Szukaj
Close this search box.

Polskie Strefy w Chorwacji i Grecji, czyli masz się poczuć za granicą, jak w domu

Jakiś czas temu internet obiegła informacja, że biuro podróży spod znaku tęczy postanowiło stworzyć w niektórych chorwackich i greckich hotelach specjalne, wydzielone strefy „tylko dla Polaków”. Początkowo przyjęłam tę wiadomość wzruszeniem ramion i kompletnym brakiem zainteresowania. Aż do niedawna, gdy reklama wspomnianego biura podróży zaczęła mnie dość natrętnie prześladować, wymuszając niejako rozważenie całej tej, nieco kontrowersyjnej sprawy, jakimi stały się Polskie Strefy.

Za granicą jak w domu, czyli jak się robi z ludzi idiotów

Zacznijmy od samej reklamy. Widzimy parę, prawdopodobnie małżeństwo, która siedzi w restauracji i analizuje menu, czemu przygląda się sympatyczny pan kelner. W tle morze i plaża, niezbyt zresztą zatłoczona, więc to raczej nie Bałtyk. Nasi bohaterowie rozmawiają o tym, że próbowali już owoców morza i ryb, ale najchętniej zjedli by teraz swojskiego, polskiego schabowego. Na to pan kelner, łamaną polszczyzną stwierdza, że oczywiście schabowy to nie problem i jeszcze dorzuci do tego mizerię. Później pojawia się głos lektora, który reklamuje pobyt w Polskich Strefach w Chorwacji lub Grecji, gdzie można się poczuć za granicą, jak w domu. I o ile pierwszą część reklamy jeszcze jakoś zdzierżyłam, o tyle końcówka wprawiła mnie w osłupienie. Bo nie rozumiem, po co jeździć do innych krajów, by poczuć się jak w Polsce? Ideę tego typu polskich stref zrozumiałabym może jeszcze w Azji, ale w dwóch krajach bałkańskich, które kulturowo, a jeden z nich nawet językowo, są do Polski zbliżone i nawet średnio rozgarnięty, przysłowiowy Kowalski, jest sobie w stanie tam poradzić? Czyżby biuro spod znaku tęczy wiedziało o Polakach coś, czego nie wie nikt inny, że stworzyli ideę stref?

Polskie Strefy, czyli dla kogo ta inicjatywa

Podobno my – Polacy boimy się jeździć za granicę. Podobno z językami obcymi jest u nas słabo i podobno lubimy spędzać czas w gronie naszych rodaków. Z tego też powodu większość z nas wybiera wakacje w kraju. Ale to wszystko ma się zmienić za sprawą Polskich Stref, gdzie choć będziemy za granicą, to poczujemy się jak nad Bałtykiem. Z tą oczywiście różnicą, że pogoda będzie pewniejsza, woda w morzu cieplejsza i widoki  bardziej śródziemnomorskie. Z takimi argumentami przedstawicieli firmy spod znaku tęczy spotkałam się w kilku artykułach znalezionych w sieci. Zapewne jest trochę osób, które wpisują się w ich założenia, ale mam wrażenie, że wcale nie ma ich aż tak dużo. Podróżując po Bałkanach oczywiście widujemy wycieczki zorganizowane, ale ich liczba jest zbliżona do tej, reprezentowanej przez turystów indywidualnych. Bo Polacy akurat tego regionu Europy i świata się nie obawiają (no dobra, może oprócz Albanii i Kosowa, które to wciąż wzbudzają pewne wątpliwości u niektórych osób) i chętnie organizują tam samodzielne wyjazdy. Oczywiście, nie zaglądaliśmy z Markiem do dużych kompleksów hotelowych, gdzie głównie mają powstawać Polskie Strefy. Po pierwsze nie mieliśmy takiej potrzeby, a po drugie to nie nasza bajka. Ale może faktycznie podczas pobytów All Inclusive niektórzy mogli poczuć się źle, niepewnie, samotnie w międzynarodowym tłumie i to właśnie do tych osób skierowana jest oferta biura podróży. Jednak mam wrażenie, że ktoś nadal robi z nas idiotów i to za ogólnym przyzwoleniem.

