Dobas

Rybie oko

Obiektywy typu „rybie oko “ są dosyć specyficznym rodzajem optyki. Sięgamy po nie dosyć często i chwilę po zakupie jest to jeden z najczęściej używanych przez nas obiektywów. Wszędzie gdzie tylko możliwe staramy się wykorzystać twórczo zniekształcenia które oferuje ten obiektyw. W związku z tym, krótko po zakupie wykonujemy masę zdjęć z niewielkiej odległości wszystkiemu co tylko jesteśmy w stanie sfotografować w taki sposób. Uwydatniamy wielki nos fotografowanych osób, robimy zdjęcia kotom i psom z kilku centymetrów i nagle nasze portfolio przepełniają zdjęcia wykonane tą metodą. Bombardujemy naszych znajomych dziesiątkami tego typu fotografii a po niedługim czasie obiektyw ten „trafia do lamusa “ a nas przestaje radować zniekształcenie jakie oferuje obiektyw. Krótko mówiąc jeżeli nie potrzebujemy obiektywu typu rybie oko do naszej pracy, na przykład wykonywania panoram sferycznych czy fotografii podwodnej – najprawdopodobniej obiektyw ten dość szybko nam się znudzi. Pamiętajmy jednak o tym, że oprócz charakterystycznych zniekształceń, obiektyw ten oferuje bardzo szeroki kąt widzenia. Możemy to wykorzystać choćby w fotografii krajobrazowej. Jeśli ustawimy linię horyzontu pośrodku ujęcia, tak aby obiektyw nie było pochylony ani w dół ani w górę tylko idealnie wypoziomowany, zniekształcenia krajobrazu zostaną zredukowane do minimum. Łatwo się o tym przekonać jeśli zapowiemy obiektyw „fisheye” na aparat i patrząc w wizjer skierujemy go w dół a następnie powoli będziemy przesuwać go pionowo w górę. Zauważymy wówczas, że najbardziej widoczne zniekształcenia pojawią się gdy aparat jest wycelowany pod stosunkowo dużym kątem w górę lub w dół, natomiast gdy linia horyzontu będzie przebiegać przez połowę naszego zdjęcia zniekształcenia będą prawie niewidoczne. Tak wykonane zdjęcia krajobrazowe, będzie wówczas wyglądać niczym niewielka panorama albo zdjęcie wykonane ultra szerokokątnym obiektywem. Warto więc pamiętać, że jedną z cech obiektywu rybie oko – oprócz charakterystycznych zniekształceń i „wyginania” fotografowanych obiektów jest szeroki kąt widzenia. Tę cechę z powodzeniem możemy wykorzystać odpowiednio ustawiając aparat. Powyższa fotografia wykonana za pomocą obiektywu Samyang 7,5mm do systemu Mikro 4/3 The post Rybie oko appeared first on Marcin Dobas.

3 miejsca, których nie widziałaś w Berlinie

URLOP NA ETACIE

3 miejsca, których nie widziałaś w Berlinie

„Casa Particular” – noclegi w prywatnych kwaterach na Kubie

Orbitka

„Casa Particular” – noclegi w prywatnych kwaterach na Kubie

Ile możliwości i za ile kasy … czy można podróżować za przysłowiowe grosze???

JULEK W PODRÓŻY

Ile możliwości i za ile kasy … czy można podróżować za przysłowiowe grosze???

Czy rytuały ratują życie (w podróży)?

STOPEM PO PRZYGODE

Czy rytuały ratują życie (w podróży)?

Czemu warto odwiedzić Słowenię? Idealne miejsce na majówkę (CZĘŚĆ 1)

WEEKENDOWI PODRÓŻNICY

Czemu warto odwiedzić Słowenię? Idealne miejsce na majówkę (CZĘŚĆ 1)

Pomysł na prezent dla małego podróżnika

wszedobylscy

Pomysł na prezent dla małego podróżnika

Wędrówki w Izraelu, albo pięć miejsc, dla których warto zrezygnować z Jerozolimy i wejść na szlak

Zależna w podróży

Wędrówki w Izraelu, albo pięć miejsc, dla których warto zrezygnować z Jerozolimy i wejść na szlak

loswiaheros

Higiena kobieca w podróży

Kochane dziewczyny, wbrew pozorom nie posiadam wielu informacji na temat dostępności podpasek i tamponów w różnych częściach świata. Wiem jednak, dzięki licznym mailowym zapytaniom, że taka wiedza jest cenna. Dlatego właśnie dla Was i dla mnie samej postanowiłam stworzyć taki mini, a może mega przewodnik. Oprócz tradycyjnych podpasek jednorazowych i tamponów, są jeszcze inne wynalazki, ... The post Higiena kobieca w podróży appeared first on Podróże po świecie.

WEEKENDOWI PODRÓŻNICY

Podróże z małym dzieckiem – wszystko, o czym musisz pamiętać

Dostajemy od Was coraz więcej zapytań o kwestie formalne i praktyczne podróżowania z małym dzieckiem. Dlatego ja, Iza, zacznę w kolejnych wpisach naświetlać kolejne tematy i mam nadzieję przekonać niezdecydowanych do częstszych wyjazdów ze swoimi pociechami. Dzisiaj piszemy o niezbędnych dokumentach. O praktycznych stronach podróżowania z niemowlakiem możecie przeczytać we wpisie —> „Kiedy jedziesz na urlop z niemowlakiem.Survivalowy przewodnik”. Z kolei miłośnikom jazdy bez trzymanki polecamy wpis, w którym podajemy przepis na to, jak radzić sobie w podróży  nie tylko z niemowlakiem, ale i z teściami. Jeśli planujecie podróż poza granice Polski, musicie zadbać o odpowiedni dokument dla swojego dziecka. Przystąpienie do strefy Schengen oczywiście usprawniło przemieszczanie się pomiędzy państwami, ale nadal należy pamiętać o posiadaniu dokumentów potwierdzających tożsamość dziecka. Do wyboru macie: dowód osobisty lub paszport. Wybór dokumentu zależy od tego, dokąd zamierzacie podróżować. Jeżeli na razie ograniczacie się do Europy możecie spokojnie wybrać dowód osobisty, który wyrabia się bezpłatnie. Jest ważny przez pięć lat. Żeby go wyrobić potrzebnych jest obydwoje rodziców (jeżeli jedno z nich nie może się stawić osobiście, to konieczna jest pisemna zgoda poświadczona przez notariusza lub urząd gminy). Dziecko poniżej 5 lat nie musi przychodzic z rodzicami osobiście. Przy odbiorze jest już łatwiej – wystarczy jeden z opiekunów. Czas oczekiwania na dokument to 30 dni. Do dowodu potrzebujecie oczywiście zdjęcie dziecka. Jeżeli zamierzacie podróżować trochę dalej i bardziej egzotycznie warto od razu wyrobić paszport. Ważny jest także na 5 lat. Oprócz zdjęć i zgody obojga rodziców (musicie się stawić osobiście), należy wnieść opłatę paszportową: dla dziecka do 13 lat to 30 zł, dla starszych 70 zł. Paszporty są ważne odpowiednio 5 lat dla dziecka do 13 lat i 10 lat, gdy jest ono starsze. Ile trzeba czekać? 30 dni, chociaż w naszym przypadku były to trzy tygodnie. Helcia swój pierwszy paszport miała w wieku 10 tygodni, więc jak tylko poczujecie się dobrze i pewnie w nowych rolach podróżujcie wspólnie i realizujcie swoje marzenia. Będzie tak… ….a potem tak :)

Waluta na Kubie i zakupy

Orbitka

Waluta na Kubie i zakupy

Parę sposobów na oszczęnodści w podróży

Na Wschodzie

Parę sposobów na oszczęnodści w podróży

Włochy by Obserwatore

Jak rozpoznać najlepszą pizzę?

By http://obserwatore.euKażdy Włoch potwierdzi, że najlepsze pizze można zjeść we Włoszech na południe od Rzymu. Dodać należy, że nie za bardzo na południe, bo już ta podawana w południowej Kalabrii albo na Sycylii nie dorównuje pizzy z okolic Neapolu – zwykle jest sztywna i chrupie. A pizza musi być przecież miękka, na cienkim, dobrze wyrośniętym cieście i aromatyczna! […]Czytaj oryginalny wpis: http://obserwatore.eu.

