Ale piękny świat

TV – Dorota w Pytaniu na Śniadanie

Niedawna wypowiedź tureckiego premiera wywołała międzynarodową burzę. Przede wszystkim wkurzyły się tureckie kobiety. Nie przypadł im do gustu pomysł, by zakazać paniom głośnego śmiechu w miejscach publicznych. Natychmiast zaczęły umieszczać na FB i innych portalach społecznościowych swoje roześmiane fotki. Sprawą zainteresowali się też dziennikarze z Pytania na Śniadanie i kilka dni temu zaprosili Dorotę do programu. Nagranie już jest w sieci. Oto link: http://pytanienasniadanie.tvp.pl/16429318/search-url Wtyczka Silverlight, której wymaga komputer nie działa na Firefoxie, dlatego lepiej odpalic link na innej przeglądarce, np.: na operze.  

Ale piękny świat

Sri Lanca Galeria

         

Ale piękny świat

Białowieża – A życie toczy się dalej!

Duch cara Mikołaja II do dziś odwiedza Białowieżę. I świetnie go rozumiem. Bo miejscowość tak bardzo przypomina wioski jakich do dziś w Rosji tysiące. Tyle, że ta jakby trochę bardziej zadbana… A więc drewniane chałupy, których okna zdobi kunsztowna snycerka, nie zawsze równe płotki otaczające obejścia i kopuły cerkwi z porcelanowym ikonostasem, gdzieś w dali ponad drzewami, a do tego te wspomnienia… Carowi wciąż gra dźwięk rogów myśliwskich. Dawały sygnał na zawsze udane polowania, bo puszcza pełna była rozmaitej zwierzyny. Władca chętnie zagląda stację kolejową „Białowierza Towarowa”. Dziś w dworcowej hali urządzono restaurację „Carska”. Salonki przekształcono w luksusowe apartamenty hotelowe. Choć ten najciekawszy znajduje się na szczycie dworcowej wieży. Dziś stąd odjeżdżają jedynie drezyny. Był i pałac mysliwski. Mikołaj do dziś ma przed oczami widok z jego okien na park. Tak, tu był szczęśliwy. A dziś? Park się zachował, ale po pałacu pozostało jedynie wspomnienie. Spłonął już po wojnie. Z głupoty. Nie pierwszej i nie ostatniej. Ale mimo to duch wraca. Do tych wspomnień. Tylko że wspomnienia rozmywają się i stają podobne duchom, a potem znikają… Dorota   Hotel na stacji Białowieża Towarowa.     W Białowieży Widok z carskiego okna Cerkiew Główna ulica Białowieży    

Ale piękny świat

Polskie Murale

Pierwszy raz zobaczyłam je rok temu w Łodzi. Są tak monumentalne, ze ciężko ich nie zauważyć. Zdobią szare kamienice, skłaniając do zatrzymania się na chwilę. Można śmiało powiedzieć, że polska sztuka ulicy to duet Etam Cru. Etam Cru tworzą Sainer i Bezt czyli Mateusz Gapski. Malują ogromne murale, które sięgają wysokości kilku pięter i kapią kolorem. Ich prace są bogate w mistycyzm, nawiązania do folkloru  Europy Wschodniej i symboliki, ale również lubią bawić się skojarzeniami, dlatego też powstają prace pełne sarkazmu i surrealizmu. Prace tej wielkości zajmują dużo czasu i pochłaniają wiele środków.  Często używają rusztowań i drabin aby zrealizować swoje pomysły. Chociaż zespół powstał w Polsce działa głównie w Europie Wschodniej, tworzy na całym świecie, m.in. w USA czy Portgualii.

Ale piękny świat

Warszawa – To była wojna, nie inscenizacja!