Polskie Strefy Chorwacja

To nie zamknięta enklawa, to integracyjna wioska…

Oczywiście przedstawiciele biura podróży usilnie w mediach tłumaczą, że cała idea Polskich Stref została przez komentatorów wypaczona, bo tak naprawdę chodzi o coś zupełnie innego. Bowiem są one jedynie rozszerzeniem istniejącej oferty na animację, gry i zabawy, które tak czy inaczej w hotelach prowadzą polscy rezydenci. W strefach mają dodatkowo pojawić się kina pod chmurką a także punkty informacji, w których turyści mogliby się w swoim rodzimym języku dowiedzieć czegoś na temat kraju i okolicy, w której przebywają. W szczególności ta ostatnia kwestia, jest całkiem trafiona, o ile oczywiście taki klient All Inclusive, który podobno nie zna języków i lubi czas spędzać tylko z rodakami, odważy się opuścić hotelowe mury. Ale idea jest taka, że Polskie Strefy mają do tego zachęcać i motywować. Nie wiem, jak Wy, ale mnie to jakoś nie przekonuje. To nieprzekonanie pogłębiają też filmiki z Kokkino Nero, gdzie przeprowadzany był pilotaż całego projektu. Dowiedzieć się z nich można głównie tego, że Polska Strefa koncentruje się na życiu nocnym, czyli pokazach filmowych, dyskotekach, konkursach z nagrodami, grach planszowych, darmowym popcornie i napojach. Wypowiadający się w filmikach ludzie, to głównie osoby młode, które chwalą sobie imprezowy klimat strefy. W jednym z materiałów wypowiada się starsza, sympatyczna pani, która stwierdza, że w Kokkino Nero jest dziewiąty raz i do tej pory było nudno, a teraz młodzież ma co robić. Wszystko fajnie, ale nigdzie nie jest pokazane, jak biuro podróży ma zachęcać ludzi do poznawania kraju, w którym są…

A będzie tego więcej

Tęczowe biuro podróży podkreśla, że ich pomysł został podyktowany opiniami samych klientów, a po pilotażu w Kokkino Nero tylko utwierdzili się w przekonaniu, że to słuszna koncepcja. W 2017 roku Polskie Strefy będą na Rodos, Korfu i Krecie (w hotelach) oraz na Riwierze Olimpijskiej i w Chorwacji (w apartamentowych wioskach). Docelowo mają powstawać też w innych krajach, również w Bułgarii. I zapewne sporo osób z nich skorzysta, tak jak korzystało ze zwykłej, hotelowej animacji. I zasadniczo nam, osobom, którym cała idea Polskich Stref się nie podoba, nic do tego. Bo każdy może spędzać wakacje tak, jak ma na to ochotę. Jednak to, czemu powinniśmy się sprzeciwiać, to kategoryzowaniu na swoich i obcych. Niestety mam wrażenie, że do tego te całe strefy się sprowadzają. Swoi to rodacy, znani, czasami wkurzający, ale jednak na swój sposób bliscy. Obcy, to ci innej narodowości, mówiący w innym, często mało zrozumiałym języku. Bezpieczniej i łatwiej jest być wśród swoich, w zabawowej strefie, trochę odcięci od otaczającej rzeczywistości. A poznawanie obcych? To już zbyt duże wyzwanie i wysiłek, którego nie każdy chce podjąć. I tu wracamy do pytania z początku tego tekstu – więc po co w ogóle gdziekolwiek wyjeżdżać?

Baśka Woda

Fala krytyki jest duża

Głosów krytykujących Polskie Strefy jest naprawdę bardzo dużo, lecz biuro podróży nie za wiele sobie z tego robi. No przecież zrobili coś, czego oczekiwali klienci, więc po co ten cały raban. A nie widzą niestety tego, że w oczach innych narodowości Polacy mogą wyjść na zamkniętych i niezbyt tolerancyjnych, skoro nawet za granicą chcą się kisić we własnym, polskim sosie. Szkoda, bo ostatnio przekaz medialny na temat naszego kraju, jaki idzie w międzynarodowy eter, nie pokazuje nas zazwyczaj w dobrym świetle. Więc jeszcze na dokładkę wymyślone zostały Polskie Strefy, żeby chyba pogłębić nasz często ksenofobiczny wizerunek. Mnie jednak cały czas zastanawia, dla kogo są tak naprawdę te nieszczęsne strefy. Znam wiele podróżujących osób, które korzystają z biur podróży ale wszystkie jak jeden mąż twierdzą, że to kompletnie poroniony pomysł, a oni, choć jeżdżą na wycieczki z Polakami, to jednak czas wolny wolą spędzać bez ich towarzystwa. Czy strefy zostaną w tęczowym biurze podróży na stałe, okaże się pewnie po najbliższym letnim sezonem. Ale ja nie wróżę im długiej kariery.

