Mazury pędzlem wyobraźni malowane

loswiaheros

Mazury pędzlem wyobraźni malowane

Sycylia: wakacje samochodem dookoła wyspy

Zależna w podróży

Sycylia: wakacje samochodem dookoła wyspy

Dobas

Warsztaty w Karkonoszach

W dniach 21 – 23 sierpnia będę miał przyjemność poprowadzić Górskie Warsztaty fotograficzne. Jest to początek cyklu warsztatów, który rozpoczynamy od Hali Szrenickiej w Karkonoszach. Szczegółowy opis samej imprezy jak również opis partnerów, program czy formularz zapisowy znajdziecie na stronie http://wyprawyfoto.com.pl/pl/warsztaty-fotograficzno-podroznicze/ Podczas trwania Warsztatów odbędą się wykłady dotyczące kalibracji, wykorzystywania lamp błyskowych, druku, przygotowania do wyjazdu, pracy w terenie, posługiwania się filtrami i wreszcie szeroko pojętemu „postprocessingowi” DZIEŃ 1 14:00-16:00 Przyjazd uczestników, powitanie, zakwaterowanie 17:00-18:00 obiadokolacja 18:00-20:00 wykład powitalny i pokaz slajdów Marcina Dobasa DZIEŃ 2 5:00 Fotografowanie o wschodzie słońca 7:00 śniadanie BLOK 1 (8:00-11:00 )  „Błysk w terenie”  - wykład + zajęcia terenowe – przerwa i rozmowy indywidualne z wykładowcami BLOK 2 (11:30-14:30) „Użycie filtrów ND” – wykład + zajęcia terenowe – przerwa i rozmowy indywidualne z wykładowcami BLOK 3 (15:00-18:00)  „Fotografia podróżnicza”. Marcin Dobas wykład – przerwa i rozmowy indywidualne z wykładowcami 18:00-19:00 obiadokolacja 19:00 wyjście w teren – fotografia (praca w podgrupach) 20:30 ognisko / grill 22:00 możliwość fotografii nocnej, astro, błysk nocny (w grupach) DZIEŃ 3 Wykład – kalibrator podstawowym narzędziem Kalibracja drukarki i monitora – Datacolor, Eizo Tablet ułatwia życie – Wacom Wydruk w domowych warunkach – przewaga nad labem – Epson „Mądry Polak po szkodzie więc pamiętaj o backupie!” – G-Technology Obiadokolacja Zakwaterowanie: przez  3 dni trwania warsztatów zakwaterowani będziemy w przepięknie położonym schronisku górskim na Hali Szrenickiej w samym sercu Karkonoszy. Więcej o schronisku można przeczytać tutaj   Dojazd na miejsce: Należy dojechać do Szklarskiej Poręby.  Istnieje możliwość zaparkowania auta w Szklarskiej Porębie pod wyciągiem na płatnym parkingu po czym można wjechać wyciągiem krzesełkowym lub dojść szlakiem.   Dojazd do schroniska: wyciągiem: Szrenica I i Szrenica II po czym około 15 minut zielonym szlakiem do schroniska na Hali Szrenickiej pieszo: do schroniska moża też dojść pieszo. Prowadzi tam szlak czerwony koło Wodospadu Kamieńczyka ( ok 1,5 h ) Z parkingu koło wyciągu należy dojść kawałek szlakiem czarnym do Rozdroża Pod Kamieńczykiem – dalej szlakiem czerwonym.   Zostały ostatnie miejsca więc jeśli ktoś ma ochotę dołączyć do najbliższych warsztatów to zapraszam. Warto również dołączyć do newslettera aby być na bieżąco jeśli chodzi o wyjazdy czy warsztaty. The post Warsztaty w Karkonoszach appeared first on Marcin Dobas.

