Gaijin w podróży

Trująca ryba Fugu

Japonia obfituje w dziwne potrawy, których na próżno szukać w innych częściach świata. Niektóre z nich są wręcz śmiertelnie egzotyczne. Dosłownie. Mimo że ryba Fugu co roku zabija nawet 300 swoich koneserów, popyt na nią absolutnie nie maleje. Rybę Fugu przyrządzać mogą jedynie najlepsi, specjalnie wyszkoleni kucharze. A mimo to i tak rok w rok ryba Fugu staje się ostatnim posiłkiem dla kilkuset śmiałków. Wykwalifikowani szefowie kuchni przyrządzają rybę tak, aby została w niej minimalna ilość trucizny, która powoduje drętwienie języka oraz warg. Niestety przy jej większej ilości, ofiara przy pełnej świadomości dusi się i umiera. Trucizna, silniejsza 1000 razy od cyjanku, powoduje bowiem paraliż mięśni. Zdarza się, że ofiara ryby Fugu nie jest chowana przez kilka dni, aby upewnić się, że na pewno zmarła. Jedzenie Fugu to jak gra w rosyjską ruletkę. Co ciekawe, cesarz Japonii ma oficjalny zakaz jej spożywania. Fugu jest rybą z rodziny rozdymkowatych. Kiedy czuje się zagrożona, nabiera wody nadymając się i tworząc kolczastą kulkę. Największe zagrożenie kryje się jednak wewnątrz jej narządów płciowych oraz wątroby. Kryją one tetrodotoksynę – truciznę, na którą nie ma antidotum. Jedynym sposobem na uratowanie smakosza jest sztuczne podtrzymywanie oddychania do momentu, aż toksyna przestanie działać. Japońska ryba Fugu Ryba Fugu może być przyrządzana jedynie w specjalnych restauracjach przez kucharzy, którzy przeszli wielomiesięczne kursy. Potrafią oni przygotować tak rybę, aby w mięsie została jedynie niegroźna dla zdrowia ilość trucizny. Niestety w Japonii powstają restauracje nie posiadające licencji, w których spożywanie Fugu kończy się zazwyczaj tragicznie. Japonia to zdecydowanie wyjątkowy kraj, w którym nie brakuje osobliwości. Danie z trującej ryby Fugu jest niezwykłym rarytasem mimo że jej spożycie może skończyć się śmiercią. Dla smakoszy ryba jest wyśmienitym daniem. Nie brakuje też amatorów jąder ryby, które mają najbardziej trujące właściwości, a ich przygotowaniem parają się nieliczni kucharze. Mimo tych właściwości, nie brakuje amatorów adrenaliny. Fugu można skosztować nie tylko w Japonii, ale i w USA oraz Kanadzie. W Europie zakazano jej importu do celów gastronomicznych. Artykuł Trująca ryba Fugu pochodzi z serwisu Gaijin w Podróży.

Ostatnia rodzina – recenzja filmu o Beksińskich

Obserwatorium kultury i świata podróży

Ostatnia rodzina – recenzja filmu o Beksińskich

5 moich ulubionych fot ze Szwajcarii

URLOP NA ETACIE

5 moich ulubionych fot ze Szwajcarii

Zamek w Janowcu

SISTERS92

Zamek w Janowcu

OOPS!SIDEDOWN

RIVER, CZYLI WISŁA

W dni takie jak ten, kiedy pogoda za oknem nieszczególnie dopisuje, lubimy powspominać polskie lato. Mimo że pogoda bywała mocno kapryśna i ciężko było trafić na słoneczny weekend nad Wisłą, przez kilka letnich miesięcy udało nam się zebrać kilka kadrów i zamknąć je w krótkim filmie dedykowanej królowej polskich rzek. Lato nad Wisłą jest niesamowicie bogate. Liczba atrakcji, sportów i aktywności które można uprawiać nad rzeką rośnie w siłę z każdym rokiem. Kluby, knajpy, koncerty, warsztaty, zajęcia sportowe i taneczne. Co tylko chcesz, znajdziesz nad Wisłą. Życie latem przenosi się nad rzekę. I co najlepsze, nie tylko w Warszawie. Jeśli zabraknie Wam pomysłu na weekendowy wypad „lato 2017”, stolica poleca się bez wstydu. Artykuł RIVER, CZYLI WISŁA pochodzi z serwisu OOPS!sidedown | travel & video | blog podróżniczy.

Magiczne Ogrody w Janowcu

SISTERS92

Magiczne Ogrody w Janowcu

WHERE IS JULI+SAM

Czy musisz znać angielski, żeby podróżować?