Warszawa znowu żyje Powstaniem Warszawskim. Wystawy, koncerty, inscenizacje… Ale nic nie przebije obchodów rocznicowych z 2009 roku. Na Starym Mieście rozlokowały się oddziały rekonstruktorów. Stanęły barykady, zaaranżowano pocztę powstańczą, szpital. Między turystami, wzdłuż Freta, przez Rynek i plac Zamkowy co chwila maszerowały oddziały, a to powstańców, a to Niemców. I to już wystarczyło, żeby japońscy turyści dostali oczopląsu, bo co fotografować – przebierańców, czy zabytki, a może zamiast aparatu chwycić za karabin? Aż tu nagle rozległy się strzały. Za chwilę eksplozja. Znowu strzały. To „Niemcy” szturmowali barykady. „Nasi” dzielnie się bronili, choć niestety „Niemcy” barykadę zdobyli. Ale za kilka minut na Freta „Powstańcy” odpłacili pięknym za nadobne. Przyczaili się za stolikami restauracji „U Pana Michała” i zaatakowali maszerujący tamtędy oddział „SS”. Błyskawiczna akcja zakończyła się pełnym sukcesem. „Niemcy” się poddali tak gładko, że gościom przy stolikach z wrażenia pierogi pospadały z widelców. Walkom nie było końca. Tym bardziej, że po każdej bijatyce trupy i ranni wstawali z gleby, otrzepywali piach z mundurów i wracali do gry. – To dopiero inscenizacja! – mówię znajomemu „Esesmanowi”. – Niesamowity scenariusz! – Żaden scenariusz! Organizatorzy nas ściągnęli z całej Polski, a nawet jedzenia i wody nie dali. A jak nam powiedzieli, że nie dadzą umówionej kasy, to chłopaki się wkurzyli… Dorota             

Ale piękny świat

Najpiękniejsze miejsca na ziemi

Wybrałyśmy dla Was kilka miejsc zapierających dech w piersiach. My mamy już swoje typy i planujemy jak zrealizować nasze marzenia. „Świat jest książką i ci, którzy nie podróżują czytają tylko jedną stronę.„,a my chcemy przeczytać ją do ostatniej kartki;-) Zhangye Danxia Landform in Gansu, China Meteora, Greece Tianzi Mountains, China Santorini Island, Greece Angkor Wat, Cambodia Hitachi Seaside Park, Japan  Bamboo Forest, Japan Petra, Jordan Machu Picchu, Peru Halong Bay, Vietnam Rice Terrace Fields in Mu Cang Chai, Vietnam Plitvice Lakes, Croatia Bora Bora, French Polynesia Tulip Fields in Netherlands Mount Roraima, Venezuela/Brazil/Guyana  Batu Caves, Malaysia      

Ale piękny świat

Świat – W podróży jak w życiu

Rozstaje dróg mają w sobie coś metafizycznego. Pojawiają się nagle i zmuszają do podjęcia decyzji – w prawo czy w lewo, na wschód czy na zachód…   Czy iść główną drogą, czy skręcić w jakąś ścieżkę i zobaczyć co dalej? Czy jechać dalej rozpędzonym pociągiem, czy wysiąść w połowie drogi na jakiejś stacyjce po środku pustkowia, przy której koncert urządziły świerszcze. Na którą po zmierzchu przychodzą psy i koty, by wygrzać kości na gorącym jeszcze betonie. Nad nimi krążą jaskółki, które ulepiły sobie gniazda pod spadzistym dachem. Uwijają się, bo młodym apetyt rośnie szybciej niż piórka. Nie pamiętam jak nazywało się to miejsce, gdzieś w Sierra Nevada. Ale pamiętam, że nie chciałam, by przyjeżdżał kolejny pociąg. Kilka lat później kolejna stacja. Astrachań. Pociąg już stał na peronie. Środek nocy. Ludzie kotłowali się przy wejściach do wagonów. Przerzucali wielkie torby, płakali, śmiali się, znowu przerzucali wielkie torby i pchali do środka wagonu. Ja stałam pośrodku tego tłumu. Sparaliżowana, bo nagle na plecach poczułam chłodny oddech czegoś… Nieznanego? Czy to był strach? Niepewność? Dopiero u celu, w Groznym zrozumiałam, że to było zaproszenie do szczęścia… Dorota

Ale piękny świat

Recyklingowa sesja

Wszyscy zdajemy sobie sprawę z globalnego problemu zanieczyszczenia, ale mało kto zdaje sobie sprawę, jak wiele śmieci codziennie produkujemy. Gregg Segal- fotograf z Kalifornii, ukazał ten problem poprzez wymowny obraz, fotografując ludzi leżących w śmieciach które „wyprodukowali” przez tydzień. Jego projekt  stara się przedstawiać ludzi z różnych środowisk społecznych, aby dotrzeć do jak największej liczby odbiorców. Segal pokazuje nadmiar produkowanych śmieci i poprzez ukazanie ich na jednej fotografii. Dzięki temu mamy ocenić jak dużej części z nich moglibyśmy „uniknąć”.  

