W Sarandzie i Ksamilu modnie jest bywać

BAŁKANY WEDŁUG RUDEJ

W Sarandzie i Ksamilu modnie jest bywać

WOJAŻER

Co zjeść w Baku? Mini przewodnik po kuchni Azerbejdżanu

Z pisaniem o jedzeniu mamy podwójny problem. Pierwszy to taki, że na jedzeniu w podróży skupiamy się tak bardzo, że zanim dotrze do nas, iż fajnie byłoby zrobić jakieś zdjęcie dla czytelników i potomnych, przed nami leżą już brudne i puste talerze, zaś barwy smaków roznoszą się po naszych zadowolonych organizmach. Drugi problem polega na tym, że nie uważam się za blogera kulinarnego, toteż o jedzeniu zwykle nie piszę. Tym razem jednak, po kilku wiadomościach prywatnych oraz mailach z pytaniem, co tak naprawdę można zjeść w Azerbejdżanie, stwierdziłem, iż dopiszę ten jeden, niewielki rozdział, który da odpowiedź na te, jakże częste pytania. Nie znajdziecie w nim wymuskanych zdjęć jedzenia, które fotografowałbym pół godziny przy odpowiedniej maszynerii naświetleniowej, by potem zjeść to na zimno, za to dowiecie się po prostu, co w tym kraju można zjeść. I za ile. Kuchnia Azerbejdżanu Odwiedziłem już wszystkie kraje Kaukazu Południowego, dlatego też łatwiej myśleć o kulinariach tego regionu, gdy zna się szerszą perspektywę. Wszak człowiek najwięcej zapamiętuje przez smak i zapach właśnie. I tak, próbując gruzińskie smakołyki w Gruzji …

Muzeum Zabawek w Karpaczu

SISTERS92

Muzeum Zabawek w Karpaczu

Blogmas: dzień 4. - czas na pierniczki!

PO PROSTU MADUSIA

Blogmas: dzień 4. - czas na pierniczki!

          Niedziela to idealny dzień, żeby zabrać się za wypieki. :) Od kilku lat jest dla mnie małą tradycją pieczenie pierniczków na Święta. W zeszłym roku z powodu pracy ta sztuka mi się nie udała w ogóle i byłam z tego powodu strasznie smutna, dlatego teraz postanowiłam zabrać się za nie wcześniej. W rezultacie upiekłam jedną porcję (a przy naszym mikro piekarniczku pieczenie ciastek jest prawdziwym wyzwaniem i treningiem cierpliwości, bo mieści się ich w nim raptem pięć pełnowymiarowych ;p), ale okazały się tak dobre, że już dawno je zjedliśmy. Z następną się wstrzymuję, żeby nie było, że będzie potrzebna jeszcze trzecia, którą zabiorę do domu. ;)część tegorocznych wypieków. :)      Przepis na idealne pierniczki poleciła mi dawno temu koleżanka i tak właśnie trafiłam na słynnego bloga Moje wypieki, gdzie właśnie znajduje się przepis na szybkie pierniczki. ;) Szybkie pod tym względem, że mogą być upieczone tuż przed Wigilią, a i tak będą pyszne. I naprawdę są, nikt sobie zębów nie połamał, a każdemu zawsze smakowały. ;)żeby nie zabierać laptoka do kuchni, przepis wylądował w moim kulinarnym zeszyciku.         Samo pieczenie nie jest jakąś wielką sztuką czy filozofią, wszystko wrzuca się razem do miski, gniecie (bądź też wyrabia mikserem jak to zwykle ja mam robić w zwyczaju), wałkuje (jeśli nie macie wałka tak jak ja w Krakowie, zawsze można wspomóc się butelką po winie, uprzednio oczywiście ją opróżniając, najlepiej do kieliszka, żeby było nam weselej ;p) i wykrawa foremkami. ;) Przez tych kilka lat moja kolekcja foremek bardzo urosła, tylko że moja siostra sobie ją przygarnęła, więc niestety od trzech lat ratuję się tym co mi pozostało, bo zawsze zapominam je od niej wziąć. ;) W tym roku dokupiłam sobie kilka czerwonych serduszek różnych rozmiarów, żeby bardziej zróżnicowane były. ;) I sprawdziły się całkiem nieźle. :)czerwone foremeczki. <3             Jednak zdecydowanie moją ulubioną częścią rytuału pierniczkowego jest ich ozdabianie. Podchodzę do tego naprawdę bardzo poważnie, możecie się śmiać, ale serio tak właśnie jest. Przez pewien czas kompletuję wszystkie dodatki jakie chcę, żeby się pojawiły na nich. A że zawsze lubię mieć duży wybór, to się nie ograniczam za bardzo. ;) W tym roku jedynie na razie używałam białej i ciemnej polewy oraz kolorowych cukrowych pisaczków, czyli taka wersja skromna. W domu zawsze miałam jeszcze do dyspozycji kilka rodzajów różnych posypek, dużo bakalii, orzechów, nasionek i innych takich rzeczy, które mogły się przylepić do powierzchni pierniczka. Możecie sobie wyobrazić jak po zakończeniu zdobienia wyglądała cała kuchnia. ;) Istny armageddon. I to jeszcze najczęściej w środku nocy, żeby nie zajmować kuchni mamie, więc sprzątać trzeba było na paluszkach, żeby nie obudzić całego domu. Ale warto było, bo mnie zawsze rezultat zachwycał. :) A tak się prezentowały moje arcydzieła na przestrzeni kilku lat. :)          A Wy jak, też pieczecie pierniczki?~~Madusia. 

Lubelska trasa podziemna

SISTERS92

Lubelska trasa podziemna

Blogmas: dzień 3. - ulubione piosenki świąteczne. :)

PO PROSTU MADUSIA

Blogmas: dzień 3. - ulubione piosenki świąteczne. :)

          Jest sobota, trzeci dzień grudnia, pora więc na trzeciego posta z serii blogmas. ;) Dzisiaj postanowiłam, że będzie lekko i przyjemnie i trochę sobie pośpiewamy. Nie wiem jak Wy, ale ja lubię śpiewać. Nie oznacza to jednak, że potrafię, ale nie bardzo mi to przeszkadza i zwykle sobie coś tam w domu podśpiewuję. I jeszcze sama sobie wymyślam teksty. I tak było już od dziecka, co nawet mam udokumentowane na kasecie video z pierwszych urodzin mojej młodszej o trzy lata siostry. ;) Dzisiaj jednak nie ja będę śpiewała, oddam głos tym, którzy potrafią. ;) A że coraz bliżej Święta, to wprowadzimy się ten magiczny nastrój przy pomocy dziesięciu piosenek - pięciu polskich i pięciu zagranicznych, żeby proporcje były zachowane. Także przyjemnego słuchania. I podśpiewywania, bo jestem pewna, że przy którejś z nich zaczniecie sobie nucić. ;)        1) "Last Christmas" Wham! - zaczniemy od klasyki, która jest absolutnie przez wszystkich znienawidzona, ale każdy lubi ją sobie czasem gdzieś zanucić pod noskiem, chociaż oficjalnie nikt się do tego nie przyzna. Ja osobiście ją lubię, ten niesamowity teledysk, tony śniegu, te sweterki, mrau po prostu. I nie wiem czy Wy też tak mieliście, ale my w gimnazjum na angielskim zawsze przed Świętami uczyliśmy się tekstu na pamięć. Fajne były te lekcje i wspominam je z uśmiechem, mimo iż śpiewy te nie należały do wybitnych. ;)       2). "Dzień jeden w roku" Czerwone Gitary - czyli klasyka w wydaniu polskim. Jako że od początku byłam dziwnym dzieckiem, to już we wczesnej podstawówce wpadły w moje łapki kasety (tak, wtedy jeszcze były kasety magnetofonowe) moich rodziców, w tym właśnie też tego zespołu. I tak właśnie mała Madzia słuchała namiętnie Czerwonych Gitar (co szczególnie teraz czuję słysząc piosenkę "Dozwolone do lat 18", bo wtedy myślałam, że to będzie za sto lat i cały świat będzie inny, a teraz wolę nie wspominać kiedy ta osiemnastka przeminęła ;p) i od tamtej pory bardzo sentymentalnie podchodzi do tej właśnie piosenki. Szczególnie wieczorem, gdy jest już ciemno, palą się świeczki i panuje cisza, robi na mnie ogromne wrażenie. :)        3) "All I Want For Christmas Is You" Mariah Carey - kolejny klasyczny kawałek, którego nie może zabraknąć w każdym radiu w tym okresie. Trzeba przyznać, że jest to niezwykle udana piosenka, chwytliwa i przede wszystkim o miłości. A takie też bardzo lubię, chociaż oficjalnie się nie przyznaję. ;p Ale nóżka mi przy niej chodzi i trochę się też bujam, nawet teraz, bo oczywiście sobie ją puściłam. ;)        4) "Nie ma, nie ma Ciebie" Kayah & Bregovic - nie jest to typowo świąteczna piosenka, ale mnie osobiście szalenie się kojarzy z tym okresem. Zwłaszcza na studiach sobie ją śpiewaliśmy w grudniu, gdy pojawiał się pierwszy śnieg. Dużo miłych wspomnień z nią mam, bo zdarzało się nam ją śpiewać radośnie w Krakowie nad Wilgą pijąc ostatnie piwo w roku na świeżym powietrzu. Zwykle było wtedy szalenie zimno, ale nikt się tym drobiazgiem nie przejmował. Ważny był klimat, a ten był niepowtarzalny. :)        5) "My only wish" Britney Spears - usłyszałam kiedyś w sklepie w Częstochowie podczas szukania jakiegoś fajnego ciucha i tak mi wpadła do głowy, że zawsze w sezonie świątecznym muszę ją sobie puścić co najmniej kilka razy. Taka szalenie pozytywna, od razu się przy niej uśmiecham, bo przecież Święta to czas radości. :) I taka właśnie jest ta piosenka. :)        6) "Maleńka miłość "Eleni - zmieniamy klimat o sto osiemdziesiąt stopni, bo tutaj jest dostojnie i poważnie. Piosenka znalazła się w zestawieniu, bo jest to jedno z moich najwcześniejszych wspomnień, gdy Dziadek z Babcią puszczali zawsze kasetę z kolędami właśnie w wykonaniu tej Pani. Odkąd Babci nie ma, zawsze mnie wzrusza, dlatego też słucham jej bardzo rozważnie. :) (no i oczywiście się wzruszyłam.)        7) "Mistletoe And Wine" Cliff Richard - dalej pozostajemy w nastroju nieco nostalgicznym (poczekajcie na następną piosenkę, to dopiero będzie nostalgia). Rzadko jej słucham, bo też nie pojawia się zbyt często na świątecznych playlistach (przynajmniej tych na które natykam się ja), ale lubię ją. Wycisza, uspokaja i przywodzi na myśl taką ogromną choinkę, padający biały śnieżek, czerwony barszczyk i pierwszą gwiazdkę. ;)     8) "Kolęda dla nieobecnych" Zbigniew Preisner, Beata Rybotycka - pozycja wybitnie nostalgiczna, ale z odrobiną nadziei. Tu Wam powiem szczerze, że spotkałam się z tą piosenką po raz pierwszy, gdy w roku 2000 była dodawana do gazety płyta właśnie z kolędami Preisnera i od tamtej pory ta właśnie płyta jest przeze mnie masakrowana zawsze, gdy jest mi smutno. Przeszła ze mną wiele, zawsze dając mi nadzieję i dlatego też ta piosenka jest dla mnie bardzo ważna. :)        9) "Wonderful Dream (Holidays Are Coming)" Melanie Thornton - czyli świąteczna piosenka Coca-Coli, żeby nie kończyć w smutnym nastroju. Nie da się ukryć, że przez komercjalizację piosenki z reklam stały się ważną częścią popkultury i chociaż ta piosenka utożsamia ją w pełni, to i tak bardzo ją lubię. Podobnie jak reklamy Coca-Coli, ale o tym też w blogmasie będzie jeszcze kilka słów.        10) "Coraz bliżej Święta" Oberschlesien - polska wersja piosenki Coca-Coli w tegorocznej wersji. Jako duchowa Ślązaczka nie mogłam sobie jej odpuścić w zestawieniu. ;) Gdy tylko ją usłyszałam wiedziałam, że koniecznie musi się pojawić. Taka cudna ślunska wersja. <3 <3 <3 I piękne ujęcia Katowic. :))       I to tyle na dzisiaj - dziesięć ważnych dla mnie piosenek, które też pozwolą Wam poznać mnie ciut bliżej. Każda ma swój urok, każda ma znaczenie i każda przybliża ducha nadchodzących Świąt. Jeszcze trzy tygodnie - trzymajcie się ciepło!~~Madusia.