Język angielski jest najpopularniejszym drugim językiem świata, w którym dogadamy się w wielu jego zakątkach. Co ciekawe, na świecie jest więcej osób, dla których angielski jest drugim językiem, niż tych, dla których jest pierwszym, językiem narodowym. Czy to znaczy, że trzeba znać angielski, aby podróżować?  Nie. Oczywiście, w podróż można ruszyć bez znajomości angielskiego, zamykając […] The post Czy musisz znać angielski, żeby podróżować? appeared first on Where is Juli + Sam.

WOJAŻER

Werona. Spacer po zakonserwowanej włoskiej tkance miejskiej

Zdawała się idealna. Niewielka, ale wystarczająco ciekawa i zajmująca. Pełna życia, lecz przy tym spokojna i momentami ujmująca. Niby łatwa do poznania, ale ciągle zaskakująca ukrytymi zaułkami, które nagle pojawiały się i przywoływały na myśl wszystkie romantyczne filmy o wielkich, miłosnych uniesieniach. Takie właśnie skojarzenia przychodzą do głowy od razu, gdy wspomina się jej nazwę. Werona, miasto zakochanych. W końcu jest to kraina Romea i Julii, dom słynnego, obleganego balkonu, do którego pielgrzymuje co roku ponad milion ludzi. O tej Weronie, przy odrobinie dobrej woli, szybko się jednak zapomina, gdy człowiek pozostawia za sobą wszystkie te ckliwe uniesienia młodych, niedojrzałych ludzi, tych legendarnych głupców, którzy zamiast cieszyć się życiem, odebrali je sobie w imię czegoś, co nie jest warte tego poświęcenia. Miłość miłością, ale czy jest, nawet bez miłości, coś ważniejszego i piękniejszego od samego życia? Życie toczy się w Weronie swoim własnym tempem. Powolnym. Gdy mieszkańcy północnych krajów Europy, którzy przybyli na chwilę to tego malowniczo położonego miasto, przetaczali się już o poranku przez jego puste ulice, Włosi dopiero przeciągali się w łóżku lub …

Velipoja i okolice – nadmorskie opowieści

BAŁKANY WEDŁUG RUDEJ

Velipoja i okolice – nadmorskie opowieści

Kami and the rest of the world

Katowice – the most underrated city in Poland

For years I haven’t considered Katowice as an interesting tourist destination and a perfect weekend getaway in Poland. During my university years it was often a must stop on the way to Czech Republic or a place to go for interesting events (concerts, volleyball games etc). I’ve spent hours at Katowice train station, waiting for […] Post Katowice – the most underrated city in Poland pojawił się poraz pierwszy w Kami and the Rest of the World.

Western City niedaleko Karpacza

SISTERS92

Western City niedaleko Karpacza

23 rzeczy, których trzeba spróbować będąc w Japonii

Gaijin w podróży

23 rzeczy, których trzeba spróbować będąc w Japonii

WHERE IS JULI+SAM

Australia okiem autostopowicza – wykonanie Filipiaków [WASZA AUSTRALIA]

Daria i Piotrek Filipiakowie jeżdżą autostopem i pływają jachtostopem. W Australii spędzili około pięciu miesięcy. Prowadzą blog Świat jest Książką. Kiedy byliście w Australii i na jak długo? Nasz „pierwszy raz” z krainą kangurów zaczął się 5 grudnia 2015 roku i trwał do 5 marca 2016. Drugi raz przypłynęliśmy tutaj jachtostopem 12 lipca 2016 i […] The post Australia okiem autostopowicza – wykonanie Filipiaków [WASZA AUSTRALIA] appeared first on Where is Juli + Sam.

Podróże kształcą, czyli kilka zdań o Abchazji

Na Wschodzie

Podróże kształcą, czyli kilka zdań o Abchazji

Droga do Limy na pocztówkach. Część I: Pustynia.

Fizyk w podróży

Droga do Limy na pocztówkach. Część I: Pustynia.

