marcogor o gorach
Wyprawa na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem i dalej
Tatry to małe pasmo górskie. Chodząc tyle lat po nich co ja nadchodzi taki moment, że wszystkie szlaki są przedeptane. Pozostaje wtedy zdobywanie szczytów na dziko lub powtarzanie już zdobytych. Lubię powracać w piękne miejsca, ale zawsze staram się coś zmienić na trasie. Najważniejszą sprawą jest upływ czasu. Jeśli nie pamiętam już szczegółów poprzedniej wędrówki to znaczy się można tam powracać. Nie zawsze tak się da, bo nasze kochane Tatry można przedeptać w miesiąc. Dlatego często odwiedzam także inne góry, choć Taterki to miłość największa i pierwsza. Podobnie było w ostatni weekend, gdyż postanowiłem po dwunastu latach odwiedzić ponownie Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem. Nowością miało być wejście również na Mięguszowiecki Szczyt Czarny i to się udało. Miałem zamiar schodzić dodatkowo z przełęczy na stronę słowacką, starym, zamkniętym szlakiem, ale pogoda pokrzyżowała te plany.
Ponieważ prognozy na ostatnią niedzielę nie były zbyt optymistyczne, ale głód gór był wielki po urlopie nad morzem postanowiłem jechać w polskie Tatry nie tak wcześnie jak zawsze, bo pogoda miała się poprawiać z upływem dnia. Co zresztą się sprawdziło dokładnie. Mimo tego na parkingu na Palenicy Białczańskiej o godzinie ósmej rano było już mnóstwo aut, taki mamy aktualnie boom na Tatry i chyba modę na turystykę górską. Cena parkingu to nadal dwadzieścia złotych za dzień. Niestety prognozy sprawdzały się dokładnie i podczas dojścia z Palenicy drogą Oswalda Balzera nad Morskie Oko, cały czas towarzyszyła mojej ekipie, którą zebrałem jak zawsze, mżawka. Na tyle była ona uporczywa, że postanowiliśmy przeczekać trochę i przy okazji zjeść drugie śniadanie w pawilonie gastronomicznym we Włosienicy. Ciepła herbatka bardzo smakowała w ten zimny i wilgotny poranek.
nasz cel- Mięguszowieckie Szczyty o poranku z Włosienicy
Powoli się przejaśniało, więc jak tylko przestało padać ruszyliśmy dalej. Nad najpiękniejszym polskim, tatrzańskim stawem ludzi nie było jeszcze zbyt wielu, dlatego udało się wejść do schroniska i wypić poranną kawę z widokiem na zielone lustro wody. Nie śpieszyliśmy się wiedząc, że pogoda będzie coraz lepsza i kiedyś wyjdzie słońce. Na szczytach wciąż jeszcze przewalała się mgła i widoki były ograniczone. Poza tym zdawałem sobie sprawę, że wybieramy się na bardzo trudny i stromy szlak, więc wskazane było, żeby choć trochę obeschło. Na szlaku na MPpCh właściwie zawsze jest mokro i prawie przez cały rok można spotkać śnieg w Mięguszowieckim Kotle.
Morskie Oko widziane znad Czarnostawiańskiej Siklawy
Posileni i pełni energii wyruszyliśmy dopiero o dziesiątej w kierunku Czarnego Stawu pod Rysami. Dopiero wtedy wyjrzało na chwilę słońce. Niestety tylko na chwilę, bo zaraz po wejściu na zielony szlak prowadzący na przełęcz spowiła nas nieokiełznana mgła. I w takiej wilgotnej aurze mieliśmy podchodzić przez cały czas, z małymi wyjątkami, gdy pośród chmur ukazywały się nam niezwykłe widoki na okoliczne szczyty. Podejście na górę to według mnie najbardziej wymagający kondycyjnie i drugi po Orlej Perci najtrudniejszy technicznie szlak w Tatrach. Stromizna jest tam niemiłosierna, skała długimi fragmentami mokra, a we wspinaczce przez liczne kominki i strome skały tylko sporadycznie pomagają nieliczne klamry. I to jedyna „biżuteria” na tym szlaku. Trudności potęgują się dodatkowo przy schodzeniu po mokrej skale, gdzie przez cały czas należy uważać, żeby nie wyjechać bezpowrotnie. Średnie nachylenie tego znakowanego na zielono szlaku to 37 procent!