RUSZ W PODRÓŻ

O priorytetach i wyborach. Anna Krypa opowiada jak łączyć pracę i podróże

Spotkanie blogerów w Warszawie. Siadamy na jednej kanapie, rozmawiamy, śmiejemy się. Pomyślałam, że warto znać imię skoro tak dobrze nam się rozmawia. Pytam i zaliczam wpadkę. Ania mówi, że to przecież ona, a ja bezskutecznie próbuję się tłumaczyć, że zdjęcia, że Internet, że w ogóle… Miło jest jednak przekonać się, że ludzie, z którymi dobrze […] Zobacz również: 10 krajów, 59 dni w podróży, 26 dni urlopu – podróżniczy przepis Wojażera Jak połączyć pracę i podróże – wersja londyńska 7 sposobów na załatwienie długiego urlopu w firmie

Bursa raz jeszcze

Rodzynki Sułtańskie

Bursa raz jeszcze

Dlaczego warto wyjechać na kurs językowy za granicę?

Podróżniczo

Dlaczego warto wyjechać na kurs językowy za granicę?

Znajomość języków obcych jest niezbędna w dzisiejszych czasach. Nie tylko podróżnik wyjeżdżający za granicę, ale każdy młody człowiek powinien inwestować w naukę języków. Przede wszystkim język angielski jest nieodłącznym elementem życia. Przydaje się w kontaktach biznesowych, na studiach, w podróży, ale także daje możliwość poznawania nowych osób. Dlatego warto zdecydować się na jego doszlifowanie i wyjechać na kurs językowy za granicę. Oto moich 6 powodów! 1. Stały kontakt z językiem obcym Moim zdaniem jest to główny powód uczestnictwa w kursie językowym za granicą, szczególnie dla osób, których znajomość języka angielskiego jest początkująca. Wyjeżdżając na taki kurs, każdy uczestnik ma ciągły kontakt z językiem obcym. Poza lekcjami w klasach, zagraniczne szkoły językowe organizują codzienne zajęcia dodatkowe oraz wycieczki. Ma to na celu nie tylko integrację grupy, zawarcie nowych znajomości czy przeżycie niesamowitych wakacji, ale także (a nawet przede wszystkim) dostęp do języka obcego praktycznie 24 godziny na dobę! Wyobraź sobie, że wyjeżdżasz na Maltę… Cudowna wyspa, fantastyczna pogoda, słońce, morze i mnóstwo młodych ludzi z różnych krajów. Taka nauka będzie czystą przyjemnością, a nie przykrym obowiązkiem! Na pewno wiedzą o tym starsi, a młodzież powinna zrozumieć, że znajomość języków obcych jest bardzo ważna w przyszłości – zwiększa możliwości zawodowe i otwiera nowe horyzonty. 2. Nowe znajomości Udział w kursie językowym za granicą to możliwość zawarcia nowych znajomości. Najlepiej jeśli zdecydujesz się na samotny wyjazd, bez znajomego z Polski. Dlaczego? Ponieważ będziesz musiał poznać nowe osoby na miejscu, z którymi porozumiesz się tylko w języku obcym! Samotny wyjazd jest często barierą, którą warto przełamać… Ja przełamałam ją kilka lat temu i teraz samotne wyjazdy nie stanowią dla mnie żadnego problemu. Wręcz przeciwnie! Są odskocznią od codzienności, wyrwaniem się od problemów i spojrzeniem na wiele spraw z dystansu. Dzięki temu mam też możliwość poznania bliżej samej siebie, odkrycia swoich słabości, doświadczenia odpowiedzialności i zmierzenia się z przeciwnościami losu. Często wyjazdy zagraniczne owocują zdobyciem nowych znajomych, a nawet przyjaciół na długie lata. To także dobry sposób na nawiązanie relacji, które przydadzą się w dorosłym życiu zawodowym. Po zakończeniu kursu warto o nie dbać i pielęgnować. Kto wie, może Twoim kolejnym celem podróży będzie kraj, z którego pochodzi osoba poznana na kursie językowym? 3. Poznawanie kultury i zwyczajów Czym byłby wyjazd do obcego kraju bez możliwości poznania jego kultury i zwyczajów? Jest to jedna z podstawowych wartości podróżowania, którą cenię szczególnie. Wyjazd za granicę ma służyć nie tylko relaksowi i odcięciu się od otaczającej Cię rzeczywistości, ale także ma sprawić, że wrócisz z niego bogatszy. Zdobędziesz nowe doświadczenia, znajomości, lepiej poznasz język obcy, ale także będziesz bogatszy o wiedzę związaną z kulturą i zwyczajami panującymi w kraju, który właśnie odwiedziłeś. Poza tym warto poznać historię odwiedzanego miejsca i jego najważniejsze zabytki oraz atrakcje. Dobra szkoła językowa organizuje dla uczestników wycieczki do najciekawszych miejsc, aby przybliżyć kursantom dzieje kraju i pokazać, jakie ma walory kulturowe, przyrodnicze, a także historyczne. Przebywanie w otoczeniu odmiennej kultury uczy także otwartości i tolerancji. Więcej informacji o Malcie, znajdziesz na stronie: http://pl.wikipedia.org/wiki/Malta A o tym, jak tanio polecieć na wyspę pisałam w Praktycznym przewodniku po Malcie Jeśli jesteś uczniem lub studentem, zdobyta wiedza przyda Ci się w szkole i na uczelni. Natomiast, jeśli pracujesz w międzynarodowej korporacji i często przebywasz z obcokrajowcami, to wiedza związana z ich krajem pomoże Ci w lepszych kontaktach zawodowych. 4. Nauka w międzynarodowym towarzystwie Bardzo ważne jest, aby cały czas spędzać w międzynarodowym towarzystwie. Jeśli spotkasz na kursie językowym osobę z Polski, to staraj się rozmawiać z nią wyłącznie w obcym języku.  Nawet jeśli wyda Ci się to dziwne, postaraj się zrozumieć, że nikt inny nie będzie wiedział o czym rozmawiacie. Przez to możesz zniechęcić do siebie innych kursantów. Nauka w międzynarodowym towarzystwie to nie tylko osoby biorący udział w kursie. Warto pamiętać także o tym, kto Cię uczy języka. Decydując się na wybór szkoły językowej, należy zwrócić uwagę na kadrę lektorską i to, jakiej jest narodowości. Wyjeżdżając np. na Maltę, dobrze by było, aby angielskiego uczył native speaker, który posiada certyfikat brytyjski. Dlaczego? Ponieważ akcent angielski na Malcie jest inny, niż w Wielkiej Brytanii, a osoba posiadająca certyfikat z Anglii z pewnością sprawdzi się dobrze w swojej roli. Lektorzy powinni być dla Ciebie dostępni także poza zajęciami w klasie, np. w czasie wycieczek lub zajęć pozalekcyjnych. To stanowi dodatkowy atut, z którego warto skorzystać. 5. Rozwój osobowości Ten punkt powinieneś potraktować bardzo poważnie. Czy nauka w szkole językowej w Polsce rozwinie Twoją osobowość? Moim zdaniem nie. Nauka na kursie językowym za granicą też tego nie gwarantuje, chyba, że zdecydujesz się na samotny wyjazd. Już o tym wspominałam, ale warto podkreślić rolę, jaką odgrywa indywidualny wyjazd w kształtowaniu osobowości. Pobyt wśród zupełnie obcych osób, z którymi spędzisz najbliższe dni lub tygodnie pozwoli nie tylko na rozwijanie osobowości, ale także da możliwość zdobycia pewności siebie i pomoże nauczyć się samodzielności. Musisz pamiętać, że poza gronem znajomych, których poznasz na kursie, jesteś sam w obcym kraju, co przyczyni się do większej odpowiedzialność za siebie i swoje czyny. 6. Dopasowane zajęcia Ostatni powód, o którym postanowiłam napisać, jest ściśle związany z samym kursem językowym. Prawda jest taka, że żadna szkoła w Polsce nie dopasuje idealnie zajęć do Twojego poziomu znajomości języka obcego. Szkoły językowe za granicą starają się robić to tak dobrze, jak potrafią. Ale wszystko zależy od Ciebie! Pierwszego dnia na kursie językowym przechodzisz test, który ma wykazać, jak dobrze znasz język obcy. Test jest podzielony na dwie części – pisemną i ustną. Na jego podstawie zostaniesz przydzielony do grupy o określonym poziomie. Jeszcze przed wyjazdem masz możliwość decyzji, jaki rodzaj kursu wybierzesz. Większość szkół oferuje kursy standardowe, intensywne, indywidualne, specjalistyczne oraz egzaminacyjne, czyli przygotowujące do międzynarodowych egzaminów (np. IELTS). Kursy specjalistyczne dotyczą osób, które chcą wzbogacić swoje słownictwo lub płynnie mówić określonym rodzajem, np. językiem biznesowym, prawniczym czy medycznym. Co nieco o kursie… Decydując się na wyjazd na kurs językowy, przede wszystkim musisz odpowiedzieć sobie na pytanie, jakiego języka chciałbyś się nauczyć. Język angielski jest językiem uniwersalnym – każdy powinien posługiwać się nim w stopniu przynajmniej komunikatywnym. Kursy języka angielskiego są popularne w dwóch krajach: Wielkiej Brytanii oraz na Malcie. I tu rodzi się kolejne pytanie… czy wolisz spędzić co najmniej tydzień czasu na wyspach brytyjskich, gdzie ceny kursów są wyższe, a pogoda nie zawsze sprzyja połączeniu przyjemnego z pożytecznym? Czy wolisz małą wyspę, na Morzu Śródziemnym, gdzie praktycznie przez cały rok świeci słońce, temperatura nie spada poniżej 15 stopni Celsjusza w ciągu dnia, a kursy językowe są na porównywalnym poziomie, co w Anglii? Ja zdecydowanie wybieram opcję drugą, ponieważ byłam dwukrotnie na Malcie i zakochałam się w tym kraju. Oferta szkół językowych jest bardzo bogata, dlatego z pewnością każdy znajdzie coś dla siebie. Dla tych, którzy lubią kameralne warunki, dobrą lokalizację, wykwalifikowaną kadrę lektorską i komfortowe warunki polecam szkołę Maltalingua, położoną w miejscowości St. Julian’s. Więcej informacji na stronie www.maltalingua.pl Ciekawostka…

