnie były moje pierwsze kroki podczas zwiedzania. Kościół jest jednym z najwspanialszych przykładów architektury sakralnej w Chorwacji. Stoi w centrum miasta, przy Trgu Republike Hrvatske. Możemy tu dojechać autem i zostawić go na parkingach wzdłuż portowego wybrzeża. Budynek katedry łatwo rozpoznać po charakterystycznej ciężkiej sylwetce , z półokrągłym zwieńczeniem korpusu. Katedra św. Jakuba Świątynia reprezentuje styl przejściowy między gotykiem i renesansem. Wznoszono ją ponad 100 lat. Jest nadzwyczajna dzięki architekturze (w całości jest zbudowana z kamienia, bez używania jakichkolwiek innych materiałów) i 71 realistycznym płaskorzeźbom na apsydach. Wewnątrz zaskakuje nietypowe sklepienie, wyglądające jak odwrócona do góry dnem łódź. Nad głównym wejściem widnieje rozeta z ołtarzem przypominającym pawie pióra. Natomiast w niewielkiej owalnej sali baptysterium wzrok przyciąga marmurowa chrzcielnica na kolumnie i bogato rzeźbione sklepienie z jednej kamiennej bryły. W czasie mego pobytu przechodziła remont, co zepsuło trochę wizerunek. nietypowe sklepienie w kształcie dna łodzi w katedrze Przy katedrze na placu stoi pomnik jej głownego budowniczego, Juraja Dalmatinaca. Po drugiej stronie placu wznosi się charakterystyczny budynek ratusza. W kierunku południowo-wschodnim natomiast stoi kamienny kościółek św. Barbary, którego wnętrze przeznaczono na Muzeum Sztuki Sakralnej. W pobliżu znajdziecie także kościół św. Jana, którego najbardziej charakterystycznym elementem są fotogeniczne schodki po południowej stronie. Po zwiedzeniu ścisłego centrum starówki udałem się na spacer wąskimi, klimatycznymi uliczkami miasta, by stopniowo wspiąć się na wzgórze, gdzie stoi potężna twierdza św. Mikołaja. Znajduje się ona na wejściu do kanału św. Antego, a zbudowana została w połowie XVI wieku w celu obrony przed tureckimi napadami z morskiej strony. Wybudowana jest na podstawie projektów weneckiego militarnego budowniczego Michielea Sammichella. Twierdza św. Mikołaja należy do najmocniejszych fortyfikacji na chorwackim wybrzeżu. Twierdza św. Anny z lewej na wzgórzu i Twierdza św. Michała z prawej nad starówką Kapitalny jest widok z twierdzy na miasto i Zatokę Szybenicką oraz ujście rzeki Krka do morza. W środku mieści się mała wystawa, a na górnym piętrze jest amfiteatr na wolnym powietrzu, gdzie odbywają się koncerty. Niestety podobnie jak z katedrą wstęp tu jest również płatny i to nie mało. Z twierdzy świetnie widac też inny potężny budynek górujący nad miastem, to Twierdza św. Anny, będąca najczęściej odwiedzaną pozostałością po dawnym systemie obronnym Szybenika. Ta wznosząca się nad centrum cytadela z przełomu XVI i XVII w. częściowo pozostaje w ruinie, ale można wejść na jej mury, skąd pięknie widać Stare Miasto. Bardzo ładnie wyszły mi fotki robione tutaj, które możecie obejrzeć w galerii zdjęć z wycieczki, robione telefonem HTC One M9 . Wielokrotnie nagradzane wzornictwo z linii HTC One robi wrażenie, a możliwości głównego aparatu 20 MP i przedniego aparatu z technologią HTC UltraPixel™ zapewniają niesamowite zdjęcia i nagrania wideo, a to przecież nie jedyne zalety tego telefonu w górnej półki. HTC One M9 zapewnia niesamowite zdjęcia z dwóch aparatów jednocześnie. Twierdza św. Anny widziana z murów Twierdzy św. Michała Po zobaczeniu najważniejszych zabytków miasta udałem się na wybrzeże portowe, by nadmorską promenadą dotrzeć na miejską plażę. Ta zlokalizowana w centrum miasta nie jest zbyt wielka, więc wczasowicze szukają raczej spokojniejszych miejsc na obrzeżach Szybenika, choć tu także widziałem plażowiczów centralnie przy parkingu samochodowym na trawce. Zwiedzanie czy to piesze, czy też dojazdy umilała mi jak zawsze muzyka z odtwarzacza w HTC One M9. Oczywiście tylko w podróży, a nie w górach. HTC One M9 odtwarza dźwięk w systemie 5.1 surround, co gwarantuje kinowy efekt. HTC BoomSound™ i Dolby Audio™ oferują najlepszy dźwięk nawet w przypadku wielokanałowych źródeł online, takich jak YouTube. Teraz łatwo jest postarać się o najnowsze, ulubione hity dzięki platformie muzycznej TIDAL,  z której korzystam. Serwis Tidal to jedna z największych na świecie platform streamingujących muzykę. TIDAL to platforma muzyczno-rozrywkowa do odtwarzania muzyki artystów z całego świata. Jest dostępna w 44 krajach z katalogiem ponad 30 milionów piosenek oraz ponad 75 000 materiałów wideo, a także ekskluzywnych treści w wysokiej jakości. Serwis oferuje muzykę w jakości HiFi, jak na płytach CD i filmy w jakości HD. Znaleźć tam można muzykę praktycznie wszystkich najpopularniejszych artystów na świecie. Warto na pewno wypróbować platformę Tidal, choćby ściągając muzykę na komórkę. widok z Twierdzy św. Michała na zatokę i most na rzece Krka Zwiedziłem następne cudowne miasto Chorwacji, prawdziwą perełkę Dalmacji i już wiedziałem, że na starość będę właśnie objeżdżał zabytki tego świata. Narazie, póki nogi noszą góry będą górą, bo piękno natury należy poznawać, póki sił starczy. Będąc na Chorwacji nie poprzestałem jednak na zwiedzaniu uroczych miasteczek i zdobywaniu najbliższych szczytów, zaliczyłem też cudowny park narodowy, ale o tym przeczytacie w kolejnych opowieściach. Na koniec jak zawsze zapraszam do fotorelacji z eskapady i wzięcia udziału w ankiecie. Z górskim pozdrowieniem Marcogor Note: There is a poll embedded within this post, please visit the site to participate in this post's poll. [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Szlakiem wygasłych wulkanów, czyli objazdowo po Górach i Pogórzu Kaczawskim