Deszczowy Kraków

Zastrzyk Inspiracji

Deszczowy Kraków

ATE-TRIPS

Spontaniczna wyrypa w Alpach

Widok z ponad 2 300m npm jest przepiękny. Z jednej strony wapienne szczyty spowite częściowo w chmurach, z drugiej  dolina pokolorowana różnymi odcieniami zieleni z małymi czerwonymi plamkami- dachami paru doów.  Na szczycie gwarno, wrześniowe słońce jeszcze mocno przygrzewa. W pewnym momencie wschodnią część szczytu Ojstricy pochłaniają gęste obłoki jak wata cukrowa aż ma się ochotę

Wieża Trynitarska w Lublinie

SISTERS92

Wieża Trynitarska w Lublinie

Blogmas: dzień 2. - listopadowe wyzwanie czytelnicze część 2. ;)

PO PROSTU MADUSIA

Blogmas: dzień 2. - listopadowe wyzwanie czytelnicze część 2. ;)

          Ładnie się zaczął ten grudzień, nie powiem. ;p Pogoda w Krakowie wczoraj postanowiła oszaleć i cały dzień padało, wiało i zimno szalenie było. Przez noc to samo i dzisiaj rano żadnej zmiany nie ma, także ja zostaję dalej w łóżku. A przyda mi się to bardzo, bo praktycznie całą noc mam nieprzespaną z powodu Nataszki. Otóż nasza zdolna świnka stwierdziła chyba, że skoro smarujemy jej strupka, to coś tam musi być nie tak i co sobie zerwała. Do krwi i świeżego mięska. A śwince morskiej raczej ciężko jest wytłumaczyć, że nie może się drapać, także sceny wczoraj wieczorem działy się niemal dantejskie. Jedynym rozsądnym wyjściem, które uspokoiłoby mnie, było po prostu przetransportowanie jej do mniejszej klatki i siedzenie przy niej, żeby się nie drapała. Na szczęście po kilku godzinach się uspokoiła i około czwartej zasnęłyśmy, chociaż i tak co kilkanaście minut się budziłam, żeby zobaczyć czy wszystko w porządku. Póki co wszystko dobrze, więc szybciutko myknęłam na górę, żeby napisać drugą część czytelniczego wyzwania i może później się przespać. ;)      Jak może pamiętacie z wczorajszej notki wyzwanie czytelnicze zakończyliśmy na dniu piętnastym, więc dzisiaj rozpoczynamy od dnia szesnastego. ;) I to od razu z wysokiego C zaczynamy, gdyż...        Dzień 16. - Temat tabu - i kolejna fajna polska pozycja K. Janickiego. Przy czym słowo pozycja pasuje tutaj idealne. ;p Książka, podobnie jak "Polskie imperium", bardzo przyjemna i interesująca, też zdecydowanie polecam. ;) Nie takie tabu złe jak się wydaje. ;)         Dzień 18. - Mróz, bo urodziny Dziadka Mroza - także Mróz w polskiej literaturze od niedawna jest tylko jeden. ;) Niejaki Remigiusz z Opola, niezwykle płodny doktor nauk prawnych, który w ciągu ostatnich trzech lat zasypał nas wieloma książkami. Co ciekawe, w większości bardzo udanymi. ;) Na zdjęciu ostatnia część jego trylogii górskiej (jak ją określam) z Wiktorem Forstem (którego uparcie nazywam Frostem ;p), która zdecydowanie wciąga. ;) I ją też polecam z całego serduszka. :))           Dzień 20. - Najpiękniejsza książka dla dzieci - to był trudny temat, bo dzieci nie mamy (świntuchy się nie liczą, bo jakoś nie przepadają za tym, żeby im czytać, wolą jeść ;p), a jedyna książka typowo dla dzieci, jaką mamy dla wielkiej zgrywy to właśnie ta zamieszczona na zdjęciu. Tytuł mówi wszystko, a w środku jest naprawdę wesoło. I faktycznie są modele 3D, sporo rzeczy się rusza, ogólnie dobra zabawa. W niecodziennym stylu. ;p            Dzień 21. - Najgrubsza książka w domowej biblioteczce - zdecydowanie moja ulubiona kategoria, bowiem lubię wszelkie grubaski. Im książka grubsza, tym lepsza (chociaż wiadomo, że to nie jest najlepsza zasada), bo mnie zwykle jest przykro, gdy się rozkręcam z czytaniem, a ona się nagle kończy (przy czym to nagle to może być i po trzystu stronach). Także moje trzy ulubione grubaski na zdjęciu. ;) A żeby było weselej Goebbelsa znalazłam w zeszłym roku pod choinką. <3 ;p          Dzień 22. - Kolorowanka - tutaj mam aż trzy dzieła, które faktycznie pomagają mi się uspokoić. Najczęściej sprawdzają się jako dodatek do meczu, żebym się nim aż tak nie emocjonowała. Moim ulubieńcem z tych trzech zaś jest ta na samym dole, bo od dzieciństwa lubiłam kolorować różne ciuszki i tak zostało mi też na starość. ;) Także gdy tylko zobaczyłam, że przyszła do księgarni (bo miałam też taki epizod w życiu, że prawie pół roku w księgarni przepracowałam) od razu ją sobie nabyłam. I jaram się nią jak dziecko. ;)             Dzień 23. - Najstarsza książka w domowej biblioteczce - w tej krakowskiej wyszło, że to właśnie "Przeminęło z wiatrem" jest najstarsze. Ale nie stare, bo ledwo rok młodsze ode mnie. ;p W moich łapkach też już kilkanaście ładnych lat się znajduje, bo pamiętam, że mama mi kiedyś w antykwariacie taką właśnie wersję wygrzebała. I do takiej mam ogromny sentyment, chociaż przyznam szczerze, że ostatnie wydanie w jednym tomie ma przepiękną okładkę. :)            Dzień 24. - Najcieńsza książka w domowej biblioteczce - czyli Kamasutra po śląsku. ;p Bo jeśli nie wiedzie, to Częstochowa znajduje się obecnie w województwie śląskim, chociaż do Śląska tam nam blisko, jak Warszawie do pomorza. ;p Niemniej zawsze się z tego powodu śmiejemy, żem Ślązaczka i stąd właśnie wzięła się ta książeczka w naszym domku. ;) Zawartość do oglądania dopiero po 22, więc nie będę Was gorszyła. ;p        Dzień 27. - Niedokończona książka - mało mam takich u siebie w Krakowie, więc padło na "Królów przeklętych", bo trzeci tom długo siedział u mojego Tatusia i dopiero ostatnio go przywiozłam, więc jeszcze się za niego nie zabrałam. A książki rewelacyjne, cudowne, duużo historii, świetne intrygi, taka prawdziwa gra o tron. ;)         Dzień 28. - Scena pocałunku w książce - wiadomo, że zwycięzca może być tylko jeden i jest to też zarazem jedna z piękniejszych scen filmowych. Rett Butler przychodzi w dniu pogrzebu drugiego męża Scarlett prosić ją o rękę i właśnie wtedy ją całuje. Ale to jak całuje, mrau. ;) Cudo!           Dzień 29. - Magia - czyli Harry Potter. Na zdjęciu ten najnowszy, o którym jeszcze będzie na blogasku w ogóle osobna opowieść, bo na nią zasługuje. Tak tylko teraz zdradzę, że mnie osobiście bardzo się podobało. ;) Klusce trochę mniej. ;p          Dzień 30. - Przeczytane w listopadzie - i tak oto dotarliśmy do dnia ostatniego. Lista przeczytanych książek zamknęła się na trzynastu pozycjach, co cieszy. ;) Udało mi się przeczytać praktycznie wszystkie rozpoczęte wcześniej książki (raptem jedna jeszcze czeka na dokończenie) i kilka innych. Skorzystałam też z akcji CzytajPl i przeczytałam na telefonie cztery darmowe e-booki i to uważam za mój największy wyczyn, bo wcześniej nie próbowałam tej sztuki na telefonie. ;)         Na dzisiaj to już koniec, mam nadzieję, że te dwa książkowe wpisy przypadną Wam do gustu i będziecie chcieli więcej, bo przyznam szczerze, że takie mam plany. ;) A jutro coś z zupełnie innej beczki. ;)~~Madusia. 

