LookInto Americas

Ekwadorska hacjenda. Gdzie czas się zatrzymał

Był tu Simon Bolivar, jest Frida Kahlo, jesteśmy i my. Ale nie stać nas na nocleg w dawnym pokoju Bolivara.

Był tu Simon Bolivar, jest Frida Kahlo, jesteśmy i my. Ale nie stać nas na nocleg w dawnym pokoju Bolivara. 

Spróbujcie sobie wyobrazić taką scenę. Właściwie, by to dobrze zrobić, musielibyście zamknąć oczy, ale jak wtedy będziecie czytać?

Podjazd z otoczaków łukiem prowadzi was do przeszklonej fasady pewnej ekwadorskiej hacjendy. Jest wszystkim tym, co kiedykolwiek mogliście sobie wyobrazić na dźwięk lub widok słowa „hacjenda”. W lewym jej lewym rogu ciśnie się karminowa bugenwilia, przy biodrach falują wam jakieś niebieskie i pomarańczowe kwiaty, wokół palmy i drzewa cyprysowate.

Ogromne okna przedzielają ultramarynowe kolumny. Między nimi białe łuki. Słońce, które przez nie wpada, oświetla wypastowane na gładko kafle. Wchodzicie przez ciężkie drewniane drzwi z zamkiem, który ma trzysta lat, a klucz do niego jest tak długi jak wasze przedramię. Po świetlistym korytarzu sunie Indianka w cichych kapciuszkach z naręczem kalii. Druga stoi przed drewnianą toaletką z lustrem i obrywa końcówki różowych goździków. Obie w tradycyjnych strojach. I delikatnych uśmiechach. Nawet paw, co krąży na podjeździe, nie skrzeczy.

hacjen

Do tego zaklętego w innym wymiarze miejsca trafiliśmy przypadkiem, szukając drogi do innego hotelu w Otavalo. Wysoki Patricio cały w bokobrodach przechadza się po hacjendzie z dostojeństwem swego konkwistadorskiego przodka i opowiada. – Hacjenda należy do naszej rodziny od ośmiu pokoleń. Powstała w 1790 roku. Zatrzymywał się w niej Simon Bolivar w trakcie swoich częstych podróży między Ekwadorem i Kolumbią – szerokim gestem pokazuje nam pałacowe wnętrza domu.

Pułkownik Simon Bolivar najpierw walczył o wyzwolenie Wenezueli spod panowania Hiszpanów, a gdy w końcu mu się to udało i został prezydentem republiki, poprowadził do niepodległości Boliwię, Ekwador, Kolumbię, Peru i Panamę. Nie ma dziecka w całej Ameryce Łacińskiej, które nie kojarzyłoby tego nazwiska. Jego sny o niepodległości można dzielić w pokoju numer jeden, od 19 lat do dyspozycji gości (choć ta przyjemność kosztuje – za nocleg tutaj nie zapłacimy mniej niż 100 dolarów).

W XIX wieku hacjenda odegrała też symboliczną rolę – niepodległe sąsiedzkie kraje wciąż walczyły o ziemie. W listopadzie 1863 roku między Kolumbią a Ekwadorem wybucha kolejna wojna. Nie trwa długo, bo zmęczona opinia publiczna jest jej przeciwna. 30 grudnia rządy obu krajów w tym idyllicznym miejscu zawierają pokój znany jako Traktat z Pinsaqui.

Nie koniec dziwów. W głównym hallu ze ściany, spod bardzo krzaczastych i zrośniętych brwi spogląda na nas dość krzywo najbardziej znana meksykańska malarka. Pali, podobnie jak towarzyszący jej dżentelmen w garniturze. – Mój pradziadek był ambasadorem Ekwadoru w Meksyku. Wtedy poznał Fridę Kahlo – tłumaczy Patricio. Kryształowe kandelabry, które wiszą nam nad głowami, przyjechały tu z włoskiego Murano. Patia, fontanny, krużganki. Meble stylowe, fotele z wielkimi oparciami, kominki na miarę niejednego z wypielęgnowanych koni, które romantycznie kłusują wzdłuż hacjendy.

hacje

Rodzina Freile Larrea jest dziś nieprzyzwoicie bogata. A kiedyś była obrzydliwe – 2,5 tys. hektarów ziemi, zastępy zagonionych do pracy Indian, fabryka tkanin. Patricio robi tu za odźwiernego, właścicielem jest bezgłosy po operacji tchawicy Pedro, który mieszka w innej, oddalonej o 45 min. drogi posiadłości. To on zrobił z tego miejsca ekskluzywny hotel. Jak większość krewnych, namiętny koniarz. Trofea, konie, jego zdjęcia z końmi (nawet w zabytkowej sypialni na dywanie, a co), towarzyszą naszemu spacerowi. Miłości własnej rodowi nie brakuje. I pańskości, która sprawia, że nas Patricio dopieszcza, a na indiańskich pracowników pstryka palcami jak na służbę.

x Close

Like Us On Facebook