Czarny Staw widziany z zielonego szlaku na przełęcz
Zdecydowanie to nie jest szlak dla początkujących turystów, a raczej dla tych wytrawnych i doświadczonych. Wejście na sąsiednie Rysy, zabezpieczone 300- metrowym łańcuchem to pikuś przy wspinaczce na MPpCh. Trasa prowadzi od Czarnego Stawu do Bańdziocha (Mięguszowieckiego Kotła). Następnie szlak zdecydowanie zmienia swój charakter – wejście na wierzchołek Kazalnicy Mięguszowieckiej jest poprowadzone w skalnej scenerii. W jednym miejscu przechodzimy wąską, eksponowaną półkę skalną. Poza siedmioma stalowymi klamrami nie ma na nim innych dodatkowych ułatwień. Mimo obiektywnych trudności szybko dotarliśmy na Kazalnicę Mięguszowiecką, z najbardziej znaną ścianą taternicką w Polsce. Kazalnica to kulminacja bocznej, północno-wschodniej grani, wyrastającej z północnych stoków Mięguszowieckiego Szczytu Czarnego (po polskiej stronie). Podcięta jest północno-wschodnią ścianą, jedną z najbardziej okazałych w Tatrach i mającą kluczowe znaczenie dla historii polskiego taternictwa. Drogi wspinaczkowe poprowadzone w głównym spiętrzeniu tzw. Lewego Filara ściany (zwanego też Filarem Kazalnicy) oraz lewą częścią ściany należą do najtrudniejszych w Tatrach.
Kazalnica Mięguszowiecka widziana z góry
Dla nas znaczenie miało to, że między chmurami znowu mielismy widoki na sąsiednie szczyty, na czele z Rysami, Wysoką, czy Niżnymi Rysami. Panoramy gór w otoczeniu bezkresnych chmur i skrawków błękitnego nieba należą do wyjątkowych. Ale to możecie zobaczyć i ocenić oglądając galerią zdjęć z wyprawy. Dalsza wędrówka już na przełęcz była znacznie łatwiejsza. nawet słynna ścieżka nad urwiskami Bandziocha nie była taka straszna. Mowa o przejściu przez krótki odcinek grani i później trochę dłuższy trawers ściany Mięguszowieckiego Szczytu Czarnego tzw. Galeryjką. To przejście miejscami wąskie i eksponowane. Szlak w swojej historii pochłonął ponad 30 ofiar śmiertelnych. Sam byłem świadkiem jak jedna turystka wycofała się właśnie przed ową Galeryjka i nie chciała skorzystać nawet z oferty pomocy przy przejściu!
Mięguszowiecka Przełęcz pod Chłopkiem w otoczeniu słowackich szczytów
Sama przełęcz leży na wysokości 2307 m n.p.m., pomiędzy Mięguszowieckimi Szczytami – Czarnym i Pośrednim. Nazwa przełęczy pochodzi od widocznej z daleka (np. znad Morskiego Oka), charakterystycznej samotnej, sterczącej turni na wschodnim zboczu przełęczy o wysokości 15 m zwanej Chłopkiem. Ścieżka nie przechodzi przez najniższy punkt siodła, lecz nieco na południowy wschód od niego. Dopiero tutaj zostaliśmy w pełni nagrodzeni za trud wspinaczki, ponieważ otworzyły się dla nas kapitalne widoki na słowacką stronę Tatr Wysokich. Genialnie prezentuje się z tego miejsca Koprowy Wierch, grań Baszt z Szatanem, Kopy Liptowskie oraz oczywiście Rysy i jego otoczenie. Najcudowniejsze są jednak położone w dole Hińczowe Stawy. Leżące w Dolinie Hińczowej, bocznym odgałęzieniu Doliny Mięguszowieckiej prezentują się cudnie zwłaszcza z góry.