Wolontariat zagraniczny – jak wyjechać?

Republika Podróży

Wolontariat zagraniczny – jak wyjechać?

TROPIMY PRZYGODY

Londyn (trochę) wegetariański

Wypady na zachód Europy powinny być (i są) dużo łatwiejsze dla osób wege. Wybierając się w dalsze podróże najlepiej dobrze zapoznać się z bezmięsnymi daniami lokalnej kuchni. Z tymi krótszymi wyjazdami, zwłaszcza na zachód jest łatwiej, bo przecież wiadomo, że podobnie...

Dobas

Kalendarz National Geographic

W najnowszym styczniowym numerze magazynu National Geographic ukaże się kalendarz ze zdjęciami mojego autorstwa. Trzynaście fotografii wykonanych podczas ostatnich wojaży. Znajdą się tam fotografie z takich miejsc jak: Islandia, Nepal, Nowa Zelandia, Finlandia, Norwegia czy Maroko The post Kalendarz National Geographic appeared first on Marcin Dobas.

OM-D EM-5 II i 40 Mpx

Dobas

OM-D EM-5 II i 40 Mpx

Jestem już po powrocie z wyjazdu na którym przez ponad miesiąc katowałem Olympus OM-D EM-5 mark II. Jeśli chodzi o wytrzymałość sprzętu – to już mogę powiedzieć że nie narzekam bo aparat ma za sobą tytłanie w piasku, regularne zalewanie falą morską przez kilka godzin podczas buszowania po Oceanie Indyjskim w celu wyśledzenia waleni. Ma na koncie wypadek rowerowy na azjatyckiej drodze ( choć opakowany w Lowepro Flipside przygrzmocił w asfalt ). Przeżył dużą wilgotność, upał i o dziwo działa… Wrażeń mam tyle że potrzebuję jeszcze trochę czasu an aby to ogarnąć i zebrać w całość. Zacznę od krótkiego wpisu na temat rzeczy, która budzi chyba największe emocje. A więcej opiszę już sukcesywnie zbierając jakoś w całość myśli. Wrażenia mam pozytywne,obsługa jest porównywalna do EM-1 i gdybym nie potrzebował fazy bez wahania sięgałbym po OM-D EM-5 Mark II. Composite shots 40Mpx – to możliwość wykonania zdjęć o wielkiej rozdzielczości. Zdjęć 40 Mpx w przypadku JPG ( 7296 x 5472  ) i 64 Mpx w przypadku zdjęcia RAW (9280 x 6938 ) wykonując zdjęcie RAW + JPG uzyskamy 3 pliki. ORF – czyli RAW zdjęcia o rozmiarze 64Mpx (9280 x 6938 ) około 100 MB JPG – czyli jpg ze zdjęcia o dużej rozdzielczości i przeskalowany do 40 Mpx ORI – tajemniczy plik, który okazuje się być RAWem z pojedynczego zdjęcia 16 Mpx Pomijam fakt dziwnego i niezrozumiałego nazewnictwa skąd wzięło się ORI i dlaczego ORF o dużej rozdzielczości nie ma innej nazwy niż dotychczasowe RAWY. Załóżmy, że tak ma być. Zwróćcie uwagę, że 3 pliki, które tworzy aparat są bardzo ale to bardzo fajnym posunięciem. Aparat nie tylko wykonuje zdjęcia o dużej rozdzielczości ale mamy do dyspozycji również RAW z pojedynczego zdjęcia 16Mpx. Jeśli więc z jakiś przyczyn zdjęcie w wysokiej rozdzielczości nam nie wyjdzie bo coś w kadrze się ruszało i powstały nam artefakty ( o czym za chwilkę ) nie straciliśmuy ujęcia i cały czas dysponujemy RAWem z pojedynczego 16 Mpx ujęcia. Brawo – super fajnie że jest taka możliwość. W przypadku wykonywania tylko JPG nie dysponujemy już JPG w małej rozdzielczości tylko aparat „wypluwa” jedno zdjęcie 40 Mpx. Dlaczego 40 a nie 64 – nie wiem… Skąd takie zdjęcie ? Zacząć należy od pierwszej podstawowej informacji. Ten aparat nie ma matrycy 64 Mpx tylko 16 Mpx. Zdjęcie nie jest pojedynczym zdjęciem tylko jest „sklejanką” z serii pojedynczych fotografii wykonanych przez aparat. Samo rozwiązanie jest rozwiązaniem znanym z profesjonalnej półki aparatów o dużej matrycy  czyli średnioformatowych aparatów Hasselblad  i funkcji zwanej Multishot prezentowanej na Photokina bodajże 4 lata temu. Samo rozwiązanie jest genialne w swojej prostocie i polega na wykorzystaniu stabilizacji matrycy to delikatnego przesuwania materiału światłoczułego. Aparat wykonuje serię zdjęć przesuwając matrycę i „uzupełniając” dziury między pikselami. Dzięki temu uzyskujemy zdjęcie o wręcz niewiarygodnej ilości szczegółów i detali. W przypadku Hasselblada są to zdjęcia 200 Mpx z matrycy 50 Mpx. W przyp[adku Olympusa są to zdjęcia o rozmiarze 64 Mpx z matrycy o rozmiarze 16 Mpx. Nie jest to ani marketingowe hasło mające na celu zainteresowanie potencjalnych kupców ani aproksymacja tylko normalnie wykonane zdjęcie. Nie bardzo rozumiem, dlaczego do tej pory to rozwiązanie było stosowane tylko w średnioformatowych aparatach natomiast jestem przekonany, że niebawem inni producenci aparatów oferujących stabilizację w korpusie pójdą w ślady Olympusa..   