Choć od powrotu z Elby minęło już sporo czasu, to wstawiamy parę słonecznych zdjęć. Dziewczyny dumnie się prężą przy fladze swojej uczelni. Czy przypominam wam coś ta flaga? Tak, flaga Kenii ma te same kolory tylko w innej kolejności ;)
Chrzest Krabowy na Elbie przeszedł już do Historii. Niestety, ze względu na drastyczne sceny i potencjalne roszczenia osób chrzczonych darujemy sobie publikację tych zdjęć.
Ostatnie dwa dni spędzamy na wyspie sami. Po opuszczaniu przez kursantów z Kraba wyspy zrobiło się spokojnie i cicho. Tubylcy jakby wyszli z ukrycia i pojawili się tłumnie na plaży. My woleliśmy uciec na naszą prywatną plażę.
Zachód słońca, tanie wino z kartonu, dziewczyna i śpiew, a do tego szum morza i przyjemna bryza. Czy można chcieć więcej?
Można chcieć! Można zrobić fajnego Time Lapsea :)
Domek nad zatoką, marzenie wielu podobnych do nas :)
To nasze menu na Elbie. Do dziś smak w ustach czujemy! Tiramisu było super!
Prosto z morza na talerz! Pycha!
Ostatni dzień na wyspie to kolejna niewiadoma. Wstajemy wcześnie, tak żeby zdążyć na prom odpływający z miejscowości Rio Marina oddalonej o 10 km górskiej krętej drogi. W upale przeszliśmy ok. 30 minut, kiedy na horyzoncie pojawił się stop. Radość nasza i pań ogromna, kiedy okazało się że się już znamy. To te same sympatyczne włoszki, które przywiozły nas do Nisporto! Żeby tego było mało to jechały dokładnie tam gdzie my :) Na zdjęciu Rio Marina, a my na promie do Piombino.
Po 3 godzinach jesteśmy już w Pizie i siedzimy w kultowej, najlepszej, najbardziej znanej panino-dajni w mieście. Ochów i achów naczytaliśmy się tutaj www.tripadvisor.com.
Choć nie jesteśmy wybredni, wszystko zazwyczaj nam smakuje, to tu wyjątkowo byliśmy rozczarowani. Być może trafiliśmy w zły dzień, jednak tak twardej bułki nie jedliśmy… nigdy. Zdecydowane polecamy to miejsce osobom z dobrze ubezpieczoną sztuczną szczęką. Sam lokal maleńki ale klimatyczny.
Po tym wybitnie twardym obiedzie zmykamy na lotnisko… Wieczorem jesteśmy już w Krakowie.
Na wyjedzie na całe szczęście nie wydarzyło się nic złego. Po za spuchniętą wargą Darii, urazem ciśnieniowym ucha naszej koleżanki Asi i naszym nadszarpniętym podniebieniem. Jednak na każdy wyjazd poza Polskę bezwzględnie się ubezpieczamy. Tym razem o nasze bezpieczeństwo dbała firma www.starter24.pl, której za możliwość przetestowania usługi dziękujemy!