Gaijin w podróży

Japońska gruszka nashi

Coraz częściej polscy sadownicy urozmaicają swoje ogrody egzotycznymi roślinami. Przykładem jest azjatycka gruszka nashi – soczysty owoc wyglądem przypominający jabłko. Gdzie występuje, jak smakuje i skąd wziął się w Polsce? Gruszka nashi od wieków uprawiana jest w Japonii, Korei, a także południowych i centralnych Chinach. W latach 80-tych XX wieku, aby uniknąć wysokich kosztów dostawy, owoc ten zaczęto sadzić również w innych częściach świata, w tym także w Polsce. Próby przeprowadzono na Nowej Zelandii, w niektórych stanach USA, czy w Europie (Francja, Szwajcaria, Niemcy, Holandia). Dziś gatunek ten obecny jest w wielu sadach na terenie Ameryki i Europy. Globalne zainteresowanie gruszą nashi wynika z tego, że ich drzewa szybko wchodzą w owocowanie, dają obfite plony, a same owoce dobrze się przechowują. Do tego dochodzi jeszcze wyśmienity smak. Najpopularniejsza gruszka nashi Najważniejszą i najbardziej cenioną na świecie jest odmiana gruszy zwana piaskową. Jej skórka jest lekko rdzawa, a miąższ zawiera komórki kamienne. Jej kształt, podobnie jak wszystkie odmiany nashi, przypomina znane nam jabłka. Smakiem jednak podobne są do gruszki. Grusza piaskowa jest najbardziej ceniona w Europie i USA. Tu też zaczęto ją uprawiać. Trzeba jednak pamięta, że drzewa grusz nashi są wrażliwe na mróz, a najlepsza średnia temperatura do ich rozwoju, to 8 – 13stopni Celsjusza. Można więc wnioskować, że będą one plonowały jedynie w najcieplejszych rejonach naszego kraju. Inne odmiany W Japonii produkcja grusz na skalę towarową rozpoczęła się w XIX wieku, kiedy to zaczęto sadzić dwie bardzo plenne odmiany nashi – Nijisseiki i Chojuro. Ich owoce są kruche, prawie pozbawione komórek kamiennych i niezwykle słodkie. Przy czym do odmian o najsmaczniejszych owocach zalicza się: Yasato, Shinsui, Hosui, Shinse i Kosui, która jest obecnie najważniejszą odmianą w Japonii. Ważnym aspektem jest to, że gruszę azjatycką można sadzić amatorsko na działce. Dodatkowo urozmaicają one sady drzewami o rozłożystych koronach, dużych liściach i egzotycznych owocach o ciekawych barwach. Artykuł Japońska gruszka nashi pochodzi z serwisu Gaijin w Podróży.

TROPIMY

Central Park jesienią. Kolory Nowego Jorku.

Nie mogę nie pokazać Wam jak pięknie wygląda Central Park jesienią! Jechaliśmy do Nowego Jorku na początku listopada pełni nadziei, że jeszcze zdążymy zobaczyć Central Park pełen kolorowych liści. I trafiliśmy idealnie!  Chociaż już... Dzięki, że czytasz nas przez RSS! :) Przemek i Magda Post Central Park jesienią. Kolory Nowego Jorku. pojawił się po raz pierwszy w TroPiMy.

KOŁEM SIĘ TOCZY

Wykiwaj złodzieja w podróży. Kilka porad i trików – Praktyczna pogadanka 03

Dzisiaj chciałem opowiedzieć o kradzieżach w podróży. Nie o tym jak kraść, żeby nie zostać zauważonym, ale o tym jak nie dać się okraść lub chociażby zminimalizować straty podczas ewentualnej kradzieży lub napaście przez inne osoby. Zapraszam serdecznie! Jest to transkrypcja filmu z mojego kanału Youtube. Zachęcam do oglądania innych z serii „Praktyczna Pogadanka”, a The post Wykiwaj złodzieja w podróży. Kilka porad i trików – Praktyczna pogadanka 03 appeared first on Kołem Się Toczy.

Dlaczego nigdy nie pojedziemy w podróż dookoła świata?

BAŁKANY WEDŁUG RUDEJ

Dlaczego nigdy nie pojedziemy w podróż dookoła świata?

,,Biuro Przesyłek Niedoręczonych” Natasza Socha

SISTERS92

,,Biuro Przesyłek Niedoręczonych” Natasza Socha

Top of the top. Listopad 2016

SISTERS92

Top of the top. Listopad 2016

Blogmas: dzień 1 - listopadowe wyzwanie czytelnicze część 1. :)

PO PROSTU MADUSIA

Blogmas: dzień 1 - listopadowe wyzwanie czytelnicze część 1. :)