Hińczowe Stawy
Tu znajduje się największy i najgłębszy staw słowackiej części Tatr – Wielki Staw Hińczowy (Veľké Hincovo pleso) ( ok. 20,1 ha i 53,7 m głębokości), z którego wypływa Hińczowy Potok. Poniżej Hlińskiej Przełęczy znajduje się Mały Staw Hińczowy. Poza tym w dolinie położone są także niewielkie, okresowo wysychające Hińczowe Oka. Wspaniale odbijały się promienie słońca w lustrze olbrzymiego stawu u podnóży nas. Niestety nie można w życiu mieć wszystkiego i tak widoków na polskie stawy nie mieliśmy. Za to dzięki takiej aurze, gdzie chmury stały na głównej, granicznej grani Tatr, a promienie słońca załamywały się na kroplach rosy, udało nam się zobaczyć kilka Widm Brockenu, co nie zdarza się często.
małe Widmo Brockenu widziane z przełęczy
Widmo Brockenu, czyli mamidło górskie to rzadkie zjawisko optyczne spotykane w górach, polegające na zaobserwowaniu własnego cienia na chmurze znajdującej się poniżej obserwatora. Zdarza się, że cień obserwatora otoczony jest tęczową obwódką zwaną glorią. Zjawisko obserwowane jest najczęściej w wyższych górach w warunkach, gdy obserwator znajduje się na linii pomiędzy Słońcem a mgłą, która położona poniżej obserwatora rozprasza i odgrywa rolę ekranu. Zjawisko obserwowane w górach daje ponadto efekt pozornego powiększenia cienia obserwatora – projekcja naturalnej wielkości cienia obserwatora na tle oddalonych gór sprawia, iż wydaje się on powiększony. Wśród taterników istnieje przesąd mówiący, że człowiek, który zobaczył widmo Brockenu, umrze w górach. Wymyślił go w 1925 roku i spopularyzował Jan Alfred Szczepański. Ujrzenie zjawiska po raz trzeci „odczynia urok”, co więcej – szczęśliwiec może się czuć w górach bezpieczny po wsze czasy. Oby w moim przypadku to podziałało, bo już zaliczyłem wymaganą ilość zjawiska Brockenu.
słynny „Chłopek” na przełęczy
Po dłuższym odpoczynku przystąpilismy do realizacji kolejnego punktu programu, czyli wejścia na Mięguszowiecki Szczyt Czarny. Ułatwiło nam to bardzo dobre wykopczykowanie nieznakowanej drogi na szczyt. Początkowo prowadzi ona trawersem po słowackiej stronie. Z przełęczy idziemy ku pd.-wsch. (w lewo) poziomo zboczem po stronie Doliny Mięguszowieckiej, wśród rumowisk i półek skalnych poprzez kilka skalnych grzęd aż do wybitnej, szerokiej, piarżystej rynny, idącej wprost w górę ku grani. Przekraczamy ją i zygzakiem po stromych skałach przetykanych trawkami wychodzimy na grzbiet żebra ograniczającego rynnę z prawej strony. Potem kierujemy się w górę tym żebrem aż na pn.-zach. grań, którą idąc w prawo szerokim utworzonym z bloków grzbietem, w kilka minut dostajemy się na wierzchołek. Mięguszowiecki Szczyt Czarny jest najbardziej wysuniętym na wschód z grupy trzech Mięguszowieckich Szczytów.
na szczycie Mięgusza Czarnego
Ciężko zabłądzić, bo co kilka metrów spotykamy kopczyki. Wejście, a zwłaszcza zejście wcale nie jest takie lekkie, więc nie polecam niedoświadczonym turystom! Mimo iż skala trudności to „ 0+”, czyli łatwo. Wejście zajmuje około 30 minut. Szczęście nasze było wielkie ze zdobycia kolejnego szczytu Tatr, mimo, że widoki na polską stronę nadal były ograniczone. Po sesji zdjęciowej rozpoczęliśmy odwrót na przełęcz i dalej szlakiem nad Morskie Oko, czyli do największego jeziora w Tatrach. Każdy zna to miejsce i powraca zapewne tutaj nie raz. Staw ma powierzchnię 34,93 ha, długość 862 m, szerokość 568 m. Zejście po mokrych wciąż skałach było jeszcze trudniejsze niż wejście. Trzeba było ogromnie uważać, żeby się nie pośliznąć. Na pocieszenie, bo moje nogi dostały taki wycisk jak rzadko kiedy, pogoda się w końcu wyklarowała i mogłem przy schodzeniu podziwiać nasze niesamowicie piękne stawy wraz z ich górskim otoczeniem. Szczególnie wspaniale prezentowała się z góry kaskadowa Czarnostawiańska Siklawa, zapewne po ostatnich obfitych opadach deszczu potężna i rycząca.
