Dla tych co mają dość szumu londyńskich ulic dzielnica Angel będzie dobrym miejscem na popołudniowy chillout.
Dzielnica słynie ze sklepików gdzie kupicie jak ja to ładnie po „naszymu” (śląsku) godom klamory. Ci co lubują się w antykach i klimacie retro czas będzie płynął trzy razy wolniej, a oczy najedzą się porządnie.
Trzeba wysiąść z metra lub autobusu i skręcić w boczną uliczkę by wejść do świata przeszłości. Jest tu wiele knajpek w starym angielskim stylu, serwują ciekawe jedzenie. Sklepik na sklepiku, gdzie kupicie starocie. Biżuterię, ubrania, kapelusze, książki, pamiątki, walizki, torebki i wszystko co kojarzy się ze słowem „old”.
Po drugiej stronie ulicy są wręcz odstraszające nowoczesne sklepy i markety, które trochę psują atmosferę. Myślałam, że jak retro to wszystko. Ważne, że chociaż mała część dzielnicy jest magiczna i pozwala na podziwianie jak w muzeum ekspozycji ulicy.
Angel mnie nie powaliło na kolana, ale czułam się tu dobrze. Podziwianie straganików z pierdołami wprawiało mnie ciągle w dobry nastrój, bo to lubię. Co ważniejsze, nie zapłacicie tu majątku za pamiątkową biżuterię, czy inne ciekawostki. A macie pewność, że to coś jedynego w swoim rodzaju a nie produkt z masowej produkcji.
Pozostałe wpisy z Londynu:
Ta dzielnica do końca świata będzie mi się kojarzyła z „Nigdziebądź” Gaimana – i z Aniołem Islingtonem 🙂