Grafika pokazująca zasadę działanie zdjęć multishot – z instrukcji aparatu Hasselblad 8 zdjęć wykonanych z przesunięciem o pół piksela składa się w jedno ujęcie więc mamy więcej pikseli na finalnej fotografii. Co więcej wydaje mi się że taki ruch matrycy sprawia iż mamy przewagę nad zwykła matrycą Bayerowską z tego względu, że kolor każdego piksela rejestrowany jest przez czujniki R, G i B Sam sposób wykonywania zdjęcia ma wielki potencjał ale  ma też ograniczenia. Ograniczenia i możliwości zastosowań jakie widzę opiszę tez później. Najwięcej tej funkcji używałem przy zdjęciach architektury. Krajobraz – to też pole zastosowania opcji composite shot choć uważać trzeba na wszystko co się rusza… Może nie do końca na wszystko – chmury czy woda nie są straszne bo da się je sfotografować ładnie ale już jakiś zwierzak czy człowiek w kadrze, ruch gałęzi na wietrze falujące od wiatru zboże  to elementy, które nie będą mogły zostać zarejestrowane w sposób prawidłowy. W miejscu gdzie pojawia się ruchomy element powstanie charakterystyczny artefakt. Choć tak jak pisałem – nie tracimy zdjęcia bo wraz z serią fotografii uzyskuję plik ORF na którym z oczywistych przyczyn artefaktu nie będzie. Myslę że po wiele krajobrazowych zdjęć można sięgnąć za pomocą tego narzędzia – Mimo wszystko pamiętać należy że nie wszędzie będziemy mogli zastosować zdjęcie w wysokiej rozdzielczości. Wszelkie obiekty ruchome będą sprawiać nam problemy.  Czy to liście  na wietrze czy poruszają…ce się gałęzie. Wszystko to będzie sprawiać‡ podobne problemy jak choćby przy składaniu HDR. Nie znaczy to oczywiś›cie ze funkcja jest bezużyteczna. Nie ! Ale ma pewne ograniczenia o którrych trzeba po prostu pamiętać‡.  Nie wszędzie możemy pokusić siꠙ o sklejenie hdr z kilku ujęć tak i nie wszędzie bedziemy w stanie wykonać zdjęcie 40/64 Mpx. Próbowałem wykonywać zdjęcia w studio w plenerze wykonują…c krajobrazy czy w fotografii architektury. Studyjne zdję™cia statyczne jak i architektura wyszł‚y oszalamiająco dobrze. Efekt w zdjęciach Krajobrazu zależy niestety już od ilości  ruchomych elementów. Fotografując z  wnętrze meczetu postanowił‚em skleic kilka zdjęć‡ w panoramę™.  Tak więc wykonałem 5 zdjęć w JPG w  rozdzielczości 40mpx które nastę™pnie za pomocą… programu w komputerze skleiłem w jedną fotografię 120 Mpx. Normalnie aby wykonać zdjęcie w takiej rozdzielczości powininem wykonać panoramę wielorzędową. Tu wystarczy kilka zdjęć… Pytanie oczywiście czy potrzebujemy tak wielkiej rozdzielczości.  Po co nam ona ? Czy bę™dziemy mieli warunki energię chęć i potrzebę na wykonanie takiego zdjęcia ? W moim odczuciu wiekszosci użytkowników i w większości zastosowan 16mpx zupełnie wystarczy. Mimo wszystko możliwość wykonania takiego zdjęcia jest przydatna. Jak mawia stare chińskie przysłowie lepiej mieć niż nie mieć… Rzuca się też w oczy fakt, że wykonując zdjęcia composite shot warto korzystać z obiektywu o dobrych parametrach. O ile stosująz mZD12-40 f/2.8 PRO uzyskujemy bardzo szczegółowy obraz to stosująć obiektyw kitowy 14-42 ilość szczegółów zarejestrowanych na fotografii jest znacząco mniejsza. Myślę że to kwestia czasu kiedy pojawi się narzędzie do usuwania charakterystycznego artefaktu powstałego przy ruchu? Albo w oprogramowaniu korpusu albo w programie graficznym. Ostatnia zapowiedź firmy daje tez duże nadzieje, że najbliższa aktualizacja znacząco przyspieszy proces wykonywania zdjęć o dużej rozdzielczości. Podobno ma być to możliwe w czasie 1/60s     Więc tak może warto pokazać przykład ? Najpierw pojedyncze zdjęcie. Najeżdżając kursorem na dane miejsce na zdjęciu istnieje możliwość podejrzenia szczegółów. Warto zwrócić uwagę na różnice w detalach. Faktura na ścianie, wykończenia elementów, czy choćby w centrum kadru wnętrze napisu. Najpierw pojedyncze zdjęcie wykonane jako zdjęcie 16 Mpx   EM5 Mark II + 40-150 PRO @67mm 1/30s f3.2 ISO 200 statyw IS OFF jQuery(document).ready(function () { (function($){ $('.magny1').magny(); })(jQuery); }); Nastepnie dla porównania zdjęcie w rozdzielczości 40 Mpx EM5 Mark II + 40-150 PRO @67mm 1/30s f3.2 ISO 200 statyw IS OFF Zdjęcie kompozytowe 40 Mpx jQuery(document).ready(function () { (function($){ $('.magny2').magny(); })(jQuery); }); Tu kolejne zdjęcie w rozdzielczości 40 Mpx z możliwością powiększenia wycinka fotografii… Widać, że ilość detali w porównaniu do pojedynczego zdjęcia jest znacząco wyższa. jQuery(document).ready(function () { (function($){ $('.magny3').magny(); })(jQuery); });   Wspominałem o problemie w zarejestrowaniu obiektów w ruchu. Warto jednak zwrócić uwagę, że człowiek, który przez chwilkę stoi w miejscu jest możliwy do zarejestrowania w composite shot. Poniższe zdjęcie jest wycinkiem ze zdjęcia wykonanego w wysokiej rozdzielczości. Jak widać bez trudu udało się zamrozić postać na zdjęciu Jeśli jednak nie będziemy mieli tyle szczęścia i postać w kadrze będzie poruszać się dynamiczniej uzyskamy właśnie wspomniany wcześniej wzór. Widać to na poniższym zdjęciu kiedy podczas rejestrowania pojedynczych zdjęć składowych osoba w kadrze zmieniała swe położenie. Widać to bardzo wyraźnie w postaci ukośnie biegnących linii. Tak jak wspominałem wcześniej. Nawet gdy z powodu ruchomego obiektu zdjęcie w wysokiej rozdzielczości nam nie wyjdzie mamy w zanadrzu plik ORI, który po zmianie nazwy rozszerzenia na *.orf – stanie się normalnym RAWem z pierwszej składowej klatki. Nic więc nie tracimy i nie ryzykujemy utraty zdjęcia.   The post OM-D EM-5 II i 40 Mpx appeared first on Marcin Dobas.