        I mamy grudzień! Ostatni miesiąc roku. Zaczyna się ten magiczny czas przybliżający nas do Świąt. W Krakowie od kilku dni śniegu mamy pod dostatkiem, do tego zimny wiatr i temperatura ledwo na minusie, czyli zdecydowanie moja najukochańsza pogoda, w trakcie której najmniejsze wyjście z domu powoduje przeziębienie. Z tego właśnie powodu od dwóch dni leżę w łóżku, kaszlę i kicham. Na szczęście z Nataszką wszystko dobrze, jedynie dostała alergii po zastrzyku i zrobił jej się nieładny strupek na plecach, ale dzielnie smarujemy go maścią. ;) Jeszcze raz dziękuję za miłe słowa dla niej. ;) A przechodząc do tematu, wspominałam ostatnio, że planuję w grudniu mały Blogmas, czyli codzienne posty aż do Wigilii. Tematyka będzie różna bardzo, żeby codziennie móc zaskoczyć Was czymś nowym. ;) I dzisiaj po raz pierwszy na blogasku zajmiemy się tematyką książkową, czyli zdecydowanie jedną z moich ulubionych. Na instagramie w listopadzie miałam zamiar brać udział w wyzwaniu książkowym, ale codzienne dodawanie zdjęć nie poszło mi najlepiej, więc postanowiłam wszystko zebrać w jedną całość i zrobić z tego wielką czytelniczą notkę. A właściwie dwie, bo wyszło tego całkiem sporo, a nie chciałam żadnej pozycji traktować po macoszemu. Zapraszam zatem na część pierwszą - do dnia piętnastego. ;)         Takie piękne wyzwanie czytelnicze stworzył autor strony 3telnik.pl i przyznam szczerze, że zdecydowałam się na nie ze względu na ciekawe kategorie. Co prawda, nie do wszystkich byłam w stanie dopasować książki, które posiadam u siebie w mieszkaniu (bo praktycznie druga ich połowa znajduje się w rodzinnej Częstochowie, a niestety nie mamy w Krakowie na tyle miejsca, żebym mogła mieć wszystkie i czasem za nimi tęsknię), ale i tak było wesoło. ;)       Dzień 1. - Plany czytelnicze na listopad - nie był to jakiś imponujący stosik, bo wyszłam z założenia, że przede wszystkim chcę dokończyć te wszystkie książki, które leżą przy łóżku i które już zaczęłam czytać. Bo nie wiem czy Wy też tak macie, ale ja nie jestem w stanie czytać jednej książki naraz. Znaczy się, wiadomo, że jak mnie wciągnie, to spokojnie pochłonę ją w kilka godzin, ale najczęściej czytam do poduszki i nie zawsze po prostu mam ochotę na daną tematykę konkretnego dnia. Lubię sobie tak wybierać w zależności od humoru, dlatego ten stosik też zawiera dość zróżnicowane pozycje. ;) A o tym jak mi poszło, będzie dnia ostatniego, na końcu jutrzejszego posta. ;)       Dzień 2. - Książka, w której występują duchy - tutaj padło na sagę o Wiedźminie Andrzeja Sapkowskiego, gdzie duchy głównie są złymi upiorami i Geralt zabija je swym srebrnym mieczem. ;) W roli ducha na zdjęciu wystąpiła uciekająca Nataszka. ;p       Dzień 3. - Polowanie, bo Święto Myśliwych - była zagwozdka, bo żadnego nie mogłam sobie skojarzyć, ale szybko padło na "Niewidzialną Koronę" Elżbiety Cherezińskiej, czyli drugi tom opowieści o rozbiciu dzielnicowym w naszym pięknym kraju i o tym jak wyglądało jednoczenie królestwa. Opowieść niezwykle barwna, którą baaardzo polecam, a jej pierwszym tomem jest "Korona Śniegu i Krwi" i to od niego warto zacząć. ;p U mnie pojawił się drugi, bo pierwszy mam jedynie w wersji elektronicznej. ;)        Dzień 4. - Cytat z książki - to była zdecydowanie najtrudniejsza dla mnie kategoria. Mam mnóstwo swoich ukochanych cytatów z książek, są takie, które niemal z pamięci mogę recytować stronami (i nie jest to "Pan Tadeusz", którego zapamiętywaliśmy w szkole) i naprawdę ciężko było się zdecydować. Pomyślałam jednak o jednej z piękniejszych książek, które czytałam i zdecydowałam się na fragment "Listów na wyczerpanym papierze" A.Osieckiej i J.Przybory, które z ogromną miłością do siebie pisywali. I tutaj właśnie jeden takim mały fragmencik od Jeremiego. Jaka kobieta by się oparła takim słowom? <3        Dzień 6. - Szósta książka na dowolnej półce - z prostego rachunku wyszły "Dwie królowe" P. Gregory, która jest moją ulubioną autorką, jeśli chodzi o powieści pisane w czasach Wojny Dwóch Róż i Tudorów, co też widać po ilości książek. ;) Ta szósta opowiada akurat w naprawdę fajny sposób historię czwartej i piątej żony Henryka VIII i lubię do niej wracać. ;)          Dzień 7. - Nieprzeczytana/nielubiana lektura szkolna - tutaj wybór był dość prosty, bo w sumie mało było lektur, których nie przeczytałam. Pierwszą była "O krasnoludkach i sierotce Marysi" M. Konopnickiej, której nie byłam w stanie przejść, drugą zaś "Krzyżacy" H. Sienkiewicza, gdzie po scenie wyłupienia oka przestałam czytać. I nie wróciłam. ;) Niestety ani jednej ani drugiej nie mam w wersji książkowej (znaczy są gdzieś w Częstochowie), więc padło na "Szewców" S.I. Witkiewicza, których przeczytałam i nie zrozumiałam ani słowa. I do tej pory nie wiem co autor miał na myśli. I chyba nie chcę wiedzieć. ;)         Dzień 8. - Autor, którego pragnę poznać osobiście - i jest takich dwóch (a właściwie trzech, ale trzeciego nie mam książki papierowej) - Remigiusz Mróz, Elżbieta Cherezińska i Katarzyna Pużyńska. I wszyscy byli na Targach Książki w Krakowie, ale ja nie miałam siły ani chęci się przepychać, żeby się do nich dostać (kolejki do Mroza są makabryczne), więc po cichu liczę, że uda się za rok. ;)          Dzień 9. - Seria, którą lubię - w tym przypadku mogła być tylko jedna odpowiedź - moje ukochane książki od Znaku. Odkąd pojawiły się "Kobiety dyktatorów" zaczęłam wyglądać w księgarniach kolejnych charakterystycznych białych tomów i powoli kolekcjonuję je wszystkie. A jak jeszcze dołączyły do nich książki polskich autorów (ogromne tutaj brawa i szacunek dla K. Janickiego) o polskich kobietach, to już do reszty zwariowałam. Teraz powoli kończę "Damy ze skazą" i trochę mi smutno, że się kończą. Generalnie uwielbiam i czekam na więcej! :)           Dzień 10. - Książka młodzieżowa - większość takich książek została w Częstochowie, więc nie mogłam tutaj wrzucić chociażby mojej najukochańszej "Zapałki na zakręcie", dzięki której w moim życiu pojawiła się Mada vel Madusia w zdrobnieniu. Jedyną książką, która ma swoje miejsce w Krakowie, a może się zaliczyć do tej kategorii są "Paladyni" H. Snopkiewicz, chociaż dla mnie nabrała ona sensu dopiero w momencie, gdy zaczęłam studiować. Wcześniej jej nie rozumiałam, bardziej byłam na etapie Lilki z pierwszej części (czyli ze "Słoneczników"), która była wesołym roztrzepanym dziewczątkiem w czasach licealnych. ;) Obie części są jednak równie dobre i lubię do nich wracać. :)       Dzień 11. - Historia Polski, bo Święto Niepodległości - wybór jednej książki nie był taki prosty, bo akurat tematy historyczne to mój konik i chyba nigdy mnie nie znudzą. Zdecydowałam się jednak na fajny tytuł "Polskie Imperium", który składa się z bardzo interesujących rozdziałów opowiadających o każdym terytorium, które w jakimś stopniu na przestrzeni dziejów znajdowało się pod naszym panowaniem. Dużo ciekawych rzeczy można się dowiedzieć, a przy okazji też i pośmiać, bo książka napisana jest niezwykle lekkim i sympatycznym językiem. Lubię to! :)          Dzień 12. - Książka, w której mam autograf autora - to był dopiero problem. Nie uganiam się za autorami, na autografach mi nie zależy, więc myślałam, że trzeba będzie pominąć ten punkt, gdy przypomniało mi się, że dostałam kiedyś od rodziców tomik poezji podpisanej przez autorkę, którą spotkali w Nałęczowie. ;) I tak oto się prezentuje. :)          Dzień 13. - Książka, w której tytule i danych autora nie ma litery A - wcale nie jest to proste zadanie, znalazłam u siebie w biblioteczce raptem dwie. I właśnie jedną z nich są "Królowe" Sherry Jones, które potwierdzają moje zamiłowanie do literatury historycznej. ;) Tutaj mamy opowieść o czterech córkach Beatrycze z Sabaudii, z których każda została królową innego kraju, co spowodowało oczywiście mnóstwo zawirowań. Książka ukazuje przemyślenia każdej z nich i przede wszystkim pozwala nam szerzej spojrzeć na tło historyczne, które akurat u nas w szkołach jest omawiane baaaardzo pobieżnie. ;)           Dzień 14. - Książkowe love story - i tutaj zwycięzca mógł być tylko jeden. Przez wielu uznawany za grafomanię pierwszej wody (chociaż pewnie następna pozycja na liście może się z nią bić o to zacne miano), ale dla mnie jedna z ważniejszych książek. Popisana, poplamiona, pozakreślana, z wypadającymi kartkami, ciut naderwana - wiele ze mną przeszła i wiele też jej zawdzięczam. I tyle w tym temacie.         Dzień 15. - Książka podróżnicza - tutaj poszłam po bandzie i na przekór, bo może się to wydać zaskakujące, ale pomimo mojej ogromnej miłości do podróży wszelakich, bardzo nie lubię czytać książek tego gatunku. Może nie trafiłam jeszcze na odpowiednią, ale nie lubię i nie sięgam po nie, jedynie po przewodniki, ale ciężko uznać je za wybitne dzieła literackie. Zastosowałam więc pewną przekorę i zdecydowałam się na "Alchemika" P. Coelho, bo jakby nie patrzeć to ziomek z książki trochę wędrował. ;) A że ostatnio słabo u mnie z motywacją, to sobie trochę podczytałam te wszystkie zacne cytaty i teraz wiem, że cały wszechświat potajemnie sprzyja mojemu pragnieniu. Ha! A jutro zapraszam na ciąg dalszy. ;p~~Madusia. 

TROPIMY PRZYGODY

Ushuaia zimą. Co robić na końcu świata?

Ushuaia to symboliczny, południowy kraniec świata, a przez to upragnione miejsce wielu podróżujących osób. Większość celuje z wizytą w lato, bo zimą jest ciemno i zimno. My też chcieliśmy tu dotrzeć, najlepiej latem, ale wyszło inaczej. Nie wybrzydzaliśmy więc, ale się dostosowaliśmy do zastanych warunków. Teraz możemy podpowiedzieć, co robić zimą w Ushuai. Zima w Ushuai przypomina zimę skandynawską. Słońce wstaje o 10 rano, zachodzi o 17. Dnia jest mało, jest zimno, wietrznie (nasz pierwszy lot do Ushuai został odwołany ze względu na zbyt silny wiatr) i śnieżnie. Albo zimno, wietrznie i mokro, bo sporo pada, ale temperatura jest dodatnia, […] Artykuł Ushuaia zimą. Co robić na końcu świata? pochodzi z serwisu Tropimy Przygody.

