Meaw, wesoła i zabawna Tajka, jest właścicielką popołudniowej szkoły językowej, gdzie uczniowie mogą szlifować swój angielski podczas konwersacji z obcokrajowcami. Podczas naszego pobytu była ona także zaangażowana w projekt rządowy English Training Centre: dwutygodniowy program nauki angielskiego dla grup zawodowych, które mają kontakt z turystami. Głównie byli to sprzedawcy tradycyjnych, lokalnych wyrobów, takich jak olejki, drobne przedmioty codziennego użytku czy regionalne przekąski.
Adaptowaliśmy się powoli do upalnego, czterdziestostopniowego klimatu w najgorętszych miesiącach roku oraz przypominaliśmy sobie smaki pysznych potraw: aromatycznych smażonych ryżów, pad thai, wody z kokosa i soczystych tropikalnych owoców. Każdy dzień był inny. Oprócz zajęć podczas English Training Centre, mieliśmy też spotkania z uczniami w szkółce Meaw. Przedział wiekowy uczniów był szeroki - od 6 do 18 lat. Była to doskonała okazja, żeby z tymi, którzy lepiej mówią po angielsku, pogadać na interesujące nas tematu kulturowe: o czym marzą, jakie mają cele życiowe, jak spędzają wolny czas lub co by chcieli robić w przyszłości.
Pierwszego dnia po naszym przyjeździe zostaliśmy bardzo ciepło powitani przez wszystkich uczniów i nauczycieli. Jak już wcześniej zauważyłam, Tajowie niezbyt radzą sobie z wymówieniem mojego imienia. Zbitka liter „gd” w imieniu Magda chyba nie jest przystosowana do ich aparatów mowy. I tak właśnie jeden z nauczycieli przedstawił mnie wszystkim jako Mazda. Magda – Mazda, to przecież brzmi podobnie! Trudno, zostałam samochodem marki Mazda. Później nawet Paweł zaczął tak do mnie mówić. Ostatecznie nauczyłam się reagować na wszystko co brzmiało podobnie do Magda. Nauczona doświadczeniami, zaczęłam się później przedstawiać jako Maggie, co zdecydowanie uratowało mnie od bycia samochodem.
Codzienne zajęcia z prawie setką dzieci odbywały się w dużej auli. Okiełznanie tak dużej grupy i wymyślenie ciekawych zabaw wymagały sporej kreatywności. Spośród różnych aktywności, pokazaliśmy też prezentację o Polsce, którą mamy przygotowaną właśnie na takie okazje. Jednak naszych słuchaczy, którzy nawet nie wiedzieli o istnieniu takiego kraju jak Polska, szczególne ona nie zainteresowała. Za to faworytem wszystkich zabaw było rzucanie ze sceny w tłum dzieciaków piłeczek, a potem odgrywanie na scenie przez wylosowanych uczniów ukrytych na karteczkach haseł.
Codziennie w szkole jedliśmy lunch. Jedzenie przygotowywane w stołówce, trochę inne niż uliczne specjały, które zazwyczaj próbujemy, pozwoliło nam zaznać nowych tajskich smaków. Zawsze było także pod dostatkiem egzotycznych owoców: mango, naszych ulubionych dżakfrutów, papai, rambutanów i soczystych ananasów. Głównym bohaterem jednej z historii kulinarnych, którą na długo zapamiętamy, jest sałatka z papai. Gdy pierwszego dnia zostaliśmy zapytani o nasze ulubione tajskie jedzenie, wymieniłam właśnie sałatkę z papai. Od pierwszego dnia aż do naszego wyjazdu z Pak Thong Chai codziennie ją dostawaliśmy do jedzenia. Śmialiśmy się potem przy temacie naszego ulubionego tajskiego specjału: tylko nie sałatka z papai!
Magda