Krótko przed wjazdem do Peru zaoferowałem Czytelnikom pocztówki. Mój paszport miał niedługo stracić ważność. Wyrobienie nowego w Limie kosztuje 120 dolarów. Napisałem więc na tak zwanym znanym portalu społecznościowym, że kto chce, może za 25 zł zakupić pocztówkę z drogi z peruwiańskiej granicy do peruwiańskiej stolicy.W ten sposób miałem zamiar zebrać potrzebne środki na paszport, ale się pomyliłem. Nie uzbierałem na paszport: uzbierałem przeszło trzy razy więcej. Po pocztówki zgłosiło sie w sumie trzydzieści pięć osób, a wiele z nich wpłacało znacznie więcej niż umówione 25 zł. Były przelewy po 30, 40, 100 a nawet jeden na 400 zł. W sumie zebrało się 1773,57 zł. Od tego trzeba by odliczyć koszt wysyłki trzydziestu pięciu pocztówek, który wyniósł około 280 zł, czyli zysku na czysto mam od Was Drodzy Czytelnicy 1500 zł. Będzie na paszport, na remont roweru, na kilka innych detali, i jeszcze zostanie na parę tygodnii śniadań, obiadów i kolacji. Bardzo serdecznie dziękuję wszystkim za tak nieoczekiwanie hojne wsparcie!Przy okazji okazało się, że kartki sprzedawane w Peru nie są zbyt piękne, ale za to peruwiańska poczta działa zadziwiająco sprawnie i szybko: korespondencja dochodziła do Polski w nieco ponad tydzień i - póki co - niezawodnie. Każda z pocztówek zawierała pozdrowienia i kilka zdań, krótką relację z kolejnych dni w drodze z granicy ekwadorsko-peruwiańskiej do Limy. To było trudne zadanie, bo miejsce do pisania na pocztówkach jest minimalne, a słów nigdy nie brakuje. Obiecałem, że te krótkie zdania złożą się na tekst, który opublikuje się na niniejszej stronie. Oto i on, oto relacja z drogi do Limy spisana na trzydziestu pięciu kartkach pocztowych, część pierwsza (z dwóch).Buzia lwa albo skrzynka na listy w Trujillo * * * 05/09/2016, ZorritosGarua to coś jakby mżawka, ale jeszcze drobniejsza. Zasnuwa świat mgłą i jadąc wśród bananowych i kakaowych plantacji widać bardzo niewiele. W Peru garuę zastąpiło słońce, a kakao - wystające z wody wąsy ryżu. Został tylko ból po tej, która została po tamtej stronie granicy. Tyle się o nich złego nasłuchałem! Że naciągacze, złodzieje i bezguście. Natomiast mi Peruwiańczycy jakoś od progu do gustu przypadli. Jest w nich pewna powaga. Nie to, że się nie śmieją: raczej, że są bardzo konkretni, przechodza od razu do rzeczy.Na noc trafiłem do plażowego posterunku policji. Posterunkowy naprawiał pompe elektryczną, a drzewa płonęły w karmazynowym zachodzie słońca: z takich, co to zdarzają się na Mazurach późnym latem. Ryż w okolicach TumbesWieczorem w Zorritos06/09/2016, TalaraZa Zorritos ziemia pustoszeje powoli. Wyjeżdżając z Los Organos nie rośnie już nic prócz naftowych pomp tykających miarowo. Pomarańczowe skały, szarawy piach i wiatr wzmacniający się z każdą godziną. Za El Alto zaczyna się plaskowyż porozdzierany stromymi kanionami, przypominającymi gigantyczne szczeliny lodowca. Słońce dogasa na zachodzie, pracownicy kompanii naftowej, pijani, czekają na odjazd ciężarówki, gwiazdy sa jakies nieznane, południowe. Noca dojeżdżam do Talara.Duże dziury w ziemiDziwności na horyzoncie07/09/2016, PiuraDo południa zrobiłem zaledwie 30 km, może nawet mniej. Nie było wielkich wzniesień i właśnie w tym problem: niepowstrzymany niczym wiatr pędził po pustynnym płaskowyżu mocno, jednostajnie. Dopiero po południu ustał, uspokoił się nieco i mogłem wreszcie przyspieszyć. Droga falowała nieznacznie na piaszczystych wzniesieniach. Z ostatniego z nich, za hektarami suchej, żółtej ziemi, dało się w końcu zobaczyć zielone pola