Norymberga. Fotograficzny spacer

Zależna w podróży

Norymberga. Fotograficzny spacer

With love

Mikropodróże: Małe Pieniny, Wysoka

Było późno, ale na zachodzie na pomarańczowo ciągle mieniły się resztki dnia. Księżyc wisiał już wysoko na niebie – wielki, okrągły i jasny. Piękna pełnia. Psy ujadały zapamiętale, podchodząc coraz bliżej. Nim weszłam do lasu, zaświeciłam czołówkę. Z ciemności łąki spojrzała na mnie setka oczu. Białe futro owiec jasnymi plamami odcinało się na tle trawy. Jestem pewna, że patrzyły na nas z podejrzliwością i zdziwieniem – kto w nocy lezie w góry i po co? Na bazę namiotową dotarliśmy później, niż początkowo zakładaliśmy. Zmrok zastał nas jeszcze na szlaku. Zameldowaliśmy się, zostawiliśmy graty i ochoczo zebraliśmy się, by pod osłoną nocy zdobyć najwyższy szczyt Pienin, Wysoką (1050 m. n. p. m.). Łysy świecił wystarczająco jasno, by na otwartej przestrzeni poruszać się bez dodatkowego światła. Noc była cicha i ciepła, z gatunku tych, kiedy oddycha się pełną piersią i uśmiecha do samego siebie, ciesząc z obecności „tu i teraz”. Mimo tego, że jest środek lata, nie mogę pozbyć się wrażenia, że pachnie już jesienią, tym specyficznym zapachem melancholii, który lada dzień, wraz z porannym chłodem, zacznie wciskać się w rękawy. Im jestem starsza, tym bardziej lubię ten czas przejścia, zmiany, kiedy przyroda przygotowuje się do umierania, kiedy odwieczny cykl natury zatacza koło i znowu z wytęsknieniem trzeba będzie czekać na pierwsze ślady wiosny po zawsze zbyt długiej zimie. Ścieżka na Wysoką była mokra i śliska po zeszłonocnej ulewie. Szłam w ciszy, uważnie stawiając kroki i napawając się jednocześnie sennym klimatem lasu. Kiedy wyszliśmy na szczyt, księżyc zdążył schować się już za chmurami, nieśmiało zza nich wyglądając, by ostatecznie przepaść i pogrążyć Ziemię w ciemności. Na horyzoncie ciemnym kształtem odcinała się grań Tatr, gdzieś w dole błyskały światła przejeżdżających samochodów i migały okna położonych w oddali domów. Ludzie pewnie kładli się właśnie spać, zasypiając z uśmiechem na ustach lub przeklinając swój los, szczęśliwi lub smutni, jacyś. Kim byli? Lubię świat z poziomu góry, z perspektywy set metrów, kiedy wszystko wydaje się śmiesznie małe i śmiesznie odległe, na swój sposób abstrakcyjne. Postaliśmy tam jeszcze chwilę i wróciliśmy do bazy, do ogniska. Ogień to mój ulubiony żywioł. Ma w sobie coś magnetycznego i hipnotyzującego, mogę siedzieć godzinami i wpatrywać się w pełgające płomienie, słuchać trzasków palącego się drewna i grzać w jego cieple. Siedzenie przy ognisku, w kręgu, ma coś z pierwotności, tego stanu naturalnej bliskości z przyrodą, kiedy człowiek obłaskawiając ją, jednocześnie ją szanował. Być może tysiące lat wcześniej, dokładnie w tym samym miejscu, siedzieli inni ludzie i też z zachwytem wpatrywali się w blask, który rozświetlał mrok, upatrując w nim metafizyki, rozumianej na sobie tylko znany sposób. Wsłuchiwałam się w dźwięki gitary i myślałam sobie, że mi tu dobrze, że mogłabym tak siedzieć i choć powoli spływało na mnie zmęczenie, wcale mi się nie chciało iść spać. Gałęzie świerku spalały się szybko, strzelając w górę w iskrami. Poczułam na twarzy pierwsze krople, które jakiś czas później, gdy leżałam już w namiocie, zamieniły się w deszcz. Rytmiczne uderzenia w dach wojskowego namiotu usypiały mnie, szum przepływającego opodal strumyka odprężał i koił. Sama nie wiem, kiedy odpłynęłam. O 4:30 obudził mnie dźwięk budzika. Świtało. Mokry świat powoli budził się do życia. — W Pieniny pojechałam w ramach wyjazdu „Góry po robocie”, organizowanego przez Studenckie Koło Przewodników Górskich w Krakowie. Polecam śledzić stronę i wypatrywać kolejnego wyjazdu. Weekend w środku tygodnia to świetna sprawa – choć potem człowiek przez cały dzień chodzi niewyspany, zdecydowanie warto. Post Mikropodróże: Małe Pieniny, Wysoka pojawił się poraz pierwszy w WITH LOVE.

Zwiedzamy USA: Greenwich Point Park

Orbitka

Zwiedzamy USA: Greenwich Point Park

Kazachstan: wiza turystyczna i diabeł, co taki niestraszny

Zależna w podróży

Kazachstan: wiza turystyczna i diabeł, co taki niestraszny

Steve McCurry – wnioski

Dobas

Steve McCurry – wnioski

Interrail Global Pass: Jedź w Europę pociągiem!