A jaka jest Wasza opinia na temat Polskich Stref?

Zapisz

Zapisz

Zobacz również

25 odpowiedzi

  1. Już Ci mówię, dla kogo to jest pomysł. Jako rezydent biura podróży (nie tęczowego) mam w sezonie masę turystów, którzy od startu wyskakują z pretensjami, że recepcja nie mówi po polsku, że rezydent nie będzie cały czas w hotelu do ich dyspozycji, że jedzenie w restauracjach niedobre, itd. Jest to największy rodzaj buractwa, jaki przyjeżdża na wakacje. Interesuje ich tylko by było ciepło, hotel miał all inclusive (lub all ekskiuzmi) i pokój był z widokiem na morze w cenie pobytu wakacji pod namiotem… Jest to klient, który totalnie nie jest zainteresowany wypoczynkiem, poznawaniem okolicy, kultury mieszkańców, a jedynie roszczeniami, ksenofobiczny, zamknięty na otoczenie. Takiego klienta biura podróży mają coraz więcej, gdyż ci bardziej ogarnięci albo wybierają bardziej egzotyczne kierunki, które już są coraz bardziej dostępne, albo po prostu wyjeżdżają na własną rękę. Jakoś muszą sobie radzić z tymi problemami, więc pewnie stąd też ten pomysł. Współczuję tylko ekipie, która będzie musiała sobie radzić z tymi turystami, gdyż będą z tego co wiem osobni rezydenci do pracy własnie w tych strefach. Będą musieli się wykazać nie lada cierpliwością i samozaparciem, by nie pomordować tych, co będą brali udział we wspólnych, polskich wieczorkach. Teraz nad takimi turystami jest dużo łatwiej panować, ale jak będą ich skupiska w hotelu, to będzie jakaś masakra… Nie widzę też tego, żeby łatwiej było wtedy te osoby wyciągnąć na poznawanie miejsc do których przylatują, gdyż i tak w tych rejonach nie ma problemu z prowadzeniem wycieczek w naszym ojczystym języku, a zainteresowanie nimi spada tak czy siak. Ja tam sie dalej śmieję z tego pomysłu z wyczekuje nowego sezonu, by zdobyć info, jak to będzie działać. I nie pozostaje mi nic innego, jak modlić się, by to nie przeszło dalej do innych biur podróży i nie pracować nigdy w takiej strefie 🙂

    1. Dzięki Majk za ten komentarz, bo jednak patrzysz na całą sprawę bardziej branżowym okiem. Mam świadomość tego, że są osoby, którym zależy tylko na dużej ilości drinków z palemką, morzu lub basenie, leżaku, dobrej pogodzie i imprezie wieczorem. I mam też świadomość, że choćby rezydenci na uszach stanęli i zaczęli nimi klaskać, to tacy ludzie nie zapragną nagle zwiedzać i poznawać choćby kuchnię regionu. Tylko po co tłumaczyć w mediach, że celem stref jest stworzenie przyjaznego, bezpiecznego środowiska do poznawania nowych krajów, tyle że w licznym gronie rodaków.
      W teorii po pilotażu biuro podróży jest zadowolone i chyba sami klienci wystawili im laurkę, skoro postanowili pomysł wprowadzić w życie. I też jestem ciekawa, jaki będzie tego efekt. Jak się sprawdzą strefy i jak przeżyją je sami rezydenci. A obawiam się, że łatwo mieć nie będą.

      1. Witaj!

        „po co tłumaczyć w mediach, że celem stref jest stworzenie przyjaznego, bezpiecznego środowiska do poznawania nowych krajów, tyle że w licznym gronie rodaków” – noc więcej jak slogan reklamowy, jestem wręcz przekonany, że Majk ma niestety rację. Smutne… A z moich doświadczeń: zdarzyło nam się z małżonką wybrać na zorganizowaną wycieczkę objazdową – bardziej taka żartobliwa forma podróży poślubnej – rejs po Nilu. Zimową porą trafiliśmy na ludzi z innych województw związanych porą ferii. Narzekaniom na tzw warsiawkę nie było końca. Bezcenne miny na koniec wycieczki jak nasi tour-partnerzy dowiedzieli się, że my (małe myszki) ze stolicy :o) Tak, masz rację, „to kompletnie poroniony pomysł” zrobiliśmy to raz i tylko konwencja żartu (taki bardziej Poirot ze śmiercią na Nilu) uratowała sprawę.