Ale piękny świat

W krainie baśni…

Rosyjska fotografka Margarita Kareva przenosi nas w magiczny świat baśni i zaklęć za sprawą swoich bajkowych zdjęć. Jej fotografie przedstawiają kobiety, które zostały „zaczarowane” w bajkowe księżniczki i postaci z bajek znanych nam z dzieciństwa. Połączenie realistycznych rekwizytów z elementami surrealistycznymi i obróbki w  Photoshopie daje niezwykle tajemniczy efekt.  Margarita szuka inspiracji  w książkach fantasy. Kareva rozpoczęła pracę nad tego rodzaju zdjęciami trzy lata temu. Jej portfolio jest już pełen żywych, magicznych i kreatywnych zdjęć. Historia Kareva dowodzi, że nigdy nie jest za późno, aby podjąć nowe hobby. Miłych wrażeń;-)

Ale piękny świat

Słowacja – Magiczne dodatki

Kiedyś nie istniało pojecie czystego piękna. FORMY mogły być wizualnie przyjemne dla oka, jednak przede wszystkim musiały mieć wpisaną w siebie ochronną TREŚĆ. O ile jednak zbroja i strzelba dawałyby jakiemuś słowackiemu juhasowi cień szansy na przeżycie ataku z ziemi lub powietrza, to przed czym mogła chronić torba pasterska? Ano, przed atakiem magicznym. Zatem potencjalne licho zanim jeszcze zobaczy juhasa słyszy dzwoniące frędzle jego torby pasterskiej. Jeśli jest słabe, to ucieknie. A jeśli silne podejdzie bliżej i zobaczy ćwieki kształcie tarczy słonecznej, którymi nabita jest torba. Niewielkie elementy zdobnicze, nie tylko chronią, ale również maja zapewnić szczęście, pomyślność a nawet płodność… - W takim razie zaatakuę od tyłu! – myśli licho i już zamierza się do skoku. Wtem… Widzi wybite ćwiekami krzyże – opowiada Milan Kočtúch, twórca ludowy. – Umieszczało się je na tej części paska, która miała znajdować się na plecach. Milan Kočtúch specjalizuje się w wyrobach pasterskich ze skóry i metali. Swojego fachu uczył się od paserzy. To oni przekazali mu wiedzę praktyczną i magiczną. Dlatego zaopatrują się u niego artyści z zespołów ludowych, juhasi i turyści. Bo Milan Kočtúch swoje dzieła i wierne oryginałowi i stylizacje robi na zamówienie oraz sprzedaje na najrozmaitszych jarmarkach, również w Polsce! Info: http://rp.hornyliptov.sk/milan-koctuch.html milan.koctuch@hradok.net      

Ale piękny świat

Oko na Maroko

  Tylko kilkanaście kilometrów dzieli Maroko od Europy, a jednak pozostaje dla nas wciąż tajemniczym królestwem, wabiącym swoją odmiennością. W powietrzu unoszą się zapachy przypraw a w wąskich uliczkach wybrzmiewają orientalne nuty. W podróż po tej cudownej krainie udaliśmy się wraz z mistrzem smaków Karolem Okrasą i Dorotą Gardias, która czuwała nad dobrą pogodą.    

Ale piękny świat

Warszawa – Sesja Etno

Nie żyjemy tylko wspomnieniami! Podróżami żyjemy na co dzień. Dowód – oto nasza sesja etno. Zrealizowałyśmy ją na ulicach Warszawy dla e-magazynu Mamy i Mini Mini+. W stylizacjach wykorzystałyśmy rzeczy, które przywiozłyśmy z naszych podróży. Bo to nie prawda, że pamiątki z podróży muszą zalegać na dnie szafy bo dobrze wyglądają tylko w miejscach zakupu. Plemienne naszyjniki, czy indiańskie bluzy świetnie sprawdzą się po powrocie z podróży. Nadadzą niepowtarzalnego charakteru miejskim, codziennym stroju. Do zdjęć pozowała nam Ola Jóźwik. Olu, bardzo Ci dziękujemy! Byłaś wspaniała! Wielkie podziękowania dla Tomka, Marcina i Sylwii i reszcie teamu z salonu „U Fryzjerów” (Andersa 13, Warszawa, ufryzjerow.pl ) za wspaniałe stylizacje fryzur. Dziś pochwalimy się backstage’m, a samą sesję już od 28 sierpnia, bo wtedy magazyn będzie dostępny na iOX i Androidzie. I nie zapisujcie daty, bo na pewno wam o tym przypomnimy:) Samanta i Dorota