marcogor o gorach

Szlakiem wygasłych wulkanów, czyli objazdowo po Górach i Pogórzu Kaczawskim

Góry Kaczawskie są najdalej na północ wysuniętym pasmem Sudetów. Na północy przechodzą one w pogórze, które łagodnie opada ku Nizinie Śląskiej. Krajobraz Pogórza Kaczawskiego urozmaicają przepiękne bazaltowe wzgórza, pozostałości wygasłych wulkanów. Najwyższym szczytem tych gór jest Skopiec, leżący w środkowej części Grzbietu Południowego. Jako, że atrakcje są dość znacznie rozrzucone w terenie postanowiłem je zaliczyć w czasie wycieczki objazdowej. Wymagało to dobrego przygotowania logistycznego, ale to przeciez moja domena, przygotowanie szczegółowego planu zwiedzania wraz z określeniem jak najbliższego dojazdu. Niestety, nie wszystkie góry są takie zwarte, że można je zwiedzać wędrując z plecakiem od szczytu do szczytu. To oczywiście najlepsza forma turystyki, pozwalająca poczuć klimat gór, ale w przypadku niewysokich Gór Kaczawskich, gdzie najważniejsze atrakcje są tu i tam, do tego niekoniecznie górskie trzeba radzić sobie inaczej.  POGÓRZE KACZAWSKIE Odnalezienie najważniejszych zakątków tego uroczego pasma sudeckiego i zobaczenie ich na własne oczy zajęło mi cały dzień objazdu samochodem, choć oczywiście czasu zabrakło, żeby wszedzie dotrzeć, gdzie wypadało. Niestety urlop ma to do siebie, że jest ograniczony czasowo, a gór mnóstwo do zdobycia! Po zdobywaniu Rudaw Janowickich przemieściłem się właśnie w rejon Pogórza Kaczawskiego, gdyż bardzo zaciekawił mnie Szlak Wygasłych Wulkanów, a najwyższe szczyty zostawiłem sobie na drugą część dnia. Po noclegu w Marciszowie udałem się do Myśliborza, mijając po drodze dwa wspaniałe zamki, w Bolkowie i Świnnej. Zwiedzanie ich zostawiłem sobie na następny raz. Wybrałem Myślibórz, gdyż stąd tylko miałem kilometr do Małych Organów Myśliborskich, znajdujących się na wzgórzu Rataj. We wsi znajduje się pałac Prittwitzów oraz budynek oddziału Zarządu Parków Krajobrazowych, obejmującego Park Krajobrazowy Chełmy, na teren którego miałem wejść. MAŁE ORGANY MYŚLIBORSKIE Jedną ze ścieżek dydaktycznych dotarłem do Małych Organów Myśliborskich. To bazaltowy czop wulkanu z widocznymi ciosami słupowymi, będący pomnikiem przyrody nieożywionej. Robi wielkie wrażenie jako pozostałość wulkanów na tym terenie. Organy to sztuczne odsłonięcie bazaltów o wyraźnie widocznej strukturze słupowej. Wiek utworu szacuje się na 30 milionów lat. W nieczynnym kamieniołomie została odsłonięta środkowa część komina wulkanicznego. Zakrzepła lawa tworzy tu słupy o średnicy do 30 cm, długie i wysmukłe. Na zboczu wzgórza Rataj zachowały się także ślady wczesnośredniowiecznego grodziska i szczątki zamku z XIII w. Miałem więc czego szukać po krzakach… Ten niezwykły twór natury chroniony jest przynależnością do Parku Krajobrazowego Chełmy. Liczne badania potwierdziły odrębność i wyjątkowość tego obszaru. Obszar ten posiada wybitne walory krajobrazowe z unikatowymi w skali europejskiej reliktami działalności wulkanicznej – staropaleozoicznej, permskiej oraz trzeciorzędowej. Małe Organy Myśliborskie na wzgórzu Rataj WĄWÓZ MYŚLIBORSKI Po powrocie do auta podjechałem kawałek dalej do Myślinowa, żeby wejść na żółty szlak prowadzący przez Wąwóz Myśliborski. Chroni go rezerwat przyrody będący częścią Rezerwatu Chełmy. Obszar rezerwatu florystyczno-geologicznego stanowi fragment zalesionej doliny wciosowej potoku Jawornik. Rezerwat utworzono głównie dla ochrony jedynego na Dolnym Śląsku stanowiska bardzo rzadkiej, chronionej paproci, języcznika zwyczajnego, występującego na skałach zieleńcowych. W rezerwacie znalazły również ochronę najstarsze fragmenty krajobrazotwórcze, jakimi są relikty podmorskiego wulkanizmu – lawy poduszkowe oraz inne skały przeobrażone pochodzące ze starszego paleozoiku, głównie zieleńce, łupki zieleńcowe i diabazy. Bardzo ciekawa była moja wędrówka po uroczyskach nad potokiem, a powrót do auta umożliwiła sieć ścieżek dydaktycznych na terenie parku. CZARTOWSKA SKAŁA Kolejnym punktem programu było zdobywanie Czartowskiej Skały. Znajduje się ona przy trasie Myślinów – Muchów, na żółtym Szlaku Wygasłych Wulkanów. Szczyt wzniesienia stanowi doskonały punkt widokowy z panoramą na Pogórze Kaczawskie, Góry Kaczawskie i Karkonosze, dlatego z wielką ochotą wdrapałem się na niego. Jest to zatem niewielkie powulkaniczne wzgórze, w kształcie małego, lekko skrzywionego stożka podciętego z dwóch stron wyrobiskami nieczynnych kamieniołomów. Wzniesienie ma dość strome zbocza, z wyraźnie podkreślonym wierzchołkiem. Wznosi się samotnie w środkowo-zachodniej części Wzgórz Złotoryjskich w środkowej części Parku Krajobrazowego Chełmy, wyraźnie odróżniając się od płaskiego krajobrazu. Wzgórze od strony północnej porośnięte jest niewielkimi kępami drzew i krzewów i prezentuje się bardzo malowniczo. Na zboczu góry istnieją wyrobiska po dawnym kamieniołomie, w których podczas eksploatacji, odsłonięto część dawnego komina wulkanicznego z wyraźną słupową oddzielnością bazaltu. Wzgórze to od 1991 roku stanowi pomnik przyrody nieożywionej. Dzięki pięknej pogodzie, która mi dopisała wyniosłem stamtąd cudne wspomnienia niezapomnianych widoków natury. ORGANY WIELISŁAWSKIE Udałem się w dalszą podróż dojeżdzając tym razem do Sędziszowej, gdzie atrakcją jest Zamek, a dokładniej średniowieczna wieża mieszkalna z dworem. Ja jednak szukałem na zboczu góry Wielisławka wyrobiska dawnego kamieniołomu porfirów tzw. Organów Wielisławskich. Stanowią one odsłonięcie porfirów, które przybrały tu unikatową dla skał strukturę słupową. Słupy są zazwyczaj cztero- lub pięciokątne, o średnicy 20–30 cm. Powstały one w trakcie stygnięcia magmy (lawy) w kominie wulkanicznym w dolnym permie. Z dołu to wszystko wygląda zachwycająco. Możemy dojechać tutaj autem pod same Organy, gdzie czeka zadaszona wiata turystyczna i miejsce na ognisko. Wykorzystałem tę infrastrukturę do zrobienia sobie przerwy obiadowej, gdyż stąd miałem wyruszyć w Góry Kaczawskie w celu zdobywania najwyższych ich szczytów do Korony Gór Polski. Organy Wielisławskie PRZEŁĘCZ WIDOK Wkrótce pojechałem trasą na Wojcieszów, po drodze zatrzymując się w Podgórkach, żeby zobaczyć zabytkową wieżę widokową na bazie wieży kościoła z XIV w.  Na jednym z zachowanych fragmentów murów kościoła można oglądać także dwie całopostaciowe płyty nagrobne małżonków von Zedlitz z początku XVII w. To jedno z ciekawszych miejsc widokowych Gór i Pogórza Kaczawskiego. Obiekt można zwiedzać w sezonie letnim w godz. 10:00 – 18:00. Jadąc kawałek dalej dotarłem na Przełęcz Widok. Położona jest ona około 8,6 km na północny wschód od centrum Jeleniej Góry, w środkowej części masywu Gór Kaczawskich w Grzbiecie Południowym po południowo-wschodniej stronie od wzniesienia Widok. Ta bardzo malowniczo położona przełęcz górska stanowi doskonały punkt widokowy, z którego roztacza się wspaniała panorama Kotliny Jeleniogórskiej i Karkonoszy, Pogórza Kaczawskiego, Grzbietu Północnego i Grzbietu Wschodniego Gór Kaczawskich. Doskonale widoczne są również Rudawy Janowickie, a w nich Góry Sokole. Od dawna już, gdy w Sudety przyjeżdżano dyliżansami, było to miejsce obowiązkowych postojów w celu podziwiania widoków. Ja też długą chwilę delektowałem się cudowną panoramą, by w końcu ruszyć do wsi Komarno. BARANIEC  Dojechałem do końca zabudowań wsi na samą górę, skąd miałem już bardzo blisko na Przełęcz Komarnicką. Przechodzi przez nią żółty szlak turystyczny i również stanowi ona dogodny punkt widokowy. Pod lasem stoi wiata Koła Myśliwskiego, będąca dogodnym miejscem na biwak. Ja jednak udałem się wyraźna drogą w kierunku wierzchołka Barańca. To zaledwie kilometr spacerku i byłem na szczycie. Wzniesienie jest drugim co do wysokości szczytem Gór Kaczawskich. Wyrasta w środkowej części Grzbietu Południowego, w kształcie słabo zaznaczonej kopuły, z niewyraźnie podkreśloną częścią szczytową. Powierzchnia wierzchowiny jest tak wyrównana, że wierzchołek jest trudno rozpoznawalny w terenie, dobrze, że postawiono tam maszt nadawczy Muzycznego Radia i nadajnik telefonii komórkowej. Mnie najbardziej interesowały jednak widokowe polany, skąd doskonale widać pobliski mega ciekawy masyw Połomu i Miłka, rozdzielony doliną Kaczawy. Charakterystyczna, „nadgryziona” sylwetka Połomu z powodu kilkuset letniej eksplotacji wapieni widoczna jest z wielu miejsc w Górach Kaczawskich, Pogórzu Kaczawskim, Rudawach Janowickich i Karkonoszach. Kiedyś cały masyw chroniony był rezerwatem, obecnie wygrał pieniądz i grabieżczy przemysł. SKOPIEC Z widokowej polany udałem się na kulminację Gór Kaczawskich, czyli Skopca, co by zdobyć kolejną perełkę do KGP. Góra stanowi bliźniaczą kulminację Barańca, położonego po południowej stronie i oddzielonego płytkim siodłem. Nie łatwo tu trafić, ale po wejściu wyraźną ścieżką w las, dalej prowadzą nas namalowane znaki na drzewach, poprzybijane karteczki, czy strzałki ułożone z kamieni na dróżce. Aby trafić na szczyt trzeba w pewnym momencie skręcić na małą polankę z lewej strony głównej ścieżki.  Najwyższy punkt wzniesienia jest trudny do odnalezienia i znajduje się po zachodniej stronie. Na wierzchołku znajduje się małe rumowisko skalne oraz geodezyjny znak pomiarowy A.C.0270, a także drewniana tablica z napisem Skopiec oraz mały kopczyk z kamieni. Doszło tutaj do miłego spotkania ojcem i synem z Radomia, którzy też podobnie jak ja kompletowali Koronę Gór Polski. Góra Połom widziana z siodła między Skopcem i Barańcem GÓRY KACZAWSKIE Po kilku pamiątkowych fotkach nadeszła pora powrotu, najpierw na siodło przełęczy, a później do autka poniżej, przy pierwszych zabudowaniach Komarna. W ten sposób zakończyłem całodniowe zwiedzanie Gór Kaczawskich, które składają się z czterech grzbietów: Północnego, Małego, Południowego i Wschodniego. Trzy pierwsze mają przebieg północny zachód – południowy wschód, Grzbiet Wschodni zaś ma kształt nieregularny i rozciąga się południkowo. Ważnym elementem rzeźby tego regionu stały się, w związku z wielowiekową działalnością górniczą – kamieniołomy. Ja odwiedziłem tylko dwa z tych grzbietów, według mnie najciekawsze. Obszar ten jest chroniony w ramach Sieci Natura 2000 jako obszar siedliskowy Góry i Pogórze Kaczawskie. Już w latach 60. XX w. powstał pomysł stworzenia Parku Krajobrazowego Gór Kaczawskich łączącego Rudawski Park Krajobrazowy, Park Krajobrazowy Doliny Bobru oraz Park Krajobrazowy Chełmy jednak nigdy nie doczekał się realizacji. Dla mnie te niewysokie góry, mające taką bogatą historię i wiele miejsc skrywających tajemnice są bardzo interesujące dla każdego górołaza-krajoznawcy. Znajdziemy tu piękne panoramy górskie, jaskinie, zamki, pałace i stare, zabytkowe miasteczka. Jak to w Sudetach, prawie każda miejscowość ma bogatą, długą historię. I ten fascynujący Szlak Wygasłych Wulkanów… gdzie znajdziecie w kraju taki drugi? Dlatego polecam to pasmo, zwłaszcza turystom szukającym ciszy i spokoju, gdyż góry są puste, a szlaki prawie nieuczęszczane. Na pewno tutaj powrócę, aby odkryć resztę tajemnic regionu. Na koniec zapraszam do obejrzenia fotek z wycieczki, w opisanej galerii zdjęć. Z górskim pozdrowieniem Marcogor Czartowska Skała PS. Jeśli ktoś z was przeżył nieprzyjemną przygodę zalania auta przez ulewę, z powodu nie domknięcia szyb, to polecam jako pomocne w osuszaniu samochodu osuszacze firmy http://www.osuszacze.watersmile.pl/. Mi się przydały w sytuacji awaryjnej, a poznałem je u gospodarza mego kolejnego noclegu. Warto wypróbować. [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Tatry moje mnie otulają

marcogor o gorach

Tatry moje mnie otulają

Dziś na wieczorne utulenie piękne wiersze Gomorry o Tatrach – mojej także miłości. Autorka jest tegoroczną laureatką konkursu poezji górskiej na mym blogu, to kolejna próbka jej talentu… Bo przecież: „Gdy wyruszam w Tatry, czuję się stary i ociężały jak ptak pozbawiony skrzydeł, ale gdy z nich wracam, jestem odmłodzony i pełen życia.” ks. Roman Rogowski Zanurzone w nocne uśpienie Tatry moje Ramieniem grani mnie otulają Nocy gwieździsta, nocy spokojna Na dzień niezwykły mnie przygotuj Zali jak wczoraj, gdy stopy me czule Pieściły kilometry twej drogi Kiedy w dolinie ucichły me myśli Wzrok ze szczytami się zmierzył Zrozumieć nie sposób szczęścia mego Jeno w drodze z Bożym błogosławieństwem I miłością w plecaku kroczyć zamierzam Tatry moje, siostro zrodzona, bracie kamienny Jestem gotowa Przyjmij mą miłość, radość po wieki Związaną liną , co żadna siła zniszczyć nie zdoła Nie czas , co ciału memu siły odbiera Bo we mnie ta Miłość wciąż młoda na wieki. Gomorra Hińczowe Stawy widziane z MPpCh A przy okazji, jeśli ktoś planuje wymianę kostki brukowej przy domu, to polecam płyty granitowe płomieniowane, u mnie przed domem wyglądają świetnie. Z górskim pozdrowieniem Marcogor Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Zwiedzanie Trogiru – jednej z pereł Chorwacji

marcogor o gorach

Zwiedzanie Trogiru – jednej z pereł Chorwacji

Będąc pierwszy raz w Chorwacji oprócz wylegiwania na plaży i zdobywania nadmorskich górek kilka dni wykorzystałem na zwiedzanie najbliższych mojemu miejscu pobytu starych, zabytkowych miasteczek, pamiętających czasy średniowiecza. Jako, że byłem w środkowej Dalmacji, odwiedziłem m.in Szybenik i Trogir, słynące z pięknych starówek i starych twierdz, zapewniających świetne widoki na miasta z góry. Zaledwie trzydzieści kilometrów dzieliło mnie od Trogiru, na zwiedzanie, którego przeznaczyłem jedno popołudnie. To przepiękne miasto jest wzorcowym przykładem średniowiecznego układu urbanistycznego. Starówka, wpisana w 1997 r. na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturalnego i Przyrodniczego UNESCO zajmuje przybrzeżną wysepkę w kształcie głowy żmii, oddzielona tzw. Fosą od stałego lądu oraz Kanałem Trogirskim od przeciwległej wyspy Ciovo. Z obu stron prowadzą do niej mosty oraz intrygująca wyglądem kładka dla pieszych. Samo takie malownicze położenie jest już atrakcją, a zwarta zabudowa i wąskie i kręte uliczki dodają uroku temu miejscu. Po dojeździe do miasta najlepiej zatrzymać się na licznych parkingach wzdłuż „Fosy”. Najbliżej mostu na starówkę jest parking przy targu, gdzie można przy okazji zakupić miejscowe smakołyki i rzucić się w wir odkrywania historii. Wzdłuż portu przy kanale znajduje się wysadzany palmami, szeroki bulwar, wokół którego skupia się wieczorne życie miasta. Znajdują się tam najważniejsze zabytki, ale też restauracje, bary i hotele. Historyczne centrum za pomocą mostu połączone jest z wyspą Ciovo. To właśnie tam znajdują się kempingi i malownicze plaże najchętniej odwiedzane przez turystów w tym regionie. malownicza kładka dla pieszych nad „Fosą” Co trzeba koniecznie odnaleźć i zobaczyć w Trogirze? Najważniejszym zabytkiem miasta jest katedra św.Wawrzyńca na Trgu Ivana Pavla II. Zaczęto ją budować w 1123 r., a prace zakończyły się kilkaset lat później, dzięki czemu kościół stanowi udaną kombinację stylów, od romańskiego, po barokowy. Główne wejście do świątyni zdoby słynny romański Radovanov portal, być może najpiękniejszy w Chorwacji. Po bokach stoją figury Adama i Ewy – najstarsze nagie postacie wyrzeźbione w Dalmacji. Wejścia strzegą leżące u ich stóp dwa lwy. Ciemne nastrojowe wnętrze bazyliki przykrywa nietypowe sklepienie z poprzecznymi łukami. Nawy są oddzielone dwoma rzędami potężnych kolumn. Ołtarz główny reprezentuje styl barokowy, podobnie jak ołtarze w nawach bocznych. Radovanov portal w katedrze św.Wawrzyńca Wewnątrz bazyliki najsłynniejsza jest kaplica św.Jana Ursiniego – biskupa, patrona miasta. To prawdopodobnie najcenniejszy tego typu renesansowy obiekt w Dalmacji. Środek zajmuje wczesnogotycki sarkofag biskupa, ale prawdziwą perłą architektoniczną jest kasetonowe sklepienie z kamiennych klinów –  to pierwszy od czasów antycznych przykład stropu zbudowanego bez użycia podpór. Z przodu świątyni  wyrasta wysoka wieża – dzwonnica (47 m), wznoszona przez prawie 200 lat. Niestety wstęp do bazyliki do tanich nie należy, to wydatek 8 euro w tym roku. Bardzo pomocne w zwiedzaniu miasta były przewodniki zakupione w księgarni Mapnik oraz mapa Chorwacji. wieża zegarowa na Trgu Ivana Pavla II Przy Trgu Ivana Pavla stoi kilka innych ciekawych budynków. Wśród nich wyróżniają się ratusz, Pałac Ćipiko i loggia miejska. Od wschodu plac zamyka prostokątny ratusz (Dvor), romańsko-gotycka siedziba władz miasta. Budowla po zachodniej stronie placu, naprzeciwko katedry, to gotycko-renesansowy Pałac Ćipiko, dawna siedziba bogatego rodu kupieckiego. W południowej części placu stoi charakterystyczna budowla z obszerną sienią, to loggia miejska, w przeszłości wykorzystywana jako sala sądowa. Na kamiennym stole znajduje sie relief Pravda z 1471 r. Do loggi przylega wspaniała wieża zegarowa. Natomiast na tyłach stoi trzynawowy kościółek św.Barbary. Warto go zobaczyć, ponieważ to najstarsza świątynia w mieście, pochodzi z przełomu IX i X w.. W jego konstrukcji zachowały się fragmenty budowli antycznych. ozdobne kasetonowe sklepienie w loggi miejskiej Inne zabytki warte zobaczenia na starówce to Brama Lądowa, położona na przedłużeniu biegnącego z lądu stałego mostu; Muzeum Miejskie zajmujące pałac Garanjin- Fanfogna oraz Brama Morska, przy głównym trakcie komunikacyjnym starego miasta , a także renesansowy Pałac Lucić oraz  Pałac Stafileo. Mnie osobiście najbardziej jednak spodobała się Twierdza Kamerlengo z powodu rozległych widoków z góry, nie tylko na całe miasto, morze, sąsiednią wyspę Ciovo, ale też góry Biokovo w oddali. W ogóle Trogir jest otoczony od strony lądu malowniczymi wzgórzami, które ciekawie uzupełniają krajobraz. Dodatkową atrakcją po wejściu na szczyt twierdzy było oglądanie z bliska samolotów pasażerskich startujących z pobliskiego Splitu. Twierdza Kamerlengo Twierdza wznosi się w narożniku starówki, na końcu portowej promenady, wstęp to wydatek 5 euro. Ale dla tych widoków warto… Czworoboczna budowla obronna posiada wewnętrzny dziedziniec i masywną wieżę od strony morza. Prowadzą na nią kamienne oraz metalowe schody, w lecie działa w niej kino na świeżym powietrzu. Naprzeciwko, przy tzw. „Fosie” stoi druga, mniejsza Twierdza św.Marka, także dostępna dla turystów. Jeszcze jedna ciekawostka o Trogirze, urodził się tutaj znany chorwacki tenor, nazywany chorwackim Pavarottim – Vinko Coce. Dlatego co roku odbywa się tu Festiwal Tenorów. Miasteczko zapewne zauroczy każdego wrażliwego na piękno turystę, jeśli potrafiło to uczynić ze mną, który kocha bardziej naturalne pejzaże. promenada portowa i kanał trogirski wraz z wyspą Ciovo, widok z wieży na Twierdzy Dobrze, że przed wyjazdem podszlifowałem trochę znajomość j.angielskiego dzięki ciekawej platformie Preply, która umożliwia naukę nie tylko języków, ale różnych przedmiotów poprzez znalezienie indywidualnego korepetytora na całym świecie. Oczywiście my także możemy być dla kogoś nauczycielem. Wystarczy zarejestrować się na platformie i poprosić o korepetytora, żeby rozpocząć naukę potrzebnej wiedzy. Najprościej przyswajać ją podczas lekcji online przez Skype. W każym razie ja się dogadałem w Chorwacji. Wkrótce kolejne opisy podróży po Dalmacji na mym blogu. Na koniec zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć ze spaceru. Z górskim pozdrowieniem Marcogor [See image gallery at marekowczarz.pl]   Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Góry jak dni przed nami wysokie