        Pozdrav!

          1. Ja wierzę w to, że wycieczki zorganizowane mogą być wartościowe. Ale najczęściej tyczy się to małych biur podróży prowadzonych przez pasjonatów. Do nich trafiają raczej ludzie, którzy chcą coś zobaczyć, zwiedzić, dowiedzieć się. Do dużych biur podróży, gdzie „przerób” turystów jest masowy, trafiają raczej ci, którzy chcą się bawić, zrelaksować, bez zbędnego wysiłku. I pewnie tej grupie Polskie Strefy się szalenie spodobają.

            Ja na wycieczce zorganizowanej byłam raz. Była to wycieczka objazdowa „5 stolic w 7 dni” z Orbisu, którą ufundowali mi rodzice za dobrze zdaną maturę. I powiem szczerze, że bawiłam się świetnie, bo byli ekstra uczestnicy, genialna pilotka i cudowni kierowcy. Atmosfera była rewelacyjna. Ale miałam sporo szczęścia, że trafiłam na taki zestaw ludzi. Moi rodzice raz trafili na wycieczkę objazdową po Bałkanach, gdzie pić i imprezować chcieli wszyscy, z pilotem wycieczki na czele. Moi rodzice byli w małym gronie tych, którzy chcieli coś zobaczyć. Wycieczki fakultatywne nie doszły do skutku (większość chciała pić nad basenem), więc sami sobie organizowali czas. Na koniec, podczas powrotu do Polski jedna z uczestniczek chciała pobić moją mamę. A chciała to zrobić, bo była nawalona jak szpadel. Więc niestety bywa różnie i stąd też my z Markiem jeździmy tylko na własną rękę.

  2. Każdy jeździ na urlop w innym celu. Jedni zobaczyć coś nowego, inni po prostu pobyczyć się. Wolno im i to ich sprawa. Wiele osób nie ma żadnej potrzeby „nurzania się” w miejscowym klimacie – wystarczy plaża, piasek, ciepło. Ja kompletnie nie rozumiem po co jeździć nad polski Bałtyk, gdzie tłumnie, drogo i zimno, a tu będzie taki Bałtyk, ale cieplejszy. Nie korzystam z biur podróży, więc mi to zwisa, ale gdybym kiedyś miał się kręcić koło jakiś kurortów to sprawdzę czy nie ma tam polskiej strefy, żeby wiedzieć co omijać 😉

    Oczywiście też nie widzę sensu wyjazdów za granicę aby otaczać się ludźmi z Polski (gdy ja słyszę język polski to zazwyczaj staramy się zniknąć i nie odzywać, żeby ktoś nie zaczął od razu się „witać” i gadać o głupotach), no ale przecież każdy ma swoje preferencje 🙂 A to, że ludzie nie znają języków? Sam po angielsku ledwo dukam, ale jakoś nigdy nie przeszkodziło mi to w podróżowaniu, zwłaszcza, że są rejony, gdzie ludzie mówią tylko po swojemu 😀

    1. Jasne, nie mnie oceniać tych, którzy będą spędzać czas w tych strefach, bo to ich prywatna sprawa. Mnie irytuje sama nazwa tych stref (enklaw?) i podejście do tematu podróżujących Polaków.
      My w trakcie wyjazdów często milkniemy, gdy słyszymy wycieczki zorganizowane z Polski i również udajemy się w innym kierunku. Po to jadę za granicę, by odpocząć od rodaków. A co do dogadywania się – mamy zasadę, że jak ktoś chce, to dogada się z każdy, nie ważne czy w obcym języku, czy za pomocą gestów albo rysunków na piasku. Wystarczy tylko chcieć. A większości się po prostu nie chce…

