Recenzja książki – Everest. Na pewną śmierć – Beck Weathers


Sama nie wiem od czego zacząć. Może od tego, że książkę Everest. Na pewną śmierć przeczytałam w dwa dni.

Zrobiłabym to w jeden, ale fizycznie po prostu nie zdążyłam. Czytając masz wrażenie obecności Becka, który z szeroko otwartymi oczami opowiada Ci swoją górską historię życia, w tym najważniejszego czasu – próby zdobycia Everestu.

Obok Ciebie jest jego żona Peach, dzieci i wiele bliskich mu osób. Naprawdę, ma się wrażenie ich obecności – bo książkę czyta się jednym tchem.

Kim jest Beck Weathers ?

Wspinaczem. Patologiem. Mężem i ojcem. Fanatykiem gór wysokich. Wybitnie zamkniętym w sobie człowiekiem, który miewał depresyjne epizody. Człowiekiem nie potrafiącym wyrażać w stosowny sposób swoich  uczuć. Pasjonatem tego co trudne i niebezpieczne. Maszyną do zdobywania gór. Dzisiaj … kaleką.

Everest. Na pewną śmierć

Beck Weathers w wyprawie na Everest nie doszedł do szczytu. Zatrzymała go ślepota, z którą walczył już wcześniej. Dzień 10 maja 1996 roku zapadnie mu na zawsze w pamięci, gdyż to właśnie wtedy stracił większość towarzyszy wyprawy już na zawsze, a także jak sam twierdzi umarł, ale tylko na chwilę. Niespodziewana burza śnieżna na Evereście pozbawiła życia kilku uczestników wyprawy. Weathers wspomina także wiele trudnych decyzji, które zostały podjęte na górze – wszystkie opierały się o cel: ratować czy nie?. Byłam wstrząśnięta czytając, że po niektórych jeszcze żywych nie opłacało się iść bo i tak umrą za chwilę lub po transporcie w namiocie. Część ekipy ta silniejsza o własnych siłach doczołgała się do obozu. Słabsi zostali i czekali na pewną śmierć, która dla większości niestety nadeszła. Dodam, że prawie wszyscy, którzy zdobyli Everest tego dnia byli skrajnie wyczerpani jak wspomina Weathers.

Beck świadomie umiera pod Everestem. Ma liczne odmrożenia i zaczyna tracić świadomość, poczucie czasu i miejsca. O tragedii trzeba poinformować najbliższych. Beck Weathers nie żyje – taką wiadomość z bazy dostaje żona Becka – Peach.

Po krótkim czasie całej tej tragedii, gdzie życie straciło wielu wspinaczy paradoksalnie Beck otwiera oczy. Zakopany w śniegu pod Everestem nagle uświadamia sobie co się stało. Nie mam pojęcia jak to zrobił, ale doszedł o własnych siłach do bazy. Wszyscy nie potrafili uwierzyć w ten cud. Ponownie z bazy wykonywany jest telefon do Peach.

Szanse na normalne życie po tragedii na Evereście

To, że Beck przeżył jeszcze nic nie znaczy. W każdej chwili może odejść na tamten świat. W książce szczegółowo opisane są odczucia Becka, jego rodziny i osób, które uczestniczyły bezpośrednio lub pośrednio w wyprawie. Liczne odmrożenia, przebywanie długo na wysokości a także urazy dawały nikłe szanse Beckowi na odzyskanie sprawności i próbę przeżycia. O dziwo, udało się!

Siła woli, chęć życia i trud jaki pokonał Weahters podczas tej wyprawy są ogromne. Jest tu wiele wzruszających wypowiedzi Becka – chociażby ta, gdy musiał podjąć rozmowę z japońską rodziną jednej z uczestniczek wyprawy, która straciła życie. O tym jak w sytuacji, gdy umierasz masz najbliższych przed oczami i są tak bardzo autentyczni, jakby wręcz fizycznie byli obok.

Ta książka to zbiór wypowiedzi głównie Becka, ale zaraz po nim Peach, jego dzieci, brata a także bliskich mu i jego rodzinie osób czy ludzi z branży wspinaczkowej. W tej rozmowie czujemy autentyczność nienawiści Peach do wspinaczki, tęsknoty córki za ojcem czy wiary syna w osiągnięcia ojca. Wzruszający jest moment, gdy brat Becka przylatuje do Nepalu z arsenałem leków – także jest lekarzem jak Beck, choć leczy serca. Pomaga mu tak jak potrafi i widać tu ogromną braterską więź.

Przemiana jaka zaszła w Becku bardzo wpłynęła na jego dzisiejsze postrzeganie rzeczywistości. Przeszłość to fanatyzm górski, gdzie otarcie się o śmierć musiało mu pokazać jak ważne jest żyć z bliskimi i dla nich, a nie obok.

Nie tylko Everest

Jeżeli myślicie, że przeczytacie tu relację z całej wyprawy na Everest i ataku szczytowego z dnia 10 maja 1996 roku to się rozczarujecie. Everest jest filarem tej książki, jednak doczytacie tu o pozostałych wspinaczkach Becka. Próbie zdobycia za wszelką cenę Korony Ziemi. Zaniedbaniu do granic możliwości rodziny. Stanach depresyjnych, próbach samobójczych. Braku zrozumienia żony. Stawaniu zawsze na pierwszym miejscu gór. Byciu maszyną do zdobywania gór. Potworem treningowym. Okrutnym egoistą. Samotnikiem i pasjonatem – zawziętym snobem górskim.