Sullany. Oaza. Emocjonujące.WiatrDaleko08/09/2016, PiuraPiura. Po trzech dniach pedałowania z Machali - pierwszy odpoczynek. Piura to miasto podwójnie historyczne. Po pierwsze, bo to pierwsze miasto założone przez hiszpańskich kolonizatorów (Pizarro) w Ameryce Południowej*. Po drugie, bo to pierwszeństwo i historia dawno już do historii odeszły. Perła architektury to to nie jest - chociaż są wyjątki - ulice wypełniają mototaksówki, klienci centrów handlowych i względny porządek. Nie zmieniło się tylko suche powietrze, które zamęcza drogi oddechowe. Upał, pustynia i wiatr.*Sprostowanie: najstarszym miastem założonym na stałym kontynencie Ameryki przez Hiszpanów jest Cumana (1515, obecnie: Wenezuela). Piurę (1532) można uznawać za najstarszą w andyjskiej części kolonii, jako że kiedy kolejna z wypraw Pizarro wreszcie doszła do skutku, to Piura stała sie pierwszą nowo powołana osadą Hiszpanów.09/10/2016, PiuraDrugi dzień w Piurze. Nic nie robię. Nie wyszedłem nawet z domu i mam to sobie za powód do dumy. Bo wczoraj oczywiście musiałem koniecznie wybrac sie do Paity, żeby po trzech dniach pedałowania w ostrym słońcu dopić się łażeniem w południe rzut beretem od równika. Ale czego się nie robi dla Boliwara! Jego laska (w sensie ta ulubiona) Manuela Saenz spędziła ostatnie lata życia właśnie w Paicie. Dom jeszcze stoi. Na zewnętrznych ścianach - tablice pamiątkowe. W drzwi wetknięty niezapłacony rachunek za prąd. Ironia losu, czyli nic się nie zmieniło*.*Ironia losu, czyli nic się nie zmieniło, bo bogów amerykańskiej niepodległości los, a raczej: wyzwoleni współobywatele, nie traktowali dobrze. Manuelę wygnano z kraju, stąd wylądowała w Peru. Sucre, którego imieniem nazwano konstytucyjną stolicę Boliwii, w tej samej Boliwii chciano zamordować rok później. Nie udało się na Altiplano, udało się na południu Kolumbii, w drodze do Quito. Na Boliwara też organizowano zamachy, ostatecznie zmarł - podobno - schorowany w Santa Marcie, chociaż wersji ze schorowaniem nie wszyscy do końca wierzą. Na południu kontynentu - to samo - Sam Martin i Artigas dożywali swoich dni w zapomnieniu i na obczyźnie. Jak juz umarli, nastawiali wszystkim pomniki, ponazywali ulicę, i tak dalej. Dom Manueli, gdzie żyła z wierną czarną służącą i psami, którym - jak głosi biografia - dawała imiona w rodzaju Santander, Canterac czy Paez.Paita tak nędzna jak dwieście lat wcześniej10/09/2016, Pustynia Sechura na 140km od PiuryPustynia: przestrzeń, wiatr, piach, bezlitosna surowość. Wydaje się, że napisano już o niej wszystko. W ogóle mogło by sie wydać, że o wszystkim wszystko już napisano. Wówczas jedyne, o czym warto jeszcze pisać, to ludzie. Ci rodzą sie w dalszym ciągu niezmiennie różni i o każdym można napisać zupełnie inna historię.Szedł po drugiej stronie drogi. Miał niewielką torbe zarzuconą na ramię i szarawą chustę ściśniętą w dłoni. Spłowiała fioletowa bluza i skóra zczerniała od wielu dni marszu. Mówi, że był w Machali (~500 km) i w Cuence (jeszcze więcej), że Ekwador poszedł zwiedzić. Opowiadał mi o tym jak o najzwyklejszej rzeczy pod słońcem, tym swoim niewinnym głosem czterdziestoletniego chłopa z prowincji. A, i że te ich pieniądze wymienił, mówi. Otworzył plecak, wygrzebał książeczkę z ilustracjami Matki Boskiej i schowane tam jak skarb pięciodolarowy banknot. Podawał mi go, chyba żebym dotknął. Nie dotknąłem. Bałem się, że będzie chciał mi go podarować. "Z Abrahamem Lincolnem!" - dodał dumny. Potem był w Piurze, na podrywie. Ma tam zdaje się jakąś kobietę, która - mówi - zaprosiła go na