  3. Słyszałam o tym pomyśle, ale szczerze myślałam, że to żart i po fali krytyki do tego nie dojdzie. Teraz czytam tutaj, że jednak… i brak mi słów. Do tego komentarz Majka jeszcze szerzej otwiera moje oczy, choć wszystko zaczyna układać się w logiczna całość. Chciałabym napisać, że jak komuś nie pasuje obca kultura i kuchnia, a kupno przewodnika z rozmówkami wychodzi poza możliwości danego turysty, to niech nie jedzie daleko i marudzi tu, na miejscu, czyli w Polsce, bo marudzić pewnie będzie i tak. Ale komfort życia jest coraz wyższy, ludzie więcej zarabiają i jeździć będą i tak. Nie ma na to chyba idealnego rozwiązania, tylko szkoda tego wstydu wśród innych narodowości. Bo – tak jak napisałaś – postrzegać nas będą jako zamkniętych i niezbyt ogarniętych, skoro chcemy podróżować, a nawet paru zdań w obcym języku się nie nauczymy, a najzdrowszą kuchnię świata, nawet podczas urlopu wolimy zastąpić schabowym… I żeby nie było, bardzo lubię polską kuchnię, ale za granicą to tylko wtedy, gdy już ponad miesiąc siedzę daleko poza krajem i zaczynam tęsknić. 😉

    1. No właśnie ja rozumiem tęsknotę za polską kuchnią wśród tych, co na emigracji lub w długiej podróży. Ale jadąc na tydzień czy dwa można sobie zmienić dietę i spróbować tego, co oferuje dany kraj. Ja mam wrażenie, że biuro podróży traktuje trochę Polaków, jakby byli ograniczeni umysłowo, niewykształceni i do tego bojący się wszystkiego co inne, obce i nieznane. Na pewno trochę takich ludzi jest, ale czy aby na pewno aż tak dużo by im przygotowywać specjalne strefy?

      1. No właśnie trochę się obawiam odpowiedzi. Pamiętajmy, że otaczamy się takimi osobami, które nam osobiście odpowiadają, ale dookoła jest mnóstwo ludzi o odmiennym podejściu i dla nich to może być idealna opcja. Ani odrobinę mnie to nie cieszy i za nic nie będę chciała się znaleźć we wspomnianej strefie, ale to nie pierwsza i nie ostatnia sytuacja, której nie rozumiem, a żyć trzeba. 😉
        Róbmy swoje, a jest szansa, że coraz więcej ludzi będzie chciało podróżować bardziej świadomie 🙂

        1. Też się tej odpowiedzi boję i może jednak wolę żyć w błogiej nieświadomości.
          Wiadomo, ludzie są różni i trzeba być tolerancyjnym, natomiast robić swoje i przynajmniej żyć zgodnie z samym sobą 😉

  4. Polskie strefy pachną mi polskim piekłem i niestety gettem….No cóz, ja jeżdże z mężem z tego właśnie biura na objazdówki, które sobie chwalę i są to rózne kierunki z reguły dość długie i z ciekawym programem. Hotel służy w takim przypadku do kąpiel, jedzenia i spania, bo raczej 1-2 noce nie robią różnicy.Nie odważę się chyba pojechać na stacjonarny pobyt 7-14 dni na miejscu , bo chyba po 3 dniu bym uciekła. Wiem jak wyglądają takie pobytówki , bo kilka razy byłam w hotelach gdzie „wypoczywali” nasi rodacy. Strach było sie odzywać i w Bośni akurat nasze posiłki z mężem zjadaliśmy milcząc, bo dosłownie wstyd było się odezwać i przyznać, że niestety się rozumie. Na objazdach zwłaszcza tych dłuższych i co tu ukrywać droższych znaczna większość ludzi wie po co tu są i co chcą zobaczyć. Ale raz spotkaliśmy „artystów”, którzy skutecznie zatruli pobyt, wyprowadzając cały autokar z równowagi, bo taki drobiazg nie doczytali programu…A wracając do polskich stref, to 3 tygodnie temu kupowaliśmy wyjazd z tym właśnie biurem do kraju azjatyckiego i byliśmy swiadkami takiej scenki rodzajowej . Małżeństwo z córką -jakieś 9-10 lat, pobytówka może Grecja, a może Bugaria ( to nie błąd ortograficzny), a może Turcja, generalnie obojętne. Wymagania to hotel, transfer na i z lotniska, żarcie, drinki i właśnie strefa, koniecznie ma być animator, mają być gry, wieczorki i to wszystko w cenie, wycieczki fakultatywne, a po co to komu. Dziecię, niestety wykończyło sympatyczną pracownicę biura, która po kolejnej opowieści, że jeśli nie będzie tej czy innej atrakcji, to młoda nie pojedzie na takie badziewne wakcje, nie wytrzymała i ryknęła, że jadąc z rodzicami tak daleko powinna sie cieszyć, że zwiedzi inny kraj, coś zobaczy, a zabawę można sobie zorganizować. Mozna grać w piłkę skakać na skakance, grać w gry planszowe, albo skakać w gumę, a do pływania nie jest potrzebny animator.Dziecko nie zrozumiało słów pracownicy i zapytało mamuśki”o co jej ( nie pani, tylko jej) chodzi. Tak rośnie nowe pokolenie, które przeflancowane z domu za pomocą samolotu ląduje w miejscu, w którym ma być tłoczno, gwarno, duszno i za pieniądze mocno niewielkie chce zamieszkać w 5 gwiazdkowym hotelu. Tego typu „turysta”nie wyjdzie po za teren strefy, bo i po co, na wycieczkę nie pojedzie , a z restauracji hotelowej wyniesie nawet sól.Dlatego napis „upraszę się o nie wchodzenie z torebkami i siatkami” jest dla nas nieco obraźliwy, ale widok rodaków nalewających wino stołowe z kartonów i wynoszący je z restauracji do baru gdzie jak krezusi zasiadają w fotelch i piją wykradziony trunek, bo przecież w barze nie kupią skoro mogą wynieść. Ludzi należy wychowywać. kształcić, ale nie zamykać i izolować.Chociaż niektórzy sami chcą robić za eksponaty.