marcogor o gorach

Góry jak dni przed nami wysokie

Witajcie kosodrzewino ukochana z gór wysokich wyryta wspomnieniami, smreku dostojny patrzący na ceprów gromadę z pogardą, wyniosłe granie wichrami smagane słońcem, wyzłocone ścieżki moje wydeptane butami, bystre strumyki jak węże między kamieniami srebrem malowane, hale znaczone owcami, kolibą zdobione, zachwytem witam was zawsze Lech Kamiński Góry jak dni przed nami wysokie strome przez które wędrujemy w mozole i trudzie gdy mgła i wicher szarpie nasze wątłe skrzydła i gdy z rozpaczą marzymy o życiu i cudzie… bo spadamy już w przepaść z kamieniem sumienia cały teatr życia w jednym błysku trwogi to co było marzeniem nadzieją i siłą jest kamieniem co ciągnie śmiertelnie za nogi rozkładam z płaczem ręce w imię Ojca, Syna i Ducha co obłokiem świetlistym się zbliża marzę jeszcze jedynie aby w chwili śmierci Bóg mnie objął serdecznie ramionami krzyża… Pośrednia Grań i Mały Lodowy z grani Łomnicy A przy okazji jeśli nie mieszczą się Wam już w szafach ciuchy górskie, czy też buty trekkingowe i walają się po domu, tak że ciężko nieraz je znaleźć, jak są najbardziej potrzebne, to skorzystajcie z oferty obrotowych szafek firmy http://erabox.pl/szafka-metalowa. Z górskim pozdrowieniem Marcogor Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Historyczną drogą na Łomnicę, czyli spełnienie marzeń

marcogor o gorach

Historyczną drogą na Łomnicę, czyli spełnienie marzeń

Łomnica, drugi co do wysokości szczyt Tatr był od dawna moim marzeniem. I w końcu nadszedł ten czas spełniania marzeń. Byłem już tutaj kiedyś kolejką, ale to nie to samo, co zdobyć szczyt od samego dołu, pokonując 1700 przewyższenia. Ten wybitny szczyt słowackich Tatr Wysokich o wysokości 2634 m do czasu przeprowadzenia dokładniejszych pomiarów ok. 1860 r. uchodził za najwyższy w Tatrach. Do 1870 r. Łomnica była najczęściej odwiedzanym szczytem Tatr Wysokich. Pisarka Jadwiga Łuszczewska przyjechała na Spisz tylko po to, by zobaczyć Łomnicę, prezydent Czechosłowacji Ludvík Svoboda był na niej kilkanaście razy pieszo. Łomnica odegrała ogromną rolę w dziejach zdobycia Tatr. Stanisław Staszic wyszedł na nią dla przeprowadzenia doświadczeń z magnetyzmem. Maksymilian Nowicki w 1867 r. pisał: „Kto pewny w nogach i wolny od zawrotu głowy, temu łatwo wejść na nią i zejść z niej.” Zdobycie jej w 1891 r. przez niemieckiego alpinistę Theodora Wundta w trudnych warunkach zimowych było ówczesnym rekordem pokonanych trudności. Również obecnie należy do najpopularniejszych szczytów tatrzańskich. Związane jest to ze zbudowaniem w latach 1936–1940 napowietrznej kolejki linowej z Tatrzańskiej Łomnicy. W górnej stacji kolejki umieszczono Instytut Hydrometeorologiczny, w latach 1957–1962 dobudowano obserwatorium astronomiczne „Lomnický štít”. W 1957 umieszczono tamże telewizyjną stację przekaźnikową. Ze szczytu Łomnicy roztacza się bardzo rozległa panorama widokowa. W 1962 r. słowacki znawca Tatr Ivan Bohuš pisał o niej: „Około 300 wyraźniejszych szczytów i turni wystercza z grzbietów tatrzańskich, a gdy się na nie patrzy z drugiego co do wysokości wierzchołka całego pasma – wyglądają jak fale wzburzone wiatrem i nawałnicą.” I na tą wspaniałą i sławna górę miałem i ja się wspiąć samodzielnie. otoczenie Doliny Pięciu Stawów Spiskich, z Pośrednią Granią, Żóltą Ścianą, Czerwoną Ławką i Małym Lodowym Trasy piesze prowadzą nań ze schroniska nad Zielonym Stawem Kieżmarskim, Schroniska Téryego w Doliny Pięciu Stawów Spiskich -słynna Droga Jordána i z Doliny Łomnickiej, od Łomnickiego Stawu (Skalnaté pleso), czyli drogą którą i ja podchodziłem. Oficjalnie wejścia piesze dozwolone są tylko w towarzystwie uprawnionego przewodnika. Ale ta ostatnia historyczna trasa Staszica jest na tyle łatwa, że w możliwościach każdego doświadczonego, wytrawnego turysty, obytego ze stromizną i ekspozycją, oczywiście w dobrej kondycji. Dawniej szczyt nazywano też Królową Tatr lub Królową Tatrzańską, zdobycie go to cenna zdobycz dla każdego tatromaniaka, jedno z najhorniejszych moich trofeów tatrzańskich. Moje zdanie jest takie, że całe Tatry powinny być otwarte dla turystyki, coś w stylu Alp, a zakazy i ograniczenia to wymysł takich organizacji jak TPN, czy TANAP, które wraz z przewodnikami i właścicielami skiparków stworzyły sobie układ biznesowy, żeby ciagnąc kasę z turystów na różne sposoby. Patrząc na działania choćby przy budowie nartostrad w rejonie Łomnicy na pewno nie mają one na celu ochrony przyrody! zbliżenie na Łomnicę pośrodku ze Startu Ale wracając do wycieczki, rozpoczęła się ona w Tatrzańskiej Łomnicy, jednej z większych podtatrzańskich osad, a dokładnie na zapomnianym parkingu przy dawnym budynku dolnej stacji kolejki do Łomnickiego Stawu, w pobliżu hotelu „Praha”. Dojechać tu można skrecając w prawo z Drogi Wolności tuż po wjeździe do miejscowości. Obecnie stacja jest nieczynna, gdyż w centrum wybudowano nowe budynki wraz z nowoczesną kolejką gondolową do stawu. Istotny wzrost znaczenia turystycznego osada datuje w końcu lat 30. XX w., kiedy to ukończono budowę niezwykle nowoczesnej w tamtych czasach kolei linowej na Łomnicę ze stacją pośrednią nad Łomnickim Stawem. Odcinek końcowy kolejki pokonuje na jednym przęśle do szczytu różnicę wysokości 850 metrów, zaś wagonik kolejki znajduje się około 300 metrów nad ziemią. ostatni fragment dojazdu kolejki do górnej stacji na szczycie Ja wraz ze swoją ekipą wyruszyliśmy z tego cichego parkingu już przed szóstą rano, zeby uniknąć choć trochę upałów, który i tak dał nam popalić, z powodu rekordowej fali ciepła w Europie. Szybko podeszliśmy zielonym szlakiem nad Łomnicki Staw, gdzie zrobiliśmy pierwszy postój. Jak się okazało ulokowała się tutaj ekipa z telewizji Discovery, która miała kręcić paralotniarzy w akcji. Znajdująca się powyżej Łomnicka Przełęcz należy do ulubionych miejsc startu miłosników tego sportu. Nie byłem tu kilka lat, zrobiłem więc mały rekonesans i odkryłem, że budynku pośredniej stacji kolejki, na piętrze otworzono miejsca noclegowe, pod nazwą Chata Encian. Jest tamże wieża widokowa, ale to chyba nietrafiony pomysł. W okolicy stawu od 1936 r. było stopniowo rozbudowywane niewielkie osiedle – oprócz stacji kolejki z hotelem mieści się tu obserwatorium astronomiczne, Schronisko Łomnickie, które obecnie już nie udziela noclegów,  dolna stacja wyciągu pod Łomnicką Przełęcz i inne budynki, jak restauracja i bufet. Dolina Łomnicka jest tłumnie odwiedzana przez cały rok – jest to jedno z miejsc najbardziej obciążających tatrzańską przyrodę. W okolicach stawu istnieją też dwie naturalne koleby, które dawały schronienie pierwszym turystom. okolice Łomnickiego Stawu -zbliżenie ze szczytu Sam staw wskutek czynników klimatycznych, a także działalności człowieka zaczął wysychać. Woda pojawia się w stawie okresowo – szczególnie wiosną i po obfitych opadach. Wody dostarcza także potok Łomnica (Skalnatý potok), ale on również często wysycha. Kiedyś jak tu byłem, wody nie było wogóle. Z lewej strony stawu, w pobliżu stacji kolejki krzesełkowej na przełęcz rozpoczyna swój bieg stary zielony szlak na Łomnicką Przełęcz. Wyraźna ścieżka znika po chwili w kosodrzewinie, a potem prowadzi pięknymi zakosami na siodło przełęczy, tuż poniżej górnej stacji kolejki. Na siodle zielony szlak odnajduje się i prowadzi dalej Łomnicką Granią, aż na szczyt Wielkiej Łomnickiej Baszty. Wspaniale z tego miejsca prezentuje się Dolina Pięciu Stawów Spiskich wraz z otoczeniem, na czele z poszarpanym grzbietem Pośredniej Grani. Łomnickie ramię z siodłem Przełęczy Łomnickiej My ubraliśmy tu kaski i uprzęże i zwróciliśmy się w przeciwnym kierunku, by związani liną ruszyć wydeptaną ścieżką w kierunku doskonale widocznego szczytu. Droga wzdłuż grani jest ewidentna i prosta, później po ominięciu garbu Łomnickiej Kopy prowadziły nas dalej kopczyki, zawsze ustawione blisko siebie, w zasięgu wzroku. Trasa od tego miejsca skręca w prawo i wiedzie pod stromą ścianę, a właściwie do szerokiego żlebu, którym podchodzimy na sam szczyt. Nastromienie jest duże, ale wejście ułatwiają liczne łańcuchy i klamry, tak więc przy dobrej pogodzie asekuracja liną nie jest konieczna. Nie ma już śladu po kradzieży żelastwa, tak głośnego rok temu, widać, że przewodnicy założyli nową „biżuterię”, nawet w nadmiarze. Wspinaczka tą ubezpieczoną dobrze trasą dała mi wiele satysfakcji, to jedna z najpiękniejszych dróg, jakie robiłem w Tatrach. końcówka wspinaczki na grani szczytowej Na końcu dotarliśmy na grań szczytową i po kilku metrach byliśmy już na wierzchołku. Wraz z nami tego upalnego dnia wspinało się mnóstwo innych grup, więc utwierdziłem się w przekonaniu, że to bardzo popularny wśród wytrawnych turystów szczyt. Przewodnika zaś spotkaliśmy tylko jednego… Kolejne me wielkie tatrzańskie marzenie spełniło się! Mogłem wraz ze swoją ekipą delektować się szczęściem i świętować. Weszliśmy do najwyżej położonego budynku w Tatrach, by napić się kawy, a potem wypić szampana na promenadzie widokowej, która zabezpieczona balustradami prowadzi po grani szczytowej. Oczywiście nie obyło się bez mnóstwa fotek dokumentujących naszą radość, od dawna polowałem zwłaszcza na ujęcie na krańcu krótkiej platformy widokowej, z przepaścią pod nogami. platforma widokowa ze Sławkowskim po lewej Spotkała nas jeszcze jedna niespodzianka. Przypadkiem zauważyłem, że jest dzień otwarty w obserwatorium i dzięki temu wpuszczono nas do środka. Mogliśmy zatem obejrzeć teleskopy i sprzęt potrzebny do obserwacji nieba i kosmosu. Widoki ze szczytu obejmują większość najważniejszych szczytów Tatr. Pięknie zwłaszcza prezentują się pobliskie wierzchołki Lodowego, Durnych, Kieżmarskich, Sławkowskiego, Pośredniej Grani, czy Tatr Bielskich. Panoramy ze szczytu miałem lepsze niż podczas pierwszej mej wizyty tutaj kolejką. Wielki wysiłek włożony w wejście opłacił się mimo chmur, które pojawiały się raz tu, raz tam. Po ponad godzinnym radowaniu i nacieszeniu widokami rozpoczęliśmy zejście tą samą trasą w dół. Jako, że było sucho zeszliśmy sprawnie bez asekuracji liną. Dopiero na przełęczy odetchnęliśmy z ulgą, że cali i zdrowi wszyscy wracamy jako zdobywcy do domu! I przez nikogo nie niepokojeni dotarliśmy do schroniska Łomnickiego, żeby zjeść ciepły posiłek. schronisko Łomnickie i skała z kolebą z prawej Obecnie gospodarzem schroniska jest były tragarz, sławny Laco Kulanga. Do niego należy rekord tragarzy: wniósł on do Schroniska Zamkovskiego ładunek o masie 207 kg, zaś w sumie przez kilkanaście lat swojej kariery nosicza wniósł do różnych schronisk ponad 1000 ton ładunków. To miły starszy Pan, który do pomocy ma oczywiście młodą załogę w kuchni i za barem. Posililiśmy się na tyłach chaty, obok koleby i zeszliśmy z powrotem szlakiem do auta w Tatrzańskiej Łomnicy. Jak dobrze, że miałem w plecaku lekkie i niskie http://www.butydobiegania.pl/. Dzięki temu, po przebraniu tu obuwia moje nagrzane stopy mogły odpoczywać już wcześniej. Dopiero na parkingu jednak dotarło do mnie tak na dobre, że zdobyłem tego dnia Łomnicę – jeden z najhorniejszych szczytów Tatr. To była wspaniała przygoda i mega wspinaczka. Zrobiliśmy 22 km, pokonując w czasie dwunastogodzinnej wyprawy 1700 m przewyższenia w obie strony. krajobraz wierzchołka Łomnicy Nie namawiam, bo każdy ma poczucie własnych możliwości, ważne, żeby je nieprzeceniać i być cierpliwym jak ja. Najważniejsza to pewna, stabilna pogoda, bo w razie jej załamania trudności się potegują. Ale szczyt jest warty grzechu, a najłatwiejsza trasa, którą szedłem godna polecenia. Satysfakcja i zadowolenie gwarantowane na długie tygodnie. Dziękuję także świetnej ekipie, która była ze mną, bo razem możemy wiele zdziałać. No cóż, marzenie spełnione, trzeba się oglądać za kolejnym… Jednym z nich jest zapewne nocleg na szczycie Łomnicy, w czteroosobowym apartamencie, ale szczególy znajdziecie na stronach kolejki. Na koniec jak zawsze zapraszam do obejrzenia fotorelacji zdjęciowej z wyprawy. Z górskim pozdrowieniem Marcogor  [See image gallery at marekowczarz.pl]     Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Kto kocha góry musi znać przepaście

