LookInto Americas

Wioska hippisów. Sąsiedzi Micka Jaggera

– To pierwsza w Brazylii wioska hippisów. I ostatnia. Na całym świecie nie ma takiego miejsca, jak to – przekonuje Alvaro Machado, najstarszy mieszkaniec społeczności.

– To pierwsza w Brazylii wioska hippisów. I ostatnia. Na całym świecie nie ma takiego miejsca, jak to – przekonuje Alvaro Machado, najstarszy mieszkaniec społeczności.

Nie ma wody bieżącej, prądu, gotuje się na ognisku, pije świeżą wodę wprost z kokosa. To podobno jest esencja szczęścia.
– A wy musicie tu za coś płacić?
– Nie – cieszy się Alvaro. –  Proszę, możecie sobie wziąć hippi shower – pokazuje na białego, gumowego węża,  co wije się na mozaice z pokruszonych kafelków i luster – ale jak się wstydzicie, to można węża przerzucić przez ścianę do łazienki.- Za wszystko płaci państwo. Dlatego nie możemy już stawiać więcej domów, od 1983 roku jest zakaz. Kto chce tu mieszkać, musi odkupić lub wynająć dom już istniejący. Mam tu w wiosce czterech Belgów, Niemca – kontynuuje Alvaro.

P1070826

Życie upływa im na rozmowach, ogniskach, kąpielach w morzu lub jeziorze – jest tuż obok, wioska położona jest niezwykle malowniczo – opędzaniu się od komarów, tworzeniu rękodzieła różnej maści i oczywiście – paleniu marihuany.
Alvaro ma 75 lat, siwe dredy i właśnie wrócił z marihuanowej sesji w Urugwaju. To najstarszy mieszkaniec wioski. Wysportowany, opalony, szczęśliwy. Mieszkał kiedyś po sąsiedzku z Mickiem Jaggerem.

– Mick mieszkał tu długo, choć niewielu wiedziało, że to on był właścicielem domu. W 1969 roku go sobie wybudował, nawet pompę wodną założył. I pomieszkiwał tu do 1973 roku.
Nie tylko on. Kilka miesięcy żyła tu również Janis Joplin. Z wizyta wpadł nawet Roman Polański. Zaglądali tu też brazylijscy muzycy Tim Maia i aul Seixas.
Alvaro do wioski przyjechał w 1972 roku.

P1070837

Wioska hippisów leży 30 kilometrów od Salwadoru, przytulone do Oceanu Atlantyckiego. Stan Bahia słynie w całej Brazylii z niezwykłej gościnności, uśmiechu i samby. Tak samo jest w Arembepe, prowincjonalnym miasteczku z kilkoma knajpami, apteką i ogromnym betonowym hotelem.

Na obrzeżach miasteczka, tam gdzie asfalt zmienia się w gruntową dróżkę, a plaże stają się jeszcze bielsze w mocnym słońcu mieści się Osada Hippisów. Tuż nad ujściem rzeki Capivara do oceanu, otoczona wysokimi wydmami, zamknęła się przed światem kapitalizmu.

P1070871

Noc spędzamy w domu numer 44. Luis Cerqueira mieszka tutaj od ponad 20 lat. Jest poetą i malarzem. Zaprasza nas do domu jakby na nas czekał, siadamy w salonie, rozmawiamy niespiesznie. Pokazuje nam koszulki pomalowane jego autorską techniką. Najpierw sprzedawał je w barach w Salwadorze, podobnie jak swoje wiersze. Teraz słowa zapisuje na materiale.

– Przyjechałem tutaj, zobaczyłem, że tu wszystko jest. Nie muszę zabijać się o życie  w mieście – zapewnia. Stara się nie pić, rzucił palenie, raz na czas sięga po marihuanę. Rzadko.

P1070857

– Paliłem ostro przez 10 lat. Traci się kontakt ze sobą. I dużo kasy. Poza tym w ostatni weekend była tu u mnie ogromna impreza, kilkadziesiąt osób. Dochodzę do siebie – mówi pięćdziesięciolatek.
Zależy mu na spokoju wewnętrznym bez używek. Starzeje się, dziś kazał młodym bębniarzom grać dwa domy dalej.

Cały sufit domu obwieszony jest łapaczami snów, które robi jego koleżanka. Na ścianach rzeźbo-obrazy wykonane z różnych przedmiotów – stare radio pomalowane na zielono przytula się do zardzewiałej trąbki. To również dzieło Luisa. Siedzimy w przestronnej sali z wyjściem na taras wysypany wszechobecnym pisakiem, gdzie co wieczór Luis rozpala ognisko.

Dużo myśli, czasem maluje. Jego dom leży na jednej z wyższych wydm. Fale rozpryskują się na plaży, palmy chronią przed wiatrem. Słychać tylko szum morza. – To najlepszy obraz jaki stworzyłem – śmieje się Luis. – Mam widok, którego pozazdrościliby mi najwięksi bogacze.

P1070839

x Close

Like Us On Facebook