Kami and the rest of the world

Beautiful and overlooked Jihlava, Czech Republic

How many of you have heard of Jihlava, Czech Republic? I somehow knew that the city like this exists but the only reason it got my interest was the random trip through it some 5 years ago. I was going by train from Brno to Ceske Budejovice (both cities are on my list of cool […] Post Beautiful and overlooked Jihlava, Czech Republic pojawił się poraz pierwszy w Kami and the Rest of the World.

POJECHANA

Najlepsze prezenty dla podróżnika (+kody rabatowe i promocje)

Lubię dawać prezenty. Lubię wybierać, zgadywać czyjeś potrzeby i gusta. Zawsze bardzo, bardzo dbam by były trafione. Tym, którzy potrzebują, kupuję prezenty praktyczne. Tych, którzy nie potrafią się sami rozpieszczać, obdarowywuję czymś czego z praktycznego puntu widzenia nie potrzebują wcale, ale co ich na pewno ucieszy. Sama lubię prezenty personalizowane i te, które świadczą o tym, że jestem ważna, słuchana, doceniania. Wiem również jakie trudności może przysporzyć sprawienie prezentu komuś, kto teoretycznie wszystko ma, lub niczego nie potrzebuje. Wiem, jak ciężko kupić podróżnikowi prezent, który nie zostanie zapomniany w kartonie na strychu. Dlatego wybrałam dla Was najlepsze pomysły na prezent dla podróżnika. Udanych zakupów i Wesołych Świąt! Walizka kabinowa O ile po drogach i bezdrożach lepiej włóczyć się z plecakiem, to na wyskok na city breaka przyda się porządna walizka. Znalazłam dla Was śliczną walizkę AMERICAN TOURISTER (dostępną w kilku soczystych kolorach) w promocyjnej cenie 299 zł. Biżuteria z motywem podróżniczym Jestem absolutnie pewna, że każda podróżniczka ucieszy się z bransoletki lub naszyjnika z różą wiatrów. Dodatkowo, mnie czasem smuci, gdy wyjeżdżam na długo i nie mogę zabrać ze sobą prezentu od kogoś bliskiego. A taki wisiorek można mieć zawsze przy sobie/na sobie. Projektantka Ania Kruk, której biżuterię z kolekcji dla podróżników Azymut sama noszę, przygotowała specjalny rabat dla Was: po wpisaniu w zamówienie kodu: pojechana.pl otrzymacie 20% rabatu! Termos Termos to super przydatny prezent dla podróżnika, który może wykorzystać nie tylko będąc w drodze, ale również, na przykład na zimowym ognisku, czy długim spacerze. Mnie bardzo ucieszyłby pod choinką termos… na obiad. Fajne i wysokiej jakości termosy możecie dostać na przykład TU. Magnesy na lodówkę Wielu podróżników, z racji oszczędzania miejsca w plecaku, jako jedyną pamiątkę z podróży przywozi magnesy z odwiedzonych miejsc, którymi obwiesza lodówkę. A co powie na magnesy ze zdjęciami  swoich najbliższych lub kadrów ze swoich wypraw? Jestem pewna, że się ucieszy. Firma Social Druk, dzięki której możecie przenieść foto-wspomnienia (również bezpośrednio z social media) na magnesy, plakaty, a nawet opakowanie czekolady, przygotowała dla Was rabat w wysokości 10% na wszystkie wydruki! Aby pobrać kod promocyjny, kliknijcie TU. Bawełniana torba na ramię Taki prezent z pewnością docenią wszystkie podróżniczki- minimalistki, które podróżują wyłącznie z bagażem podręcznym. Bawełniana torba zawsze się zmieści, choćby do najmniejszej walizki, a potem jest do czego wrzucić aparat i butelkę wody, gdy ruszamy zwiedzać. Bardzo fajne wzory bawełnianych toreb znalazłam w sklepie Mega Koszulki. Po torby z podróżniczymi napisami, możecie też zajrzeć do Pojechanego sklepu. Ubrania z podróżniczym motywem Podróżnicza koszulka lub bluza, z pewnością ucieszy zarówno doświadczonego włóczęgę, jak i tego, który o ruszeniu w drogę dopiero marzy. W sieci mnóstwo jest ubrań w tej tematyce, ja Was zapraszam do Pojechanego sklepu, w którym znajdziecie też ubrania dla małych rozrabiaków. Fotoksiążka lub terminarz Najpiękniejszymi prezentami są te, w które włożono serce i pracę, dlatego jestem dużą fanką personalizowanych prezentów. Idealnym prezentem tego typu dla podróżnika jest fotoksiążka ze zdjęciami z jego wypraw lub terminarz ze zdjęciami najbliższych, które może zabrać ze sobą w droge i traktować jak podróżniczy notatnik. Ja w tym roku sprawiłam swoim bliskim prezenty w postaci fotoksiążek ze zdjęciami z mojej podróży dookoła świata. Zostawiłam też jedną dla siebie. A dla Was mam kody rabatowe na fotoksiążki i terminarze z oferty Alboom (dopiszę je jak tylko dostanę, czyli lada chwila).   Zdrapywana mapa Miłośnicy podróży uwielbiają ozdabiać ściany swoich bezpiecznych portów mapami. Na pewno ucieszy ich więc mapa, na której mogą zaznaczać miejsca, które udało się im już odwiedzić. Mapę- zdrapkę znajdziecie na przykład TU. Gadżety biwakowe Miłośnicy outdoorowych aktywności, trekkingów i bawikowania, na pewno ucieszą się z kempingowych gadżetów. Mogą to być niezebędniki, wysokiej jakości noże, krzesiwa, kompasy, naczynia kempingowe, „kieszonkowy” prysznic nagrzewany słońcem, czy solarna bateria (ładowarka). Wybór jest naprawdę duży, a do tego w dzisiejszych dniach tego typu gadżety stały się naprawdę ładne. Prezent- przygoda A jeśli nie lubimy (lub nasz obdarowywany nie lubi) kupowania przedmiotów i wolimy podarować emocje? Kupmy mu bilet do przygody! W ofercie firmy Prezent Życia znajdziemy między innymi lot szybowcem dla dwojga, skok ze spadochronem , przejażdżkę Ferrari, lot paralotnią, skok na bungee, czy zabawę w tunelu aerodynamicznym, innym słowy prezenty na różny stopień waraiactwa. Książka podróżnicza Najlepsze dla zabicia czasu w podróży i dla motywacji, gdy o ruszeniu w drogę dopiero się marzy: książki podróżnicze! Oczywiście polecam swoją książkę „Laowai w wielkim mieście. Zapiski z Chin„, którą jeszcze przez tydzień możecie zamówić bezpośrednio u mnie z motywującą, imienną dedykacją, polecam jednak w ogóle czytanie podróżniczych książek i reportaży. Listę moich propozycji znajdziecie TU. Torba- worek Kolejny prezent dla podróżnika- minimalisty. Torbę- worek można bowiem zwinąć w malutki kłębek i wyjąć z dużego plecaka dopiero wtedy, gdy potrzebujemy mały podręczny bagaż. Fajne wzory takich worków ze sznurkowymi ramiączkami znalazłam dla Was TU. Sekretny portfel Bardzo praktycznym prezentem dla podróżnika są gadżety wspomagające bezpieczeństwo w podróży. Takie produkty znajdziemy w ofercie firmy Pac Safe. Są to między innymi sekretne portfele, specjalnie zabezpieczone przed kradzieżą torby i torebki, czy etui chroniące przed nieautoryzowanym odczytem kart zbliżeniowych. Kubek z podróżniczym napisem O czym lubi rozmyślać podróżnik gdy wróci z wyprawy? Oczywiście o kolejnej! Na pewno miło mu będzie fantazjować przy porannej kawie, pitej z kubka z podróżniczym napisem. Po kubki podróżników zapraszam Was do Pojechanego sklepu. Kalendarz ze zdjęciami najpiękniejszych zakątków świata Prezent z serii: „powiesić na ścianie, gapić się przy porannej kawie i marzyć”. Potem już tylko pozostaje spakować plecak. Kalendarze podróżnicze ze zdjęciami mojego autorstwa możecie zamówić TU. Hamak Kto nie lubi poleżeć w hamaku? Dzięki niemu, w prosty sposób, można mieć namiastkę wakacji we własnym ogródku, na balkonie, a nawet w salonie! Nawet w małych wnętrzach, dzięki fikuśnym i super wygodnym hamakom- fotelom. Duży wybór takich cudeniek w różnych kolorach i przedziałach cenowych znajdziecie TU. Czołówka Czołówka przyda się podróżnikowi i podczas wędrówki, i rozpalania ogniska, i szukania czegoś w plecaku w nocy, gdy śpi w wieloosobowym pokoju, i w autobusie do czytania książki. W każdej sytuacji, gdy potrzebujemy światła i wolnych rąk. Ja od kilku miesięcy używam TEJ czołówki i jestem z niej bardzo zadowolona, ale oczywiście wybór jest ogromny. Kubek termiczny lub butelka na wodę Butelka w podróży to moim zdaniem absolutny must have. Z podróży przeniosłam ją na życie codzienne- dzięki temu nie kupuję wody w jednorazowych plastikowych opakowaniach i choć odrobinę przyczyniam się do ochrony naszej planety. Butelki Contigo, które możesz kupić TU są do tego bardzo poręczne, szczelne i super kolorowe. Zmarźluchy ucieszą się natomiast z prezentu w postaci pięknego termicznego kubka. Pomysłowe zaparzaczki Do kompletu do podróżniczej książki i kubka można dodać uroczą zaparzaczkę do herbaty. Wiem, że to nie do końca podróżniczy prezent, ale te, które znalazłam w sklepie Gods Toys są tak urocze, że nie mogłam się powstrzymać, musiałam dodać je do tej prezentowej listy. Wybraliście coś dla bliskich z tej listy? A może coś dla siebie? Bo ja, choć od lat staram się uczyć minimalizmu, chciałabym znaleźć pod choinką… wszystko! Nie zapomnijmy jednak w tym przedświątecznym szaleństwie, że najcenniejszych rzeczy nie da się kupić. Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera! Podoba Ci się? Podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy. Post Najlepsze prezenty dla podróżnika (+kody rabatowe i promocje) pojawił się poraz pierwszy w Pojechana.