marcogor o gorach

Kto kocha góry musi znać przepaście

„W alpinizmie, jak w życiu, trzeba mieć szczęście, więc trzeba być na tyle szybkim, aby zawsze zdążyć je schwytać. ” Riccardo Cassin „Stoi przed mną łańcuch górski. Niekiedy pali go słońce, niekiedy siecze deszcz, nierzadko otula mgła. Nie skarży się nigdy, nie czeka na podziękowanie. Jest zawsze majestatyczny i zawsze daje siebie.” L. Boff Kto kocha góry – musi znać przepaście, Otchłanie ciemne wśród ciernistych kwieci, Gdzie wiatry na kształt Wszechświata zamieci Czekają chwili; kiedy Gwiazda zgaśnie! W pył się obrócą; uroda i stroje, Serce jak żuraw klangorem uleci, By myśl swą złączyć z odległymi kmieci, I ciszą spłynąć w Charonowe zdroje! Nie ma tam gwizdów, nie ma i oklasków, A stoi waga – brylantowa, sroga, Która rozważy; czy Aniołem Boga, Czy będziesz karłem wsród piekielnych wrzasków?! Marek Zabielski majestatyczne Morskie Oko Przy okazji, jeśli ktoś chciałby zrobić sobie kosmetykę samochodu na znacznie wyższym poziomie niż fabryczny, może skorzystać z usług firmy http://www.braciapietrzak.pl/. Podróżowanie takim odnowionym autkiem będzie znacznie przyjemniejsze. Z górskim pozdrowieniem Marcogor Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Od Małego Krywania po Suchy, czyli fatrzańską granią

marcogor o gorach

Od Małego Krywania po Suchy, czyli fatrzańską granią

Kolejna ma wyprawa w najpiękniejsze pasmo górskie Słowacji – Małą Fatrę miała zaowocować przejściem ostatniej nieznanej mi części głównej fatrzańskiej grani. Po wcześniejszym poznaniu centralnej części z Wielkim Krywaniem, czy Wielkiego Rozsutca w jej północno-wschodniej części oraz bocznych fatrzańskich ramion jak ta z Chlebem, czy niezwykłymi wąwozami, postanowiłem przejść zachodnią część od Małego Krywania po wierzchołek Suchego. Tym razem musiałem dojechać kawałek dalej niż do Terchowej, do małego przysiółka zwanego Dolina Kur, nieopodal wioski Bela. Podczas jazdy okazało się, że w Terchovej trwają właśnie Janosikowe Dni, więc przejazd był utrudniony. Wybrałem to miejsce, gdyż rozchodza się stamtąd dwa szlaki, które umożliwiły zrobienie pętli i powrót do punktu wyjścia. Na samym końcu miejscowości zostawiłem autko na placu u miłej Słowaczki i wyruszyłem ze swoją ekipą z Gorlickiej Grupy Górskiej na spotkanie przygody. A te miały nadejść wcześniej niż sądziłem. Niebieski szlak prowadził początkowo szeroką drogą lesną i po jakimś kilometrze nagle moim oczom ukazała się niedźwiedzica z dwoma młodymi. Dzielił nas tylko potok i jakieś 50 metrów zbocza. To było moje najbliższe spotkanie z misiami w życiu. Zanim zdążyłem zrobić dobre zdjęcie i pomyśleć jak się zachować, Pani Misiowa była szybsza i rozpoczęła odwrót z młodymi. Widocznie pobliski tartak i zapewne spotkania z leśnikami nauczyły ją respektu do ludzi. Odetchnąłem z ulgą, że problem sam się rozwiązał, bo nie wiem co bym zrobił…. jedna z fatrzańskich polan Ruszyliśmy dalej z duszą na ramieniu szybko wspinając się leśną ścieżką, która wyprowadziła nas na cudne polany nad lasem, gdzie naszym oczom po raz pierwszy ukazały się fatrzańskie szczyty na głównym grzbiecie pasma. Uwiodła mnie piękna, kwiecista roślinność tych miejsc w pełni letniego rozkwitu. Dalej poprzez kosodrzewinę doszliśmy w dobrym tempie na przełęcz Priehyb. Tutaj krzyżują się trzy szlaki i można już podziwiać rozległe widoki. Ujrzeliśmy więc nasz pierwszy cel – Małego Krywania i resztę szczytów po drugiej stronie trawiastego siodła. Szlak prowadził teraz ciekawą trawiasto – skalistą percią, a im wyżej tym ukazywały się na horyzoncie kolejne znane mi już z wcześniejszych wędrówek szczyty Małej Fatry. Mały Krywań widziany z przełęczy Priehyb Ciekawą trasą zdobyliśmy wkrótce wierzchołek Małego Krywania. Na szczycie stoi betonowy obelisk, skrócony zapewne przez pioruna, z puszką na księgę wejść, a z boku turyści wybudowali świetny kamienny wiatrochron, doskonałą miejscówkę na biwak. Panorama ze szczytu jest genialna, gdyż widać wszystkie najważniejsze i najpiękniejsze góry Małej Fatry. Jak na dłoni mamy Wielkiego Krywania i Piekelnik, a za nimi Chleba, Stoha, Rozsutce, grzbiet Baraniarek, którym niedawno maszerowałem oraz Strateńca, Białe Skały i Suchego na zachodzie. Właśnie przez te ostatnie mieliśmy kierować swe kroki. Ale wcześniej zrobiliśmy sobie dłuższą sjestę, żeby nacieszyć się widokami na wszystkie okoliczne pasma Słowacji na czele z Tatrami w oddali, czy bliższymi Niżnymi Tatrami, Wielką Fatrą, czy Beskidem Żywieckim. dwuwierzchołkowe Białe Skały Wierzchołek Małego Krywania jest rozległy, płaski i kamienisto-trawiasty. Poniżej grani mogliśmy podziwiać wspaniałą Dolinę Bielańską. Pod stromo opadającymi do Belianskiej doliny północnymi stokami Małego Krywania znajdują się liczne skały dolomitowo-wapienne i niewielki cyrk lodowcowy. Tylko w najwyższych partiach, na grani dolina jest trawiasta. Są to pozostałości dawnych hal pasterskich. Posileni zaczęliśmy zejście powrotne na przełęcz, gdyż teraz mieliśmy wędrować na zachód. Po przejściu siodła szybko wznosiliśmy się po łagodnym stoku Strateńca. Gdzieś tu zginął rok wcześniej turysta z Malborka od uderzenia pioruna, w czasie słynnej nawałnicy nad Doliną Vratną. Przypominał o tym zapalony znicz, przez kolegów zabitego, których spotkaliśmy wcześniej na szczycie. jedna z wapiennych skałek w masywie Małego Krywania Szybko dotarliśmy na nasz kolejny szczyt – Stratenec. Grzbiet Strateńca jest odkryty, zbudowany ze skał wapiennych i dolomitowych, a stoki są trawiaste i zarastające kosodrzewiną. Dzięki temu z czerwonego szlaku prowadzącego wąską granią rozciągają się szerokie panoramy widokowe. Zapadło mi w pamięci zwłaszcza jedno urwisko, które wyglądało jak skała samobójców. Pięknie z oddali prezentuje się też olbrzymi masyw Małego Krywania. Przeszliśmy przez wąską przełęcz Vrata, by po chwili wspinać się po ładnych skałach na jeden z dwu wierzchołków Białych Skał. Nie spodziewałem się w tych górach, że będę musiał używać rąk, żeby bezpiecznie przejść zaplanowaną trasę. Białe Skały to jeden z najbardziej skalistych odcinków w całej Małej Fatrze. Zbudowane są ze skał dolomitowo-wapiennych. Szlak turystyczny prowadzi tutaj wąską ścieżką nad urwiskami i stromymi stokami. Po obydwu stronach szlaku mogliśmy podziwiać rożnorodne formy skalne, a cały czas towarzyszyły nam szerokie panoramy, ograniczone tylko przez masyw wyższego Małego Krywania. wierzchołek Małego Krywania i Rozsutce oraz Wielki Krywań z Piekielnikiem w tle To był najciekawszy odcinek naszej trasy. Po eksponowanym zejściu już łatwo dotarliśmy na kolejny nasz szczyt, czyli Suchy. Tu krzyżują się dwa szlaki turystyczne, na wierzchołki stoi metalowy, prawosławny krzyż. Z  wierzchołka roztacza się szeroka panorama widokowa ma Wielką Fatrę, Małą Fatrę Luczańską, Kotlinę Turczańską i Żylińską, Góry Kysuckie. W północnym kierunku widoki sięgają po Wielką Raczę, we wschodnim po Wielki Chocz. Piękne to miejsce, nic więc dziwnego, że pełne turystów różnych narodowości. Jakże by się mi przydała nauka j.angielskiego np. tu w http://angloville.pl/. Tutaj jednak zaczął kropić deszcz, który postraszył nas na zejściu, aż do samego schroniska pod Suchym, gdyż tam się udaliśmy przeczekać opady. Zejście w dół jest bardzom strome, do tego zrobiło się śliskie, więc musieliśmy mocno uważać, żeby nie stracić zębów na mokrych kamieniach i korzeniach. klimatyczna Chata pod Suchym Po drodze zaliczyliśmy z rozpędu jeszcze jeden szczyt – Javorinę i schroniliśmy się w klimatycznym budynku schronu. Oferuje ono noclegi i pyszne jedzonko oraz bardzo dobrą kawę i piwo limonkowe. Na pastwiskach w pobliżu schroniska wypasają się różne zwierzęta domowe. Atmosfera jest więc sielska i domowa. Gdy tylko deszcz zaczął zanikać zebraliśmy się i ruszyliśmy tym razem zielonym szlakiem, który miał nas sprowadzić do samochodu w Dolinie Kur. Niestety szlak gdzieś się urwał, a zaczęły kolejne przygody. W sukurs przyszła nam następna droga leśna, wybudowana chyba do zwózki drzewa, która bezbłędnie doprowadziła nas do wylotu doliny i parkingu. na szczycie Suchego Drogę powrotną umilał nam szum bystrego, pełnego kaskad potoku Kur. Na samym końcu naszej pętli czekała na nas jeszcze jedna niespodzianka, w postaci sztolni długiej na 40 metrów, w której prawdopodobnie wydobywano siarkę. Jak już ją odkryliśmy, to odważylismy się też wejść do jej środka i porobić kilka zdjęć. Wkrótce ukazało się naszym oczom autko, którego widok oznaczał koniec kolejnej wyprawy, która utwierdziła mnie w przekonaniu, że nie ma nic piękniejszego na Słowacji ponad Małą Fatrę, no może z wyjątkiem Tatr, które są niepowtarzalne. Na koniec zapraszam jak zawsze do obejrzenia galerii zdjęć z wycieczki. Zrobiliśmy 22 km, jakże uroczymi bezdrożami, polanami, skalistymi graniami i uroczyskami. Na pewno tu powrócę kiedyś. Z górskim pozdrowieniem Marcogor  [See image gallery at marekowczarz.pl]   Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Wzniosłe góry