Republika Podróży

Żelowe wkładki do butów – test i opinie

// // // ]]> O tym, jak bardzo na komfort codziennego chodzenia jak i wędrówek podczas podróży mogą mieć wkładki do butów wiedzą przede wszystkim osoby, które noszą wkładki ortopedyczne. Z opowiadań wiem, że dla osób borykających się z wadami postawy, bólami kręgosłupa, czy stóp ich działanie bywa zbawienne. Takich wkładek jeszcze nie nosiłem, choć pewnie wszystko przede mną, natomiast nie tak dawno temu dostałem do przetestowania wkładki do butów Scholl GelActiv™. Nie są to wkładki ortopedyczne ale od razu przekonałem się, że życie z nimi jest o wiele przyjemniejsze, niż życie sprzed nich. A oto krótka historia naszej znajomości. Wkładki Scholl GelActiv™, które miałem okazję przetestować. Wkładki Scholl GelActiv™ to wkładki do obuwia codziennego. Istnieje również wariant do obuwia sportowego (Wkładki Scholl GelActiv™ do sportowego obuwia), ale ten pierwszy dużo bardziej odpowiada mojemu stylowi życia – pieszo przemieszczam się pieszo dużo i często. Producent zapewnia, że wkładka Scholl GelActiv™ skutecznie pochłania wstrząsy i zmniejsza nacisk odczuwany przez stopy, a to dzięki dwóm rodzajom żelu z termoplastycznego elastomeru: twardy żel podpiera łuk stopy, a miękki pochłania wstrząsy. Wkładki mają skutecznie rozmieścić obszary kontaktu stóp z podłożem i odpowiednio rozłożyć nacisk na nie. Zobaczmy. Otwieram opakowanie. Wkładka od strony zewnętrznej wygląda dość neutralnie – jest pokryta niebieskim, dość przyjemnym w dotyku tworzywem. Od wewnętrznej – żel w całej swej okazałości ma przylegać do podeszwy. Jedna wkładka ma kilka numerów rozpiętości – zarówno w wariancie męskim, jak i żeńskim. Dobre na prezent, jeśli nie jesteśmy pewni numeru nogi obdarowywanego Przycinam więc wkładki do numeru 44, wyjmuję z butów stare wkładki, czyli, te, jakie były w nich od nowości, co akurat w tym przypadku nie jest konieczne, i umieszczam w nich wkładki żelowe. Czas na pierwszy wspólny spacer. Na razie bez szaleństw. Idę z dzieckiem na plac zabaw. Strona zewnętrzna. Strona wewnętrzna. Od razu miłe zaskoczenie. Stopy natychmiast bardzo dobrze ułożyły się na nowych wkładkach. Już podczas pierwszych kroków czuję, że chodzenie jest przyjemniejsze – stopa lepiej przylega do podłoża. Do tego buty, które zawsze uważałem za bardzo wygodne stały się jeszcze wygodniejsze. Ten spacer nie należał do najtrudniejszych, to była tylko rozgrzewka przed całym następnym tygodniem, w czasie którego – najczęściej z premedytacją – odpuszczam sobie stanie w korkach na rzecz spaceru (wzdłuż zakorkowanych ulic). No i muszę przyznać, że wkładki sprawdziły się wyśmienicie. Po całym aktywnym dniu, którego większą część spędzam na nogach, nie czuję żadnego dyskomfortu w stopach. A przecież czasem jednak bywało, że po zdjęciu – nawet tych najwygodniejszych butów – odczuwałem ulgę. Teraz ulga trwa cały czas. Wkładek nie wyjmuję przez cały tydzień. Nie dość, że stopa nie męczy się w czasie chodzenia, to sama czynność chodzenia jest o wiele bardziej komfortowa. Poza tym, przez czas ich użytkowania nie zauważam żadnych nieprzyjemnych zapachów wydobywających się z buta, nie zauważam też, żeby pociły mi się stopy. Wkładki stają się integralną częścią moich butów. Test wkładek przeprowadzony był przez tydzień podczas intensywnego ich użytkowania. A teraz kilka słów o czyszczeniu wkładek GelActiv™. Producent zaleca ich przemywanie wilgotną szmatką. Pranie w pralce nie wchodzi w grę. Mokre wkładki należy wyjąć z buta do osuszenia. Zaleca też wymianę wkładek co około 6 miesięcy. Podsumowując: osoby aktywne, osoby w ciągłym ruchu, powinny korzystać ze wszelkich udogodnień mogących ich wesprzeć w codziennym zaganianym życiu. Wkładki Scholl GelActiv™ są właśnie takim udogodnieniem. I uważam, że skoro już powstał taki produkt jak żelowe wkładki GelActiv™, to naprawdę warto ich używać. Różnica sprzed i po jest dla mnie bardzo znacząca. A jak się tylko ociepli, przełożę je do ulubionych trampek do kostek, ulubionej przez wielu marki. Zobaczymy jak tam sobie poradzą Wkładki stały się integralną częścią moich butów. Uwaga KONKURS! Wśród wszystkich, którzy zapiszą się do naszego newslettera (prawa strona serwisu na górze) oraz odpowiedzą na na pytanie konkursowe „Gdzie wybiorę się w podróż z nowymi wkładkami GelActiv™?” (odpowiedź proszę przesłać na nasz adres mailowy) wybierzemy zwycięzcę, który otrzyma nowe wkładki do butów Scholl GelActiv™! Wygrywa najciekawsza odpowiedź. Na wasze odpowiedzi czekamy do końca marca. Wyniki ogłosimy na naszym funpage na facebooku. Polecamy również:// // // ]]> Zobacz takżeBaby Bjorn Baby Carrier WE – test i opinieFotoksiążka w Empik Foto – test i opinie.Fotokalendarz w Empik Foto – test i opinie.Festiwal Podróżniczy na Szage i KONKURSDzikie wybrzeże. Podróż skrajem Ameryki Południowej.Blogi z Drogi czyli… Republika Podróży w magazynie KONTYNENTY!Zabierz Fundację na wakacje – Pomóżmy dzieciom z porażeniem mózgowym.Festiwalu Kultur i Podróży „Ciekawi świata”Największa manipulacja ostatnich lat.

Podróżnicze inspiracje we wnętrzu + konkurs

Podróżniczo

Podróżnicze inspiracje we wnętrzu + konkurs

Miłośnicy podróży, odległych kultur oraz wszyscy marzyciele pragną, by ich przestrzeń mieszkalna odzwierciedlała ich duszę. Jak więc połączyć oryginalne hobby z przyjazną i funkcjonalną aranżacją wnętrza? Styl kolonialny wydaje się być najciekawszym rozwiązaniem, a odpowiednio wyważony z pewnością zachwyci naszych gości. Po pierwsze – nie kopiuj, ale ulepszaj Ten nurt wnętrzarski pojawił się wraz z pierwszymi fascynacjami podróżniczymi. Badacze egzotycznych krajów świata zainspirowali się pięknem oraz nietypową estetyką odwiedzanych miejsc. Zapragnęli przenieść pierwiastek egzotyki do swoich domów – początkowo przewożono prawdziwe skóry upolowanych zwierząt oraz różne tego typu pamiątki. Dziś odchodzi się od takich pomysłów, na rzecz inspiracji nimi. Oryginalne skóry i trofea z polowań zastępuje się wysokiej jakości syntetykami. Umiejętnie wkomponowane w przestrzeń, stanowią doskonałą ozdobę całości aranżacji. W kwestii umeblowania, najczęściej spotykane są masywne i mocne meble wykonane z ciemnego drewna. Rolę stolików mogą przejąć duże skrzynie bądź skórzane walizki. Wnętrze udoskonalimy, korzystając z naturalnej palety kolorów, choć nowoczesny design nie zakazuje używania innych pigmentów. Nie bójmy się personalizować tematycznego pomieszczenia. Nadając mu indywidualnego charakteru znacznie podniesiemy jego atrakcyjność. Po drugie – zwróć uwagę na tkaniny Styl kolonialny jest jednym z najbardziej komfortowych nurtów we wnętrzarstwie. Nie wymaga fantazji i designerskich akcentów. Jego siła tkwi w naturalności i neutralności ostatecznej aranżacji. Pracując nad tego typu przestrzenią, nie możemy zapomnieć o tkaninach – to one nadają ton całości, a przy tym w dużej mierze wpływają odbiór stylizacji  danego pomieszczenia. Na podłodze połóżmy zdobiony dywan (może nawiązywać do stylu orientalnego, bądź słowiańskiego folkloru). Obicia mebli lepiej pozostawić w neutralnych barwach. Nie szczędźmy przestrzeni na zasłonki, sięgające podłogi – powieszone w oknie paradoksalnie odciążą stylizację. Podobną rolę spełnią moskitiery  z subtelnego, przezroczystego materiału albo z frędzli. Do tego kilka poduszek we flanelowych, bądź lnianych poszewkach oraz brązowe, ciężkie pledy. Po trzecie – moc tkwi w dodatkach Pokój podróżnika nie może obyć się bez mapy, dlatego powinniśmy czuć się zobowiązani do powieszenia jej na ścianie swojego wnętrza! Fantastycznie prezentuje się postarzana mapa, powieszona w masywnej, zdobionej ramie. Pełniąc rolę obrazu, staje się jednym z głównych punktów aranżacji. Kolonializm nie stroni od dodatków – na półkach mogą znaleźć się pamiątki z podróży, na przykład figurki, amulety, maski, świeczniki albo kompas. Dobrze poszukać takich elementów na targach staroci i w antykwariatach. Nie zapominajmy o roślinach doniczkowych – ustawione na podłodze, będą przypominać nam o egzotycznych podróżach, które już odbyliśmy, albo które mamy zamiar przeżyć. Świeża zieleń wspaniale uzupełni wnętrze. Po czwarte – inwestuj w jakość Żadna stylizacja wnętrza nie spełni naszych oczekiwań, kiedy zostanie stworzona z kiepskich jakościowo materiałów. Nurt kolonialny jest w tym przypadku bardzo wymagający – nie lubi łatwych rozwiązań. Podobnie jak styl bretoński, jest zarezerwowany dla miłośników precyzji, solidnych wytworów manufaktury oraz antyków. Czasami mniej znaczy lepiej, dlatego spróbujmy rozłożyć prace stylizacyjne w czasie – wnętrze uzupełniajmy stopniowo, gdyż wtedy mamy większą kontrolę nad ostatecznym charakterem całości. Rzecz jasna, możemy pozwolić sobie na odrobinę szaleństwa, na detal, który niejako złamie stylizację. Wnętrzarstwo to przede wszystkim dobra zabawa, a podróże mogą być do niej doskonałym pretekstem. Autorem tekstu jest Ada Bednarczyk z Redro.pl KONKURS! Zbliża się wiosna, a to czas porządków w domu! W związku z tym, mam dla Was zadanie konkursowe, które polega na opisaniu w kilku słowach, co Waszym zdaniem powinno znaleźć się w mieszkaniu podróżnika? Nagrodzę 4 osoby, które prześlą najciekawszy odpowiedzi do 28 marca na adres marta@podrozniczo.pl. Nagrodami są vouchery (1×50 zł, 2×30 zł i 1×20 zł) do wykorzystania w sklepie www.redro.pl

