Szukaj
Close this search box.

Rowerowa Majówka 2016 – Kielce, Beskid Niski, Pogórze Ciężkowickie

Rok 2016 jak na razie obfituje w liczne okazje do poznawania Polski. Tak się złożyło, że mogliśmy odwiedzić kilka miejsc, w których byliśmy pierwszy raz w życiu. A ja zawsze powtarzam: „Aby móc zachwycać się innymi państwami czy regionami, trzeba najpierw poznać własny kraj!” I sukcesywnie, krok po kroku odkrywamy polskie perełki. Majówkę planowaliśmy oczywiście dość spontanicznie, gdyż uzależniona była w dużej mierze od planów zakupowy. A były to nie byle jakie plany. W końcu, po paru miesiącach rozważań i odkładania funduszy zdecydowałam się na zakup nowego roweru. Ułatwił mi to jeden ze sklepów w Kielcach, a dokładniej Presto Sport, który nie dość, że miał odpowiedni dla mnie sprzęt, to dodatkowo zaoferował naprawdę atrakcyjną cenę. A że lubię wspierać lokalnych przedsiębiorców, to tym bardziej ucieszyłam się, że mój rower będzie pochodził z rodzinnego miasta (no dobra…tak naprawdę pochodzi ze Słowacji, bo tam został wyprodukowany, ale nie czepiajmy się szczegółów). 30 kwietnia zostałam szczęśliwą posiadaczką roweru CTM Reeva, małego fulla, na kołach 27.5. Oczywiście natychmiast wyruszyliśmy na jego testowanie, robiąc 50-kilometrową pętlę w okolicy Kielc.

CTM Reeva

ruda & reeva

Nasza trasa zakładała również przejazd przez fragment szlaku Green Velo, który zaczyna się/kończy w województwie świętokrzyskim. I tu ogromne zaskoczenie. Okazało się, że szlak jest po prostu rewelacyjny. Świetnie oznaczony, poprowadzony bocznymi, widokowymi drogami. Tak w każdym razie wyglądał na trasie od Piekoszowa do Kielc. Fakt faktem uznaliśmy za przegięcie, gdy w środku lasu wjechaliśmy na asfaltową ścieżkę rowerową, obok której była ładna, szutrowa, szeroka droga. Doszliśmy do wniosku, że musimy się zdecydować na dłuższą wycieczkę szlakiem Green Velo, bo może się okazać, że przy okazji odkryjemy kilka ciekawych miejsc w regionie, a na pewno miło spędzimy czas.

W niedzielę, 1 maja, pożegnaliśmy się z Kielcami i wyruszyliśmy do Ciężkowic, gdzie czekał już na nas Przemas. Cel – Beskid Niski i rowerowa, górska wycieczka. Chciałam przetestować Reevę oraz moje umiejętności w nieco bardziej wymagającym terenie. Początkowo nie było tak źle. Schody zaczęły się, gdy musiałam zjechać po wysypanej grubym żwirem drodze. Czy ja wspominałam, że nie lubię zjeżdżać? Otóż tysiąc razy bardziej wolę podjeżdżać, choć mocniej się męczę, a czasami klnę pod nosem. Ale przynajmniej wolniutko i dość bezpiecznie toczę się do przodu. A jazda w dół? Oj nie, prędkość to nie jest mój żywioł. A jak dochodzą do tego wredne kamulce, to nie pozostaje mi nic innego, jak zeskoczyć z roweru, nawet tak „wypasionego”, jak Reeva. Niemniej, pomijając ten szczegół, sam Marek stwierdził, że zmiana roweru mocno mi pomogła, bo zaczęłam jeździć po przeszkodach, po których wcześniej w życiu bym nie przejechała.

Przejdźmy jednak do samej wycieczki. Muszę przyznać, że miałam sporą przerwę od ukochanego Beskidu Niskiego. I nie przypuszczałam, że gdy wrócę w te góry, to nie na trekking, ale na przejażdżkę rowerową. Choć słowo przejażdżka brzmi trochę zbyt trywialnie w kontekście tego niepozornego pasma. Moja przygoda z Beskidem Niskim zaczęła się na studiach, gdy zdecydowałam się wziąć udział w kursie przewodnickim organizowanym przez SKPB. Przewodnikiem nigdy nie zostałam, ale miłość do tych polskich gór pozostała. Doświadczyłam w nich wielu przygód, zabawnych sytuacji czy lekkich załamań. Jednak patrząc na te zalesione wzgórza, na cerkwie, na buczyny, na pozostałości wiosek, o których zapomniał już czas, zawsze ogarnia mnie wzruszenie. W Beskidzie Niskim jest coś niepowtarzalnego, czego w sumie chyba nie umiem opisać. Zawsze będę nosić te góry w sercu, tuż obok Bałkanów i Tatr.

Beskid Niski Bartne

Beskid Niski Bartne

Na rowerach wyruszyliśmy z Bartnego i skierowaliśmy się do Krzywej i Czarnej. Tam zatrzymaliśmy się przy bacówce, w której kupiliśmy najlepsze na świecie serki, przy których podhalańskie oscypki mogą się schować! Dalej udaliśmy się do Nieznajowej. Chyba wyparłam ze swej pamięci, ile razy trzeba w dolinie Wisłoki przekraczać jej nurt. Panowie bez większego problemu przejeżdżali na drugą stronę na rowerach. Ja niestety nie byłam aż tak ambitna, a po drugie miałam przed oczami wizję, jak ląduję z rowerem i resztą dobytku w wodzie. Zatem buty do plecaka, rower jako podpórka i do przodu. Dobrze, że Wisłoka okazała się wyjątkowo ciepła. Za trzecim razem, gdy musiałam zsiąść z roweru i wejść do wody, przypomniałam sobie wiosenny rajd Beskid Niski organizowany przez SKPB. Uczestniczyłam wtedy w prawie dwutygodniowej trasie prowadzonej przez Skrzyniarza i Piotrka Bielawskiego. Zahaczała ona również o Nieznajową, lecz wtedy ilość wody w rzece była znacznie większa i przechodzenie przez nią do chatki studenckiej stanowiło spore wyzwanie.