marcogor o gorach

Wzniosłe góry

„Alpinista jest jak biegający w kółko udręczony i skołowany byk, który na widok czerwonej płachty, jaką jest skała, nie może powstrzymać się od jej ataku.” Chris Bonington Śnieżnym całunem zakryte góry tajemnicze i takie wzniosłe stoją w milczeniu w bezbrzeżnej pustce w groźnej ciszy przerywanej chrzęstem spadającego lodu wysoka turnia niczym panna młoda w śnieżnym welonie zakończonym lodowymi soplami a u podnóża ślubny orszak zielone świerki bezlistne dęby i siwe brzozy odziane w śniegowe futerka halny na poszarpanych ostrych brzegach grani tańczy mendelsona srebrzyste płatki śniegu zaprasza do weselnego marsza fatrzański Mały Krywań A przy okazji polecam odżywki dla sportowców np. jak to http://www.body4you.pl/produkty/dyscypliny-sportu/odzywki-na-rzezbe/olimp-thermo-stim,2,1903. W górach szczupłym jest łatwiej. Z górskim pozdrowieniem Marcogor Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Wyprawa na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem i dalej

marcogor o gorach

Wyprawa na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem i dalej

Tatry to małe pasmo górskie. Chodząc tyle lat po nich co ja nadchodzi taki moment, że wszystkie szlaki są przedeptane. Pozostaje wtedy zdobywanie szczytów na dziko lub powtarzanie już zdobytych. Lubię powracać w piękne miejsca, ale zawsze staram się coś zmienić na trasie. Najważniejszą sprawą jest upływ czasu. Jeśli nie pamiętam już szczegółów poprzedniej wędrówki to znaczy się można tam powracać. Nie zawsze tak się da, bo nasze kochane Tatry można przedeptać w miesiąc. Dlatego często odwiedzam także inne góry, choć Taterki to miłość największa i pierwsza. Podobnie było w ostatni weekend, gdyż postanowiłem po dwunastu latach odwiedzić ponownie Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem. Nowością miało być wejście również na Mięguszowiecki Szczyt Czarny i to się udało. Miałem zamiar schodzić dodatkowo z przełęczy na stronę słowacką, starym, zamkniętym szlakiem, ale pogoda pokrzyżowała te plany.   Ponieważ prognozy na ostatnią niedzielę nie były zbyt optymistyczne, ale głód gór był wielki po urlopie nad morzem postanowiłem jechać w polskie Tatry nie tak wcześnie jak zawsze, bo pogoda miała się poprawiać z upływem dnia. Co zresztą się sprawdziło dokładnie. Mimo tego na parkingu na Palenicy Białczańskiej o godzinie ósmej rano było już mnóstwo aut, taki mamy aktualnie boom na Tatry i chyba modę na turystykę górską. Cena parkingu to nadal dwadzieścia złotych za dzień. Niestety prognozy sprawdzały się dokładnie i podczas dojścia z Palenicy drogą Oswalda Balzera nad Morskie Oko, cały czas towarzyszyła mojej ekipie, którą zebrałem jak zawsze, mżawka. Na tyle była ona uporczywa, że postanowiliśmy przeczekać trochę i przy okazji zjeść drugie śniadanie w pawilonie gastronomicznym we Włosienicy. Ciepła herbatka bardzo smakowała w ten zimny i wilgotny poranek. nasz cel- Mięguszowieckie Szczyty o poranku z Włosienicy Powoli się przejaśniało, więc jak tylko przestało padać ruszyliśmy dalej. Nad najpiękniejszym polskim, tatrzańskim stawem ludzi nie było jeszcze zbyt wielu, dlatego udało się wejść do schroniska i wypić poranną kawę z widokiem na zielone lustro wody. Nie śpieszyliśmy się wiedząc, że pogoda będzie coraz lepsza i kiedyś wyjdzie słońce. Na szczytach wciąż jeszcze przewalała się mgła i widoki były ograniczone. Poza tym zdawałem sobie sprawę, że wybieramy się na bardzo trudny i stromy szlak, więc wskazane było, żeby choć trochę obeschło. Na szlaku na MPpCh właściwie zawsze jest mokro i prawie przez cały rok można spotkać śnieg w Mięguszowieckim Kotle. Morskie Oko widziane znad Czarnostawiańskiej Siklawy Posileni i pełni energii wyruszyliśmy dopiero o dziesiątej w kierunku Czarnego Stawu pod Rysami. Dopiero wtedy wyjrzało na chwilę słońce. Niestety tylko na chwilę, bo zaraz po wejściu na zielony szlak prowadzący na przełęcz spowiła nas nieokiełznana mgła. I w takiej wilgotnej aurze mieliśmy podchodzić przez cały czas, z małymi wyjątkami, gdy pośród chmur ukazywały się nam niezwykłe widoki na okoliczne szczyty. Podejście na górę to według mnie najbardziej wymagający kondycyjnie i drugi po Orlej Perci najtrudniejszy technicznie szlak w Tatrach. Stromizna jest tam niemiłosierna, skała długimi fragmentami mokra, a we wspinaczce przez liczne kominki i strome skały tylko sporadycznie pomagają nieliczne klamry. I to jedyna „biżuteria” na tym szlaku. Trudności potęgują się dodatkowo przy schodzeniu po mokrej skale, gdzie przez cały czas należy uważać, żeby nie wyjechać bezpowrotnie. Średnie nachylenie tego znakowanego na zielono szlaku to 37 procent! Czarny Staw widziany z zielonego szlaku na przełęcz Zdecydowanie to nie jest szlak dla początkujących turystów, a raczej dla tych wytrawnych i doświadczonych. Wejście na sąsiednie Rysy, zabezpieczone 300- metrowym łańcuchem to pikuś przy wspinaczce na MPpCh. Trasa prowadzi od Czarnego Stawu do Bańdziocha (Mięguszowieckiego Kotła). Następnie szlak zdecydowanie zmienia swój charakter – wejście na wierzchołek Kazalnicy Mięguszowieckiej jest poprowadzone w skalnej scenerii. W jednym miejscu przechodzimy wąską, eksponowaną półkę skalną. Poza siedmioma stalowymi klamrami nie ma na nim innych dodatkowych ułatwień. Mimo obiektywnych trudności szybko dotarliśmy na Kazalnicę Mięguszowiecką, z najbardziej znaną ścianą taternicką w Polsce. Kazalnica to kulminacja bocznej, północno-wschodniej grani, wyrastającej z północnych stoków Mięguszowieckiego Szczytu Czarnego (po polskiej stronie). Podcięta jest północno-wschodnią ścianą, jedną z najbardziej okazałych w Tatrach i mającą kluczowe znaczenie dla historii polskiego taternictwa. Drogi wspinaczkowe poprowadzone w głównym spiętrzeniu tzw. Lewego Filara ściany (zwanego też Filarem Kazalnicy) oraz lewą częścią ściany należą do najtrudniejszych w Tatrach. Kazalnica Mięguszowiecka widziana z góry Dla nas znaczenie miało to, że między chmurami znowu mielismy widoki na sąsiednie szczyty, na czele z Rysami, Wysoką, czy Niżnymi Rysami. Panoramy gór w otoczeniu bezkresnych chmur i skrawków błękitnego nieba należą do wyjątkowych. Ale to możecie zobaczyć i ocenić oglądając galerią zdjęć z wyprawy. Dalsza wędrówka już na przełęcz była znacznie łatwiejsza. nawet słynna ścieżka nad urwiskami Bandziocha nie była taka straszna. Mowa o przejściu przez krótki odcinek grani i później trochę dłuższy trawers ściany Mięguszowieckiego Szczytu Czarnego tzw. Galeryjką. To przejście miejscami wąskie i eksponowane. Szlak w swojej historii pochłonął ponad 30 ofiar śmiertelnych. Sam byłem świadkiem jak jedna turystka wycofała się właśnie przed ową Galeryjka i nie chciała skorzystać nawet z oferty pomocy przy przejściu! Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem w otoczeniu słowackich szczytów Sama przełęcz leży na wysokości 2307 m n.p.m., pomiędzy Mięguszowieckimi Szczytami – Czarnym i Pośrednim. Nazwa przełęczy pochodzi od widocznej z daleka (np. znad Morskiego Oka), charakterystycznej samotnej, sterczącej turni na wschodnim zboczu przełęczy o wysokości 15 m zwanej Chłopkiem. Ścieżka nie przechodzi przez najniższy punkt siodła, lecz nieco na południowy wschód od niego. Dopiero tutaj zostaliśmy w pełni nagrodzeni za trud wspinaczki, ponieważ otworzyły się dla nas kapitalne widoki na słowacką stronę Tatr Wysokich. Genialnie prezentuje się z tego miejsca Koprowy Wierch, grań Baszt z Szatanem, Kopy Liptowskie oraz oczywiście Rysy i jego otoczenie. Najcudowniejsze są jednak położone w dole Hińczowe Stawy. Leżące w Dolinie Hińczowej, bocznym odgałęzieniu Doliny Mięguszowieckiej prezentują się cudnie zwłaszcza z góry. Hińczowe Stawy Tu znajduje się największy i najgłębszy staw słowackiej części Tatr – Wielki Staw Hińczowy (Veľké Hincovo pleso) ( ok. 20,1 ha i 53,7 m głębokości), z którego wypływa Hińczowy Potok. Poniżej Hlińskiej Przełęczy znajduje się Mały Staw Hińczowy. Poza tym w dolinie położone są także niewielkie, okresowo wysychające Hińczowe Oka. Wspaniale odbijały się promienie słońca w lustrze olbrzymiego stawu u podnóży nas. Niestety nie można w życiu mieć wszystkiego i tak widoków na polskie stawy nie mieliśmy. Za to dzięki takiej aurze, gdzie chmury stały na głównej, granicznej grani Tatr, a promienie słońca załamywały się na kroplach rosy, udało nam się zobaczyć kilka Widm Brockenu, co nie zdarza się często. małe Widmo Brockenu widziane z przełęczy Widmo Brockenu, czyli mamidło górskie to rzadkie zjawisko optyczne spotykane w górach, polegające na zaobserwowaniu własnego cienia na chmurze znajdującej się poniżej obserwatora. Zdarza się, że cień obserwatora otoczony jest tęczową obwódką zwaną glorią. Zjawisko obserwowane jest najczęściej w wyższych górach w warunkach, gdy obserwator znajduje się na linii pomiędzy Słońcem a mgłą, która położona poniżej obserwatora rozprasza i odgrywa rolę ekranu. Zjawisko obserwowane w górach daje ponadto efekt pozornego powiększenia cienia obserwatora – projekcja naturalnej wielkości cienia obserwatora na tle oddalonych gór sprawia, iż wydaje się on powiększony. Wśród taterników istnieje przesąd mówiący, że człowiek, który zobaczył widmo Brockenu, umrze w górach. Wymyślił go w 1925 roku i spopularyzował Jan Alfred Szczepański. Ujrzenie zjawiska po raz trzeci „odczynia urok”, co więcej – szczęśliwiec może się czuć w górach bezpieczny po wsze czasy. Oby w moim przypadku to podziałało, bo już zaliczyłem wymaganą ilość zjawiska Brockenu. słynny „Chłopek” na przełęczy Po dłuższym odpoczynku przystąpilismy do realizacji kolejnego punktu programu, czyli wejścia na Mięguszowiecki Szczyt Czarny. Ułatwiło nam to bardzo dobre wykopczykowanie nieznakowanej drogi na szczyt. Początkowo prowadzi ona trawersem po słowackiej stronie.  Z przełęczy idziemy ku pd.-wsch. (w lewo) poziomo zboczem po stronie Doliny Mięguszowieckiej, wśród rumowisk i półek skalnych poprzez kilka skalnych grzęd aż do wybitnej, szerokiej, piarżystej rynny, idącej wprost w górę ku grani. Przekraczamy ją i zygzakiem po stromych skałach przetykanych trawkami wychodzimy na grzbiet żebra ograniczającego rynnę z prawej strony. Potem kierujemy się w górę tym żebrem aż na pn.-zach. grań, którą idąc w prawo szerokim utworzonym z bloków grzbietem, w kilka minut dostajemy się na wierzchołek.  Mięguszowiecki Szczyt Czarny jest najbardziej wysuniętym na wschód z grupy trzech Mięguszowieckich Szczytów. na szczycie Mięgusza Czarnego Ciężko zabłądzić, bo co kilka metrów spotykamy kopczyki. Wejście, a zwłaszcza zejście wcale nie jest takie lekkie, więc nie polecam niedoświadczonym turystom! Mimo iż skala trudności to „ 0+”, czyli łatwo. Wejście zajmuje około 30 minut. Szczęście nasze było wielkie ze zdobycia kolejnego szczytu Tatr, mimo, że widoki na polską stronę nadal były ograniczone. Po sesji zdjęciowej rozpoczęliśmy odwrót na przełęcz i dalej szlakiem nad Morskie Oko, czyli do największego jeziora w Tatrach. Każdy zna to miejsce i powraca zapewne tutaj nie raz. Staw ma powierzchnię 34,93 ha, długość 862 m, szerokość 568 m. Zejście po mokrych wciąż skałach było jeszcze trudniejsze niż wejście. Trzeba było ogromnie uważać, żeby się nie pośliznąć. Na pocieszenie, bo moje nogi dostały taki wycisk jak rzadko kiedy, pogoda się w końcu wyklarowała i mogłem przy schodzeniu podziwiać nasze niesamowicie piękne stawy wraz z ich górskim otoczeniem. Szczególnie wspaniale prezentowała się z góry kaskadowa Czarnostawiańska Siklawa, zapewne po ostatnich obfitych opadach deszczu potężna i rycząca. Czarnostawiańska Siklawa Po dojściu do Czarnego Stawu w końcu emocje po przygodach jakich mało opadły i  musiałem dłużej odpocząc, bo nogi wchodziły mi…no wiecie gdzie! Ponad miesięczny rozbrat z górami i kondycja spadła o połowę… Czarny Staw to najdalej na południe wysunięte jezioro polski. Cienie rzucane przez szczyty oraz występująca w wodzie sinica Pleurocapsa polonica nadają jezioru ciemny, nieomal czarny kolor, co ma swoje odzwierciedlenie w jego nazwie. Jezioro zamknięte jest wyraźnym progiem skalnym, zbudowanym z mocno wygładzonych przez egzarację skał. Nimi spadają niewielkimi kaskadami wody Czarnego Stawu wpadające do Morskiego Oka, gdzie wkrótce się znalazłem, gdy nabrałem sił na powrót na parking. Po drodze odwiedziłem kapliczkę Matki Boskiej Szczęśliwych Powrotów nad brzegiem jeziora, żeby podziękować za bezpieczny powrót z tego trudnego szlaku. cudnie położone schronisko PTTK nad Morskim Okiem W końcu po raz kolejny odwiedziłem wyjątkowe z racji swego położenia schronisko nad Morskim Okiem.  Nazwa „Morskie Oko” jest tłumaczeniem z języka niemieckiego. Wcześniejszą, używaną przez górali nazwą, jest Biały Staw. Odnotowana została ona już w 1650 roku. Morskie Oko nazywano także Rybim Stawem, gdyż należy do nielicznych zarybionych w sposób naturalny jezior tatrzańskich. Na morenie zamykającej jezioro od północy stoi schronisko PTTK. Położone na wysokości 1405 m n.p.m. należy do najstarszych i najpiękniejszych schronisk tatrzańskich. Nazwane zostało imieniem Stanisława Staszica, który w roku 1805 badał jezioro. Obok, przy końcu drogi, po lewej stronie znajduje się stare schronisko, które pierwotnie było wozownią. Morskie Oko zostało uznane przez dziennikarzy The Wall Street Journal za jedno z pięciu najpiękniejszych jezior świata! panorama z Mięgusza Czarnego w kierunku Koprowego Wierchu i Mięguszy z prawej, foto by Ela.S Wokół jeziora rośnie kosodrzewina, a w niej okazałe limby, które tutaj łatwo odróżnić w otoczeniu. Dla turystyki Morskie Oko zostało odkryte już na początku XIX wieku. Pierwsze schronisko, które zostało zbudowane w 1836 r., spłonęło w 1865 r. Kolejne, z 1874 r., które w 1898 r. również spłonęło, pierwotnie służyło za wozownię. W 1902 r. została ukończona droga z Zakopanego – Droga Oswalda Balzera. I tym znienawidzonym przez wielu  z nas asfaltem wróciłem do samochodu, czyli zakończyłem ostatecznie swoją dzisiejszą przygodę. Oczywiście, jak zawsze pogoda na wieczór zrobiła się najlepsza. Wy też tak macie, że aż czasem żal wyjeżdżać? Dotarłem na parking na polanie położonej w Dolinie Białki na wysokości ok. 990 m n.p.m. już po dwudziestej. słynna Galeryjka poniżej MPpCH Parkować tu może do 850 samochodów, często jednak nie wszyscy chętni mieszczą się, muszą więc zostawiać auta wzdłuż drogi lub nawet po stronie słowackiej. Na Palenicy Białczańskiej mieści się najliczniej uczęszczane wejście do Tatrzańskiego Parku Narodowego: w 2005 r. weszło tędy 623 500 osób, czyli 31,5% wszystkich turystów w TPN. Ja ze swoją ekipą przeszliśmy tego dnia 28 km, robiąc ponad 1500 m przewyższenia. Długo nie zapomnę tej wyrypy! Dziękuję współtowarzyszom wędrówki za wspólne łazikowanie. Na koniec jak zawsze zapraszam do obejrzenia fotorelacji z wypadu. A tu znajdziecie graficzny opis wyprawy. Z górskim pozdrowieniem. Marcogor [See image gallery at marekowczarz.pl] Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Uwielbiam wędrówki szczytami