Tak, taki był Beck Weasthers. Zimny na rodzinę, wpatrzony w siebie i swoją pasję. Miałam wrażenie czytając, że cały czas biegł po sukces. Każda chwila zatrzymania zrujnowałaby mu życie. Nikt tak tego nie postrzegał, tylko on. Za wszelką cenę wyżej, wyżej, wyżej.

Everest. Na pewną śmierć to książka, która ukazuje egoizm wspinaczy. Nie wszyscy są jak Beck, ale większość zapewne miała w swoim życiu podobne epizody i zachowania. Czyta się ją rewelacyjnie i naprawdę z zaciekawieniem. Beck pokazał, że wspinacze mogą być jak hazardziści czy alkoholicy. Jak wpadniesz w nałóg – to ciężko będzie się zatrzymać. Bo przecież jak? … gdzie trzeba iść wyżej i … wyżej.

źródło zdjęcia: http://controversialdocumentaries.blogspot.com/

5 myśli w temacie “Recenzja książki – Everest. Na pewną śmierć – Beck Weathers

Add yours

  1. Dużo wcześniej przeczytałam dwie książki napisane przez uczestników feralnych wypraw z 1996 roku: „Wszystko za Everest” Krakauera oraz „Wspinaczka. Mount Everest i zgubne ambicje” Bukriejewa. Miałam spojrzenie na tamte wydarzenia z dwóch zupełnie różnych stron. Kiedy nadarzyła się okazja spojrzenia z trzeciej strony, skwapliwie z niej skorzystałam, zamawiając książkę przedpremierowo, w ciemno. Niestety, książka rozczarowuje, nie wnosi niczego nowego do tego, co już się o tej wyprawie wie, co więcej, niewielki procent książki jest w ogóle o wyprawie, większa część to nudna wyliczanka wszystkich wcześniejszych wypraw i życia aż od dzieciństwa zarówno Becka jak i jego żony. Niby próbuje odpowiadać na pytania „Dlaczego tak było wcześniej?”, „Dlaczego Beck się zmienił po wyprawie”, ale są to odpowiedzi nie satysfakcjonujące czytelnika. Tytuł „Everest. Na pewną śmierć” sugeruje zupełnie inną treść i czytelnik zupełnie czego innego się spodziewa. Da się przeczytać, ale nie z zapartym tchem i na pewno się do niej nie wróci. Przynajmniej ja.

  2. Mnie książka wciągnęła bardzo. Żałuję, że nie czytałam Bukriejewa ale wszystko przede mną. Tak, tytuł sugeruje filar Everestu w całości publikacji a tak nie jest. Zawsze interesowała mnie głowa wspinacza i to co się w niej dzieje, dlatego czytałam z zaciekawieniem całość. Sama wyprawa i tragedia z 10 maja 1996 roku jest opisana nie na tyle na ile spodziewa się czytelnik. Podejrzewam, że właśnie grupa mająca na koncie przeczytanych Krakauera i Bukriejewa może się wypowiadać już bardziej na ten temat. Pani odczucia są zrozumiałe. Dziękuję za komentarz i pozdrawiam! A film Pani widziała? Ja się wybieram.

  3. Dołączę się do dyskusji, bo również polecam obie wspomniane wyżej ksiązki: Krakauera i Bukriejewa, które dają zupełnie inne punkty widzenia i pozwalają na wyrobienie własnej opinii: komu wierzę bardziej jeśli chodzi o to, co tam się wydarzyło? Ciekawa jestem filmu, również się wybieram.

  4. Dawno jakaś pozycja nie rozczarowała mnie jak ta książka.
    Czekałem na nią kiedy, zacząłem czytać coraz bardziej nie lubiłem głównego bohatera. Nie wierzę w ani jedno jego słowo. Nie ma w nim żadnej zmiany czy poprawy. Jest tylko potrzeba i perfidny plan na wygodne życie u boku ślepej kobiety, która nie potrafiła go zostawić. Każde przyznanie się do winy, do złych uczynków to odsłona przed ślepcami, którzy wierzą w zmianę jaka w nim zaszła. Jedyna zmiana jaka zaszła to fizyczne pozbawienie kończyn uniemożliwiające olanie rodziny i dalsze zajęcie się samym sobą. Równie dobrze mógłbym czytać o alkoholiku, który swoje problemy – jak Beck zamiast w górach utopił w litrach wódki. Obrzydził mi na chwilę góry. Świadomość, że mógłbym spotkać kogoś tak samolubnego, człowieka, który potrafił oszukać własne dzieci mówiąc, że nie może wyjść z pracy a mając wypisany tygodniowy urlop odrzuca.
    Całym sobą jestem na NIE. Jedno to ON – ONA tylko ułatwiała mu jego bycie nikim, bycie i życie bez zmian.
    Sumująć to nie ksiażka o himalaizmie a autobiografia egoisty, człowieka ktorej znać się nie chce ale Everst robi swoje ..

Dodaj komentarz

Blog na WordPress.com.

Up ↑