Czarnostawiańska Siklawa
Po dojściu do Czarnego Stawu w końcu emocje po przygodach jakich mało opadły i musiałem dłużej odpocząc, bo nogi wchodziły mi…no wiecie gdzie! Ponad miesięczny rozbrat z górami i kondycja spadła o połowę… Czarny Staw to najdalej na południe wysunięte jezioro polski. Cienie rzucane przez szczyty oraz występująca w wodzie sinica Pleurocapsa polonica nadają jezioru ciemny, nieomal czarny kolor, co ma swoje odzwierciedlenie w jego nazwie. Jezioro zamknięte jest wyraźnym progiem skalnym, zbudowanym z mocno wygładzonych przez egzarację skał. Nimi spadają niewielkimi kaskadami wody Czarnego Stawu wpadające do Morskiego Oka, gdzie wkrótce się znalazłem, gdy nabrałem sił na powrót na parking. Po drodze odwiedziłem kapliczkę Matki Boskiej Szczęśliwych Powrotów nad brzegiem jeziora, żeby podziękować za bezpieczny powrót z tego trudnego szlaku.
cudnie położone schronisko PTTK nad Morskim Okiem
W końcu po raz kolejny odwiedziłem wyjątkowe z racji swego położenia schronisko nad Morskim Okiem. Nazwa „Morskie Oko” jest tłumaczeniem z języka niemieckiego. Wcześniejszą, używaną przez górali nazwą, jest Biały Staw. Odnotowana została ona już w 1650 roku. Morskie Oko nazywano także Rybim Stawem, gdyż należy do nielicznych zarybionych w sposób naturalny jezior tatrzańskich. Na morenie zamykającej jezioro od północy stoi schronisko PTTK. Położone na wysokości 1405 m n.p.m. należy do najstarszych i najpiękniejszych schronisk tatrzańskich. Nazwane zostało imieniem Stanisława Staszica, który w roku 1805 badał jezioro. Obok, przy końcu drogi, po lewej stronie znajduje się stare schronisko, które pierwotnie było wozownią. Morskie Oko zostało uznane przez dziennikarzy The Wall Street Journal za jedno z pięciu najpiękniejszych jezior świata!
panorama z Mięgusza Czarnego w kierunku Koprowego Wierchu i Mięguszy z prawej, foto by Ela.S
Wokół jeziora rośnie kosodrzewina, a w niej okazałe limby, które tutaj łatwo odróżnić w otoczeniu. Dla turystyki Morskie Oko zostało odkryte już na początku XIX wieku. Pierwsze schronisko, które zostało zbudowane w 1836 r., spłonęło w 1865 r. Kolejne, z 1874 r., które w 1898 r. również spłonęło, pierwotnie służyło za wozownię. W 1902 r. została ukończona droga z Zakopanego – Droga Oswalda Balzera. I tym znienawidzonym przez wielu z nas asfaltem wróciłem do samochodu, czyli zakończyłem ostatecznie swoją dzisiejszą przygodę. Oczywiście, jak zawsze pogoda na wieczór zrobiła się najlepsza. Wy też tak macie, że aż czasem żal wyjeżdżać? Dotarłem na parking na polanie położonej w Dolinie Białki na wysokości ok. 990 m n.p.m. już po dwudziestej.
słynna Galeryjka poniżej MPpCH
Parkować tu może do 850 samochodów, często jednak nie wszyscy chętni mieszczą się, muszą więc zostawiać auta wzdłuż drogi lub nawet po stronie słowackiej. Na Palenicy Białczańskiej mieści się najliczniej uczęszczane wejście do Tatrzańskiego Parku Narodowego: w 2005 r. weszło tędy 623 500 osób, czyli 31,5% wszystkich turystów w TPN. Ja ze swoją ekipą przeszliśmy tego dnia 28 km, robiąc ponad 1500 m przewyższenia. Długo nie zapomnę tej wyrypy! Dziękuję współtowarzyszom wędrówki za wspólne łazikowanie. Na koniec jak zawsze zapraszam do obejrzenia fotorelacji z wypadu. A tu znajdziecie graficzny opis wyprawy. Z górskim pozdrowieniem.
Marcogor
[See image gallery at marekowczarz.pl]
Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]