popcorn. Nic nie zrozumiałem.Lust for LifeGębaPustynia to jest nic. Oto nic.SalonStrefa wydm, jak w Słowińskim11/09/2016, za Reque Świętego Cautivo z Ayabaca przypada w październiku. Ci, co idą z Tacny (granica z Chile) mają do Ayabaki (granica z Ekwadorem) jakieś trzy tysiące kilometrów. Wychodzą z domu w lipcu. Maszerują sami lub w grupach po kilku. Nosza purpurowe kapy przepasane złotawymi sznurami. Śpią pod kościołami i na autostradowych bramkach. Jedzą, co dostaną. Pierwsze z grup, którą spotkałem, niosła instrumenty: bębny i charanga. Dziś widziałem pątnika z przenosnym głośnikiem. Zmieniaja się formy, ale treść - wyrzeczenie i pielgrzymka - zostaje ta sama. Robią sobie ze mną zdjęcia iphonem, bo tak sie robi dziś. Ida, bo taki jest człowiek.Wiatr zaatakował - już pod wieczór - ze strony nieoczekiwanej. Kupowałem chleb od pani z wiklinowymi koszami na rogu rynku w Reque. Wziąłem parę zwykłych bułek i ... no właśnie, a co to? "Empanada de globo" proszę pana, czyli pieróg z balona. Pieróg z balona? Były tanie, jakies 25 groszy sztuka. Poproszę pięć. Ugryzłem, pieróg rozsypał się jak szklana bombka. Aha... Mogłem sie domyślić. W Ekwadorze też sprzedają coś, co nazywają "empanada de viento", pieróg z wiatrem, czyli w praktyce: z niczym.Dzisiaj przesadził. A sądziłem, że zrobił już swoje. Wczoraj 140 km po pustyni, do Morrope na dzis zostało tylko 40. Zajęło mi to całe przedpołudnie, a potem okazało się, że dalej za Morrope, a nawet za Chiclayo, pustynia wcale sie nie kończy, a wiatr jeszcze przybiera na sile i cały czas wali w twarz. Jest płasko, a jedzie się jak pod górkę. Potem twarz nabiera rumieńców jak po nartach zimą, a tu przecież ani śniegu, ani mrozu, ani w ogóle niczego: sam tylko wiatr. I tak - podobno - aż do Limy, osiemset kilometrów. Aha, dziękuję, dobranoc.Pielgrzym. Niektórzy mają trzymetrowe krzyże z kółeczkiem u podstawy.Bistek a lo pobre, czyli befsztyk na biednoNa południe z ChiclayoZnów dalekoElement12/09/2016, PacasmayoKto by się spodziewał, że na plaży, na niewiele, bo jakieś 1500 km od równika, będzie zimno? Gdy dotarłem do Pacasmayo, niemal dygotałem od chłodu wiatru. Siedzę w polarze. Strażacy chodzą w długich spodniach i kurtkach. Mam katar. Tropikalne, ciepłe kraje: nigdy nie przestaną zaskakiwać mnie swoimi skrajnościami. Bo jutro na drodze będę pewnie padał z gorąca.*Tego dnia powstała miniatura wideo "Dzień podróży w dwie minuty".13/09/2016, TrujilloKto nie spał na lekcjach geografii, ten pewnie wie o prądzie Humboldta, który to prąd niesie zimną wodą - a z nia i wiatry - na peruwiańskie i chilijskie wybrzeże. Jakos nie mogłem w to uwierzyć. Czułem chłód, ale i słońce, do tego przecież, jako się rzekło, znajduję się blisko równika i plaży, więc jak może być tak zimno, jak mam wkładać na siebie kurtke tu, gdzie palmy i banan? Takimi wątpliwościami nabawiłem sie w drodze do Trujillo zupełnie solidnego kaszlu z bólem w gardle do kolekcji. Gorącą kawę piłem potem łapczywie, jak na Turbaczu późną jesienią.14/09/2016, TrujilloJutro jade do Limy, autobusem, by zamówić paszport. Teraz, zamiast delektowac się Trujillo, gnam od banku do zakładu fotograficznego i z powrotem. Mijam kościółki przyczajone na drobnych skwerach, rozczytuję klasyczny układ kolonialnego miasta, wzorcowo zakonserwowany jak w środkowoamerykańskich miastach pokroju Antiguy, Leon czy Granady. Zapraszają mnie drewniane tablice kawiarń w stylu staroelegancko-przykurzonym. Wrócę do nich pojutrze.15/09/2016, LimaNie wiem jak sie autobusowe sprawy mają w Polsce, ale wydaje mi się, że w tej kwestii Peru przeskoczyło nas mniej więcej o dekadę. Trujillo: dworzec z obszernymi, czystymi salami, szybkie wifi, elegancko ubrana obsługa. Bilety do Limy od 30 do 100 soli (1 sol=1.20zł). Podstawa to piętrowy bus z toaletą i internetem. W miarę jak rośnie cena, dochodzi kolacja, śniadanie, kocyki i napoje, słowem: jak w samolocie. Za to sama Lima o dekade wyprzedza nas w kwestii ścieżek rowerowych*. To w "Trzecim Świecie" się da, a u nas nie? Ciekawe.