BAŁKANY WEDŁUG RUDEJ
Yugo – miejsce z bałkańską duszą i sercem
Za każdym razem, gdy wybierałam się do jakiejś restauracji czy knajpki bałkańskiej, nie ujawniałam tego, że prowadzę bloga poświęconego Bałkanom. Uznawałam, że bycie incognito pozwoli mi lepiej poznać dany lokal. Ujawniałam się po wyjściu – zostawiając razem z opłaconym rachunkiem nalepkę lub podrzucałam na restauracyjnego maila lub facebooka linka z recenzją na blogu. Nie wiem dlaczego akurat w przypadku Yogo postanowiłam zmienić strategię, co okazało się być wyjątkowo trafną decyzją.
O Yugo dowiedziałam się z facebooka oraz dzięki Wam moi mili czytelnicy, gdyż bardzo często „donosicie” mi o powstaniu nowych, bałkańskich lokali. Od razu stwierdziłam, że muszę się przekonać na własnej skórze (no może nie dosłownie), jak tam jest. Na testowanie Bałkanów w nowej wersji zaprosiłam jeszcze znajomą, która podobnie, jak i ja, pasjonuje się Bałkanami, dodatkowo jest ruda i ma na imię Ola, ale nie jest moją siostrą bliźniaczką, ani klonem (także bez obaw). Do Yugo specjalnie przyszłam wcześniej, przed umówioną z moją imienniczką godziną, żeby ewentualnie pogadać z obsługą, dowiedzieć się czegoś więcej na temat knajpki. Trafiłam bezbłędnie, gdyż szyld oraz jasne wnętrze dość mocno rzucają się w oczy na skrzyżowaniu Żelaznej i Siennej. Tego dnia było wyjątkowo zimno, więc ze znaczącą ulgą skryłam się w ciepłym wnętrzu Yugo. Zajęłam stolik i podeszłam do kasy zamówić coś ciepłego do picia. Przy okazji przedstawiłam się Pani Kasjerce, opowiedziałam, że prowadzę bloga, pokazałam nalepki – wizytówki i chyba wprowadziłam ją w lekką konsternację, którą zlikwidowała stwierdzeniem „To może lepiej porozmawia pani z managerem. Siedzi na końcu sali.” Manager? Czemu nie, w sumie najlepiej porozmawiać z samą władzą.
Porwałam moją herbatę i pomaszerowałam do managera. Bardzo szybko złapaliśmy dobry kontakt i nie wiem, czy to dzięki mojemu czarowi i wdziękowi, czy może dzięki mojej ofercie wypromowania i rozreklamowania Yugo wśród czytelników bloga. W każdym razie zaczęliśmy rozmawiać o Bałkanach (jak okazało się Pan Manager znał mojego bloga), podróżach itd. Kiedy rozmowa zeszła na plany związane z rozwojem bloga itp. padło pytanie: „A znasz przewodnik Branko Ćirlića?” Wykazałam się kompletną zaćmą umysłową lub pomrocznością jasną (zwał jak zwał), gdyż odpowiedziałam, że nie. Pan Manager na chwilę mnie przeprosił, a gdy wrócił po pięciu minutach, podarował mi Przewodnik po Jugosławii właśnie Brano Ćirlića. Oczywiście samą książkę widziałam nie raz, ale nie byłam jej w stanie powiązać z nazwiskiem. Gdy po kolejnych minutach rozmowy przeszliśmy na Ty, okazało się, że Alek jest synem Branko, a jego bałkańskie, serbskie korzenie są naprawdę mocne.
No dobrze, a co syn znanego autora przewodnika po Bałkanach robi w Polsce? Oprócz zajmowania się większymi sprawami, Alek zarządza Yugo. Historia powstania tej street-foodowej knajpki jest bardzo ciekawa. Otóż pewnego razu, szef Alka (Właścicielem YUGO jest Kamil Hagemajer, twórca i właściciel sieci Mleczarnia Jerozolimska i Baru Prasowego.) przyszedł do niego i stwierdził, że ma lokal, w którym trzeba by stworzyć jakąś knajpkę, którą przyciągnie klientów. Pomysł z pizzerią i sushi barem szybko upadł i Alek zaczął rozważać, co sam chciałby jadać w Warszawie. Doszedł do wniosku, że najbardziej brakuje mu bałkańskiej kuchni, w prostym wydaniu, bez zbędnych upiększaczy i fajerwerków. Gdy już obrał kierunek, musiał wymyślić chwytliwą nazwę. I wymyślił ją bardzo szybko. Bowiem kiedy wcześniej był na wakacjach w Serbii, pod blokiem, w którym mieszka jego rodzina, zobaczył samochód Yugo z napisem „na sprzedaż” i postanowił, że musi go mieć. I choć z zakupu nic nie wyszło, to auto na tyle wryło się w pamięć Alka, że postanowił na jego cześć nazwać nowo powstałą knajpkę.