Co warto zobaczyć w Walencji? cz. 2

Podróżniczo

Co warto zobaczyć w Walencji? cz. 2

W Walencji spędziłam trzy pełne dni. W czasie pobytu w Hiszpanii udało mi się odwiedzić kilka ciekawych miejsc. W pierwszej części pisałam o zabytkach, położonych w centrum miasta. Dzisiaj chciałabym pokazać Wam miejsca, które są oddalone od ścisłego centrum, ale również (a może przede wszystkim) warto je odwiedzić. Przeczytaj także praktyczny przewodnik po Walencji Walencja jest trzecim co do wielkości miastem Hiszpanii – liczy ok. 800 tysięcy mieszkańców. Nad brzegiem Morza Śródziemnego życie płynie swoim hiszpańskim rytmem. Na ulicach od rana tłum ludzi spieszących się do pracy, robiących zakupy lub biegnących na zajęcia. Można spotkać także turystów, ale w styczniu jest ich stosunkowo niewielu. Dwa dni postanowiłam spędzić z dala od zgiełku centrum. Czwartek, 22 stycznia zaczęłam od… Ogrody Turii Zdecydowanie jedno z moich ulubionych miejsc w Walencji. Ogrody Turii (Jardin del Turia) powstały w korycie rzeki… Historia związana z tym sięga roku 1957 roku, kiedy miała miejsce najtragiczniejsza w dziejach Walencji powódź. Zginęło w niej ok. 80 osób, a miasto doznało poważnych zniszczeń. Aby nie dopuścić do kolejnej klęski, postanowiono w 1960 roku zaingerować w środowisko i zmienić bieg rzeki, która miała omijać ścisłe centrum. Tym sposobem powstało nowe koryto Turii, które przebiega na południe od poprzedniego. Po licznych konsultacjach społecznych, władze miasta doszły do wniosku, że w wyschniętym korycie powstanie „zielona rzeka”, czyli tereny rekreacyjne. Ogrody Turii liczą ok. 9 kilometrów długości i obejmują 100 hektarów dawnego koryta rzeki. Rozciągają się do ogrodu zoologicznego, BioParku do Miasteczka Sztuki i Nauki. Gdy zobaczyłam tereny rekreacyjne po raz pierwszy byłam zaskoczona. Ogrody Turii są praktycznie dla każdego – od najmłodszych do najstarszych. Może tu pospacerować, pobiegać, pojeździć na rowerze lub rolkach, ale także znaleźć w nich można liczne boiska, place zabaw, skateparki, siłownie na świeżym powietrzu lub miejsca odpoczynku – fontanny i stawy z licznymi ławkami. Wszystko to połączone ze sobą alejkami z bujną roślinnością i małą architekturą lub rzeźbami. Charakterystycznym miejscem jest gigantyczny Guliwer, który wygląda tak: A tak wyglądają Ogrody Turii moimi oczami (wszystkie zdjęcia były robione tego samego dnia, ale o różnych porach): Miasteczko Sztuki i Nauki w Walencji Ciudad de las Artes y las Ciencias (Miasteczko Sztuki i Nauki) to miejsce, do którego zaprowadziły mnie Ogrody Turii. Trzeci dzień spędziłam właśnie tam. Miasteczko Sztuki i Nauki to niewątpliwie najbardziej charakterystyczne miejsce w całej Walencji, często porównywane do Sydney Opera House. Obiekt został zaprojektowany przez hiszpańskich architektów: Santiago Calatrava oraz Felixa Candela. Składa się z kilku budynków, których całość obejmuje 350 000 m². Miasteczko położone jest w wyschniętym korycie rzeki Turia i ma długość ok. 2 kilometrów. Na Ciudad de las Artes y las Ciencias składa się: Planetarium (L’Hemisfèric), gdzie znajduje się także kino IMAX, a także można tu obejrzeć spektakl laserowy. Oceanarium (L’Oceanogràfic) to największe oceanarium w Europie, o łącznej powierzchni 110 000 m². Można tu zobaczyć 13 ekosystemów światowych mórz i 500 gatunków pływających zwierząt. Zawiera także rekonstrukcje podziemnych krajobrazów, ogromne delfinarium czy wyspy lwów morskich. Muzeum Nauki im. Księcia Filipa (El Museu de les Ciències Príncipe Felipe) to muzeum XXI wieku, w którym eksponowane są najnowsze osiągnięcia nauki i techniki. Znajduje się tu gigantyczne wahadło Foucaulta oraz interaktywne wystawy naukowe, gdzie zwiedzający mogą brać udział w eksperymentach. Pałac Sztuki im. Królowej Zofii (El Palau de les Arts Reina Sofía) to gigantyczna konstrukcja owalna, gdzie odbywają się spektakle i koncerty sceniczne oraz opera. L’Umbracle to punkt widokowy, należący do całego kompleksu. Ma 320 m szerokości i 60 m długości. Zdobi go ogród porośnięty drzewami zawierający szeroką gamę roślin różnych gatunków. Wejście do najważniejszych obiektów jest płatne: Muzeum Nauki + Planetarium = 12,60 euro bilet normalny i 9,60 euro bilet ulgowy Muzeum + Oceanarium = 29,70 euro bilet normalny i 22,55 euro bilet ulgowy Planetarium + Oceanarium = 30,30 euro bilet normalny i 23,00 euro bilet ulgowy Muzeum Nauki + Planetarium + Oceanarium = 36,25 euro bilet normalny i 27,55 euro bilet ulgowy Oficjalna strona Miasteczka Sztuki i Nauki to www.cac.es Plaża w Walencji Uwielbiam morze! Będąc, nawet przez krótki czas, w miejscu które ma dostęp do morza, muszę odwiedzić plaże i popatrzeć choć przez chwilę na morze. Tak było także w Walencji. Ostatni dzień swojego pobytu postanowiłam poświęcić na spacer plażą i zbieranie muszelek. Wybrałam się na Playa de las Arenas. Szeroka plaża, ze złocistym piaskiem i bezchmurnym niebem, była idealnym zakończeniem i dopełnieniem całego wyjazdu. Z Plaza del Ayuntamiento do portu jeździ autobus numer 19. Rozkład jazdy autobusów po Walencji można sprawdzić na stronie www.emtvalencia.es . Spacerując wzdłuż portu udało mi się znaleźć taką mapę: I taką: A dla takiego błękitu, mogłabym tu zamieszkać Jak Wam się podoba Walencja? Warto przeczytać także o Plaza del Ayuntamiento, Katedrze Santa Maria, Plaza de la Virgen, Mercado Central, Narodowym Muzeum Ceramiki i Sztuk Pięknych i zobaczyć zdjęcia z pierwszych dwóch dni mojego pobytu w Walencji >>

Muzea w Londynie – które warto zobaczyć?

Obserwatorium kultury i świata podróży

Muzea w Londynie – które warto zobaczyć?