Ale piękny świat

Francja – Utrwalić przemijanie

Spójrzcie na dagerotyp paryskiego Boulevard du Temple z 1839 roku. Jest środek dnia, a na ulicy żywej duszy poza pucybutem i jego klientem. Tak naprawdę tego dnia przed obiektywem L. J. Daguerre’a przewinęło się kilka tysięcy osób. W tłumie być może znalazł się Balzac, który zbierał inspiracje do nowej powieści, albo Chopin spieszył na jakieś spotkanie, a Mickiewicz spacerował ze swoją świeżo poślubioną żoną. Ale tylko pucybut i jego klient zatrzymali się w jednym miejscu, na tyle długo, by ich obecność zarejestrowała miedziana płytka pokryta światłoczułym materiałem. Po innych pozostała pustka. I tak oprócz paryskiego bulwaru udało się utrwalić przemijanie… Dorota

Ale piękny świat

Słowacja – Pomniki Bratysławy

Bratysława mruga okiem do przyjezdnych. Oprócz czcigodnych zabytków mogą uśmiechnąć się przy jej pomnikach. I zrobić krótką sesję fotograficzną. Man at work czyli Cumil, szybko zrobił międzynarodową karierę. Jeden z najniższych pomników świata potr4zebował specjalnego oznaczenia. Więc postawiono jedyny na globie znak drogowy: „uwaga, człowiek pracujący”. Człowiek pracuje, trzeba to dodać zgodnie z najlepszymi stanadardami minionej epoki – niespiesznie, z uśmiechem na twarzy i nie do końca obecnym wzrokiem. Zołnierz armii napoleońskiej (Hlavne namestie)z marszu stał się gwiazdą turystycznych fotografii. Nic dziwnego, bo pozuje do kazdej fotografii i to z uśmiechem. Schone Naci (Hlavné námestie 4) czyli Ignác Lamár był wnukiem słynnego klowna. I tak jak dziadek lubił rozweselać mieszkańców Bratysławy. Jego znak firmowy to staromodny strój w jakim sportretowano go w tym pomniku. Spacerując wokół rynku uważnie się rozglądajcie! Nigdy nie wiadomo, czy na muszkę nie wziął was paparazzi!   jeszcze jeden pomnik… Ciekawe, czy wciąż stoi…  

Ale piękny świat

Afrykańska podróż w Gala Kids

Wspomnienie Kenijskiej sesji w najnowszej Gali Kids. Zjawiskowe pejzaże, dzikie zwierzęta na wyciągnięcie ręki, lokalne rękodzieło i przemili ludzie to kwintesencja Afryki. Hakuna Matata!

Ale piękny świat

Meksyk – Buty od mistrza

To nie sztuka kupić pamiątkę. Sztuka w tym, żeby jej potem nie cisnąc na dno szafy! Z Meksyku przywiozłam wiele gadżetów, ale tylko jeden używam niezmiennie, kiedy przychodzi lato. Są to sandały od mistrza Beto Silvy z Valladolid. Miasteczko w sercu Jukatanu słynie z ręcznie robionych butów. W każdym wolnym garażu zaaranżowany jest w warsztat szewski. Szewcy pracują pełną parą, nawet jak na meksykańskie standardy, bo i po buty przyjeżdżają tu klienci z całego świata. Ale największą renomą cieszy się obuwie Beto Silvy. Jego sklepik mieści się na samym rynku, a sam warsztat na tyłach sklepu. – Jestem czwartym pokoleniem szewców w mojej rodzinie – mówi Beto. Praktycznie od początku są też z rodziną Silvów same maszyny. Bo po co je zmieniać, skoro robią najlepsze z możliwych butów? A w ofercie są najróżniejsze modele – eleganckie, klapki na plażę, sandały… – Wybierz model na oponie samochodowej – radzi mistrz. Są najtrwalsze. Miał rację. Ale nawet mistrz nie przewidział, ile osób w dalekim europejskim kraju zapyta: gdzie kupiłaś te buty?  

