sobota, 29 listopada 2014

[23] Rusz książką: Karol Lewandowski - Busem przez świat. Wyprawa pierwsza.

Jestem uzależniona od książek. Chociaż nie mam wiele czasu na oddawanie się niezaprzeczalnej przyjemności czytania, przeważnie jak dorwę dobrą lekturę, pochłaniam ją niemal na raz.
Jestem uzależniona od księgarnianych działów z książkami podróżniczymi. Za każdym razem mówię sobie: nie, dzisiaj szukasz tylko tego, co ci potrzebne, nic więcej. Nie masz pieniędzy na następną książkę.
Zawsze wychodzę z księgarni z kolejną.

Zupełnie nie wiem dlaczego trafiłam na tę książkę dopiero niedawno. Przypuszczam, że przez deficyt egzemplarzy; drugie wydanie zostało dodrukowane w tym roku, chociaż książka została wydana w 2011. Na półce na moją uwagę czeka w kolejce kilka kolejnych, więc założyłam, że tę przeczytam szybko.
Poszło sprawniej niż się spodziewałam. Rozpoczętą parę dni temu lekturę połknęłam w jedno popołudnie. 160 stron na jednym oddechu.
Książka została napisana super przyjemnym językiem. Bez zbędnych ozdobników i przekoloryzowania; autor opisuje wszystko dokładnie tak, jak jest. Jakby opowiadał mi tę całą historię w zadymionej knajpie przy piwie. Krótkie i treściwe rozdziały, fajne zdjęcia (wiadomo, że książki z obrazkami > książki bez obrazków), wszystko doprawione dozą ironicznego humoru.
Plan był prosty – stary ogórek i na Gibraltar. Bez wielkich pieniędzy, bez długiego urlopu. Przez 300 stron lektury miałam okazję utknąć w zepsutym busie gdzieś pośrodku Czech, uciekałam nocą w lesie przed niedźwiedziem i widziałam w Alpach najpiękniejsze nocne niebo jakie jestem w stanie sobie wyobrazić. Poznałam cudownych ludzi, pływałam w lodowatych górskich jeziorach, piłam wino na plaży Lazurowego Wybrzeża i zostałam okradziona. Poznałam hipisów, siedziałam w areszcie, spotkałam się z ogromną ludzką serdecznością i walczyłam o jedzenie z magotami. Niemal czułam zapach zupy pomidorowej z puszki – wzdryganie się na samą myśl po jedzeniu jej przez niemal miesiąc wcale mnie nie dziwi (od mojego powrotu z Norwegii minęły ponad 2 miesiące, a ja nadal nie mogę patrzeć na pasztet).
Gdy książka naprawdę mi się podoba, czytam z wypiekami na twarzy, a przy każdym zwrocie akcji żołądek aż boli mnie z nerwów. Po skończeniu „Busa” mięśnie mam zesztywniałe od nadmiaru przygód. Żeby jednak nie było tak kolorowo i słodko-mdląco, jest jeden wielki, największy minus – książka zbyt szybko się kończy. Wpisuję ją na czarną listę. :)


Z dwojga złego, nie wyszło tak źle, że trafiłam na nią dopiero teraz. Przynajmniej nie muszę zbyt długo czekać na kolejną – 8 grudnia premiera kolejnej lektury autorstwa Karola „Busem przez świat. Ameryka za 8 dolarów”. Czekam z niecierpliwością!

1 komentarz:

  1. dzieki za ciekawą recenzję! Do zobaczenia na premierze drugiej książki ;)

    OdpowiedzUsuń