Zależna w podróży

Interrail Global Pass: Jedź w Europę pociągiem!

HotelsCombined: dlaczego w tekstach na blogu widzicie linki noclegowe

Zależna w podróży

HotelsCombined: dlaczego w tekstach na blogu widzicie linki noclegowe

Koszyce po godzinach

Zależna w podróży

Koszyce po godzinach

Wsiąść do pociągu byle jakiego

Zależna w podróży

Wsiąść do pociągu byle jakiego

Pytanie do czytelników

Dobas

Pytanie do czytelników

7 powodów, by jechać na Suwalszczyznę już w tym miesiącu

Zależna w podróży

7 powodów, by jechać na Suwalszczyznę już w tym miesiącu

Solo female travel in Iran

Kami and the rest of the world

Solo female travel in Iran

With love

Kurs Przewodników Beskidzkich: Małe Pieniny

Od dawna powtarzam, że w głębi serca jestem wieśniaczką. Duże miasta okropnie mnie przytłaczają, męczą i (co tu dużo mówić) wnerwiają na tyle, że czym prędzej mam ochotę z nich uciekać. O ile jestem jeszcze w stanie zdzierżyć Kraków i siódmy rok wieść z nim (toksyczny co prawda, ale jednak) związek, o tyle szczerze nie znoszę Warszawy i z każdą wizytą w niej uczucie to się pogłębia. I nie, nie mam nic do stolicy i nie mam zielonego pojęcia, o co kaman w konflikcie, który panuje między tymi miastami. Gdyby Toruń, czy Gdańsk wyglądały tak, jak Warszawa, to nie lubiłabym ich dokładnie tak samo. Piszę o tym dlatego, że tuż przed wyjazdem w Pieniny pojechałam na dwa dni na Targi Książki, które to właśnie w Warszawie się odbywały. Na targach, jakichkolwiek, fajnie jest być przez godzinę i potem iść sobie do domu, ale kiedy człowiek spędza tam czas od rana do wieczora, to jest to przeżycie traumatyczne. A przynajmniej dla mnie jest. I gdyby nie to, że udałyśmy się tam w ramach współpracy z pewną firmą, to w życiu bym się na tak szalony czyn nie porwała, bo jedynym miejscem, w którym toleruję dzikie tłumy jest Woodstock. Ale Woodstock to zupełnie inna rzeczywistość. Do Krakowa dotarłyśmy grubo po północy. Kiedy Fafik przy postoju na fajkę powiedziała mi, że mam tak przekrwione oczy, jakbym tydzień chlała, stwierdziłam, że pierdzielę i na pierwszy dzień Pienin nie jadę. Jak pomyślałam, tak uczyniłam i kiedy się wyspałam, spłynęła na mnie błoga świadomość, że najbliższy dzień spędzę w górach. Wpakowałyśmy się po południu do samochodu, wraz z dwoma innymi dezereterkami, i pomknęłyśmy do Szczawnicy, zatrzymując się po drodze w Krościenku nad Dunajcem, by zobaczyć w jednym z kościołów diabły z wielkimi penisami (było zamknięte) i zjeść lody u Marysi (hint: te same lody można kupić w filii na Karmelickiej w Krakowie, polecam, bo są przepyszne!). Ten wyjazd był piękny, bo prosto po lodach niemal od razu wbiłyśmy na imprezę przy ognisku, na której to odśpiewaliśmy Hymn Flisaków i zaprawdę, powiadam Wam, nie chcielibyście tego słuchać na trzeźwo. Świetnie bawiliśmy się do późnych godzin nocnych i kiedy nastawiałam budzik, ze zgrozą patrzyłam na cyferki, które sugerowały, jakoby do pobudki były zaledwie dwie i pół godziny. Dramatycznej sytuacji nie poprawiał fakt, że w domku, w którym spaliśmy, pizgało złem i nie mogłam zasnąć, bo mną telepało. Kiedy rano, w trybie zombie, przywlekłam się do schroniska, wszyscy nucili pod nosem Hymn Flisaków, od którego nie mogliśmy się potem uwolnić przez cały dzień. Szalenie lubię niebieski szlak graniczny przez Szafranówkę, którym sobie szliśmy. Miałam okazję szlajać się po nim we wrześniu ubiegłego roku, kiedy (oczywiście) zgubiliśmy się, a nikt z nas nie wiedział, co też widać przed nami, za nami i z boku. Kurs Przewodnika skutecznie leczy z tej błogiej nieświadomości, nie tylko jeżeli chodzi o panoramy, ale też o zwierzęta i rośliny napotykane po drodze. I tak