Beskid Niski

Beskid Niski

Beskid Niski

Beskid Niski

Beskid Niski

Beskid Niski

Nieznajowa

Dalszą drogę kontynuowaliśmy wzdłuż asfaltu do Świątkowej Wielkiej. Tam zatrzymaliśmy się na odpoczynek w restauracji Pod Mareszką. Trzeba przyznać, że znajduję się na niezłym, za przeproszeniem, zadupiu, a były tam tłumy. W menu przede wszystkim pstrągi, również podawane „po bałkańsku”. Nie mieliśmy jednak czasu na dłuższy pobyt Pod Mareszką, gdyż czekał nas mozolny podjazd na Przełęcz Majdan i droga powrotna do samochodu wzdłuż czerwonego szlaku. O ile dotarcie na przełęcz była czystą przyjemnością, o tyle później zaczęły się problemy. A wszystko za sprawą bagna, które utworzyło się na tej części grzbietu. Jazda na rowerze była praktycznie niemożliwa, a woda utrudniała marsz. Moja osobista czara goryczy przelała się w momencie, gdy jedną nogą zapadłam się w wodę, która sięgała mi ponad kolano. Wiele rzeczy jestem w stanie znieść, ale naprawdę nienawidzę mieć mokrych butów. Może powinnam się cieszyć, że przemoczyłam tylko jeden z nich, ale i tak nie było mi do śmiechu. Do auta udało nam się dosłownie spłynąć z błotem. Za nami 35 km po górach. Szalenie mi się podobało, mimo wodnych przeszkód. Doszłam też do wniosku, że minie sporo czasu, zanim w 100% dotrzemy się z Reevą. Nadal to ona czasami decydowała o tym, gdzie i jak pojedziemy.

Beskid Niski

Beskid Niski

Beskid Niski

Trzeci dzień majówki, czyli 2 maja, miał nieść ze sobą załamanie pogody. Aura może i nam sprzyjała, za to mnie nie sprzyjało zdrowie. Dopadł mnie atak alergii, który nijak nie chciał mi odpuścić, nawet na moment. Plan był taki, aby zrobić trasę z Wierchomli Małej do Bacówki, dalej na Runek, skąd czerwonym szlakiem dotarlibyśmy do Hali Łabowskiej i dalej na dół. Pomysł ten udało się zrealizować tylko Przemasowi. Ja i Reeva pielęgnowałyśmy moją alergię w Bacówce, a Marek testował bike park w Wierchomli. No nie był to dla mnie udany dzień, ale pewnych rzeczy się nie przeskoczy.

Wierchomla

Wierchomla

Wierchomla

Wierchomla

Wierchomla

Wierchomla

W drodze do Ciężkowic zahaczyliśmy jeszcze o wieżę widokową w Bruśniku. Marek polatał dronem, a ja spałam w samochodzie. Dla każdego coś miłego!

Bruśnik

Bruśnik

„Witaj maj, 3 maj!” aż chciało się zaśpiewać. Pogoda jak marzenie – słońce, niebieskie niebo, małe, białe obłoczki i iście letnia temperatura. Wyruszamy na piesze zwiedzanie ciężkowickiego Skamieniałego Miasta, o którym opowiem w osobnym wpisie. Natomiast przed powrotem do Warszawy odwiedzamy na rowerach Jamną. Ostatni raz byłam tam dokładnie 18 lat temu. W czwartej klasie szkoły podstawowej odwiedziłam to miejsce w ramach obozu ze skautingu, do którego wtedy należałam. Powrót tam po latach był ciekawym doświadczeniem. Jamna mocno się zmieniła, co w szczególności widać po drzewach porastających okolicę. Kiedyś nie był takie wysokie!

Ciężkowice

Ciężkowice

Jamna

Jamna

Oczywiście w tym roku bałkańskie podróże będą odgrywać ważną rolę. Jednak eksplorowanie Polski będziemy cały czas kontynuować. Marzy nam się, by po prawie dwuletniej przerwie wrócić na Mazury. Ale ciągle czasu brak. Niemniej pierwsza tegoroczna majówka udała nam się fantastycznie. Pogoda jak marzenie. Humory praktycznie przez cały czas wyśmienite. Do tego wspaniałe, beskidzkie i ciężkowickie okoliczności przyrody. Było po prostu świetnie. Mam nadzieję, że i Wasze majówki udały się wybornie. Podzielcie się w komentarzach Waszymi wspomnieniami!

Zobacz również

4 odpowiedzi

  1. No proszę, proszę, wychodzi na to, że byliśmy na majówkę bardzo blisko siebie – i my kręciliśmy się po Beskidzie Niskim, do którego mamy spory sentyment, byliśmy w Nieznajowej, Świątkowej i na Majdanie, a następnie pochodziliśmy po Sądeckim…
    A wspólny spacer po Kampinosie wciąż nam nie wychodzi 😉 (ale chęć wciąż jest! 😀 )

    1. No to faktycznie w tych samych miejscach byliśmy!
      A o spacerze pamiętam, tyle tylko, że z czasem to u nas na bakier. Ale może czerwiec/lipiec uda się wygospodarować, bo będziemy praktycznie cały czas na miejscu 🙂

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.