*Ten zachwyt nieco zmalał, jak miesiąc później dotarłem do Limy na rowerze: ścieżki ścieżkami, ale ruch samochodowy nie do zniesienia. No ale trzeba oddać peruwiańskim inżynierom, bo wiedzą, że zjazd ze ścieżki rowerowej na ulicę trzeba zaopatrzyc nie w półmetrowy krawężnik, a w łagodną równie pochyłą. U nas to jeszcze wiedza nie tak rozpowszechniona. 16/09/2016, TrujilloW Peru - i w niektórych miejscach w Ekwadorze - kawę serwuje się w postaci gorąca woda + dzbanuszek z esencją. Jest to swego rodzaju kompromis między wygodą (nie trzeba za każdym razem zaparzać) a smakiem (świezoparzona nie jest, ale też nie ma tego charakterystycznego posmaku urządzeń przemysłu chemicznego, jaki oddaje kawa instant). Trujillo ma bogaty wybór kawiarni i serwują w nich pie de limon, ale to nie to samo co Caracas. W Machali poznałem J., który mieszkał w stolicy Wenezueli dłuższy czas. Wspominałem mu kawiarnię zza kościoła na Candelarii i z satysfakcją przywitałem jego uśmiech gdy mówił, że dobrze ją zna.17/09/2016, TrujilloTarg mieści się przecznicę od domu rowerzysty. Mam już zaprzyjaźnioną panią od śniadań: gdy podchodzę, już wie, że szklankę wieloowocowego na dzień dobry. To znaczy, że się zasiedziałem. Oswoiłem Trujillo. Dziś był dzień turystyczny. Dawno nie uprawiałem turystyki - pomyślałem - i udałem sie do muzeum. Starszy zwiedzający zachwycał się meblami i pouczał przewodnika jeśli chodzi o style i epoki. Twarz mu jaśniała. Pasjonat, z tych, co nadają koloru tej planecie. Trujillo - rynekTrujillo - telefonTrujillo - babaFigurkiChan ChanStarości 18/09/2016, ChimboteNiedzielny poranek, wyjazd z Trujillo. Znikają domy, pojawia się - znów - pustynia, a na nich zielone kwadraty plantacji nawadnianych sztucznie ze studni głebinowych. Po prawej: wjazd na obowiązkową kontrolę sanitarną. Duży parking, szereg pustych budynków, kontroler w granatowym mundurze i w ciemnych okularach. "Skąd jest, dokąd jedzie, jak leci?". Mówi, że jest plaga jakichś much i rekwiruja owoce, żeby nie wwożono ich na południe kraju. W siatce przytroczonej do roweru miałem banany. "Banany mogą jechac, ale jakbys kupował jabłka czy pomarańcze, to lepiej dobrze je ukryj!". Lubię te kontrole.19-21/09/2016, ChimboteChimbote nie należy do turystycznych pereł. Ma dostęp do morza, ale zastawiono go fabrykami mączki rybnej, resztki plaży zdobią znaki "nie zdatne do kąpieli" i śmieci. Chimbote słynie bardziej z morderstw. W 1991 roku w okolicach Chimbote doszło do zabójstwa jednego włoskiego i dwóch polskich misjonarzy. Jest pomnik i informacja o niedawnej beatifykacji. Poza tym, dzięki morderstwom i fabrykom, Chimbote spowija warstwa słodkiej normalności. Słodkiej jak wybór ciast w piekarniach, jak kobiety, które siadają na rogach ulic z wielkimi wiklinowymi koszami, by sprzedawac chleb. Mieszkańcy grodza wąski paski ziemi między chodnikiem a ulicą i tworzą na nich miniaturowe ogródki. Tak, to chyba najbardziej mnie urzekło. Chimbote miastem morderstw. Chimbote, miasto - ogród.Dojeżdżając do ChimboteA w kuchi u L. ...... zrobiliśmy chinkali.