np. można dowiedzieć się, że tylko w Pieninach żyje (bardzo ładny, skądinąd) motyk Niepylak apollo, którego larwy żyją na rozchodnikach wielkich albo że kopytnik pospolity, niepozorna roślina, w medycynie ludowej wykorzystywany był do amatorskich aborcji (nie próbujcie tego w domu). Że o rozpoznawaniu zwierzęcych odchodów nie wspomnę. Po drodze spotkaliśmy owce. Kiedy byłam tam poprzednim razem, też spotkaliśmy owce. Kto wie, być może były to nawet te same owce, co wtedy. Owce są spoko i jeżeli kiedyś miałabym coś hodować, to (zaraz po alpakach) byłyby właśnie owce. Kawałek dalej leżała krowa, która miała na nas totalnie wywalone. Jej widok wyzwolił we mnie ogromną potrzebę zjedzenia burgera, którą to zachciankę postanowiłyśmy zrealizować w drodze powrotnej, zahaczając o Maca. Wyznaję zasadę, że na wyjeździe się nie liczy i nawet najgorszy syf wrzucony w żołądek nie wywołuje wtedy żadnych konsekwencji zdrowotnych. Serio. Pewnie myślicie sobie, że ta zielona trawa jest taka zielona tylko dlatego, że Was tam nie ma, albo że to jakiś śmieszny trik w Fotoszopie, ale nie. Tam wszystko naprawdę było tak dziko zielone i jaram się tym, jak schroniska w Beskidach, bo maj to zdecydowanie mój najulubieńszy miesiąc w roku, kiedy ta zieleń, po zimowym smutku, ciągle wydaje się szalenie abstrakcyjna, jakby nagle człowiek znalazł się na tapecie Windowsa. Wiecie, której. Drugim fajnym okresem jest koniec września i początek października, bo wtedy wszystko zaczyna umierać i bezkarnie można popadać sobie w melancholię. Wędrowaliśmy sobie zatem tym niebieskim szlakiem, a ja się czułam absolutnie szczęśliwa i doświadczałam jak przebywanie na łonie natury powoli wypiera traumę przebywania w Warszawie, którą przetrwałam tylko dlatego, że noc z czwartku na piątek spędziłam u Martyny. Martyna nakarmiła mnie bułą z czosnkiem niedźwiedzim, łososiem i kiełkami, a połączenie tych smaków śni mi się po nocach do dziś, albowiem jedzenie stanowi jeden z głównych sensów mojego istnienia i zdecydowanie żyję, żeby jeść, a nie jem, żeby żyć. Podczas dwóch dni spędzonych w stolicy wypowiedziałam więcej słów, niż podczas ostatniego miesiąca, co dla osoby, która generalnie nie lubi obcych ludzi, a jeszcze bardziej nie lubi z nimi rozmawiać, było strasznie męczące. Na szczęście na wyjeździe, poza tym, że musiałam mówić, gdy przejmowałam grupę, do wydobywania z siebie dźwięków nikt mnie nie zmuszał, więc zagłębiałam się w świat swoich myśli i było mi z tym bardzo dobrze. Po drodze wymyśliłam kilka fajnych rzeczy związanych z projektem, który wpadł mi ostatnio do głowy i mam nadzieję, że za jakiś czas w pełnej krasie będę mogła go objawić światu. Z niebieskiego szlaku zleźliśmy na szlak zielony, który poprowadził nas do Wąwozu Homole. Ostatni raz byłam w nim chyba w czasach podstawówki, na wycieczce, z której pamiętam tylko tyle, że była tam sterta kamieni. I była, zaiste. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że kamienie te to wapienie i że kiedy poleje się je kwasem solnym, to zaczynają się „burzyć” i wcale nie chodzi o to, że zaczynają rzucać „kurwami”, ale najzwyczajniej w świecie robi się na nich taka pianka. Zrobiliśmy eksperyment i faktycznie, zaszła reakcja chemiczna. Strasznie przy tym śmierdziało, ale za to teraz możemy powiedzieć, że mamy fotkę po kwasie. Powoli zbliżają się wakacje. Do sierpnia jeszcze trochę czasu, ale jeżeli jego początkiem planujecie jakieś wolne, to serdecznie zapraszam Was na bazę namiotową na Radocynie, na której to będę odbywała swoje praktyki. Nie mogę się ich już doczekać. Do zobaczenia! Post Kurs Przewodników Beskidzkich: Małe Pieniny pojawił się poraz pierwszy w WITH LOVE.