Ale piękny świat

Zalipie – Malowana Wioska

W Zalipiu opadły emocje. Konkurs Malowana Chata dobiegł końca. Laureaci cieszą się nagrodami, a malowane kwiaty są świeże jak nigdy. Zalipie, malowana wieś pod Tarnowem, swój przydomek zawdzięcza Felicji Curyłowej. Kobieta ozdabiała kwiatami swój dom i obejście. Nic wielkiego – mówia mieszkanki wsi. – U nas od bardzo dawna tak się robiło. – Zalipianki już w XIX wieku słynęły w okolicy ze smykałki do malowania – mówi magda miś, zalipianka od babki prababki. Oficjalna wersja mówi, że najpierw czarne packi z sadzy na piecu zamieniały na biało czarne kwiaty. Później, zaczęły uzupełniać motyw farbami na bazie naturalnych barwników. Wkrótce kwiaty rozsypały się na całe wnętrze chałupy i obejście. Ale to Felicję Curyłową i jej „łakę” zauważył kręcący się po okolicy etnograf. Dzięki niemu zalipianka zaczęła dostawać intratne zamówienia z Cepelii. Ale nie tylko! Wytwórnia naczyń we Włocławku wypuściła jej autorska serię talerzy. Kto je zobaczy w zagrodzie Felicji Curyłowej głośno myśli, jak to możliwe, że za sprawą tych nieporadnych bohomazów kobieta z dnia nadzień stała się folkową gwiazdą powojennej rzeczywistości? A jednak stało się. Może swą sławę zawdzięczała nie tyle talentowi, co niezwykłej charyzmie? Do dziś w Zalipiu opowiada się o tym, jak przyspieszyła elektryfikację zalipia. A było to tak: Na jakiejś oficjałce, towarzyszowi Gomółce wręczyła malowana latarenkę. I udało się. Elektryczność podciągnięto jeszcze w tym samym roku, na kilka lat wcześniej zanim żarówki rozbłysły w sąsiednich wioskach. – Można dyskutować na temat jej talentu – mówią mieszkanki Zalipia, ale jedno trzeba jej przyznać: wszystkie jej działania miały jedno na celu – dobro lokalnej społeczności. Jak tylko mogła wykorzystywała swoje wpływy, by wyszarpać jakieś korzyści dla Zalipia. Jedną z jej inicjatyw podjętą wraz z etnografami był konkurs Malowana Chata. W pierwszej edycji wzięło udział kilka kobiet. Ale już w kolejnych ich liczba rosła i rosła. Kobiety zaczęły się prześcigać w malowaniu kwiatów. A że w mniej więcej w tym czasie na wieś dotarły farby syntetyczne, zagrody wypełniła feeria barw. Oprócz domostw, kobiety zaczęły malować tkaniny, robić wycinanki na zamówienie Cepelii. Zalipie stało się marką. Znaną i poszukiwaną! –To było życie – wzdychają artystki. – Podróżowaliśmy po świecie, zarabiałyśmy spore pieniądze, na wszystko nas było stać… Wtedy Felicji wymarzył się dom, jakiś nieduży, po środku wsi, w którym zalipianki mogłyby spokojnie malować. Tak bez męża i dzieci na głowie dać się nieść natchnieniu po wyimaginowanych łąkach. Gdyby jeszcze w tym domu była kawiarenka, gdzie artystki po pracy wymieniałyby się doświadczeniem, gdyby też było miejsce dla młodych, by mogli pobierać lekcje… Tak, żeby tradycja nie zanikła. Felicja wiec zaczęła więc chodzić, to tu, to tam i zabiegać o „Dom Malarek”. Udało się. Budowa ruszyła, ale kobieta tuż przed zakończeniem budowy spoczęła w grobie, który zresztą własnoręcznie wymalowała kwiatami. Tym czasem dom zaczął działać. Odbywały się w nim warsztaty dla dzieci. Było miło, ale i tak malowania dzieciaki uczyły się w domu – od babek i matek. I tak jest do dzisiaj. Najpierw kilkulatek dostaje do pomalowania najwyżej budę do psa, a jak dosięgnie to klatki na króliki. Starsze rodzeństwo może umieścić swoje dzieła na drzwiach stodoły, studni czy zabudowaniach gospodarczych. Malowanie wnętrz domu zarezerwowane jest dla profesjonalistek, czyli seniorów rodu. W ten sposób tradycja trwała, a sama sztuka rozwijała się. Aż upadł komunizm, a wraz z nim Cepelia. Teraz, żeby sprzedawać trzeba mieć założoną działalność gospodarczą. – skarżą się artystki. – Albo oddając do domu malarek… Ech, co będziemy mówić… Ale mówią zgodnym chórem. Dom Malarek zamknął się na Zalipiańskie dzieci. Owszem organizuje warsztaty, ale dla turystów. Owszem sprzedaje się tam pamiątki z Zalipia, ale tylko zrobione przez kobiety pracujące w Domu Malarek. Sęk w tym, że żadna z nich nie pochodzi z Zalipia. Niestety, to one opowiadają turystom o zalipiańskim malarstwie. To one decydują, który kwiat jest „kanoniczny”, a który nie zgodny z zalipiańskim kanonem. To ich prace jadą w świat z etykietą „made in Zalipie”. Zalipiankom pozostaje jedynie konkurs „Malowana Chata”, kiedy maja szansę pokazać turystom, czym jest sztuka Zalipia, że główną cechą zalipiańskiego kwiatu jest to, że namalowany został przez kobietę z Zalipia. Zdobywczynie nagród mają dodatkowo szansę na chwile chwały i 50 zł nagrody…