Nie tylko sama nazwa przypomina nam o tym, że znajdujemy się w bałkańskim miejscu, ale również cały wystrój Yugo nawiązuje do dawnej Jugosławii. Ściany zdobią reprinty starych plakatów promujących turystykę tamtego regionu, na kafelkach widnieją hotelowe nalepki, nad wejściem wiszą flagi sześciu państw wchodzących w skład byłej Jugosławii (Bośnii i Hercegowiny, Chorwacji, Czarnogóry, Macedonii, Serbii i Słowenii). Przy wejściu znajduje się biblioteczka z albumami, przewodnikami i książkami poświęconymi Bałkanom. Według mnie każdy Bałkanoholik poczuje się tam dobrze. Nawet jeśli Bałkany nie są waszym żywiołem, ale tęsknicie za wakacjami, to w Yugo znajdziecie ich namiastkę. Wystrój lokalu dopełniają rozkładane, turystyczne krzesła i stoły. Sam Alek stwierdził, że nie będzie wywieszać żadnych świątecznych ozdób, by każdy, kto wstąpi do Yugo, poczuł się jak na wakacjach.
Przejdźmy teraz do samego jedzenie, które oferuje Yugo. Zapytacie się, dlaczego street food, a nie zwykła restauracja? Otóż każdy, kto podróżuje po Bałkanach bardzo szybko zauważa, jak mocno street food jest tam rozwinięty. Rozliczne dania podawane w małych barach/knajpkach pozwalają posmakować prawdziwych Bałkanów, takich, jakie na co dzień mają tamtejsi mieszkańcy. Burki, plejskavice, ćevapcici, wszelkiego rodzaju buły nadziewane mięsem i warzywami, sałatki – to wszystko, a nawet jeszcze więcej stanowi smak tego regionu Europy.
Stąd też menu YUGO jest proste i krótkie, ale dzięki temu możemy naprawdę mieć pewność, że jemy potrawy świeże, niemrożone. Co więcej, pochodzący z Bułgarii szef kuchni naprawdę zna się na rzeczy (w trakcie pobytu w Yugo Ola jadła zupę z soczewicy i nie narzekała. A obserwując w jakim tempie konsumowali swoje potrawy inni kliencie mniemam, że im smakowało.). Codziennie podawana jest jedna zupa, m.in.: „Beogradzki Borš” (Borsz Belgradzki), „Čorba od sočiva” (zupa z soczewicy), czy podawana z grillowaną białą kiełbasą i cukinią „Grčka čorba” (zupa grecka).
W menu znalazły się również sałatki: legendarna „Šopska Salata” (sałatka szopska); nazwana na cześć znanego ze swego zamiłowania do dobrej kuchni Josipa Broza Tito „Josipova Salata” (sałata lodowa, pomidor, ogórek, sos winegret, trzy kotleciki ćevapy grillowane w boczku, z sosem czosnkowym) oraz nazwana na cześć jego małżonki Jovanki Broz „Jovankina Salata” (sałata lodowa, pomidor, ogórek, sos winegret, trzy kawałki kurczaka grillowane w boczku, z sosem czosnkowym).
„Specjalnością zakładu” są dania podawane w specjalnym pieczywie: lepinja. Gurmanska pljeskavica – 200 gramowy kotlet z siekanego mięsa wołowo-wieprzowego nadziewany serem żółtym i cebulą; ćevapi sa slaninom (kotleciki z mięsa wieprzowo-wołowego grillowane w boczku) i karabataci sa slaninom (kurczak grillowany w boczku). Wszystkie podawane w towarzystwie sałaty lodowej, pomidorów, ogórków, z sosem czosnkowym lub ajvarem do wyboru.
Zakres cen nie jest wygórowany i jak na warszawskie warunki naprawdę nie powodują drżenia portfela i palpitacji serca przy płaceniu:
Zupy: 6.9,-
Šopska Salata: 11.90;-
Josipova Salata: 17.9,-
Jovankina Salata: 17.90,-
Gurmanska Pljeskavica w lepinji: 15.90,-
Ćevapi sa slaninom w lepinji: 15.90,-
Karabataci sa slaninom w lepinji: 15.90,-
Jak w każdej bałkańskiej knajpce nie brakuje u nas dobrej kawy. Dostawcą jest mała serbska palarnia z Łodzi.
Kropką nad „i” pobytu w Yugo było to, że gdy dołączyła do mnie Ola, okazało się, że od dawna zna się z Alkiem. I w ten oto sposób, w pewien grudniowy wieczór, w Yugo spotkały się dwie Aleksandry i jeden Aleksandar
I choć z tego wszystkiego, podczas pobytu w Yugo wypiłam tylko herbatę, to szczerze polecam Wam jego odwiedzenie. W szczególności jeśli tęsknicie za Bałkanami – w Yugo uda Wam się na chwilę do nich przenieść i zapomnieć o zimnie i szarzyźnie za oknem.
PS. W Yugo znajdziecie też moje „firmowe”, blogowe nalepki przyklejone w kilku miejscach. To na wypadek, gdybyście nie byli pewni, że to to Yugo z mojego opisu
PS1. Wszystkie zdjęcia są własnością Yugo.
Yugo
ul. Sienna 83, Warszawa
czynne 12-20