Gdzie tanio wyjechać? Tanie podróżowanie

Podróże MM

Gdzie tanio wyjechać? Tanie podróżowanie

Gdy wychodzimy do ludzi z tym co razem robimy, często spotykamy się z podziwem. W prawdzie klasyfikacja podróżników jest rozległa jak lasy Amazonii. Ciężko się uplasować w hierarchii. Dla szarego studenta, który spędza każdy weekend na imprezach lub przed komputerem, jesteśmy młodymi, ciekawymi świata ludźmi, robimy coś wyjątkowego, kolorujemy swoją szarą rzeczywistość życia codziennego. Obracając się wśród innych podróżników, pozostajemy gdzieś w cieniu ich opowieści o Azji, Ameryce Północnej i Południowej. Ale spokojnie, wszystko w swoim czasie... :)Dlaczego podróżowanie - nawet tu blisko po Europie - stało się wyczynem na miarę Herodota? Do Azji to już niczym Aleksander Wielki rydwanem! Na trójmasztowej karaweli pod przewodnictwem Krzysztofa Kolumba do Ameryki! Do Afryki nie, bo tam murzyni i bieda. Dookoła świata w ogóle odpada, bo Magellan też chciał i go na Filipinach zaciupali...W tym poście chciałbym zainspirować Was i przekonać, że podróż jest najlepszą ucieczką od codzienności. Może nie każdy chętnie wychodzi z domu...ale z jakiegoś powodu tu trafiłeś/trafiłaś, więc spodziewam się, że może uda mi się przekonać do podniesienia tyłk...się z domowego fotela.Co jest potrzebne do podróżowania? Przede wszystkim chęci. Bez tego nawet milioner się nie ruszy. Trzeba nabrać motywacji, np. grzebiąc w internecie czy oglądając zdjęcia, czytając ciekawe blogi (osobiście polecam Podróże MM, często zaglądam). Chęci zależne są - co oczywiste - od oczekiwań. Jedni chcą zobaczyć Big Bena i Wieżę Eiffla, drudzy to by posiedzieli w kurorcie wypoczynkowym w Egipcie, jeszcze inni chcą aktywnie odpocząć oglądając najlepsze to, co dane miejsce ma nam do zaoferowania. My skupimy się na tych "aktywnych", bo niestety tanie podróżowanie wiąże się z wieloma wyrzeczeniami. Zazwyczaj najlepszą wymówką do pozostania w domu jest brak finansów. Po części to prawda, która nas również bezpośrednio dotyczy. Chętnie zjechalibyśmy dookoła Islandię, przemierzyli wszerz południe Stanów Zjednoczonych...Ale nie ma kasy. Co w takim wypadku zrobić? Można żyć o chlebie i wodzie odkładając miedziaki do świnki skarbonki. Ja z moją partnerką zdecydowaliśmy się na podróże po Europie.Jak zabrać się do podróży? Najlepiej to się w ogóle nie zabierać. U nas wszystko się dzieje błyskawicznie. Jeden telefon: "są tanie bilety, tu i tu, za tyle i tyle - ok, kup". Zazwyczaj ma to miejsce z pół roku przez wyjazdem :) Ale cóż, przelot zarezerwowany, nie ma wyjścia - trzeba jechać. Przy wcześniejszym zakupie łączna kwota wyjazdu przyjemnie rozkłada się w czasie. Ja na przykład już nie czuję straty 260 zł, które wydałem na bilety do Budapesztu i Bergamo, a w czerwcu będę miał złudzenie, że lecę za darmo :) Do opłacenia pozostanie tylko hotel i drobne wydatki. Im dłużej się myśli tym gorzej. Czasem warto dać się porwać emocjom gdy przewoźnicy kuszą atrakcyjnymi cenami. Jeżeli podczas wyjazdu nikt Was nie okradnie, nie napadnie, nie wywiezie do lasu lub nie sprzeda za wielbłąda na Bliskim Wschodzie to zapewniam, że wspomnienia pozostaną bezcenne!GDZIE TANIO WYJECHAĆ?♦ Wiedeń - 140 zł - relacjaDo stolicy Austrii wybraliśmy się Polskim Busem (www.polskibus.com). Nasza trasa z Gdańska do Wiednia biegła przez Warszawę, gdzie musieliśmy skorzystać z przesiadki. Bilety udało nam się nabyć w dość atrakcyjnej cenie, ponieważ zarezerwowaliśmy przejazd ze sporym wyprzedzeniem. Celowo użyłem słowa "dość", ponieważ osobiście widziałem bilety Warszawa-Wiedeń za 1 zł. Aby załapać się na przejazd za symboliczną "złotówkę" trzeba jednak dokonać zakupu gdy tylko przewoźnik wrzuci do systemu nową pulę biletów. Nasze koszty:Gdańsk - Warszawa: 12 zł/os.Warszawa - Wiedeń: 40 zł/os.Wiedeń - Warszawa: 75 zł/os.Warszawa - Gdańsk: 12 zł/os.Za transport zapłaciliśmy zatem po 134 zł + 4 zł opłaty rezerwacyjnej. Do tego trzeba doliczyć jakieś grosze na pierdółko-pamiątkę, suchy prowiant i inne, w zależności od upodobań wydatki. Hotel? Wliczony w cenę przejazdu. W Wiedniu spędziliśmy jeden dzień, a nocleg zapewnił nam Polski Bus. Z Warszawy wyjechaliśmy o godz. 18:00, do stolicy Austrii dotarliśmy o 6 rano. Mieliśmy cały dzień na zwiedzanie miasta (w Wiedniu większość atrakcyjnych miejsc znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie w centrum). Powrót do Warszawy o godzinie 22:15. To był nasz pierwszy wspólny wyjazd za granicę, podróż "za kieszonkowe". Bardzo fajna odskocznia. Wiadomo, podróż jest dość męcząca, lecz jeśli ktoś nie ma problemu ze spaniem w autobusie to szybko czas zleci. W Warszawie mieliśmy ok. 3 godzin na przesiadkę (lepiej wziąć pod uwagę możliwe opóźnienia, choć takowych z PB jeszcze nie doświadczyliśmy). Coby się nie nudzić to pochodziliśmy sobie po Warszawie. Gdy wsiedliśmy w busa do Wiednia byliśmy już tak zmęczeni trasą z Gdańska i łażeniem po stolicy, że zasnęliśmy momentalnie, a gdy otworzyliśmy oczy byliśmy już w Austrii. Polecamy taki wypad szczególnie tym, którym nie straszne podróże autobusem i którzy lubią całodzienne spacery!♦ BERLIN - 60 zł - relacjaTo był nasz najtańszy wypad z Polskim Busem (www.polskibus.com). Aby uniknąć noclegu w drogich niemieckich hotelach, postanowiliśmy spędzić noc w autobusie. Coby dotrzeć do Berlina o świcie i wrócić wieczorem, musieliśmy pojechać z Gdańska (!) przez Warszawę :) Choć brzmi to absurdalnie, to zapewniam, że lepiej jechać dłużej w nocy niż krócej w dzień. Wyjazd do Berlina był bardzo spontaniczny. Nie oczekiwaliśmy kokosów, po prostu ot taki wypad, żeby w domu nie siedzieć. Okazało się, że Berlin bardzo pozytywnie nas zaskoczył! Nasze koszty:Gdańsk - Warszawa: 17 zł/os.Warszawa - Berlin: 22 zł/os.Berlin - Warszawa: 8 zł/os.Warszawa - Gdańsk: 9 zł/os.