marcogor o gorach

Uwielbiam wędrówki szczytami

Wobec potęgi gór prościej odkrywa się siebie, a przynajmniej to, że większość granic i lęków to tylko ułomność naszego umysłu, poza którą zaczyna się wolność…”   Jacek Teler mokre otoczenie Czarnego Stawu pod Rysami i podeszczowe mgiełki Dzisiaj jeszcze z Wami, jutro w góry jadę. Urlop swój zaczynam, wielką eskapadę. Uwielbiam wędrówki , naszych Tatr szlakami. Nogi będą chodzić, sercem będę z Wami. Zamieszkam w bacówce z widokiem na góry. Będę patrzył na szczyty, nie na miejskie mury. Przywitam strumyki, dotknę rannej rosy. Szlaki górskie zdepczę, jak ten Antek bosy. Chcę podziwiać piękno, dotykać Stworzenia. Mieć chwile zadumy, zatrzymać zmartwienia. Ukoić swe nerwy, nabrać w dłonie siły. A wtedy dzień każdy będzie bardzo miły. A zatem moi drodzy, uśmiechów tysiące Kolorów na niebie, jak kwiatów na łące. Nie martwię się bardzo, bo mam swe marzenia. Tak jak jadę, tak wrócę – a więc – do usłyszenia! Niżnie Rysy, Rysy i Vysoka widziane z Kazalnicy A przy okazji, kto wybiera się w odleglejsze góry, za granicą kraju, może skorzystać z parkingu przy lotnisku Warszawa – Modlin, o tutaj  http://modlinparking.pl/o-firmie/. Z górskim pozdrowieniem Marcogor Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Na Smreku – kulminacji czeskiej części Gór Izerskich oraz w Bobrowych Skałach