    1. I to mnie szczerze przeraża. Że młode pokolenie jest roszczeniowe, nie potrafi samodzielnie czegoś wymyślić, tylko czeka, aż im to coś zostanie podane na złotej tacy. Niestety jest to też wina rodziców, którzy doprowadzili swoje pociechy do takiego stanu. Jednak dzieciaki biorą przykład od opiekunów, ale też ze swego otoczenia i rówieśników.

      Nie dziwię się, że pracownica biura podróży tak zareagowała. Każdy człowiek ma ograniczoną cierpliwość i nerwy. A niestety wiem od osób pracujących w tej branży, że tego typu postawy i zachowania są ich chlebem powszednim.

      100% zgody z tym, że „Ludzi należy wychowywać. kształcić, ale nie zamykać i izolować.” A do tego chce doprowadzić biuro podróży i nie widzi w tym nic złego. Bo przecież klient ma być zadowolony i tyle. A to, jak to wygląda z boku, to już inna sprawa.

    2. Drobna korekta: byłem świadkiem tej rozmowy w biurze podróży i muszę sprostować: pracownica zachowała się taktownie – z uśmiechem i wielką cierpliwością tłumaczyła młodej klientce czego może (a czego nie) oczekiwać na wybranych wczasach. Oświadczam, że nie „ryknęła”….:-)
      RYZA (tata Rudej)

  5. A ja uważam, że to ma na celu tylko i wyłącznie zdobycie nowej klienteli i zgarnięcie jeszcze większej kasy. Bo od kiedy biura podróży przejmują się tym, czy nam, wczasowiczom będzie wygodnie, miło i przyjemnie? Liczy się tylko kasa i nic więcej. Akurat z tęczowym biurem mam BARDZO ZŁE wspomnienia (kiedyś zdarzyło mi się z nimi pojechać i dostaliśmy w gratisie mega zatrucie pokarmowe. Dodam, że grupowe wiec to nie kwestia „klimatu”). Z drugiej strony, czym tu się ekscytować? Ani ja, ani Wy nigdy z takiej strefy nie skorzystamy, a skoro jest popyt to jest i podaż. Zresztą podobno takie strefy na świecie mają już Azjaci 🙂
    PS. Nie ma to jak schabowy z ziemniorami na Krecie!!! :)))

    1. Mi naprawdę jest ciężko uwierzyć, że biuro podróży stworzyło Strefy na życzenie klientów. Moim zdaniem najpierw je wymyślili, a później wmówili klientom, że szalenie ich potrzebują, bo inaczej będą się źle czuć na pobytówce.
      PS. Właśnie doszłam do wniosku, że jestem nieobiektywna, bo jako wegetarianka nie jadam w ogóle schabowych, a już tym bardziej nie zdecydowałabym się na to na Krecie 😀

  6. Jestem z tych niekoniecznie krytykujacych ten pomysł. Moja babcia uwielbia jeździć po świecie, zobaczyć Akropol czy pospacerować po plaży. Ale meczy ja to po jakimś czasie i faktycznie by zjadła tego schabowego (oczywiście zamówionego po polsku). Mi sie wydaje, że Rainbow rewolucji nie robi, a zwyczajnie odpowiada na potrzeby klientów. Ja takim klientem nie jestem, ale cóż – inni są. Turystyka to branża raczej rozrywki niż edukacji i ma prawo nią być.