marcogor o gorach

Diósgyőr i Lillafüred – dwie perły Gór Bukowych

Góry Bukowe ( węg. Bükk hegység) to grupa górska w Wewnętrznych Karpatach Zachodnich, zaliczana w skład Średniogórza Północnowęgierskiego. Położone są w całości na Węgrzech, zajmując obszar o długości ok. 60 km i szerokości do 50 km. Góry Bukowe leżą między górami Mátra, pogórzem Aggtelek, wzgórzami Cserehát i Górami Zemplińskimi. Położone są dokładnie pomiędzy miastami Eger i Miszkolc, na północy Węgier, a więc niezbyt daleko od Polski. Te miasta to najlepsze bazy wypadowe w ten region górski. W XVIII w. były intensywnie eksploatowane przemysłowo. Od 1976 ich środkowa część jest parkiem narodowym (Park Narodowy Gór Bukowych). Góry te udostępnia także funkcjonująca od grudnia 1921 r. kolej wąskotorowa na trasie Miszkolc – Lillafüred – Garadna długości 18 km. Inna ważna kolejka wąskotorowa to ta w Szilvásvárad o długości 5 km, która jest najpopularniejszą kolejką na Węgrzech. To taki węgierski ekologiczny sposób na dostęp dla turystów w te góry. Przypomina naszą wąskotorową kolejkę bieszczadzką.  GÓRY BUKOWE Miałem okazję zobaczyć to pasmo górskie w czasie długiego weekendu listopadowego. Szczyty wyższych partii o kształcie kopuł, miejscami są dosyć urwiste. Najwyższy szczyt to Istállós-kő (958 m), ale obok Bálvány (956 m) i Tar-kő (949 m) jeszcze 20 szczytów wznosi się na wysokość powyżej 900 metrów n.p.m. Najbardziej interesująca część gór to wielki wapienny płaskowyż Bükk-fennsík, opadający na wszystkie strony stromymi zboczami i ścianami skalnymi. Podzielony on jest doliną potoku Garadna na dwie części: Mały i Duży Płaskowyż. Występują tam liczne zjawiska krasowe, w tym leje krasowe. Wnikająca w nie woda odprowadzana jest do skomplikowanego i gęstego systemu wód podziemnych, tworzącego sieć jaskiń, a następnie wypływa u podnóży gór w źródłach, z których zaopatruje się w wodę pół miliona żyjących w pobliżu ludzi. DOLINA GARADNY Właśnie piękne, porośnięte lasami bukowymi szczyty oraz jaskinie są największymi atrakcjami tych gór.  Z punktu widzenia krajoznawczego bardzo ciekawe są historyczne zamki u ich podnóży oraz źródła termalne jak te słynne w Egerze. Duże zainteresowanie turystyczne wzbudza także cudnie położone jezioro Hamori, a ciekawostką jaką ja odkryłem jest bardzo duża ilość wież widokowych pobudowanych w ostatnich latach. Kiedyś odwiedziłem już Miszkolc -Tapolcę, dzielnicę słynącą z niesamowitych basenów termalnych zlokalizowanych w podziemnych grotach. Chodzi o kąpielisko jaskiniowe Barlangfürdő. Tym razem po noclegu tutaj udałem się wczesnym rankiem na przedmieścia Miszkolca, by zwiedzić wspaniale zachowany zamek w Diósgyőr. DIóSGYőR Diósgyőr to imponujące ruiny średniowiecznego zamku położone na malowniczym wzgórzu. Pierwotna budowla wzniesiona została tu już prawdopodobnie w XIII wieku, o czym świadczą liczne zapiski w kronikach pochodzących z tamtego okresu. Niespełna wiek później Ludwik Węgierski polecił przebudować zamek w okazałą gotycką rezydencję, w której przebywał często jako król Polski. Powstała wówczas otoczona fosą majestatyczna budowla z charakterystycznymi czterema narożnymi wieżami i rozległym dziedzińcem. Obecnie częściowo odrestaurowane ruiny zamku otoczone są przez blokowiska co nadaje im trochę surrealistycznego wyglądu. W jednej z baszt urządzone zostało niewielkie muzeum prezentujące historię twierdzy oraz gabinet figur woskowych przedstawiający scenę podpisania pokoju weneckiego w 1381 roku. Na terenie zamku funkcjonuje także ciekawe Muzeum Papiernictwa. W sezonie letnim w murach zamku bardzo często organizowane są różnego rodzaju imprezy kulturalne takie jak m.in. średniowieczne turnieje, festiwale teatralne czy pokazy folklorystyczne. LILLAFÜRED Po odwiedzeniu tego interesującego miejsca udałem się w dalszą podróż u podnóży Gór Bukowych. Wjechałem w przepiękną o tej porze roku Dolinę Garadna. Zwłaszcza ze wzgórz, które przecina droga rozciągają się przepiękne widoki na dolinę potoków Szinvy i Garadny. Wzdłuż tego ostatniego dojechałem do Lillafüred, uzdrowiska położonego w malowniczej scenerii gór nad jeziorem zaporowym Hámori. To zaledwie około 10 km na zachód od Miszkolca. Jest to jedno z najpiękniejszych i najbardziej znanych uzdrowisk na Węgrzech. Wokół jeziora są liczne trasy spacerowe, a na turystów w sezonie letnim czekają też łódki, pozwalające popływać wśród urokliwej scenerii. Największą atrakcją jest jednak tutaj ośrodek wypoczynkowy wybudowany pod koniec XIX wieku z polecenia hrabiego Andrása Bethlena. Nazwa uzdrowiska, jak i całej miejscowości powstała na cześć jego żony, noszącej imię Lilla. Najbardziej charakterystycznym obiektem uzdrowiska jest baśniowy neorenesansowy hotel. Rezydencja ta powstała w latach 1927-1930 według projektu Lux Kálmána. Ta bajkowa rezydencja wzbudziła również mój podziw. REZYDENCJA – PAŁAC  Jedną z hotelowych restauracji, o wystroju nawiązującym do epoki renesansu, nazwano imieniem króla Macieja Korwina. Witraże, wypełniające jej okna, przedstawiają widoki historycznych węgierskich zamków: Pozsony (Bratislava), Brassó (Brașov), Kassa (Košice), Lőcse (Levoča), Bártfa (Bardejov), Késmárk (Kežmarok), Kolozsvár (Cluj-Napoca), Árva (Oravský hrad) i Vajdahunyad (Hunedoara). Hotel jest otoczony parkiem leśnym z okazami egzotycznych drzew i krzewów. Za hotelem, pomiędzy ciekami rzek Szinva i Garadna, powstały tzw. „Wiszące ogrody”, których rewitalizację przeprowadzono w 2014. Pierwsi odkrywcy nazwali całą tę dolinę Małą Szwajcarią i rzeczywiście jest tu tak cudnie, że się im wcale nie dziwię! HOTEL PALOTA Wnętrza hotelu i restauracji, które zwiedziłem są pełne przepychu w stylu dawnych rezydencji magnackich. Odwiedzający hotel goście mają zapewne wpaść w zachwyt i nie biadolić na wygórowane ceny usług. Ale mimo starego stylu wszystko jest funkcjonalne i nowoczesne. Myślę, że podobne aranżacje można znaleźć w sklepie http://ardeko24.pl/. Gdyby ktoś chciał wystroić swój dom w stylu pałacowym ta firma na pewno mu w tym pomoże! Specjalnością tej firmy jest kompleksowana aranżacja wnętrz. Bogaty asortyment sklepu, w którym znajdziecie elementy dekoracyjne na okna, ściany, podłogi oraz meble i oświetlenie, pozwoli w pełni wyposażyć dom czy mieszkanie. Kompozycje jakie można uzyskać korzystając z ich produktów sprawią, że wnętrza domów mogą zmienić się nie do poznania, wzbudzając zachwyt u gości, a właścicielom zapewniając przyjemność z mieszkania. JASKINIA ANNY Pozostałe atrakcje Lillafüred to między innymi sztuczny wodospad o wysokości 20 metrów oraz wspomniane wiszące ogrody u podnóży pałacu, a także kolejka wąskotorowa, o której pisałem, a którą uwielbiają rodziny z dziećmi. Lokomotywa z napędem hybrydowym wraz z wagonami kursuje poprzez Lillafüred aż do uroczej wioski Garadny. W okolicy Lillafüred można zwiedzić kilka ciekawych jaskiń. np. Anna-barlang (Jaskinia Anny), István-barlang (Jaskinia Stefana), Szeleta-barlang. Ta pierwsza znajduje się pod murami strzelistego pałacu Paloty, czyli opisywanym bajkowym hotelem. Jaskinia Anna jest jedną z trzech na świecie jaskiń z tufy wapiennej otwartej dla zwiedzających. Komory wymyte przez wodę, na ścianach i suficie firanki z mchu, korony drzew iglastych i pokręcone korzenie dostarczają niezwykłych wrażeń zwiedzającym jaskinię. W kilku jaskiniach dokonano odkryć z czasów prehistorycznych. Wskazują one, że były zamieszkiwane przez przodków człowieka już ok. 100-150 tysięcy lat temu. WODOSPAD SZINVA Obok wejścia do niej znajduje się najwyższy na Węgrzech wodospad Szinva. Niestety jest on sztucznie stworzony przez człowieka. Dwukaskadowy o wysokości 20 m i tak wygląda cudnie. Robi wrażenie jakby wydostawał się spod murów pałacu Paloty. W ogrodach znaleźć można liczne pomniki osób związanych z tym miejscem. Cała dolina doskonale prezentuje się ze wzgórza na którym stoi rzeźba pisarza Józsefa Attila, którego ta bajkowa kraina inspirowała do pisania poezji. Tak zaś wspomina pobyt tutaj Petőfi Sándor,  poeta węgierski, ideowy przywódca młodzieży budapeszteńskiej, uczestnik powstania węgierskiego: „We wsi, gdzie stała walcownia, dolina się zwężała aż w końcu wciskała się wśród dzikich skał. Droga prowadzi zakrętami przy brzegu potoku Szinvy, tworzących wiele kaskad na nurcie, aż w końcu powstaje jezioro, którego wody są ciemno zielone, ponieważ olesione, okoliczne wzgórza odbijają się w wodzie. Człowiek myśli że jest w przepięknej krainie Helvitia (Szwajcaria). Nic nie brakuje, przyroda jaskinie umieściła w dolinie. W porównaniu do Aggtelek nie są to duże jaskinie, nie z pochodnią, ale ze świeczką chodzi się po nich, ale za to czyste i świecące.” MUZEUM TECHNIKI – MASSA I PRADAWNA HUTA Z Lillafüred prowadzą liczne malownicze trasy turystyczne w Góry Bukowe. Jest także tutaj Muzeum Metalurgiczne. Po długim pobycie tu, można by rzec u bram tychże gór udałem się właśnie na jeden z najwyższych szczytów. Ale po drodze czekała na mnie jeszcze jedna niespodzianka. Postanowiłem udać się wgłąb gór wznosząc się wraz z szosą coraz wyżej, ale napotkałem miejsce, gdzie stoi stary piec hutniczy i znajduje się skansen maszyn górniczych. Odnaleźć go można przy stacji kolejki o węgierskiej nazwie Újmassai őskohó, kilka kilometrów za jeziorem na zachód. Jest to Muzeum Techniki i Komunikacji  z pradawną hutą. Po uprzednim zgłoszeniu możemy zwiedzić też Kuźnię żelaza z działającym kołem wodnym oraz właśnie skansen maszyn „Huta Fazola”. Wszystko to oczywiście na otwartym powietrzu. Po kolejnym postoju ruszyłem w końcu w dalszą drogę, już aby zdobywać szczyty tychże gór. Wizyta w tej przepięknej dolinie miała być preludium wycieczki, ale los jak to bywa pokrzyżował mi trochę plany, Ale o tym przeczytacie już w następnej części węgierskiej opowieści. Jak zawsze zapraszam na koniec do obejrzenia fotorelacji z wypadu. I poczytania innych opowieści z Węgier. Z górskim pozdrowieniem Marcogor [See image gallery at marekowczarz.pl]     Podobne zdjęcia: [See image gallery at marekowczarz.pl]

