Na Sv.Iliji – najwyższym szczycie półwyspu Pelješac

Na Sv.Iliji – najwyższym szczycie półwyspu Pelješac

Pelješac to półwysep w południowej części dalmatyńskiego wybrzeża Chorwacji, na północny zachód od Dubrownika. Ma długość około 66 km, do 7 km szerokości i około 348 km² powierzchni. Jest górzysty, ukształtowany wraz z całym pasmem Gór Dynarskich. Przebywając tutaj z okazji nadmorskich wczasów postanowiłem zdobyć jego najwyższą górę – Sv.Iliję, czyli po polsku górę św.Eliasza. Na szczyt prowadzą trzy drogi, dwie ścieżki z Orebicia, miasteczka leżącego u stóp tej potężnej góry lub z drogi biegnącej serpentynami z Orebicia do wsi Nakovana. Tę ostatnią wybrałem na wejście, z racji tego, że w dużej części prowadzi wygodną, szeroką drogą, co miało znaczenie w tym lipcowym upale, a w ekipie, która mi towarzyszyła były także dzieci. Wejście od tej strony jest łatwe, nieporównywalnie trudniejsze jest zejście bezpośrednio do Orebica z drugiej strony tego olbrzymiego masywu, który dominuje w krajobrazie półwyspu, widoczny już z daleka, przy dojeździe do nadmorskich kurortów. Tym najtrudniejszym wariantem było mi dane zresztą zejść.

punkt widokowy przy drodze Orebić- Loviste

punkt widokowy przy drodze Orebić- Loviste

Przy jednej z serpentyn krętej, widokowej drogi, tuż powyżej punktu widokowego z ławeczkami znajduje się po prawej stronie mała zatoczka, gdzie można zostawić samochód. Tam rozpoczyna swój bieg utwardzona droga zamknięta dla ruchu kołowego szlabanem. I jest wyraźne oznaczenie –  Sv.Ilija- 2.30h. To była moja trasa przez jakąś bardzo upalną godzinę, potem zaczęły się skróty przez skały. Bardzo trzeba uważać tu na ostrą jak brzytwa śródziemnomorską roślinność, która gdzieniegdzie zarasta szlak. Ten poza tymi miejscami jest doskonale oznakowany, więc nie sposób się zgubić! Naprawdę jestem pod wrażeniem chorwackiego sposobu malowania oznaczeń. Po dość żmudnym przebijaniu się przez skały dochodzi się niespodziewanie do polany, gdzie pasą się konie.

polana w połowie drogi na szczyt Sv.Iliji, skrzyżowanie szlaków

polana w połowie drogi na szczyt Sv.Iliji, skrzyżowanie szlaków

To miejsce niezwykłe, tak byłem zaskoczony tym co zobaczyłem, że zaniemówiłem. Pasły się same, a ich pasterz gdzieś się zapodział. Dzieci miały tu dużo radości. Tutaj dołączał szlak bezpośrednio z Orebicia, ale ja poszedłem dalej za czerwonymi znakami, by przez zacienione gaje i dość strome skałki dojść do widokowego punktu z budynkiem z czerwonym dachem, który od parkingu już był wyznacznikiem dalszej drogi. Domek był zamknięty, ale dzięki położeniu w zacienionym miejscu był dobrym miejscem na odpoczynek na ławeczkach. Stąd schodził kolejny szlak do Orebica, ten stromy i wymagający, którym schodziłem potem w dół. Przypominał mi on we fragmentach tatrzański szlak, z racji kilku przejść po stromych skałach i usypujących się piargach. Ale najpierw trzeba było wejść na szczyt góry św.Eliasza, z tego miejsca zostało jeszcze 20 minut i nadeszło długo oczekiwane szczytowanie.

kolejne rozwidlenie szlaków tuż pod szczytem góry św.Eliasza

kolejne rozwidlenie szlaków tuż pod szczytem góry św.Eliasza

Na szerokiej kopule szczytowej stoi drewniany, mały krzyż i kamienne murki oraz jest księga wpisów, gdzie oczywiście widnieje już mój wpis z racji wejścia na dach półwyspu Pelješac. Widoki na kolejne masywy Gór Dynarskich z jednej strony, a z drugiej na Morze Adriatyckie i archipelag chorwackich wysp, na czele z Korculą naprawde zrobił na mnie piorunujące wrażenie. Takie połączenie piekna wody i gór uważam za doskonałe. Cała nasza trzynastoosobowa ekipa, z którą przyjechałem na wczasy dała radę, nawet najmłodsi podróżnicy! Po sesjach fotograficznych i wielu chwilach radości i podziwiania cudnych panoram rozpoczęliśmy odwrót.