Ale piękny świat

Łowicz – Kwiatki i paski

­W Boże Ciało Łowicz jest niemal tak kolorowy, jak łowickie wycinanki. W tłumie podążającym do kościoła co chwila przewija się ktoś w ludowym stroju. Ale to zaledwie przedsmak tego, co czeka podczas samej procesji. Po mszy przed kościołem ustawiają się poczty sztandarowe. Przy każdym po 6-8 prześlicznych łowiczanek. Każda szeroko uśmiecha się do obiektywów… - …paparazzich. Patrz ile ich tu przyjechało – mówi ktoś z tłumu. Dziewczynom to jednak nie przeszkadza. Są modelkami, są gwiazdami dnia. Ich blask może tylko przyćmić pojawienie się malutkich dziewczynek w strojach łowickich. Otóż i nadchodzą… Przez tłum przetacza się westchnienie zachwytu. Czuć, że ręce aż rwą się do oklasków, ale nie! Przecież bądź co bądź, to procesja. Co innego wyrażać swoja krytyczną opinię. Na to nie ma za świętych miejsc. - Za dużo folkloru. - Za mało łowiczanek. - Ale to strasznie łowickie. - Pani tu nie stała! - No jak tak można wchodzić na środek ulicy! Ktoś powinien przypilnować, żeby nie przekraczać krawężnika. – to mówi miejscowi. Tłum gapiów uniemożliwia im widok na poczty sztandarowe ich procesji. Nie powinni rozpaczać. Z cała pewnością za kilka lat specjalne służby będą pilnować, by turyści nie wchodzili na drogę. Może też powstrzymają ich od cykania fotek klęczącym łowiczankom i rozmawiania, kiedy rozbrzmiewa modlitwa: „od nagłej i niespodziewanej śmierci…” - Co to jest nagła i niespodziewana śmierć? – pyta jakieś dziecko. Dla obyczaju? Kiedy zostaje wydarty lokalnej społeczności i staje się dobrem narodowym na liście atrakcji UNESCO. Kiedy uczestniczy w nim więcej gapiów niż przeżywających misterium. Kiedy samo misterium stanie się plenerem fotograficznym. Kiedy po prostu forma oddzieli się od treści…          

Ale piękny świat

Słowacja – Autorska biżuteria

Mówi się, że szewc bez butów chodzi. Może to i prawda w przypadku szewców, ale na pewno nie sprawdza się w przypadku twórców biżuterii! Iveta Smetanová z Liptovskiego Hrádoka tworzy artystyczną biżuterię. Sama wytapia szkło, które później łączy z metalami i tworzy bransolety wisiorki, pierścienie… Iveta bardzo nie lubi rozstawać się ze swoimi dziełąmi. Przed wyjściem do pracy rozkłada swoje ozdoby i patrzy… – Co? Znowu nie masz co na siebie włożyć? – pyta mąż. – Nie mam – odpowiada Iveta. – Chyba żartujesz, przecież masz 200 pierścionków! – Ale rok ma 365 dni. Więc dziś nie mam co na siebie włożyć! Na szczęście Iveta czasem jednak rozstaje się ze swoimi cudami. Wystawia je na rozmaitych targach rękodzieła, a w zimie organizuje warsztaty dla gości hoteli w Jasnej. Iveta wykonuje również koronki, a przed Wielkanocą pisanki.