Ale piękny świat
Zalipie – Malowana Wioska
W Zalipiu opadły emocje. Konkurs Malowana Chata dobiegł końca. Laureaci cieszą się nagrodami, a malowane kwiaty są świeże jak nigdy. Zalipie, malowana wieś pod Tarnowem, swój przydomek zawdzięcza Felicji Curyłowej. Kobieta ozdabiała kwiatami swój dom i obejście. Nic wielkiego – mówia mieszkanki wsi. – U nas od bardzo dawna tak się robiło. – Zalipianki już w XIX wieku słynęły w okolicy ze smykałki do malowania – mówi magda miś, zalipianka od babki prababki. Oficjalna wersja mówi, że najpierw czarne packi z sadzy na piecu zamieniały na biało czarne kwiaty. Później, zaczęły uzupełniać motyw farbami na bazie naturalnych barwników. Wkrótce kwiaty rozsypały się na całe wnętrze chałupy i obejście. Ale to Felicję Curyłową i jej „łakę” zauważył kręcący się po okolicy etnograf. Dzięki niemu zalipianka zaczęła dostawać intratne zamówienia z Cepelii. Ale nie tylko! Wytwórnia naczyń we Włocławku wypuściła jej autorska serię talerzy. Kto je zobaczy w zagrodzie Felicji Curyłowej głośno myśli, jak to możliwe, że za sprawą tych nieporadnych bohomazów kobieta z dnia nadzień stała się folkową gwiazdą powojennej rzeczywistości? A jednak stało się. Może swą sławę zawdzięczała nie tyle talentowi, co niezwykłej charyzmie? Do dziś w Zalipiu opowiada się o tym, jak przyspieszyła elektryfikację zalipia. A było to tak: Na jakiejś oficjałce, towarzyszowi Gomółce wręczyła malowana latarenkę. I udało się. Elektryczność podciągnięto jeszcze w tym samym roku, na kilka lat wcześniej zanim żarówki rozbłysły w sąsiednich wioskach. – Można dyskutować na temat jej talentu – mówią mieszkanki Zalipia, ale jedno trzeba jej przyznać: wszystkie jej działania miały jedno na celu – dobro lokalnej społeczności. Jak tylko mogła wykorzystywała swoje wpływy, by wyszarpać jakieś korzyści dla Zalipia. Jedną z jej inicjatyw podjętą wraz z etnografami był konkurs Malowana Chata. W pierwszej edycji wzięło udział kilka kobiet. Ale już w kolejnych ich liczba rosła i rosła. Kobiety zaczęły się prześcigać w malowaniu kwiatów. A że w mniej więcej w tym czasie na wieś dotarły farby syntetyczne, zagrody wypełniła feeria barw. Oprócz domostw, kobiety zaczęły malować tkaniny, robić wycinanki na zamówienie Cepelii. Zalipie stało się marką. Znaną i poszukiwaną! –To było życie – wzdychają artystki. – Podróżowaliśmy po świecie, zarabiałyśmy spore pieniądze, na wszystko nas było stać… Wtedy Felicji wymarzył się dom, jakiś nieduży, po środku wsi, w którym zalipianki mogłyby spokojnie malować. Tak bez męża i dzieci na głowie dać się nieść natchnieniu po wyimaginowanych łąkach. Gdyby jeszcze w tym domu była kawiarenka, gdzie artystki po pracy wymieniałyby się doświadczeniem, gdyby też było miejsce dla młodych, by mogli pobierać lekcje… Tak, żeby tradycja nie zanikła. Felicja wiec zaczęła więc chodzić, to tu, to tam i zabiegać o „Dom Malarek”. Udało się. Budowa ruszyła, ale kobieta tuż przed zakończeniem budowy spoczęła w grobie, który zresztą własnoręcznie wymalowała kwiatami. Tym czasem dom zaczął działać. Odbywały się w nim warsztaty dla dzieci. Było miło, ale i tak malowania dzieciaki uczyły się w domu – od babek i matek. I tak jest do dzisiaj. Najpierw kilkulatek dostaje do pomalowania najwyżej budę do psa, a jak dosięgnie to klatki na króliki. Starsze rodzeństwo może umieścić swoje dzieła na drzwiach stodoły, studni czy zabudowaniach gospodarczych. Malowanie wnętrz domu zarezerwowane jest dla profesjonalistek, czyli seniorów rodu. W ten sposób tradycja trwała, a sama sztuka rozwijała się. Aż upadł komunizm, a wraz z nim Cepelia. Teraz, żeby sprzedawać trzeba mieć założoną działalność gospodarczą. – skarżą się artystki. – Albo oddając do domu malarek… Ech, co będziemy mówić… Ale mówią zgodnym chórem. Dom Malarek zamknął się na Zalipiańskie dzieci. Owszem organizuje warsztaty, ale dla turystów. Owszem sprzedaje się tam pamiątki z Zalipia, ale tylko zrobione przez kobiety pracujące w Domu Malarek. Sęk w tym, że żadna z nich nie pochodzi z Zalipia. Niestety, to one opowiadają turystom o zalipiańskim malarstwie. To one decydują, który kwiat jest „kanoniczny”, a który nie zgodny z zalipiańskim kanonem. To ich prace jadą w świat z etykietą „made in Zalipie”. Zalipiankom pozostaje jedynie konkurs „Malowana Chata”, kiedy maja szansę pokazać turystom, czym jest sztuka Zalipia, że główną cechą zalipiańskiego kwiatu jest to, że namalowany został przez kobietę z Zalipia. Zdobywczynie nagród mają dodatkowo szansę na chwile chwały i 50 zł nagrody…