na szczycie Sv.Iliji - 961m, kulminacji półwyspu Peljesac

na szczycie Sv.Iliji – 961m, kulminacji półwyspu Peljesac

Szliśmy wspólnie do rozejścia przy domku, a potem tylko z Amelką ruszyłem na najtrudniejszy wariant trasy. Początkowo było to strome zejście, a potem trawers góry i w końcu po przejściu gołoborzy zaczęliśmy szybko schodzić w kierunku Orebicia. Widoki, jakie nam towarzyszyły przy tym były genialne. Zbliżaliśmy się coraz bardziej do miasteczka, które przyciągało uwagę czerwonymi dachami, a w tle wspaniale prezentowało się lazurowe morze z zielonymi wysepkami. Przy takich okolicznościach przyrody schodzenie odbywało się szybko i przyjemnie, choć ciągle mój aparat był w ruchu. Po przejsciu zacienionego zagajnika znowu wyszliśmy na słońce i podziwialiśmy upojne krajobrazy, jak z folderów podróżniczych. Na progu wielkiej skały natrafiłem na symboliczny grób pewnie jakiegoś wspinacza, który tutaj zginął. Olbrzymie skały, które wisiały nad głowami przypominały mi potężne skalne masywy Dolomitów. Zresztą sami ocenicie na zdjęciach.

panorama na Orebić i okoliczne wyspy, z lewej Mljet, z prawej Korcula

panorama na Orebić i okoliczne wyspy, z lewej Mljet, z prawej Korcula

Malownicza ścieżka doprowadziła ostatecznie nas na przedmieścia Orebica. Sam szlak rozpoczyna swój bieg przy kościele parafialnym, a dokładnie przy nadmorskiej promenadzie, z której wychodzi ulica Kralja Tomislava. Zaczynając podejście od tej strony idziemy poprostu ulicą do jej końca, a potem wchodzimy już na górski szlak. Pamiętajmy o zabraniu dużych zapasów wody, bo upał daje się we znaki i nawet na sześciogodzinną wędrówkę przyda się trzy litry wody, tym bardziej, że źródeł po drodze nie ma, jedynie wodopój dla koni. Podejście na szczyt od tej strony jest naprawdę strome i lepiej wybrać się rano, przed upałami. Całe przejście jest wyjatkowo malownicze i widokowe… kto zna pejzaże Chorwacji ten wie o czym piszę, a jeszcze zobaczyć to całe piękno z góry to już mega doznanie.

wejście na szlak z Orebicia, z drogi Kralja Tomislava

wejście na szlak z Orebicia, z drogi Kralja Tomislava

Będąc w Orebicu warto się wybrać na tę górę, by zobaczyć te wszystkie cuda z góry. Można zrobić sobie pętelkę z Orebicia startując z drogi do klasztoru franciszkanów z 1470 r, w którym mieści się muzeum. Na to widokowe wzniesienie odchodzi droga na wysokości hotelu „Villa Julija”. Ja miałem do dyspozycji auto, którym dojechałem na początek szlaku na serpentynach.  Na koniec zapraszam do obejrzenia galerii zdjęć z wyprawy, myślę, że zadowoli każdego konesera piękna. Wkrótce kolejne wspomnienia z wakacji na Chorwacji. Pora wrócić do tego co się kocha, po wakacyjnym szaleństwie. Z górskim pozdrowieniem

Marcogor

O autorze

marcogor

Bloger z Gorlic, górołaz opisujący swoje górskie wyprawy, zakochany w Tatrach, miłośnik górskich wędrówek i wszystkiego piękna natury. Góry to moja pasja i mój drugi dom.

2 komentarze

  1. Aneta

    Interesujący wpis, jestem pod dużym wrażeniem 🙂

    Odpowiedz
  2. Beata

    w poprzednie wakacje tam łaziłam, ale na szczyt nie wchodziłam, teren zapoznałam i mam fotki w kilku miejscach…..SUPER Twoja relacja….pozdrawiam

    Odpowiedz

Zostaw odpowiedź

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

TURYSTYKA – GÓRY – PODRÓŻE – BLOG ISTNIEJE OD II.2012

POSTAW KAWĘ MARKOWI

Postaw mi kawę na buycoffee.to

Pasma Górskie

Translate »