marcogor o gorach

Na Smreku – kulminacji czeskiej części Gór Izerskich oraz w Bobrowych Skałach

Będąc pierwszy raz w Górach Izerskich odwiedziłem cudną Halę Izerską oraz zdobyłem ich najwyższy szczyt Wysoką Kopę. Podczas drugiego pobytu postanowiłem zdobyć kulminację czeskiej części tych gór – Smreka o wysokości 1124 m. Leży on na zachodnim krańcu Wysokiego Grzbietu. Ma dwa wierzchołki oddzielone ledwo zauważalną przełączką. Niższy wierzchołek 1123 m n.p.m. leży na granicy polsko-czeskiej, w jego pobliżu do 21 grudnia 2007 roku znajdowało się turystyczne przejście graniczne Smrk – Stóg Izerski. Drugi wierzchołek 1124 m n.p.m. (smrk po czesku to świerk) leży po stronie czeskiej. W pobliżu szczytu stoi 20-metrowa, zbudowana w latach 2001-2003 (w miejsce starej z 1892) wieża widokowa, z której – przy dobrej widoczności – roztacza się rozległa panorama na Góry Łużyckie i czeską część Gór Izerskich (na południu i zachodzie), Pogórze Izerskie (na północy), polską część Gór Izerskich i Karkonosze (na wschodzie). Na Smreku znajduje się także pomnik Theodora Körnera z 1909 r., upamiętniający pobyt niemieckiego poety na szczycie w 1809 r. Wycieczkę na szczyt rozpocząłem w Świeradowie-Zdroju. Uzdrowisko to jest typowo turystyczną miejscowością nastawioną głównie na kuracjuszy i narciarzy. Jest tu dobrze rozwinięta baza noclegowo-hotelowa. W mieście znajduje się bogata oferta organizowanych corocznie imprez kulturalno-rozrywkowych. Na północnym zboczu Stogu Izerskiego działa Ośrodek Ski & Sun Świeradów-Zdrój z całoroczną koleją gondolową o długości 2172 m i trasą narciarską/downhillową o długości 2500 m. Tutaj zaczyna się także, ciągnący się przez całe Sudety – Główny Szlak Sudecki im. Mieczysława Orłowicza. Wychodzą też trasy w stronę: Szklarskiej Poręby i Karkonoszy; Karłowa i Gór Stołowych. Coraz bardziej mi się marzy przejście właśnie tego długodystansowego szlaku oraz GSB jako takie ukoronowanie mojej górskiej działalności. pijalnia wód w Domu Zdrojowym w Świeradowie Zdroju Świeradów-Zdrój to również unikatowy, podgórski klimat, sieć szlaków turystycznych i rowerowych, zasoby naturalnych surowców leczniczych: wody mineralne, wody radonowe, złoża borowiny umożliwiające leczenie chorób reumatycznych i narządów ruchu, które przyciągają turystów i kuracjuszy od XVII wieku. Dlatego nazywane jest perłą uzdrowisk dolnośląskich. O wyjątkowości tego uzdrowiska stanowią: najdłuższa na Dolnym Śląsku hala spacerowa, egzotyczna roślinność, promenada spacerowa, tarasy, sztuczna grota oraz galeria widokowa na wieży z zegarem. Pospacerowałem trochę po mieście, żeby zobaczyć te cuda, by w końcu ruszyć zielonym szlakiem w stronę zaplanowanego szczytu. Trasa na Smreka prowadzi właściwie szeroką drogą rowerową, która dopiero w partiach szczytowych przechodzi w równie wygodny chodnik. Nazwano to Drogą Zofii ( Sophieweg ). Przełęcz Łącznik i Droga Zofii Siodło przełęczy, które wkrótce osiągnąłem stanowi wododział między zlewiskami Morza Bałtyckiego i Północnego. Na przełęczy zwanej Łącznik znajduje się węzeł szlaków turystycznych, tablice informacyjne, miejsce odpoczynku (ławki) oraz głaz z wyrytym napisem Sophieweg. Z przełęczy moja ścieżka skręciła najpierw w stronę granicznego wierzchołka, a potem na najwyższą czeską kulminację. Po drodze minąłem wiatę turystyczną, by obok pomnika niemieckego poety Theodora Körnera dojść do kolejnego rozdroża wielu tras spacerowych i dotrzeć na główny wierzchołek Smreka. Spotkałem tutaj tłum ludzi, ale tego się spodziewałem, gdyż mijałem po drodze całe wycieczki autokarowe turystów. To miejsce popularne, a przyciąga te rzesze wieża widokowa. Jest ona jedną z najnowszych tego typu konstrukcji w Sudetach. Przed wojną istniała tu drewniana wieża. Obok wieży wybudowano wtedy małą drewnianą chatkę, w której sprzedawano posiłki dla turystów. Służyła także jako mieszkanie dla opiekuna wieży. W 1932 na jej miejscu wzniesiono schronisko (Baude auf der Tafelfichte). Wieża cieszyła się dużym powodzeniem – w ciągu roku odwiedzało ją nawet i 18 tysięcy turystów. wieża widokowa na Smreku, fotografia z wnętrza wieży Po drugiej wojnie stara wieża zawaliła się, a nową wybudowano dopiero w 2003 r. Bardzo spodobał mi się jej wystrój wewnątrz budynku, przypominający stare czasy. Na dole bowiem jest duże pomieszczenie, które może służyć jako jadalnia, albo dać schronienie sporej liczbie osób. Z wielkim zaciekawieniem oglądałem zwłaszcza stare zdjęcia na ścianach, m.in z budowy wieży. Piękne też wiszą tam fotki z panoramami ze szczytu o różnych porach roku. Tym bardziej mnie one zaciekawiły, że ja widoków z wieży nie miałem prawie żadnych! Po raz kolejny Izery nie okazały się dla mnie łaskawe… Pisałem na początku, jak interesujące mogą być tu panoramy, jednak znowu nie dla mnie. Po kilku pamiątkowych fotkach nie pozostało mi nic innego, jak wyruszyć w dalszą trasę. czeski wierzchołek Smreka- 1124 m, fotografia z wnętrza wieży Postanowiłem odwiedzić ponownie schronisko na Stogu Izerskim, licząc przy tym, że widoki będę miał stamtąd lepsze niż rok wcześniej. Przejaśniło się trochę, wiatr przewiał chmury i jak się okazało po dojściu do celu pogoda była tym razem łaskawsza. Nazwa Stóg Izerski formalnie dotyczy tylko osady zlokalizowanej w miejscu schroniska. Sam szczyt, czyli Stóg położony na zachodnim krańcu Wysokiego Grzbietu jest obecnie niedostępny. Kiedyś stała tam konkurencyjna dla czeskiej wieża widokowa, jednak w 2000 r. została rozebrana z powodu złego stanu technicznego. Teraz stoi tam maszt telekomunikacyjny. Minąłem więc szczyt i dotarłem do schroniska. Tutaj znowu czekały na mnie tłumy turystów, które wywiozła kolejka gondolowa. Dzięki niej na północnym zboczu Stogu działa Ośrodek Ski & Sun Świeradów-Zdrój. Wszyscy podziwiali coraz to lepsze panoramy okolic, z uzdrowiskiem w dole. Wypiłem kawkę, porobiłem fotki i postanowiłem schodzić w dół, czerwonym szlakiem, jak biegnie początkowa część GSS. wnętrze hali spacerowej w pijalni wody w Świeradowie Zdroju Jako ciekawostkę jeszcze dodam, że na południowych zboczach z wielu drobnych strumyków bierze początek jedna z największych czeskich rzek – Izera (czes. Jizera). Tak dotarłem znowu na parking, gdzie rozpoczęła sie moja wędrówka. To był krótki spacer, dlatego pozwiedzałem jeszcze miasto, podelektowałem się uroczym parkiem zdrojowym, ale największe wrażenie zrobiła na mnie najdłuższa na Dolnym Śląsku hala spacerowa z pijalnią wody. Tak zakończyło się moje drugie spotkanie z Izerami. Te góry zwane też sudeckimi Bieszczadami mają coś w sobie i zapewne tu jeszcze powrócę. Oby w lepszej pogodzie. Mi pozostało tylko dojechać autkiem do Karpacza, a konkretnie na nocleg w http://hotelgreno.pl/. Jednak jako, że pogoda zaczęła się robić coraz lepsza skusiłem się na jeszcze jeden krótki spacer. panorama zach. częsci Karkonoszy ze skałek W tym celu w miejscowości Piechowice skręciłem na Kopaniec i dojechałem w pobliże Bobrowych Skał, które zaciekawiły mnie swoim opisem w przewodniku sudeckim. Po kwadransie marszu już byłem u ich stóp. To granitognejsowe skały na północno-wschodnim stoku góry Ciemniak, we wschodniej części Kamienickiego Grzbietu. Od północnej strony ściana skalna ma około 25-30 m wysokości. Na szczycie znajduje się dobry punkt widokowy na Karkonosze oraz Kotlinę Jeleniogórską i w oddali Rudawy Janowickie. Na szczyt skałek prowadzą metalowe schodki, są też na górze barierki ochronne, ale wszystko w złym stanie technicznym, więc wejście na skały jest oficjalnie zamknięte, co nie znaczy, że nie można tam wejść na własne ryzyko. W pobliżu w latach 30. XX w. mieściła się tu popularna restauracja i wieża widokowa, dziś pozostały tylko resztki fundamentów. To był ostateczny koniec mego zwiedzania na ten dzień. Na koniec zapraszam do obejrzenia fotorelacji z wycieczki. Z górskim pozdrowieniem Marcogor

Ołtarz gór

marcogor o gorach

Ołtarz gór

„Ja akurat marzenia górskie mam pod powiekami, to jest mój oddech, moje życie.” — Wojciech Kurtyka Ołtarz gór wywyższony krzyżem nad Giewontem ponad naszej Ojczyzny wysokim gotykiem Panie! Ty przecież jesteś skałą i strumieniem bądź pochwalony myślą…słowem…i dotykiem… halny w chorągwiach świerków szumi jak organy wysoko biały obrus na perciach… na graniach… idę Panie ku Tobie stromym szlakiem lęku proszę byś mnie w zwątpieniu swą mocą osłaniał ołtarz Tatr wywyższony – żlebu dzwonek woła popatrz na mgłę i słońce…i cud zachwycenia i tę chwilę co bywa jak dotknięcie Boga gdy spotykasz Go w górach w chwili przemienienia… Starorobociański Wierch widziany z podejścia na Bystrą, foto by wiktorbubniak.pl A przy okazji, kto z braci turystycznej ma problemy zdrowotne spowodowane błędami medycznymi może skorzystać z usług tej firmy, http://www.polisolokaty.com/ , oferującą kompleksową obsługę prawną. Z górskim pozdrowieniem Marcogor

W Masywie Ślęży, czyli odkrywanie legendy

marcogor o gorach

W Masywie Ślęży, czyli odkrywanie legendy

Jednym z moich celów w czasie urlopu w Sudetach był Masyw Ślęży. Najwyższy szczyt  Ślęża należy do Korony Gór Polski, ale poza tym kryje w sobie mnóstwo tajemnic. To jedna z najbardziej niezwykłych gór w Polsce, najbardziej na północ wysunięty fragment Przedgórza Sudeckiego, zaraz za Równiną Świdnicką i Wzgórzami Strzegomskimi. Masyw przewyższa otaczające go równiny o ponad 500 metrów, stąd wydaje się niezwykle monumentalny. Przy dobrej widoczności widoczny jest ze Wzgórz Trzebnickich, a także ze Śnieżnych Kotłów, Śnieżki i Śnieżnika. Masyw Ślęży znajduje się 34 km na południowy zachód od Wrocławia i jest dobrze widoczny z autostrady, którą jechałem na urlop. Nazwa góry pochodzi od staropolskiego ślęg – mokry, wilgotny. Szczyty masywu otrzymują średnio o 150 mm opadów rocznie więcej niż równiny. Wyraźnie więcej jest tu burz, mgieł i silnych wiatrów. W roku 1988 dla ochrony walorów przyrodniczych i krajobrazowych Masywu Ślęży stworzono Ślężański Park Krajobrazowy. Teren Masywu Ślęży jest stosunkowo dobrze zagospodarowany pod względem turystycznym. Istnieje wiele wyznaczonych i oznakowanych pieszych szlaków turystycznych, w tym dwa szlaki archeologiczne (oznakowane stylizowanymi niedźwiedziami ślężańskimi). Wyznaczona jest także ścieżka rowerowa. Z tego powodu Masyw Ślęży wraz ze swoimi osobliwościami, zabytkami, warunkami przyrodniczymi oraz bogatą historią sięgającą czasów prehistorycznych jest bardzo licznie odwiedzany przez turystów. Ja w celu eksploracji tego terenu dojechałem do Sobótki, jednego z najstarszych polskich miast osadzonych na prawie niemieckim, które prawa miejskie uzyskało w 1221 roku. Nie w głowie mi było jednak zwiedzanie miasta. Dojeżdżając tu wieczorową porą chciałem tylko dotrzeć do Domu Turysty PTTK  „Pod Wieżycą” – dawnego schroniska położonego  na przełęczy pod Wieżycą (zwanej też Kamiennym Siodłem). Nazwa ta wywodziła się od wychodni skalistego podłoża wychodzącego w wielu miejscach przełęczy na powierzchnię. Dom Turysty „pod Wieżycą” w Sobótce Przełęcz stanowi węzeł szlaków turystycznych i oznakowanych tras rowerowych. Od strony wschodniego podejścia do przełęczy prowadzi droga z Sobótki, którą właśnie dojechałem tutaj na nocleg. Natomiast na zachodnim podejściu do przełęczy położony jest owalny prehistoryczny kamieniołom. Poniżej schroniska zlokalizowany jest duży parking. Początki schroniska sięgają 1927 – ruch turystyczny był w tym okresie tak duży, że schronisko na Ślęży nie było w stanie przyjąć wszystkich potrzebujących noclegu. Podjęto wówczas decyzję o budowie nowego schroniska na przełęczy pod Wieżycą. Warunki noclegowe są tu bardzo przyjemne, pokoje różnorodne, a dwie sale restauracyjne i ogródek barowy przed budynkiem pozwalają miło spędzić wieczór. kultowe rzeźby przy szlaku na Ślężę ogrodzone przed -wandalami – Dzik i Panna z rybą Po spokojnej nocy skoro świt udałem się żółtym szlakiem w kierunku szczytu Ślęży. Szlak jest bardzo szeroki i wygodny, rozdeptany przez rzesze turystów. Po drodze nie brakuje wiat turystycznych, zobaczyć też możemy kultowe posągi Dzika i Panny z rybą. Pierwszą moją zdobyczą był wierzchołek Wieżycy- wyraźna kulminacja w krótkim, północnym ramieniu Ślęży. Obecna nazwa pochodzi od masywnej kamiennej wieży widokowej o wysokości 15 m, zbudowanej na szczycie w latach 1905–1907. Za to pod szczytem Wieżycy na północ i wschód od niego zachowały się słabo rozpoznawalne fragmenty prehistorycznych wałów kultowych z czasów celtyckich. Stojąca na samym szczycie wieża Bismarcka służy obecnie jako wieża widokowa. Niestety nie miałem szczęścia, gdyż była nieczynna! Czynna jest tylko w weekendy od 10 do 16, poza tym na zamówienie dla grup! Granitowa wieża jest jedną ze 172 zachowanych na całym świecie wież Bismarcka. widokowa wieża Bismarcka na Wieżycy Nie pozostało mi nic innego tylko ruszyć dalej. Droga na Ślężę to krótki marsz łagodnym zboczem, więc szybko dotarłem na górę. Już w 1108 roku nazwana na mapie – in monte Silencii (tłum. Góra Milczenia).  Od nazwy góry powstała nazwa plemienia Ślężan, a później Śląska. Góra była od bardzo dawna mocno eksploatowana górniczo, z racji posiadania złóż wielu minerałow. Góra stanowiła ośrodek pogańskiego kultu solarnego miejscowych plemion – jego początki sięgają epoki brązu, a upadek przypada na początki chrystianizacji tych obszarów w X i XI w. Rozkwit sanktuarium związany jest z osadnictwem celtyckich Bojów. Na szczycie góry odnaleziono fragmenty kamiennych wałów, o szerokości ok. 12 m, układanych z odłamków kamieni, oraz zagadkowe posągi z charakterystycznym symbolem ukośnego krzyża. Jeszcze więcej legendy przysparzają Ślęży starożytne rzeźby kultowe.  Najbardziej znane to tzw. Grzyb (prawdopodobnie dolna część ludzkiej postaci – w Sobótce), Mnich (u stóp góry), Panna z rybą i Dzik (przy drodze na szczyt) oraz Niedźwiedź (na szczycie góry). Ciekawe jest też starodawne ogrodzenie z murem oporowym. kultowa rzeźba Niedzwiadka na szczycie Ślęży Szczyt jest dobrze zagospodarowany ze względu na na bliskość Wrocławia (30 km), Świdnicy (17 km) i Dzierżoniowa (17 km), a co za tym idzie rozwiniętej turystyki weekendowej i świątecznej. Masyw i jego okolice pokryte są dość gęstą siecią szlaków turystycznych. Istnieją dwie ścieżki archeologiczne oznaczone symbolem ślężańskiego niedźwiedzia i szlaki rowerowe. Na szczycie stoi telekomunikacyjna stacja przekaźnikowa z masztem o wysokości 136 m, Dom Turysty PTTK im. Romana Zmorskiego, kościół pw. Najświętszej Marii Panny, słabo widoczne ruiny zamku i dwunastometrowa wieża widokowa z początku XX w., z której rozciąga się panorama Niziny Śląskiej z pobliskim Jeziorem Mietkowskim i nieco odleglejszym Wrocławiem oraz Sudetów (zwłaszcza Gór Sowich). W czasie mego pobytu dookoła zalegała mgła, miałem więc morze mgieł u stóp, ale prawie zero widoków. Skupiłem się więc na najbliższej okolicy. kościół filialny Nawiedzenia Najświętszej Maryi Panny z l. 1851-52 na Ślęży Kościół też był w remoncie, ale udało mi się wejść na wieżę widokową i coś tam zobaczyć ponad chmurami. Budynek powstał w drugiej połowie XVI w. w miejscu dawnego rycerskiego zamku. Po wielu perturbacjach obecnie trwają prace nad przywróceniem historycznych i sakralnych walorów tego miejsca. Po zwiedzeniu całej góry udałem się na posiłek do Domu Turysty PTTK na Ślęży, dawnego schroniska wybudowanego w 1908 r. Do dziś zachowało ono historyczny wygląd, m.in. piękną Salę Rycerską. Obecnie obiekt boryka się z brakiem bieżącej wody i w związku z tym nie udziela noclegów i prowadzi tylko działalność gastronomiczną. Posilony udałem się w kierunku wieży widokowej, stojącej nieco na uboczu, przy niebieskim szlaku. widok z wieży kościelnej na Dom Turysty PTTK im. Romana Zmorskiego, z 1908 r. i morze mgieł Niestety dwunastometrowa wieża widokowa z początku XX w., z której rozciąga się panorama Niziny Śląskiej była także w remoncie! Jak pech to pech, ten dzień nie był mi jakoś przychylny… Obszedłem się więc smakiem i ruszyłem dalej szlakiem przez ciekawe formacje skalne w stronę Przełęczy Tąpadła. To był bardzo miły, bardziej trudny technicznie odcinek szlaku, ale nie trwał zbyt długo, bo niepostrzeżenie doszedłem na siodło przełęczy. Przechodzi przez nią szosa ze Świdnicy do Sobótki. Na przełęczy znajdują się parking, leśniczówka, ośrodek wczasowy, bufet oraz węzeł szlaków turystycznych. Podobnie jak i Ślęża, przełęcz jest popularnym celem weekendowych wycieczek mieszkańców Wrocławia i okolic. Szczególnie popularna jest wśród rowerzystów. Dojeżdżają tu nawet kursowe autobusy z Wrocławia. Z tego miejsca postanowiłem zawrócić do mej bazy w Sobótce czarnym szlakiem, który okrążał Masyw Ślęży. Czekały na mnie kolejne pasma sudeckie, więc nie miałem czasu na penetrowanie niższych kulminacji masywu, jak Radunia, czy Czernica. miejsce biwakowania na Przełęczy Tąpadła Tym sposobem wróciłem do schroniska na Przełęczy pod Wieżycą, gdzie czekało me autko gotowe do dalszej drogi. Przy okazji odkryłem w Sobótce ciekawostkę kolarską, czyli Aleje Sław Kolarstwa, gdzie na kilkunastu głazach upamiętniono największe gwiazdy polskiego peletonu. Wszystko to zobaczycie przy ulicy Armii Krajowej prowadzącej z centrum miasta do domu turysty. Tutaj również odnalazłem kolejną kultową rzeźbę, czyli „Grzyba”. To był koniec mej krótkiej wycieczki, następne przygody czekały przecież. Przekonałem się jednak, że wspaniale ukształtowany teren pozwala na niewielkim stosunkowo obszarze podziwiać wiele pięknych krajobrazów. Tutaj możecie mieć okazję do obcowania z unikatowymi rzeźbami kultowymi, czy innymi pamiątkami jakże bujnej historii tej góry. Jeśli zboczycie z utartych szlaków i zawędrujecie na tajemnicze uroczyska, odkryjecie inny wymiar, świat mocy tajemnych, niezbadanych, wręcz legendarnych. Dlatego polecam każdemu to miejsce jako obowiązkowy punkt na drodze każdego turysty, nie tylko górskiego. remontowana wieża widokowa na szczycie Ślęży   Ślęża jest miejscem niezwykłym, będącym kolebką całego Śląska. Jej pradawna nazwa z czasem stała się imieniem całej śląskiej krainy, dlatego warto ją odwiedzic! Na koniec zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z wypadu, a także polecam inne opowieści z cyklu sudeckich wędrówek, jak te, czy inne. Mi pozostało tego dnia tylko dojechać na następny nocleg w http://kwaterydlafirm.pl/pokoje/pokoje-do-wynajecia, skąd miałem rano atakować kolejny sudecki cel. Z górskim pozdrowieniem Marcogor   