    1. Ja oczywiście jestem w stanie zrozumieć, że będą odbiorcy tej usługi, bo inaczej biuro by jej nie wprowadziło. Natomiast nie podoba mi się to, że biuro podróży tłumaczy, że cała inicjatywa ma jakiś wyższy cel, skoro tak naprawdę go nie ma i cała otoczka stanowi tylko mniej lub bardziej udany chwyt reklamowy. Ja również nie będę klientem tej usługi, ani tym bardziej moi rodzice i wiele znanych mi osób.

  7. Wiem o czym mówisz, widziałam tą reklamę w kinie i mnie zatkało. Tak, oferta jest kierowana nie do „podróżników” czy „turystów”, a do „wczasowiczów”. Vide – ludzi jadących nie coś zobaczyć i nauczyć się o innym kraju, narodzie i kulturze, tylko „wypocząć” (choć wypoczynek dla każdego znaczy co innego i akurat ja bym chyba zeszła w takiej Polskiej Strefie na nerwicę zaraz po przyjeździe). Jak sama zauważasz „Polska Strefa koncentruje się na życiu nocnym, czyli pokazach filmowych, dyskotekach, konkursach z nagrodami, grach planszowych, darmowym popcornie i napojach”, co nie ma nic, ale to absolutnie nic wspólnego z podróżowaniem. Ot takie Władysławowo, tylko woda cieplejsza.
    Ciekawi mnie natomiast, czy „tęczowe biuro” samo wpadło na ten pomysł, czy jest to już jakaś przyjęta na świecie praktyka i inne państwa też zakładają sobie swoje wczasowe getta…

    1. Tu też rodzi się pytanie, czy wielu ludziom rzeczywiście chodzi o „podróżowanie” czy tylko o sam „wypoczynek”. Jeśli o to drugie, to wtedy aspekty krajoznawcze i kulturowe są dla nich mało istotne. Liczy się wygoda, bezproblemowość i luz. A to chyba mają dawać Polskie Strefy, choć biuro twierdzi, że mają mieć też aspekt pomagania w poznawaniu danego kraju i zachęcania do wyjścia z hotelu. Mam jednak wrażenie, że to są jednak puste słowa, bo ci, którzy na strefy się zdecydują, będą mieli gdzieś, czy są w Chorwacji, Grecji czy Władysławowie.

      Jeśli chodzi o to, czy jest to przyjęta na świecie praktyka, to nie mogę w 100% odpowiedzieć, że tak. Wydaje mi się, że podobne rzeczy organizowane są np. dla Niemców, ale nie wiem, czy są określane mianem Niemieckich Stref, czy po prostu zwykłą animacją czasu wolnego.

  8. Pierwszy raz o czymś takim słyszę i zupełnie mi się to nie podoba. Co to ma być, mini kolonizacja? Ciekawe jak u nas by reagowano, gdyby stworzono np. strefę Niemca nad Bałtykiem, mimo że każdy wie, że jest ich dużo. Kurczę, rozumiem, że to ma teoretycznie zmotywować turystów nieznających języków do wyjścia poza hotel itp., ale kurczę, jeżeli on się nie zmotywował przed wyjazdem do zakupu powiedzmy przewodnika i przez tyle lat życia nienauczenia podstawowych zwrotów chociaż w jednym języku no to sorry. Jeszcze bardziej takich ludzi rozleniwiamy. Wiem, że liczy się najbardziej pieniądz i jak to będzie miało zwiększyć zyski to pewnie to wprowadzą. Jednak już widzę, kto będzie z tego korzystać, pewnie sami oburzeni wszystkim ludzie, którym nie pasuje nic i czują się lepsi od innych.
    Wiem też, że nie każdy chce się wczuwać w otoczenie i poznawać lokalnych ludzi, ale to już chyba przesada.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.