poniedziałek, 8 września 2014

Dover

Lubię czasami się zatrzymać. Nie słyszeć hałasu metra i krzyczących reklam. Spakować plecak i po prostu wyruszyć przed siebie. I tak też niedawno zrobiłem. Usiadłem wieczorem przy komputerze, żeby kupić bilet, chwyciłem w ręce przewodnik po Wielkiej Brytanii i postanowiłem pojechać w moją pierwszą podróż poza Londyn. Wybór padł na Dover, słynne portowe miasto z którego promy wypływają na cały świat. Najbardziej jednak chciałem zobaczyć białe klify, po których wspinał się Kordian. Nazajutrz wyruszyłem ze stacji Victoria.

Wysiadłem z autobusu i zapytałem się o drogę do klifów pewnej starszej kobiety. Tak poznałem Ann, która w przeszłości była przewodnikiem turystycznym i oprowadzała wycieczki po Dover. Nie mogłem trafić lepiej. Dzisiaj mieszka poza miastem, ale odwiedza tu bardzo często swoje dzieci. Oboje poczuliśmy na skórze lekki wiatr, który jakby zapraszał nas na spotkanie. Doszliśmy do miejsca, w którym zaczynała się plaża z niesamowicie lazurową wodą i kamienistym wybrzeżem. Słońce, które tamtego dnia wyraźnie zaznaczało swoją obecność odbijało się w lakierowanych łodziach pobliskiej mariny.

- Ann tu jest niesamowicie! W którą stronę mam iść, aby odnaleźć drogę do klifów?

- Widzisz ten biały budynek, tam na wprost? To tam zaczynają się najpiękniejsze widoki. Tutaj na górze klify porośnięte są lasami i są strome, przez co zamknięte dla turystów. Chciałabym cię tam zabrać, chciałabym żebyś dotknął klifów, poczuł kredę na swoich palcach. 

Bez zastanowienia ruszyliśmy. Przeszliśmy przez ruchliwą jezdnię.

- To minus Dover, powiedziała Ann. Okropnie zatłoczona autostrada. I spójrz na ten budynek, który tam bardzo przysłania widok na zamek. 

- Co tam jest?

- Jakiś biurowiec. 

- Wygląda podobnie jak budynki w Polsce w latach 70.

- Wiesz co Ann. To moja pierwsza podróż poza Londyn. Po raz pierwszy mogę tak naprawdę wziąć głęboki oddech i zobaczyć horyzont.

Zatrzymaliśmy się na chwilę. Ann chwyciła się drewnianej barierki.

- Pracowałam kiedyś w Londynie, ale zawsze byłam dziewczyną z tych stron. Zawsze chciałam tu wrócić. 

Po chwili Ann zaczęła opowiadać mi historię zamku z XII wieku, który unosi się na wzgórzu. Umieszczono go na pozycji strategicznej, tak aby można było strzec najkrótszej drogi prowadzącej z Wielkiej Brytanii na kontynent. 

- Pójdziemy teraz w kierunku miejsca, gdzie się poznaliśmy i tam pokażę ci początek drogi do zamku i na klify.

Po kilkunastu minutach uściskaliśmy się i każde z nas poszło w swoją stronę. I to był właśnie ten niezaplanowany moment, to jedno z wielu spotkań. Coś co w podróży lubię najbardziej.

Po chwili ruszyłem na klify. I tam już moim przewodnikiem był wiatr.

fot. Michał Lachowicz


Dover

Marina w Dover





Dover Castle













Brak komentarzy:

Prześlij komentarz