Pod wodą

Dobas

Pod wodą

Gdzie wyjechać

Wzdłuż szyn, ale w górę i w dół. Tramwajami i kolejkami po Lizbonie

Wzdłuż szyn, ale w górę i w dół. Tramwajami i kolejkami po Lizbonie Jedna rzecz w Lizbonie – trzeba przyznać – jest absolutnie unikalna i niesamowita. Chodzi o komunikacją publiczną a dokładniej jej szynową część. Nigdzie indziej w europie nie poczujecie się jak w San Francisco oraz na tym samym bilecie nie skorzystacie z metra, autobusów, tramwajów ale i kolejek szynowych i… wind. Inne miasta na świecie, gdzie wielkimi […]

Chata na głowie w Miłkowie

SISTERS92

Chata na głowie w Miłkowie

Co niezwykłego ma do zaoferowania czeska stolica?

Kulinarny Blog

Co niezwykłego ma do zaoferowania czeska stolica?

Moi drodzy, tytułem wstępu chciałbym wspomnieć, jak już pewnie zauważyliście, że kulinarnyblog.pl odrobinę się zmienia… Znajdziecie na blogu już nie tylko przepisy kulinarne, ale również relacje z naszych podróży i odrobinę artykułów poruszających tematykę zdrowotną i lifestylową. Tak więc poniżej, krótki poradnik co warto zobaczyć w Pradze. Praga to jedno z najpiękniejszych miast graniczących z naszym krajem, do którego warto się wybrać, jeśli liczymy na możliwość ujrzenia zachwycających budowli zabytkowych, kolorystycznego bogactwa Starego Miasta oraz zapierających dech w piersiach krajobrazów. Praga jest wręcz idealna dla miłośników zwiedzania, a dodatkowo najbardziej wartościowe atrakcje turystyczne znajdują się w niewielkich od siebie odległości. Co warto zobaczyć w Pradze? 1. Zamek na Hradczanach to największa budowla świata, będąca rezydencją prezydenta Republiki Czeskiej. Wstęp do Ogrodów zamkowych jest bezpłatny, a w celu przyjrzenia się z bliska murom obronnym, dziedzińcowi, Katedrze Św. Wita, podgrodzia oraz złotej uliczki przyjdzie nam kupić bilet wstępu. Warto zatrzymać się w Ogrodzie Waldsteina na Małej Stranie, gdzie znajduje się widowiskowa grota, kryjąca w swoim wnętrzu liczne stalaktyty oraz stalagmity. 2. Dzielnica Żydowska, czyli Josefov znajduje się blisko starego miasta. Można tutaj odwiedzić Praskie Muzeum Żydowskie, cmentarz żydowski oraz najstarszą działającą synagogę w Europie, czyli Staranovę. 3. Rynek Starego Miasta i ratusz to konieczny punk podróży po Pradze. Widok z wieży ratusza staromiejskiego ukazuje tętniące życiem serce tego miasta. Tutaj też przyjdzie nam podziwiać zegar Orloja, który co godzinę pozwala turystom zobaczyć paradę mechanicznych figur. Zobaczymy tutaj także Kościół Marii Panny przez Tynem, a w centrum rynku stoi okazały pomnik Jana Husa. Wokół rynku natomiast ustawionych jest kilkanaście kamienic w stylu gotyckim i renesansowym. Post Co niezwykłego ma do zaoferowania czeska stolica? pojawił się poraz pierwszy w Kulinarny Blog - wiesz jak gotować!.