Mój pierwszy chorwacki szczyt – na Orlicy

marcogor o gorach

Mój pierwszy chorwacki szczyt – na Orlicy

Będąc w tym roku na Chorwacji od początku było pewne, że nie wytrzymam cały czas na plaży, biernie odpoczywając. Góry, które tam  widoczne były nawet znad morza pociągały mnie swoim powabem, a niektóre z nich wprost wchodziły pod morskie fale. Napatrzywszy się na nie z dołu, postanowiłem pochodzić po nich i zobaczyć panoramy, także otwartego morza z jakiegoś szczytu. Zwiedzając okolice zauważyłem, że rośnie tam zupełnie inna roślinność niż w polskich górach – śródziemnomorska i nie ma typowych dla Polski pięter roślinności. Próbując dostać się na niewielkie wzgórze Kremik, co opisałem tutaj przekonałem się, że te krzewy, niskie drzewka, a nawet suche trawy są bardzo ostre, a kontakt z nimi grozi czasami otarciami, albo zadrapaniami. Dlatego za swój cel wybrałem górę, na wierzchołku której stały widoczne z daleka metalowe wiatraki. Słusznie się domyślałem, że musi prowadzić tam droga. Obczaiłem trasę i wyruszyłem na swój pierwszy chorwacki szczyt z miejscowości Grebastica, a konkretnie z przysiółka Baselovici, gdzie zostawiłem samochód. początek trasy i mały placyk parkingowy Grebaštica jest małą malowniczą miejscowością, położoną w odległości 15 km od Šibenika, w zatoce w pobliżu półwyspu Oštrica. Od północnej strony otaczają ją właśnie półwysep Oštrica, a od południowej wyspa Tmara. W Grebašticy znajdują się żwirowe plaże i typowa śródziemnomorska roślinność. Pierwsze wzmianki o miejscowości pochodzą z 1298 roku i występuje w nich pod nazwą „Grebac”. Ruiny rzymskich budowli, a także kamienne wieka rzymskich sarkofagów znalezione na miejscowym cmentarzu, obok kościołów świętego Piotra i Najświętszej Maryi Panny, nie pozostawiają wątpliwosci iż była niegdyś rzymską wioską. Z tego to miejsca wyruszyłem na górę wzdłuż kamienistej drogi, którą wcześniej zauważyłem, jako prowadzącą na pasmo Orlice. Tam zamierzałem dotrzeć, na zawrotną wysokość 509 m. Nowe dla mnie pejzaże, zupełnie odmienne niż u nas oraz widoki na piękne morze gwarantowały radość z wędrówki. Krajobrazy inne, ale bardzo ładne powodowały, że z zaciekawieniem pokonywałem każdy krok. Bacznie jednak zważałem przy tym na drogę, żeby nie poranić sobie gołych nóg. Z czasem droga zamieniła się w wąską dróżkę i doprowadziła mnie na przełęcz, gdzie i ona zaginęła wśród bujnych traw i przeróżnego zielska. mój pierwszy chorwacki szczyt w paśmie Skarbce Osiągnąłem już pewną wysokość, a widoki dookoła były bardzo ciekawe, ale to zobaczycie sami na zdjęciach. Szybko odnalazłem ścieżkę, która prowadziła na pierwszy wierzchołek tego nadmorskiego pasma. Więc jednak ktoś tutaj chodził, choć po pierwszych spacerach na Kremiku myślałem, że chorwackich gór to nikt nie zdobywa. Wkrótce zdobyłem swój pierwszy tutejszy nienazwany szczyt, co poznałem po kopczyku w najwyższym punkcie. Kilka fotek i ruszyłem dalej, gdyż moja ledwo widoczna wśród traw ścieżynka wija się dalej w kierunku kolejnego szczytu. Niedługo i jego wierzchołek osiągnąłem, spotkawszy tu nawet kamienny wiatrochron. Pomyślałem sobie, jejku pewnie nawet na Chorwacji znajdują się maniacy, którzy wychodzą na najwyższe góry na zachody, czy wschody słońca. Z tego miejsca zacząłem schodzić w dół w stronę widocznej w oddali wioski. Ja jednak zamierzałem ją minąć górą i atakować odrazu najwyższy szczyt całego pasma nazwanego na mapie Skarbca. widok z drugiego szczytu na Morze Adriatyckie Tutaj jednak zaczęły się trudności, gdyż ścieżka całkiem zanikła i musiałem przedzierać się między krzewami, bacząć na luźne kamienie i ostre chwasty. Jakoś udało mi się dostać na kolejną przełęcz i tam spotkała mnie niespodzianka! Pojawił się czerwony szlak dobiegający z wioski, którą widziałem w oddali wcześniej i już w miarę wygodnie mogłem ruszyć na najwyższy szczyt pasma. Upał tego dnia, a wyruszyłem popołudniu doskwierał mi coraz bardziej, tak że wydawało mi się, że nie dotrę do upragnionego celu. Jednak jakoś udało się i po 2,5 h wędrówki zdobyłem Orlice. Na rozległym wierzchołku, a właściwie kilku stały potężne metalowe wiatraki prądotwórcze, a między nimi w najwyższym punkcie niespodziewanie odnalazłem betonową wieżyczkę, która w razie niepogody mogła służyć za schronienie. Dostać się na ten punkt widokowy można było po metalowych schodach, a z boku czekał na strudzonego turystę nawet fotel. widok w kierunku najwyższego szczytu Orlicy Jak się okazało dobiegała tutaj szutrowa droga jezdna, ale z wioski po drugiej stronie masywu. Z tego powodu nie byłem na szczycie sam, gdyż spotkałem tu miłego Chorwata, który wyjechał sobie na wierzchołek swoim zgrabnym seicento. Porozmawialiśmy, miejscowy objaśnił mi co widać dookoła i po odpoczynku i posiłku oraz pamiątkowych fotkach rozpocząłem odwrót. Wracałem tą samą drogą na przełęcz, gdzie spotkałem czerwony szlak i dalej także postanowiłem się niego trzymać, gdyż miałem już dość przedzierania się po bezdrożach. Szlak sprowadzał mnie w dół, z boku widocznej z góry wioski i tak dotarłem do asfaltowej drogi, która prowadziła w głąb doliny u podnóża Orlicy z Grebasticy. Nią miałem wracać zgodnie ze szlakiem do samochodu. Czekało mnie dobre kilka kilometrów marszu w spiekocie dnia. na wierzchołku Orlicy-509 mnpm Miałem jednak szczęście i kolejny miły Chorwat podwiózł mnie prawie pod sam samochód. Tak zakończyłem swą pierwszą przygodę z Górami Dynarskimi, ale mam nadzieję, że nie ostatnią. Pozostał mi tylko powrót autem na nocleg. Przekonałem się, że chodzenie po górach chorwackich w tym niemiłosiernym upale nie jest proste. Najlepiej wychodzić wcześnie rano i schodzić w dół przed największym gorącem. Nie jest jak w Polsce, że im wyżej tym zimniej. Tam wyżej, to znaczy bliżej słońca, czyli bardziej przypieka, przez cały czas, bo nawet las nie chroni. Nie ma co liczyć także na chłodzący wiatr, bo takowy jest nad samym morzem, a im dalej w głąb lądu, tym powietrze jest bardziej gorące. Ale to były moje pierwsze doświadczenia z górami na południu Europy, wszystkiego trzeba się uczyć. Zapewne nie wiem jeszcze wszystkiego. Na koniec zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć. Ładne fotki możemy teraz wykorzystać do wykonania tapety, np. tu http://fototapetynawymiar.com/.  Z górskim pozdrowieniem Marcogor