Łącznie 56 zł + 4 zł opłaty rezerwacyjnej. Przyjazd do Berlina o 8:30, powrót 19:30. Jeden dzień w stolicy Niemiec, super zdjęcia, fajne wspomnienia, a to wszystko za 60 zł. Przy tak niskich cenach nocleg w jakimś tanim hostelu też nie powinien wypaść najgorzej, choć trzeba pamiętać, że w Niemczech tanio nie jest. ♦ PRAGA - 110 zł - relacjaDo Pragi również dostaliśmy się z Polskim Busem (www.polskibus.com). Bilety kupione z wyprzedzeniem. Warto podkreślić, że termin wyjazdu to sierpień. Trudno o zagraniczny wyjazd w okresie wakacyjnym za takie pieniądze.Nasze koszty:Gdańsk - Warszawa: 10 zł/os.Warszawa - Praga: 45 zł/os.Praga - Warszawa: 45 zł/os.Warszawa - Gdańsk: 10 zł/os.Tak samo jak w przypadku Wiednia czy Berlina do Pragi pojechaliśmy na 1 dzień bez noclegu. Przyjazd do stolicy Czech o godzinie 6 rano, powrót o 20:40. Ze względu na niskie ceny w Pradze, zachęcamy do skorzystania mimo wszystko z jakiegoś taniego hostelu. Jeżeli budżet jest już naprawdę mocno ograniczony, to nawet taki wyjazd na jeden dzień okaże się super odskocznią od codzienności! ♦ Londyn - 234 zł - relacjaTu dość odważna propozycja - Londyn w jeden dzień. Zobaczyć Portobello, Muzeum Historii Naturalnej, Hyde Park, Pałac Buckingham, Big Ben, Opactwo Westminsterskie, Tower Bridge, Tower of London, Katedrę św. Pawła, Piccadilly Circus, China Town w niecały jeden dzień? Da się! Zobaczcie sami: link do posta. Tanich hosteli w Londynie nie brakuje, jednak trzeba mieć na uwadze, że mogą one znajdować się w niezbyt przyjaznej dzielnicy. Nie chcielibyście spacerować w nocy po dzielnicach zamieszkanych przez Pakistańczyków czy innych imigrantów... Nie jestem rasistą - stwierdzam fakt. My zdecydowaliśmy się ciąć po całości koszty i przespać się na lotnisku skąd rano startował nasz samolot do Gdańska (przeczytaj: Spanie na lotnisku London Stansted). Transport z portu lotniczego co centrum Londynu zapewnił nam easyBus (www.easybus.co.uk/pl/). Po stolicy Anglii poruszaliśmy się metrem na całodniowym bilecie. Nasze koszty:Przelot Gdańsk - Londyn Stansted - Gdańsk: 176 zł/os.Transport z lotniska do centrum (w 2 strony): 58 zł/os.metro - bilet jednodniowy: 52 zł/os.Niestety z metra nie można zrezygnować jeśli chce się zobaczyć większą część miasta. Całkowity koszt weekendowego wypadu do Londynu wyniósł nas 286 zł. Ok, może to i sporo. Trzeba jednak pamiętać, że w Wielkiej Brytanii jest drogo, funt szterling kosztuje 5,8 zł. Mimo wszystko bardzo fajna przygoda, przekroczyliśmy południk 0, przespaliśmy się na lotnisku (to też może być swego rodzaju atrakcja), no i przede wszystkim zobaczyliśmy słynny Londyn! ♦ Budapeszt - 320 zł/3 dniNie ma zdjęcia, nie ma relacji. Do Budapesztu dopiero zawitamy - w czerwcu. Lecimy z Warszawy, więc do stolicy będziemy musieli z Gdańska dostać się Polskim Busem. Już czaimy się na nową pulę biletów, by zapłacić za przejazd jak najmniej. Jeśli zarezerwujemy przejazd najszybciej, to mamy szansę na transport za 1 zł. Za to właśnie lubimy Polskiego Busa! 3 noclegi spędzimy w Fashion Street Suite w centrum Budapesztu. Za apartament zapłacimy 75€ (za 2 osoby). Koszty:Przejazd Gdańsk - Warszawa - Gdańsk: najprawdopodobniej do 20 zł/os. Przelot Warszawa - Budapeszt - Warszawa: 160 zł/os.Nocleg w apartamencie (3 dni) - 160 zł/os. Relacja z wyjazdu pojawi się na blogu zaraz po naszym powrocie :) ♦ Barcelona - 420 zł/3 dni - relacja  O zgrozo! Samolotem do Barcelony! Drogo? Niekoniecznie... Sprawdzałem z ciekawości ceny wyjazdu do Katalonii z biurem podróży. Ceny za tygodniowy pobyt zaczynają się od 1800 zł. Wyraz "od" sugeruje, że koszty wzrosną i to znacznie, a bo ubezpieczenie, a to jakieś wycieczki dodatkowo płatne, wyżywienie, termin... Czy nie lepiej wybrać się samemu? Ano lepiej. Kupiliśmy bilety linii lotniczych WizzAir (www.wizzair.com) na lot bezpośrednio z Gdańska do Barcelony (El Prat). Węgierski przewoźnik wygrywa z konkurencyjnym Ryanairem, gdyż Wizz ląduje na El Prat, skąd do miasta można dostać się autobusem komunikacji miejskiej za 2€. Ryan lata na lotnisko Girona, które jest oddalone od Barcelony o 90 km. Noce spędziliśmy w przytulnym hostelu Mediterranean Youth Hostel w samym centrum miasta, 10 min spacerem od słynnej Sagrada Familia. Mieszkaliśmy w malutkim pokoiku z malutką prywatną łazienką. Całymi dniami chodziliśmy po cudownej Barcelonie. Do hostelu wracaliśmy tylko się umyć i przespać. Tanio i w zupełności wystarczająco!Nasze koszty:Przelot Gdańsk - Barcelona - Gdańsk: 250 zł/os.Nocleg - 3 noce: 168 zł/os.3 dni w słonecznej Barcelonie za 420 zł. Jeden dzień w stolicy Katalonii kosztował nas ok. 140 zł. Oczywiście do tego dochodzi jedzenie, metro i bilety wstępu do różnych atrakcji (nie wolno pominąć zwiedzania świątyni Sagrada Familia!). Mimo wszystko koszty te są nieporównywalne do tych oferowanych przez biura podróży. Wiadomo, pięć stówek na ulicy nie leży. Myślę jednak, że nasze wspaniałe wspomnienia warte były tej ceny!♦ Bergamo i Mediolan - 480 zł/3 dniUpolowaliśmy bilety po 113 zł w dwie strony z Gdańska do Bergamo z WizzAirem. Tam za 34 zł i powrót 79 zł. Trzy noce spędzimy w apartamencie, bardzo dobrze wyposażonym. Niestety nie udało nam się znaleźć typowego taniego hostelu, toteż za zakwaterowanie zapłacimy 150€, czyli ok 630 zł za dwie osoby. Jedną noc spędzimy na lotnisku, bo nasz samolot ląduje na Orio al Serio późnym wieczorem. Podczas pobytu oprócz Bergamo zobaczymy również oddalony o 50 km Mediolan. Koszt dojazdu to ok. 5-7€ w jedną stronę. Koszty:Przelot Gdańsk - Bergamo - Gdańsk: 113 zł/os.Nocleg w apartamencie (3 noce) - 315 zł/os.Dojazd Bergamo - Mediolan - Bergamo - 50 zł/os.Do Bergamo bardzo łatwo znaleźć bilety lotnicze po 100 zł w dwie strony. Trzeba się jednak liczyć z tym, że we Włoszech czasem bywa drogo, a w Bergamo czy Mediolanie ciężko o tani nocleg. Relacja z naszego wyjazdu pojawi się na blogu w czerwcu 2015.________________________________________________________________________No to teraz sio, szukać tanich biletów! Podzielcie się również z nami w komentarzu swoimi podróżami z cyklu "tanie podróżowanie" :) - Mateusz

TROPIMY PRZYGODY

Londyn nieoczywisty

Londyn to Big Ben, Pałac Beckingham, Tower Bidge i London Eye. Takie „must see” każdego, kto do stolicy Anglii przyjeżdża. Oboje w Londynie już byliśmy (W wieku dość pacholęcym, ale jednak. Poza tym Pałacu Beckingham chyba nie da się zapomnieć),...

National Geographic Polska

Dobas

National Geographic Polska

Jak finansowo ogarniam podróże?

Zależna w podróży

Jak finansowo ogarniam podróże?

With love

Zabezpieczony: Poradnik: Jak przygotować się na wycieczkę w góry?

Treść jest chroniona. Proszę podać hasło: Hasło: Post Zabezpieczony: Poradnik: Jak przygotować się na wycieczkę w góry? pojawił się poraz pierwszy w WITH LOVE.

Wolontariat w Indiach, Kerala. Czyli od raju do piekła

PODRÓŻE DZIEWCZYNY SPŁUKANEJ

Wolontariat w Indiach, Kerala. Czyli od raju do piekła