Capture Pro

Dobas

Capture Pro

Świdowiec. Relacja z wyprawy

Biegun Wschodni

Świdowiec. Relacja z wyprawy

Dobas

Rusza Newsletter

Jeśli masz ochotę być na bieżąco z nadchodzącymi wydarzeniami, spotkaniami, warsztatami, czy wyjazdami – najlepszy sposób aby trzymać rękę na pulsie to Newsletter Nie tylko pozwoli Wam to być na bieżąco ale również umożliwi dostęp do darmowych treści przeznaczonych tylko dla subskrybentów. Część poradników czy ebooków będzie dostępna tylko dla osób, które zapisały się na listę. W dzisiejszych czasach RSS traci trochę na popularności zaś facebook nie gwarantuje w żaden sposób, że dana informacja o, której chcecie być poinformowani do Was dotrze. Jeśli więc jesteście zainteresowani subskrybcją wystarczy wypełnić formularz poniżej, a następnie kliknąć na link aktywacyjny, który przyjdzie do Was mailem. Adres mailowy w żaden sposób nie będzie przekazywany nikomu innemu. Doskonale wiem jak uciążliwy jest spam – dlatego będę się starał aby wiadomości nie były wysyłane zbyt często i były krótkie i wartościowe. #mc_embed_signup{background:#fff; clear:left; font:14px Helvetica,Arial,sans-serif; } /* Add your own MailChimp form style overrides in your site stylesheet or in this style block. We recommend moving this block and the preceding CSS link to the HEAD of your HTML file. */ Zapisz się na newsletter Adres Email Imię Nazwisko The post Rusza Newsletter appeared first on Marcin Dobas.

Gościnnie w Krakowie, gościnnie na blogu „Zależna w podróży”

Zależna w podróży

Gościnnie w Krakowie, gościnnie na blogu „Zależna w podróży”

Zależna w podróży

Taormina „uwodzi oczy, umysł i wyobraźnię”, czyli zwiedzanie literackimi tropami

„Taormina – okolica, w której jest wszystko to, co na świecie zdaje się uwodzić oczy, umysł i wyobraźnię”  -A jakie jest Twoje ulubione miejsce na Sycylii? Taormina? Ileż razy słyszałam to pytanie. Miasteczko Taormina we wschodnio-północnej Sycylii znane jest przez wielu, jako najpiękniejsze miejsce na wyspie i jedno z najpiękniejszych...

Czy Garmisch-Partenkirchen to tylko skocznia? Czyli atrakcje w Gapce

Zależna w podróży

Czy Garmisch-Partenkirchen to tylko skocznia? Czyli atrakcje w Gapce

Zależna w nowej odsłonie!

Zależna w podróży

Zależna w nowej odsłonie!

Flashpacking, albo „czy kiedykolwiek w ogóle byłeś backpackerem?”

Zależna w podróży

Flashpacking, albo „czy kiedykolwiek w ogóle byłeś backpackerem?”

Słowacja: 8 miejsc, gdzie warto jechać już w najbliższy weekend

Zależna w podróży

Słowacja: 8 miejsc, gdzie warto jechać już w najbliższy weekend

Studenckie wojaże: Hala Gąsienicowa w Tatrach

PO PROSTU MADUSIA

Studenckie wojaże: Hala Gąsienicowa w Tatrach

Jak dwa dni zwiedzałam Ustroń, choć miałam go przebiec

Zależna w podróży

Jak dwa dni zwiedzałam Ustroń, choć miałam go przebiec

Postanowienie 2015: Główny Szlak Beskidzki

Zależna w podróży

Postanowienie 2015: Główny Szlak Beskidzki

10 kulinarnych przygód, które musisz odbyć w Emilii Romanii

Zależna w podróży

10 kulinarnych przygód, które musisz odbyć w Emilii Romanii

Czemu warto odwiedzić Słowenię? Idealne miejsce na majówkę (CZĘŚĆ 1)

WEEKENDOWI PODRÓŻNICY

Czemu warto odwiedzić Słowenię? Idealne miejsce na majówkę (CZĘŚĆ 1)