Centrum Ameryki w Warszawie

United States of America-lovers

Centrum Ameryki w Warszawie

Europejskie Centrum Pieniądza w Bydgoszczy

SISTERS92

Europejskie Centrum Pieniądza w Bydgoszczy

4 mega spacery na Rugii

URLOP NA ETACIE

4 mega spacery na Rugii

POJECHANA

10 faktów o podróży dookoła świata, o których nikt Ci nie powiedział

Podróż dookoła świata to marzenie wielu śmiertelników. Jeśli jesteś czytelnikiem tego bloga, to prawdopodobnie marzysz o tym i Ty. Słuchasz niesamowitych opowieści z podróży swoich znajomych, oglądasz uśmiechniętych ludzi i niezwykłe krajobrazy na zdjęciach, czytasz o nieprawdopodobnych przygodach, fascynujących spotkaniach i odnajdywaniu samego siebie na blogach i w książkach podróżniczych, i w Twojej głowie rodzi się obraz podróży jako nieustannej idylli, zaczynasz myśleć, że zakup biletu dookoła świata lub (nawet lepiej) w jedną stronę, to jak przekroczenie bram raju na ziemi. Tylko głupi by się bronił, więc kupujesz i jedziesz. A potem okazuje się, że nikt Ci nie powiedział o tym, że w podróży dookoła świata: Ciągle będziesz na coś czekać… Na pociąg, na samolot, na porę suchą, na połączenie z routerem, na prom, na ładną pogodę, na wizę, na wolną łazienkę, na frytki, na check-in, na ciepłą wodę. Spotkasz mnóstwo nieciekawych ludzi… Miejscowych, którzy będą widzieli w Tobie egzotyczne dziwadło lub chodzący, wypchany zielonymi banknotami portfel, podróżników, którzy włóczą się od hostelu do hostelu, opowiadając te same, słyszane już przez Ciebie sto razy historie, oszustów, malkontentów, poszukujących sensu istnienia nudziarzy- gawędziarzy i uciekających przed delirium tremens imprezowiczów. Zaniedbasz… Ćwiczenia (przez nieregularny tryb życia i brak własnego kawałka podłogi), dietę (przez brak własnej kuchni i wyboru), dłonie, stopy włosy, cerę (przez wiatr, słońce i słoną wodę) i więkoszość znajomych (przez brak dostępu do internetu i różnicę czasu). Będziesz zmęczony… Upałem, chodzeniem, dźwiganiem plecaka, językową barierą, biegunką, czekaniem na autobus, targowaniem, noszeniem ciągle tych samych ubrań, monotonną (na przykład ryżową) dietą, papierowymi ścianami sypialni, podróżniczym small- talkiem, słuchaniem jak ktoś wymiotuje w toalecie, komarami, tym, że wszyscy się na Ciebie gapią. Nie zdążysz… Na ślub przyjaciół, na urodziny siostry, na ostatnie święta z babcią. Będziesz rozczarowany… Tłumem pod Taj Mahal, chmurami nad Angkor Wat, rusztowaniem na Borobudur, cenami na Machu Picchu, jedzeniem na Filipinach, brudnymi plażami, standardem hotelu z setką dobrych opinii w internecie, martwą rafą koralową, roztopionym lodowcem i śmieciami, śmieciami, śmieciami. Będziesz tęsknić… Za przyjaciółmi, za rodziną, za prawdziwym chlebem, za wygodnym łóżkiem, za śledziami w śmietanie, za puchatym ręcznikiem, za czystą deską klozetową, za szafą pełną czystych ubrań, za półką pełną książek, za wanną, za spacerem z psem, za własnym domem. Będziesz się nudzić… Na lotnisku, na plaży, w hostelu, w autobusie, w deszczu, bez przyjaciół, bez prądu, bez książki, bez internetu, oglądając podobną do kilkunastu poprzednich świątynię, słuchając podobną do kilkudziesięciu już słyszanych historię, odpowiadając po raz tysięczny skąd jesteś komuś, kogo wcale to nie interesuje. Będzie Ci smutno… Bo zobaczysz biedę o jakiej nie miałeś pojęcia, bo zobaczysz głęboką niesprawiedliwość i podziały, bo ktoś Cię oszuka, bo ktoś Cię okradnie, bo zrozumiesz jak bardzo my- ludzie niszczymy naszą planetę, bo będziesz tęsknić, bo trzy tygodnie z rzędu będzie padać. Przestaniesz pasować… Do miejsca, z którego wyjechałeś, do miejsca w życiu, w którym byłeś przed podróżą. Już nigdy nie będziesz myśleć i czuć tak samo, czego innego będziesz pragnąć, co innego będzie dla Ciebie ważne, do czego innego będziesz dążyć. Masz odwagę? . . . Jedź, jeśli o tym marzysz to jedź, nie oglądaj się. Jeśli naprawdę tego pragniesz, to będzie to jedna z najlepszych decyzji jakie podejmiesz w swoim życiu. Podoba Ci się? Daj lajka, podaj dalej! Twoja rekomendacja bardzo mnie ucieszy. Nie chcesz przegapić żadnego wpisu? Kliknij TU i zapisz się do newslettera! Post 10 faktów o podróży dookoła świata, o których nikt Ci nie powiedział pojawił się poraz pierwszy w Pojechana.