Gaijin w podróży

Armia japońska kiedyś i dziś

Kiedy w 1871 roku zaczęto tworzyć japońską armię, ludność nie wykazywała entuzjazmu. Kiedy ogłoszono powszechny obowiązek służby wojskowej, lud oburzył się i odmówił obrony kraju. Kraju, który według nich był przecież broniony przez sfery rządzące i samurajów. Rząd jednak nie wziął pod uwagę zdania oburzonego społeczeństwa, a w Japonii zaczęto tworzyć armię zgodnie z europejskimi wzorami. Początkiem okresy Meiji zaczęto wprowadzać powszechny obowiązek służby wojskowej. Decyzję o utworzeniu armii podjęto na grudniowym zebraniu rządu Yamagata Aritomo. Reforma ta miała za zadanie zwiększenie obronności kraju, ale także wywołanie w społeczeństwie poczucia lojalności wobec kraju. Początkowo rząd chciał, aby służba wojskowa dotyczyła jedynie byłych i obecnych samurajów. Przecież powszechny lub nie potrafił walczyć. Jednak uporowi Yamagaty projekt reformy wojskowej ostatecznie został wprowadzony w życie. Pobór do armii Po raz pierwszy pobór do wojska nastąpił w 1873 roku. Do służby wezwani zostali wszyscy zdolni do walki mężczyźni. Oczywiście, podobnie jak dziś, były i sytuacje zwalniające ze służby. Dotyczyły one jedynych żywicieli rodziny, niepełnosprawnych, studentów , czy urzędników państwowych. Co ciekawe, można było również wykupić się od służby, co kosztowało 270 jenów. Mimo początkowych buntów obywateli, z czasem armia japońska zaczynała nabierać na sile. Ludność przekonała się o konieczności posiadania armii już w 1877 roku, kiedy to stłumiła ona powstanie samurajów z Satsumy, czy w czasie wojny z Chinami w latach 1894–1895. Z czasem japońska armia, utworzono przy współpracy Francji i Prus, stała się najsilniejszą w całej Azji. Armia przed wojną japońsko-rosyjską Armia japońska rosła w zastraszającym tempie. Tuż przed wojną japońsko-rosyjską, Japonia mogła wystawić 850 tysięcy żołnierzy. Jeśli jednak doda się do tej liczby wszystkie możliwe rezerwy, armia mogła osiągnąć liczebność na poziomie ponad 4 milionów. Na początku XIX wieku cesarska armia japońska składała się z 13 dywizji piechoty, w tym jednej gwardii cesarskiej. Posługiwali się oni podstawowym typem uzbrojenia, czyli karabin rodzimej produkcji Arisaka 30 Shiki. Posługiwano się również karabinami maszynowymi. Każdy żołnierz miał na sobie ciemnoniebieski mundur i białe kamasze. W porównaniu z europejskimi siłami zbrojnymi, japońska armia była słabiej uzbrojona, nie posiadała też tak dużej ilości czołgów, czy wozów bojowych. Japońska armia brała udział w wielu bitwach. Do tych najważniejszych należały: pierwsza wojna chińsko-japońskiej w latach 1894-1895; zajęcie Tajwanu w 1895; wojna rosyjsko-japońskiej w 1905; zajęcie Korei w 1910; I wojna światowa (zdobycie w 1914 niemieckiej kolonii Qingdao); aneksja Mandżurii w 1931; druga wojna chińsko-japońskiej (1937-1945); nieudany atak na Mongolię w 1939. operacja obsadzenia Indochin Francuskich w l. 1940-1941 Koniec armii cesarskiej Japońska Cesarska Armia została rozwiązana wraz z kapitulacją Japonii we wrześniu 1945. Na jej miejscu w 1954 powstały Japońskie Siły Samoobrony. Początkowo jednak nie dbano o jej rozwój. Potencjalny konflikt o wyspy Kurylskie oraz radziecka inwazja na Afganistan przyczyniły się do modernizacji JSS. Rozbudowa ta dotyczyła jednak głównie sił obronnych i była ściśle kontrolowana przez USA. Obecnie JSS funkcjonują w obszarze marynarki wojennej, wojsk lądowych i lotnictwa wojskowego. Współcześnie JSS cieszą się wielkim poważaniem na świecie. Obecnie znajdują się one na 9 miejscu w rankingu najpotężniejszych wojsk na świecie. Z kolei na kontynencie azjatyckim uplasowały się na 4 miejscu za Chinami, Indiami i Koreą Południową. Armia japońska obecnie Od 2007 r. działa Japońskie Ministerstwo Obrony, którego zadania wyglądają podobnie jak w przypadku polskiego MON. Japonia nie posiadała wcześniej ministerstwa obrony, a jedynie agencję. Co ciekawe, w sensie prawnym, Japońskie Siły Samoobrony nie mają charakteru wojskowego. Przez to właśnie wszyscy służący tam obywatele są cywilami, a sprawy sądowe rozstrzyga sąd cywilny. W wyposażeniu nie znajdziemy broni ofensywnej, pocisków balistycznych, czy pocisków dalekiego zasięgu. Mimo to, JSS nie jest w niczym gorsze od najpotężniejszych armii świata. Mają oni silne powiązanie ze Stanami Zjednoczonymi, a na ich rozwój, państwo przeznacza rocznie 50 mld dolarów. Wg strony globalfirepower.com, w armii japońskiej znajduje się obecnie ponad 678 czołgów, 2 850 uzbrojonych pojazdów bojowych, 500 wieżyczek artyleryjskich, 202 działa samobieżne oraz 99 systemów rakietowych wielokrotnego odpalania. Obecnie do zadań lądowych Sił Samoobrony jest wspieranie ofiar kataklizmów w Japonii i jej pobliżu oraz pomoc w misjach ONZ. Elitarne jednostki W 2009 r. powstała elitarna jednostka wojsk lądowych JSS pod nazwą Japońska Grupa Specjalnych Operacji Lądowych (JGSOL). Jest to jednostka antyterrorystyczna, powołana przez byłą Japońską Agencję Bezpieczeństwa. Jej głównym zadaniem jest przeciwdziałanie aktywności terrorystycznej i partyzanckiej oraz przewodniczenie wojsku w operacjach militarnych przeciwko partyzantom i służbom specjalnym innych państw. Kolejnym ważnym elementem Sił Samoobrony są wojska powietrzne JSS. Powstały w 1954 r. i obecnie liczą 1 613 maszyn latających, z czego 289 to myśliwce, 529 to transportowce a 741 helikoptery. To również część JSS odpowiedzialna za obronę powietrzną kraju. Jednak najpotężniejszą armią są Morskie Japońskie Siły Samoobrony. Jak podaje globalfirepower.com marynarka wojenna Japonii znajduje się na 4. miejscu pod względem siły na świecie. Natomiast pod względem nowoczesności wyposażenia, Japonia może pochwalić się drugim miejscem tuż za Stanami Zjednoczonymi. Artykuł Armia japońska kiedyś i dziś pochodzi z serwisu Gaijin w Podróży.

DJI Mavic Pro

Dobas

DJI Mavic Pro

WEEKENDOWI PODRÓŻNICY

Rozdajemy prezenty! Najlepsze podróżnicze książki na Mikołajki

(adsbygoogle = window.adsbygoogle || []).push({}); Szukasz inspiracji na przyszły rok, upominku dla znajomych lub prezentu dla siebie? Z pomocą przychodzi ci twój ulubiony blog podróżniczy. Dobra, bez zbędnych wstępów. Z okazji zbliżających się świąt mamy dla was kilkanaście książek podróżniczych i nie zawahamy się ich użyć. Do rozdania mamy następujące pozycje:   Maria i Przemysław Pilichowie – Wielcy polscy podróżnicy, którzy odkrywali świat Czy wiesz, czemu słynny Maurycy Beniowski nosił przydomek „króla Madagaskaru”, a Michała Boyma nazywano „polskim Marco Polo”? Ta książka to najlepszy dowód na to, jak pełnym fantazji i pasji narodem jesteśmy. Znajdziecie w niej sylwetki wielu podróżników, geografów i odkrywców. Tych bardziej znanych, jak Bronisław Malinowski, który badał życie seksualne dzikich. I tych mniej znanych jak Antoni Dobrowolski – inicjator polskich wypraw polarnych. Ta książka rozbudza wyobraźnię, poszerza horyzonty i pozwala marzyć. A od marzeń do ich realizacji pozostaje już tylko jeden mały krok.   Dominik Fórmanowicz – Mężczyzna w chwili, w której zostaje sam To niesamowite, że książka, która zaczyna się tak kiepsko (przepraszam autora, ale naprawdę czytało się źle) jest w stanie z biegiem kolejnych stron tak mocno wciągnąć czytelnika. Rzecz dotyczy jednej z najsłynniejszych podróżniczych tras Europy, czyli pieszej pielgrzymki do Santiago de Compostela. Jest to więc zapis wędrówki, w którą główny bohater wyrusza sam, po drodze spotyka zaś niezliczone tłumy ludzi, z którymi dzieli czas. Podróżuje do słynnego sanktuarium, ale też – choć brzmi to jak tani Paolo Coelho – podróżuje też do wnętrza siebie, szukając odpowiedzi na nurtujące go pytania. I to chyba największa siła tej książki – zapisy dziesiątek rozmów, z których wyłaniają się ludzkie charaktery i ich prawdziwe problemy. A przy tym wszystkim ucieka z pułapki banału. A do tego gwarantuję, że po jej przeczytaniu sami zapragniecie wyruszyć w podobną trasę jak główny bohater tej powieści.   Sylwia Mróz – Pejzaż bez kolców Kompendium wiedzy i absolutny mus dla wszystkich planujących wyprawę do Meksyku. Znajdziecie tu informacje o historii, kuchni, sztuce, religii i obyczajach panujących w tym kraju. Nie jest to przy tym sucha, „przewodnikowa” wiedza, ale świetna, wciągająca lektura pełna praktycznych porad, bo poparta własnym doświadczeniem. Sama autorka twierdzi, że Meksyk to nie kraj, to stan umysłu. I po lekturze tej książki wypada się z nią zgodzić. Książkę polecamy każdemu, kto planuje wyjazd do Meksyku i lubi tematykę podróżniczą. I co? Spisał się święty Mikołaj w tym roku, nie?:) Te książki mogą być Wasze, jeśli weźmiecie udział w naszym małym konkursie. Wystarczy, że napiszecie w komentarzu o tym, jakie podróże planujecie w przyszłym roku lub które kierunki są waszymi wymarzonymi trasami? Najlepsze odpowiedzi nagrodzimy powyższymi książkami – mamy po dwa egzemplarze każdego tytułu. Do każdej z nich dodamy też voucher na półroczny abonament na aplikację iCoyote! Więc do dzieła. Na Wasze komentarze czekamy do 4.12.2016 do końca dnia. Nie zapomnijcie dopisać, którą książkę chcielibyście wygrać w pierwszej kolejności. Nagrody dla Was ufundowało wydawnictwo MUZA oraz firma Coyote.   Artykuł Rozdajemy prezenty! Najlepsze podróżnicze książki na Mikołajki pochodzi z serwisu weekendowi.pl.

Dworek Wincentego Pola w Lublinie

SISTERS92

Dworek Wincentego Pola w Lublinie

Tuk Tuk Cinema - Robert

MAGNES Z PODRÓŻY

Tuk Tuk Cinema - Robert "Robb" Maciąg (recenzja i konkurs)