BiteInto Americas

W kościele Santo Daime. Ayahuasca jak komunia (cz.I)

O magicznej, halucynogennej ayahuasce słyszeliśmy na wielu etapach podróży. Nie wierzyliśmy, że uda się jej spróbować. A już na pewno nie w kościele!

Jesteśmy podekscytowani. I trochę przestraszeni.

– Musicie znaleźć dobrego szamana. Ayahuasca zabierze was w inny wymiar. Tylko on sprowadzi was na ziemię – ostrzegali w dżungli w Peru.

– Koleżanka po spożyciu zrobiła szamanowi blow job. Dwa razy!  – chichocze nauczycielka Maya z Peru.

„Ayahuasca to silny środek przeczyszczający. Najczęściej powoduje wymioty lub biegunkę. Konieczna specjalna dieta kilka dni przed spożyciem” – czytamy.

– Słyszałem mnóstwo historii o uzdrowieniach. Dziewczyna połowicznie sparaliżowana po ahyauasce zaczęła chodzić – opowiadał polski podróżnik Bartek w Boliwii.

– Jest ekstra. Ale musicie być przygotowani, że skonfrontujecie się z tym, na co nie macie najmniejszej ochoty – uprzedzał fotograf Marco na południu Brazylii.

P1070950

Teraz jesteśmy na północnym wschodzie Brazylii, niedaleko Fortalezy w gąszczu haszczy i piachu. Cisza. Za trzy godziny rozpocznie się ceremonia concentracao, czyli koncentracji, w kościele Santo Daime. Jego wierni podczas rytuału spożywają brunatną herbatkę – ahyauascę, tu zwaną Daime, co w języku portugalskim oznacza „Daj mi”. To wywar z roślin, które rosną tylko w amazońskiej dżungli. Indianie sporządzają go od setek, a pewnie nawet tysięcy, lat. Zawiera DMT, organiczny związek psychoaktywny. W niewielkiej ilości wydziela go nasza szyszynka w trakcie medytacji, snu (podobno również śmierci). Wysokie stężenie w przygotowywanym przez wiele godzin wywarze gwarantuje halucynacje. Te przyjemne i te bardzo nie. Kościół Santo Daime założył mistrz Raimundo Irineu Serra, dziecko afrykańskich rodziców urodzone na południu Brazylii. Kult stanowi mieszankę wierzeń szamańskich, chrześcijańskich i afrykańskich. Przed wejściem do pomalowanego na biało kościoła stoi krzyż z dwoma poprzecznymi belkami, nad nim słońce, gwiazda, księżyc. Krzesła ustawione są w sześciokąt. Po lewej siądą kobiety, po prawej – mężczyźni.

Po domkach ukrytych w krzakach wokół kościoła oprowadza nas Wojtek i jego drobna dziewczyna Helena. Blondwłosy Polak do kościoła należy od dwóch lat i niedawno w okolicy kupił działkę. – Tu będzie okrągły salon, tam jeden pokój, a tam drugi – pokazuje rozrysowane na kupce piasku pokoje domu, który postawi przy pomocy sąsiadów. Na pewno może liczyć na starego Argentyńczyka, specjalisty od tradycyjnej techniki budowy adobe, co właśnie obchodzi urodziny i pijany niańczy osiem szczeniąt. I Alladyna, który swój dom powolutku wznosi od dziewięciu lat. Wcześniej był wziętym fryzjerem w Fortalezie. Teraz w przydomowym ogródku hoduje Santa Marię (marihuanę), San Pedro (halucynogenny kaktus zawierający meskalinę) i inne smakołyki. Nawzajem z Wojtkiem wdmuchują sobie do nosów rape, coś w rodzaju tytoniu z kolejnej amazońskiej rośliny.

– Chcecie spróbować? To tylko pobudza, żadnych tripów! – zachęcają. Potem poświęcają Świętą Maryję. Czyli palą trawę. To element dodatkowy, przed ceremonią Santo Daime nieobowiązkowy. Zwierzamy im się z lekkich obaw.

P1070996

– Skąd jesteście? Z Polski? Przejechaliście taki kawał drogi, zobaczycie, będzie wspaniale. Aż wam zazdroszczę, pierwszy raz – rozmarza się Alladyn. Podobnie zareaguje jeszcze kilku członków kościoła. W niewielkim domu Alladyna jest tylko hamak, materac, lodówka, fajka wodna i głośniki. Właśnie leci etiuda rewolucyjna. Chopin jest ulubionym muzykiem Alladyna. W środku brazylijskiego buszu słucha go właśnie trzech Polaków.

Przebieramy się. Czerwony i czarny to kolory, które przyciągają złą energię. Wszyscy przychodzą ubrani na biało, granatowo, ewentualnie zielono. Elegancko, jak na wsi na niedzielną mszę. Panie w długich spódnicach i koszulach, panowie – w garniturach lub eleganckich spodniach. Jest staruszek i są dzieci.

– One też będą piły ayahuaskę? – trochę się dziwimy.

– Oczywiście. Mam czworo dzieci, wszystkie biorą daime od maleńkości. Dzieci mają czyste dusze, nic złego im się nie dzieje – tłumaczy Jose Erivan, który przewodzi kościołowi (choć mówi, że żaden z niego pastor czy ksiądz, bo wszyscy tu są równi). Jego 16-letnia córka pożycza mi białą spódnicę. Jego żona zapala świeczki na ołtarzu i w trzech kapliczkach na zewnątrz kościoła.

Wszyscy życzą sobie i nam dobrej podróży.

W drugiej części przeczytacie o tym, jak wyglądał magiczny trip…

x Close

Like Us On Facebook