Odkryłam Amerykę. Na nowo

United States of America-lovers

Odkryłam Amerykę. Na nowo

By car, by ferry and by train. In other words how Grzanka returned home

ITALIA BY NATALIA

By car, by ferry and by train. In other words how Grzanka returned home

TROPIMY PRZYGODY

Machu Picchu. Zobaczyć i nie zbankrutować

Machu Picchu to według setek rankingów jeden z cudów świata, a dla milionów osób na  całym świecie mniej lub bardziej osiągalne marzenie. Będąc w Peru można oczywiście odwiedzić wiele ciekawszych miejsc, zostawiając Machu Picchu milionom innych turystów. Pozostawiłoby to pewnie jednak niedosyt po powrocie do domu. Przedstawiamy wam więc nasze wrażenia z tego miejsca oraz praktyczne porady jak najlepiej zorganizować tam wyjazd. HISTORIA MIEJSCA Miasto powstało w połowie XV i w dotychczas niewyjaśnionych okolicznościach opustoszało mniej więcej sto lat później, nie będąc jeszcze ukończone. Nazwa Machu Picchu oznacza „stary szczyt”. Miejsce zostało „odkryte” a w zasadzie „upublicznione” przez amerykańskiego uczonego […] Artykuł Machu Picchu. Zobaczyć i nie zbankrutować pochodzi z serwisu Tropimy Przygody.

Mostek Pokutnic we Wrocławiu

SISTERS92

Mostek Pokutnic we Wrocławiu

Arado – utajnione laboratorium Hitlera w Kamiennej Górze

SISTERS92

Arado – utajnione laboratorium Hitlera w Kamiennej Górze

Wołyń – film, który długo będziesz pamiętać (recenzja)

Obserwatorium kultury i świata podróży

Wołyń – film, który długo będziesz pamiętać (recenzja)

OOPS!SIDEDOWN

THE LAKE

Są takie miejsca w których, mimo najszczerszych chęci, nic nie idzie po naszej myśli. Pogoda zła, kadry słabe, a widoki jeszcze gorsze. Na szczęście są też takie miejsca w których filmy robią się same. Na przykład nad jeziorem Bled w Słowenii. Tym razem postawiliśmy na proste ujęcia bez efekciarstwa. Jesienny spokój, który panuje w Bledzie w październiku i listopadzie, byłby w końcu dość ciężki do przedstawienia na szybkich i dynamicznych cięciach. Dlatego też „The Lake” jest taką małą pochwałą prostoty. Na efekty przyjdzie czas, a tymczasem zapraszamy w nostalgiczną podróż do Słowenii. Artykuł THE LAKE pochodzi z serwisu OOPS!sidedown | travel & video | blog podróżniczy.

Muzeum Mydła i Historii Brudu w Bydgoszczy

SISTERS92

Muzeum Mydła i Historii Brudu w Bydgoszczy

WHERE IS JULI+SAM

Julia jest w Australii. Nowa książka + KONKURS

„Julia jest w Australii” to subiektywny przewodnik po Australii – ciekawych miejscach, nieznanej historii i pokręconej codzienności.  Julia jest w Australii Gdy cztery lata temu wyruszyłam w samotną podróż dookoła świata, nie przeszło mi przez myśl, że mogę z niej nigdy nie wrócić. Los (jak to los) bywa przewrotny, a życie pisze dla nas wszystkich zaskakujące […] The post Julia jest w Australii. Nowa książka + KONKURS appeared first on Where is Juli + Sam.

W podróży dobre buty to podstawa. Nasz wybór – Keen Uneek i Versatrail

BAŁKANY WEDŁUG RUDEJ

W podróży dobre buty to podstawa. Nasz wybór – Keen Uneek i Versatrail

Biegun Wschodni

Jaką chustę do noszenia dzieci kupić – praktyczny poradnik

Na chwilę obecną nie wyobrażam sobie jakiegokolwiek wyjazdu z małym dzieckiem bez chusty w walizce. Dzięki chuście spacerowaliśmy bez stresu po plażach Bałtyku, wędrowaliśmy po Bieszczadach i Beskidzie Niskim, mając chustę nie muszę się martwić o to jak będziemy się poruszać po Lwowie czy włoskich miasteczkach, gdzie dominuje bruk i kocie łby. Nie przeraża mnie… Artykuł Jaką chustę do noszenia dzieci kupić – praktyczny poradnik pochodzi z serwisu Biegun Wschodni | Blog podróżniczo - turystyczny ze startem w Rzeszowie.