środa, 17 września 2014

W metrze

Myślę, że wszystkie metra na świecie mają w sobie coś tajemniczego. Tym londyńskim podróżuję prawie codziennie już od roku i mimo, że większość podróży się od siebie specjalnie nie różni to za każdym razem, gdy przechodzę przez bramki mam takie przeczucie, że może wydarzyć się coś ciekawego.

Za dnia metro jest potwornie zatłoczone. Szczególnie w tygodniu, kiedy podróżuję wcześnie rano. Panuje wtedy ogromny ścisk i czasami wsiadam do pociągu dopiero za trzecim albo czwartym razem kiedy zwolni się trochę miejsca. Ludzie stoją w milczeniu, wsłuchując się w wypowiadane kolejno stacje. Jedni czytają gazety, drudzy słuchają muzyki. W powietrzu unoszą się ich historie, marzenia i niepewności. Czasami uda mi się nawiązać z kimś kontakt wzrokowy, wymienić uśmiech. Nie wiem skąd pochodzą, dokąd zmierzają. Zostają po nich tych puste miejsca, tak szybko zapełniane przez kolejną pasażerkę z torebką Prady albo chłopca w niebieskim mundurku.

Pamiętam mężczyznę z ogromną jaszczurką na ręku, która wpatrywała się we mnie groźnymi ślepiami wzbudzając postrach wśród pasażerów albo chłopaka, który na cały głos recytował poezję, czekając na platformie. Wiem też, że zawsze na Camden Town mogę spodziewać się kogoś ciekawego. 

Setki podróży, dziesiątki stacji metra, tysiące twarzy, miliony kroków.

Kilka razy ktoś zaintrygował mnie tak bardzo, że zdarzało mi się wsiąść do złego pociągu.

Dzisiaj poruszam się w metrze instynktownie. Nie patrzę już na strzałki. Wiem, na której stacji mam zmienić linię, jak skrócić sobie podróż, obliczyć jej przybliżony czas. Kiedy wpadam w tę kolejową sieć o łącznej długości 408 km wiem, że zanim dotrę do celu może wydarzyć się wszystko.

I zawsze słyszę ten szalony, świszczący wiatr, który pojawia się wraz ze światłem w tunelu. Ściskam wtedy trochę mocniej torbę, staję za żółtą linią i słyszę: Mind the gap between the train and the platform. 

I zawsze docieram do celu.

Nocą metro jest zupełnie inne. Jeszcze bardziej tajemnicze. Przyspieszony oddech jakby trochę zwalnia. Na metalowych ławkach siedzą samotni pasażerowie, trzymając w rękach papierowe torebki po jedzeniu z McDonalda, a pod ich nogami rzędami przebiegają myszy. Czasem gdzieś w oddali słychać przejeżdżający ambulans albo kółka walizki uderzające o schody. 

A potem znowu metro się budzi, a wraz z nim cały Londyn. 




Historia londyńskiego metra

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz